1 lutego 2015

Szach i mat, Kochanie II





Rozdział II

Był to jeden z najgorszych dni w dość krótkim jeszcze życiu Hermiony Granger.  Najpierw poraziła ją świadomość tego, co się stało. Męczyła się, miotana sprzecznymi uczuciami skrajnego przerażenia i nadziei. Przeraźliwie wyraźnie doświadczała tego okropnego niepokoju, jaki przeżywają młode kobiety wszystkich czasów, mugolki i czarownice,  biedaczki i arystokratki, które wdały się lekkomyślnie w miłosną przygodę. To zaciskała ręce tak mocno, że słychać było chrzęst kości, to znów zanosiła się nerwowym śmiechem i przekonywała samą siebie, że to przecież niemożliwe, że cokolwiek będzie wiadomo dopiero za kilka tygodni. Wybuchała gniewem. Przeklinała bezmyślnego znajomego najgorszymi słowami, odsądzała go od czci i wiary, dopóki ostatecznie nie zrozumiała, że był to także jej błąd. Nawet chyba bardziej jej niż jego. Niby była taka inteligentna, taka przewidywalna. Nie zaprotestowała jednak w odpowiednim czasie. Nawet nie pomyślała o zabezpieczeniu! Czy naprawdę można być bardziej naiwnym i lekkomyślnym? No tak, w tej sytuacji to raczej pytanie zgoła retoryczne – niestety.

Teraz jednak potrzebna jej była rada, a nie szukanie winnego, co na szczęście uchroniło ją przed zbyt ostrą samokrytyką. Można się było co prawda pocieszać, że na razie nic nie wiadomo, bo od spotkania z Tomasem, minęło niewiele ponad dwa tygodnie, Hermiona jednak miała wystarczająco dużo intuicji, by przeczuwać, iż sprawa jest poważna.

Próbowała przygotować dokumenty którymi powinna się zająć przed powrotem do pracy, jednak druk mienił jej się przed oczami i zamazywał, zamiast niego pojawiały się przerażające wizje przyszłości: ona z dzieckiem, którego nikt nie zaakceptuje, odrzucona, pogardzana...Miała same najczarniejsze przeczucia. Hermiona westchnęła i próbowała się znowu skupić na papierach, lecz przychodziło jej to z ogromnym trudem. Za trzy dni musiała wrócić do Ministerstwa. Wiedziała, że niedługo po powrocie zostanie wysłana w daleką delegacje, która będzie od niej wymagała pełnego skupienia, a tymczasem siedziała, nie mogąc w żaden sposób wybrnąć ze swojej niewypowiedzianie dramatycznej sytuacji. Przecież zawali każde możliwe zadanie, jakie przed nią postawi minister. Skoro wcześniejsze emocje, potrafiły tak osłabić jej magiczne zdolności, to co się stanie teraz, kiedy potrzebna jest jej pełna mobilizacja?  Ponad to, kiedy jej stan wyjdzie wreszcie na jaw, to naprawdę nie będzie dla niej litości. W najlepszym razie skończy się na kpinach i wytykaniu palcami na co ona była kompletnie nieodporna. W najgorszym czeka ją wyrzucenie z pracy, a potem udręka i wstyd. Świat czarodziejski był bezkompromisowy, szczególnie dla tych co nie mieli wsparcia w majętnych rodzinach, a ona mimo swoich niewątpliwych zasług podczas starcia z Voldemortem, nic więcej nie posiadała.

Ostatecznie swoje fatalne położenie uświadomiła sobie pewnego ranka, gdy to, czego oczekiwała od tygodnia, nie nadeszło. Poczuła się wtedy chora i upokorzona, lecz w ciągu dnia starała się pracować, jak zawsze, bardzo starannie. Miała dużo rzeczy do przygotowania, za chwilę wyjeżdża. Przez cały dzień rozmyślała, panicznie poszukując rozwiązania. Najbardziej szalone pomysły odrzucała. Słyszała, oczywiście, o różnych sposobach pozbycia się płodu. Nawet w świecie mugoli krążyły legendy o takich jak praca do utraty sił czy taniec do upadłego, przez całą noc. Można też podnosić ciężary, aż będzie trzeszczało w krzyżu lub zażyć jakieś znane tylko kobietom środki. Były też oczywiście różnego rodzaju zaklęcia. Ona nie była jednak zdolna do tego, by odbierać życie niewinnej istotce. Nie po to walczyła, o ocalenie innych istnień, żeby teraz odbierać je własnemu dziecku. To nie jego wina, że będzie miało taką bezmyślną matkę. Nie może przez wzgląd na własną wygodę i prestiż, nawet myśleć o popełnieniu takiej zbrodni. Nie, tak nisko jeszcze nie upadła.

