Rozdział
III
Draco
Malfoy wrócił do obradujących członków rady, którzy jego długą
nieobecność przyjęli z wyraźnym niezadowoleniem i nieomieszkali posłać w jego
kierunku, kilku złośliwych komentarzy. Tymczasem przybył także Kingsley Shacklebolt.
Draco, nie zwlekając, zwrócił się wprost do ministra.
–
Czy mógłbym prosić panie ministrze o krótką rozmowę po zakończeniu obrad?
–
Jeżeli to pilne – widząc potakującego Malfoya, Kingsley skinął głową,
jednocześnie przyglądając się badawczo swemu sprawiającemu kłopoty
pracownikowi. Lubił Malfoya i nie życzył mu źle. Ten chłopak już wystarczająco
dostał po głowie przez lekkomyślne wybory swoich krewnych. Właściwie to było mu
szkoda Ślizgona. Nie miał łatwo, ani wcześniej ani teraz. Wciąż musiał komuś
coś udowadniać, ale robił co tylko się da, żeby odkupić swoje winy. Był jednym
z najlepszych w swoim fachu i wiedział, że Potter szykuje go na swojego
zastępcę. Tych dwóch łączyła trudna przyjaźń od czasu wojny. Ścierali się mocno
ze sobą i nieraz wióry leciały, ale nigdy nie dawali się w swoje utarczki
wtrącać innym. Byli wobec siebie niezwykle lojalni i gdyby nie inni lubiący
"strzelać z ucha" pracownicy, on nie miałby pojęcia o tych
sprzeczkach. Widać są takie sytuacje, które przeżyte razem, łączą na dobre i
złe i tak było w przypadku Pottera i Malfoya.
Najwyższa
Rada Aurorów mogła obradować dalej. Gdy skończono, minister zadowolony,
że prawie wszystko co zaplanował, będzie możliwe do realizacji, poprosił
młodego Malfoya do swojego gabinetu, narażając się tym samym na zaciekawione
spojrzenia reszty członków. Tu i ówdzie, było słychać pomruki niezadowolenia.
Malfoy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jeden z jego tzw. kolegów,
życzy mu wszystkiego co najgorsze i już zaciera ręce na czekające go
upokorzenie.
Weszli
do obszernego biura ministra. Pomieszczenia urządzonego typowo po męsku, bez
zbędnego przepychu, jednak widać było, że jest komfortowe. Naprzeciwko
łukowatego okna znajdował się bogato zdobiony kominek i był to jedyny element,
który nie pasował do aktualnego wystroju. Kingsley wyraźnie stawiał na
minimalizm. Biurko, sofa, dwa fotele i niski stolik, to jedyne poza dość obszerną
biblioteczką, meble w tym pomieszczeniu. Ściany zdobiły podobizny
najznakomitszych magów wszechczasów a podłogę wyciszał gruby dywan.
–
Proszę usiąść – powiedział Shacklebolt – co takiego leży panu
na sercu, Malfoy?
Obaj
doskonale wiedzieli, że prestiż, a może nawet życie Ślizgona zależy od wyniku
procesu, który miał się odbyć za kilka dni. Wizengamot nie znał litości i
Kingsley sam niewiele będzie mógł zdziałać mimo najlepszych chęci.
–
Panie ministrze – zaczął Draco, trochę skrępowany, bo wiedział,
że toczy właśnie grę o niezwykle wysoką stawkę. – Już w przyszłym
tygodniu mam wyruszyć na czele grupy zwiadowczej na Wyspy Salomona. Czasu
zostało niewiele, a ja chciałbym jeszcze uzyskać zgodę na ślub. Zaraz jutro,
gdyby udało się wszystko zorganizować.
Minister
uniósł brwi. Przez chwilę na jego twarzy malowało się zdumienie, ale szybko się
opanował.
–
W sumie, nie ja powinienem o tym decydować, kto jest pana wybranką? –
zapytał niespiesznie.
–
Hermiona, Hermiona Granger.
W
oczach ministra pojawiło się zaskoczenie i niedowierzanie, ale widząc poważną
minę Malfoya, przeszył je wesoły błysk.
–
Oczywiście! Panna Granger. No, kto by pomyślał. Chyba kiedyś nie
przepadaliście za sobą? Ale kto się czubi… Zachwycająca dziewczyna,
niesamowicie uzdolniona, bardzo odpowiedzialna. Lecz... nie jestem pewien, co
pańscy rodzice na to. Wiem, że Malfoyowie nie są już tak konserwatywni jak
kiedyś, jednakże jej status krwi…, no, ale jeśli jest pan pewien. Wy od dawna
się spotykacie z Hermioną, prawda?
