15 lipca 2016

Miniaturka VI

Witajcie :D

nie, nie przychodzę z nowym rozdziałem, ale niebawem to nadrobię. Dziś przedstawiam Wam miniaturkę, która zajęła pierwsze miejsce w konkursie organizowanym przez Stowarzyszenie Blogów o Harrym Potterze KLIK
Jeszcze raz ogromnie dziękuję! Niezwykle się cieszę, bo kompletnie nie spodziewałam się takiego wyróżnienia. Ta miniaturka, to eksperyment, próba zdobycia się na pisanie z humorem, z którym mam niesamowity problem. 
Proszę też nie odbierać zachowania Rona w tej miniaturce, jako zachowanie złego ojca. Strach i niepewność, brak potrzeby uczestniczenia w porodzie nie jest wyznacznikiem, choć sama jestem wdzięczna swemu mężowi za wsparcie w trakcie tych pięknych chwil.

Z przecinkami i kilkoma innymi mankamentami dzielnie walczyły Acrimonia i Rzan, którym serdecznie dziękuję!<3 br="">


Co by było, gdyby...
Gdyby ciotka miała wąsy… Nie, to nie tak.
Może… Gdyby tak, wróżką być? Nie, to też nie to.
A może… Może…Hm…
Wiem!
Co by było, gdyby Draco Malfoy uciekł ze świata czarodziejów? Tak! To o to chodziło.
Musisz wybaczyć niepewność, drogi Czytelniku, ale Autorka ma problemy z koncentracją i mało brakowało, a zamiast uraczyć Cię zabawną historyjką ze świata Harry’ego Pottera, przedstawiłaby Ci przepis na babkę ziemniaczaną.
Więc co by było gdyby? (Hermiona właśnie mnie pouczyła, że nie zaczyna się zdania od „więc”, ale jestem Autorką, mogę wszystko! Nie? Nie jestem Jo? No dobra).
Co by było gdyby?
Gdyby z jakichś nieznanych powodów Draco Malfoy zapragnął wolności w dokładnym tego słowa znaczeniu, prawdopodobnie chciałby być już całkowicie dorosły ( – Wcale nie! – krzyczy do mnie zza ściany, ale staram się go ignorować). Nawet wiele lat po wojnie świat czarodziejów zapewne nie byłby mu przyjazny, więc zakładam, że zapragnąłby go porzucić na zawsze, mając nadzieję, że nigdy więcej nie spotka: zarozumiałego Pottera, który wprowadza mętlik w jego biednej, blondwłosej głowie; wszechwiedzącej i nadal brzydkiej jak szyszymora Granger oraz fajtłapy Weasleya, o którego przymiotach nie chce nawet myśleć. ( – Wreszcie piszesz z sensem – z uznaniem mruczy Malfoy, robiąc sobie kawę w moim ulubionym kubku. Hermiona na szczęście wyszła do biblioteki, więc uwaga o jej urodzie może ujdzie mi płazem, ale na swoją obronę mam tylko to, że próbuję przekazać zdanie tego tam Ślizgona).
Byłby zapewne zadowolony z faktu, że całe towarzystwo powyższej, znienawidzonej trójki również zostanie po drugiej stronie barykady. Jeżeli chodzi o znajomych i przyjaciół jego dawnej rodziny, sprawa przedstawia się jeszcze prościej – nikt ze znanych mu osób, nie chciałby mieszać się z mugolami. Tak, Malfoy miał doskonały plan! ( – Jak zawsze chodząca doskonałość – zapewnia mnie nieskromnie, na co prycham z irytacją. Naprawdę nie wiem, czy chcę pisać o tym małym, zarozumiałym ___________________________________________________________
Ten szczurzy bobek wyłączył mi komputer! Wyobrażacie to sobie? No to teraz mu pokażę!).
***
Występują:
HERMIONA – prawie czterdziestoletnia kobieta, którą aktualnie rządzą hormony. Jest w dziewiątym miesiącu ciąży i z nieznanych powodów uznaje tylko mugolskich lekarzy. Krążą pogłoski, że to przez zaniedbania w Św. Mungu, które wykryła podczas ostatniej kontroli. W czasie wolnym uprzykrza życie wszystkim, którzy chcą jej jeszcze słuchać, opowiadając o nowinkach, jakie wyczytała na temat ciąży i rozwoju dziecka. Jej stosunki z Ginny i Fleur są poprawne. Jak sama twierdzi, jest specjalistką od spraw dziwnych i beznadziejnych, pewnie dlatego zdecydowała się na życie z Ronem.
