Nie daj się
***
– Granger? – wszedł do jej gabinetu z gorącą kawą w dwóch
eleganckich filiżankach.
Światło
było przyciemnione i z pewnością dlatego nie od razu ją zauważył. Spała oparta
o swoje biurko zawalone jakimiś papierami. Nogi miała bose, skulone na fotelu, a
spódnica od jej butelkowo zielonej garsonki, zawinęła się odsłaniając uda, z
czego Granger na pewno nie byłaby zadowolona. Kremowa bluzka, na której było
widać zagniecenia zebrane przez cały dzień, rozpięła się z trzech pierwszych
guzików, odsłaniając przy tym ponętny dekolt właścicielki i skrawek koronkowej
bielizny. Usta kobiety były zmysłowo rozchylone, a cała twarz wyglądała
niesamowicie delikatnie, biorąc pod uwagę wiek Gryfonki. Nawet burza
rozrzuconych wokół twarzy, kasztanowych włosów wydawała się być na miejscu.
Stanął w
drzwiach i zaniemówił z wrażenia. Nigdy nie widział Granger w takim stanie i
czuł się nieco zaskoczony. Do stu jednorożców, ona była piękna! Z trudem to
przyznawał, ale przecież nie mógł oszukiwać samego siebie. Był koneserem damskich wdzięków. Nie żeby plotki, które o nim krążyły, jakoby był rasowym kobieciarzem,
były prawdziwe. Prawdą było to, że nigdy nie zdradził Astorii. Czuł, że jest
jej to winien za te lata, które dla niego poświęciła i miała poświęcać do końca
życia. Mimo, że nie było miedzy nimi jakiegoś płomiennego uczucia, to przez
wzgląd na szacunek, którego nauczyła go matka, nigdy nie posunął się do
przekroczenia granic ogólnie przyjętych jako dopuszczalne. Miał
raczej na myśli to, że był wnikliwym obserwatorem kobiecego ciała i psychiki. Owszem w czasach
szkolnych nie poprzestawał tylko na podziwianiu, ale to należało do
przeszłości i nie było tak częste jak powszechnie sądzono. Podczas trwania małżeństwa, niezliczoną ilość razy miał okazję się
przekonać jak łatwe potrafią być kobiety. Wielokrotnie dostawał dwuznaczne
propozycje, jednak nigdy nie pozwolił sobie na tą słabość, aby wykorzystać
narzucające mu się desperatki.
Patrzył
na Hermionę (czy on właśnie nazwał ją po imieniu?) i nie mógł zrozumieć, jak
taki nieudacznik, którym niewątpliwie jest Weasley, zdobył taką kobietę.
Przecież ona była niesamowicie zmysłowa! Jakoś do tej pory nie zauważył jej
pełnych kształtów i ponętnego ciała o oliwkowym kolorze skóry, które zazwyczaj
skrzętnie ukrywała pod służbowym mundurkiem. Miała apetyczne usta o kolorze
dojrzałej wiśni. Do tego była nieprzeciętnie inteligentna, bystra i odważna.
Jeżeli można czegoś było zazdrościć Weasleyowi, to właśnie takiej żony. Ocknął
się z zamyślenia i poczuł zaniepokojony myślami jakie napłynęły do jego mózgu.
Wyraźnie się zapomina, albo też poczucie niesprawiedliwości bierze nad nim
górę.
W sumie
najpierw w głowie miał inny plan i teraz się zastanawiał czy dobrze zrobił
odrzucając go. Chciał zemsty i przy okazji mógł to samo zaproponować Granger
choć zakładał, że ona będzie działała raczej nieświadomie. Uwiedzenie Hermiony (fuck,
znowu przesadza) i niby przypadkiem dopilnowanie aby pogłoski o ich
romansie dotarły do uszu Astorii i Weasleya, wydawało mu się idealnym planem.
Dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że
nieświadomie mógł zranić Granger, (o tak jest lepiej) czego nie chciał.
Dlatego postanowił zagrać z nią w otwarte karty. Tym bardziej, że w sumie nie
był pewien czy Weasley na pewno ją zdradza. Może coś źle zrozumiał – w co niestety, jak miał być szczery, wątpił.
Przez myśl mu przeleciało, że jednak chciałby uwieźć Granger, ale odrzucił ten
pomysł jako swoistą mission impossible.
Wycofał
się z gabinetu. Odstawiając kawę na najbliższe biurko, zamknął drzwi i biorąc z powrotem do rąk filiżanki, skierował
się w stronę windy. Odkaszlnął na tyle głośno, żeby można go było usłyszeć po
drugiej stronie korytarza i zawołał:
– Granger, otwórz mi drzwi, do cholery, bo
wyleję tę pieprzoną kawę! Mam zajęte ręce!
