19 stycznia 2015

Wierność jest nudna IX

Rozdział IX
 
Życie jest małą ściemniarą
 
***
– Gdzie on jest?

– Wszedł gdzieś tutaj –  rozejrzeli się obaj w oczekiwaniu na prawdę objawioną. Ulica zalewała ich jaskrawymi barwami co zdecydowanie utrudniało natychmiastowe namierzenie celu. Nieopodal jakiś młody chłopak sprzedawał gazety. Z oddali docierały do nich donośne nawoływania lodziarki, która właśnie zatrzymała swój rower z przyczepką i starała się przekrzyczeć uliczny tumult, zapraszając do skosztowania jej asortymentu.
 – JEST!!! Tam! – George wskazał ręką na jedną z witryn. – Siedzi przy barze.

– Wchodzimy?
– Tylko dyskretnie. Cholera czemu nie wziąłeś peleryny?

– Bo nie wiedziałem, że będzie potrzebna?
– Jesteś AUROREM! Do tego szefem wszystkich szefów! Dobra, dobra, nie patrz tak na mnie. To co my, do cholery, teraz zrobimy?

– A mówią, że jesteś geniuszem, – Potter pokręcił z politowaniem głową – a czarodziejem jesteś czy nie?

– Ugryź się w zadek! Albo lepiej nie, bo zatrujesz się swoim jadem – warknął Weasley –  Dobra, masz racje. Zaraz. No tak, zaklęcie niewidzialności, jak to szło…

– Nie, jemiole! Przecież wtedy nie będziemy widzieć siebie nawzajem. Zamknij oczy!

– Chcesz mnie pocałować? –  wyszczerzył się George.

– Nie, zgwałcić twoją własną różdżką. Przymknij się, bo nie będę marnował całego dnia na śledzenie twojego braciszka.

– I twojego „number one” wśród „amigo muchacho”  – dodał zgryźliwie George.

– On nie jest moim chłopakiem, geniuszu. Dobra, zaufaj mi.

– No nie wiem. Mój kuper może doznać szoku na spotkanie z tym kawałkiem drewna, wolę pieszczoty Angeliny.

– Nie bądź taki nieśmiały, Bezuchy – mrugnął Harry i machnął różdżką.

Włosy Georga nagle jeszcze bardziej się wydłużyły, przybierając jednocześnie barwę czarnego atramentu i zasłaniając całkowicie miejsce, w którym powinno być ucho. Z twarzy i rąk zniknęły piegi, na policzku pojawiła się paskudna szrama, a nos jakby wchłonął się, zostawiając tylko wystający koniec.

– Nieźle, teraz ty. Chcesz być chłopcem czy dziewczynką?

– Mam nadzieję, że to było pytanie retoryczne – mruknął Harry i zamknął oczy.

Po chwili weszli do zatłoczonego pubu przy Abbey Roat, niby bez zainteresowania rozglądając się po lokalu.
 
Ron siedział zatopiony w swoich myślach. Nie zauważył, że dwóch facetów, intensywnie mu się przygląda. Zresztą, prawdę powiedziawszy, nawet gdyby to zauważył, nie wywarłoby to na nim większego wrażenia. Miał własne problemy, a pub był przystanią różnych dziwaków. Napić się  – pomyślał – muszę się napić – i wychylił zawartość szklanki, która przed nim stała. Zatopił się ponownie w myślach. Odwołała ich dzisiejsze spotkanie. A on tak bardzo się napalił. Nie mógł się doczekać kiedy znowu ją przeleci. Czuł się wtedy taki ważny. On, Ron Weasley miał kochankę, i to jaką kochankę! No, ale dziś nie będzie seksu wiec mógł się napić. Napisała, że kiepsko się czuje. Może wczoraj trochę za mocno ją przeorał – pomyślał z lubieżnym wyrazem twarzy. Ale przecież sama tego chciała. Zachowywała się jak rasowa kurwa, była taka niewyżyta. Chyba brakowało jej wcześniej regularnego wbijania bolca, bo zawsze reagowała z entuzjazmem na jego zabiegi.
 