FLEUR – nadal olśniewająco piękna, o czym nie pozwala nikomu zapomnieć. Mówi, że nie jest zakochana w sobie, po prostu lubi na siebie patrzeć. Wiecznie na diecie, jednak czasami wychodzi poza nią, twierdząc, że kurczak w pięciu smakach to samo białko. Wyznaje zasadę: „nie znam się, ale się wypowiem” – czasami nawet słusznie. Nie lubi wydawać galeonów, ale gospodarka jej potrzebuje, więc nie może jej zawieść. Utrzymuje, że ma duże poczucie humoru i zawsze sama śmieje się ze swoich żartów, w większości francuskich*.
GINNY – wbrew pozorom nie jest typową rudą wredotą, choć od prób bycia miłym dostaje zajadów. Ciągle coś je – szczególnie w obecności Fleur. Zawsze ma swoje własne zdanie i wyraża je bez pytania, co skutkuje częstymi konfliktami ze szwagierką – którą? Sami się domyślcie. Uważa, że jak jej w życiu nic nie wyjdzie, to wyjdzie chociaż za mąż.
DRACO – mężczyzna po przejściach, który charakterem idealnie pasuje do Hermiony, ale nigdy się do tego nie przyzna. Przez nadopiekuńczych rodziców ma obsesję na punkcie decydowania o własnym życiu, co często prowadzi go do depresji. Jeżeli uważasz, że droga do jego serca prowadzi przez żołądek, to mylisz go z Ronem – „żołądek” Draco jest zdecydowanie niżej. Ciągle próbuje się dowartościować, więc od znienawidzonego Weasleya różni go tylko numer seryjny jego najnowszej miotły. Dobiegając czterdziestki, samotnie wychowuje syna, co jako tako trzyma go przy zdrowych zmysłach. Pracuje w mugolskim szpitalu ginekologiczno-położniczym.
RON – doskonale opisuje go stwierdzenie: „jeżeli mężczyzna mówi, że zrobi, to mówi – nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku”. W przeciwieństwie do swego nastoletniego wcielenia stara się być oazą spokoju. Jego stan nerwowy może się zmienić tylko w wyjątkowych sytuacjach, takich jak nieoczekiwane spotkanie Draco Malfoya lub spotkanie Malfoya. Poza tym jest niewzruszony. No chyba, że aktualnie ma kryzys wieku średniego lub ciężarną żonę, wtedy należy go zrozumieć. W przeciągu ostatniego tygodnia stał się częstym bywalcem izby przyjęć. Niestety, trzy razy spotkał tam Malfoya. Twierdzi, że to on rządzi w domu, ale w innych sprawach też lubi kłamać.
SCORPIUS – uroczy czterolatek, który jako jedyny ma poukładane w głowie. Niestety nie odgrywa tu większej roli, bo obcowanie z wyżej wymienionymi zniszczyłoby jego niewinną psychikę.
MOLLY – występuje, bo musi.
***
Było ciepłe, majowe przedpołudnie. Długi weekend w tym roku zapowiadał się obiecująco. Większość ludzi wyjechała za miasto, by móc odpocząć od przytłaczającego zgiełku.
Draco Malfoy stał na placu zabaw, niedbale oparty o nogę huśtawki i odruchowo, co jakiś czas bujał swojego syna. Zamiast wzrokiem śledzić ruch, w jaki wprawiał swoje dziecko, obserwował chodzącą między gumowymi płytami biedronkę. Przeszło mu przez myśl, że jest w tym momencie panem jej życia. Spieszyła się, przemierzając kolejne szpary w nawierzchni, a on w każdej chwili mógł ją zdeptać. Fakt, że owad nie miał świadomości tego, że nie zdąży dojść do kolejnej płyty, gdy tylko Draco zechce,  wprawiała go w niezdrowe podniecenie. Mógł decydować.
– Tatusiu, uważaj, podeptasz biedronkę – zawołał Scorpius, widząc uniesioną stopę ojca. Draco ze zdziwieniem spojrzał na Scorpiusa i przez moment nie wiedział, skąd dziecko wzięło się na huśtawce, o którą on się opierał.
– Tak, masz rację, Scorp, muszę uważać – powiedział lekko zaskoczonym głosem.
– Dobrze, że mam takie widzialne oczy, prawda tatusiu? Uratowałem biedronkę. – Maluch był bardzo z siebie dumny.
Zeskoczył z wolno bujającej się huśtawki, podszedł do owada, który nieznacznie oddalił się od stopy Draco, ukucnął i położył swoją rękę na ciepłej płycie. Już po chwili biedronka weszła na jego wyprostowane palce i wyciągnęła swoje delikatne, czarne skrzydełka.
