26 stycznia 2015

Wierność jest nudna XIV


Rozdział XIV

Byłaś dla mnie wszystkim

***

Mijały dni, miesiące...

Od ostatnich wydarzeń mija  prawie rok...

Jest lipiec.

*** 

Szykowała się do pracy. Ugh – znowu było jej niedobrze. Już trzeci dzień z rzędu. Gdyby nie to, że Draco używał zaklęcia zabezpieczającego, to by podejrzewała, że jest w ciąży. Na szczęście nic takiego im nie groziło. Żadne z nich by się chyba nie cieszyło z takiej niespodzianki, więc zadbali o to żeby nie zostać zaskoczonymi. A może zrobi sobie wolne i odpocznie w domu?  – pomyślała. Draco jest co prawda w delegacji, wróci najwcześniej za trzy dni. Wyjechali z Harrym na jakąś ściśle tajną misje. Nikt nic nie wie, z nikim się nie kontaktują. Nie rozumiała jak Ginny jest w stanie znosić ten ciągły niepokój, ona sobie średnio dawała radę. Tak bardzo się przyzwyczaiła, że Draco jest obok. Na początku nawet się cieszyła, że odpocznie od jego ciętego języka, ale zdała sobie sprawę, że brakuje jej tych przepychanek słownych. Czuli się ze sobą swobodnie, mieli jednakowe poczucie humoru i nawet jak się trochę poprztykali, to potem miło było się znowu godzić. Ech, co za niedorzeczne pomysły przychodzą jej do głowy, nie iść do pracy, też coś –  pomyślała wstając. Dobrze, że w zasięgu ręki było łóżko, bo jak wstała – tak przysiadła. Zakręciło jej się w głowie. No pięknie, chyba jednak nie pójdzie do pracy, a zamiast tego wybierze się do apteki, po eliksir wzmacniający. Jak postanowiła, tak zrobiła.

 – Dzień dobry. Czy dostanę eliksir wzmacniający?

 – Tak oczywiście, zaraz przyniosę – odparła farmaceutka i zniknęła na zapleczu – niestety, mam tylko taki na receptę, jest trochę silniejszy, ale bez zgody uzdrowiciela nie mogę go sprzedać.

 – Nie mam czasu na wizyty medyczne, nie ma pani czegoś innego? Jest mi okropnie niedobrze, kręci mi się też w głowie.

 – Niestety, ale wiem, że dziś  jest dzień otwarty w tej przychodni po przeciwnej stronie. Dopiero zaczynają, może tam pani spróbuje udać się po receptę? Widzę, że nie ma kolejek.

 – Ech, no dobrze –  powiedziała Hermiona, zmierzając do wyjścia. Pomyślała, że skoro już i tak nie dotrze na czas do pracy, to nie zaszkodzi jej udać się po receptę. Może wtedy wreszcie dostanie coś na wzmocnienie. Wysłała swojego patronusa – wydrę do dyrektora departamentu, z informacją, że jest zmuszona wziąć sobie wolne, ale jutro stawi się w pracy punktualnie i skierowała swe kroki do przychodni. Widać było, że dopiero zaczynają, bo każdy był niesamowicie miły. Weszła do białego, niskiego budynku (mogła by przysiąść, że jeszcze tydzień temu go nie było). W środku zastała recepcje wyłożoną ładnymi, morelowymi płytkami. Za kontuarem siedziała młoda kobieta, pochylona nad jakimiś papierami. Hermiona podeszła, żeby wypytać o warunki jakie musi spełnić, żeby otrzymać upragnioną receptę.

 – Dzień dobry.

 – Dzień dobry pani –  rzekła recepcjonistka podnosząc głowę z nad jakichś zawiłych tabel – Hermiona? – jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki – to naprawdę ty?

 – Luna? Luna Lovegood?

 – Spencer, od czterech lat – rzekła rumieniąc się delikatnie jej dawna przyjaciółka.

 – Och, gratuluję. Co ty tu robisz? Czemu nie dałaś znać, że wróciłaś do Londynu. Tak dawno nie dostałam od ciebie żadnej wiadomości – pytała z niecierpliwością Hermiona.

– Dziękuję – zaśmiała się blondynka o widmowym wyglądzie i tajemniczym głosie – jak widzisz, wróciłam. Postanowiliśmy z  Natanielem powrócić do cywilizowanego świata. Muszę przyznać, że znudziło mi się bieganie z siatką za glinojadami*.

– Za czym?

– To takie owady, są podobne do motyli, tylko mają...