Roześmiał się w myślach. Kto by pomyślał, że ten jej mąż, to taki wymoczek. Świadomość tego, że pośrednio mści się na tym pajacu, była jeszcze bardziej słodka niż chwile spędzone z jego żonką. Szkoda tylko, że ten dureń nic nie wiedział. Taki niby wykształcony, taki genialny, a nie pomyślał nawet o tym, że jego kobieta przyprawia mu rogi. No może pomyślał, bo mówiła, że ostatnio zrobił się jakiś podejrzliwy, niby przypadkiem, niby w żartach. Trzeba wzmóc czujność, bardziej uważać. Chociaż, jak miałby być szczery, to chyba wolałby, aby wszystko się sypnęło. Ale byłaby zabawa. Chełpił by się podziwem innych. Miał tylko nadzieję, że to samo jakoś wyjdzie, że nic nie będzie musiał robić. Zaczynał panikować, jak ona wspominała o tym, że powinien porozmawiać z żoną. Też pomysł, przecież mógł mieć je dwie. Schlebiało mu psie uwielbienie w oczach Hermiony. Musiał też przyznać, że dobrze o nic się nie martwić, mieć poprane, poprasowane, ugotowane. Zaklęcia gospodarskie pasują do kobiet. Poniżej godności mężczyzny jest zajmowanie się tak przyziemnymi sprawami. On rządził. Tak –  pomyślał – zdecydowanie, to on jest panem domu, a Hermiona jest tylko elementem infrastruktury, w jej przypadku szczególnie nieudanym –  zaśmiał się z własnego żartu. Ale czy to nie był fakt? Nigdy nie umiała gotować tak dobrze jak jego matka. Ciągle coś myliła, a niby taka mądra, taka Pani – Doskonała –  prychnął sięgając po kolejną szklankę bursztynowego napoju.

– Myślisz, że czeka na nią? Tutaj? Nigdy nie miał wyobraźni, ale to lekkie przegięcie.

– Nie wiem, ale mam ochotę mu przywalić  – skrzywił się z zawziętością ukrytą, pod wyczarowanym przez Pottera, bajronowskim zarostem.

– Było mnie wczoraj nie powstrzymywać – zdenerwował się Człowiek-Z- Blizną-W-Kształcie-Błyskawicy, której to nie było teraz widać pod blond grzywką.

– Tak, wiem! Śrubokręt i te sprawy, ale pomyśl. Jesteś Aurorem! Może i masz te całkiem bajeczne możliwości, ale nie wiem czy znalazłbyś dla nich prawne uzasadnienie. Gdyby to chociaż chodziło o Ginny…

– Dobra, wiem! Napijemy się?

Pili w milczeniu obserwując walkę wewnętrzną Rona i podziwiając, że jego wątroba jeszcze nie wybuchła od ilości alkoholu jaką w siebie wlewał. Robiło się późno. Młodszy Weasley, zataczając się we wszystkich kierunkach, wstał. Okręcił się w miejscu bez żadnego ostrzeżenia i zniknął.

– Do stu tysięcy chrapaków, zwiał nam – czknął Potter – wiedziałem, że nie powinienem pić.

– Zmarnowaliśmy tylko kupę czasu. Jeszcze jedna ognista?

– Nie widzę inaczej, stary.
 