W pracy, miała wrażenie, że wszyscy wiedzą o jej kłopotach. W każdym, nawet najbardziej niewinnym pytaniu doszukiwała się drugiego dna. –To zakrawa o paranoję – myślała w chwilach jasności umysłu.

Gdy wreszcie nadszedł wieczór i mogła wyjść ze swojego gabinetu, podjęła już decyzję, choć nie uspokoiło jej to nawet trochę. Wręcz przeciwnie. Teraz denerwowała się dwa razy bardziej i kilka razy była o krok od porzucenia tego szalonego pomysłu. Gdyby chociaż miała więcej czasu na przygotowania! Gdyby sprawa nie była tak okropnie pilna! Nie pozostawało jednak ani chwili do stracenia, czas odgrywał tu znaczącą rolę. Przygnębiona, ale zdeterminowana teleportowała się pod mieszkanie Draco Malfoya - jedynej osoby, która mogła ją zrozumieć i jej pomóc.

 –  Pana nie ma tutaj  –  poinformował ją kamerdyner  gdy zapukała do drzwi. Po tych słowach, wszelka odwaga opuściła pannę Granger.  –  Przebywa jeszcze w Ministerstwie.

 –  O! No, ja właśnie stamtąd wracam - przyznała niezbyt inteligentnie. - A kiedy mogłabym go zastać?

 –  Ja nie wiem, panienko. Jest teraz taki zajęty. Minister  przygotowuje się do wielkiej akcji, gromadzi się wszelkie siły aurorskie i nie tylko – szepnął poufale do Hermiony, bo wiedział, że akurat jej może zaufać.

W tej chwili przygotowania ministra magii do jakiejś misji, interesowały Hermionę najmniej. Dostrzegała tylko bieżące niedogodności, jakie jej te przygotowania sprawiały. Każde opóźnienie w realizacji planu jaki wymyśliła, mogło ją, a także Draco, wiele kosztować. Dopiero co tak bardzo lękała się spotkania z Malfoyem, a teraz pragnęła go jak najszybciej zobaczyć. Zwłoka wywoływała w niej gniew.

 –  Co ja mam teraz zrobić?  –  szeptała sama do siebie pobladłymi wargami.  –  To pilne! To takie strasznie pilne! Nie można przecież zwlekać ani chwili!

Służący wahał się przez moment. Pamiętał, że na początku nie przepadał za tą krnąbrną dziewuchą, ale z czasem bardzo ją polubił. Była lojalna wobec jego pana, a to mu w zupełności wystarczało. Poza tym widać było, że jest dobrym człowiekiem. Mało teraz takich ludzi, nie myślących tylko o czubku własnego nosa.

 –  Gdyby zechciała panienka wejść na chwilę, mógłbym wyprawić skrzata po pana Malfoya.

Hermiona zastanawiała się nad tą ewentualnością, nie była nią specjalnie zachwycona, ale cóż...

 – Oczywiście, dziękuję. Bardzo panu dziękuję.

Poszła za mężczyzną i po chwili położyła mu rękę na ramieniu. Zatrzymał się, wyraźnie zdumiony.

 –  Proszę mi powiedzieć  –  rzekła niepewnie.  –  Słyszałam takie okropne plotki. Wszędzie o tym głośno. Czy nasz przyjaciel, ma kłopoty?

Twarz starego sługi ściągnęła się ledwie dostrzegalnie. Wiedział jednak dobrze o niezwykłej przyjaźni panny Granger i pana Malfoya, o jej wielkiej życzliwości dla jego pana, a teraz dostrzegał w jej oczach widoczny niepokój i troskę.

 –  Poważne kłopoty, panienko Granger, bardzo poważne. Sytuacja jest zła. Zostało mu tylko kilka dni, a potem to chyba będzie koniec.

Hermiona skinęła głową. Słyszała już o tym i była przygotowana.

 –  Proces?

 – Tak, przed całym Wizengamotem. Wie panienka, w naszym świecie takie skłonności są wysoce niepożądane.

 – A podobno to mugole nie są tolerancyjni – mruknęła Hermiona pod nosem, bo niezupełnie była pewna, co służba Malfoya myśli o ich niemagicznych braciach.

Zresztą, nie potrzebowali więcej słów. Kamerdyner wprowadził ją do eleganckiego saloniku i zniknął. Zapewne poszedł wydać polecenie któremuś z domowych skrzatów.

