Rozdział
II
Był to jeden z najgorszych dni w dość
krótkim jeszcze życiu Hermiony Granger. Najpierw poraziła ją świadomość
tego, co się stało. Męczyła się, miotana sprzecznymi uczuciami skrajnego
przerażenia i nadziei. Przeraźliwie wyraźnie doświadczała tego okropnego
niepokoju, jaki przeżywają młode kobiety wszystkich czasów, mugolki i czarownice,
biedaczki i arystokratki, które wdały się lekkomyślnie w miłosną
przygodę. To zaciskała ręce tak mocno, że słychać było chrzęst kości, to
znów zanosiła się nerwowym śmiechem i przekonywała samą siebie, że to
przecież niemożliwe, że cokolwiek będzie wiadomo dopiero za kilka tygodni.
Wybuchała gniewem. Przeklinała bezmyślnego znajomego najgorszymi słowami,
odsądzała go od czci i wiary, dopóki ostatecznie nie zrozumiała, że był to
także jej błąd. Nawet chyba bardziej jej niż jego. Niby była taka inteligentna,
taka przewidywalna. Nie zaprotestowała jednak w odpowiednim czasie. Nawet nie
pomyślała o zabezpieczeniu! Czy naprawdę można być bardziej naiwnym i
lekkomyślnym? No tak, w tej sytuacji to raczej pytanie zgoła retoryczne –
niestety.
Teraz
jednak potrzebna jej była rada, a nie szukanie winnego, co na szczęście
uchroniło ją przed zbyt ostrą samokrytyką. Można się było co prawda
pocieszać, że na razie nic nie wiadomo, bo od spotkania z Tomasem, minęło
niewiele ponad dwa tygodnie, Hermiona jednak miała wystarczająco dużo intuicji,
by przeczuwać, iż sprawa jest poważna.
Próbowała
przygotować dokumenty którymi powinna się zająć przed powrotem do pracy, jednak
druk mienił jej się przed oczami i zamazywał, zamiast niego pojawiały się
przerażające wizje przyszłości: ona z dzieckiem, którego nikt nie zaakceptuje,
odrzucona, pogardzana...Miała same najczarniejsze przeczucia. Hermiona
westchnęła i próbowała się znowu skupić na papierach, lecz przychodziło jej to
z ogromnym trudem. Za trzy dni musiała wrócić do Ministerstwa. Wiedziała, że
niedługo po powrocie zostanie wysłana w daleką delegacje, która będzie od niej
wymagała pełnego skupienia, a tymczasem siedziała, nie mogąc w żaden sposób
wybrnąć ze swojej niewypowiedzianie dramatycznej sytuacji. Przecież zawali każde
możliwe zadanie, jakie przed nią postawi minister. Skoro wcześniejsze emocje,
potrafiły tak osłabić jej magiczne zdolności, to co się stanie teraz, kiedy
potrzebna jest jej pełna mobilizacja? Ponad to, kiedy jej stan wyjdzie
wreszcie na jaw, to naprawdę nie będzie dla niej litości. W najlepszym razie
skończy się na kpinach i wytykaniu palcami na co ona była kompletnie
nieodporna. W najgorszym czeka ją wyrzucenie z pracy, a potem udręka i wstyd.
Świat czarodziejski był bezkompromisowy, szczególnie dla tych co nie mieli
wsparcia w majętnych rodzinach, a ona mimo swoich niewątpliwych zasług podczas
starcia z Voldemortem, nic więcej nie posiadała.
Ostatecznie swoje fatalne położenie
uświadomiła sobie pewnego ranka, gdy to, czego oczekiwała od tygodnia, nie nadeszło.
Poczuła się wtedy chora i upokorzona, lecz w ciągu dnia starała się pracować,
jak zawsze, bardzo starannie. Miała dużo rzeczy do przygotowania, za chwilę
wyjeżdża. Przez cały dzień rozmyślała, panicznie poszukując rozwiązania.
Najbardziej szalone pomysły odrzucała. Słyszała, oczywiście, o różnych
sposobach pozbycia się płodu. Nawet w świecie mugoli krążyły
legendy o takich jak praca do utraty sił czy taniec do upadłego, przez
całą noc. Można też podnosić ciężary, aż będzie trzeszczało w krzyżu lub zażyć
jakieś znane tylko kobietom środki. Były też oczywiście różnego rodzaju
zaklęcia. Ona nie była jednak zdolna do tego, by odbierać życie niewinnej
istotce. Nie po to walczyła, o ocalenie innych istnień, żeby teraz
odbierać je własnemu dziecku. To nie jego wina, że będzie miało taką
bezmyślną matkę. Nie może przez wzgląd na własną wygodę i prestiż, nawet myśleć
o popełnieniu takiej zbrodni. Nie, tak nisko jeszcze nie upadła.
W pracy, miała wrażenie, że wszyscy
wiedzą o jej kłopotach. W każdym, nawet najbardziej niewinnym pytaniu
doszukiwała się drugiego dna. –To zakrawa o paranoję – myślała w chwilach
jasności umysłu.
Gdy
wreszcie nadszedł wieczór i mogła wyjść ze swojego gabinetu, podjęła już
decyzję, choć nie uspokoiło jej to nawet trochę. Wręcz przeciwnie. Teraz
denerwowała się dwa razy bardziej i kilka razy była o krok od porzucenia tego
szalonego pomysłu. Gdyby chociaż miała więcej czasu na przygotowania! Gdyby
sprawa nie była tak okropnie pilna! Nie pozostawało jednak ani chwili do
stracenia, czas odgrywał tu znaczącą rolę. Przygnębiona, ale zdeterminowana
teleportowała się pod mieszkanie Draco Malfoya - jedynej osoby, która
mogła ją zrozumieć i jej pomóc.
–
Pana nie ma tutaj – poinformował ją kamerdyner gdy
zapukała do drzwi. Po tych słowach, wszelka odwaga opuściła pannę Granger. –
Przebywa jeszcze w Ministerstwie.
–
O! No, ja właśnie stamtąd wracam - przyznała niezbyt inteligentnie. - A
kiedy mogłabym go zastać?
–
Ja nie wiem, panienko. Jest teraz taki zajęty. Minister przygotowuje
się do wielkiej akcji, gromadzi się wszelkie siły aurorskie i nie tylko –
szepnął poufale do Hermiony, bo wiedział, że akurat jej może zaufać.
W tej
chwili przygotowania ministra magii do jakiejś misji, interesowały Hermionę
najmniej. Dostrzegała tylko bieżące niedogodności, jakie jej te przygotowania
sprawiały. Każde opóźnienie w realizacji planu jaki wymyśliła, mogło ją, a
także Draco, wiele kosztować. Dopiero co tak bardzo lękała się spotkania z
Malfoyem, a teraz pragnęła go jak najszybciej zobaczyć. Zwłoka wywoływała w
niej gniew.
–
Co ja mam teraz zrobić? – szeptała sama do siebie pobladłymi
wargami. – To pilne! To takie strasznie pilne! Nie można przecież
zwlekać ani chwili!
Służący
wahał się przez moment. Pamiętał, że na początku nie przepadał za tą krnąbrną
dziewuchą, ale z czasem bardzo ją polubił. Była lojalna wobec jego pana, a to
mu w zupełności wystarczało. Poza tym widać było, że jest dobrym człowiekiem.
Mało teraz takich ludzi, nie myślących tylko o czubku własnego nosa.
–
Gdyby zechciała panienka wejść na chwilę, mógłbym wyprawić skrzata po
pana Malfoya.
Hermiona
zastanawiała się nad tą ewentualnością, nie była nią specjalnie zachwycona, ale
cóż...
–
Oczywiście, dziękuję. Bardzo panu dziękuję.
Poszła
za mężczyzną i po chwili położyła mu rękę na ramieniu. Zatrzymał się, wyraźnie
zdumiony.
–
Proszę mi powiedzieć – rzekła niepewnie. – Słyszałam
takie okropne plotki. Wszędzie o tym głośno. Czy nasz przyjaciel, ma kłopoty?
Twarz
starego sługi ściągnęła się ledwie dostrzegalnie. Wiedział jednak dobrze o
niezwykłej przyjaźni panny Granger i pana Malfoya, o jej wielkiej życzliwości
dla jego pana, a teraz dostrzegał w jej oczach widoczny niepokój i troskę.
–
Poważne kłopoty, panienko Granger, bardzo poważne. Sytuacja jest zła.
Zostało mu tylko kilka dni, a potem to chyba będzie koniec.
Hermiona
skinęła głową. Słyszała już o tym i była przygotowana.
–
Proces?
–
Tak, przed całym Wizengamotem. Wie panienka, w naszym świecie takie skłonności
są wysoce niepożądane.
–
A podobno to mugole nie są tolerancyjni – mruknęła Hermiona pod nosem, bo
niezupełnie była pewna, co służba Malfoya myśli o ich niemagicznych braciach.
Zresztą,
nie potrzebowali więcej słów. Kamerdyner wprowadził ją do eleganckiego saloniku
i zniknął. Zapewne poszedł wydać polecenie któremuś z domowych skrzatów.
Mimo,
że w świetle tej rozmowy zamiary Hermiony wydawały się odrobinę prostsze, nie
odczuwała ulgi. Musiała czekać dobrą chwilę, co bynajmniej nie działało na nią
uspokajająco. Ostatnio za dużo działo się w jej życiu. Była emocjonalnie
rozchwiana. Teraz czuła, że pocą jej się ręce. Podczas nerwowej wędrówki po
pokoju zdążyła zauważyć wszystkie, najdrobniejsze nawet szczegóły, na które
wcześniej nie zwracała jakoś uwagi.
Salonik,
choć dosyć mały, urządzony był z wielkim smakiem. Znajdowały się tu przedmioty
ogromnej wartości, wspaniale rzeźbione i gustownie wyściełane fotele, zupełnie
wyjątkowa mapa świata, z której Hermiona nie pojmowała w tym momencie zbyt
wiele, piękne książki z których panna Granger nie znała nawet połowy... Draco
Malfoy musiał być bardzo bogaty. Oczywiście miała tego świadomość,
przecież prawie zawsze tak było. Teraz jednak to bogactwo nie mogło mu w niczym
pomóc. Wręcz przeciwnie, narażony był na jeszcze większy skandal. Znowu.
Nareszcie
w korytarzu rozległy się pospieszne kroki i Hermiona, stojąca przed portretami
przodków rodu, drgnęła. Poczuła, że krew uderza jej do głowy, a dłonie
zaciskają mocno. Trochę zbyt mocno, bo poczuła, że jej paznokcie wbiły się w
skórę i na pewno zostaną jej paskudne ślady. Musi wziąć się w garść. Stała
bez ruchu i wielkimi oczyma wpatrywała się nerwowo w drzwi. Najważniejsze, żeby
teraz wyłożyć wszystko jasno i zwięźle! Niczego nie pominąć. W końcu tyle,
chyba potrafiła uczynić.
Draco
Malfoy wszedł do pokoju. Wyglądał dość marnie. Szczerze mówiąc, w normalnym
świetle wyglądał wręcz żałośnie. Jego blond włosy były w nieładzie,
wymagały też ostrzyżenia. Oczy straciły dawny blask, a twarz wydawała się lekko
zapadnięta i bardziej blada niż zwykle.
–
Co się stało, Hermiono? Ogryzek powiedział, że to bardzo pilne, a ja
brałem właśnie udział w posiedzeniu rady.
Hermiona
była cała sztywna ze strachu. Postanowiła jednak spróbować zachować resztki
godności, więc uniosła nieco pewniej głowę.
–
Czy musisz się bardzo spieszyć?
–
Tak by było najlepiej. Potter nie był zadowolony, że opuszczam ich w
tak kluczowym momencie.
–
Ale możesz mi poświęcić pół godziny?
Zawahał
się, jednak ciekawość i niepokój wzięły górę.
–
Spróbujmy załatwić to jak najszybciej.
–
Wybacz mi – szepnęła spuszczając wzrok. Resztki odwagi znowu
ją opuściły. – Postaram się wyjaśnić wszystko w
telegraficznym skrócie. Jest to jednak sprawa, której nie da się opowiedzieć w
dwóch słowach. Musisz to zrozumieć. Chciałabym mieć wiele dni...
–
Usiądź – powiedział bardziej przyjaźnie, machnął
różdżką, przysuwając tym samym fotel w jej stronę, a drugi przywołując do
siebie. Usiadł naprzeciw niej. – Widzę, że coś cię gnębi. O co
chodzi? Co się stało?
–
Cholera, jaki on przystojny – pomyślała mimowolnie. – Ma takie czyste,
arystokratyczne rysy i jakie piękne oczy! Teraz oczywiście nie miało to
najmniejszego znaczenia, jednak nie umiała powstrzymać myśli
napływających do jej głowy. Wcześniej starannie obmyśliła wszystko, co mu
powie, ale teraz okazało się, że nie pamięta nic, ani słowa. Miała pustkę w
głowie, a język nie chciał jej słuchać.
–
Draco... Przychodzę do ciebie z pewną propozycją, ale proszę, żebyś nie
pomyślał, że chcę cię dotknąć albo zranić. Nie jest to moim celem. – Malfoy
ściągnął brwi. Doprawdy, niezwykły początek. – Nie chciałabym też niczego
na tobie wymuszać – wyjąkała. – Wiem, że masz teraz
kłopoty, ale ja jestem mimo wszystko po twojej stronie, nie zapominaj o
tym! – Draco wciąż czekał i Hermiona wyczuwała wyraźnie jego
rezerwę. Zdesperowana wyrzuciła z siebie jednym tchem: – Rozpaczliwie
potrzebuję twojej pomocy! Natychmiast!
Jego
twarz wyglądała, jakby zrobiło mu się niedobrze.
–
Pieniądze?
–
Nie, nie, dość mam swoich! Ale myślę, jestem prawie pewna, że mogłabym
zarazem pomóc tobie...
Nie,
tego się w ogóle nie da ani opowiedzieć, ani zrobić. Widziała, że na dźwięk jej
ostatnich słów Ślizgon zesztywniał. Gryfonka wykręcała sobie palce, coraz
bardziej bliska płaczu. Jak ona ma mu to wyjaśnić? Cała jej elokwencja gdzieś
wyparowała. Naprawdę, nie była w najlepszej kondycji.
–
Ja wiem, że znalazłeś się w bardzo trudnej sytuacji. Nie znam szczegółów,
ale... – Zaczynała się powtarzać. To już przecież mówiła. Jakie to
wszystko trudne. Miała ochotę teleportować się z powrotem do domu.
– Wykrztuś
to z siebie – rzekł bezbarwnie. – Potrzebujesz mojej
pomocy. Jakiego rodzaju?
Przełknęła ślinę.
–
No dobrze, słuchaj. Kiedy byłam w domu, teraz na Boże Narodzenie,
popełniłam straszne głupstwo. Niewybaczalne głupstwo, z którego nigdy nawet
sama przed sobą nie zdołam się wytłumaczyć. Dzisiaj rano uświadomiłam sobie, że
spodziewam się dziecka.
Malfoy
przestał oddychać.
–
To się stało dopiero co – dodała pospiesznie. – Nie
więcej niż dwa tygodnie temu. Po powrocie dowiedziałam się też, że grozi ci
proces przed Wizengamotem, może nawet Azkaban, z powodu twojej... skłonności.
Wygląda na to, że stało się coś niedobrego, gdy mnie tu nie było...
–
Masz racje – powiedział po chwili wahania i podniósł się, jakby nie
był w stanie dłużej patrzeć jej w oczy. Potem gwałtownie odwrócił się do niej
plecami i prawie krzyknął: – Pamiętasz może Blaise’a?
–
Oczywiście – nie bardzo rozumiała co z tym wszystkim wspólnego ma Zabini.
–
Opuścił mnie dla innego mężczyzny.
Zatkało
ją. Na Merlina, jak dziwnie zabrzmiało to wyznanie! Przecież to prawdziwy
miłosny dramat!
Draco
kontynuował, nie zauważając jej reakcji:
–
Niedawno obaj zostali schwytani na gorącym uczynku i nowy przyjaciel Blaise’a
doniósł na mnie. Twierdzi, że Blaise mu o mnie opowiedział.
Hermiona
poczuła, że rozumie jego ból.
–
A Blaise?
–
Jest na tyle lojalny, żeby zaprzeczać. Jestem oczywiście za to wdzięczny.
Jednak nikt mu nie wierzy. Znalazłem się w okropnej sytuacji, Hermiono!
Usiadł
i na szczęście zdecydował się znowu na nią patrzeć. Skoro właściwie wszystko
zostało już powiedziane, mógł spojrzeć jej w oczy. Tak było przecież łatwiej.
–
Za kilka dni sprawa znajdzie się przed Wizengamotem i zostanę pociągnięty
do odpowiedzialności. Użyją wobec mnie najsilniejszych eliksirów prawdy i
najbardziej zaawansowanej oklumencji. Nie wiem jakbym miał się z tego wywinąć.
–
A ojciec nie może ci pomóc?
–
On co prawda wierzy moim słowom, przynajmniej na razie. Ale kiedy się dowie, że
go okłamywałem, będzie po mnie...znasz go. Już teraz mówią, że zhańbiłem
nazwisko najznakomitszego rodu. Stracę pracę i rodziców. Matka już się mnie
wyrzekła. Może Azkaban, to będzie dla mnie jedyne miejsce, gdzie zaznam
odrobiny spokoju.
Hermiona
potwierdziła skinieniem głowy, że podziela jego obawy. Nie była w stanie
wykrztusić ani słowa więcej. Aż za dobrze rozumiała, co podobna udręka, podobne
upokorzenie mogły znaczyć dla mężczyzny tak wrażliwego jak Draco. Wystawiony na
publiczne pośmiewisko, zagrożony utratą stanowiska na które tak ciężko
pracował, kolejny raz straci zaufanie i szacunek...
–
Kim on jest? – zapytał cicho. Malfoy wreszcie skierował uwagę
na jej problemy. To ją zaskoczyło, bo na moment zapomniała o swoim położeniu,
które teraz, w świetle jego zmartwień, wydało się o wiele lepsze niż na
początku przypuszczała. Najwyżej będzie panną z dzieckiem. Nie ona pierwsza i
nie ostatnia. Jakoś sobie poradzi, ludzie mają większe problemy, a ona chyba
wyolbrzymiła swoje. To te konserwatywne wychowanie jej rodziców. Uważne
skupienie, jakie dostrzegała w jego wzroku, dodawało jej trochę odwagi.
Z
obrzydzenia do samej siebie i do tego, co było jej udziałem, odwróciła
jednak twarz.
–
To dobry przyjaciel rodziny – odparła. – Poznaliśmy
się na jakimś szkoleniu, na początku mojej pracy. Jest bardzo nieszczęśliwy w
małżeństwie. Spragniony bliskości drugiego człowieka. To wszystko było takie
lekkomyślne. Takie niepotrzebne!
–
Ale dlaczego, Granger?
–
Gdybym to wiedziała! Teraz wydaje mi się to okropnie bezsensowne. Ja
nigdy wcześniej nie zachowałam się tak lekkomyślnie, nawet z Ronem…
Ślizgon
uśmiechał się krzywo, lecz jednocześnie trochę go rozbawiło
jej niecodzienne stwierdzenie i dało mu odrobinę satysfakcji, bo zrozumiał
więcej, niż panna Granger chciała mu w tym momencie przekazać.
–
Dość osobliwie to określasz, jednak domyślam się, co masz na myśli. Od
czasu do czasu takie sprawy wydają się bardzo potrzebne. To przecież nic
niestosownego.
Przyglądał
się jej długo i badawczo.
–
Musiałbym wiedzieć coś więcej o tym człowieku, to z pewnością rozumiesz.
Jest czarodziejem czystej krwi?
–
A to nadal ma dla ciebie znaczenie? – nie mogła się powstrzymać od zgryźliwości.
–
Przepraszam, to z przyzwyczajenia. Jest inteligentny?
–
O tak! Bardzo piękna i szlachetna natura. Ma rozległe zainteresowania,
opowiadałam ci. Musisz zrozumieć, że działał pod wpływem trudnej do pojęcia
sytuacji. Jego żona odmawia mu wszelkich małżeńskich praw. Nie wiem o niczym,
co można by mu zarzucić.
– Już
go tak nie broń. Czy bardzo się ode mnie różni?
–
Nie, wprost przeciwnie – zawołała szczerze, gryząc się poniewczasie
w język. – Nie byłoby więc chyba żadnego problemu – dodała ciszej,
nagle skrępowana i umilkła czując jak rumieńce oblewają jej policzki.
Draco wyłamywał sobie długie,
szczupłe palce. Mogła podziwiać jego wypielęgnowane dłonie.
–
Rozumiem twój plan. Ale czy jesteś całkiem pewna, że tego chcesz?
–
W przeciwnym razie chyba nie przychodziłabym tutaj. To nie była łatwa
decyzja, wierz mi!
–
Wierzę. Ale zastanawiasz się nad tą ewentualnością dopiero od dziś, od
dzisiejszego ranka?
–
Przecież czas ma tu wielkie znaczenie. Największe ze wszystkiego. Nawet
chyba ty to rozumiesz...
–
Złośliwa jak zawsze. Oczywiście, że rozumiem. Jest jednak coś, co mnie
martwi.
– Co
znowu?
–
Jak to się stało, że uległaś akurat jemu?
–
A dlaczego właśnie to cię martwi? Naprawdę, Malfoy!
–
Nie domyślasz się? Pomyśl przez chwilę!
On
to rozumiał – pomyślała z przerażeniem – wie. Pojął, że decydujące okazało się
podobieństwo między nim, a Tomasem. O wstydzie, a ona tak starała ukryć się ten
fakt, co on sobie teraz o niej myśli?
Hermiona
wyprostowała się, czując, że rozmowa wymyka się jej spod kontroli. No, ale
czego się niby spodziewała, rozmawia przecież z Malfoyem.
–
Przyznaję, że był taki czas, na szczęście dosyć krótki, gdy twoja rezerwa
wobec mnie sprawiała mi pewną przykrość i odbierała pewność siebie. Wierz mi
jednak, że wszystkie te uczucia i nadzieje w stosunku do twojej osoby wygasły
ostatecznie i nieodwracalnie, kiedy Tomas wszystko mi wyjaśnił, opowiedział o
twoich skłonnościach.
–
A mimo to zbliżyłaś się do niego, bo był podobny do mnie?
–
Możemy to nazwać ostatnim, chwiejnym płomykiem, który zgasł już raz na
zawsze pod wpływem przeciwności losu. Jestem wyleczona, Draco. I jestem silna.
Nie przysporzę ci nigdy żadnych kłopotów. Będziesz mógł żyć swoim życiem, a ja
swoim. Nie męcz mnie już.
–
Nie wiem, czy to dla ciebie najbardziej odpowiednie wyjście. Jesteś młoda
i...
Jego
wyraźny opór był dla Hermiony zbyt trudny do zniesienia. Nagle ogarnął ją
wstyd. Zerwała się z miejsca.
–
Daruj sobie – bąknęła. – Wybacz mi i zapomnij o
moim nietaktownym zachowaniu!
Pospieszyła
ku drzwiom, lecz on był szybszy. Ścisnął obiema rękami jak kleszczami jej ramię
i patrzył na nią płomiennym, zdesperowanym wzrokiem.
– Hermiona,
nie obrażaj się, proszę cię! Oczywiście, że przyjmuję twoją propozycję. I to z
otwartymi ramionami. Jestem ci niewypowiedzianie wdzięczny. Jesteś tym źdźbłem,
którego chwytam się jak tonący miotły, nie rozumiesz tego? Twoje słowa
napełniły mnie uczuciem szczęścia i nadzieją w tej godzinie, w której ma się
dopełnić mój los. Jakkolwiek pompatycznie to zabrzmi, to ja myślę o tobie.
Przecież to z twojego powodu mam wątpliwości, najdroższa przyjaciółko. Boję
się, że nie wiesz, na co się ważysz, a jesteś jedną z niewielu osób które mnie
rozumieją i którym mogę ufać.
–
A czy mam inne wyjście? – zapytała gorzko.
–
Tak, to prawda. Wybacz mi, że się wahałem przez chwilę, musiało cię to
okropnie zaboleć. Powinienem był oszczędzić ci tego upokorzenia, żebyś musiała
żebrać u mnie o pomoc. Jaki jestem niemądry. To ja powinienem wypowiedzieć
decydujące słowa, te, które jeszcze nie zostały wypowiedziane. Mojej przyjaźni
możesz być pewna, zawsze i w każdej sytuacji, przecież wiesz o tym. Tak wiele
razem przeszliśmy. Musisz jednak pamiętać, że nigdy, naprawdę nigdy nie
będziesz miała mojej miłości. Że nasze małżeństwo nie doczeka się...
spełnienia. Nie wiem czy jesteś na to gotowa i czy mogę skazywać cię na coś tak
okrutnego.
–
Jestem tego świadoma. Mogę żyć bez tego. Za kogo ty mnie
właściwie uważasz?
Popatrzył
na nią w zamyśleniu.
–
Możesz? To duże poświęcenie. Chyba większe, niż przypuszczasz.
–
Czternaście dni temu nabrałam wystarczająco dużo niechęci do spraw
erotycznych. Starczy jej na wiele lat, zapewniam cię! Co mam jeszcze powiedzieć?
Malfoy
skinął głową, lecz myślami był gdzie indziej. Patrzył na Hermionę, ale jakby w
tej chwili jej nie dostrzegał. Ona zaś stała bez słowa, gładząc drżącymi
palcami własne rękawiczki. Myślała, co by z nią się stało, gdyby Draco nie
zdecydowałaby się nad nią ulitować. Mogłaby, naturalnie, pojechać do domu.
Wystawić swoich wspaniałych rodziców o gorących sercach na taki wstyd! Oni by
jej na pewno w końcu wybaczyli, przyjęli i ją, i dziecko, tak jak wszyscy
kiedyś przyjęli kuzynkę i jej córeczkę Amelię. Czy jednak ich nazwisko
zniosłoby więcej takich skandali? Babcia Ramona była pierwszą, która przyszła
do domu z „bękartem”, Georgem, ojcem Hermiony. Potem Lisa przyszła z Amelką. A
teraz ona, Hermiona, jedna z Złotej Trójki, duma rodziny, przeżywa taki sam
dramat. Co prawda, to działo się jeszcze jak mieszkali w Europie. Nowi
sąsiedzi, niewiele wiedzieli o ich rodzinnych sprawach, ale krewni? Chociaż
więc takie zachowanie jak jej, wygląda na rodzinną tradycję, nadużywanie
wyrozumiałości rodziców nie byłoby chyba właściwe.
Najgorszy
ze wszystkiego byłby jednak powrót do Australii. Tam przecież mieszka Tomas ze
swoją żoną. Panna Granger nie chciała go więcej widzieć. Nigdy w życiu! Jeżeli
los sprawi, że spotkają się na niwie zawodowej, uda, że go nie widzi albo nie
poznaje. Był dobrym i życzliwym czarodziejem, wspaniały pod każdym względem.
Bezmyślność, której się oboje dopuścili, powodowani jedynie uczuciami, jakie
rodzi samotność, rozdzieliła ich na zawsze i ona nie miała zamiaru tego
zmieniać. Byli jak dwie krople eliksiru, które spadając rozbiegają się każda w
swoją stronę. A ponadto...Gdyby małżeńska zdrada Tomasa wyszła na jaw, ona
przypłaciłaby to jeszcze większym wstydem i upokorzeniem, on zresztą także.
Taki urok małych mieścin. Jej życie, choć wcale nie takie kolorowe, było tutaj,
w Londynie. Już w Hogwarcie marzyła o posadzie w Ministerstwie, chciała robić
coś pożytecznego, mieć szerokie wpływy. Gdy po wojnie jej rodzice postanowili
zostać w Australii, nawet się ucieszyła. Mogła być wreszcie samodzielna –
pięknie z tego skorzystała, nie ma co.
Drgnęła
na dźwięk głosu Malfoya:
–
Zanim cokolwiek zostanie postanowione, chciałbym zapytać, jak zamierzasz
to wszystko urządzić, nasze wspólne życie?
–
Masz na myśli sprawy praktyczne?
–
Tak.
–
Myślałam o tym – przyznała Hermiona pospiesznie. – Jeśli
podejmiemy taką decyzję, to myślę, że każde z nas powinno mieć swoją sypialnię.
Obok siebie, żeby nie budzić niczyich podejrzeń, lecz pokoje powinny być
prywatnym terenem każdego z nas. Chyba nie ma w tym nic niezwykłego?
–
Nie, zupełnie nic – powiedział z pewnym ociąganiem, trochę
zdziwiony jej naiwnością i niewiedzą.
–
O jedno chciałabym cię mimo wszystko prosić. Rozumiem oczywiście, że nie
możesz odmienić swojej natury. Czy jednak mógłbyś okazać mi tyle szacunku, żeby
nie przyjmować swoich przyjaciół w... swojej sypialni? Jeśli to możliwe... to w
innym pokoju...? Gdzieś dalej?
Skąd
brała odwagę, by mówić o tym tak otwarcie? Sama była tym zaskoczona, bo nigdy
nie była w tym dobra. Raczej unikała bezpośrednich konfrontacji. Musieli jednak
mieć pełną jasność co do przyszłych sytuacji. Spróbowała więc stłumić w sobie
niechęć do tego tematu.
Malfoy
nadal zastanawiał się nad tym, co przed chwilą powiedziała.
–
To są warunki do przyjęcia – zgodził się. – Poza
tym z pewnością masz prawo wymagać ode mnie większej dyskrecji, niż to
dotychczas miało miejsce. Także ze względu na siebie samego muszę być
ostrożniejszy, mimo że w tej sprawie to Blaise był lekkomyślny. Nigdy nie
przejmował się tym, że ktoś może go zobaczyć. Uważał, że czarodzieje powinni
być bardziej tolerancyjni i nikomu nic do tego, kto z kim sypia. Naiwniak.
Na
jego twarzy znowu pojawił się wyraz bólu i Hermiona z lękiem pomyślała, czym
był dla niego ten związek. Wyglądało na to, że ze strony Malfoya była to
prawdziwa miłość. Wbrew swojej woli doznała wzruszenia.
Draco
mówił dalej:
–
W tym mieszkaniu nie uda nam się tego zorganizować, ale jak wiesz moja
rodzina posiada majątek w Wiltshire, zresztą to wcale nie jest tak daleko
od Londynu. Moi rodzice już tam nie mieszkają, posiadłość popada w ruinę, bo ja
wole mieszkać tutaj. Możemy się tam przeprowadzić...
–
Ale czy dla ciebie nie będzie to zbyt męczące?
–
Nie, nie, to mnie raczej cieszy. W obecnej sytuacji, rozumiesz.
Poza tym dobrze wiesz, że zawsze patrzyłem na ciebie z największą
przyjemnością. No dobrze, prawie zawsze – przyznał widząc jej niedowierzające
spojrzenie –Twoja uroda jest taka niespotykana, troszeczkę tajemnicza... Te
wielkie, czekoladowe oczy, oliwkowa cera i orzechowe włosy. Bardzo mi się to
podoba, choć wydajesz się moim całkowitym przeciwieństwem. Jesteś bardzo
pociągająca, nawet dla mnie. Wracając do tematu. Dajesz mi swobodę, jeśli
chodzi o... spotkania z przyjaciółmi. A co będzie z tobą?
–
Co masz na myśli? Chcesz mnie prosić o dyskrecję, gdybym chciała spotykać
innych mężczyzn za twoimi plecami? Czy też prosisz mnie o absolutną wierność ?
–
Nie mam prawa narzucać ci wstrzemięźliwości, skoro ty wobec mnie jesteś
taka wspaniałomyślna, to chyba oczywiste.
–
Na mojej dyskrecji jednak ci zależy? I na tym, bym ostrożnie wybierała
sobie przyjaciół?
Skinął
na potwierdzenie głową z wyrazem napięcia w twarzy. Granger roześmiała się.