***
„Musimy porozmawiać. Czekaj na mnie o 9.30 w Sun Cafe.
G.”
Przywiązała zwitek pergaminu do nogi brązowej sowy i rozglądając się  z niepokojem, wypuściła ją przez okno.
Czuła się paskudnie, jak ostatnia dziwka, którą przecież nie była. Na szczęście umiała się skupić na tym co zaplanowali z Malfoyem i w nocy, podczas tej upokarzającej szopki tylko o tym myślała. Dziwiła się sobie, że potrafi tak na chłodno udawać, że „wszystko jest jak dawniej”. Prawda była taka, że chciało jej się wymiotować na samą myśl o tym co przeżyła. Granger, weź się w garść, jeszcze kilka tygodni,  a ten błazen będzie błagał, żebyś do niego wróciła. Ale nie ma powrotu, co to, to nie. Miała resztki honoru i szacunku do siebie, choć patrząc na ostatnie godziny, co do tego drugiego nabrała poważnych wątpliwości. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Ubrała się w jedną z nowych sukienek, zapisała w notatniku godzinę wizyty u fryzjera, dokończyła pić kawę i już miała wychodzić gdy w okno zastukała sowa. Zdziwiła się, bo szczerze powiedziawszy, nie spodziewała się żadnej poczty. Otworzyła okno, wpuszczając maleńką sowę do mieszkania. Odwiązała liścik i rozpoznała pismo Ginny.
„Hej, Skarbie
przepraszam, że  ten sposób, ale Harry nie może o niczym wiedzieć. W sumie teraz i tak niewiele kojarzy, ale…no, w każdym razie, może znajdziesz dziś chwilę dla mnie? Myślę, że to ważne. Wczoraj, no właściwie już dzisiaj czegoś się dowiedziałam i pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć. Znaczy ja na Twoim miejscu bym chciała, mimo wszystko. Tak, no więc, może się spotkamy? Co powiesz na wspólny lunch? Może być 10.30? Niedaleko ministerstwa jest taka mała kawiarenka”Sun Cafe”, serwują w niej pyszne przekąski, może tam? Wiesz ja dzisiaj wylatuję na zgrupowanie, a bardzo bym chciała wcześniej z Tobą porozmawiać.
Całuski, Ginny”
 
Ech, nie miała w tym momencie ochoty na pogaduszki z Ginny, bo obawiała się pytań o jej małżeństwo, a to już przecież sama postanowiła rozwiązać. Czuła jednak, że to musi być ważne, skoro Ruda tak krążyła wokół tematu i chciała się z nią spotkać jeszcze przed zgrupowaniem. Wiedziała, że dla jej przyjaciółki quidditch był bezkonkurencyjny i tylko naprawdę istotne sprawy, mogły go zepchnąć na drugi plan. Uśmiechnęła się na myśl, że właśnie troska o Hermionę, to sprawiła. Kochany Rudzielec. Właściwie z Malfoyem rozmowa powinna być krótka i konkretna (Doprawdy? Żadnego całowania, przytulania itp.? –  szepnęło jej złośliwe alter ego). Fuknęła na niechciane myśli i teleportowała się do pracy.
***
Przeżyła jakieś deja vu. Na biurku leżał bukiet kwiatów. Znowu róże, ale tym razem czerwone. Bilecik. Ocknęła się z zaskoczenia. Podeszła do biura i wyjęła karteczkę.
„To za wczoraj. Do zobaczenia
M.”
Uśmiechnęła się. Treść bileciku była wieloznaczna, ale ona wiedziała, że nie chodzi mu o to, że zniszczył jej poprzedni bukiet. Czuła, że chodzi o ich rozstanie. Ughh, co się z nią dzieje? Naprawdę, to nie jest moment, żeby analizować wszystkie przymioty Malfoya. Ale tak przyjemnie było pomyśleć o jego pytającym spojrzeniu, o jego rękach na jej twarzy, o jego języku miękko zmierzającym na spotkanie z jej własnym. Uświadomiła sobie, że stoi już od pięciu minut z rozmarzeniem w oczach, a Amanda zerka na nią z zaciekawieniem. Do roboty Granger, za nieco ponad godzinę znowu go zobaczysz, znaczy, chciałam pomyśleć, że będziesz musiała wyjść (żeby go zobaczyć – szepnął złośliwy głosik w jej głowie). Mimowolnie zanuciła:
"Na choćby jeden krótki dzień
I noc
Na parę chwil pożyczę Cię
Na rok
I obiecuję, że w idealnym stanie oddam Cię
Lecz ona dobrze wie, że to zły zwyczaj
Pożyczać