– Rozumiem, później mi opowiesz o tych fantastycznych stworzeniach – przerwała jej Hermiona, w porę sobie przypominając zamiłowanie przyjaciółki do wszystkiego co dziwne. Nigdy nie mogła się zorientować, czy Luna poważnie wierzy w te dziwne historie wymyślane przez jej ojca Ksenofiliusa czy tylko udaje z uprzejmości.

 – No tak, oczywiście, wybacz mi. Ja i Nataniel jesteśmy fascynatami tych zwierząt. No więc wróciliśmy i ja postanowiłam znaleźć jakąś pracę. Wiesz, tu jest tak niesamowicie, (Hermiona odchrząknęła, bo nie widziała nic niesamowitego w, bądź co bądź, zwykłej przychodni) – a ciebie co tu sprowadza?

 – Byłam w aptece po eliksir wzmacniający, ale niestety mają tylko taki na receptę i skierowano mnie tutaj.

 – To fantastycznie! Znaczy, to, że przyszłaś, a nie to, że potrzebujesz eliksiru. Za chwilkę gabinet nr 5 będzie wolny.

 – Dziękuję ci Luna. Musimy się spotkać na kawę. Tak dawno nie rozmawiałyśmy. Może w piątek?

 – Tak, wspaniale. Odezwę się do ciebie – powiedziała Luna uzupełniając jej dane w karcie.

 – Yhm, Luna. Ja już nie nazywam się Weasley – zwróciła jej uwagę Hermiona.

 – Co? Och, przepraszam, nie wiedziałam, już poprawiam. Co mam wpisać?

 – Nic nie szkodzi. Granger. Wpisz Granger. Do zobaczenia w piątek – dodała i skierowała się pod gabinet nr 5, z którego właśnie wyszła pacjentka.

 – Zapraszam – usłyszała niski głos uzdrowiciela –  proszę usiąść. W czym mogę pani pomóc?

 – Yyy, tak, ja właściwie przyszłam tylko po receptę. Trochę kiepsko się czuję, a w aptece nie mieli nic odpowiedniego dla mnie.

 – Rozumiem. Jakie ma pani objawy?

 – Trochę nudności, dziś dodatkowo kręci mi się w głowie. Jestem chyba przemęczona, bo najchętniej bym tylko spała. Jeszcze ta pogoda...

 – Faktycznie, jest dość duszno, to może być jedną z przyczyn. Data ostatniej miesiączki?

 – Co? Och, szesnasty czerwca.

 – Długość cyklu?

 – Około trzydzieści dni.

 – Czy jeszcze jakieś objawy? Wymioty, bóle głowy, rozdrażnienie, brak apetytu?

 – Nie, wszystko w porządku.

 – Dobrze, zrobimy podstawowe badania. Jeżeli nic nie wyjdzie, to zlecę jakieś bardziej szczegółowe.

 – Nie trzeba, ja jestem tylko trochę przemęczona, chcę receptę – zaczynała żałować, że w ogóle tu przyszła. Nie miała co robić, tylko swój wolny czas poświęcać na jakieś badania.

 – Wolę się upewnić, zanim coś przepiszę. To potrwa tylko chwilę. Mamy na miejscu laboratorium, wyniki będą po dziesięciu minutach.

 – No już dobrze.

 ***

Czekała. Minęło już piętnaście min, a nikt do niej nie przyszedł. Czuła, że tak będzie. Zmarnowany cały poranek.

 – Przepraszam, że to tak długo trwało, ale musieliśmy powtórzyć jedno badanie, żeby się upewnić. Zapraszam na USG.

 – Po co?

 – Istnieje pewna możliwość, choć muszę przyznać, że nikła. Trzeba się sprawdzić.

Hermiona zaczęła się denerwować. Czyżby była na coś chora? To prawda, nie badała się zbyt często, ale też nic jej nie dokuczało. Weszli do gabinetu w którym stał aparat do wykonywania USG.

 – Proszę się rozebrać od pasa w dół.

 – Słucham?

 – Od pasa w dół, proszę się rozebrać. Musimy przeprowadzić USG transwaginalne.

 – Mogę wiedzieć w jakim celu?

 – Za chwilę wszystkiego się pani dowie, proszę się nie denerwować. Teraz zadam kilka pytań. Ile razy była pani w ciąży? Ile przeszła pani porodów i ile urodziła dzieci?

 – E...w ciąży byłam trzy razy, rodziłam dwa. Były to porody pojedyncze, mam dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę. Drugi poród odbył się drogą cesarskiego cięcia ze względu na nieprawidłowe ułożenie dziecka.

 – Dziękuję. Zaraz zobaczymy, co tam słychać u pani w macicy. Tak. Ma pani sporo zrostów w okolicach cięcia, ale nie powinno to być groźne. Nie widzę nic niepokojącego...

