13 sierpnia 2017

Co nam się zdarzyło VII

Witajcie po ogromnej przerwie. Wracam z nowym rozdziałem "Co nam się zdarzyło". Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda ;) Miłego czytania :*

***
Na zewnątrz panował spokój, jakby wyjęty z wakacyjnej pocztówki, przysłanej dawno temu przez dobrego znajomego. Do środka przez uchylone drzwi wpadało lekkie tchnienie jesiennego wiatru, dając otuchę zgromadzonym w cmentarnej kaplicy ludziom. Jasne promienie słońca wdzierające się przez kolorowe witraże, rozpraszały tumany kurzu podnoszone przez nieśmiało stąpające stopy. W powietrzu jednak zbierało się ciche uczucie konsternacji. Ukradkowe spojrzenia, coraz śmielsze szepty i wirujące urywki nagłego zdziwienia, uderzały rytmicznie w uszy zebranych żałobników. Zapach nagrzanego słońcem drewna mieszał się z wonią świeżo ściętych kwiatów i naftaliny. W głębi kaplicy, na niewielkim podniesieniu leżały dwa ciasno zawinięte w całuny ciała. Narcyza Malfoy, sztywno trzymająca się mimo wieku blondwłosa kobieta, nachyliła się by szepnąć coś do swego męża, który na jej słowa skrzywił się nieznacznie.
– Nie wiem, moja droga. Jestem głodny, a z pustym żołądkiem słabo mi się myśli.
– Oczywiście, bo najedzony zmieniasz się w Einsteina. Zrób coś w tej chwili – syknęła, spoglądając ukradkiem w stronę Molly Weasley, która mierzyła ją pobłażliwym spojrzeniem.
– Ale co mam zrobić? Przecież nie wyrzucę ich z kościoła – zirytował się Lucjusz, udając, że nie czuje poszturchiwania ciotki Sary.
– To kaplica, mój drogi. Jak patrzę na szatę Artura, dostaję mdłości.
– Nikogo nie interesują twoje problemy gastryczne, Narcyzo, więc racz się uciszyć – odezwała się donośnym szeptem ciotka Muriel sadowiąca się tuż za Lucjuszem. Narcyza pobladła, ale nic nie odpowiedziała. Jednak ciotka Sara, stryjeczna siostra Muriel, nie mogła przepuścić takiej okazji.
– Dziady od Prady poczuły się urażone – warknęła w stronę Muriel, której szczerze nie znosiła. Chyba nawet bardziej, niż swojego ciotecznego wnuka, Lucjusza.
– Niektórzy cenią coś więcej niż pieniądze – mruknęła Muriel, nie tracąc fasonu i jednocześnie analizując zaistniałą sytuację. – Szkoda, że inni wolą kretynki.
– Znasz to z autopsji?
– Mój świętej pamięci mąż* wyznawał, jak pewnie pamiętasz, wyższość rozumu nad zasobnością sakiewki ­– mruknęła zjadliwie Muriel, starając się dojrzeć napis na tablicy umieszczonej tuż pod katafalkiem.
– A co mówił o przechodzonym odbycie? – syknęła Sara.
– O tobie? Nic nie wspominał – uśmiechnęła się jadowicie Muriel i skinęła na przechodzącego właśnie mistrza ceremonii. Sara wstała pąsowa na twarzy i nie dbając o pozory, wyszła z kaplicy.
***
– Ciii… nie mów do mnie przez chwilę, muszę sobie to utrwalić – Malfoy zwijał się ze śmiechu na niewielkiej ambonie, na której przysiedli z Hermioną, mimo jej wyraźnych protestów.
– To było dosyć… niegrzeczne. Jak one mogą się tak zachowywać? – kobieta z trudem przełknęła ślinę, nadal nie mogąc odnaleźć się w tej niezwykłej sytuacji. Mimo iż był czymś w rodzaju ducha, wysoce niestosownym wydawało jej się siedzenie na ambonie, z dyndającymi w dole nogami, jakby nie mogła swego pogrzebu obserwować w jakiś bardziej godny sposób. No ale jej towarzyszem był przecież Malfoy!
– Och, bo ty pewnie o niczym nie wiesz? Ciotka Sara i ciotka Muriel, to zagorzali wrogowie odkąd obie miały mniej więcej po dwadzieścia lat.