To przecież nic, takiego
Zabiorę Cię w daleki lot
Skoczymy na chwilę gdzieś
Chcę się przejrzeć choć raz
Tak cudownie w oczach Twych
Wtedy zacznę się bać
Że Cię lepiej poznam
I nie oddam" *
(KLIK Pożyczony ) 
 
Czekał na nią z rosnącym zaciekawieniem. Co też chciała mu powiedzieć? Niestety on nie miał żadnych nowości, choć nawet gdyby miał, to nie był pewien czy opowiedziałby o nich Hermionie. Hermiona – jakie to dziwne, że wcześniej mówił do niej tylko po nazwisku. Smakował w ustach jej imię i czuł, że coraz bardziej mu się ono podoba. Nie mógł dać tego po sobie poznać. Nie przesadzajmy.
 
Tak więc nie dowiedział się wczoraj nic, bo choć z Hermioną rozstali się dość wcześnie to… – przerwał, bo do jego głowy napłynęły wspomnienia ich wczorajszego pożegnania. To było takie – takie zaskakujące. Może o tym chce porozmawiać? Rany, jaki on dziś rozkojarzony, nie może się skupić na dokończeniu rozpoczętej myśli. Wrócił wczoraj do domu z nadzieją, że wyniucha trochę więcej informacji na temat związku jego żony, ale nie zastał jej w rezydencji. Zostawiła mu wiadomość. Coś o tym, że Daffne złamała nogę (no i co z tego) i że podczas składania pojawiły się jakieś komplikacje, i że ona musi pomóc rodzicom. Sranie w banie – pomyślał i natychmiast postanowił to sprawdzić. Mówiła prawdę – niestety. Była u rodziców, choć nie dosłyszał, czy część o złamanej nodze jego szwagierki jest prawdziwa, bo ich pies zaczął się interesować jego butami i musiał czym prędzej zniknąć. Astoria nie wyglądała zbyt dobrze. W porównaniu do opalonej Granger wyglądała trupioblado. Że też wcześniej tego nie zauważył. Granger była taka…rumiana. Wrócił do domu i położył się spać.
 Z rozmyślań wyrwał go widok nadchodzącej Hermiony.
 – Witaj, Granger. – Poderwał się z krzesła, aby móc odsunąć drugie dla kobiety – Zniewalająco dziś wyglądasz – wyszeptał pochylając się nad jej dłonią.
– Dziękuję – uśmiechnęła się lekko zaróżowiona. – Również za kwiaty.
 – Ach, to – mruknął, choć jej podziękowania sprawiły mu niemałą przyjemność.  – Napijesz się czegoś?
 – Tak, dziękuję. Musimy porozmawiać.
 – Jak zawsze konkretna. Domyślam się nawet o czym.
– Nie sądzę, chyba, że wczoraj siedziałeś ukryty pod moim łóżkiem – odparła, z satysfakcją zauważając zdziwienie na jego twarzy.
 – O czym ty mówisz?
 – A o tym, że wczoraj Ron wrócił do domu, pijany jak bela.
– Jak co?
– Och, to takie mugolskie powiedzenie. Nie wdając się w szczegóły…
– Chcę znać szczegóły.
– Nie, nie chcesz. A nawet jeśli, to ci ich nie podam. Ja nie chce..., zresztą to nieważne. Ważne czego się dowiedziałam.
– No to wal.
– Wiem z kim mnie zdradza Ron…
– CO?! Powiedział ci? Przyznał się?
– Ty może głupi nie jesteś, ale rozumu w tobie za grosz – westchnęła z politowaniem.
 – Uważaj Granger, bo znajdę inne zajęcie dla twojego ciętego języka.
– Bądź przez chwilę poważny.
– Znasz mnie. Nie mogę ci tego obiecać.
 – Więc może to przeanalizujesz, jak przy okazji się dowiesz z kim zdradza cię twoja żona… – widziała jak w jego oczach zrozumienie miesza się z upokorzeniem.
– Taka możliwość jest… niemożliwa!
– Nie ma takiej możliwości, żeby było coś niemożliwe.
– Żartujesz sobie ze mnie, tak?
– Czy ja wyglądam na klauna?
– Na kogo? – machnęła ręką z niecierpliwością.
– Oczywiście, że nie żartuję. Cholernie nie jest mi do śmiechu, Malfoy!
– Zaraz, zaraz. Może coś źle zrozumiałaś? Mówisz, że był pijany. Co się właściwie wydarzyło?
– Hmmm, zastanówmy się od czego zacząć. Może od tego, że mój małżonek przypomniał sobie o moim istnieniu? Całkowicie zamroczony zaczął mnie obmacywać i mruczeć pod nosem, że „jednak przyszłam”. Przez pół godziny wysłuchiwałam jego jęków jak bardzo dziś za mną tęsknił i nie mógł się doczekać… aż mnie posiądzie – dodała zażenowana. Choć on akurat wyraził się bardziej prostacko. Myślałam, że mówi do mnie, do momentu aż wydyszał „Astoria” – skrzywiła się. – Ile znasz osób o takim imieniu?