Mimo, że w świetle tej rozmowy zamiary Hermiony wydawały się odrobinę prostsze, nie odczuwała ulgi. Musiała czekać dobrą chwilę, co bynajmniej nie działało na nią uspokajająco. Ostatnio za dużo działo się w jej życiu. Była emocjonalnie rozchwiana. Teraz czuła, że pocą jej się ręce. Podczas nerwowej wędrówki po pokoju zdążyła zauważyć wszystkie, najdrobniejsze nawet szczegóły, na które wcześniej nie zwracała jakoś uwagi.

Salonik, choć dosyć mały, urządzony był z wielkim smakiem. Znajdowały się tu przedmioty ogromnej wartości, wspaniale rzeźbione i gustownie wyściełane fotele, zupełnie wyjątkowa mapa świata, z której Hermiona nie pojmowała w tym momencie zbyt wiele, piękne książki z których panna Granger nie znała nawet połowy... Draco Malfoy  musiał być bardzo bogaty. Oczywiście miała tego świadomość, przecież prawie zawsze tak było. Teraz jednak to bogactwo nie mogło mu w niczym pomóc. Wręcz przeciwnie, narażony był na jeszcze większy skandal. Znowu.

Nareszcie w korytarzu rozległy się pospieszne kroki i Hermiona, stojąca przed portretami przodków rodu, drgnęła. Poczuła, że krew uderza jej do głowy, a dłonie zaciskają mocno. Trochę zbyt mocno, bo poczuła, że jej paznokcie wbiły się w skórę i na pewno zostaną jej paskudne ślady. Musi wziąć się w garść. Stała bez ruchu i wielkimi oczyma wpatrywała się nerwowo w drzwi. Najważniejsze, żeby teraz wyłożyć wszystko jasno i zwięźle! Niczego nie pominąć. W końcu tyle, chyba potrafiła uczynić.

Draco Malfoy wszedł do pokoju. Wyglądał dość marnie. Szczerze mówiąc, w normalnym świetle wyglądał wręcz żałośnie. Jego blond włosy były w  nieładzie, wymagały też ostrzyżenia. Oczy straciły dawny blask, a twarz wydawała się lekko zapadnięta i bardziej blada niż zwykle.

 –  Co się stało, Hermiono? Ogryzek powiedział, że to bardzo pilne, a ja brałem właśnie udział w posiedzeniu rady.

Hermiona była cała sztywna ze strachu. Postanowiła jednak spróbować zachować resztki godności, więc uniosła nieco pewniej głowę.

 –  Czy musisz się bardzo spieszyć?

 –  Tak by było najlepiej. Potter nie był zadowolony, że opuszczam ich w tak kluczowym momencie.

 –  Ale możesz mi poświęcić pół godziny?

Zawahał się, jednak ciekawość i niepokój wzięły górę.

 –  Spróbujmy załatwić to jak najszybciej.

 –  Wybacz mi  –  szepnęła spuszczając wzrok. Resztki odwagi znowu ją opuściły.   –  Postaram się wyjaśnić wszystko w telegraficznym skrócie. Jest to jednak sprawa, której nie da się opowiedzieć w dwóch słowach. Musisz to zrozumieć. Chciałabym mieć wiele dni...

 –  Usiądź  –  powiedział bardziej przyjaźnie, machnął różdżką, przysuwając tym samym fotel w jej stronę, a drugi przywołując do siebie. Usiadł naprzeciw niej.  –  Widzę, że coś cię gnębi. O co chodzi? Co się stało?

 – Cholera, jaki on przystojny – pomyślała mimowolnie. – Ma takie czyste, arystokratyczne rysy i jakie piękne oczy! Teraz oczywiście nie miało to najmniejszego znaczenia, jednak nie umiała powstrzymać myśli napływających  do jej głowy. Wcześniej starannie obmyśliła wszystko, co mu powie, ale teraz okazało się, że nie pamięta nic, ani słowa. Miała pustkę w głowie, a język nie chciał jej słuchać.

 –  Draco... Przychodzę do ciebie z pewną propozycją, ale proszę, żebyś nie pomyślał, że chcę cię dotknąć albo zranić. Nie jest to moim celem.  –  Malfoy ściągnął brwi. Doprawdy, niezwykły początek. –  Nie chciałabym też niczego na tobie wymuszać  –  wyjąkała.  –  Wiem, że masz teraz kłopoty, ale ja jestem  mimo wszystko po twojej stronie, nie zapominaj o tym!  –  Draco wciąż czekał i Hermiona wyczuwała wyraźnie jego rezerwę. Zdesperowana wyrzuciła z siebie jednym tchem:  –  Rozpaczliwie potrzebuję twojej pomocy! Natychmiast!

Jego twarz wyglądała, jakby zrobiło mu się niedobrze.

 –  Pieniądze?