– Co się między nimi wydarzyło? – zapytała kurtuazyjnie Hermiona, rozglądając się uważnie po kaplicy. Pomieszczenie zostało dyskretnie powiększone za pomocą magii i zabezpieczone, by przechodzący przypadkowo mugole nie zobaczyli czy usłyszeli niczego, czego widzieć i słyszeć nie powinni. W środku unosiła się mgiełka czaru relaksacyjnego, który został rzucony przez zapobiegliwą obsługę pogrzebu. Hermiona z troską patrzyła w stronę córki, która z zaciętą miną siedziała z przodu, wpatrując się gdzieś ponad katafalk. Patrycjusz starał się ją chyba pocieszać jednak Kate wyraźnie dawała mu do zrozumienia, by przestał się wysilać, co nie uszło uwadze zebranych wokół Kate osób. Z zamyślenia wyrwał ją szept Draco.
– Och, to jest zupełnie fantastyczna historia.
– Coś w rodzaju twojego przodka, któremu zawdzięczamy te miłe miejsce na cmentarzu?
– Słyszę, że wreszcie się przekonałaś do mojego pomysłu.
– Draco, inaczej by mnie tu nie było, nie sądzisz?
– No tak, ale lubię sobie wyobrażać, że mam na ciebie jakiś wpływ.
– Och, pospiesz się, bo zaraz się zacznie. A tak właściwe to czemu szepczesz?
– Bo ty szepczesz, więc chciałem się dostosować do powagi chwili – roześmiał się perliście, a jego śmiech przypominał tysiące dzwonków poruszanych wiatrem. Hermiona posmutniała, myśląc o tym, co ją czeka. Najgorsze w życiu są takie chwile, w których jest się pewnym, że kocha się daną osobę jak nikogo na świecie, i nie chce się nikogo innego. Hermiona właśnie tak czuła, ale czuła też, że musi zrezygnować, bo inaczej jej serce może tego nie wytrzymać. Była otępiałym więźniem swoich marzeń, których wiedziała, że nigdy już nie zrealizuje. Z zamyślenia wyrwały ją słowa Draco ­– Chcesz koniecznie słuchać tego co o tobie powiedzą? Przecież to nudne. Może się zabawimy?
– Co masz na myśli? – zapytała tylko po to by wyrwać się pochłaniającemu ją przygnębieniu.
– Wiesz, przynajmniej kilka osób z tu obecnych się nie znosi…
– Malfoy! – syknęła Hermiona. – Pamiętaj, że jest tu nasz córka i twój syn.
– Och, no dobrze, ale spójrz na ten Mont Everest inteligencji, Weasleya…
– Miałeś opowiedzieć o Muriel i jej konflikcie z kuzynką.
– Ze stryjeczną siostrą. Przekonałaś mnie – puścił do niej oko. – To było w czasach nim jeszcze Muriel zapuściła dupę jak kombajn w sianokosy.
– Musisz być taki wulgarny?
– Mam opowiadać czy nie? Moje zdolności oratorskie próbują się dopasować do tamtego klimatu. No więc… na czym to ja? Ach, Muriel była jak Niagara seksapilu, jak Amazonka wrażliwości, jak…
– Nefretete z PRL-u, skup się Malfoy i opowiedz samo sedno.
– Próbuję zbudować nastrój.
– To się nie wysilaj i opowiedz o co im poszło – Hermiona wbrew sobie czuła narastającą ciekawość i rozbawienie.
– O faceta, wujka Ryśka – oznajmił beztroskim tonem Draco.
– Kogo?
– Richarda Tiffanego Gere – słowa te mężczyzna wymówił z dobrze wyczuwalnym namaszczeniem. Hermiona podejrzewała, że Tiffany imponował w jakimś stopniu Draco, tylko Malfoy nigdy by się do tego nie przyznał.
– Żartujesz!
– Znasz go? – zdziwił się mężczyzna, patrząc z podejrzliwością, na różdżkę mistrza ceremonii, która wykonywała jakieś skomplikowane wzory nad jego truchłem.
– A kto go nie zna! Ale przecież on jest mugolem!
– Mugolem, czarodziejem, co to kogo obchodzi. Najważniejsze, że zakochała się w nim ciotka Sara. Spotkała go będąc w odwiedzinach u swojej matki w Irlandii. Rysiu już wtedy był dosyć sławny, ale ciągle stanu wolnego. Ciotka Sara postanowiła go usidlić, a uwierz mi, że miała czym – Malfoy uczynił jednoznaczne gesty w okolicach swojej klatki piersiowej, na co Hermiona tylko przewróciła oczami.
