Witajcie po ogromnej przerwie. Wracam z nowym rozdziałem "Co nam się zdarzyło". Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda ;) Miłego czytania :*
***
Na
zewnątrz panował spokój, jakby wyjęty z wakacyjnej pocztówki, przysłanej dawno
temu przez dobrego znajomego. Do środka przez uchylone drzwi wpadało lekkie
tchnienie jesiennego wiatru, dając otuchę zgromadzonym w cmentarnej kaplicy
ludziom. Jasne promienie słońca wdzierające się przez kolorowe witraże,
rozpraszały tumany kurzu podnoszone przez nieśmiało stąpające stopy. W
powietrzu jednak zbierało się ciche uczucie konsternacji. Ukradkowe spojrzenia,
coraz śmielsze szepty i wirujące urywki nagłego zdziwienia, uderzały rytmicznie
w uszy zebranych żałobników. Zapach nagrzanego słońcem drewna mieszał się z
wonią świeżo ściętych kwiatów i naftaliny. W głębi kaplicy, na niewielkim
podniesieniu leżały dwa ciasno zawinięte w całuny ciała. Narcyza Malfoy,
sztywno trzymająca się mimo wieku blondwłosa kobieta,
nachyliła się by szepnąć coś do swego męża, który na jej słowa skrzywił się
nieznacznie.
–
Nie wiem, moja droga. Jestem głodny, a z pustym żołądkiem słabo mi się myśli.
–
Oczywiście, bo najedzony zmieniasz się w Einsteina. Zrób coś w tej chwili –
syknęła, spoglądając ukradkiem w stronę Molly Weasley, która mierzyła ją
pobłażliwym spojrzeniem.
–
Ale co mam zrobić? Przecież nie wyrzucę ich z kościoła – zirytował się Lucjusz,
udając, że nie czuje poszturchiwania ciotki Sary.
–
To kaplica, mój drogi. Jak patrzę na szatę Artura, dostaję mdłości.
–
Nikogo nie interesują twoje problemy gastryczne, Narcyzo, więc racz się uciszyć
– odezwała się donośnym szeptem ciotka Muriel sadowiąca się tuż za Lucjuszem.
Narcyza pobladła, ale nic nie odpowiedziała. Jednak ciotka Sara, stryjeczna
siostra Muriel, nie mogła przepuścić takiej okazji.
–
Dziady od Prady poczuły się urażone – warknęła w stronę Muriel, której szczerze
nie znosiła. Chyba nawet bardziej, niż swojego ciotecznego wnuka, Lucjusza.
–
Niektórzy cenią coś więcej niż pieniądze – mruknęła Muriel, nie tracąc fasonu i
jednocześnie analizując zaistniałą sytuację. – Szkoda, że inni wolą kretynki.
–
Znasz to z autopsji?
–
Mój świętej pamięci mąż* wyznawał, jak pewnie pamiętasz, wyższość rozumu nad
zasobnością sakiewki – mruknęła zjadliwie Muriel, starając się dojrzeć napis
na tablicy umieszczonej tuż pod katafalkiem.
–
A co mówił o przechodzonym odbycie? – syknęła Sara.
–
O tobie? Nic nie wspominał – uśmiechnęła się jadowicie Muriel i skinęła na
przechodzącego właśnie mistrza ceremonii. Sara wstała pąsowa na twarzy i nie
dbając o pozory, wyszła z kaplicy.
***
–
Ciii… nie mów do mnie przez chwilę, muszę sobie to utrwalić – Malfoy zwijał się
ze śmiechu na niewielkiej ambonie, na której przysiedli z Hermioną, mimo jej
wyraźnych protestów.
–
To było dosyć… niegrzeczne. Jak one mogą się tak zachowywać? – kobieta z trudem
przełknęła ślinę, nadal nie mogąc odnaleźć się w tej niezwykłej sytuacji. Mimo
iż był czymś w rodzaju ducha, wysoce niestosownym wydawało jej się siedzenie na
ambonie, z dyndającymi w dole nogami, jakby nie mogła swego pogrzebu obserwować
w jakiś bardziej godny sposób. No ale jej towarzyszem był przecież Malfoy!
–
Och, bo ty pewnie o niczym nie wiesz? Ciotka Sara i ciotka Muriel, to zagorzali
wrogowie odkąd obie miały mniej więcej po dwadzieścia lat.