Zobaczył
przez przeszkloną szybę jak Hermiona zrywa się z fotela i gorączkowo doprowadza
do porządku. Cóż, wolał wyjść na chama niż dopuścić, żeby czuła się zażenowana.
Są pewne granice upokorzenia. Po mniej niż pięciu sekundach, drzwi stanęły
otworem, a Hermiona zapraszała go lekko nieprzytomnym wzrokiem do środka.
– I to ja się obijam? – zapytał z przekąsem
przechodząc obok i niby niechcący ocierając łokciem o jej biust.
Nie mógł się powstrzymać. Na policzki wykwitły jej rumieńce, ale udał, że nic
nie zauważył.
– Jak zwykle uprzejmy – mruknęła odwracając się, żeby zamknąć drzwi.
– Jak zwykle uprzejmy – mruknęła odwracając się, żeby zamknąć drzwi.
– Zasłoń rolety, jeśli wolno.
– Co do chole… no dobrze – w porę przypomniała
sobie południową obietnicę panowania nad sobą.
Machnęła krótko różdżką, a rolety rozwinęły się zasłaniając od wewnątrz wnętrze pomieszczenia.
– Czego chciał od ciebie Weasley?
– Bo akurat ci powiem, Malfoy. To chyba nie
twoja sprawa? – warknęła, odwracając
pospiesznie wzrok.
– Może nie moja, a może moja. Skąd
to możesz wiedzieć? – uśmiechnął się ironicznie.
– Malfoy, jeżeli masz zamiar się ze mnie
naigrywać, to naprawdę ja dziś pasuję.
– No dobrze, uznajmy zatem, że oboje dziś
potraktowaliśmy się już odpowiednią porcją obelżywych określeń, oddając
sprawiedliwość naszej, jakże trudnej miłości i przejdźmy do konkretów.
– Tak lepiej.
– Kawy?
– To mają być te konkrety? – zapytała
rozbawiona, bo nie wiedzieć czemu, nagle poprawił jej się humor.
– Już wracam do sedna sprawy. Miałem nadzieję,
że poprzez wzgląd na naszą wieloletnią i jakże barwną przyjaźń…
– Przestań bredzić i mów o co chodzi, powinnam
już wracać do domu.
– No więc, jak mówiłem wcześniej, – zaczął ponownie nie zwracając uwagi na jej kąśliwe słowa – myślałem, że mi się
zwierzysz z jakiego powodu Weas… twój małżonek postanowił cię odwiedzić w
godzinach pracy, ale chyba jednak za dużo wymagam. Na ciebie niestety nie
działa mój nieodparty urok osobisty i wrodzona skromność... – Przerwał widząc jak wesołe iskierki
zapalają się w jej wielkich, czekoladowych oczach i nie wiedzieć czemu, poczuł
niesamowitą ochotę żeby zbliżyć się do niej trochę bardziej, niż na te dzielące
ich półtora metra.– Czemu przerwałeś?
– Pomyślałem, że może usiądziemy na kanapie – odpowiedział bez zastanowienia. – Szczerze mówiąc, te twoje krzesła nie zachęcają do dłuższych odwiedzin. Być może ty masz na czym siedzieć, – dodał porozumiewawczo – ale mnie natura obdarzyła znacznie skromniej i trochę mi niewygodnie.
– Jak uważasz – rzekła wskazując narożną kanapę.
W sumie sama chętnie przybrałaby swobodniejszą pozycję więc postanowiła puścić
mimo uszu jego czczą paplaninę.
– Wracając do tematu. Nie myśl, że wasze
pożycie małżeńskie interesuje mnie bez powodu, choć z pewnością jest
niesamowicie ciekawe, to jednak z natury nie jestem wścibski – wyszczerzył się
do niej w uśmiechu, na co ona parsknęła z niedowierzaniem.
– Nie wiem, Malfoy, kto cię uczył rozróżniania
takich pojęć, ale musiałeś opuścić kilka absolutnie podstawowych lekcji – wystrzeliła
nim zdążyła ugryźć się w język.
– Daruj sobie sarkazm, Granger. Sprawa jest
poważna. Otóż ostatnio, całkowitym przypadkiem, byłem w sklepie twojego
szwagra z zamiarem zakupu pewnego drobiazgu dla mojej żony. Tak się
niefortunnie złożyło, że stałem się świadkiem niezbyt miłej wymiany zdań
pomiędzy Bezuchym, a twoim mężem – upił łyk kawy i odstawiając filiżankę na spodek, zapytał: – Domyślasz się czego ta wymiana zdań mogła
dotyczyć?