– Opanuj się, miałeś wtedy jakieś dziesięć lat.
– Osiem, miałem osiem lat i wiedziałem co z czym się je.
– Akurat! Dobrze, wiem, że w 1991 roku Richard związał się na krótko z Cindy Crawford, więc domyślam się, że burzliwy romans ciotki Sary się zakończył?
– Och, do tego właśnie zmierzam. Ale skąd wiesz, że był burzliwy? Zresztą nieważne – kontynuował, nie czekając na odpowiedź. – Ciotka Sara i Muriel od zawsze nie darzyły się szczególną sympatią. To tak jak my z Weasleyem, rozumiesz?
– Tak, to musi być rodzinne – parsknęła ironią Hermiona -– do czego zmierzasz?
– Gdy Muriel dowiedziała się, że Sara podłapała nowego faceta, postanowiła sobie, że nie dopuści do ich ślubu.
– I odbiła go?
– Nie, to było później. Najpierw się z nim zaprzyjaźniła. Och, sam chętnie zaprzyjaźniłbym się wtedy z Muriel.
– Nie bądź obrzydliwy. Mów co zaszło.
– Muriel i Richard spędzali ze sobą coraz więcej czasu, co działało na nerwy Sarze. To wtedy zaczęła nazywać Muriel „CocoSzambonella” by podkreślić mugolski charakter jej znajomości z Gere. Muriel chciała dopiec kuzynce, a Rysiek generalnie jej nie interesował, więc wymyśliła, że w akcie zemsty popchnie go w stronę mugolskiej aktorki, co powinno wystarczająco upokorzyć Sarę. I tak się stało. Ale Muriel nie przewidziała tego, że sama się zakocha. Czas spędzony z Richardem był dla niej niesamowicie inspirujący. Musze przyznać, że do siebie pasowali, oboje inteligentni, charyzmatyczni. Muriel nie wytrzymała i rozniosła w pył małżeństwo Richarda z Cindy. I wtedy znowu pojawiła się Sara, która nie miała zamiaru się poddać. Walczyła tą samą bronią co Muriel i dopiero w 2016 r. Muriel udało się usidlić Richarda na dobre, ale z Sarą nienawidzą się jeszcze mocniej.
– Jakie to smutne.
– Daj spokój, to zabawne. Żebyś ty słyszała ich wyzwiska. A te czary! Ciotce Sarze kiedyś odpadł nos, bo Muriell spreparowała jej krem do twarzy. Miesiąc leżała w Mungu.
– Mówisz jakbyś był po trepanacji czaszki. To wcale nie jest zabawne.
– Jest. Wyluzuj, w końcu jesteś na własnym pogrzebie – roześmiał się Draco. Hermiona nie mogła się powstrzymać od wtórowania mu. Ich śmiech dotarł nawet do uszu żałobników i niejednemu z nich zrobiło się nieswojo.

***
– Za wolno – irytował się Nikolas Flamel, patrząc na roześmiana dwójkę pół-duchów siedzących na ambonie starej kaplicy cmentarza Highgate. – W takim tempie nie unikniemy ciemności, Albusie. Nie uważasz, że powinniśmy ingerować?
Dumbledore oparł się w fotelu, z uwagą spoglądając w jaśniejącą na stoliku kulę. Pragnął mieć to wszystko za sobą. Chciał odpocząć, zająć się swoimi sprawami, a tymczasem zmuszony był znowu walczyć. Ta szlachetność kiedyś mnie zabije – pomyślał z ironią.
– Nicolasie, to jest ich pogrzeb. Dajmy im choć odrobinę prywatności – zwrócił się do niecierpliwego przyjaciela.
- Albusie, będą mieli prywatności ile tylko zechcą, jak wypełnią swoje zadanie. Są zbyt beztroscy.
- Wahają się ze względu na dzieci.
- Otóż to, dzieci. Nie uważasz, że Astorii powinno się coś wymknąć?
- Nie chcemy kolejnego skandalu – mruknął Dumbledore sięgając po filiżankę z herbatą.
- Przecież można ją tylko nakłonić do rozmowy z ojcem Scorpiusa, nic więcej. Hermiona i Draco powinni to usłyszeć.
