15 stycznia 2015

Wierność jest nudna I



Kilka słów wprowadzenia przed dodaniem ostatniego rozdziału.

Przyjmę krytykę na klatę :)

Opowiadanie dramione – jak wszystkie na tym blogu. Moje pierwsze. Historia chyba jakich wiele (choć starałam się żeby tak nie było), ale ma już swoich czytelników.

Do rzeczy. Jutro kończę swoje opowiadanie i będę pisała nowe. Nie chciałabym popełnić błędów z tego. Z pewnością w nowym opowiadaniu szerzej opiszę otoczenie, bo widzę, że w obecnym jest ono raczej pomijane. Zupełnie jak szczegółowy wygląd bohaterów, ale to z pewnością dlatego, że jak czytam setny raz o stalowych tęczówkach Malfoya i malinowych ustach Granger to mną trzęsie :P Niemniej jednak sama czuję, że przydałoby się na początku podać jakąś ogólną charakterystykę, żeby pomóc wyobraźni czytelnika. No właśnie, tylko z drugiej strony, raczej każdy fan HP wie jak wyglądają główni bohaterowie więc nie wiem czy jest sens powielać (nie planuję odstępstw od kanonu) – proszę więc o radę na przyszłość :) Nie mam bety, ale staram się po kilka razy czytać rozdziały. Zapewne coś się znajdzie, szczególnie interpunkcja u mnie kuleje i solennie obiecuję postarać się o betę w tym temacie.

I teraz najważniejsze. Blog ma równo 11 dni. Dziś, najpóźniej jutro zamieszczę zakończenie – czyli rozdział XV. Rozdziały są moim zdaniem średniej długości ( niektóre przerażająco krótkie, inne liczą ponad dziesięć stron w wordzie), choć lubię pisać obszernie. Nie znoszę czekać w nieskończoność na kolejne części danej historii, więc sama staram się zabierać za pisanie wtedy, gdy w głowie jest konkretny plan "początek-środek-koniec". Oczywiście moi bohaterowie żyją własnym życiem i notorycznie wymykają mi się spod kontroli, ale obawiam się, że może nie udać mi się ich okiełznać, więc w tej kwestii raczej nic się nie zmieni poza ilością rozdziałów.

Co do strony technicznej, to jestem trochę zielona, ale widzę, że wgrany szablon ma jakiś zonk i urywa się w połowie (ktoś coś umie w tym temacie?). Zauważyłam też, że czcionka i formatowanie, zmienia się w zależności od pory dnia, mimo wcześniejszych ustawień – w projekcie nadal jest ok (jakaś rada?) Jeżeli ktoś wyłapie słowa nijak nie pasujące do kontekstu, literówki czy o zgrozo ortografię czy gramatykę, to też proszę o info, bo word lepiej wie co ja chce napisać (tak, tak, wyłączyłam już słownik, ale nie wiem czy wszystkie niezamierzone zmiany wyłapałam) no i nie wszystkie moje potknięcia jest w stanie wyłapać.

Jeżeli dobrnęłaś/dobrnąłeś do końca mojego postu, to szczerze gratuluję i zapraszam do czytania :)


Rozdział I

Początek końca

***

– Ron, ty kretynie! –   zawołał George.  –  Dlaczego?


– Odwal się, dobra?! Ty… ty nie wiesz jak to jest! Taki zawsze szlachetny, – zawołał z ironią młodszy z braci – a ja? Co ja mam powiedzieć? Mi nic od życia się nie należy? Zawsze mam być w cieniu, tak? Najpierw waszym, potem Harry'ego, w końcu własnej żony! Teraz też to ty grasz pierwsze skrzypce, ja jestem tylko dodatkiem! A ona we mnie widzi kogoś wyjątkowego... – dodawał coraz ciszej.


– Jesteś nienormalny! Zawsze to podejrzewałem, ale teraz jestem już pewny! – George patrzył z odrazą na młodszego brata.  Co z Hermioną? Co z Rose i Hugo? Jak ty to sobie wyobrażasz? Powiedziałeś im?


– Ja… nie… no, bo... czy muszę? Nie może zostać to między nami? – Ron przestępował z nogi na nogę, jednocześnie wyginając palce u rąk pod dziwnym kątem. Jego wzrok ślizgał się po sklepowych półkach, nie znajdując zaczepienia na niczym co wypełniało pomieszczenie.