 – To dobrze.

 – ...ale powinienem pani pogratulować. Jest pani w ciąży.

 – W CZYM JESTEM?!

 – W ciąży, pani Granger, w ciąży. Dokładniej w czwartym tygodniu. Z pomiarów wynika cztery tygodnie plus dwa dni, czyli do zapłodnienia musiało dojść w okolicach drugiego lipca. Przewidywany termin porodu to dwudziesty czwarty marzec. Gratuluję!

Co ten człowiek do mnie mówi? – pomyślała. Jaka znowu ciąża? Przecież ona nie może być w ciąży, Draco korzystał z zaklęcia, przecież... o rany, Draco! Co ona mu powie?

 – Na gacie Merlina...

 – Lepiej bym tego nie ujął. Może się pani ubrać. Za miesiąc zapraszam na badania krwi i moczu, a za dwa na kolejne USG, będzie już sporo widać. Może pani przyjść z ojcem dziecka. Tu proszę receptę na eliksir wzmacniający dla kobiet w ciąży.

 – Co? Och tak, dziękuję.

Nie pamiętała jak znalazła się w domu. To był szok. Będzie miała dziecko. Dziecko. Jej i Draco. O cholera! Mały człowiek! Owoc ich miłości. Ale jej nie są potrzebne żadne owoce. Czuje się kochana i bez tego. No, ale już się stało. Jak ona powie o tym Draco? A dzieciom? Spokojnie, musisz się uspokoić – powtarzała sobie. Przecież wszystko się ułoży. Dzwoni telefon. Podejdź teraz i odbierz, potem pomyślisz – instruowała się w duchu.

 – Ha... halo? – odchrząknęła.

 – Witaj Hermiono, przepraszam, że niepokoję cię w twoim wolnym czasie, ale powiedziano mi w Ministerstwie, że Draco jeszcze nie wrócił, a ciebie nie ma w pracy.

 – Dzień dobry, Astorio. Tak, Draco jeszcze jest na wyjeździe. Coś mu przekazać?

– Tak, chyba tak. Powtórz mu, że prawda nie jest zawsze tak oczywista jakby sobie tego życzył. Będzie wiedział o co mi chodzi.

– Hmmm, no dobrze. Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Jak mała Agnes?

– Och dziękuję. Jest cudowna. Niedługo skończy dwa miesiące i coraz bardziej jest podobna do swojego ojca.

– Dobrze to słyszeć. No cóż, nie będę ci zajmować czasu. Z pewnością nie masz go zbyt wiele.

– Nie narzekam. Do usłyszenia.

Co za dziwna rozmowa. Ona i Astoria nie przepadały za sobą, to oczywiste, jednak starały się zachować pozory ze względu na dzieci. Scorpius, Rose i Hugo już pogodzili się ze zmianami w ich życiu. Zresztą i tak większość czasu spędzali razem w Hogwarcie, więc na wieść, że i w domu będą się częściej widywać, tylko się ucieszyli. Mieli swój świat, świat nastolatków i sprawy rodziców niewiele ich obchodziły. No nic, przekaże wiadomość Draconowi jak ten tylko raczy wrócić. To nie będzie jedyna wiadomość. Och, że też musiało jej się teraz to zwalić na głowę. Usłyszała dzwonek do drzwi.

– Chwili spokoju – pomyślała otwierając roześmianemu rudzielcowi. –  Witaj Ron, co cię tu sprowadza? – powiedziała siląc się na obojętny ton.

– Wpadłem żeby się pochwalić nowymi zdjęciami Agnes. Mówię ci. Potrafi się zmieniać z minuty na minutę. Jest taka niezwykła. Astoria uznała, że powinienem pokazać wam zdjęcia. Jesteś sama? – zatrzymał się zaskoczony.

– Tak, Draco jeszcze nie wrócił, a ja postanowiłam wziąć wolne, bo kiepsko się czuję.

– Zobacz, zobacz! – wykrzykiwał Ron, nie zawracając uwagi na słowa byłej żony. – Czyż nie jest piękna?

– Ale? TO jest Agnes? – Hermiona patrzyła z niedowierzaniem na zdjęcia wyciągnięte w jej stronę.

– Tak, no nie widzisz? Prawda, że cudowna? – Ron zdawał się nie zwracać uwagi na zaskoczenie kobiety.

Na zdjęciu było widać ładną dziewczynkę z burzą blond włosków na samym czubku zgrabnej głowy. Jej oczy miały stalowy odcień, a uśmiech coś znajomego w sobie...

