Witajcie.
Przepraszam za opóźnienie, ale męczyłam się z tym rozdziałem okropnie, ponieważ
ciągle w moim mniemaniu był zbyt podobny do pierwowzoru a przecież nie chodzi o
to, żeby odwzorowywać czyjąś pracę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Przekupuję
Was trochę ilością tekstu, bo to chyba najdłuższy post w mojej krótkiej, co
prawda, karierze :) Bardzo ciekawa jestem Waszej opinii więc usilnie
proszę o pozostawienie po sobie komentarza. Nie wiem czy opowiadanie Wam się
podoba i czy je ciągnąć, liczę więc na szczere opinie. Miłego czytania!
Rozdział
V
Draco, zawsze taki powściągliwy, jeśli
chodziło o osobiste sprawy... teraz oświadczył, że jego dotychczasowe życie
było piekłem. Cóż. Mogła się tego spodziewać. W końcu po wojnie nie było to
żadną tajemnicą, jednak wewnętrznie czuła, że źródło żalu tkwi gdzieś indziej.
Skinęła
głową na znak, że słucha.
–
Tyle się domyślam, jednak nadal jest wiele rzeczy, których nie rozumiem.
–
Ja także nie.
–
Czy zawsze byłeś taki?
Na
jego twarzy pojawiła się irytacja. Nie o tym chciał rozmawiać, jednak wiedział,
że Granger to uparta koza i mu nie odpuści tak łatwo. Spodziewał się tej
rozmowy od momentu, kiedy zrozumiała kim on jest.
–
Nie wiem. Tak naprawdę to wcale nie jestem pewien. Dlaczego pytasz?
–
Bo Tomas mówił mi sporo na ten temat. No wiesz, o tym, że jeśli się człowiek
taki urodził, to już się nigdy nie zmieni, nawet jakby bardzo chciał. Żadne
zaklęcia, kuracje czy eliksiry na nic się zdadzą. To jest jak druga natura i nie
należy z nią walczyć. Według niego, trzeba się z tym pogodzić i nauczyć z tym
żyć. Wyjaśnił mi też, że są osoby, które mogą…no wiesz, z osobami obojga płci –
zamilkła zażenowana swoją otwartością.
–
Hermiona, nie wstydź się ze mną rozmawiać na ten temat. To dla mnie normalne.
Dowiedziałaś się czegoś więcej?
–
Tak. On mówił, że ci którzy stali się... (była speszona faktem, że musi
użyć tego słowa)... perwersyjni pod wpływem okoliczności zewnętrznych, mają
szansę na zmianę swoich skłonności. Co o tym myślisz?
–
Nie bardzo w to wierzę. Nie żebym nie chciał, ale zrozum, że gdyby sprawa była
taka prosta, wielu do tej pory by odniosło zwycięstwo. Jestem pewien, że dużo z
tego, co on mówi, jest prawdą, ale to problem znacznie bardziej skomplikowany.
Wymaga na pewno większych badań, mniej amatorskich - bez urazy dla Twojego
przyjaciela.
–
Nie nazywaj go moim przyjacielem.
–
No dobrze, nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi…
–
Mi już to nie grozi – przerwała z ironią – ale wróćmy do tematu. To prawda, że
są ludzie mogący żyć z osobami obojga płci? – wrodzona ciekawość Hermiony
wzięła górę nad skrępowaniem.
–
Sam znam kilku panów, którzy mogą utrzymywać stosunki i z kobietami, i z
mężczyznami. Jeden z nich jest żonaty i ma dzieci, a jego sekretna skłonność jest
całkowitą tajemnicą, i dla żony i dla innych z jego otoczenia. Wiem też, że
jedna z naszych wspólnych znajomych, ma podobne skłonności do moich choć
oficjalnie jest przykładną żoną i matką. Niewiele osób wie, że prawdziwe
spełnienie znajduje w ramionach swojej sekretarki. Na pewno gdyby wyszedł ten
fakt na jaw, straciłaby nie tylko pracę.
Hermiona była, rzecz jasna, bardzo
ciekawa szczegółów, bo był to dla niej nowy temat, płaszczyzna której wcześniej
w ogóle nie znała. Ba, nawet nie domyślała się jej istnienia, jednak nie
chciała być wścibska. Czuła się lekko zawiedziona, że jej mąż tak kategorycznie
sprzeciwił się tezie wysuniętej przez Tomasa. Wiedziała, że to niemądre z jej
strony, ale chyba w głębi duszy, miała nadzieję, że z Malfoyem sprawa nie jest
całkiem przegrana. Przecież on był taki męski. Wiedziała, że mnóstwo kobiet się
za nim ugania. Nawet ona sama powłóczyła za nim wzrokiem, choć traktowała go
jak przyjaciela. Gdyby chociaż był biseksualistą, ale nie, on musiała mieć
przecież pecha po całości! –Oj Granger –skarciła się w duchu – facet ci się
zwierza a tobie ciągle mało. To oczywiście bardzo niesprawiedliwe, że ludzie
musieli ukrywać swoje szczęście, przed ciekawskim wzrokiem innych. Cholera!
Przecież nie robili nic złego i nie krzywdzili nikogo w większym stopniu niż to
ma miejsce na co dzień wśród heteroseksualistów. Jaka ona była ślepa, do głowy
jej nie przyszło, że gdy ona zamartwiała się faktem utraty dziewictwa, inni
musieli ukrywać swoje prawdziwe ja i to w świecie w którym odmienność nie
powinna budzić większych kontrowersji. No, ale pamiętała tez soją pierwszą
reakcje i teraz poczuła się jak hipokrytka. Tak, innych bardzo łatwo się
ocenia. Zorientowała się, że od kilku chwil nie słucha monologu mężczyzny,
siedzącego obok niej. Spróbowała się skupić na tym, co Malfoy właśnie mówił.
–
Zrozum, ja naprawdę nie potrafię kochać kobiet. Żadnych!
–
Próbowałeś?
Draco
milczał.
–
Opowiedz – poprosiła łagodnie, jakby chciała mu okazać cierpliwość i
wyrozumienie, czuła się winna, bo gdy on walczył z własnymi demonami, ona
myślami była całkowicie gdzieś indziej.
Gdy
wciąż nie odpowiadał, zapytała:
–
Czy ty czujesz niechęć do samego siebie? Bo to chyba nie byłoby właściwe.
–
Nie, to nie tak – odparł szczerze. – Dla mnie uczucie do mężczyzn
jest czymś naturalnym, normalnym. To reakcja innych sprawia, że odczuwam wstyd.
–
Rozumiem. Słuchaj Draco. Wiem, że nasza przyjaźń była budowana na innych
podstawach, ale czy mogę pytać otwarcie?
–
Proszę.
–
Czy ty ich pożądasz? Mężczyzn, których spotykasz?
–
Nie, Hermiono, to nie tak. Pomyśl, co czujesz, kiedy jesteś zakochana? Czy od
razu pragniesz tego mężczyzny, chcesz iść z nim do łóżka?
–
No coś ty! To przychodzi przecież z czasem. Najpierw rodzi się sympatia,
uczucie więzi, pewnego przyzwyczajenia. Dopiero potem przychodzi pragnienie
poznania się głębiej w fizycznym znaczeniu tego określenia.
Potwierdził
skinieniem głowy czego ona chyba nie dostrzegła. Gdy to do niego dotarło,
powiedział:
–
Dokładnie tak. Coś serdecznego pomiędzy mną a innym mężczyzną może narastać
bardzo, bardzo powoli. I ostrożnie, nieskończenie ostrożnie, poprzez długi
okres przyjaźni i koleżeństwa. Następnie pojawia się właśnie pragnienie, by...
żyć razem.
–
Przecież to dokładnie tak samo, jak między kobietą i mężczyzną! – wykrzyknęła.
–Oczywiście!
To jest właśnie to, czego ludzie nie chcą zrozumieć. Miłość, serdeczność.
Intuicyjne porozumienie dwojga ludzi. Chęć opiekowania się tą druga osobą.
Poczucie bezpieczeństwa. Wszystko to samo, tylko płeć się nie zgadza, bo jest
taka sama.
–
A kiedy odkryłeś, że jesteś taki?
Czuła się cokolwiek nieswojo,
nazywając go „takim”, ale dotychczas nie znalazła innego określenia. Wiedziała,
że zadając to pytanie nadal ma niewielką nadzieję, że Tomas jednak miał rację i
że Dracona ukształtowały jakieś zewnętrzne okoliczności, z którymi zetknął się
we wczesnym okresie swojego życia. Ta raczej płonna nadzieja świadczyła tylko o
tym, że wciąż nie porzuciła daremnych marzeń w związku z tym małżeństwem a
przecież wiedziała, że nigdy nie powinna ich mieć.
Minęło
trochę czasu, nim odpowiedział.
–
Jeśli chodzi o dzieciństwo, to nic takiego nie mogę sobie przypomnieć –
zaczął niechętnie, siadając wygodniej, opierając się plecami o wysoki stos
poduszek. – Żebym się nie wiem jak starał, niczego szczególnego sobie nie
przypominam. Byłem jedynym dzieckiem dorastającym w naszym dworze, który był w
posiadaniu mojej rodziny od wielu wieków. Wiadomo było od samego początku, że
muszę zostać kimś wyjątkowym. Byłem przecież czarodziejem czystej krwi
pochodzącym z jednego z najstarszych rodów. Dorastałem jednak w atmosferze
nieutulonego żalu, że Czarnemu Panu nie udało się przejąć władzy nad światem.
Moi rodzice, gorąco popierali tego szaleńca. Zresztą historia naszej rodziny
nosiła ślady czarnej magii, więc taki obrót rzeczy był jakby naturalny. Światem
moich przodków zawsze rządziły koligacje rodzinne i korupcja. Nigdy nie wahali
się sięgnąć głębiej do skarbca lub pociągnąć za odpowiednie sznurki, żeby
osiągnąć swoje cele, więc popieranie Voldemorta, który przyzwalał na to wszystko
i chełpił się wiedzą czarno magiczną, było oczywiste. Pamiętam jednak, że
bardzo wcześnie zaczęto mnie upominać, że takie uczucia nie powinny być
wyrażane poza wąskim gronem naszej rodziny i najbliższych przyjaciół „inaczej
tatuś może wpaść w tarapaty”. Ciągle to słyszałem.
–
Nie byłeś chyba wtedy bardzo duży, prawda?
Uśmiechnął
się, słysząc troskę w jej głosie.
–
Nie, miałem nie więcej niż cztery, może pięć lat gdy zaczęto mi to wbijać do
głowy. Prawie zawsze zadawałem się z czystej krwi dziećmi byłych
śmierciożerców, którzy pozostali przyjaciółmi ojca. Byli wychowywani na
podobnych zasadach co ja. Oczywistym więc było, że do Hogwartu, jako
jedenastolatek, przybyłem z małym gangiem przyjaciół z którymi dorastałem i
których uważałem za przyjaciół. Tylko oni wiedzieli jak to jest być dzieckiem
sługi Czarnego Pana.
A
więc wreszcie uzyskała potwierdzenie swoich podejrzeń co do dzieciństwa Draco!
Wiedziała jednak, że to jeszcze nie koniec.
–
Oczywiście jak każde dziecko w naszym wieku, znałem doskonale opowieść o
Potterze, Chłopcu-Który-Przeżył. Mój ojciec gorliwie głosił teorię, że Harry
musiał być niezwykle potężnym czarodziejem, skoro przeżył śmiertelny atak a
potem skutecznie zniknął ze świata czarodziejów. Wpajał mi, że Potter może być
naszą druga szansą, której tym razem nie zmarnujemy. Tłumaczył mi, że muszę się
zaprzyjaźnić ze Złotym Chłopcem na długo przed tym, nim po raz pierwszy go
zobaczyłem.* Matka natomiast dostawała histerii słysząc nalegania ojca. Bała
się mojego wyjazdu do szkoły.
–
Biedni ci twoi rodzice – szepnęła. – Chcieli cię chronić, a nie
wiedzieli w jaki sposób najlepiej to uczynić...
–
Tak. Chyba masz racje. Dziękuję, że to powiedziałaś, bo do tej pory chyba tego
nie dostrzegałem. W miarę jak zbliżał się czas wyjazdu do Hogwartu, matka
odnosiła się do mnie z histeryczną wręcz troskliwością. Chyba dlatego, że
podświadomie wiedziała, że byłem jedynym, który mógł przekazać rodowe nazwisko
następnemu pokoleniu. Nie wolno mi było nigdzie chodzić, nic robić. Wszystko
było niebezpieczne! Odetchnąłem gdy nadszedł czas wyjazdu do szkoły. Matka
zalewała się łzami i próbowała przekonać ojca, że stać nas na kształcenie w
domu, bo w wyjeździe do Hogwartu dostrzegała tylko rosnące niebezpieczeństwo.
Widziała też, że przegrywa walkę o mnie, bo coraz bardziej upodabniałem się do
swojego ojca.
Hermiona próbowała właśnie w tym
szukać wytłumaczenia dla jego skłonności, lecz nie mogła uwierzyć, żeby to
naprawdę mógł być powód. Wielu chłopcom rodzice okazują nadopiekuńczość lub
nadmierne wymagania, a mimo to wyrastają na normalnych mężczyzn.
–
No właśnie. A twój ojciec?
Draco
zmarszczył brwi.
–
Ojciec uważał, że powinienem zmężnieć i wydorośleć. Zresztą, miałem misję do
spełnienia. Plan zaprzyjaźnienia się z Potterem spędzał Lucjuszowi sen z powiek.
A ja go zawiodłem. Potter wolał Weasleya, w nauce zaś najlepsze oceny miałaś
ty. Ojciec się wściekał i nie zwracał uwagi na to, że ja we wszystkim staram
się być do niego podobny. Chodziłem jak on, ubierałem się jak on, byłem
pogardliwy dla wszystkich spoza naszego kręgu. Jednak to nie spełniało
wybujałych ambicji mojego ojca. Matka płakała często przez niego. Bała się o
mnie gdy oboje czuli palący coraz bardziej znak Czarnego Pana. W czwartej
klasie, jako jeden z niewielu wierzyłem w to co Potter opowiadał o odrodzeniu
Voldemorta, bo uzyskałem potwierdzenie z ust moich rodziców. Pamiętam, że po
powrocie na wakacje, moje życie uległo zmianie. Czarny Pan powrócił, a to
oznaczało, że Malfoyowie jeszcze mogą odzyskać swoją świetność, że dni chwały
powrócą. Jednak matka nie wydawała mi się zachwycona zaistniałą sytuacją i
często kłóciła się o to z ojcem. Wtedy tego nie rozumiałem. Przypominam sobie
jednak dziwny fakt, którego nie umiem powiązać z resztą. Odkąd pamiętam, ojciec
miał w swoim pokoju wiele obrazów. Nie lubiłem tam chodzić. Jakiś czas po
powrocie Czarnego Pana zniknęły, a matka i ojciec jakby zbliżyli się trochę do
siebie.
–
A co to były za obrazy?
Draco
skrzywił się i wzruszył ramionami. Albo nie pamiętał, albo nie chciał
odpowiedzieć co ona instynktownie wyczuła.
–
A potem? – drążyła ostrożnie Hermiona.
–
Ech, potem właściwie nie działo się nic. Byłem zazdrosny o Pottera, bo wszyscy
śmierciożercy, choć szczerze go nie znosili, to mówili o nim poważnie jako o
przeciwniku a mnie ciągle wyśmiewali i degradowali do roli uczniaka. Oczywiście
dzięki Umbrige mogłem się trochę na was mścić, co przynosiło mi niebywałą
satysfakcje. Wreszcie byłem lepszy od Pottera. Byłem prefektem, członkiem
Brygady Inkwizycyjnej i odkryłem wasz spisek z Gwardią Dumbledore'a. Niestety
Potter znowu zagrał mi na nosie. Nie dość, że uniknął wyrzucenia ze szkoły, to
jeszcze przyczynił się do uwięzienia mojego ojca w Azkabanie.
–
Interesowali cię wtedy chłopcy, czy dziewczęta?
–
Właśnie tego nie mogę sobie przypomnieć. Matka chciała, bym trzymał się z daleka
od planów ojca, który oczekiwał, że wstąpię w szeregi śmierciożerców. W naszym
środowisku było to normalne, że w pewnym wieku dzieci są werbowane do służby
Czarnemu Panu. A ja chciałem udowodnić, że jestem godzien zastąpić ojca. Często
spotykałem się wtedy ze zwolennikami Voldemorta. Słyszałem, jak moi nowi
koledzy opowiadają o dziewczynach i miłosnych przygodach. Słuchałem i myślałem
sobie, że z pewnością nadejdzie taki czas, kiedy i ja zacznę zbierać konkretne
doświadczenia. Do tej pory, największą miłosną przygodą z moim udziałem, było
kilka pospiesznych uścisków i całusów skradzionych Parkinson podczas Balu
Bożenarodzeniowego w czwartej klasie. Byliśmy po kilku głębszych i nie
specjalnie pamiętam co wtedy czułem. Jednak potem…– Draco z trudem przełknął
ślinę. – Nie wiem, czy będę w stanie opowiadać dalej.