– Jesteś tchórzem, a na dodatek uważasz, że Hermiona się nie zorientuje, tak? Ron, nie obrażaj jej inteligencji, bądź mężczyzną i się przyznaj! – George odłożył na bok żelki w kształcie mrocznych znaków, które jego brat przekładał z miejsca na miejsce, bez wyraźnego celu.

– Wydasz mnie? – zapytał cicho Ron.


– Nie! Na razie. Dam ci szansę, żebyś zachował resztki honoru. Co zamierzasz zrobić? – George oparł się o sklepową ladę i popatrzył znacząco w kierunku brata.

– Nie wiem, nie myślałem nad tym. Chyba miałem nadzieję, że będzie jak jest, albo samo jakoś się to ułoży…


– Samo? Ron! Ile ty masz lat? A tak w ogóle to kim ona jest? Wydaje mi się, że skądś ją znam…


– Nie ważne, daj mi się zastanowić, OK?


– Jakby było nad czym… – starszy Weasley nie umiał już powstrzymać swojego zniecierpliwienia.

– Zamknij się! Ty nic nie rozumiesz! – Krzyknął Ron i wybiegając ze sklepu deportował się z cichym trzaskiem.

– No kretyn –  skonstatował George i ruszył na zaplecze, nie zauważając, że zza jednego z regałów obserwują go pełne zaciekawienia oczy.


Sklep od lat wyglądał tak samo. Feeria kolorów tworzona przez kolorowe opakowania. Regały uginające się pod stosami bombonierek lesera, QUPY BLOKami czy kanarkowymi kremówkami. W tym pomieszczeniu można było znaleźć prawie wszystko, ale można było się też łatwo schować i podsłuchać rozmowy, które nie były przeznaczone dla większej rzeszy publiczności z czego ktoś najwyraźniej skorzystał.


***

Krzątała się po kuchni przygotowując kolacje. Ron niedługo powinien wrócić z pracy, choć ostatnio miało to miejsce coraz później. Zwykle to ona wracała ostatnia do domu. Od czasu, kiedy Hugo wyjechał do szkoły i żadne z dzieci nie zaprzątało ciągle jej myśli, czuła się jakaś niepotrzebna. Owszem, teraz mogła więcej uwagi poświęcić swojej pracy, którą tak kochała. W końcu bycie zastępcą Dyrektora Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, to bardzo absorbujące zajęcie, wymaga nieustającego skupienia i czujności, ale miała niejasne uczucie, że czegoś jej brakuje. Stanęła nad stołem, nadzorując różdżką przygotowanie posiłku i zaczęła się zastanawiać nad swoim życiem. Coś było nie tak. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby oczekiwała, że orzechowe płytki ścienne czy biała zabudowa kuchenna podsuną jej rozwiązanie. Jakieś nieuchwytne myśli kołatały jej się w głowie. Może to jednak niepokój o dzieci? Nie, chyba nie. Ostatnie ich listy były przepełnione emocjami, jednak, jak zawsze uspokajające. Dostała też list od Neville’a, który w końcu był nie tylko ich przyjacielem, ale i opiekunem Gryffindoru. Jak donosił, obie ich pociechy świetnie sobie radziły. To szczęście, że dzieci jej i Rona są w podobnym wieku co dzieci Potterów. Nawet James zdaje się być oparciem dla młodszego rodzeństwa, do którego zaliczają się przecież również Hugo i Rose. Tak, tu nie mogło chodzić o dzieci. Wszyscy tworzyli jedną wielką rodzinę i mimo ciągłych kłótni, stali za sobą murem.  Ach, jaka była szczęśliwa. Miała przyjaciół, wspaniałą pracę, cudowne dzieci i kochającego męża. Czegóż chcieć więcej? A jednak coś jej nie pasowało, coś się zmieniło, ale było to uczucie tak ulotne, że nie mogła dociec o co chodzi.

Stwierdziła, że nie będzie sobie teraz tym łamała głowy. To pewnie zmęczenie i te poczucie pustki odkąd Hugo wyjechał do Hogwartu. Minęło zaledwie kilka tygodni, a ona już zaczęła się zachowywać jak kwoka. Oj Hermiono, weź się w garść! – nakazała sobie i zabrała się za nakrywanie do stołu w jadalni.