 –  Nie, nie, dość mam swoich! Ale myślę, jestem prawie pewna, że mogłabym zarazem pomóc tobie...

Nie, tego się w ogóle nie da ani opowiedzieć, ani zrobić. Widziała, że na dźwięk jej ostatnich słów  Ślizgon zesztywniał. Gryfonka wykręcała sobie palce, coraz bardziej bliska płaczu. Jak ona ma mu to wyjaśnić? Cała jej elokwencja gdzieś wyparowała. Naprawdę, nie była w najlepszej kondycji.

 –  Ja wiem, że znalazłeś się w bardzo trudnej sytuacji. Nie znam szczegółów, ale...  –  Zaczynała się powtarzać. To już przecież mówiła. Jakie to wszystko trudne. Miała ochotę teleportować się z powrotem do domu.

 –  Wykrztuś to z siebie –  rzekł bezbarwnie.  –  Potrzebujesz mojej pomocy. Jakiego rodzaju?

Przełknęła ślinę.

 –  No dobrze, słuchaj. Kiedy byłam w domu, teraz  na Boże Narodzenie, popełniłam straszne głupstwo. Niewybaczalne głupstwo, z którego nigdy nawet sama przed sobą nie zdołam się wytłumaczyć. Dzisiaj rano uświadomiłam sobie, że spodziewam się dziecka.

Malfoy przestał oddychać.

 –  To się stało dopiero co  –  dodała pospiesznie.  –  Nie więcej niż dwa tygodnie temu. Po powrocie dowiedziałam się też, że grozi ci proces przed Wizengamotem, może nawet Azkaban, z powodu twojej... skłonności. Wygląda na to, że stało się coś niedobrego, gdy mnie tu nie było...

 –  Masz racje –  powiedział po chwili wahania i podniósł się, jakby nie był w stanie dłużej patrzeć jej w oczy. Potem gwałtownie odwrócił się do niej plecami i prawie krzyknął:  –  Pamiętasz może Blaise’a?

 –  Oczywiście – nie bardzo rozumiała co z tym wszystkim wspólnego ma Zabini.

 –  Opuścił mnie dla innego mężczyzny.

Zatkało ją. Na Merlina, jak dziwnie zabrzmiało to wyznanie! Przecież to prawdziwy miłosny dramat!

Draco kontynuował, nie zauważając jej reakcji:

 –  Niedawno obaj zostali schwytani na gorącym uczynku i nowy przyjaciel Blaise’a doniósł na mnie. Twierdzi, że Blaise mu o mnie opowiedział.

Hermiona poczuła, że rozumie jego ból.

 –  A Blaise?

 –  Jest na tyle lojalny, żeby zaprzeczać. Jestem oczywiście za to wdzięczny. Jednak nikt mu nie wierzy. Znalazłem się w okropnej sytuacji, Hermiono!

Usiadł i na szczęście zdecydował się znowu na nią patrzeć. Skoro właściwie wszystko zostało już powiedziane, mógł spojrzeć jej w oczy. Tak było przecież łatwiej.

 –  Za kilka dni sprawa znajdzie się przed Wizengamotem i zostanę pociągnięty do odpowiedzialności. Użyją wobec mnie najsilniejszych eliksirów prawdy i najbardziej zaawansowanej oklumencji. Nie wiem jakbym miał się z tego wywinąć.

 – A ojciec nie może ci pomóc?

 – On co prawda wierzy moim słowom, przynajmniej na razie. Ale kiedy się dowie, że go okłamywałem, będzie po mnie...znasz go. Już teraz mówią, że zhańbiłem nazwisko najznakomitszego rodu. Stracę pracę i rodziców. Matka już się mnie wyrzekła. Może Azkaban, to będzie dla mnie jedyne miejsce, gdzie zaznam odrobiny spokoju.

Hermiona potwierdziła skinieniem głowy, że podziela jego obawy. Nie była w stanie wykrztusić ani słowa więcej. Aż za dobrze rozumiała, co podobna udręka, podobne upokorzenie mogły znaczyć dla mężczyzny tak wrażliwego jak Draco. Wystawiony na publiczne pośmiewisko, zagrożony utratą stanowiska na które tak ciężko pracował, kolejny raz straci zaufanie i szacunek...

 –  Kim on jest?  –  zapytał cicho. Malfoy wreszcie skierował uwagę na jej problemy. To ją zaskoczyło, bo na moment zapomniała o swoim położeniu, które teraz, w świetle jego zmartwień, wydało się o wiele lepsze niż na początku przypuszczała. Najwyżej będzie panną z dzieckiem. Nie ona pierwsza i nie ostatnia. Jakoś sobie poradzi, ludzie mają większe problemy, a ona chyba wyolbrzymiła swoje. To te konserwatywne wychowanie jej rodziców. Uważne skupienie, jakie dostrzegała w jego wzroku, dodawało jej trochę odwagi.

Z obrzydzenia do samej siebie i do tego, co było jej udziałem, odwróciła jednak twarz.

 –  To dobry przyjaciel rodziny –  odparła.  –  Poznaliśmy się na jakimś szkoleniu, na początku mojej pracy. Jest bardzo nieszczęśliwy w małżeństwie. Spragniony bliskości drugiego człowieka. To wszystko było takie lekkomyślne. Takie niepotrzebne!

 –  Ale dlaczego, Granger?

 –  Gdybym to wiedziała! Teraz wydaje mi się to okropnie bezsensowne. Ja nigdy wcześniej nie zachowałam się tak lekkomyślnie, nawet z Ronem…

Ślizgon uśmiechał się krzywo, lecz jednocześnie trochę go rozbawiło jej niecodzienne stwierdzenie i dało mu odrobinę satysfakcji, bo zrozumiał więcej, niż panna Granger chciała mu w tym momencie przekazać.

 –  Dość osobliwie to określasz, jednak domyślam się, co masz na myśli. Od czasu do czasu takie sprawy wydają się bardzo potrzebne. To przecież nic niestosownego.

Przyglądał się jej długo i badawczo.

 –  Musiałbym wiedzieć coś więcej o tym człowieku, to z pewnością rozumiesz. Jest czarodziejem czystej krwi?

– A to nadal ma dla ciebie znaczenie? – nie mogła się powstrzymać od zgryźliwości.

– Przepraszam, to z przyzwyczajenia. Jest inteligentny?

– O tak! Bardzo piękna i szlachetna natura. Ma rozległe zainteresowania, opowiadałam ci. Musisz zrozumieć, że działał pod wpływem trudnej do pojęcia sytuacji. Jego żona odmawia mu wszelkich małżeńskich praw. Nie wiem o niczym, co można by mu zarzucić.

 –  Już go tak nie broń. Czy bardzo się ode mnie różni?

 – Nie, wprost przeciwnie  –  zawołała szczerze, gryząc się poniewczasie w język.  –  Nie byłoby więc chyba żadnego problemu – dodała ciszej, nagle skrępowana i umilkła czując jak rumieńce oblewają jej policzki.

Draco wyłamywał sobie długie, szczupłe palce. Mogła podziwiać jego wypielęgnowane dłonie.

 –  Rozumiem twój plan. Ale czy jesteś całkiem pewna, że tego chcesz?

 –  W przeciwnym razie chyba nie przychodziłabym tutaj. To nie była łatwa decyzja, wierz mi!

 –  Wierzę. Ale zastanawiasz się nad tą ewentualnością dopiero od dziś, od dzisiejszego ranka?

 –  Przecież czas ma tu wielkie znaczenie. Największe ze wszystkiego. Nawet chyba ty to rozumiesz...

 –  Złośliwa jak zawsze. Oczywiście, że rozumiem. Jest jednak coś, co mnie martwi.

 –  Co znowu?

 –  Jak to się stało, że uległaś akurat jemu?

 –  A dlaczego właśnie to cię martwi? Naprawdę, Malfoy!

 –  Nie domyślasz się? Pomyśl przez chwilę!

On to rozumiał – pomyślała z przerażeniem – wie. Pojął, że decydujące okazało się podobieństwo między nim, a Tomasem. O wstydzie, a ona tak starała ukryć się ten fakt, co on sobie teraz o niej myśli?

Hermiona wyprostowała się, czując, że rozmowa wymyka się jej spod kontroli. No, ale czego się niby spodziewała, rozmawia przecież z Malfoyem.

 –  Przyznaję, że był taki czas, na szczęście dosyć krótki, gdy twoja rezerwa wobec mnie sprawiała mi pewną przykrość i odbierała pewność siebie. Wierz mi jednak, że wszystkie te uczucia i nadzieje w stosunku do twojej osoby wygasły ostatecznie i nieodwracalnie, kiedy Tomas wszystko mi wyjaśnił, opowiedział o twoich skłonnościach.

 –  A mimo to zbliżyłaś się do niego, bo był podobny do mnie?

 –  Możemy to nazwać ostatnim, chwiejnym płomykiem, który zgasł już raz na zawsze pod wpływem przeciwności losu. Jestem wyleczona, Draco. I jestem silna. Nie przysporzę ci nigdy żadnych kłopotów. Będziesz mógł żyć swoim życiem, a ja swoim. Nie męcz mnie już.

 –  Nie wiem, czy to dla ciebie najbardziej odpowiednie wyjście. Jesteś młoda i...