Poraziły go informacje, jakie miała dla niego Granger. Dobrze wiedział, że układa się to teraz w spójna całość. No tak, wczoraj się nie spotkali, bo ona była u swoich rodziców. Kurwa, jaki on był ślepy. Zapracowany. Ślepy. Do teraz miał jakąś nadzieję, do której nie chciał się przyznać, że to jakieś nieporozumienie, nadinterpretacja z jego strony. I to z kim? Z tą żałosną imitacją faceta. Z tym wiewiórczym gównem. Jego. Zdradzała jego, Malfoya, arystokratę, z tym zerem! Mógł dać jej wszystko, no prawie wszystko, przez samą wdzięczność, że za niego wyszła, a ona miała to głęboko w dupie. Myślała swoją waginą. Pożałuje tego, och jak strasznie będzie tego żałowała. Jeszcze na kolanach będzie błagała o przebaczenie. Zrobiła z niego kretyna, a on jej ufał. Zaufanie? Właśnie przyszło mu coś na myśl. Nie pozwoli, żeby dalej tkwiła w przeświadczeniu, że on nic nie wie.
– Malfoy? – usłyszał pytający głos Granger – Dobrze się czujesz?
– Czuje się jak kupa smoczego łajna. Ale byłem naiwny co?
– Oboje byliśmy.
– No tak. Przepraszam cię, ale muszę to przemyśleć.
– To nie wszystko. Wiem, że Astoria wie już o nas. Szybko poszło.
– Jesteś pewna? Skąd to wiesz?
– Wiesz, te ploteczki.
– Mogłem się domyślić.
– Nie rób nic głupiego – poprosiła – pamiętaj co postanowiliśmy. Przecież ją podejrzewałeś.
– Podejrzenia, a pewność to całkiem dwie różne rzeczy.
– Mimo wszystko…
– Obiecuję, że nie strzelę w siebie Avadą – wstał – nie martw się o mnie Granger, tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
– Wcale nie chcę…  – zaczęła, nim zdążyła pomyśleć.
Posłał jej badawczy wzrok.
– Widzimy się dzisiaj?
– Co? Och, wiesz, chciałabym, ale po południu mam spotkanie z ministrem, nie wiem ile potrwa – odpowiedziała zmieszana.
– Też będę na tym spotkaniu. Pogadamy później. Poradzisz sobie?
– Aaa… tak, oczywiście. Ja… wiesz, ja chyba już sobie wszystko ułożyłam. – Nie było sensu opowiadać mu jak się czuła po wczorajszych zalotach Rona. Wystarczająco mu dziś dołożyła, mówiąc o Astorii. Wiedziała, że Ron nie będzie nic pamiętał z wczorajszego wieczora, więc nic się nie zmieniło, no poza faktem, że ona i Malfoy wiedzieli kto i z kim, a Astoria dostała już swoją porcję plotek. Kto wie? Może dlatego wczoraj nie spotkała się z Ronem?
 – To dobrze. Granger? Naprawdę  świetnie dziś wyglądasz – pochylił się nad nią z zamiarem pocałowania, jednak w ostatniej chwili się wyprostował i mruknął – Potter tu idzie.
Odkręciła się tak szybko, że aż zapiekła ją szyja.
 – Och, co za miła niespodzianka, Draco. – Szczebiotała Ruda badawczo się im przyglądając. – Mała przerwa?
– Mieliśmy z Granger do omówienia kilka spraw, ale już znikam. Nie przeszkadzajcie sobie.
– Coś ty mu powiedziała? –  Zapytała Ginny siadając, gdy Malfoy oddalił się od nich na bezpieczną odległość.
– Ach, nic takiego. Sprawy zawodowe.
– Jesteś pewna?
– Oczywiście – skłamała gładko. – O czym chciałaś ze mną rozmawiać?
– Och Hermiona! Ja cię przepraszam, wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale to takie okropne. Gdyby mnie coś takiego spotkało, to bym się załamała. Nie mówiłam ci wcześniej, choć podejrzewałam to i owo. Ale wczoraj, gdy Harry wrócił do domu… Prawdę mówiąc, to przytoczył się…
– Ginny! O czym ty teraz do mnie mówisz?
– No, bo to takie trudne, nie wiem od czego zacząć…
– Najlepiej od początku.
– Ach, no tak, przepraszam, jestem taka rozemocjonowana…
– Ginny! – Hermiona wyraźnie się niecierpliwiła.
– Już, już. No więc wczoraj, Harry wrócił kompletnie pijany…
– On też?
– Co znaczy, on też?
– No, bo Ron…