***

Wrócił do domu trochę wcześniej. Chciał jej zrobić niespodziankę. Specjalnie odwiedził Magiczne Dowcipy Weasleyów, bo wiedział, że tylko tam dostanie jej ulubiony zapach perfum. Wcale nie było mu po drodze, ale czego się nie robi dla ukochanej? Kiedy ja się stałem taki sentymentalny? – pomyślał z sarkazmem, choć doskonale znał odpowiedź. Szanował swoją żonę za to, że miała siłę przeciwstawić się jego rodzicom. Dała mu wspaniałego syna i nie dopuszczała do tego, żeby popełniali błędy wychowawcze, które robili ich rodzice. Nie było to łatwe, ale w tej kwestii oboje byli nieugięci i nie pozwalali się nikomu wtrącać. Wiedział, że jego krewni są rozczarowani synową. Nie tak sobie wyobrażali małżeństwo swego jedynego dziedzica, ale nie mogli nic na to poradzić. W sumie to była ich wina. Na początku było to małżeństwo z rozsądku. Oboje mieli za sobą nieciekawą przeszłość, oboje nie byli mile widziani w świecie czarodziejów. Z czasem przywiązali się do siebie i pojawiło się coś na kształt uczucia. Pielęgnowali tę iskierkę ze względu na ich syna i choć nigdy nie było miedzy nimi ognia, to czuli się szczęśliwi. Czemu to teraz analizuje – pomyślał Draco, przekraczając bramy Malfoy Manor.  Może dlatego, że w głębi duszy pragnę czegoś więcej? Jakiegoś uniesienia, szaleństwa, a nie tylko poprawnego zachowania nawet teraz, gdy w posiadłości byli tylko oni? Westchnął i odegnał od siebie te niezbyt optymistyczne myśli, dyskretnie wchodząc do domu. Zastała go cisza.


 – Dziwne – pomyślał –  Astoria powinna być o tej porze w domu, nie mówiła, że gdzieś się wybiera. Usłyszał na górze szybkie kroki i zorientował się, że schodziła po schodach. Jak zawsze była ubrana ze smakiem i pewną godnością. Uśmiechnął się na jej widok i wyciągnął ręce w kierunku żony.


 – Witaj! Jak minął dzień?

Na jej twarzy na moment pojawiło się zaskoczenie, ale zaraz posłała mu promienny uśmiech.


 – Och jak zawsze! Tęskniłam za tobą, – przewróciła kokieteryjnie oczami, co było do niej całkowicie niepodobne –  nie spodziewałam się jednak ciebie wcześniej niż za godzinę, stało się coś?


 – Nie, byłem dziś na Pokątnej i pomyślałem, że sprawię ci niespodziankę. Tak mało czasu ostatnio ze sobą spędzamy. Cii… – podniósł dłoń, widząc, że już otwiera usta żeby coś powiedzieć – wiem, że to moja wina, ale postaram się to szybko naprawić. Wziął ją na ręce i skierował się na górę, do sypialni. 

***


 – Haaarry!!!??? Widziałeś gdzieś mój notatnik?! – Krzyknęła Ginny wyrzucając wszystko ze swojej przepastnej torebki.


 – Nie widziałem, ale myślę, że zaklęcie przywołujące załatwiłoby sprawę!


 – Och, no tak, ale jestem roztrzepana – mruknęła rudowłosa kobieta. – Harry!? A gdzie jest moja różdżka? W tym domu nic nie można znaleźć!

Mężczyzna przewrócił oczami i z rozbrajającym uśmiechem  odłożył Proroka Codziennego; wstał z fotela i podszedł do swojej żony.

 – Kotku, gdybyś tylko przestała  miotać się po pokoju, to byś zauważyła, że różdżka leży na łóżku, pod  stertą tego czegoś, co właśnie wyrzuciłaś ze swojej torebki.

Accio notatnik – zawołała Ginny, machając różdżką. –  Ty już nie bądź taki mądry – rzuciła mu mordercze spojrzenie grożąc jednocześnie palcem – pragnę ci przypomnieć, że to ty ciągle coś gubisz – pokazała mu język i nim zdążył zareagować, zbiegła po schodach na dół.


– A ty gdzie się wybierasz?! O tej porze, co?!  – krzyknął za nią Potter.

– Och, nie mówiłam ci? – Z dołu dobiegł go zaskoczony głos Ginny. Z wydawanych odgłosów wnioskował, że stała w przedpokoju i nanosiła na swoją twarz coś, co kobiety zwykły zwać makijażem. – No tak, chyba zapomniałam. No więc wczoraj dzwoniła do mnie Lavender z prośbą o spotkanie, podobno ma mi coś ważnego do powiedzenia, miałam wrażenie, że wybuchnie niczym sklątka jeżeli się nie zgodzę z nią zobaczyć. – Harry doskonale sobie wyobrażał ich szkolną koleżankę w takiej sytuacji i wcale by nie żałował, gdyby ta postanowiła wybuchnąć. Nie chcąc dać tego po sobie poznać, postanowił nie schodzić na dół za swoją żoną. – Będę za jakieś trzy godziny! – usłyszał jeszcze jak i już jej nie było.

 – No to zjadłem sobie kolacje, nie ma co – mruknął i stwierdził, że równie dobrze mógłby nie wracać tak wcześnie do domu. Miał mnóstwo roboty, Biuro Aurorów znowu znalazło się na celowniku tej przereklamowanej dziennikarki, jaką była Skeeter. Och, jak on jej nienawidził. Na dodatek Malfoy dziś postanowił wcześniej wyjść do domu, a bez niego sprawa nad którą pracowali stała w miejscu. Swoją droga, ciekawe co go tak wzięło, żeby akurat tego dnia wybyć kilka godzin wcześniej. Zwykle wychodzili praktycznie razem, nie licząc Hermiony, prawie ostatni z całego Ministerstwa. No nic, skoro już jest sam w domu to może spotka się z Ronem? Dawno się nie widzieli, bo albo przeszkadzała im w tym praca, albo obecność Ginny, która z jakichś względów, ostatnio boczyła się na swojego brata i ten wolał jej unikać.

10 komentarzy:

  1. Ron to dupek jakos nie specjalnie go lubie, ciekawa jestem z kim on romansuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem po tym jak po raz kolejny doświadczyłam złośliwości rzeczy martwych :( ale wszystko pod kontrolą!
    Bardzo ładnie, bardzo ładnie tylko dlaczego Draco ma żonę, a Hermiona męża?! To wszystko komplikuje. Sugerując się tytułem można się domyślić, że jest to zabieg konieczny.
    Test łatwo, przyjemnie się czyta. Do bardzo duży plus.
    Blog wygląda bardzo łanie. Szablon jest lekki i ciekawy. Jedyne co mi przeszkadza to automatycznie włączająca się muzyka. Można to poprawić ale to Twoja decyzja. Mi osobiście to przeszkadza, ale gdzie ja, a gdzie pozostali czytelnicy.
    Jestem już na bieżąco i mam zamiar zostać.
    Tak na koniec, weny i czego tam potrzebujesz.
    Pozdrawiam,
    Dragon Lady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej bardzo Ci dziękuję za komentarz. Jak przeczytasz całość, to na pewno wybaczysz mi te małżeństwa :) Z muzyką, to chyba tak różnie bywa, bo mi np. w ogóle się nie włącza ;/ Ale jak ktoś jeszcze zgłosi, to pomyślę czy nie wyłączyć na stałe. Jestem dla czytelników a nie odwrotnie :D

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się styl, którym piszesz, aż chce się czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie zaczęłam WJN! (Kocham skróty, eh...). Jestem zachwycona. Sprawa Rona nie jest wyłożona, jak na tacy, intryguje. W roli jego kochanki chętnie zobaczyłabym Astorię.
    Przepraszam, że tak krótko, ale mój telefon na zbyt wiele nie pozwala. Wszystko pokomentuję, gdy dorwę większy sprzęt. :)


    Pozdrawiam, ClariRosie. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, bardzo się cieszę, że Cię zaintrygowałam i zapraszam na dalszą lekturę :)

      Usuń
  5. Taki zawsze szlachetny, – zawołał z ironią młodszy z braci – a ja?
    Bez tego przecinka po szlachetny. ;)

    Czytam od nowa, bo ktoś na grupie pytał wczoraj o jakieś Twoje opko i mnie natchnęło, by wpaść i znów przeżyć przygodę z Wiernością. :D

    Buziaki, Koneko

    OdpowiedzUsuń