–
Co się między nimi wydarzyło? – zapytała kurtuazyjnie Hermiona, rozglądając się
uważnie po kaplicy. Pomieszczenie zostało dyskretnie powiększone za pomocą
magii i zabezpieczone, by przechodzący przypadkowo mugole nie zobaczyli czy
usłyszeli niczego, czego widzieć i słyszeć nie powinni. W środku unosiła się
mgiełka czaru relaksacyjnego, który został rzucony przez zapobiegliwą obsługę
pogrzebu. Hermiona z troską patrzyła w stronę córki, która z zaciętą miną
siedziała z przodu, wpatrując się gdzieś ponad katafalk. Patrycjusz starał się
ją chyba pocieszać jednak Kate wyraźnie dawała mu do zrozumienia, by przestał
się wysilać, co nie uszło uwadze zebranych wokół Kate osób. Z zamyślenia wyrwał
ją szept Draco.
–
Och, to jest zupełnie fantastyczna historia.
–
Coś w rodzaju twojego przodka, któremu zawdzięczamy te miłe miejsce na
cmentarzu?
–
Słyszę, że wreszcie się przekonałaś do mojego pomysłu.
–
Draco, inaczej by mnie tu nie było, nie sądzisz?
–
No tak, ale lubię sobie wyobrażać, że mam na ciebie jakiś wpływ.
–
Och, pospiesz się, bo zaraz się zacznie. A tak właściwe to czemu szepczesz?
–
Bo ty szepczesz, więc chciałem się dostosować do powagi chwili – roześmiał się
perliście, a jego śmiech przypominał tysiące dzwonków poruszanych wiatrem.
Hermiona posmutniała, myśląc o tym, co ją czeka. Najgorsze w życiu są takie
chwile, w których jest się pewnym, że kocha się daną osobę jak nikogo na
świecie, i nie chce się nikogo innego. Hermiona właśnie tak czuła, ale czuła
też, że musi zrezygnować, bo inaczej jej serce może tego nie wytrzymać. Była
otępiałym więźniem swoich marzeń, których wiedziała, że nigdy już nie
zrealizuje. Z zamyślenia wyrwały ją słowa Draco – Chcesz koniecznie słuchać
tego co o tobie powiedzą? Przecież to nudne. Może się zabawimy?
–
Co masz na myśli? – zapytała tylko po to by wyrwać się pochłaniającemu ją
przygnębieniu.
–
Wiesz, przynajmniej kilka osób z tu obecnych się nie znosi…
–
Malfoy! – syknęła Hermiona. – Pamiętaj, że jest tu nasz córka i twój syn.
–
Och, no dobrze, ale spójrz na ten Mont Everest inteligencji, Weasleya…
–
Miałeś opowiedzieć o Muriel i jej konflikcie z kuzynką.
–
Ze stryjeczną siostrą. Przekonałaś mnie – puścił do niej oko. – To było w czasach
nim jeszcze Muriel zapuściła dupę jak kombajn w sianokosy.
–
Musisz być taki wulgarny?
–
Mam opowiadać czy nie? Moje zdolności oratorskie próbują się dopasować do
tamtego klimatu. No więc… na czym to ja? Ach, Muriel była jak Niagara
seksapilu, jak Amazonka wrażliwości, jak…
–
Nefretete z PRL-u, skup się Malfoy i opowiedz samo sedno.
–
Próbuję zbudować nastrój.
–
To się nie wysilaj i opowiedz o co im poszło – Hermiona wbrew sobie czuła
narastającą ciekawość i rozbawienie.
–
O faceta, wujka Ryśka – oznajmił beztroskim tonem Draco.
–
Kogo?
–
Richarda Tiffanego Gere – słowa te mężczyzna wymówił z dobrze wyczuwalnym
namaszczeniem. Hermiona podejrzewała, że Tiffany imponował w jakimś
stopniu Draco, tylko Malfoy nigdy by się do tego nie przyznał.
–
Żartujesz!
–
Znasz go? – zdziwił się mężczyzna, patrząc z podejrzliwością, na różdżkę
mistrza ceremonii, która wykonywała jakieś skomplikowane wzory nad jego
truchłem.
–
A kto go nie zna! Ale przecież on jest mugolem!
–
Mugolem, czarodziejem, co to kogo obchodzi. Najważniejsze, że zakochała się w
nim ciotka Sara. Spotkała go będąc w odwiedzinach u swojej matki w Irlandii.
Rysiu już wtedy był dosyć sławny, ale ciągle stanu wolnego. Ciotka Sara
postanowiła go usidlić, a uwierz mi, że miała czym – Malfoy uczynił
jednoznaczne gesty w okolicach swojej klatki piersiowej, na co Hermiona
tylko przewróciła oczami.
–
Opanuj się, miałeś wtedy jakieś dziesięć lat.
–
Osiem, miałem osiem lat i wiedziałem co z czym się je.
–
Akurat! Dobrze, wiem, że w 1991 roku Richard związał się na krótko z Cindy
Crawford, więc domyślam się, że burzliwy romans ciotki Sary się zakończył?
–
Och, do tego właśnie zmierzam. Ale skąd wiesz, że był burzliwy? Zresztą
nieważne – kontynuował, nie czekając na odpowiedź. – Ciotka Sara i Muriel od
zawsze nie darzyły się szczególną sympatią. To tak jak my z Weasleyem,
rozumiesz?
–
Tak, to musi być rodzinne – parsknęła ironią Hermiona -– do czego zmierzasz?
–
Gdy Muriel dowiedziała się, że Sara podłapała nowego faceta, postanowiła sobie,
że nie dopuści do ich ślubu.
–
I odbiła go?
–
Nie, to było później. Najpierw się z nim zaprzyjaźniła. Och, sam chętnie
zaprzyjaźniłbym się wtedy z Muriel.
–
Nie bądź obrzydliwy. Mów co zaszło.
–
Muriel i Richard spędzali ze sobą coraz więcej czasu, co działało na nerwy
Sarze. To wtedy zaczęła nazywać Muriel „CocoSzambonella”
by podkreślić mugolski charakter jej znajomości z Gere. Muriel chciała dopiec
kuzynce, a Rysiek generalnie jej nie interesował, więc wymyśliła, że w akcie
zemsty popchnie go w stronę mugolskiej aktorki, co powinno wystarczająco
upokorzyć Sarę. I tak się stało. Ale Muriel nie przewidziała tego, że sama się
zakocha. Czas spędzony z Richardem był dla niej niesamowicie inspirujący. Musze
przyznać, że do siebie pasowali, oboje inteligentni, charyzmatyczni. Muriel nie
wytrzymała i rozniosła w pył małżeństwo Richarda z Cindy. I wtedy znowu
pojawiła się Sara, która nie miała zamiaru się poddać. Walczyła tą samą bronią
co Muriel i dopiero w 2016 r. Muriel udało się usidlić Richarda na dobre, ale z
Sarą nienawidzą się jeszcze mocniej.
–
Jakie to smutne.
–
Daj spokój, to zabawne. Żebyś ty słyszała ich wyzwiska. A te czary! Ciotce
Sarze kiedyś odpadł nos, bo Muriell spreparowała jej krem do twarzy. Miesiąc
leżała w Mungu.
–
Mówisz jakbyś był po trepanacji czaszki. To wcale nie jest zabawne.
–
Jest. Wyluzuj, w końcu jesteś na własnym pogrzebie – roześmiał się Draco.
Hermiona nie mogła się powstrzymać od wtórowania mu. Ich śmiech dotarł nawet do
uszu żałobników i niejednemu z nich zrobiło się nieswojo.
***
–
Za wolno – irytował się Nikolas Flamel, patrząc na roześmiana dwójkę pół-duchów
siedzących na ambonie starej kaplicy cmentarza Highgate. – W takim tempie nie unikniemy ciemności, Albusie. Nie
uważasz, że powinniśmy ingerować?
Dumbledore
oparł się w fotelu, z uwagą spoglądając w jaśniejącą na stoliku kulę. Pragnął
mieć to wszystko za sobą. Chciał odpocząć, zająć się swoimi sprawami, a
tymczasem zmuszony był znowu walczyć. Ta szlachetność kiedyś mnie zabije –
pomyślał z ironią.
–
Nicolasie, to jest ich pogrzeb. Dajmy im choć odrobinę prywatności – zwrócił się
do niecierpliwego przyjaciela.
-
Albusie, będą mieli prywatności ile tylko zechcą, jak wypełnią swoje zadanie. Są
zbyt beztroscy.
-
Wahają się ze względu na dzieci.
-
Otóż to, dzieci. Nie uważasz, że Astorii powinno się coś wymknąć?
-
Nie chcemy kolejnego skandalu – mruknął Dumbledore sięgając po filiżankę z
herbatą.
-
Przecież można ją tylko nakłonić do rozmowy z ojcem Scorpiusa, nic więcej.
Hermiona i Draco powinni to usłyszeć.