– Nie odlatuj – szepnął Scorpius. – Tata nie chciał cię podeptywać, słowo.
Draco wcale nie zgadzał się ze zdaniem swojego syna, ale rozsądnie to przemilczał. Wiedział, że czterolatek był nad wyraz rozwiniętym chłopcem i zapewne oburzyłyby go myśli ojca, jeżeli tylko by je zrozumiał. Później zostałby przegadany, a Scorpius na zakończenie tupnąłby nogą i obraził się „już do końca świata”. Draco nie lubił drażnić się ze Scorpiusem, ponieważ syn to jedyny człowiek, który akceptował go bezwarunkowo. Sam Malfoy miał przeraźliwą świadomość tego, kim się stał. Pamiętał, jak bardzo się zdenerwował, zdając sobie sprawę, że częste kontakty z Potterem odcisnęły na nim nieodwracalne piętno. Dotąd dumny ze swego pochodzenia, obcując z Chłopcem-Który-Mieszał-Mu-W-Głowie, zaczął mieć wątpliwości. Ba, żeby tylko wątpliwości – on zyskał pewność, że był skurczybykiem i będąc na miejscu Pottera, w życiu nie wyciągnąłby do siebie ręki. Gdy tylko owo przekonanie ukształtowało się w jego głowie, padł na niego blady strach, który stał się impulsem do ogromnych zmian w jego życiu.
Powojenne życie Draco wyglądało całkiem ponuro. Nadwrażliwi rodzice, chcąc wynagrodzić krzywdę, jaką mu wyrządzili w poprzednich latach, starali się uprzedzać jego myśli. Gdyby zachowywali się tak, gdy Draco był w wieku Scorpa, czułby się pewnie najszczęśliwszym dzieciakiem pod słońcem. Jednak mając lat dwadzieścia, dwadzieścia pięć, w końcu trzydzieści, Draco pragnął zacząć sam podejmować decyzje. Jego koledzy i znajomi rozwijali własne firmy, stawali się szanowanymi ludźmi, a on? On nadal był wyrzutkiem. Lucjusz i Narcyza uważali, że nie musiał pracować, bo zasobność ich skarbca starczyłaby jeszcze dla jego wnuków, ale Draco wiedział, że nawet gdyby chciał, nie znalazłby pracy. Nikt mu nie ufał, uważając za dwulicowego. Jego rodzinie dano spokój i choć Malfoyowie robili dobrą minę do złej gry, starając się utrzymać pozory, to Draco wiedział, że społeczność czarodziejów brzydzi się członkami ich rodu. Nazwisko Malfoy było wypluwane z uczuciem obrzydzenia malującym się na twarzach.
Długo trwało, zanim Draco postanowił na zawsze przenieść się do świata mugoli, gdzie nikt go nie znał i nie oceniał. Szczęśliwym trafem właśnie odziedziczył spadek po swoich rodzicach, więc nie musiał martwić się o kolejny dzień. Nic nie stało na przeszkodzie, by rozpocząć całkiem nowe życie. W mugolskim świecie nie miał ciążącej na nim przeszłości, nie musiał się tłumaczyć z wyborów, jakich dokonał, z ludzi, których skrzywdził. Mógł być wolny, mógł zacząć od nowa. Pusty dom nie napawał go spokojem i optymizmem, strasząc nieprzebrzmiałym jeszcze echem głosów Narcyzy i Lucjusza. Nie miał jednak odwagi wyprowadzić się z dala od Londynu, bo zmianę swojego życia postanowił zacząć kompleksowo i niepewność, że sobie nie poradzi w spartańskich warunkach, spędzała mu sen z powiek. Po dłuższych rozważaniach wybrał z rodzinnego skarbca niezbędne do przeżycia oszczędności i, zapewniając sobie spokojne życie, przez dwa miesiące szukał pracy na przedmieściach mugolskiego Londynu. Nie mogąc znaleźć nic, co byłoby odpowiednie dla człowieka jego pokroju, postanowił ostatni raz wykorzystać kontakty z Potterem. W magicznym świecie był początkującym uzdrowicielem bez perspektyw na świetlaną przyszłość, więc uzbrojony w nową tożsamość, ruszył na podbój mugolskich akademii. Opanowanie wiedzy z zakresu medycyny zajęło mu zaledwie trzy lata, w trakcie których nadal utrzymywał sporadyczny kontakt z Harrym, który cierpliwie uczył go, jak ból przekształcić w siłę. Malfoy, powoli zaczynał rozumieć, na czym polega życie.