Jego wyraźny opór był dla Hermiony zbyt trudny do zniesienia. Nagle ogarnął ją wstyd. Zerwała się z miejsca.

 –  Daruj sobie  –  bąknęła.  –  Wybacz mi i zapomnij o moim nietaktownym zachowaniu!

Pospieszyła ku drzwiom, lecz on był szybszy. Ścisnął obiema rękami jak kleszczami jej ramię i patrzył na nią płomiennym, zdesperowanym wzrokiem.

 –  Hermiona, nie obrażaj się, proszę cię! Oczywiście, że przyjmuję twoją propozycję. I to z otwartymi ramionami. Jestem ci niewypowiedzianie wdzięczny. Jesteś tym źdźbłem, którego chwytam się jak tonący miotły, nie rozumiesz tego? Twoje słowa napełniły mnie uczuciem szczęścia i nadzieją w tej godzinie, w której ma się dopełnić mój los. Jakkolwiek pompatycznie to zabrzmi, to ja myślę o tobie. Przecież to z twojego powodu mam wątpliwości, najdroższa przyjaciółko. Boję się, że nie wiesz, na co się ważysz, a jesteś jedną z niewielu osób które mnie rozumieją i którym mogę ufać.

 –  A czy mam inne wyjście? – zapytała gorzko.

 –  Tak, to prawda. Wybacz mi, że się wahałem przez chwilę, musiało cię to okropnie zaboleć. Powinienem był oszczędzić ci tego upokorzenia, żebyś musiała żebrać u mnie o pomoc. Jaki jestem niemądry. To ja powinienem wypowiedzieć decydujące słowa, te, które jeszcze nie zostały wypowiedziane. Mojej przyjaźni możesz być pewna, zawsze i w każdej sytuacji, przecież wiesz o tym. Tak wiele razem przeszliśmy. Musisz jednak pamiętać, że nigdy, naprawdę nigdy nie będziesz miała mojej miłości. Że nasze małżeństwo nie doczeka się... spełnienia. Nie wiem czy jesteś na to gotowa i czy mogę skazywać cię na coś tak okrutnego.

 –  Jestem tego świadoma. Mogę żyć bez tego. Za kogo ty mnie właściwie uważasz?

Popatrzył na nią w zamyśleniu.

 –  Możesz? To duże poświęcenie. Chyba większe, niż przypuszczasz.

 –  Czternaście dni temu nabrałam wystarczająco dużo niechęci do spraw erotycznych. Starczy jej na wiele lat, zapewniam cię! Co mam jeszcze powiedzieć?

Malfoy skinął głową, lecz myślami był gdzie indziej. Patrzył na Hermionę, ale jakby w tej chwili jej nie dostrzegał. Ona zaś stała bez słowa, gładząc drżącymi palcami własne rękawiczki. Myślała, co by z nią się stało, gdyby Draco nie zdecydowałaby się nad nią ulitować. Mogłaby, naturalnie, pojechać do domu. Wystawić swoich wspaniałych rodziców o gorących sercach na taki wstyd! Oni by jej na pewno w końcu wybaczyli, przyjęli i ją, i dziecko, tak jak wszyscy kiedyś przyjęli kuzynkę i jej córeczkę Amelię. Czy jednak ich nazwisko zniosłoby więcej takich skandali? Babcia Ramona była pierwszą, która przyszła do domu z „bękartem”, Georgem, ojcem Hermiony. Potem Lisa przyszła z Amelką. A teraz ona, Hermiona, jedna z Złotej Trójki, duma rodziny, przeżywa taki sam dramat. Co prawda, to działo się jeszcze jak mieszkali w Europie. Nowi sąsiedzi, niewiele wiedzieli o ich rodzinnych sprawach, ale krewni? Chociaż więc takie zachowanie jak jej, wygląda na rodzinną tradycję, nadużywanie wyrozumiałości rodziców nie byłoby chyba właściwe.

Najgorszy ze wszystkiego byłby jednak powrót do Australii. Tam przecież mieszka Tomas ze swoją żoną. Panna Granger nie chciała go więcej widzieć. Nigdy w życiu! Jeżeli los sprawi, że spotkają się na niwie zawodowej, uda, że go nie widzi albo nie poznaje. Był dobrym i życzliwym czarodziejem, wspaniały pod każdym względem. Bezmyślność, której się oboje dopuścili, powodowani jedynie uczuciami, jakie rodzi samotność, rozdzieliła ich na zawsze i ona nie miała zamiaru tego zmieniać. Byli jak dwie krople eliksiru, które spadając rozbiegają się każda w swoją stronę. A ponadto...Gdyby małżeńska zdrada Tomasa wyszła na jaw, ona przypłaciłaby to jeszcze większym wstydem i upokorzeniem, on zresztą także. Taki urok małych mieścin. Jej życie, choć wcale nie takie kolorowe, było tutaj, w Londynie. Już w Hogwarcie marzyła o posadzie w Ministerstwie, chciała robić coś pożytecznego, mieć szerokie wpływy. Gdy po wojnie jej rodzice postanowili zostać w Australii, nawet się ucieszyła. Mogła być wreszcie samodzielna – pięknie z tego skorzystała, nie ma co.