Dumbledore
westchnął z niemą zgodą wypisaną na twarzy. Nie lubił pośpiechu. Mimo, że
sytuacja zdawała się być coraz bardziej niebezpieczna, a na realizację ich
planu potrzebowali jeszcze kilkunastu lat, chciał nie popełniać swoich starych
błędów. Kierowanie nic nie świadomymi ludźmi nigdy nie należało do jego ulubionych
zajęć, a jednak działał tak przez większość swego życia. Misterny plan, powoli
tkana nić intrygi uzupełniana kolejnymi elementami, by osiągnąć tylko jemu
znany cel. „Dla większego dobra”. Jakimż on był głupcem. Genialnym, ale jednak
głupcem. Wiedział, że wyrządzonych krzywd nie da się naprawić jednym
machnięciem różdżki. To tak nie działa. Po tylu latach bał się decydować za innych,
nie chciał pociągać za sznurki ich życia. Co jeżeli się pomyli? Co jeżeli przez
niego dwoje młodych ludzi nie będzie szczęśliwymi? Przecież uczył Harry’ego,
tłumaczył mu, że przepowiedniom sami nadajemy sens, szukamy związku i błędem
jest jak ślepo w nie wierzymy. Ale wiedział, że tym razem nie ma czasu na
zastanawianie, nie ma czasu na ryzyko. Dwadzieścia lat, czym jest dwadzieścia
lat w perspektywie wieczności?
-
Niech będzie – zgodził się, zerkając badawczo na przyjaciela.
***
Zobaczył
ją ponad ramieniem Kate. Siedziała w towarzystwie przystojnego, młodego
mężczyzny, uderzająco do niej podobnego. Tylko oczy nie pasowały, chociaż
wydawały się dziwnie znajome. Poznał ją natychmiast. Nie mógł się powstrzymać,
by nie zerkać na nią co jakiś czas. Skąd się tu wzięła? Patrycjusz nie wiedział
czemu na pogrzebie jego niedoszłej teściowej jest tyle osób, ale Kate podkreślała
swoją inność tak skutecznie, że powoli przestawał się dziwić wszystkiemu wokół.
Jednak dzisiaj wyraźnie poszło coś nie tak. Zebrani żałobnicy pojedynkowali się
na siłę spojrzenia. Wujek Kate, Ronald, pąsowy na twarzy rozmawiał z mistrzem
ceremonii, ale Patrycjusz nie słyszał słów. Widział tylko jak rudowłosy
mężczyzna gestykuluje coraz gwałtowniej. Dołączył do niego Lucjusz Malfoy,
którego Patrycjusz poznał jako nielicznego z zebranego tłumu. Oczywiście
wiedział, że to jego syn był sprawcą wypadku, w którym zginęła pani Granger,
ale co do licha robił na jej pogrzebie? W tym momencie jego wzrok padł na
tablicę umieszczoną pod katafalkiem. Wcześniej jej nie zauważył, dałby sobie
uciąć rękę, że pojawiła się niedawno. Spłynęło na niego olśnienie. Ten drugi
caun…a on myślał, że to jakiś wyjątkowy obrzęd. Jak się zastanowił, to nie
umiał sobie wytłumaczyć, czemu nie zwrócił uwagi na to, że na podniesieniu
spoczywają dwa ciała. Przecież teraz wyraźnie widział, że to drugie też jest
ciałem. Co się z nim dzieje? Zerknął na Kate, chcąc się upewnić, że ona wie. No
jasne, że wie. Inaczej nie siedziałaby tak spokojnie. Ale czy to nie jest… kontrowersyjne?
Morderca i ofiara w jednym miejscu? Na jednej ceremonii? Wiedział, że jest tu
chyba jedynym mugolem, ale jednak miał ochotę zaprotestować, nie zważając na
tradycje tych czubków.
–
Kochanie, czy możemy zamienić dwa słowa na zewnątrz? – szepnął nachylając się w
stronę Kate.
–
Teraz? Oszalałeś?
–
Nalegam. To nie może czekać.
–
Za moment zacznie się ceremonia.
–
Proszę cię, do cholery, daj mi dwie minuty nim to wszystko się zacznie. Chyba
tyle możesz poświęcić?
–
No dobrze, już dobrze, wyjdźmy na chwilę.
Kate
wstała i podążyła boczną nawą za swoim narzeczonym. Była pewna, że on niedługo przestanie nosić to miano. Śmierć
mamy uświadomiła jej błąd, jaki prawie popełniła. Wychodząc z kaplicy znalazła
się nagle w wirze zaskakujących wydarzeń. Wujek Harry stał z wyciągniętymi w
bok rękami, w których trzymał różdżki, rozdzielając dwie rozwścieczone, starsze
kobiety, które wrzeszczały na siebie.
–
Ja przez nią zwariuje, Potter! – syczała jedna z nich, próbując wydostać się
spod działania zaklęcia tarczy.