Odbywając staż w szpitalu ginekologiczno-położniczym im. Św. Barnaby, poznał Anastazję – piękną, błękitnooką, długonogą blondynkę. Wydawała się osobą ciepłą i wyrozumiałą.  Zachłysnął się nią. Ubóstwiał jej oczy, uwielbiał dołek w prawym policzku, gdy się uśmiechała. Kochał jej silne, zdecydowane ramiona, pewność w głosie i umiłowanie do podróży. Wcześniej życie damsko-męskie traktował dosyć luźno, skacząc z przysłowiowego kwiatka na kwiatek. Imprezy, prywatki, wyjścia do klubów  – wszystko to rekompensowało mu ograniczone możliwości używania czarów. Był tak pewny siebie, że wiążąc z Anastazją, stracił czujność i niespełna dziewięć miesięcy później, został ojcem. Po porodzie czar prysł. Draco wiedział, że jest jednym z tych ludzi, którzy potrafią ranić, a potem zmieniają zdanie i nie rozumieją, dlaczego inni zachowują się tak, a nie inaczej. Miał świadomość, że posiada najtrudniejszy z możliwych charakterów i życie z nim nie jest proste. Że żałuje, ale niekoniecznie tęskni, że nie umie mówić o uczuciach, być księciem na białym koniu. Jednak Anastazja zdobyła jego zaufanie i to bolało najbardziej. Nie wiedział, skąd się wzięła u niej potrzeba udowadniania mu, że jest od niego lepsza. Pamiętał, jak bardzo starał się ją wspierać w pierwszych krokach jako matki. Gdy wylewała po nocach łzy bezradności z powodu braku pokarmu, gdy bała się, że nie poczuje więzi z dzieckiem, bo nie rodziła siłami natury, zawsze był przy niej. Tłumaczył, że nieważne, jak karmi, ważne, że to robi. Obruszał się, pytając, czy skoro on nie rodził, to będzie gorszym rodzicem? Motywował i kibicował jej całym sobą do czasu, aż pewnie stanęła na nogi. I wtedy zaczęła zadawać mu ciosy, wykorzystując jego miłość do syna. Grała na uczuciach, manipulowała, wreszcie wyśmiewała jego słabą orientację w rzeczywistości. Cieszył się wtedy, że nigdy nie przyznał się do tego, że jest czarodziejem. Na szczęście szybko udało mu się wyplątać z tego toksycznego związku i wywalczyć wyłączne prawo do opieki nad Scorpiusem, ale jego świeżo ułożone życie, znowu się rozsypało.
Przez następne lata Draco Malfoy przeszedł kolejną metamorfozę. Z początku było mu bardzo ciężko. Często popadał w przygnębienie i stany depresyjne, znajdując się o krok od podjęcia decyzji o powrocie do magicznego świata. Młody, niedoświadczony, z małym dzieckiem przejawiającym magiczne zdolności, zdany tylko na siebie. Do tego jego problemy z samym sobą wyjątkowo szybko się pogłębiały. W tamtym czasie śmiało należało mu współczuć. Jednak nigdy nie żałował tego, co go spotkało. Scorpius pozwolił mu dorosnąć, poczuć się ważnym, niezastąpionym. Dziecko nauczyło go też bycia prawdomównym. Mówienie o tym, co myśli i umiejętność przyznawania się do błędów nie zawsze przysparzały mu przyjaciół, ale pewnego dnia z zaskoczeniem stwierdził, że mały Scorp jest dla niego wystarczającym towarzyszem, nie potrzebował nikogo innego. Szybko odkrył również, że posiadanie syna ma wiele plusów. Kobiety uwielbiały rozczulać się nad niezaradnym tatusiem, a Malfoy potrafił z tego korzystać. Jednak nauczony doświadczeniem uważał, by Scorpiusowi nie urodziło się rodzeństwo.
Gdy ponownie osiągnął równowagę psychiczną, jak tornado w jego życie wdarli się oni. Granger** z talią biedronki i jej wyliniały ze starości Weasley. Malfoy zachodził w głowę, komu w przeszłości zalazł za skórę, że teraz los karze go tak bardzo. Przecież już nigdy w życiu miał ich nie spotkać! Miał nie musieć być wdzięcznym, miał się już nigdy nie tłumaczyć. Tak brzmiał jego, doskonały pod każdym względem, plan. Granger z tą swoją nieskazitelną pozycją społeczną i wysoko zadartym, wszechwiedzącym nosem. Weasley jednakowo niezdarny jak kiedyś, szczycący się tym, że jednak jakaś na niego poleciała. Jeszcze brakowało tylko Pottera z tym jego denerwującym miłosierdziem wypisanym na bliznowatej gębie.
Świat Draco Malfoya, ponownie zachwiał się w posadach. Bał się, że straci niedawno odzyskaną kontrolę.
Był dobry w tym co robi, był cholernie dobry i teraz za to przyszło mu cierpieć. Pocieszał się, że jeszcze kilka tygodni i jego życie wróci do normy. Znowu będzie bawił się z synem, nie obawiając się tego, że ktoś ich zobaczy. Będzie doprowadzał do szału panią Star – opiekunkę Scorpa, gdy zamiast kolacji, poda synowi lody, a na śniadanie zafunduje frytki z McDonalda. Nie będzie się bał oskarżeń padających półsłówkami z ust Weasleya, które mogli usłyszeć inni pacjenci. Nie będzie przerażony, że do jego drzwi zapuka ktoś z tamtego świata. Tymczasem jednak musiał zacisnąć zęby i udawać, że pewność wyboru, jakiego dokonał, a jego psychika jest odporna na napływające wspomnienia.
Przynajmniej dwa razy w tygodniu oglądał Granger i małą Rose rozwijającą się w jej brzuchu. Hermiona była specyficzną pacjentką. Czarownica woląca mugolską medycynę – to rzadkie nawet wśród osób jej pochodzenia. Posiadała zaskakująco dużą wiedzę i, jak to ona, zadawała sporo pytań. To dziwne, ale Draco cieszył się, że nie musi tłumaczyć oczywistych spraw, a zamiast tego może poprowadzić ciekawą rozmowę na temat tego, co ich oboje interesowało. Tendencja do takich dywagacji, bardzo irytowała Rona i Malfoy nie wiedział, czy dlatego, że Weasley miał blade pojęcie o przedmiocie ich dyskusji, czy też nie umiał się wznieść nad uprzedzenia. Z czasem przestał towarzyszyć żonie, wymawiając się trwającym remontem w ich domu. Podczas jednej z samotnych wizyt, Draco poczuł się dziwnie, patrząc na pełną wątpliwości kobietę. Od Granger biło zrezygnowanie. Na jego pytania opowiadała automatycznie, bojąc się pokazać jakiekolwiek emocje. Jej zagubienie i niechęć do zakończenia wizyty miała zaskakujący wpływ na Draco. Fakt, że Weasley rzadko i niechętnie towarzyszył Hermionie w tych wyjątkowych chwilach wydawał mu się zastanawiający, jednak wtedy, tamtego dnia, czuł, że Granger była na skraju wytrzymałości nie tylko ze względu na ciążę. Wiedział, jak to jest być zdanym tylko na siebie, na całym świecie mieć tylko własne dziecko.
– Wieprzlej znowu ma was w głęboki poważaniu? – zapytał od niechcenia, wodząc głowicą ultrasonografu po wypukłym brzuchu Hermiony. Rose była dziś wyjątkowo aktywna i próbowała właśnie wyprostować nogi, co musiało sprawiać jej mamie ból. Miał ochotę uścisnąć rękę kobiety, by dodać otuchy.
           Zauważył, jak po jego słowach jej brwi zmarszczyły się, a zęby nerwowo przygryzły wargę. Wiedział, że jej mina może mieć dwojakie znaczenie, ale pozostawał jeszcze mały szczegół, który pozwolił nabrać mu pewności. Czuł, że sam zachowuje się po szczeniacku, ale jej reakcję uznał za ciche przyzwolenie. Westchnął, próbując stłumić zaskakujące uczucie mrowienia pod skórą.
– I tego chcesz? – zapytał, nie wiedząc, czy chce usłyszeć odpowiedź.
Milczała.
***
W Norze panował przyjemny, przedpołudniowy nastrój. Przez otwarte okna wpadały promienie słońca chłodzone leniwymi podmuchami wiatru, które wzburzały śnieżnobiałe firany. Maj zachwycał idealną pogodą sprzyjającą długiemu wypoczynkowi. Fleur i Ginny siedziały w kuchni przy wyszorowanych do białości stole, mierząc się obojętnym wzrokiem. Po ostatniej sprzeczce starały się ignorować swoją obecność. Ginny grzebała niemrawo w misce pełnej płatków, nie mogąc się zdecydować, czy nalać do nich mleka, czy zjeść je suche. Fleur kontrolowała swoje odbicie w łyżeczce do herbaty, starając się nie patrzeć w stronę jedzenia. Znowu była na diecie. Obie kobiety czekały na Hermionę i Molly, które poszły na strych, szperać w dziecięcych ubrankach i odszukać konia na biegunach, którym bawiła się kiedyś Ginny.
