18 stycznia 2015

Wierność jest nudna VIII

 Rozdział VIII
Kolaboracja
***
 – Zabiję go! Wyrwę mu serce, wsadzę w dupę i wyjmę gardłem, – jego rozmówca wrzeszczał do słuchawki, którą on sam musiał odsunąć od ucha, żeby nie ogłuchnąć – a w kutasa załaduję mu śrubokręt!!!
 – Mogę ci pomóc?
 – Zapraszam. Ta marna imitacja czarodzieja, przynosi wstyd wszystkim facetom! Może ma jaja wielkości betoniarki, ale za to mózg mu się zmieści w łupinie od orzecha i to laskowego!
 – Słuchaj, podzielam twoje oburzenie i chętnie z nim porozmawiam, tym razem ręcznie, ale jeżeli to prawda, że ona o tym wie, to może będzie chciała mu przebaczyć?
–  Przebaczyć? Może jeszcze zapomnieć?! Ani nie jest Jezusem, ani nie stwierdzono u niej Alzheimera! Ona się zemści. Wspomnisz moje słowa. Walkiria przy niej, to puszek pigmejski.
***
 – Dziękuję, że namówiłeś, mnie na przerwę – powiedziała sięgając do klamki samochodu, który wskazał Malfoy, jednocześnie uświadamiając sobie, że to on powinien  otworzyć jej drzwi, co też za chwilę uczynił.
 – Prawda, że potrafię być przekonywujący? Nie byłem pewien, czy zechcesz ze mną wyjść.
 – Jeżeli mam być szczera, to mnie trochę wystraszyłeś, – zaśmiała się cicho – nie spodziewałam się takiego wystąpienia. Naprawdę bywasz taki zazdrosny? Bo nie wyglądasz. Wcześniej powiedziałabym, że jesteś typem faceta, który…
– Który uważa, że zazdrość jest poniżej jego godności? – przerwał jej w pół słowa. –  Przyznaję, że kiedyś taki byłem.
–  A teraz?
 – Jaki jestem teraz z pewnością się przekonasz. Jak się czujesz?
 – Zawiedziona, zdołowana. Jeszcze wiele muszę sobie w głowie poukładać, nie jestem w stanie spojrzeć Ronowi w oczy. Gdzieś tli się nadzieja, że to tylko koszmarny sen. Boję się spotkania z dziećmi, na szczęście, to dopiero za dwa miesiące. Co ja im powiem? Do tego czasu wszyscy już będą wszystko wiedzieć.
– To zależy. Jeżeli chcesz wzbudzić tylko zazdrość i sprawić, żeby Weasley poczuł się jak ty teraz, to można szybko osiągnąć cel. Sugeruję jednak, żebyś mu pokazała, kogo stracił. Bądź taka jak kiedyś.
– Czyli jaka?
 – Nie znam cię aż tak bardzo, ale pamiętam jeszcze jako małą dziewczynkę. Byłaś trochę zarozumiała, ale piekielnie inteligentna. Już wtedy nienawidziłem Weasleya, nie pasował do was. Wydawało mi się, że zajął moje miejsce. Nie uważasz, że byłoby bardziej naturalne, gdybyśmy to my tworzyli zgraną paczkę? Ja tak uważałem. Gdy siedzieliśmy razem na numerologii czy starożytnych runach, zawsze byłaś o pół buta przede mną, co mnie niesamowicie irytowało, ale nie mogłem zrozumieć, jak taka błyskotliwa,  inteligentna czarownica może zadawać się z Chłopcem – Który –  Pierdnął  i Wiewiórem.
– Nie no, nie przesadzaj, bo się zarumienię – rzuciła ironicznie i wysiadła z samochodu, który zaparkował właśnie Malfoy.
– Potem wyładniałaś, – dodał otwierając jej drzwi –  stałaś się też bardziej pyskata, a mniej przemądrzała. Teraz trochę straciłaś tego pazura. Jakbyś się zaniedbała nie tylko fizycznie, ale i duchowo.
– Jeżeli oczekujesz, że będę wypacykowaną lalą… – zaczęła ze złością, bo już potężnie ją wkurzał. Jeszcze trochę i zacznie żałować, że z nim wyszła. Nadęty patafian.
 –  Kobiety powinny wyglądać jak kobiety, a nie wytapetowane kości! – przerwał jej tyradę, której nie zdążyła nawet porządnie rozwinąć.
– I ty to mówisz?  – odparowała wściekła. – Wczoraj twierdziłeś, że chcesz mnie przelecieć, a dziś znowu wytykasz mi wygląd! Weź się zdecyduj, bo nawet w udawaniu musi być jakaś spójność.
– A co? Masz jednak na mnie ochotę?
– Skurwiel!
 – Nimfomanka!
Odpowiadanie na takie zaczepki było poniżej jej godności, więc odkręciła się, żeby zawrócić do pracy. Złapał ją za rękę.
– Granger, wyluzuj – puścił do niej oko, a pod nią ugięły się kolana. – Co ja najlepszego robię? – myślała skonfundowana.  – Właśnie zdradził mnie mąż, powinnam więc tonąć w rozpaczy, a ja spaceruję ze swoim największym wrogiem, małe utarczki słowne nie robią na mnie pożądanego wrażenia, wręcz przeciwnie, lubię je. Zachowuję się jak kolaborantka pierwszej wody. Nabieram żmijowatych cech, a na dodatek wolałabym, żeby Malfoy nadal trzymał mnie za rękę. Czy uczucie jakim darzyłam Rona, to naprawdę nie była miłość? Bo niby jakim cudem, tak łatwo uległam urokowi blondyna, skoro przez trzy czwarte życia go nienawidziłam? Jeszcze  kilka dni temu…Czy ja naprawdę pomyślałam, że chcę aby on trzymał mnie za rękę? Wyrwała mu dłoń i spojrzała na niego wyczekująco, mając nadzieję, że nie dojrzał przerażenia w jej oczach.
– Gdzie my właściwie idziemy? – rozejrzała się po ulicy, próbując zlokalizować cel ich wyprawy.
– Na zakupy, kochanie, na zakupy – zatarł ręce wyraźnie z siebie zadowolony.
 – Ale…ja naprawdę dam sobie radę sama – poczuła się skrępowana uświadamiając sobie, gdzie ją prowadzi.
– I ja mam ci wierzyć? Wyglądasz dziś naprawdę ładnie. Nawet bardzo ładnie, ale raczej nie jest to zasługa ciuchów. Zabawimy się trochę. Mamy dwie godziny – powiedział zerkając na zegarek. –  Potem muszę wracać, bo przed kolacją na którą się wybieramy, powinienem załatwić jeszcze kilka rzeczy. Inaczej Potter gotowy powiesić moje cojones na żyrandolu.
– Zaraz, wolniej…jaką znowu kolacją?
 – To taki posiłek, zwykle spożywany wieczorem – zerknął na nią ironicznie.
– Wiem co to jest kolacja, Malfoy, ale nie rozumiem…
– Już tłumaczę, moja słodka furiatko. Zazwyczaj do późna siedzisz w pracy, prawda? Więc Wiewiór dowiedziawszy się, że zamiast w pracy, bawisz na mieście, zacznie podejrzewać, że nasz „romans” trwa o wiele dłużej, bo z tego co zrozumiałem, to od kilku tygodni nie wróciłaś do domu o normalnej porze? – zapytał unosząc brwi z politowaniem. Musiała przyznać mu rację, ale zdobyła się tylko na skinienie głowy.
 – Zakładam więc, że Weasley pomyśli, że to ty pierwsza zaczęłaś go zdradzać. Cóż za upokorzenie go spotka, gdy uświadomi sobie, że nie jest macho tylko jeleń – uśmiechnął się paskudnie.
Znowu musiała się z nim zgodzić, co wyraźnie zaczynało jej działać na nerwy. Jednocześnie zastanawiała się skąd Malfoy zna mugolskie zwierzęta i związane z nimi powiedzenia.
 – No dobrze, to gdzie te zakupy? – rzuciła, żeby tylko coś powiedzieć. Wszystko jej było jedno.
Półtorej godziny później wracali obładowani sprawunkami. Mimo  wyraźnych protestów z jej strony, to Malfoy płacił za wszystko, twierdząc, że stać go na utrzymanie kochanki, nawet tej wyimaginowanej i ona nie powinna mieć żadnych skrupułów. Po wielu protestach, bo w końcu w torbach i paczkach różnej wielkości, miała rzeczy wartości swojego mieszkania, ustalili, że będzie mu winna extra przysługę – kiedyś. A ona nie chciała mieć wobec niego długów...no trudno, sama takich zakupów na pewno by sobie nie zrobiła, a trochę blichtru na pewno jej nie zaszkodzi.
 
***
– Przesuń się, nic nie widzę.
– A musisz? Przecież w tej chwili nie robi nic, poza dłubaniem w nosie. To naprawdę nie jest ciekawe. Raczej obrzydliwe.
–  Nie muszę kurwa, ale zdrętwiały mi nogi od tego sterczenia jak palant i wpatrywania się w jego obłudną gębę.
 – Cicho, bo cię usłyszy. Coś ty taki wulgarny?
–  Pier... Spadaj. Zobacz, odebrał jakąś wiadomość.
 – Dawaj auto.
– Wal się, nogi mi zaraz odpadną. Zostaję tutaj.
– Jak zostajesz? To czym mamy go śledzić? Myślami?
 – Przestań pieprzyć tylko mi pomóż!
 ***
Czuła na sobie wzrok wszystkich, których spotkała na swojej drodze do gabinetu zastępcy dyrektora departamentu na drugim piętrze. Wiedziała, że wzbudzałaby jeszcze większą sensację, gdyby widzieli jej zakupy: od sukienek do pracy zaczynając, na koronkowej bieliźnie kończąc. Na szczęście, przezornie wysłała swoje zakupy prosto do swojej garderoby. Planowała jeszcze przed kolacją skoczyć do domu i trochę się ogarnąć. Nucąc pod nosem Pharrell'a Williamsa (KLIK Becouse I'm Happy) zaczęła przeglądać pocztę, która napłynęła w czasie jej nieobecności.
***
Szedł korytarzem na czwartym piętrze szukając kogoś z Urzędu Łączności z Goblinami. Myślał o tym w co się wkręcił tym razem.  Z niepokojem stwierdził, że jest mu dobrze z tym co ma. Choć miał świadomość, że znowu będzie czekał na niego pusty dom, to nie żałował tego co postanowił. Zaczynała go bawić sprawa z Granger. Kto by pomyślał. W innej sytuacji, przyjemnie byłoby z nią pofiglować, jednak teraz nie było to możliwe. Z drugiej strony wiedział, że Hermiona nie jest pierwszą lepszą, która poleci na słodkie słówka i drogie prezenty. Nieźle dziś się nakombinował i nadenerwował na tą upartą oślicę, która nie chciała przyjąć od niego nawet knuta. Ta jej duma działała mu na nerwy. Musiał jednak przyznać, że było warto. Te półtorej godziny na zakupach z Granger, dało mu takiego kopa do działania, jakiego dawno nie czuł i już samo to było zaskakujące. Przyjemnie też mieć świadomość, że winna mu jest przysługę. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął gwizdać w rytm usłyszanej w samochodzie melodii (KLIK WEZMĘ CIĘ ). Tak, dzięki swojej niesamowitej zdolności lingwistycznej (dosłownie i w przenośni), rozumiał większość języków i na słowa piosenki przechodził go dreszcz. Kurwa, ma chyba rozum między nogami, bo odkąd zobaczył Granger śpiącą na fotelu, prześladował go widok jej nagich ud. Jeszcze trochę i złamie swoją zasadę dotyczącą wierności, choć teraz byłby całkowicie usprawiedliwiony.
***
Nie zdąży. Nie ma nawet szans. Miała wyjść o osiemnastej, a już było kwadrans po i nie zanosiło się na to, że da rade wyjść w przeciągu najbliższej godziny.
– Gdzie moje pióro? – pomyślała grzebiąc w papierach. Powinna napisać notatkę do Malfoya, że muszą odwołać spotkanie. Ledwie o tym pomyślała, a na jej biurku, znikąd pojawiła się paczuszka. Otworzyła zaciekawiona, zerkając na pieczątkę Biura Aurorów. No tak, bez tej pieczątki, nadawcy tak łatwo by nie poszło. Jej zaklęcia ochronne nie przepuszczają żadnej korespondencji, bez uprzedniego sprawdzenia czujnikami tajności, a to trochę trwa. W pudełku leżała zawinięta w papier sukienka. Porwała ją, rozrzucając przy tym dopiero co ułożone dokumenty. Z pomiędzy materiału wypadł liścik:
"Żebyś nie miała wymówki, Granger.”
Uśmiechnęła się. Najwyraźniej czytał  w jej myślach. Podeszła do lustra ukrytego za drzwiami szafy. Sukienka była idealna, już teraz to widziała. W pudełku znalazła buty i szmaragdowy komplet, biżuterii, składający się z naszyjnika, kolczyków i bransoletki, idealnie komponujący się z butelkowo zielonym kolorem sukienki i butów. Zawstydzona spojrzała na czarną bieliznę, którą znalazła w ostatnim zawiniątku. Musiała się zgodzić, że to co miała dziś na sobie, nijak by nie pasowało do zwiewnej tkaniny z której wykonana była jej nowa kreacja. Nawet nie chciała myśleć nad tym, ile wszystko kosztowało. Przysługa jaką była winna Malfoyowi, robiła się coraz większa.
Ogarnęła szybko biurko, zaciągnęła rolety i sprawdziła czy drzwi są dobrze zamknięte. Gdy była pewna, że nikt nie może jej zobaczyć, zrzuciła z siebie wymięte po całym dniu ubranie i z prędkością błyskawicy naciągnęła to co przysłał jej Draco. 
 – Tfu, Malfoy! – pomyślała. To, że prowadzą tę głupią grę, wcale nie oznaczało, że muszą się spoufalać. Z uznaniem popatrzyła w lustro. Podobało jej się to co widziała. Skoro był wieczór, postanowiła rozpuścić włosy. Natychmiast tego pożałowała, wyglądała jakby piorun strzelił w jej głowę. Musi odwiedzić koniecznie fryzjera, ale tymczasem może wystarczy długi warkocz?  Zaplotła włosy zostawiając kilka luźnych pasemek przy skroni i za uszami, teraz wystarczyło je nakręcić na różdżkę i voila. Jeszcze raz machnęła różdżką wyczarowując fiołka afrykańskiego i barwiąc go na szmaragdowo. Po namyśle, dodała srebrne listki i wpięła go sobie za ucho. Lew w skórze węża. Była gotowa.
 
 
***
Po raz kolejny w ciągu zaledwie dwóch dni, odjęło mu mowę na widok Granger. Nie spodziewał się, że ta mała ma taki potencjał.  – No, no Draco, uważaj, bo zostałeś wystawiony na ogromną próbę. Ty i twoje postanowienia – pomyślał podchodząc do Hermiony i wręczając jej długą, czerwoną różę.
 – Pozwolisz? – podał jej rękę. Uśmiechnęła się nieśmiało, jakby zapomniała, co ma powiedzieć.  – Wyglądasz olśniewająco.
– Dziękuję. – odparła zawstydzona i żeby ukryć zmieszanie zapytała – Gdzie się wybieramy?
 – To niespodzianka, ale gwarantuje ci, że wiele osób nas zobaczy, choć będziemy udawać, że zależy nam na anonimowości – posłał jej czarujący uśmiech, a ona coraz bardziej onieśmielona, poprowadziła go do windy.
Z pokoju administracyjnego Wizengamotu wychyliło się dyskretnie, kilka osób. Widząc to Malfoy, niby ukradkiem przygarnął do siebie Hermionę, a czując na sobie jej zaskoczony wzrok, pokazał oczami o co mu chodzi. Jacy ci ludzie byli naiwni. Przecież ich zachowanie w pracy, było tak jawnie naciągane, że naprawdę trzeba szukać sensacji, żeby tego nie zauważyć. Wiedział, że w ministerstwie huczy od plotek i dzikich domysłów, a on je po cichu tylko podsycał i choć ich udawany romans nie trwał jeszcze doby, to większość współpracowników, mogłaby przysiąść, że podejrzewała ich od kilku tygodni. Im było to na rękę, niech myślą, że kochankowie zrobili się mniej ostrożni.
Wsiedli do windy i poszybowali w górę. Nim drzwi rozsunęły się na parterze, usłyszeli szum głosów, co świadczyło o tym, że w atrium są ludzie. Malfoy niewiele myśląc, przyciągnął do siebie Hermionę, przechylając ją jednocześnie w tył, żeby nie przyszło jej do głowy się wyrwać i namiętnie ją pocałował. Miał to być wyuczony pocałunek jakim zwykle obdarzał żonę, jednak wyszło inaczej. Gdy ich usta się złączyły, poczuł jak zapłonął w nich ogień. Całował ją zapominając o tym, że ułamek sekundy po czasie gdy otworzą się drzwi, mieli od siebie odskoczyć, niby to przerażeni, że ktoś ich zobaczy. Dla niego czas stanął w miejscu. Wpijał się brutalnie w jej usta i z zaskoczeniem stwierdził, że ona oddaje mu pocałunek. Nie pozostawała mu dłużna. Jej język tańczył połączony z jego, a w płucach obojga brakowało tchu. Ona była zaskoczona żarliwością i zdecydowaniem jego warg, on żałował, że nie może zablokować drzwi windy, zedrzeć z niej  sukienki, która sam wybrał, unieść jej ciała na wysokość swoich bioder i zatopić się w słodkiej rozkoszy. Ale drzwi już się otworzyły, a tych kilka osób obecnych w atrium pospiesznie odwracało głowy, udając, że nic nie widzieli. Obłudnicy.
Nie odzywając do siebie ani słowem, wydostali się na zewnątrz. Żadne z nich nie dało po sobie poznać, że to co przed chwilą było ich udziałem, nie było zaplanowane. Oboje zaskoczeni reakcją swoich ciał, woleli  nie przyznawać się do swoich uczuć. Oboje wykształceni, oboje nadzwyczaj inteligentni, a nie wpadli na to, że ta reakcja była całkiem naturalna. Hermiona nie uprawiała seksu od czasu krótkiego urlopu, na który wyskoczyli z Ronem w czerwcu (a był październik). Krótki, mechaniczny stosunek z poczucia obowiązku. Draco co prawda zachowywał pozory wzorowego współżycia, jednak zbliżenia jego i Astorii odbywały się z przyzwyczajenia. Ostatnio starał wykrzesać z siebie trochę ognia, ale niestety bez większych sukcesów. A tu? Wystarczyło, że pocałował Granger. Bez miłości, przywiązania, bez krztyny głębszych uczuć, a był pewien, że gdyby sytuacja na to pozwoliła, kochałby ją tak, jak jeszcze w życiu nie miał okazji.
Nieco skrępowani zjedli kolację odgrywając role spłoszonych kochanków. Niby przypadkowe gesty –  wtedy gdy ktoś na nich patrzył, ukradkiem kradzione całusy –  gdy miał podchodzić kelner. Nie odważyli się udawać namiętnych pocałunków, bo nie byli pewni czy dadzą radę przerwać. Po dwóch godzinach uznali, że obowiązek został spełniony. Wsiedli do taksówki, jakby chcąc spędzić ze sobą choć trochę więcej czasu, nie obserwowani przez nikogo. Specjalnie podjechali pod bungalow w którym było mieszkanie Hermiony i Rona. Mała możliwość, ale jednak była, że rudzielec mógł jeszcze nie spać i zauważyć jak do domu wraca jego żona. Zadbali o to, żeby ewentualny widz, miał dobry widok i po raz ostatni tego wieczoru zbliżyli do siebie swoje twarze. Draco popatrzył uważnie na Hermionę, jakby szukając w jej twarzy pozwolenia. Ona nie odwróciła wzroku ani nie wykonała żadnego gestu, który by świadczył o tym, że dzisiejsze sytuacje w windzie i na kolacji, sprawiały jej przykrość. Powoli, jakby na próbę, musnął jej usta. Odpowiedziała mu delikatnie, jednocześnie zamykając oczy. Rozchylił jej wargi językiem i nieskończenie powoli, trzymając twarz kobiety w swoich dłoniach, polizał jej język, którego ona nie cofnęła. Z westchnieniem oddała mu pieszczotę. Ich języki wirowały powoli, niczym płatki pierwszego śniegu, które bez pośpiechu mkną ku ziemi. Ten pocałunek był inny. Był pełen tęsknoty, którą oboje czuli. Pełen zrozumienia i oczekiwania. Oczekiwania na więcej.
 
 
 
 
 
 
 


 
 

6 komentarzy:

  1. No nie, zakochuję się coraz bardziej! Twój tekst nie jest przesłodzony, wszystko jest takie idealnie wyważone, styl ogromnie przyjemny i dojrzały. Naprawdę to opowiadanie ma potencjał, braaawo!
    Czekam na cześć dalszą,
    Kercia ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jezu piekny rodzial, wpadlam po uszy kocham twojego bloga;)<3 czytajac rodzial usmiech nie schodzil mi z twarzy, a twoje postacie sa genialnie wykreowane na prawde,
    Czytajac ten rozdzial czulam taki niedosyt ze nie ma wiec ze az sama sie zdzwilam bo zadko czytam blogi ktore wywoluja takie uczucie,


    Zycze duzo weny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakuje mi Ciebie i Twojej opinii na temat innych opowiadań ;/

      Usuń
  3. Chłopca Który Pierdnął <3

    OdpowiedzUsuń