–
O nie, nie przypisze sobie wszystkich zasług, ale jak tylko przestaniesz chować
się za Pottera, to tak cie otłukę, że się w Mungu w cewnik zesrasz!
–
Drogie panie, proszę o spokój, bo będę zmuszony…
–
Zamknij się!!! – zawołały razem obie panie.
Harry
Potter odetchnął z ulgą widząc zbliżających się dwóch funkcjonariuszy brygady
uderzeniowej. Bardzo współczuł obu, wiedząc, że odprowadzenie awanturujących
się kobiet do aresztu, nie będzie miły zajęciem.
–
Kim są ci ludzie? – zapytał rozzłoszczony Patrycjusz, patrząc wyczekująco na Kate.
–
Ten mężczyzna z poczochranymi włosami, to wujek Harry, najlepszy przyjaciel
mojej mamy. Czarownica w bordowej szacie, to ciotka wujka Rona, przedstawiałam
ci go. Ma na imię chyba Muriel, jak się nie mylę, a tej która próbuje okładać
ją laską nie znam.
–
Nie uważasz, że oni wszyscy zachowują się dziwnie?
–
Mówisz o mojej rodzinie. Nawet jeżeli są dziwni, to nadal moja rodzina –
powiedziała Kate, patrząc z zaciekawieniem w stronę szarpiących się ludzi.
–
To nie jest twoja rodzina. To obcy ludzie. Chorzy na głowę, bez krztyny
przyzwoitości i kultury. Żeby tak się zachowywać na cmentarzu! Musimy przedyskutować
twoje kontakty z nimi. Mają na ciebie zły wpływ. Czemu ten człowiek na
cmentarzu pali papierosa? To szczyt bezczelności…
–
Zamilcz!
–
Słucham?
–
Zamilcz – tłumionym od emocji głosem powiedziała Kate. – Wujek Harry może palić
gdzie chce i kiedy chce, może nawet się napić. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.
Mówiłam ci, że jest aurorem. Skąd wiesz co dzisiaj widział? Kiedy ty jadłeś
śniadanie, on ścigał kolejnego prześladowcę mugoli, albo ratował komuś życie.
To bohater, który codziennie wyrusza na służbę, żeby tacy jak ty mogli czuć się
bezpiecznie wiedząc, że jak trafi cię przypadkowe zaklęcie, to ktoś cię
pozbiera i zawiezie do Munga. Nie ma idealnego świata, jest życie, do
cholery.
–
Nie rozumiem po co się unosisz. Wiesz co to imperatyw kategoryczny? Zawsze
należy postępować wedle takich reguł, co do których chcielibyśmy, aby były one
stosowane przez każdego i zawsze. Chcę po prostu dać szanse zmniejszeniu
negatywnej entropii.
–
Posłuchaj, irytuje mnie gdy ktoś szuka gówna pośród czekoladek i gdy ocenia po
pozorach sytuacje o których nie ma bladego pojęcia. Więc nie praw mi morałów.
–
Jesteś wulgarna, Kate, zważaj proszę na słowa.
–
Nie mam zamiaru. Jak ci się nie podoba, to droga wolna, Patrycjuszu.
–
Daj spokój. Wiem, że ci ciężko.
–
Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia co czuję. A teraz wybacz, ale muszę iść
pożegnać matkę, nie mam czasu na te eklektyczne rozmowy z tobą.
Patrycjusz
stał i patrzył na oddalającą się kobietę i nic z tego nie rozumiał. Gdzie
podziała się Kate, którą kochał? Kiedy w końcu ją znalazł, widział tylko jej
uśmiech. Cudownie, nieśmiało uśmiechała się tylko do niego. Znał ją, wiedział,
że ma w sobie tyle miłości, że na samą myśl, że tą miłość wypuści, pokaże wszystkie
swoje karty, był przerażony. A teraz? Teraz też się uśmiechała, ale zaszył w
tym jakieś semantyczne zmiany, bo jej uśmiech zdawał się mówić „W ogóle
mnie nie znasz. I nigdy nie poznasz. Nie pozwolę ci.” To była ta jej magia. Z
dnia na dzień zmieniała swój anturaż, nie pytając go o zdanie. Zdał sobie
sprawę, że jest doskonała w ukrywaniu rzeczy i chowaniu uczuć, w unikaniu.
Teraz nie był już pewien czy nadal chce szukać.
*Założyłam, że w roku 2025, mąż Muriel już
nie żyje, choć życzę p.Gere dużo więcej niż 76 lat życia. Mam nadzieję, że mi
to wybaczycie J