Słońce stało już wysoko na niebie, gdy na schodach usłyszały poruszenie. Obie podniosły głowy, ale powstrzymały się od wstania. Ich relacje z Hermioną były specyficzne. Fleur, posiadająca już własne dzieci, miała tendencję do rozprawiania o swoich porodach. Rodziła oczywiście w najlepszym paryskim szpitalu dla czarownic i nie mogła zrozumieć przywiązania Hermiony do mugolskiej medycyny. Nigdy nie interesowała się też szczegółowym rozwojem dziecka w łonie matki. Natomiast Ginny czuła się jakby wykluczona z tego tematu, bo ostatnim, o czym teraz marzyła, były dzieci. Obie wyjątkowo zgodnie potępiały zaufanie, jakim Hermiona postanowiła obdarzyć Malfoya.
– Chyba rodzę – oznajmiła Hermiona, wchodząc do salonu i patrząc wyczekująco w stronę męża.
– Znowu? – mruknął Ron, nie unosząc nawet głowy z kanapy, na której smacznie drzemał.
– Mówię poważnie, Ron, ja rodzę! – Hermiona nie umiała określić tego, co czuła, widząc reakcję męża.
– Piąty raz w tym tygodniu – odpowiedział przyszły tatuś i donośnie zachrapał.
– Ronaldzie Weasley, jej odeszły wody! – krzyknęła Molly, wchodząc do pokoju. Ron zerwał się na równe nogi.
– Co? Jakie wody? – Spojrzał z przerażeniem na żonę, a potem na matkę osuszającą podłogę w korytarzu. – Na Merlina! Ona rodzi! – wykrzyknął. – Hermiona rodzi moje dziecko! – Na jego twarzy pojawiła się panika.
Bladł i czerwieniał na zmianę w takim tempie, że Hermiona zaczęła się obawiać, że jej mąż zemdleje. – Zróbcie coś! Ona rodzi! – Podszedł szybkim krokiem do Hermiony i złapał ją za ogromny brzuch. – Oddychaj… Uff, uff, o tak! – Odwrócił się w stronę wchodzącej do pokoju matki. – Gdzie jest tata? Dlaczego go tu nie ma?! – Spojrzał ponownie na Hermionę i upewnił się: – Oddychasz? – Widząc zniecierpliwione potaknięcie, przyłożył ucho do brzucha żony i zaczął nasłuchiwać. – Rose, słyszysz mnie? Mama oddycha, nie wychodź jeszcze! Niech ktoś coś wreszcie zrobi! – krzyknął zdenerwowany.
Choć atmosfera się wyraźnie zagęściła, Hermiona stała całkowicie opanowana, nadal trzymając w ręku torbę spakowaną do szpitala. Pani Weasley z dłońmi wspartymi na biodrach, pokręciła z powątpiewaniem głową i w pośpiechu wyszła na podwórko. Fleur tupała nogą patrząc wymownie w sufit, a Ginny spokojnie nalała zimnego mleka do miseczki z płatkami śniadaniowymi i zanurzyła w nich łyżkę. Nikt nie śmiał zwrócić uwagi, że panika Rona była całkowicie zbędna. Mugolski ambulans był już zapewne w drodze, Hermiona w skupieniu liczyła kolejne skurcze, starając się nie pokazywać po sobie narastającego bólu – strach pomyśleć, co mógłby wtedy zrobić zdesperowany przyszły tatuś, a trzeba dodać, że czekała go jeszcze konfrontacja z Malfoyem, który był przecież lekarzem prowadzącym Hermiony i najlepszym położnikiem w okolicy.
– Ron, jak chcesz być obecny przy porodzie, musisz przestać panikować – stwierdziła rzeczowo Hermiona, powstrzymując się przed zrobieniem wykładu na temat nieodpowiedzialnych ojców i ich nieprzemyślanych zachowań. Stopniowo narastający ból odebrał jej ochotę do dyskusji, której Ron i tak by nie zrozumiał.
– Panikować? A kto tu panikuje? – Ron rozejrzał się po pomieszczeniu, patrząc oskarżycielsko na wszystkich obecnych w zasięgu wzroku. – Przecież nie ja. Możesz mi powiedzieć, co mam robić?
– Na początek możesz wziąć ode mnie tę torbę, żebym mogła swobodnie chodzić – westchnęła poirytowana kobieta. Nerwowość męża zaczęła się jej udzielać.
– A nie powinnaś się położyć? – nieśmiało zapytał Ron, biorąc zaskakująco ciężki pakunek od żony i widząc jej niezadowoloną minę.
– Na to jeszcze przyjdzie pora – rzekła Fleur, zerkając nerwowo na Hermionę. Nad ich głowami lewitowała wielką, gumową piłkę. – Proszę moja droga, skakanie na piłce trochę ci pomoże.