Drgnęła na dźwięk głosu Malfoya:

 –  Zanim cokolwiek zostanie postanowione, chciałbym zapytać, jak zamierzasz to wszystko urządzić, nasze wspólne życie?

 –  Masz na myśli sprawy praktyczne?

 –  Tak.

 –  Myślałam o tym  –  przyznała Hermiona pospiesznie.  –  Jeśli podejmiemy taką decyzję, to myślę, że każde z nas powinno mieć swoją sypialnię. Obok siebie, żeby nie budzić niczyich podejrzeń, lecz pokoje powinny być prywatnym terenem każdego z nas. Chyba nie ma w tym nic niezwykłego?

 –  Nie, zupełnie nic  –  powiedział z pewnym ociąganiem, trochę zdziwiony jej naiwnością i niewiedzą.

 –  O jedno chciałabym cię mimo wszystko prosić. Rozumiem oczywiście, że nie możesz odmienić swojej natury. Czy jednak mógłbyś okazać mi tyle szacunku, żeby nie przyjmować swoich przyjaciół w... swojej sypialni? Jeśli to możliwe... to w innym pokoju...? Gdzieś dalej?

Skąd brała odwagę, by mówić o tym tak otwarcie? Sama była tym zaskoczona, bo nigdy nie była w tym dobra. Raczej unikała bezpośrednich konfrontacji. Musieli jednak mieć pełną jasność co do przyszłych sytuacji. Spróbowała więc stłumić w sobie niechęć do tego tematu.

Malfoy nadal zastanawiał się nad tym, co przed chwilą powiedziała.

 –  To są warunki do przyjęcia  –  zgodził się.  –  Poza tym z pewnością masz prawo wymagać ode mnie większej dyskrecji, niż to dotychczas miało miejsce. Także ze względu na siebie samego muszę być ostrożniejszy, mimo że w tej sprawie to Blaise był lekkomyślny. Nigdy nie przejmował się tym, że ktoś może go zobaczyć. Uważał, że czarodzieje powinni być bardziej tolerancyjni i nikomu nic do tego, kto z kim sypia. Naiwniak.

Na jego twarzy znowu pojawił się wyraz bólu i Hermiona z lękiem pomyślała, czym był dla niego ten związek. Wyglądało na to, że ze strony Malfoya była to prawdziwa miłość. Wbrew swojej woli doznała wzruszenia.

Draco mówił dalej:

 –  W tym mieszkaniu nie uda nam się tego zorganizować, ale jak wiesz moja rodzina posiada majątek w Wiltshire, zresztą to wcale nie jest tak  daleko od Londynu. Moi rodzice już tam nie mieszkają, posiadłość popada w ruinę, bo ja wole mieszkać tutaj. Możemy się tam przeprowadzić...

 –  Ale czy dla ciebie nie będzie to zbyt męczące?

 –  Nie, nie, to mnie raczej cieszy. W obecnej sytuacji, rozumiesz.  Poza tym dobrze wiesz, że zawsze patrzyłem na ciebie z największą przyjemnością. No dobrze, prawie zawsze – przyznał widząc jej niedowierzające spojrzenie –Twoja uroda jest taka niespotykana, troszeczkę tajemnicza... Te wielkie, czekoladowe oczy, oliwkowa cera i orzechowe włosy. Bardzo mi się to podoba, choć wydajesz się moim całkowitym przeciwieństwem. Jesteś bardzo pociągająca, nawet dla mnie. Wracając do tematu. Dajesz mi swobodę, jeśli chodzi o... spotkania z przyjaciółmi. A co będzie z tobą?

 –  Co masz na myśli? Chcesz mnie prosić o dyskrecję, gdybym chciała spotykać innych mężczyzn za twoimi plecami? Czy też prosisz mnie o absolutną wierność ?

 –  Nie mam prawa narzucać ci wstrzemięźliwości, skoro ty wobec mnie jesteś taka wspaniałomyślna, to chyba oczywiste.

 –  Na mojej dyskrecji jednak ci zależy? I na tym, bym ostrożnie wybierała sobie przyjaciół?