–
Proszę cię, spróbuj – poprosiła Hermiona półgłosem. – Chciałabym
zrozumieć choć trochę z twojego świata, którego teraz jestem częścią...
Skinął głową. W blasku świec, teraz
już prawie całkiem wypalonych, widać było jego pobladłą twarz. Hermiona
wyciągnęła rękę i zdusiła tlący się jeszcze płomyk najbliższej świecy. Draco
uczynił to samo z pozostałymi, wcale nie używając do tego magii. Pokój pogrążył
się w nieprzeniknionym mroku. Zdawało się, że to właśnie odpowiada Ślizgonowi
najbardziej.
–
Był tam pewien młody chłopak – zaczął wyraźnie spięty. – Jeden z
moich towarzyszy. Polubiliśmy się bardzo od pierwszej chwili i trzymaliśmy się
razem bez względu na okoliczności, które nie zawsze były sprzyjające. On jednak
często spotykał się z dziewczętami i zawsze nalegał, bym mu towarzyszył. To, że
się wzbraniałem, uznał za moją nieśmiałość wobec dziewczyn. Ja natomiast nie
odczuwałem żadnej potrzeby spotykania się z nimi, rozumiesz mnie? Nic mnie nie
obchodziło to, jak wyglądają ani jakie są. Coraz częściej natomiast łapałem się
na tym, że pragnę dotykać mojego przyjaciela, bawić się włosami na jego karku,
czynić drobne przysługi, masować spięte plecy. Chciałem dawać mu widoczne
dowody sympatii, na przykład obejmować go, kiedy coś mnie radowało, albo
pocieszać, kiedy był smutny. Wciąż jeszcze niczego nie pojmowałem, bo podobnie
jak ty, niewiele wiedziałem tego typu skłonnościach. Nie wyniosłem z domu
potrzeby czułości. W dzieciństwie nikt się nade mną w ten sposób nie rozczulał
a ja nagle poczułem potrzebę okazywania swoich uczuć w taki „słaby” sposób i
pomyślałem wtedy, że to naturalna potrzeba człowieka, której spełnienie w moim
przypadku zaniedbano. Kiedyś mój przyjaciel podstępem zaciągnął mnie na spotkanie
z dwoma chętnymi dziewczynami. Wszystko tak urządził, że znalazłem się sam na
sam z jedną z nich na ogrodowej ławce. Wokół był romantyczny nastrój a ona była
naprawdę bardzo ładna i pociągająca pod każdym względem. Nie była też
nieśmiała, jasno dawała do zrozumienia, że wystarczy jedno moje skinienie a
chętnie dobierze mi się do spodni. Każdy rozsądny chłopak w moim wieku, bez
wahania przystałby na takie zaproszenie, ale ja ze strachu byłem jak
sparaliżowany. Nie wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje, i okazywałem jej
swoje zainteresowanie jak umiałem, ograniczając się, rzecz jasna, wyłącznie do
eleganckich słów, tak jak kiedyś uczyła mnie matka a dziewczyna zamiast
uniesienia okazywała coraz większe zniecierpliwienie.
–
Czyli zachowywałeś się mniej więcej tak samo jak podczas pierwszego spotkania
ze mną – powiedziała Hermiona. – Po początkowym szoku i kilku
złośliwościach, byłeś niezwykle uprzejmy, ale z dużą rezerwą co zrzuciłam na
karb naszej wzajemnej niechęci.
W
jego głosie dało się słyszeć rozbawienie, gdy powiedział:
–
Prawdopodobnie. Z tą różnicą, że kiedy rozmawiałem z tobą, nie byłem
przerażony. Przecież znałem cię od lat i jedyne co mnie krępowało, to fakt, że
do tej pory nie przepadaliśmy za sobą. Tamtej dziewczynie najwyraźniej się jednak
podobałem i nie zraziło jej moje opieszalstwo, bo przysunęła się do mnie i
położyła mi rękę na kolanie. Jednoznacznie i z poufałością przesuwając ją w
górę, jednocześnie nachylając się do mnie w taki sposób, że jej piersi znalazły
się tuż przy moim nosie. To wzbudziło we mnie tak wielką niechęć, że nie byłem
w stanie usiedzieć spokojnie, musiałem udać ból głowy i jak najszybciej się
pożegnać. Wracałem na piechotę, bo nie miałem jeszcze prawa samodzielnej
teleportacji a na schadzkę przybyliśmy łącznie.