– To może coś zjesz? Zrobić ci jajka na twardo? – zapytał Ron, ignorując słowa Fleur. Ginny przezornie milczała.
– Jajka? Ogłupiałeś do reszty? – warknęła Hermiona, próbując skupić się na skurczach.
– Przecież zawsze lubiłaś – Ron najwyraźniej stracił orientację.
– No to już nie lubię! – oznajmiła jego żona, siadając na piłce.
– Kochanie, rozumiem, że te nastroje to przez ciąże, ale…
– Tak, pewnie – przerwała mu w myślach Hermiona. – Nie przez ciążę, tylko przez ciebie!
Do pokoju wróciła pani Weasley.
– Ambulans powinien być tu lada moment – powiedziała, patrząc z niepokojem na poczynania Hermiony. Kompletnie nie ufała tym mugolskim sposobom, ale nie miała zamiaru się kłócić ze swoją synową. Każda próba opowiedzenia własnych doświadczeń kończyła się długim i żmudnym wykładem na temat postępu technologii i ogólnopojętej zmiany w rodzeniu oraz wychowywaniu potomstwa. – Artur powiadomił już porodówkę w szpitalu, czekają na was. Obiecał też udać się po twoich rodziców.
Hermiona spojrzała na swoją teściową. Ta kobieta, w przeciwieństwie do jej syna, była dla niej wzorem organizacji, jednak nigdy otwarcie jej o tym nie powiedziała. Sama myśl spowodowała u niej wzruszenie i chęć rozpłakania się.
Cholerne hormony – pomyślała.
– Mamo, a czy mogłabyś pojechać z nami? Przyda mi się jakaś osoba, która wie, jak to wszystko naprawdę przebiega. Trochę się stresuję – zapytała nieśmiało Hermiona, zerkając jednocześnie z uwagą na Rona. Ginny z wrażenia upuściła łyżkę, która brzęknęła o dno prawie pustej miseczki. Hermiona prosząca o pomoc to było zdecydowanie niezwykłe zjawisko. Tak jak spodziewała się Ginny, Molly natychmiast zalała się łzami.
– Och moje dziecko, oczywiście, że pojadę. To dla mnie zaszczyt. – Molly ucałowała Hermionę i otarła fartuchem łzy wzruszenia, jakie popłynęły po jej policzkach. – No, Ron! Słyszałeś, co powiedziała twoja żona. Uspokój się i przestań się mazać!
Ron popatrzył z zaskoczeniem na matkę, bo albo miał napad głuchoty, albo Hermiona nic takiego nie powiedziała, choć fakt, że jeszcze na niego nie nakrzyczała, wydał się podejrzany. Rozsądnie postanowił puścić ostatnią uwagę Molly mimo uszu. Jego matka, podobnie jak żona i siostra, były nieprzewidywalne. Często ubolewał nad swoim losem, który niewątpliwie był ciężki przy tych trzech paniach. Częste wizyty Fleur w jego rodzinnym domu, też nie napawały mężczyzny optymizmem.
W oddali rozległ się charakterystyczny dźwięk mugolskiego ambulansu. Za chwilę powinni być w szpitalu. Za chwilę spotka Malfoya – nie ma co, idealna majówka!
Po początkowym podnieceniu, „że to już” nie został nawet ślad. Patrzył, jak Hermiona wychodziła na podwórze. Była tak nienaturalnie opanowana. Taka… obca! On sam nie potrafił poradzić sobie z uczuciami, jakie napływały do jego głowy. Próbował sobie wytłumaczyć, że to nie jej wina, że właśnie wtedy, gdy on zaplanował sobie zasłużony odpoczynek, ona postanowiła zacząć rodzić. Jeśli chciałby być szczery, to nie miał wcale ochoty jechać do tego szpitala. Po co on tam? Przecież nie on będzie wydawał dziecko na świat. Hermiona będzie na niego warczeć, wiedząc wszystko lepiej, jego matka z pewnością będzie jej w tym asystować, a do tego Malfoy, który będzie grał pierwsze skrzypce, zaraz po samej Hermionie. Ron nie był pewien, czy jest w stanie znieść w tym tygodniu jeszcze choćby godzinę w obecności Ślizgona. Za każdym razem patrzył się na niego z wyższością, z tym wszechwiedzącym uśmiechem, który tak dobrze znał z twarzy Hermiony. Chwilami nie mógł uwierzyć, że ten człowiek ma syna i sam daje sobie z nim radę. Przecież to błazen! Z drugiej strony za chwilę urodzi się jego dziecko, jego mała, wyczekana księżniczka. Dla takich chwil podobno warto poświęcić dumę i honor. Ale gdyby został, może skończyłby wreszcie ten pokój dla Rose? Hermiona prosiła go o to od tygodni, sama nie mogąc używać czarów. Teraz był ostatni moment. Nie chciał kolejny raz jej zawieść.
– Hermiono… – zaczął przeciągać niespokojnie jej imię. – A może pojedziesz sama z mamą? Ja bym skończyłbym w końcu remont?
I rozpętało się piekło...
KONIEC

           – Czemu teraz skończyłaś? – pyta mnie obrażonym tonem Malfoy.  – Chciałem przeczytać, jak Granger nokautuje Weasleya!
Nie mam zamiaru się do niego odzywać. Jeszcze nie wybaczyłam mu tego nagłego wyłączenia komputera, które całkowicie wybiło mnie z rytmu. Przepraszam Cię, drogi Czytelniku. Miałeś zapewne ochotę na garść śmiechu, a ja Cię zawiodłam. Chciałam tylko wytłumaczyć, że mam inne poczucie humoru niż obecny tu wypierdek mamuta.
           – Nie możesz żyć bez wspominania mojej skromnej osoby, prawda? – Malfoy szepce, z szyderczym uśmiechem zaglądając mi przez ramię. Zaraz coś mu zrobię i każdy sąd mnie uniewinni. W następnym opowiadaniu, uczynię z niego kaszankę! Naprawdę nie mam do niego siły i wnioskuję z tego miejsca: NIECH GO KTOŚ STĄD ZABIERZE!
– Słyszałeś? Wynoś się, Malfoy  – mówi Hermiona, siadając na kanapie.
Ponieważ szanuję dobro społeczne i spokój publiczny, nie zaszczycę cię swoją ripostą – mówi Malfoy, uśmiechając się jadowicie.
– Możesz powtórzyć, bo nie wiem, jak zareagować? – śmieje się Hermiona.
– Dzisiejszy dzień jest najbardziej wkurzającym w moim życiu – wzdycha Malfoy, podnosząc się z kanapy.
– Znowu? – kpi dalej Gryfonka.
Ja chyba ich już zostawię. Ciebie również, drogi Czytelniku.
Do zobaczenia!



*francuskie poczucie humoru, jest podobno specyficzne i nie każdy je rozumie. Francuzi w wielu kręgach uchodzą za największych ponuraków.
** dla Malfoya, Granger zawsze pozostanie Granger

9 komentarzy:

  1. Gratuluję wygranej!
    Przyznam szczerze, że miniaturka mi się nie podobała, ale nie chcę się na ten temat rozwodzić.
    Czekam na następny rozdział i życzę ci dużo weny! :*
    Pozdrawiam
    DP

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję wygranej!
    Przyznam szczerze, że miniaturka mi się nie podobała, ale nie chcę się na ten temat rozwodzić.
    Czekam na następny rozdział i życzę ci dużo weny! :*
    Pozdrawiam
    DP

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję wygranej!!!
    Ta miniaturka skradła moje serce! Śmiałam się już przy pierwszych zdaniach. Ten tekst był jednym z moich 2 faworytów i zasłużenie zdobył 1 miejsce. Oby więcej takich miniaturek :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy przeczytałam tę miniaturkę po raz pierwszy, popłakałam się ze śmiechu. Gdy czytałam po raz kolejny - wciąż wywoływała we mnie te same uczucia.
    Końcowa dyskusja pomiędzy Hermioną i Draco są po prostu genialne! Powinnaś więcej pisać tekstów w tym stylu!
    Jeśli zaś chodzi o samą miniaturkę - to Ron w tym wydaniu jest uroczy, ale i kanoniczny. Tak właśnie wyobrażam sobie go w dorosłym życiu - zwłaszcza z tym przypominaniem o zrobieniu czegoś, co pół roku. :D
    Hermiona w ciąży, to typowa kobieta z burzą hormonalną i cała w nerwach. Aż mi się przypomniał zeszłym rok i Mała rozrabiająca w brzuchu. ;)
    Fleur i Ginny - świetnie je opisałaś!
    Ogólnie jestem pod wielkim wrażeniem - każdy Twój tekst jest zupełnie inny - Wierność jest nudna, Iluzjoniści, Festiwal Strachu i wreszcie ten tekst - wszystkie mają tak odmienny styl, że tylko mogę podziwiać Twój talent!
    Pozdrawiam, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, staram się robić/pisać coś nowego, jakoś się rozwijać :) Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń
    2. Ty mnie ciągle zaskakujesz!
      A ja mogę tylko zbierać szczękę z podłogi. ;)

      Usuń