– A no tak. Czekaj, już wszystko ci mówię, nie przerywaj mi, bo tracę wątek. Tak więc, przytoczył się do domu, holowany przez Georga. Nie powiem żebym była zachwycona. Szczerze, mówiąc to byłam wściekła. Ale gdy już przestałam wrzeszczeć na te dwie miernoty i podałam im eliksir trzeźwości, to dowiedziałam się bardzo interesujących rzeczy, które potwierdziły moje wcześniejsze przypuszczenia – nabrała powietrza – oni śledzili wczoraj Rona. Znaczy Harry i George. Kilka dni temu, George przez przypadek wpadł na Rona w mugolskim kinie. Był tam z kobietą, Ron znaczy, i nie byłaś nią ty Hermiono. Wczoraj Harry rozmawiał z Georgem o plotkach jakie krążą o tobie i Malfoyu, bo mimo, że jak sama wiesz, mój mąż nie przepada za plotkami, to go one zaniepokoiły i chciał delikatnie wypytać Georga czy ten nic nie wie, bo wcześniejsze zachowanie Rona, wiesz, wtedy u was, plus to co słyszał o tobie jakoś tak dały mu do myślenia. No i George przyznał się do tego co wiedział. Obaj doszli do wniosku, że wszystko razem wzięte jest alarmujące, więc postanowili, że będą śledzić Rona. No, to chyba wszystko. Oczywiście my nie wierzymy w te plotki o tobie i Malfoyu… – wypluwała z pospiechem słowa.
– A powinniście – przerwała jej rozbawiona Hermiona. Wzruszało jej to, że przyjaciele wkładali tyle zaangażowania w jej związek. Postanowiła wszystko wyjaśnić Ginny i porozmawiać również z chłopakami. Ta ich troska, mogła zepsuć plan jej i Malfoya. Widząc zaskoczenie na twarzy przyjaciółki powiedziała:
– Ja i Malfoy, spotykamy się od – spojrzała na zegarek – około trzydziestu sześciu godzin. Teoretycznie.
– Jak to, teoretycznie?
– Normalnie. To tylko pozory. Udajemy.
– Po co, na wrota Azkabanu?
– Jakby ci tu powiedzieć. Żeby się zemścić.
– A co ma do tego Malfoy?
– Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, ale ma równie dużo jak ja.
– Nic z tego nie rozumiem.
– I wcale tego nie oczekuję. Ginny, dziękuję ci, że o wszystkim mi powiedziałaś. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Radzę sobie jednak sama.
– Właśnie widzę. Nie obraź się Hermiona, ale nie wyglądasz na załamaną. Prawdę mówiąc, wyglądasz lepiej niż wcześniej...
– To tylko pozory. Wierzysz mi?
– Wierzę, choć mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że będziesz zaniepokojona, zaczniesz rozpaczać czy coś…wzięłam nawet eliksir rozweselający ze sobą, a okazuje się, że nie jestem ci do niczego potrzebna. Chłopaki mieli racje podejrzewając, że wiesz o wszystkim – roześmiała się Ruda.
 – Och Ginny, bardzo ci dziękuję. Po prostu już zajęłam się tą sprawą.
– Ukręcisz mu jaja? Ronowi? Bo jak chcesz, to mogę ci pomóc, mogę go przypalać nad ogniem, powiedz tylko słowo.
– Ginevro Potter, to twój brat.
– Nie gadaj – roześmiała się Ginny  – właśnie przestał nim być. Z tego co wiem, to Harry i George mają zamiar z nim porozmawiać. Jak z nim skończą, to nie będzie co zbierać, więc może ich uprzedźmy? Taka mała wendeta…
– Ginny na Merlina, opanuj się ty fetyszystko – zaśmiała się Hermiona – dam sobie radę sama. Znaczy z Malfoyem.
– Wolisz jego niż mnie? No tak, jest przystojniejszy…
– Ginny!
– No dobra. Wiesz, że dziś wylatuję na zgrupowanie? Nie wiem kiedy wrócę, więc jakbyś mogła…
– Niech wpada kiedy chce, lodówka jest zawsze pełna.
 – Dzięki skarbie. To co? Ja już polecę? Skoro wszystko jest pod kontrolą, to trzymam kciuki.
– Pa, powodzenia! Połam miotłę!
Wszystko jest pod kontrolą? O nie. Nic nie było pod kontrolą, ale w tym momencie nie mogła nic na to poradzić. Zebrała szybko swoje rzeczy i wróciła do biura. Tyle spraw miała do załatwienia, a jeszcze potem spotkanie z ministrem. I zobaczy JEGO! Mimowolnie jej barometr uczuć zaczął oscylować wokół „jestem naprawdę radosna”.
 
***
Już ja jej pokażę. Wywłoka jedna. Jest wystarczająco inteligentna, żeby pojąć znaczenie jego wiadomości. Ciekawy jestem co zrobi? Będzie się tłumaczyła? A może się przyzna? Jest też opcja, że uda, iż nie zrozumiała. No nic, poczekam do wieczora. Jak to szło? A tak…
„Rozszyfruj mnie, zdemaskuj blef
nie dowierzając unieś swą brew.
Podejdź i sprawdź, co w rękach mam.
Zburz jednym ruchem jak domek z kart.
Starasz się zasnąć,
zanim zrobi się znów jasno.
Wciąż wierzysz, że przejrzałaś mnie,
a patrząc z bliska widzisz najmniej.
Życie jest małą ściemniarą,
wróblicą, wygą, cwaniarą.
Plącze nam nogi i mówi idź!
Nie wierz, nie ufaj mi!
Życie jest małą ściemniarą,
francą, wróblicą, cwaniarą.
Plącze nam nogi i mówi idź!
Wkręceni w zgubną nić.
Padał deszcz, tak jak dziś.
Miałaś uchylone drzwi,
stałem w nich, niczym pies,
w zębach niosąc bukiet ściem.
Zatrzasnęłaś je na klucz,
wystawiłaś mnie na bruk,
choć rację masz, że nie znasz mnie.
Jak mogłaś tak dać wkręcić się?”* (KLIK Wkręceni – nie ufaj mi ) 
 
 
 
Tak. To powinno jej wystarczyć. Skończył tworzyć patronusa. No, to teraz się zabawimy.
 


 

 

 

1 komentarz:

  1. Kochana Ginny mam nadzieje, ze i tak ukreci mu jaja ,a Harry i George dadza mu do wiwatu. Dupek jeden

    Rozdzial genialny

    OdpowiedzUsuń