–
Właściwie od chwili gdy zaczęła pracować w Ministerstwie, dwa, a nawet
już blisko trzy lat temu, panie ministrze.
–
Oczywiście!
Kingsley
wyglądał przez okno. W jego oczach pojawił się wyraz triumfu i Malfoy domyślał
się jego przyczyny. Za chwilę zwrócił się jednak do aurora.
–
Wyrażam zgodę na pańską prośbę – powiedział z szerokim,
wyrażającym satysfakcję uśmiechem. – Osobiście skreślę kilka słów do Lucjusza i
Narcyzy. Poinformuję też Pottera, że zostaje pan zwolniony ze swoich obowiązków
na okres przygotowań. Nalegam jednak, by ślub odbył z całą pompą i przepychem! –
To będzie wspaniały triumf..., niezwykłe wydarzenie chciałem powiedzieć.
Merlinie,
dopomóż mi, westchnął młody Malfoy.
–
Czy zdążymy do jutra? – zapytał niepewnie. – Zdecydowaliśmy
się tak nagle ze względu na mój rychły wyjazd i Hermiona raczej nie będzie
mogła mieć na ślubie nikogo ze swojej rodziny. Jedynie najbliżsi
przyjaciele. Sama też przygotowuje się do delegacji, nie wiadomo kiedy
znowu się zobaczymy, a bardzo nam zależy żeby zostać wreszcie małżeństwem. Tak
długo zwlekaliśmy.
–
Oczywiście, że zdążymy! Pańska narzeczona faktycznie miała właśnie jechać
do Botswany, jednak nic się nie stanie jak przesuniemy wyjazd o dwa, może trzy
dni? Należy wam się chwila dla siebie. Potem tyle się będzie działo. Ma pan
świadomość, że stoimy właściwie w obliczu wojny? Mam nadzieję, że uda się nam
zażegnać ten niepotrzebny konflikt, oczywiście nikt nie może o tym wiedzieć.
No, ale wracając do tematu. Nalegam na oddelegowanie kilka osób do przygotowań
waszego święta. Proszę nie protestować, to dla mnie drobiazg, a wam obojgu się
należy, jesteście jednymi z najlepszych i najbardziej zasłużonych obywateli
magicznej społeczności naszych czasów. Z pewnością panna Granger bardziej, ale
niewątpliwie i pan dodał coś od siebie.
Mało
brakowało, a minister zatarłby dłonie z zadowolenia.
–
Wszystko urządzimy – zawołał Kingsley. – Będzie
wspaniały ślub i jeszcze lepsze przyjęcie! Lucjusz będzie w siódmym niebie, a
to nie jest bez znaczenia.
Draco,
nieco oszołomiony postanowieniem Shacklebolta, podziękował uprzejmie i szybko
wyszedł z gabinetu. Musi napisać do rodziców, matka by mu nie wybaczyła gdyby o
ślubie jedynego syna dowiedziała się od ministra.
Hermiona siedziała przy eleganckim biureczku w Malfoy Manor, majątku swojego
męża w Wiltshire. Wciąż jeszcze ubrana w ślubną suknię, pisała list. List do
domu, do swej matki i ojca. Ręka jej drżała, często musiała więc robić przerwy
żeby nie rozlać atramentu. Zapisała już prawie cały zwój pergaminu.
„Kochani
Rodzice! Tak wiele mam wam do opowiedzenia, że nie wiem, od czego powinnam
zacząć. Tak mi przykro, że nie mogliście być tu dzisiaj ze mną, ale czasu było
stanowczo za mało. Oboje za chwilę wyjeżdżamy i nie wiemy kiedy będzie dane nam
się ponownie spotkać. Draco wyrusza właściwie na wojnę, choć on utrzymuje, że
to tylko zwiady. Nie mogę nic więcej napisać, bo wszystko jest oczywiście
ściśle tajne. Och to jest takie okropne, że on musi znowu walczyć i może
nawet zginąć niepotrzebnie a ja nie mogę nawet znać szczegółów. Będziemy ze
sobą mieli tak bardzo ograniczony kontakt…”
Nie,
uff, co za idiotyczny list! Przerwała rozpoczęte zdanie i zaczęła od nowa,
nieco jaśniej tłumacząc, o co chodzi. Była cały czas pełna emocji i nie umiała
zebrać myśli.
„Kochana
Mamo, przedwczoraj Draco Malfoy poprosił o moją rękę! A ja z całego serca
powiedziałam tak, bo mimo naszej przeszłości, jest wspaniałym mężczyzną i moim
wielkim przyjacielem. Ślub musiał się jednak odbyć bezzwłocznie, bo oboje
wyjeżdżamy w obowiązkach służbowych i nie wiadomo kiedy znowu się zobaczymy.
Tak bardzo mi przykro, że nie zdążyliśmy Was o niczym zawiadomić.
Jaka
szkoda, że Was tu nie było! Ślub odbył się dzisiaj. Uroczystość była wspaniała.
Czułam się jak prawdziwa królewna, która wychodzi za swego wymarzonego księcia,
Draco natomiast...”
Hermiona
odłożyła swoje eleganckie pióro i pogrążyła się we wspomnieniach. Zaskakująco
ciepłe, uspokajające spojrzenie Draco, gdy stała przestraszona u jego boku,
chwilę przed złożeniem magicznej przysięgi. Delikatny,
ironiczny uśmieszek, który przypominał jej, że cała ta ceremonia jest
przecież farsą i to wymyśloną w głównej mierze przez nią. Jaki był przystojny w
odświętnej szacie! Wspominała, jak klęczeli obok siebie, a on podtrzymał ją
zdecydowanie silnym ramieniem, gdy zachwiała się, odczuwając wzruszenie i
lęk w tym niezwykle wytwornym i magicznym nawet jak na ich świat otoczeniu.
Myślała o swoim przerażeniu, kiedy mistrz ceremonii wymieniał wszystkie jego
tytuły. A ona zawsze myślała o nim jak o zarozumiałym dupku. Hermiona w tamtej
chwili czuła się unicestwiona. Kim właściwie jest ona, która ma zostać żoną
kogoś takiego. Jej skromne nazwisko zabrzmiało w porównaniu z listą jego
tytułów śmiesznie krótko. Czuła się mimo swojej zwykłej pewności siebie, strasznie
mała. Kilka lat temu takie myśli nigdy by nie napłynęły do jej głowy, ale teraz
była bardziej dojrzała, trochę mniej zarozumiała no i wiedziała więcej nie
tylko o świecie czarodziejów, ale i o Malfoyu. Wróciła do wspomnień. Mimo
wszystko czuła się szczęśliwa, wierzyła, że wszystko się ułoży.
A
potem...
To
najmniej spodziewane spojrzenie. W czasie wspaniałego bankietu po ślubie, gdy
nagle rozbawieni znajomi z ministerstwa zaczęli się domagać, by on pocałował
ją- pannę młodą...
Hermiona
nie zauważyła, że z pióra spływa na biurko atrament plamiąc pedantycznie
wyczyszczoną, gładką, mahoniową powierzchnie.
Wstręt
w szarych oczach Draco. Stały się prawie czarne z gniewu wywołanego pomysłem
ich przyjaciół. Prawdopodobnie jednak zauważył, jak ją to zraniło, bo wzrok mu
złagodniał, objął ją i przygarnął do siebie. Po czym ją pocałował, ostrożnie i
czule, choć oboje wiedzieli, że tylko gra, a Hermiona pomyślała, że pewnie
teraz odczuwa wielki niesmak, i tak ją to dotknęło, że stała sztywno,
przybierając odpychającą postawę. Gdyby wydarzyło się to kilka miesięcy
wcześniej, zanim jeszcze dowiedziała się o jego skłonnościach! Wtedy jego
pocałunek sprawiłby jej prawdopodobnie przyjemność i wywołał nadzieję. Tak
bardzo wtedy o nim śniła, tak pragnęła choć sama nie mogła w to uwierzyć. Teraz
odczuwała jedynie smutek i było jej niedobrze.
Zgromadzeni
goście przyjęli jednak ich pocałunek entuzjastycznie, a wargi kilku
kobiet wykrzywiły się z wyraźną odrazą. Nowa pani Malfoy zaś pomyślała ze
złośliwym zadowoleniem: „I wiszą wysoko, i takie są kwaśne, powiedział lis,
spoglądając na winogrona.” Bo Draco wyjaśnił jej, dlaczego niektóre z ich
koleżanek tak go nie lubią. Rozbawiło to Hermionę, bo chociaż Draco Malfoy do
niej nie należał, to jednak czuli się ze sobą związani i rozumieli nawzajem.
Ich przeszłość, tak pechowo rozpoczęta, czasy wojny, przemiana Draco, ich
wzajemna pomoc. Chętnie przebywali razem, dopóki nie byli zmuszani do takich
historii jak ta z pocałunkiem. Hermiona bardzo dobrze wyobrażała sobie
wściekłość żądnych pochlebstw panienek z pracy, gdy Draco odrzucał ich
awanse. Nic dziwnego, że chwytały każdą szansę, by ujawnić jego wypaczone
skłonności! Byłaby to pociecha dla ich zranionej pychy i możliwość zemsty za
doznane upokorzenia, a teraz tak gorzko się rozczarowały. - Dobrze im
tak -pomyślała z zadowoleniem-lafiryndy.
Hermiona
ocknęła się z zamyślenia, spojrzała na nie dokończony list i z ożywieniem
zabrała się do opisywania ślubnej sukni, którą z niebytu wyczarowała Ginny,
oraz wspaniałości ich nowego domu.
Ciężkie
dębowe drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł pan młody. Cholera, tego się nie
spodziewała! Sypialnię dla nowożeńców miała tej nocy zajmować Hermiona, on zaś
ulokował się w mniejszym pokoju obok. Pozostałe pomieszczenia były przeznaczone
dla gości weselnych a skrzaty domowe nadal miały pełne ręce roboty z
rozbawionym towarzystwem. W dolnej części rezydencji i w rozległym
ogrodzie na tyłach posiadłości nadal trwała zabawa na ich cześć. Im jednak
wyraźnie dano do zrozumienia, że czas czynić inne powinności małżeńskie.
Chętnie wymknęli się ku ogólnej uciesze. Oboje padali ze zmęczenia i emocji.
W
"ich sypialni" wspaniałe, ogromne łoże zostało na noc poślubną
odpowiednio, wedle starej arystokrackiej tradycji przystrojone: pięknie haftowaną
lnianą pościel okryto również ręcznie haftowaną, ciężką jedwabną, przetykaną
złotą nicią narzutą, przeznaczoną właśnie na łoże młodej pary. Pokój wypełniony
był zapachem świeżych kwiatów, a przy łożu czekał stół z zakąskami i winami. W
powietrzu unosiła się magia skrzatów domowych, która dawała wyjątkowe poczucie
spokoju i intymności. Wiedziała, że to nie koniec tradycji której muszą być
wierni ze względu na pochodzenie jej męża. Nie była jednak tym przerażona,
uważała, że warto sprostać tym wszystkim obwarowaniom a ironiczne poczucie
humoru Malfoya, bardzo jej ułatwiało znoszenie tej sytuacji. Wiedziała, że kpi
z napompowanego środowiska swojej rodziny. Pikanterii dodawało też kłamstwo w
które razem brnęli, ale świadomość, że przyświeca im wyższy cel, była
krzepiąca. Dla większego dobra-te słowa prześladowały ją od kilku już dni, ale
tym razem wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Nie dla nich.
Hermiona
przyglądała się Ślizgonowi z niemym podziwem choć starała się, żeby nie było
tego zbytnio widać. Miał na sobie piękny szlafrok i w ciepłym blasku świec
wydał jej się niewiarygodnie pociągający. - Oj Hermiono - pomyślała - uważaj,
takie myśli nie są pożądane w twojej sytuacji, na innych zasadach działa to
małżeństwo, musisz o tym pamiętać.
–
Pomyślałem sobie – powiedział z przepraszającym uśmiechem –
że nie byłoby dobrze, gdybym dzisiejszej nocy spał w tamtym pokoju.
–
N – nie... – wyjąkała Hermiona. – Masz,
oczywiście, rację. Ale...
–
Nie bądź taka płocha Granger – uśmiechnął się po swojemu. –
Przyszło mi do głowy, że może mógłbym spać tutaj, w głębokim fotelu. Zniesiesz
tyle ryzyka?
– Ale
ty jesteś dowcipny! Oczywiście to nonsens, żebyś spał w fotelu! Jesteś śpiący?
–
Nie. Zresztą to nasza noc poślubna – rzucił z pewną dawką ironii.
–
Ja też nie chcę spać. Wobec tego posiedzimy sobie razem.
–
Dobry pomysł – przyznał z kpiącym uśmiechem. – Ale...
– zawahał się. – Powinniśmy jednak w jakiś sposób
wykorzystać łóżko – powiedział z błyskiem w oku.
–
Owszem – potwierdziła bezbarwnym głosem, wiedziała, że
próbuje ją sprowokować – Niedoczekanie twoje – pomyślała, a na głos
powiedziała, – może moglibyśmy w zagrać w jakąś grę.
Ślizgon
skrzywił się.
–
Jedyna gra, jaka mnie interesuje, to szachy, a to nie jest gra dla
kobiet.
–
Dlaczego? Ja znam wszystkie ruchy.
–
Dziękuję – odparł sucho. – To chyba najgorsze, co może
usłyszeć zagorzały szachista. A tym nielicznym kobietom, które nauczyły się
grać w szachy, brak cierpliwości, żeby starannie przemyśleć swoje posunięcia.
Domagają się, żeby wszystko szło jak najszybciej, wciąż nudzą: „No, kiedy się
nareszcie zdecydujesz?” i grają zupełnie bez zastanowienia. Może i jesteś
inteligentna, ale szachy nie są dla ciebie. Kto cię nauczył... ruchów? – zakończył
z przekąsem, ale widocznie rozbawiony.
–
Mój ojciec. Rzadko kiedy miał partnera do gry, więc ja musiałam mu
dotrzymywać towarzystwa – powiedziała, bo nie uznała za stosowne,
przypominać sobie i jemu, że Ron był naprawdę dobry w szachach i choć długo nie
chciał tego przyznać, to ona poprzez ich ciągłe rozgrywki, zaczęła mu
dorównywać w tej królewskiej grze.
–
No, niech tam, w końcu możemy pomęczyć się i zagrać jedną partię.
Po
chwili przyniósł piękne szachy z kości słoniowej.
–
Z Indii Wschodnich – wyjaśnił. – Ostrzegam cię jednak,
Hermiono. Nie będę „miły”, nie zamierzam grać tak, żeby dać ci wygrać. Na to
nie licz.
–
Nie oczekuję takiej łaski z twojej strony, Malfoy.
–
Dobrze – odparł z uznaniem, ale nie potrafił ukryć cichego
westchnienia, że jest zmuszony rozgrywać taką krótką partię, w której
przeciwnik jest z góry skazany na niepowodzenie. To oczywiste, że ta uparta
istota się do tego nie przyzna, ale Draco był pewien, że Granger nie ma z nim
najmniejszych szans.
Gdy
Hermiona ustawiała figury, zachwycając się wszystkimi po kolei na co one
mruczały z zadowoleniem, Draco spojrzał na biurko.
–
Piszesz list? Do domu?
–
Tak – odparła i pospiesznie odsunęła papier. – Jesteśmy
wprawdzie mężem i żoną, ale sądzę, że jeszcze nie czas na zbyt wielką
poufałość.
–
Nie miałem zamiaru czytać – powiedział krótko, wyraźnie
urażony.
Gryfonka
przeklinała swój brak opanowania.
–
Wybacz mi – poprosiła szczerze, co on skwitował leciutkim,
ale smutnym uśmiechem.
Szachownica
została ulokowana pośrodku ogromnego łoża, oni zaś rozłożyli się wygodnie po
obu stronach.
– Chyba
powinnaś... – zaczął Draco i wskazał na jej suknię.
–
Och, oczywiście, taka jestem dziś bezmyślna!
Czekał,
aż Hermiona przebierze się w obszywaną koronkami nocną koszulę, która miała za
zadanie więcej odkryć niż ukryć. Wahała się przez chwilę, po czym energicznie
zaciągnęła wiązanie pod szyją, tak, że wspaniały dekolt został zredukowany do
minimum, machnęła różdżką układając sobie włosy w coś co było połączeniem
francuskiego warkocza z luźnym kokiem i wyszła z przylegającej do sypialni
garderoby. Wzrok jaki posłał jej Malfoy był bardzo wymowny. „Ślicznie
wyglądasz” zdawał się mówić, „ślicznie i pociągająco, ale naprawdę nie musiałaś
wiązać tej koszuli jak dziewica, którą przecież nie jesteś. Mnie twoje wdzięki
i tak nie wiodą na pokuszenie więc możesz sobie odpuścić”.
W
każdym razie Hermiona tak właśnie sobie tłumaczyła jego spojrzenie.
a ja nadal nie jestem przekonana co do tego że on jest gejem noooo niee moge ale czytam :P
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj i pamiętaj, że zakończenie na pewno będzie szczęśliwe ;)
UsuńPytanie brzmi:Czemu on jest homoseksualistą??? *-* trudno ide czytać dalej
OdpowiedzUsuńDasz radę!
UsuńNo nie powiem - trochę mnie to wszystko przeraża, ale z wielką chęcią lecę czytać dalej! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) czytaj i daj znać o wrażeniach 😄
UsuńMam wrażenie że Draco jest zakochany w Hermionie a tylko to udaje. Nie wiem może mam jakieś błędne przypuszczenia. Notka oczywiście wspaniała.
OdpowiedzUsuńA to ciekawy pogląd biorąc pod uwagę okoliczności :) jestem ciekawa Twojej opinii na temat dalszych rozdziałów :)
Usuń