– Tak, fantastyczna – odpowiedziała słabo Hermiona. – Ron, ja cię przepraszam, ale naprawdę słabo się czuję.

– Co? A tak, no... to ja będę się zbierał. Wpadnę jeszcze do Ginny i wracam do domu, do moich kobietek!

Czy to może być prawda? Oszukał ją? Jej Draco? Czy on o tym wiedział i nic jej nie powiedział? A taki był przekonujący. Nie, to nie może być prawda. Co za dzień. Zaraz, właśnie. Przecież jej nie zdradził. Astoria była już w ciąży jak oni zaczęli się spotykać. Ale nie zmieniało to faktu, że nic jej nie powiedział. Musiał wiedzieć, że to jednak jego dziecko, a tak wierzył w to swoje zaklęcie. Że jest nieskuteczne przekonała się dziś na własnej skórze. I to podwójnie! Co ona ma teraz zrobić? Jeszcze ten telefon Astorii. No tak, na pewno o to jej chodziło. A Ron? Ron wie? Wygląda na takiego zadowolonego, nigdy nie umiał zbyt dobrze udawać. Pewnie jest niczego nieświadomy. Ale to trzeba być ślepym żeby nie widzieć podobieństwa Agnes do swojego ojca  myślała rozgorączkowana. Nagle przed nią zmaterializował się patronus Draco

"Kochanie, będę na kolacji. Wracamy."
O nie, nie teraz. Nie była gotowa. Co robić? Zaraz. Tak, to jest doskonały pomysł!


***

– Wreszcie jesteś – zawołała Ginny zbiegając po schodach i przytulając się do męża – chodź, kolacja stygnie.

– Ginny! Jak ja za tobą tęskniłem. Nawet sobie nie wyobrażasz. Chyba się starzeję – roześmiał się Potter.

– No już mój staruszku. Dasz radę sam czy przywołać balkonik – Ginny z politowaniem spojrzała na swojego męża, jednak w jej wzroku czaiło się uwielbienie i czułość.

– Ty czarownico! – zawołał Harry z udawanym oburzeniem.

– Nie przesadzaj z tymi komplementami, bo mnie rozpieścisz – wyszeptała jego żona przytulając się do niego delikatnie.

– Oj popieszczę cię i to zaraz. Do diabła z kolacją... – Chwycił Ginny na ręce i już miał zanieść do sypialni gdy w pomieszczeniu rozległ się dzwonek.

– Kogo tam niesie? – warknął Potter podchodząc do drzwi. – Malfoy? Ja rozumiem, że można za mną tęsknić, ale rozstaliśmy się dziesięć minut temu! – powiedział otwierając drzwi.

– Zamknij się, Hermiona zniknęła! – Draco wyglądał na mocno zdenerwowanego.

– Jak zniknęła? Może gdzieś wyszła? – brunet nie do końca ogarniał sytuację.

– Też tak pomyślałem, nawet miałem do was dzwonić, ale nie ma też jej rzeczy.

– To dziwne. Wspominała może, że gdzieś się wybiera? – Harry zwrócił się do Ginny.

– Nie, ale wiem, że nie było jej dziś w pracy. Ron mi mówił.

– A skąd on o tym wiedział? – Wypalił Malfoy.

– No bo był u niej przed południem pochwalić się zdjęciami Agnes. Potem przyszedł tutaj pokazać nowe fotki. Urocze dziecko z tej małej. – Ginny odpowiadała automatycznie jednak po minie widać było narastający niepokój.

– Mówił coś więcej? – ton Harry'ego zdradził coraz większy niepokój.

– Nie. Wspominał tylko, że Hermiona źle się czuła i właściwie wyprosiła go z domu. Był nawet trochę obrażony, bo nie zachwycała się jego córką.

– To wszystko jest dziwne – zauważył Malfoy– Wracam do domu rozejrzeć się dokładnie, a ty, Potter, jak możesz, dowiedz się od Weasleya jak najwięcej. Nic z tego nie rozumiem. Może ktoś ją porwał?

 – Spokojnie Draco. Hermionie na pewno nic nie jest. Pewnie zapomniała ci powiedzieć o jakimś wyjeździe czy coś – mówiła Ginny, ale w jej głosie pobrzmiewał brak przekonania.

 – Pewnie tak. Spotkajmy się za godzinę u nas – powiedziawszy to, Ślizgon tuż za progiem deportował się z cichym trzaskiem.

***

 – Udało ci się coś ustalić? – zapytał Harry wchodząc do mieszkania Draco i Hermiony.

 – Nie, jedyne co znalazłem, to opakowanie po eliksirze  wzmacniającym i paragon w koszu na śmieci – Malfoy siedział na kanapie i wyglądał na załamanego tak marną poszlaką.

 – Skąd ten paragon?– zapytała Ginny.

 – Co?

 – Paragon, skąd? – rudowłosa kobieta powtórzyła ze zniecierpliwieniem.

 – Z apteki –  odpowiedział głupio Malfoy.

 – I ty jesteś Aurorem? – zakpiła Ginny. – Daj mi to,  wyrwała świstek Draconowi z ręki, potem przeczytała informacje na opakowaniu wyjętym z kosza na śmieci. – Będę za dziesięć minut. Poczekajcie tu.

 – Co ona...? – zaczął Malfoy, ale Harry mu przerwał.

 – Daj spokój, za babami nie nadążysz. Ron  powtórzył to co mówił już wcześniej. Jest zaniepokojony i obwinia, że dał się tak  wyprosić bez ceregieli. Powiedział, że zrobi co w jego mocy żeby  dowiedzieć się co jest grane.

 – Podziękuj mu. A co my robimy?

 – Nie wiem. Może wyjechała do rodziców? – Harry chwytał się ostatniej deski ratunku.

 – Sprawdzę to – Malfoy poderwał się z kanapy gotowy do działania.

 – Poczekaj na Ginny.

 – A no tak.

Pani Potter właśnie wróciła. Wyglądała na bardzo poruszoną, ale i... uradowaną?

 – Mamy mały problem – zaczęła– Hermiona była dziś w przychodni, tu niedaleko. Swoją droga, Luna tam pracuje i właśnie ona powiedziała mi, w największej tajemnicy oczywiście, że Hermiona źle się czuła i przyszła po eliksir na receptę, a  po badaniach okazało się iż spodziewa się dziecka!

 – CO?!!! – krzyknęli obaj mężczyźni jednocześnie.

 – To niemożliwe – dodał Draco.

 – A jednak. Sam początek – Ginny zdecydowanie wydawała się cieszyć z nieoczekiwanej wiadomości.

 – No to pięknie – Draco nieświadomie osunął się z powrotem na kanapę.


***

Minęły dwa tygodnie. Po Hermionie nie było śladu. Nie było jej u rodziców, przyjaciół i znajomych.  Nie było we wszystkich miejscach jakie sprawdzili. W pracy wzięła bezterminowy urlop. Draco załamywał ręce. Ginny rwała włosy z głowy, a Ron obwiniał się z nie wiadomo jakiego powodu. Tylko Astoria chodziła z miną kota, który złowił wyjątkowo tłustą mysz. Harry postawił całe swoje Biuro na nogi. Odwołał wszystkie akcje. Każdy jego pracownik, za pozwoleniem Ministra, zajmował się poszukiwaniem Hermiony Granger. Draco szukał dzień i noc, przeczesywał każdy znany zakątek i pluł sobie w brodę, że zawalił sprawę z zabezpieczeniem, bo był pewien, że to przez nieplanowaną ciążę Hermiona od niego uciekła. Jak mógł jej zrobić taki numer, przecież ona mu ufała, przecież ustalili, że nie chcą mieć dzieci.

Wreszcie któregoś dnia, gdy Draco dołował się piosenką:



"Byłaś dla mnie wszystkim,

co się w życiu liczy,

teraz gdy po wszystkim,

wszystko jest już niczym..."**


odwiedził go Ron. Miał czerwoną ze złości twarz i zaciśnięte w pięści dłonie. Poprosił Malfoya o rozmowę i wreszcie w mroku niepewności, pojawiło się światełko nadziei.





* wmyślone na potrzeby ff
* * słowa piosenki "Byłaś dla mnie wszystkim" zespołu Poparzeni Kawą Trzy


2 komentarze:

  1. Po pierwsze: Oczywiście wygląd małej Agnes to zemsta Astorii, jakże mogło być inaczej! (A przynajmniej mam taką nadzieję, że ona mieszała w tym palce!)
    Po drugie:
    -Paragon, skąd?-zapytała Ginny
    -Z apteki- odpowiedział głupio Malfoy.
    -I ty jesteś aurorem?
    Śmiałam się kilka minut :D
    Po trzecie: Gdzie wywiało Hermionę? Mam nadzieję, że się opamięta i wróci. To trochę dziwne, zachowywać się w ten sposób, ale trudno, wybaczam, o ile wróci do Draco i wszystko sobie wyjaśnią! :D
    Niecierpliwie czekam na ostatnią część :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale franca z tej Astorii.biedna Hermiona, ale mogla pogadac zDraco najpierw,
    Mam nadziejr ze wszystko sie dobrze ulozy

    OdpowiedzUsuń