–
Powiedziałam ci dopiero, że z mojej strony nie czekają cię żadne przykre
niespodzianki. Jednak jeśli tak się stanie, że poczuję sympatię do kogoś
innego, to o tym porozmawiamy. Uważam, że tyle zaufania będziemy do siebie
mieć. W tej chwili jednak mam po kokardy mężczyzn i romansowych historii. Wolę
skupić się na pracy.
Malfoy wciągnął ostrożnie powietrze.
Wyglądał na trochę wzruszonego i widać było ogromną ulgę jaką musiał odczuwać.
–
A więc dobrze, Hermiono Granger! Mała, silna, niezwykła dziewczyno! Czy
chciałabyś zostać moją żoną? Nie bacząc na trudności, jakie to za sobą pociąga?
Usta
Gryfonki zadrżały.
–
Tak, Draco, bardzo tego chcę! Zdaję sobie sprawę, że to małżeństwo z
rozsądku, ale jest takich wiele i często bywają szczęśliwe.
Ślizgon
ujął delikatnie jej ręce.
–
Myślę, że ty i ja mamy wszelkie szanse na to, by osiągnąć szczęście, choć
na tak kruchych podstawach je budujemy i tak trudnymi warunkami musieliśmy je
obwarować. Będzie to niezwykły związek dwóch takich samych dusz, bo że są takie
same już dawno temu stwierdziliśmy. Inna sprawa, że prawdopodobnie już wkrótce
będę musiał wyruszyć w drogę.
–
Och, nie! – zawołała Hermiona spontanicznie.
–
Dzięki ci za twoje przestraszone oczy, Hermiono! Ale może dla ciebie najlepszym
rozwiązaniem byłoby, gdybym zginął na polu bitwy?
Z
oczu kobiety posypały się skry.
–
To najbardziej wstrętne słowa, jakie od ciebie usłyszałam, włączając w to
wszystkie obelgi jakimi obrzucałeś mnie w szkole! Nie sądziłam, że możesz być
aż taki!
–
Nie, nie, do kroćset, Granger, nie chciałem cię urazić. To po prostu
rzeczowa konstatacja, przepraszam...
–
Wiesz bardzo dobrze, jak bezgranicznie mi na tobie zależy, ty uparty
ośle. Za nic nie chciałabym stracić tego przyjaciela.
Wyglądało
na to, że jej słowa sprawiają mu radość, ale i ulgę.
–
Mam zamiar wrócić z tej wojny. Mimo wszystko.
Uśmiechnęła
się do niego z zadowoleniem. I nagle przypomniała sobie:
–
Draco, twoje pół godziny!
–
Och, niech dementor porwie radę! Mamy tu przecież ważniejsze sprawy! Ale
masz rację, muszę wracać. Zobaczymy się wkrótce!
Hermiona
stała jeszcze przez chwilę z przymkniętymi oczami. Wydała z siebie
nieskończenie długie westchnienie. – Dzięki ci, Merlinie – szepnęła
cicho.
Nie
była do końca pewna, czy to małżeństwo jest najlepszym rozwiązaniem. W każdym
razie nie jest to na pewno rozwiązanie doskonałe. Czyż jednak istniało lepsze
wyjście dla kogoś, kto sam sobie tak strasznie skomplikował życie jak ona, a
poniekąd także Malfoy?
Hmm... nie wiem czy moj poprzedni komentarz sie dodal, ale jak cos zawsze mozna ten usunac xd ale chcialam powiedziec, ze to opowiadanie jest genialne, jak pomysl ze slubem i czakam na nastepne rozdzialy :-D
OdpowiedzUsuńTo jedyny komentarz który widzę od Ciebie i bardzo Ci za niego dziękuję. Postaram się dziś dodać kolejny rozdział :)
UsuńZapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)
UsuńA ty nie wiesz ze masz nowa czytelniczke :-*
OdpowiedzUsuńuwielbiam twoje opowiadania i chyba mam podejrzenia ze on jest homo haha homo hot lips
~LieberAlleine
Ojej, witam Cię serdecznie :* bardzo Ci dziękuję i liczę na więcej <3
UsuńZapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)
UsuńMlafoy gejem hmm... boże ale mi ciężko to sobie wyobrazić ;)
OdpowiedzUsuńWitaj, czytaj dalej, a Twojej wyobraźni nic nie zabraknie :)
UsuńZapraszam pod post z dyskusją nad Sim,K :)
UsuńBrawa za oryginalność :) Malfoy geje hmmm trudno mi to przyswoić, ale zapowiada się dobrze ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję, historia zbliża się do końca, więc jestem ciekawa Twojej opinii na temat dalszych części :)
UsuńW takiej odsłonie jeszcze Dracona nie widziałam. Szacunek za orginalny pomysł. Naprawde bardzo wciągające opowiadanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam po więcej :)
Usuń