Skinął na potwierdzenie głową z wyrazem napięcia w twarzy. Granger roześmiała się.

 –  Powiedziałam ci dopiero, że z mojej strony nie czekają cię żadne przykre niespodzianki. Jednak jeśli tak się stanie, że poczuję sympatię do kogoś innego, to o tym porozmawiamy. Uważam, że tyle zaufania będziemy do siebie mieć. W tej chwili jednak mam po kokardy mężczyzn i romansowych historii. Wolę skupić się na pracy.

Malfoy wciągnął ostrożnie powietrze. Wyglądał na trochę wzruszonego i widać było ogromną ulgę jaką musiał odczuwać.

– A więc dobrze, Hermiono Granger! Mała, silna, niezwykła dziewczyno! Czy chciałabyś zostać moją żoną? Nie bacząc na trudności, jakie to za sobą pociąga?

Usta Gryfonki zadrżały.

 –  Tak, Draco, bardzo tego chcę! Zdaję sobie sprawę, że to małżeństwo z rozsądku, ale jest takich wiele i często bywają szczęśliwe.

Ślizgon ujął delikatnie jej ręce.

 –  Myślę, że ty i ja mamy wszelkie szanse na to, by osiągnąć szczęście, choć na tak kruchych podstawach je budujemy i tak trudnymi warunkami musieliśmy je obwarować. Będzie to niezwykły związek dwóch takich samych dusz, bo że są takie same już dawno temu stwierdziliśmy. Inna sprawa, że prawdopodobnie już wkrótce będę musiał wyruszyć w drogę.

 –  Och, nie!  –  zawołała Hermiona spontanicznie.

 – Dzięki ci za twoje przestraszone oczy, Hermiono! Ale może dla ciebie najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdybym zginął na polu bitwy?

Z oczu kobiety posypały się skry.

 –  To najbardziej wstrętne słowa, jakie od ciebie usłyszałam, włączając w to wszystkie obelgi jakimi obrzucałeś mnie w szkole! Nie sądziłam, że możesz być aż taki!

 –  Nie, nie, do kroćset, Granger, nie chciałem cię urazić. To po prostu rzeczowa konstatacja, przepraszam...

 –  Wiesz bardzo dobrze, jak bezgranicznie mi na tobie zależy, ty uparty ośle. Za nic nie chciałabym stracić tego przyjaciela.

Wyglądało na to, że jej słowa sprawiają mu radość, ale i ulgę.

 –  Mam zamiar wrócić z tej wojny. Mimo wszystko.

Uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem. I nagle przypomniała sobie:

 –  Draco, twoje pół godziny!

 –  Och, niech dementor porwie radę! Mamy tu przecież ważniejsze sprawy! Ale masz rację, muszę wracać. Zobaczymy się wkrótce!

Hermiona stała jeszcze przez chwilę z przymkniętymi oczami. Wydała z siebie nieskończenie długie westchnienie.  –  Dzięki ci, Merlinie  –  szepnęła cicho.

Nie była do końca pewna, czy to małżeństwo jest najlepszym rozwiązaniem. W każdym razie nie jest to na pewno rozwiązanie doskonałe. Czyż jednak istniało lepsze wyjście dla kogoś, kto sam sobie tak strasznie skomplikował życie jak ona, a poniekąd także Malfoy?

 
 
 

13 komentarzy:

  1. Hmm... nie wiem czy moj poprzedni komentarz sie dodal, ale jak cos zawsze mozna ten usunac xd ale chcialam powiedziec, ze to opowiadanie jest genialne, jak pomysl ze slubem i czakam na nastepne rozdzialy :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedyny komentarz który widzę od Ciebie i bardzo Ci za niego dziękuję. Postaram się dziś dodać kolejny rozdział :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)

      Usuń
  2. A ty nie wiesz ze masz nowa czytelniczke :-*
    uwielbiam twoje opowiadania i chyba mam podejrzenia ze on jest homo haha homo hot lips
    ~LieberAlleine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, witam Cię serdecznie :* bardzo Ci dziękuję i liczę na więcej <3

      Usuń
    2. Zapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)

      Usuń
  3. Mlafoy gejem hmm... boże ale mi ciężko to sobie wyobrazić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, czytaj dalej, a Twojej wyobraźni nic nie zabraknie :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)

      Usuń
  4. Brawa za oryginalność :) Malfoy geje hmmm trudno mi to przyswoić, ale zapowiada się dobrze ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, historia zbliża się do końca, więc jestem ciekawa Twojej opinii na temat dalszych części :)

      Usuń
  5. W takiej odsłonie jeszcze Dracona nie widziałam. Szacunek za orginalny pomysł. Naprawde bardzo wciągające opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń