Rozdział XII
Pomocna dłoń
***
Siedziała na pomoście, otulona cienkim
kocem, z parującym kubkiem gorącej czekolady i pisała list do swoich
rodziców. Był ciepły poranek. Ciepły, biorąc pod uwagę, że był to listopad, a
oni wypoczywali na Teneryfie. Musiała przyznać, że lubi panujący tu klimat.
Jedynie ranki i późne wieczory były delikatnie chłodniejsze, w dzień
utrzymywała się dla niej optymalna temperatura ok. dwudziestu
czterech stopni Celsjusza. Od strony domku, dobiegały ją dźwięki gitary.
Kto by pomyślał, że Draco tak świetnie radzi sobie z tym instrumentem. Chłopak
z gitarą...
Kochana Mamo i Ty, najdroższy
Tato!!!
Piszę do Was,
żebyście się nie zamartwiali. Zapewne słyszycie to i owo, na temat mój i mojego
małżeństwa. Nie chciałam Was wcześniej niepokoić, ale teraz już muszę. To
koniec. Ja i Ron rozstaliśmy się, choć decydująca rozmowa jeszcze przed nami.
Nie umiem napisać czy nadal go kocham, do tego sprawy między nami są jeszcze
zbyt świeże. Zranił mnie ogromnie i nie wiem czy kiedykolwiek mu wybaczę.
Zdradzał mnie długimi tygodniami, nie zdobywając się na szczerą rozmowę. Tak
bardzo mnie to bolało, gdy się dowiedziałam. Nadal boli. Myślałam, że
jesteśmy również przyjaciółmi. Nie chcę Was zadręczać opowiadaniem co
czułam, bo to w tym momencie nieistotne. Dość powiedzieć, że się zemściłam.
Wiem, że nie tak mnie uczyliście, jednak tylko w ten sposób mogłam znieść
upokorzenie jakiego doznałam.
Z pewnością
słyszycie, że ja również zdradzałam Rona. Nie jest to prawdą, jednak on o tym
nie wie i chciałabym, żeby tak zostało. Spotykałam się z Draconem, tylko po to,
żeby ludzie mogli plotkować, a tym samym, żeby dowiedział się o tym Ron. Żeby
poczuł to co ja, gdy się dowiedziałam o jego zdradzie. Ironią losu jest, że mój
mąż zdradzał mnie z żoną Draco Malfoya. Nie wiedzieliśmy tego na początku, ale
w sumie dobrze wyszło. Nie wiem czy wiecie, ale żona Draco – Astoria, jest
w ciąży i jest to dziecko Rona. Ja sama jestem teraz na Teneryfie.
Chcę odpocząć i ułożyć sobie w głowie wszystkie sprawy. Jest tu ze mną Draco.
Przerwała pisanie. To była prawda. Zgodziła się na ten wyjazd, głównie dlatego,
żeby mieć szansę ułożenia sobie wszystkiego w głowie. Na spokojnie, bez
nacisków i pośpiechu. Chciała poczuć się szczęśliwa i doceniona, jednak do
niczego niezobowiązana. Nie chciała pomylić miłości z zauroczeniem, pożądaniem.
Wiedziała, że Draco, mimo ciągłego nawiązywania do czekających ich upojnych
chwil, myślał podobnie. Nie potrzebowali słów, żeby zrozumieć jak się oboje
czują. Nie oczekiwali od siebie żadnych deklaracji – w końcu po miesiącu
bliższej znajomości, nikt nie mógł tego od nich oczekiwać. Nie wiedzieli jaka
przyszłość jest przed nimi i czy w ogóle jest jakaś, którą będą mogli określić
mianem wspólnej. Na to wszystko było za wcześnie. W końcu, jeszcze kilka
tygodni temu, nie przepadali za sobą. Oczywiście nie była to antypatia z czasów
szkolnych. Wtedy byli największymi wrogami, nienawidzili się. On nazywał ją
szlamą. Teraz ich słowne potyczki, były raczej wynikiem przyzwyczajenia, były
dla wszystkich tak oczywiste, jak to, że w grudniu obchodzi się Boże
Narodzenie.
Miesiąc. Miesiąc temu jej życie
wyglądało jak życie przeciętnej czarownicy. Miała dzieci, pracę,
kochającego męża (przynajmniej tak myślała), przyjaciół i Draco Malfoya, na
którego mogła do woli narzekać, choć ich stosunki były ograniczone do minimum.
A dziś? Jej życie obróciło się prawie o 180 stopni. Jedynie dzieci i
przyjaciele byli ci sami. W pracy już nic nie będzie jak dawniej. Małżeństwo
się rozpadło, a jej niechęć do Malfoya ustąpiła miejsca fascynacji. Właśnie,
Malfoy! Już dawno myślała o nim jako Draconie. Wspólne intrygi ich do siebie
zbliżyły i tylko dzięki niemu nie czuła się jak wrak człowieka. Pamiętała swoje
wczorajsze wątpliwości. Czy ich pożądanie, nie było tylko chęcią zemsty? Czy
gdyby na miejscu Draco był ktoś inny, to zachowywałaby się tak samo? Tak samo
szybko uległa? Doszła do wniosku, że nie. To on w sobie miał to coś, dzięki
czemu mogła czuć się sobą. Mogła z humorem wymieniać z nim zdania na przeróżne
tematy, mogła tupnąć nogą jak mała dziewczynka na co on przerzucał ją przez
ramię i niósł do sypialni, żeby przekonać do swoich racji na swój, malfoyowski
sposób. To jemu mogła wypłakać się w rękaw nie czując się przy tym
beznadziejnie. Że też wcześniej nie dali po sobie poznać jacy są naprawdę. Ona
tyle lat żyła w przekonaniu, że on jest zimnym, bezwzględnym draniem, bez
krztyny współczucia dla innych i bez własnych zasad moralnych. Wiedziała, że
Ślizgon niewiele lepiej myślał o niej. Tak bardzo się mylili. Mimo woli,
przypomniała sobie jak się kochali po raz pierwszy.
Od kilku godzin byli w hotelu.
Nieprzytomni z emocji i towarzyszącego im napięcia, usnęli gdy tylko dotknęli
głowami poduszek, nie gasząc nawet wcześniej zapalonych świec. To miał być
romantyczny wieczór. Ich pierwszy razem – tak naprawdę. Obudził ją
delikatnym pocałunkiem złożonym na jej odsłoniętej szyi. Te muśnięcie warg,
zawierało w sobie wszystkie pytania świata, całą niepewność i żal, całe
pragnienie i strach przed odtrąceniem. Gdy odwróciła się w jego stronę,
zobaczyła, że oczy ma smutne, zmęczone. Widziała w nim małego, zagubionego
chłopca. Kompletnie bezradnego. Delikatnie wyciągnęła do niego szyję, unosząc
się i całując pochylające się nad nią usta. Odwzajemnił nieśmiało jej
pieszczotę. Zaczął zachłanniej całować szyję, a jego ręce błądziły po jej
ciele. Z chwili na chwilę ich ruchy stawały się bardziej niecierpliwe,
pocałunki głębsze, przepełnione żarliwością. Napięcie jakie panowało między
nimi od kilku tygodni, wybuchło teraz z całym impetem. W jednej chwili,
przestały liczyć się wątpliwości. Dwoje zagubionych i zranionych ludzi,
znalazło swoją przystań. Choć na chwilę. Stanęła przed nim
całkiem naga w blasku dogasających już świec. Chciała spuścić oczy, jednak
nie pozwolił jej na to. Chciał widzieć w jej oczach ten wstydliwy lęk, tę
obawę. Drżała na całym ciele. Nie wiedziała czy ze strachu, obawy czy
oczekiwania. Czuła na sobie jego zachłanne spojrzenie, które zmywało bez reszty
jej wstyd. Jego dłonie pokrywały milczenie błądząc w poszukiwaniu. Wpił się w
jej usta, zabierając tym samym ich drżenie i jej obawy. Oplótł dłońmi jej
ciało. "Jak wąż" przeleciało jej wtedy przez myśl. Położył ją na
łóżku i zaczął całować jej stopy, kolana, wreszcie uda. Zbliżył usta do jej
łona. Oddychała coraz szybciej. Jak w gorączce, bez najmniejszego
skrępowania zdjęła mu podkoszulek. Czuła pulsujący ból w dole brzucha, była
rozpalona i obrzmiała, pełna oczekiwania. Tuliła się do niego, wstrząsana
spazmami, a on znowu całował jej szyję, ramiona i nabrzmiałe piersi. Przygryzał
delikatnie sutki. Zauważyła, że Draco zrywa z siebie resztki ubrania z
niecierpliwością, jakiej nigdy wcześniej u niego nie zauważyła. Gdy uświadomiła
sobie, że jest w końcu nagi, że całym ciałem może dotykać jego rozpalonej
skóry, doznała zawrotu głowy. Miała wrażenie, że opuściły ją wszystkie siły.
Dobrze, że leżała na łóżku, bo czuła, że w innym przypadku nogi by się jej
ugięły, a ona sama osunęłaby się na podłogę. Draco pochylił się nad nią, gotowy
stopić swe ciało z nią w jedność. Nie była w stanie myśleć, ciało
wymknęło jej się spod kontroli i podążało własnym torem. Oddawała mu się z
ufnością, jakiej się po sobie nie spodziewała. On czule lecz zdecydowanie
prowadził ją ku spełnieniu. Miała wrażenie, że jej zdolność mówienia
przeniosła się w koniuszki palców. W nich było życie, tam znajdowała się dusza,
opuszki drżały przy zetknięciu z jego skórą, odczuwały dotyk w zupełnie inny
sposób niż dotychczas. Palce gładziły biodra Dracona z jakąś niezwykłą
delikatnością, błądziły po jego plecach, krążyły po wilgotnych od potu
ramionach. Zapomnieli o wszystkim, zapomnieli o świecie, o swoich
problemach. Nie wiedzieli, gdzie są. Byli połączeni w cudownym upojeniu, w
którym rozpływało się napięcie ostatnich tygodni. Spełnienie przyszło
gwałtownie, zawierała się w nim cała tęsknota i wszystek ból, który przeżyli. W
pozbawiającym ją woli oszołomieniu, słyszała, że ktoś krzyczy, to chyba ona
sama – pomyślała – a może to on tak krzyczał w uniesieniu. Po wszystkim,
zmęczeni usnęli w swoich ramionach. To była magia, której do tej pory nie
znali.
Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
Nawet jeżeli im nie wyjdzie, to będzie mu wdzięczna za te chwile spędzone
razem. Wróciła do pisania listu.
Nie wiem czy z naszej znajomości
coś wyniknie. Zapewne pamiętacie, co sądziłam o tym mężczyźnie. Z pokorą
przyznaję, że się myliłam. Owszem, nadal bywa zarozumiały i jest uparty jak
osioł, jednak to dodaje mu uroku. Z pewnością nie jest nijaki. Świetnie się
rozumiemy i chciałabym sprawdzić co będzie dalej. Nie martwcie się o mnie,
proszę.
Napisałam też
długi list do Rosse i Hugo, choć domyślam się, że już część rzeczy wiedzieli od
Scorpiusa z którym Draco miał okazję porozmawiać. Żałuję, że nie mogłam
osobiście przekazać im tych wiadomości, ale mam nadzieję, że gdy przyjadą na
ferie świąteczne, to wszystko sobie wyjaśnimy.
Wasza Niepoprawna Córka
Hermiona
–
Hermiona!!! – usłyszała swoje imię.
–
Już idę – odkrzyknęła i zebrała swoje rzeczy z pomostu.
–
No ile można pisać list? Takie elaboraty, to były dobre w szkole – mruknął z
cieniem ironii w głosie, a głośniej dodał – idziemy na śniadanie?
–
Możemy, tylko coś na siebie zarzucę...
–
Mi podobasz się w tym co masz. A nawet bez tego – posłał jej szelmowski
uśmiech.
–
Malfoy! Panuj nad sobą!
–
No już dobrze, dobrze. Idź przodem. Pomszczę cię!
–
No błysnąłeś, jak chrząstka w salcesonie!
–
Czy musisz mieć ostatnie słowo?
–
Nie, to całkiem dobrowolna decyzja!
Spasował. Z nią, każda rozmowa się tak
kończyła. Ech, jak on ją uwielbiał. Gdy zaczynali swoje drobne potyczki, od
razu humor windował mu w górę. Czemu nigdy nie czuł się tak przy Astorii?
Patrzył jak Hermiona przerzuca stertę ubrań, która pojawiła się na ich łóżku i
rozmyślał nad tym, co z nim się działo. Od kilku tygodni był zafascynowany
Granger. Nawet nie od czasu gdy postanowili wprowadzić w życie ich plan. Już
wcześniej zwróciła na siebie jego uwagę. Owszem, nie dostrzegał jaka jest ładna
i ponętna, a już z pewnością, nie spodziewał się, że potrafi być tak gorąca w
łóżku. Zresztą o sobie też nigdy by tak nie pomyślał. Przy Hermionie uwalniały
się w nim jakieś nieznane do tej pory, pokłady uczuć.
–
Gotowa?
–
Już, już. Co ci się tak spieszy?
–
Głodny jestem. Czy ty musisz się tak stroić? Przecież mi się podobasz i bez
tych szmatek.
–
O głupoto, bądź pozdrowiona! Przecież ja nie dla ciebie się ubieram.
–
Ale za to dla mnie się rozbierasz! – mruknął z zadowoleniem.
–
Nie mam chyba co zaprzeczać?
–
Ani trochę – mruknął, przytulając się do niej i wdychając jaśminowy zapach jej
włosów.
***
Zniknęła. Wyjechała. Poniżyła go i
uciekła. I to jeszcze z tym wykrochmalonym draniem. Nie, on tego dłużej
nie wytrzyma. Nie zniesie. Jak ona mogła zrobić z niego takiego durnia!
Ktoś
zapukał do drzwi.
–
A, to ty – mruknął Ron otwierając.
–
A kogo się spodziewałeś? Albusa Dumbledore'a?
–
Zejdź ze mnie, co? Czuje się parszywie.
–
I słusznie. Przyznaj, że zasłużyłeś sobie na to.
–
Ja? Jak możesz! Nawet nie wiesz jakie śnią mi się koszmary!
–
A jesteś pewien, że przed snem nie patrzysz w lustro?
–
Nie bądź taki zabawny. Czemu mi to robisz?
–
Bo rodzice do dziś na myśl o tobie, rzucają kamieniami w bociany, cioto!
–
Spieprzyłem, co?
–
Jak cholera.
–
Co mam teraz zrobić?
–
Po pierwsze, to się ogarnij. Jakby cię teraz pies zobaczył, to by się o własną
budę zabił! Wykąp się, ogol i ubierz jak na czarodzieja przystało!
–
Tylko po to tu przyszedłeś, żeby mi dokopać?
–
Nie głąbie, ale nie umiem udawać, że wszystko jest OK. Zbieraj pośladki i
wskakuj pod prysznic.
–
No już dobra, dobra – mruknął Ron i powlókł się do maleńkiej łazienki. George w
tym czasie, kilkoma machnięciami różdżki, usunął cały syf, jakim zagracił
maleńką kawalerkę jego brat. Gdy zobaczył Rona dziś w
drzwiach, poczuł nawet coś na kształt współczucia. Hermiony nie było
zaledwie dwa dni, a jego brat wyglądał jak sparodiowana ofiara ewolucji.
George rozmawiał wczoraj z Dafne i wiedział od niej, że Astoria wygląda
niewiele lepiej. Tylko, że ona miała jeszcze jakąś wymówkę, w końcu była w
pierwszym trymestrze ciąży, miała prawo wyglądać i czuć się paskudnie.
Postanowili, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Hermiona i Draco zniknęli
z powierzchni ziemi i trzeba przyznać, że nikt im się nie dziwił. Oczywiście
ich zachowanie wywołało burzę wśród czarodziejskie socjety. Nawet ci, którzy orientowali
się w najświeższych plotkach, nie kryli zaskoczenia. Wszyscy dywagowali na
temat przyszłości Malfoyów i Weasleyów, po takim skandalu. Sprawa była dość
zawiła. Nawet zatwardziali denuncjatorzy, musieli przyznać, że nie da się
opowiedzieć jednoznacznie po jednej ze stron. Każdy musiał przyznać, że
zemsta była zaplanowana z klasą. Bo, że była to zemsta, nikt nie miał
wątpliwości. George szczerze żałował, że jego brat okazał się takim
półgłówkiem, ale co zrobić, głupich nie sieją, nie orzą...
–
Utopiłeś się tam?!
–
Już wychodzę! – odkrzyknął Ron, otwierając drzwi. Prezentował
się odrobinę lepiej.
–
Wyglądasz jak kontuzjowana mandarynka.
–
Dzięki. Pieprz się.
–
No więc? Co zamierzasz zrobić?
–
Ja?
–
Nie, ja!
–
No...nie wiem...
–
Gdyby za powierzchnię mózgu płacono podatki, to dostał byś rabat!
–
Już ci powiedziałem co masz zrobić! – oburzył się Ron – Co więc radzisz? –
dodał ciszej i z większą dozą pokory.
–
Sytuacja jest dość skomplikowana. Nie mam uniwersalnej rady na wszystko.
Być może powinieneś na początek zacząć od najprostszych rozwiązań i w ten
sposób, wolnymi krokami dojść do uporządkowania wszystkiego?
–
To jest ta twoja rada? Ty w wieku nastu lat rozwiązywałeś gorsze problemy!
–
No, tak. Ale ja nikogo nie prosiłem o rady.
–
Czemu chcesz mi pomóc? Myślałem, że mną gardzisz.
–
Bo gardzę. Zostaniesz jednak niedługo ojcem, a wydaje mi się, że o tym
zapominasz.
–
Więc mi nie przypominaj!
–
Słuchaj, ty kupo gówna! Może i Hermiona dowaliła ci z ostrej rury, ale zasłużyłeś
sobie na to. Gdyby to ode mnie zależało, to wykastrowałbym cię tępymi
nożyczkami i to bez znieczulenia, ale uprosiła mnie i Harry'ego, żebyśmy nic
nie robili!
–
Więc wy wszyscy wiedzieliście, że ona się puszcza z tym...
–
Milcz! Wiedzieliśmy i miała – nadal ma, nasze pełne wsparcie, bo pragnę ci
przypomnieć, że to ty będziesz miał dziecko z Astorią. Gdyby nie Hermiona, to
Malfoy dawno by cię zatłukł i każdy Wizengamot, by go uniewinnił!
–
Och, czyli jeszcze mam być jej wdzięczny?
–
Masz za co, bracie. A teraz siadaj na dupie i słuchaj.
Ach rodzial cudowany a ta czesc z Draco i Hermiona taka melancholijna ,swietnie opisalas uczucia,
OdpowiedzUsuńA co do Rona niech sie zbierze w kupe i wypije piwo, ktorego nawarzyl
Pozdrawiam;)
Rozdział świetny, uwielbiam George'a!
OdpowiedzUsuń"Wyglądasz jak kontuzjowana mandarynka."
Padłam :D
Cieszę się, że wszystko się tak układa, nie umiem doczekać się konfrontacji Hermiona - Ron :D
Życzę dużo weny,
w-chmurach-milosci.blogspot.com
Kercia, zerkałam na bloga i już teraz wiem, że mi się podoba, jednak muszę znaleźć chwilę, żeby przeczytać całą historię a wtedy będę komentować :*
UsuńDzięki :) jeszcze trzy długie rozdziały przed nami, bo jednak postanowiłam zmieścić się w 15. Będą dłuuugie, bo materiału jest jeszcze sporo, ale mam nadzieję, że Was nie zanudzę :) Nie wiem czy uda mi się dodać rozdział dziś, bo muszę go jeszcze skończyć i dopieścić, bo word zmienia mi słowa. Co prawda, wyłączyłam już słownik, ale muszę sprawdzić, czy nic nie jest namieszane w dotychczasowym tekście ;/ Jednocześnie myślę nad nowym opowiadaniem więc mam nadzieję, że zostaniecie tu ze mną :D
OdpowiedzUsuńKontuzjowana mandarynka <33333333
OdpowiedzUsuńMistrzostwo! :D