– A skąd niby mam to wiedzieć? Pewnie Ron
pomylił półki i źle rozłożył towar – warknęła. – George ciągle się go o to czepia, jest
niesamowicie poukładany w przeciwieństwie do Rona – dodała z wyraźnym żalem,
dając do zrozumienia Malfoyowi, co ona osobiście myśli o bałaganiarstwie
swojego męża.
– Więc inaczej, czy twoje małżeństwo jest
szczęśliwe?
– Oczywiście – odpowiedziała mechanicznie czym
wywołała uśmiech na ustach mężczyzny, który przypomniał sobie wczorajszą
rozmowę z własną żoną.
– Jesteś tego pewna? Nic ostatnio między wami
się nie popsuło? – Draco przyglądał jej się badawczo, gotowy w każdej chwili się wycofać, obracając całą sytuację w żart.
– Malfoy, czy możesz mi po prostu powiedzieć,
co insynuujesz?
W jej oczach dostrzegł coś, co przesądziło o wszystkim i spróbował zaryzykować stawiając wszystko na jedną kartę.
W jej oczach dostrzegł coś, co przesądziło o wszystkim i spróbował zaryzykować stawiając wszystko na jedną kartę.
– Skoro tak wolisz. Uważam, że twój mąż cię
zdradza – wypalił bez ogródek.
– Na głowę upadłeś?! Jeżeli tylko po to tu
przyszedłeś, żeby wysnuwać tak idiotyczne… – Hermiona starała się przekonać samą siebie.
– Zamknij się i mnie wysłuchaj!
– To ty się zamknij, Malfoy – poderwała się z
miejsca. – Nie pozwolę ci żebyś…
– Uspokój się szalona kobieto, jedziemy na tym
samym wózku!
– Co przez to rozumiesz? – zapytała na chwilę
zapominając co sugerował ten pomylony człowiek.
– A to, że najprawdopodobniej jesteśmy w tej
samej sytuacji. Znaczy, moja żona również postanowiła poszerzyć grono odbiorców
jej seksualnych usług, nie racząc mnie o tym poinformować – nie do końca zarejestrował to co właśnie jej wyznał, ale widział, że przyniosło oczekiwany efekt.
– Sugerujesz, że Ron i Astoria? Razem? – Aż przysiadła z wrażenia.
– Nie bądź śmieszna! Co jak co, ale wierzę, że
moja, jeszcze-żona, ma jednak trochę lepszy gust.
– Z tym bym polemizowała – mruknęła Hermiona,
na co on spiorunował ją lodowatym wzrokiem. – Nie, to niedorzeczność. Skąd taki pomysł, że
Astoria cię zdradza?
– Granger, ty się moją żoną nie przejmuj, sam
się z nią rozliczę, martw się o swojego rudzielca.
– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! – krzyknęła, choć czuła wzbierający w niej
niepokój, co niestety nie uszło uwadze Malfoya. Podniósł porozumiewawczo jedną
brew i powiedział:
– Jak chcesz, ale ja radziłbym ci to
sprawdzić.
– Czemu mi to mówisz? – zapytała chłodno.
– Jestem ci to winien, spłacam dług i w
spokoju ducha, będę mógł cię dalej nienawidzić – mlasnął z niezadowoleniem i
wstał.
***
Była skołowana. Poprosiła Malfoya,
żeby dał jej chwilę na zastanowienie i poukładanie sobie wszystkiego w głowie.
Nie chciała wracać do domu w takim stanie, w jakim była teraz. Nie
da tlenionemu tej satysfakcji, a rudzielcowi kolejnego powodu, żeby
patrzył na nią z politowaniem, bo właśnie teraz, przerażająco jasno zobaczyła
co było nie tak w ostatnich dniach. Chociaż jak się głębiej zastanowiła, to
stwierdziła, że to coś towarzyszyło jej od kilku tygodni, może nawet miesięcy.
Jaka ona była głupia! Czy naprawdę tak zajęła się swoją pracą, że nie widziała
co się wokół niej dzieje? Ile czasu żyła iluzją, przekonana, że wszystko jest
po staremu? Wyszła z założenia, że skoro ona jest jednakowo jak
kiedyś zakochana w swoim mężu, to z jego strony uczucie jest równie silne.
Oj gorzka to była lekcja, bo choć przed Malfoyem chciała zachować resztki pozorów,
to przed samą sobą musiała być szczera. Tak Hermiono Granger – jesteś
idiotką. Zapatrzoną w siebie i własne sukcesy idiotką!