Dumbledore westchnął z niemą zgodą wypisaną na twarzy. Nie lubił pośpiechu. Mimo, że sytuacja zdawała się być coraz bardziej niebezpieczna, a na realizację ich planu potrzebowali jeszcze kilkunastu lat, chciał nie popełniać swoich starych błędów. Kierowanie nic nie świadomymi ludźmi nigdy nie należało do jego ulubionych zajęć, a jednak działał tak przez większość swego życia. Misterny plan, powoli tkana nić intrygi uzupełniana kolejnymi elementami, by osiągnąć tylko jemu znany cel. „Dla większego dobra”. Jakimż on był głupcem. Genialnym, ale jednak głupcem. Wiedział, że wyrządzonych krzywd nie da się naprawić jednym machnięciem różdżki. To tak nie działa. Po tylu latach bał się decydować za innych, nie chciał pociągać za sznurki ich życia. Co jeżeli się pomyli? Co jeżeli przez niego dwoje młodych ludzi nie będzie szczęśliwymi? Przecież uczył Harry’ego, tłumaczył mu, że przepowiedniom sami nadajemy sens, szukamy związku i błędem jest jak ślepo w nie wierzymy. Ale wiedział, że tym razem nie ma czasu na zastanawianie, nie ma czasu na ryzyko. Dwadzieścia lat, czym jest dwadzieścia lat w perspektywie wieczności?
- Niech będzie – zgodził się, zerkając badawczo na przyjaciela.

***
Zobaczył ją ponad ramieniem Kate. Siedziała w towarzystwie przystojnego, młodego mężczyzny, uderzająco do niej podobnego. Tylko oczy nie pasowały, chociaż wydawały się dziwnie znajome. Poznał ją natychmiast. Nie mógł się powstrzymać, by nie zerkać na nią co jakiś czas. Skąd się tu wzięła? Patrycjusz nie wiedział czemu na pogrzebie jego niedoszłej teściowej jest tyle osób, ale Kate podkreślała swoją inność tak skutecznie, że powoli przestawał się dziwić wszystkiemu wokół. Jednak dzisiaj wyraźnie poszło coś nie tak. Zebrani żałobnicy pojedynkowali się na siłę spojrzenia. Wujek Kate, Ronald, pąsowy na twarzy rozmawiał z mistrzem ceremonii, ale Patrycjusz nie słyszał słów. Widział tylko jak rudowłosy mężczyzna gestykuluje coraz gwałtowniej. Dołączył do niego Lucjusz Malfoy, którego Patrycjusz poznał jako nielicznego z zebranego tłumu. Oczywiście wiedział, że to jego syn był sprawcą wypadku, w którym zginęła pani Granger, ale co do licha robił na jej pogrzebie? W tym momencie jego wzrok padł na tablicę umieszczoną pod katafalkiem. Wcześniej jej nie zauważył, dałby sobie uciąć rękę, że pojawiła się niedawno. Spłynęło na niego olśnienie. Ten drugi caun…a on myślał, że to jakiś wyjątkowy obrzęd. Jak się zastanowił, to nie umiał sobie wytłumaczyć, czemu nie zwrócił uwagi na to, że na podniesieniu spoczywają dwa ciała. Przecież teraz wyraźnie widział, że to drugie też jest ciałem. Co się z nim dzieje? Zerknął na Kate, chcąc się upewnić, że ona wie. No jasne, że wie. Inaczej nie siedziałaby tak spokojnie. Ale czy to nie jest… kontrowersyjne? Morderca i ofiara w jednym miejscu? Na jednej ceremonii? Wiedział, że jest tu chyba jedynym mugolem, ale jednak miał ochotę zaprotestować, nie zważając na tradycje tych czubków.
– Kochanie, czy możemy zamienić dwa słowa na zewnątrz? – szepnął nachylając się w stronę Kate.
– Teraz? Oszalałeś?
– Nalegam. To nie może czekać.
– Za moment zacznie się ceremonia.
– Proszę cię, do cholery, daj mi dwie minuty nim to wszystko się zacznie. Chyba tyle możesz poświęcić?
– No dobrze, już dobrze, wyjdźmy na chwilę.
Kate wstała i podążyła boczną nawą za swoim narzeczonym. Była pewna, że  on niedługo przestanie nosić to miano. Śmierć mamy uświadomiła jej błąd, jaki prawie popełniła. Wychodząc z kaplicy znalazła się nagle w wirze zaskakujących wydarzeń. Wujek Harry stał z wyciągniętymi w bok rękami, w których trzymał różdżki, rozdzielając dwie rozwścieczone, starsze kobiety, które wrzeszczały na siebie.
– Ja przez nią zwariuje, Potter! – syczała jedna z nich, próbując wydostać się spod działania zaklęcia tarczy.
– O nie, nie przypisze sobie wszystkich zasług, ale jak tylko przestaniesz chować się za Pottera, to tak cie otłukę, że się w Mungu w cewnik zesrasz!
– Drogie panie, proszę o spokój, bo będę zmuszony…
– Zamknij się!!! – zawołały razem obie panie.
Harry Potter odetchnął z ulgą widząc zbliżających się dwóch funkcjonariuszy brygady uderzeniowej. Bardzo współczuł obu, wiedząc, że odprowadzenie awanturujących się kobiet do aresztu, nie będzie miły zajęciem.
– Kim są ci ludzie? – zapytał rozzłoszczony Patrycjusz, patrząc wyczekująco na Kate.
– Ten mężczyzna z poczochranymi włosami, to wujek Harry, najlepszy przyjaciel mojej mamy. Czarownica w bordowej szacie, to ciotka wujka Rona, przedstawiałam ci go. Ma na imię chyba Muriel, jak się nie mylę, a tej która próbuje okładać ją laską nie znam.
– Nie uważasz, że oni wszyscy zachowują się dziwnie?
– Mówisz o mojej rodzinie. Nawet jeżeli są dziwni, to nadal moja rodzina – powiedziała Kate, patrząc z zaciekawieniem w stronę szarpiących się ludzi.
– To nie jest twoja rodzina. To obcy ludzie. Chorzy na głowę, bez krztyny przyzwoitości i kultury. Żeby tak się zachowywać na cmentarzu! Musimy przedyskutować twoje kontakty z nimi. Mają na ciebie zły wpływ. Czemu ten człowiek na cmentarzu pali papierosa? To szczyt bezczelności…
– Zamilcz!
– Słucham?
– Zamilcz – tłumionym od emocji głosem powiedziała Kate. – Wujek Harry może palić gdzie chce i kiedy chce, może nawet się napić. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Mówiłam ci, że jest aurorem. Skąd wiesz co dzisiaj widział? Kiedy ty jadłeś śniadanie, on ścigał kolejnego prześladowcę mugoli, albo ratował komuś życie. To bohater, który codziennie wyrusza na służbę, żeby tacy jak ty mogli czuć się bezpiecznie wiedząc, że jak trafi cię przypadkowe zaklęcie, to ktoś cię pozbiera i zawiezie do Munga. Nie ma idealnego świata, jest życie, do cholery.
– Nie rozumiem po co się unosisz. Wiesz co to imperatyw kategoryczny? Zawsze należy postępować wedle takich reguł, co do których chcielibyśmy, aby były one stosowane przez każdego i zawsze. Chcę po prostu dać szanse zmniejszeniu negatywnej entropii.
– Posłuchaj, irytuje mnie gdy ktoś szuka gówna pośród czekoladek i gdy ocenia po pozorach sytuacje o których nie ma bladego pojęcia. Więc nie praw mi morałów.
– Jesteś wulgarna, Kate, zważaj proszę na słowa.
– Nie mam zamiaru. Jak ci się nie podoba, to droga wolna, Patrycjuszu.
– Daj spokój. Wiem, że ci ciężko.
– Nic nie wiesz! Nie masz pojęcia co czuję. A teraz wybacz, ale muszę iść pożegnać matkę, nie mam czasu na te eklektyczne rozmowy z tobą.
Patrycjusz stał i patrzył na oddalającą się kobietę i nic z tego nie rozumiał. Gdzie podziała się Kate, którą kochał? Kiedy w końcu ją znalazł, widział tylko jej uśmiech. Cudownie, nieśmiało uśmiechała się tylko do niego. Znał ją, wiedział, że ma w sobie tyle miłości, że na samą myśl, że tą miłość wypuści, pokaże wszystkie swoje karty, był przerażony. A teraz? Teraz też się uśmiechała, ale zaszył w tym jakieś semantyczne zmiany, bo jej uśmiech zdawał się mówić „W ogóle mnie nie znasz. I nigdy nie poznasz. Nie pozwolę ci.” To była ta jej magia. Z dnia na dzień zmieniała swój anturaż, nie pytając go o zdanie. Zdał sobie sprawę, że jest doskonała w ukrywaniu rzeczy i chowaniu uczuć, w unikaniu. Teraz nie był już pewien czy nadal chce szukać.




*Założyłam, że w roku 2025, mąż Muriel już nie żyje, choć życzę p.Gere dużo więcej niż 76 lat życia. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie J




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz