31 stycznia 2015

Szach i mat, Kochanie I





Rozdział I

 

Statek wpłynął do portu.

Na nabrzeżu nikt  nie oczekiwał na Hermionę, bo chyba nikt nie spodziewałby się, że wytrawna czarownica, będzie korzystała z tak mało czarodziejskiego sposobu podróży. Zeszła na nadbrzeże i rozejrzała się z uwagą po słabo oświetlonych ulicach. Będzie musiała znaleźć jakieś ustronne miejsce, właściwe do wywołania czarodziejskiego autobusu. Powinna zatem dostać się do jakiegoś zaułka piechotą, bo jej magiczne zdolności były zbyt rozproszone wewnętrznymi problemami, co zwiększało ryzyko rozszczepienia. Wzdrygnęła się na myśl, że musi przejść sama nie oświetlonymi ulicami, gdzie po zakamarkach kryła się wszelka miejska hołota, napadająca na podróżnych pod osłoną mroku. Na statku nie widziała nikogo, kto mógłby jej dotrzymać towarzystwa. Zresztą, przecież nie mogłaby zawołać na autobus w towarzystwie mugola.  Ścisnęła w dłoni swoją różdżkę, choć ta w obecnych okolicznościach wydała jej się dość śmiesznym dodatkiem. Uf, co też ona sobie myśli, nie czas na wątpliwości.

Hermiona ujęła zdecydowanie swój podróżny kuferek, który dzięki zaklęciu zmniejszająco-zwiększającemu, w swoim niepozornym na pierwszy rzut oka wnętrzu, skrywał jej pokaźny bagaż. Wciągnęła głęboko powietrze, jakby chciała dodać sobie odwagi, i ruszyła przed siebie.

Niechętnie opuściła tłumne, oświetlone nabrzeże i podążyła ku dość wyludnionemu o tej porze miastu. Co prawda, szukała właśnie odosobnienia jednak Hermiona Granger tym razem się bała. Kilka lat temu, zapewne przyjęłaby taką sytuację jako wyzwanie. Kiedyś uwielbiała mrok i niepokój. Prawdopodobnie życzyłaby sobie pojawienia się jakiegoś napastnika po to, by móc na nim wypróbować swoje magiczne zdolności, każda okazja do ćwiczeń wydawała się właściwa. Teraz jednak Hermiona nie posiadała nawet siły żeby się bezpiecznie teleportować.  

Poza tym wiedziała, jakie zachowanie jest konieczne wobec mugoli i czego oczekuje się od wysokiego rangą urzędnika. W ministerstwie zawsze była pod ostrzałem spojrzeń. Jej znaczący udział w zagładzie Voldemorta, sprawił, że towarzyszyły jej setki zaciekawionych i zawistnych oczu, wyłapujące najdrobniejsze potknięcie Panny – Idealnej, jak niejednokrotnie ją nazwano. Tylko podczas pobytu w domu, u swoich kochanych, wyrozumiałych rodziców mogła się zachowywać trochę swobodniej, mogła być odrobinę bardziej sobą. Że jednak zapomni się aż tak i rzuci w ramiona Tomasa... Hermiona pochyliła głowę jak zawstydzony uczeń przed nauczycielem albo jak pies umykający z podkulonym ogonem. Tak bardzo wstydziła się tego, co zrobiła!

Marną pociechą była świadomość, że to Tomas podjął inicjatywę. Niezaprzeczalnie to on wyznał od dawna skrywane uczucie. Gdyby jej nie obejmował i nie szeptał uwodzicielskich słów o samotności i tęsknocie, może nigdy by się to nie stało. Lecz słaby to powód do dumy. Przecież ona sama tego chciała, o, jak bardzo chciała! I to z jak bardzo poniżającego powodu. 

Bez przeszkód pokonała pierwszy odcinek drogi z portu, rozglądając się uważnie za jakąś opuszczoną bramą lub ślepą uliczką. Kompletnie nie znała tego miasta. Niespodziewanie natknęła się na  dziewczyny, cokolwiek swawolnych obyczajów. Wołały za nią z wściekłością, żeby trzymała się z daleka od ich rewiru, jednak ona nawet nie zwróciła na nie zbytniej uwagi, zajęta poszukiwaniami. Kłopoty pojawiły się tuż przed osiągnięciem celu.

Przecznicę, którą musiała minąć, żeby dostać się na tyły jakiegoś pubu, wypełniał hałaśliwy tłum ciemnych typów, jedynie nocą wypełzających z ukrycia. Cóż to była za mieszanka. Przypominali jej szmalcowników, tę zbieraninę niewydarzonych pomocników śmierciożerców. Na pierwszy rzut oka: bezdomni, pijacy, dziwki uliczne i przestępcy. Rozpalili pośrodku ulicy ognisko z kartonów i grzali się przy nim, przeklinając swój ponury los. Odór jaki ich otaczał, niósł się aż do miejsca w którym przekradała się Hermiona. Zrobiło jej się niedobrze. Zawahała się, lecz musiała tamtędy przejść, przecież nie może bez końca tułać się po nieznanym mieście, do obrony mając słaby patyczek, który bez jej pomocy nie jest w stanie nic zrobić, a ona dziwnie czuła, że niewiele w tym momencie mogła uczynić. Z sercem w gardle próbowała przemknąć się ukradkiem i jak najszybciej opuścić niebezpieczne miejsce. W oddali widziała tyły pubu, zastawione kontenerami na śmieci, tam mogłaby się ukryć i wywołać Błędnego Rycerza.

Do zaułka nie było tak daleko, jak się Hermionie z początku wydawało, lecz droga, którą musiała pokonać, rozciągała się przed nią jak nie mająca granic przestrzeń niebezpieczeństwa i lęku. Co też się z nią dzieje. Walczyła przeciw Voldemortowi i jego poplecznikom, była przez nich torturowana, włamała się do Gringotta i uciekła z niego na smoku, a teraz bała się własnego cienia. Nie zauważona dotarła prawie do wylotu ulicy, ale kiedy już chciała odetchnąć z ulgą, usłyszała za sobą czyjś szyderczy głos i zamarła.

 –  No, nie, spójrzcie tutaj!  –  wołał głos i panna Granger poczuła, że ktoś chwyta ją z tyłu za pelerynę. Odwróciła się gwałtownie i ujrzała bezzębne, rozdziawione w obrzydliwym uśmiechu usta oraz wstrętną, zarośniętą męską gębę. Pojęła, że na nic się nie zda odgrywanie wyniosłej, pewnej siebie kobiety. Tutaj trzeba było postępować według zasady: bierz nogi za pas i uciekaj jak najdalej! Uwolniła się energicznym szarpnięciem i rzuciła do ucieczki gorączkowo w biegu przetrząsając kieszenie w poszukiwaniu różdżki –   przecież chwilę temu zaciskała na niej dłoń – panikowała.

Dwóch oprychów pobiegło za nią.

 –  Cnotę damulko będziesz mogła zachować, bylebyśmy tylko dostali to!  –  zawołał jeden z napastników, chwytając kuferek.

Hermiona zareagowała zdecydowanie gorszą stroną swojej natury. Powstrzymała się wprawdzie od uwagi, że jeśli chodzi o cnotę, to się spóźnili, ale wyszarpnęła się napastnikowi z całej siły i z rozmachem cisnęła w niego kuferkiem. Mała walizeczka uderzyła z impetem i zaskakującym łoskotem tak, że rozbójnik zatoczył się i upadł. Tymczasem jednak nadbiegł jeszcze jeden, tak więc wciąż miała przeciwko sobie dwóch. Hermiona, niewiele myśląc podniosła kuferek i zaczęła uciekać tak szybko, jak na to pozwalało jej zmęczone ciało, jednocześnie wciąż szukając różdżki.

Goniący dopadli ją prędzej niż zakładała. Była naprawdę wyczerpana, ale przestała dbać o pozory. Z ulgą stwierdziła, że różdżka nadal jest w jej kieszeni. Wyciągnęła ją z zamiarem rzucenia kilku zaklęć w samoobronie, nie wahając się nawet przed złamaniem Zasad Tajności. Zdążyła jeszcze zauważyć, że w jej stronę zmierza grupa jakichś ludzi. Jeden z napastników chciał zacisnąć dłoń na ustach dziewczyny, podczas gdy drugi próbował wyszarpnąć walizeczkę. Na moment Hermiona spanikowała, jednak za chwilę zdołała jakoś rzucić niewerbalnie drętwotę. Krzyk zaskoczenia, jaki wydarł się z gardeł mężczyzn, był krótki i dziwnie przytłumiony. W jednej chwili oczy napastników stanęły w słup, a ich twarze które wcześniej przybrały wyraz lekkiego oszołomienia, nagle zrobiły się dziwnie puste. Zdała sobie sprawę, że nie tylko ona rzuciła zaklęcie. Odwróciła się na pięcie i ujrzała przed sobą pięciu mężczyzn z wyciągniętymi przed siebie różdżkami.

 –  Czy wszystko w porządku, proszę pani?  –  zapytał skośnooki mężczyzna, który wydał jej się znajomy.

 –  Tak, dziękuję! Bardzo dziękuję wszystkim  –  odparła zdyszana z niewymowną ulgą, że nie musi już walczyć. Z trudem trzymała się na nogach.

 –  Granger?!  –  usłyszała dobrze znany głos.  –  Ale Hermiono, co ty tu robisz?

Spojrzała w górę. W chybotliwym świetle różdżek poznała przystojną sylwetkę Draco Malfoya i jego nagły widok sprawił jej niewypowiedzianą radość. W tym momencie zupełnie nie pamiętała o jego fatalnej tajemnicy, widziała jedynie drogiego przyjaciela, dostojnego i nienaturalnie bladego, z zaniepokojonym lecz lśniącym, stalowym wzrokiem. Miał na sobie czarną pelerynę, ciemne spodnie i buty. No i kuszący, lekko kpiący uśmiech.

 –  Draco!  –  rozradowana uśmiechnęła się całą twarzą.

On podszedł i ujął jej wyciągnięte dłonie.

 –  Wracasz od rodziców?

 –  Tak. Statek się spóźnił i nagle zrobił się wieczór.

 –  Statek?

 –  Później ci to wyjaśnię.

Mruknął coś pod nosem z widoczną irytacją, na temat bezmyślności kobiet.

 –  O niczym nie wiedziałem, mogłaś mnie uprzedzić, wyjechałbym po ciebie  –  powiedział głośno z lekkim wyrzutem.  –  Na szczęście mamy tutaj mały wypad służbowy...  –  Odwrócił się do czekających towarzyszy i wydał jednemu z nich krótkie polecenie. On musi zająć się panną Granger, wyjaśnił, odholować bezpiecznie, tą bezmyślną gąskę do domu.

 –  Cieszę się, że wróciłaś –  rzekł zaskakująco przyjaźnie, gdy patrzyli na oddalających się Aurorów. –  Londyn wydawał się taki pusty bez ciebie. Jak tam w domu?

 –  Och, tak miło jest choć na trochę odwiedzić rodzinę, Draco!

Zaczęła mu z ożywieniem opowiadać o życiu w Australii.

Draco Malfoy objął ją ramieniem i obrócił się w miejscu. Aportowali się przed drzwiami jej londyńskiego mieszkania.

 –  Wspaniale widzieć cię znowu taką radosną, kochanie.

Dopiero na te słowa przypomniała sobie o tamtej strasznej sprawie. Jego wspaniały męski czar był nie dla niej. Mimo woli odsunęła się nieco, a on natychmiast cofnął ramię. Bez słowa otworzyła drzwi. Gdy weszli do środka, Draco odezwał się cicho:

 –  Domyślam się, że teraz już wiesz...

Hermiona, nie umiała go okłamywać, skinęła głową. Jego oczy w świetle wiszącego na ścianie oświetlenia wydały się jej czarne i bezgranicznie smutne.

 –  Z kim o tym rozmawiałaś?

 – Ze znajomym. Wiesz, on tak bardzo interesuje się ludzką naturą i... jej wszystkimi aspektami.

 –  Oczywiście. I jak to przyjęłaś?

Niezwykle trudno było jej rozmawiać o tych sprawach, a widziała, że i dla niego jest to niezręczne. Hermiona najchętniej uciekłaby do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi, ale on na takie potraktowanie przecież nie zasłużył. Nie robił w końcu nic złego, to ona była tak żałośnie naiwna. Niedoświadczona. Z niechęcią przyznała, że była w pewnym sensie ignorantką. Ona, która tak chętnie i skutecznie chłonęła magiczną wiedzę, nic nie wiedziała o tej stronie człowieka, która z magią miała niewiele wspólnego.

 –  Ja przedtem nie rozumiałam. Twojej... sytuacji, w sensie. Nigdy przedtem nie słyszałam o czymś takim, albo nie zwróciłam na to należytej uwagi. A już do głowy by mi nie przyszło, że  ty… Zupełnie się nie orientowałam. Zupełnie. A potem byłam taka... wzburzona i…

 –  I?  –  zapytał Malfoy cicho.

 –  I zasmucona  –  szepnęła.

Draco stał długo, nic nie mówiąc, nie wiedział co mógłby w tej sytuacji zrobić. Jak powinien się zachować aby jego gesty nie wydały się niestosowne? Granger wpatrywała się w podłogę. Serce waliło jej jak młotem. Bała się spojrzeć w jego oczy, bała się tego co mogła w nich ujrzeć.

 –  Ale dziś, przed chwilą, kiedy się spotkaliśmy  –  powiedział ledwo dosłyszalnie  –  wyglądałaś na bardzo uradowaną. Czy to spotkanie ze mną tak cię ucieszyło?

 –  Och tak, moja radość była szczera! Uwierz mi. Zapomniałam o tamtym.

 –  A teraz?

 –  No, a jak ci się zdaje? – zapytała z przekąsem, przed którym nie umiała się powstrzymać, nawet w takiej sytuacji.

 – Tak bardzo bym chciał zachować twoją przyjaźń – rzekł smutno. – Nigdy nie pomyślałbym, że to powiem, ale zależy mi na tobie. Kiedyś cię nienawidziłem, choć w głębi duszy zawsze podziwiałem. Teraz nie umiem bez ciebie normalnie funkcjonować. Jesteś mi bardzo bliska. Nie chcę cię stracić.

 

Hermiona, zaskoczona słuchała jego słów. On, taki zawsze powściągliwy, teraz mówił rzeczy, które kilka dni temu tak bardzo chciała usłyszeć. Zastanawiała się, czy potrafiłaby sprostać wymaganiom TAKIEJ przyjaźni? Czy jest wystarczająco silna, by ukryć niechęć? Jak bardzo on czułby się upokorzony, widząc jej wstręt, jej milczący wyrzut? Nagle przypomniała sobie swoją historię z Tomasem i zalało ją uczucie wstydu. Ona też wcale nie ma z czego być taka dumna. Znowu zapędziła się, oceniając innych. To było jak kubeł zimnej wody. Bardzo zasłużony zresztą.

 –  Moją przyjaźń, Draco, masz na zawsze  – odezwała się trochę niepewnie.  –  Wiesz o tym i chciałabym, żebyś nigdy w to nie wątpił. Pogodziłam się z przeszłością, więc myślę, że jestem w stanie stawić czoła teraźniejszości.

 –  Dziękuję.

Uśmiechnęła się blado i położyła dłoń na klamce. On zrozumiał ten gest i ucałował jej policzek na dobranoc.

 –  Kiedy wracasz do pracy?  –  zapytał na koniec.

 –  Nie wiem, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Muszę się pozbierać.

 – Zrób to koniecznie. Bardzo bym chciał cię niedługo spotkać. Dobranoc, moja wyjątkowa przyjaciółko! – mrugnął do niej okiem tak, jak tylko on potrafił.

Hermiona śledziła wzrokiem jego dumną postać, gdy oddalał się w ciemności do miejsca z którego mógł się teleportować. Poruszał się jak na arystokratę przystało. Nosił swoje nazwisko z należytą godnością, jednak było w tym mniej wyniosłości niż kiedyś. Gdyby nie owa okropna, niepojęta ułomność, która zamazuje wizerunek tego mężczyzny bez skazy! – No teraz to przesadziłam – pomyślała. Miał skazę i to nie jedną, ale wiedziała, że w porównaniu do kiedyś, Malfoy bardzo się zmienił. Kto by pomyślał, że on, były śmierciożerca, zostanie jednym z głównych aurorów. Swoją funkcje pełnił profesjonalnie i był człowiekiem godnym zaufania. Był zaskakująco odpowiedzialny. A może to nie było wcale takie zaskakujące. Twardy i nieugięty kiedy trzeba, tak bardzo malfoyowski jak się dało, ale ona znała też jego drugą stronę, tą ludzką, i bardzo ją lubiła. Dopiero gdy znalazła się w swojej sypialni, biorąc wcześniej gorący prysznic, uświadomiła sobie, że nie zapytała, co to za zadanie wykonywali w Tilibury.

Następnego dnia dotarły do niej plotki. Sytuacja Malfoya była w najwyższym stopniu niepewna i tylko niezwykłe zdolności aurorskie oraz wstawiennictwo i przychylność Harry'ego uratowały go od największej kompromitacji. Mówiono coś o procesie, o zniesławieniu nazwiska, lecz Hermiona nie mogła się dokładnie zorientować, o co chodzi. Tyle bezpodstawnych plotek zwykle krążyło na każdy możliwy temat, że nie umiała odróżnić prawdy od blefu. Poważnie się jednak o niego martwiła, gdyż mimo wszystko czuła się z nim szczerze związana, a sprawa wydawała się poważna.

Zaledwie po kilku dniach pobytu w Londynie, panna Granger uświadomiła sobie, że ona sama także znalazła się w obliczu katastrofy. Przygoda z Tomasem, ten przelotny, nieprzemyślany i pożałowania godny incydent miał mieć fatalne następstwa.

 
 
 

3 komentarze:

  1. Swiereetny!!! Ciekawe jaka przypadłość ma Draco?? Hmmmm... Uwielbiam cie i czekam na następny rozdział!! ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Zapraszam też do czytania Wierność jest nudna :) pozdrawiam!

      Usuń
    2. Zapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)

      Usuń