– stwierdziła. Stanęły jej przed oczami te wszystkie dziwne
niedopowiedzenia, echa słów wypowiedzianych gdzieś w pośpiechu, niby od
niechcenia, zaciekawione spojrzenia współpracownic. Czy to możliwe, że
inni wiedzieli wcześniej? Czy tylko widzieli oznaki, których ona nie
dostrzegała, a raczej nie chciała dostrzec? Tak było jej wygodnie.
Zamknęła się w swojej skorupie, z problemami innych, obcych ludzi. Straciła
czujność i kobiecą intuicję. Żyła w przeświadczeniu, że może sobie pozwolić na
późne powroty do domu, skoro dzieci są w szkole. Nie miała obowiązków, które
wcześniej zmuszały ją, by przyjrzeć się temu, co działo się w ich domu. Jakie
to było wygodne! Wyuczony uśmiech i radosny ton gdy mama Weasley dopytywała:
"co u was dzieci?" Te same odpowiedzi na zadawane przez przyjaciół
pytania, bez zastanowienia zawsze stawała po stronie swojego męża, nawet wtedy,
gdy w duchu uważała, że Ron nie ma racji. Zawsze jej wypominał, że zachowuje
się jakby pozjadała wszystkie rozumy, więc przestała analizować jego
zachowanie. Ufała, że wie co robi.
Wreszcie brakujące puzzle trafiły na miejsce, a wczorajsza sytuacja z Harrym nabrała sensu. Och, jakie to mało skomplikowane, a jakie genialne! Wpędzić ją w poczucie winy, zarzucić to, co samemu robiło się od tygodni, może miesięcy. Wczoraj przepłakała pół nocy, czując, że zawaliła, a tymczasem okazało się, że jedyną jej winą było to, że zaufała i straciła czujność. Zapomniała, że trzeba trzymać ciągle rękę na pulsie, że uczucie trzeba pielęgnować, trzeba je rozniecać, rozdmuchiwać i pilnować jako najcenniejszej rzeczy.
To po to z nią się dzisiaj spotkał. Och jaki był perfidny, nigdy nie myślała, że Ron może być taki. Miała nadzieję, że wspólne lata, które ze sobą spędzili o czymś świadczyły. Że chociażby ze względu na nie należy jej się prawda powiedziana prosto w oczy. Jej mąż to zwykły tchórz! Nie miała pojęcia na co on liczy. Południowa rozmowa skupiała się na przeprosinach za wczorajsze zachowanie, na zapewnianiu, że ten wybuch był z miłości. Nawet mu uwierzyła. Teraz nie mogła pogodzić się z tym, że był taki dwulicowy, że był takim hipokrytą.
Ale może ona
sobie na to zasłużyła? Może nie była jednak tak całkiem bez winy? Powoli
zaczęła opuszczać ją wola walki. Jest beznadziejna. Powinna być
wspaniałomyślna, powinna z nim szczerze porozmawiać, może wybaczyć? No, a
w każdym razie walczyć o niego. Przecież mieli za sobą tyle dobrych chwil. Może
to była jakaś przelotna znajomość? Może jeszcze da się to wszystko uratować? Co
ona powie dzieciom? Przecież nie może ich zawieźć. Postanowiła, że weźmie się w
garść. Nie bardzo wiedziała co ma teraz zrobić, ale jakiś głos w jej głowie
podpowiadał, żeby się nie poddawała. "Nie daj się Granger! Niech ludzie
myślą co chcą, ale ty zachowaj resztki honoru." Czuła się jakby miała
rozdwojenie jaźni! No doprawdy, chyba poziom hormonów jej niepokojąco skoczył,
bo w jednej minucie myślała o sobie, jak o ostatniej naiwniaczce, a w kolejnej
czuła się jak Nemezis, która czeka na okazję, by czynić swą powinność.
KLIK
Hej!
OdpowiedzUsuńJak to możliwe, że tu wcale nie ma komentarzy? Historia jest świetna, potrzebuje tylko zbetowania. Masz boski styl, bardzo przyjemny ale dojrzały, jednocześnie widać też Twoje lekkie pióro. Jestem naprawdę zszokowana, ze nikogo tutaj jeszcze nie było!
Polecam zmienić szablon, bo jak na mój gust nie jest on zbyt... hmmm.... trafnie wybrany i znaleźć betę, a ta historia ma naprawdę bardzo duży potencjał!
Obiecuję zaglądać :)
http://w-chmurach-milosci.blogspot.com/
Dziękuję Ci bardzo :) nad szablonem jeszcze się zastanowię. Co do bety, na pewno by się ktoś przydał, choć to pewnie temat na przyszłość. Na pewno będę pracować nad sobą, ale cieszę się, że już teraz moje pisanie, choć to pierwsze próby, przypadły Ci do gustu. Z pewnością odwiedzę i Ciebie, pozdrawiam.
UsuńO w koncu zaczyna sie cos dziac mam nadzieje, ze Hermiona nie zalamie sie przez takiego kretyna;)
OdpowiedzUsuńBardzo polubilam twojego bloga i zycze duzo weny;)
Niesamowicie się cieszę i nie dziękuję żeby nie zapeszyć, na razie w głowie mam jeszcze kilka rozdziałów i z niecierpliwością czekam na chwilę czasu, żeby to spisać :)
UsuńNa początku jest taki cudowny klimat. Typowa, przepracowana Granger. Przemyślenia Draco były świetne, takie, jakie powinny być u żonatego Malfoya. Cieszę się, że jednak wcześniej nie zdradzał Astorii. Ma też plus za porzucenie planu. Były takie momenty, przez które uśmiechałam się do monitora. W każdym przypadku była to wypowiedź Draco. Mi szkoda Hermiony. Malfoy doszedł do tego sam, wszystko sobie poukładał. Ona dowiedziała się od kogoś obcego. Wiem, że to silna kobieta ("(...)szalona kobieto," nadal się uśmiecham :D) i, że da radę utrzeć nosa Ronowi. Jako wierna fanka Dramione, mam nadzieję, że losy bohaterów splotą się na dłużej. Oby, oby! :)
OdpowiedzUsuńJak wiesz, to moje pierwsze opowiadanie więc cieszę się podwójnie, że udało oddać mi się klimat swoich wyobrażeń :) dziękuję Ci za sumienne komentowanie, to dodaje skrzydeł!
UsuńZgadzam się z ClariRosiePeverell klimat cudny. Przepracowana Granger, to takie do niej podobne. I Malfoy, który wolał być chamem niż doprowadzić do zażenowania naszą Gryfonkę. Można to sobie wszystko bez problemu wyobrazić. Zdaje się, że Draco wie więcej o małżeństwie Hermiony z Ronem więcej niż ona sama ;D Ron, no cóż tu dużo mówić, Ron to świnia. A biedna Hermiona przez niego się obwiniała i miała poczucie winy. Jakoś nigdy nie pałałam do niego sympatią.
OdpowiedzUsuń~Silencio
Znowu dziękuję, powtarzam się, hahaha :) Tak, Malfoy wie więcej, bo sam tkwi w takiej chorej relacji. Oboje nie zdają sobie na początku sprawy, jak szybko potrafi zwiędnąć największa miłość, gdy się o nią nie dba. A Malfoy i Astoria nawet miłości nie czuli :(
UsuńKomentuję około pół roku za późno i w środku historii, ale tak mnie naszło. Czytam to opowiadanie drugi raz i nie wiem czy już nie komentowałam, jednak mam świeże przemyślenia. Tak lekkie pióro i twój styl pisania są dla mnie muzyką dla oczu, umysłu i fanfikowej osobowości. Z resztą już to wiesz, powtarzam się. ;) Twoja wizja Malfoya i Granger jest bardzo prawdopodobna i realna, łatwo to sobie wyobrazić, jakby było prawdą. Zero Malfoya alkoholika, seksocholika i tego typu rzeczy. Ginny brzmi jak Ginny, Harry jak Harry, może przy Ronie jest trochę nagięty kanon postaci, ale nadal cudowna i prawdopodobna kreacja. Będę do tego wracać i polecać. :* ♡
OdpowiedzUsuńWeny na Ślady, Iluzjonistów i Co nam się zdarzyło życzę!
Pozdrawiam
DP
Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz <3 ja mam ogromny sentyment do tego opowiadania, jako, że było pierwsze :) co do Rona, mam te same odczucia, jego myśli są wyrażone za mało potocznym językiem jak dla mnie, ale tłumaczę to sobie faktem dorosłości i przebywania tylu lat z Hermioną. Całkowite zachowanie Rona też nie jest kanoniczne, ale w moim odczuciu tak by skończyło się ich małżeństwo, którego rozpadów winni byliby oboje, ponieważ moim zdaniem są zbyt niedopasowani. Dobry, poczciwy i spokojny Ron, pasuje mi do młodszej wersji Molly, Hermiona jest z innej bajki, ale to moje zdanie :) ciężko było mi pisać Rona tak by nie był pokrzywdzony :)
Usuń