Hermiona dotknęła dłoni swojego męża i
poczuła, że jest ona mokra i zimna od potu. Te zwierzenia musiały go wiele
kosztować! Poczuła wzruszenie i wdzięczność, że to właśnie jej zdecydował się
opowiedzieć o sobie. Wiedziała, że jest mu trudno, ale czuła, że jego słowa
płyną prosto ze zlodowaciałego serca. Pamiętała o tym, że jeszcze kilka lat
temu, była ostatnią osobą przed którą Drako chciałby się otworzyć a teraz
siedziała tu przy nim, kilka godzin po złożeniu mu przysięgi małżeńskiej z
której mimo wyjątkowych okoliczności jej wypowiedzenia, pragnęła dotrzymać. Nie
uważała za zdradę rzeczy które oboje dopuszczali do swojej świadomości. Ich
małżeństwo będzie wyjątkowe pod wieloma względami, mało oczywistymi dla innych,
ale będzie zbudowane na zaufaniu. Tak, czuła, że może zaufać Malfoyowi. Była mu
wdzięczna, że dziś porzucił swój ironiczny ton i był mniej szyderczy niż
zazwyczaj. W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że nigdy nie zapomni tej
nocy. I nie dlatego, że to była jej noc poślubna, bo pod tym względem różniła
się od tych tradycyjnych swoją powszedniością. Nie zapomni ciemności, która ich
otaczała niczym ochronna peleryna, tego niezwykłego nastroju, zaufania... Nic
na to nie mogła poradzić – ogarnęła ją fala trudnej do zniesienia
tęsknoty. Zrobiło się jej smutno, tak ogromnie smutno, że wszystko jest takie,
jakie jest i nie ma szansy na zmianę. Nie chciała dokładniej zgłębiać tych
pragnień, które żywiła, nie chciała się tym pragnieniom poddawać. Czuła się z
tym wszystkim cokolwiek żałośnie. Co ona sobie właściwie wyobrażała zgadzając
się na tę rozmowę? Czego oczekiwała?
Draco
umilkł na chwilę, jakby zbierał siły do dalszych zwierzeń a ona nie wiedziała,
czy jest w stanie dalej tego słuchać.
–
Wtedy zacząłem się poważnie nad sobą zastanawiać – powiedział. – Bo
damskie przygody przyjaciela dręczyły mnie od dawna. Stwierdziłem, ku swemu
najwyższemu zdumieniu, że jestem zazdrosny! Pewnego wieczoru, kiedy
siedzieliśmy w licznej grupie po jakiejś naradzie, graliśmy w szachy, piliśmy
ognistą, żartowaliśmy i w ogóle było nam dość błogo, niechcący w rozbawieniu
położyłem rękę na ramieniu mego przyjaciela. Wtedy ogarnęło mnie przemożne
pragnienie, by go do siebie przytulić. Odsunąłem się natychmiast, lecz podczas
dalszej gry w szachy, wciąż odczuwałem jego bliskość i nie mogłem się na niczym
skupić. Pamiętam, że koledzy trochę się ze mnie nabijali, że chyba się
zakochałem, bo nie umiem wykonać żadnego przemyślanego ruchu. Nawet ojciec
Parkinson uczynił jakieś aluzje do Pansy usychającej z tęsknoty. On śmiał się z
innymi, niczego się nie domyślając a ja spoglądałem na niego ukradkiem i
ogarniała mnie coraz większa rozpacz. Stwierdziłem, że jest niewiarygodnie
pociągający. Myśl o nim przepełniała mnie radosnym podnieceniem i nagle
pojąłem, że go pożądam w najbardziej prymitywny sposób. Wymówiłem się
czekającymi na mnie zadaniami domowymi i opuściłem towarzystwo. Wyszedłem na
zewnątrz, powlokłem się w kierunku domu i pragnąłem śmierci, Harmiono!
Jakkolwiek to zabrzmi, moje serce przepełniała miłość do tego człowieka. Czy
możesz zrozumieć, jak ja się wtedy czułem? Słyszałem oczywiście jakieś wzmianki
o tym, że zdarzają się tego typu zboczenia, sądziłem jednak, że to tylko takie
gadanie, jakieś wulgarne żarty kamratów mojego ojca! I oto okazałem się jednym
z mężczyzn, o których moi koledzy opowiadali obrzydliwe i wieloznaczne
historie. Szalałem, płakałem i przeklinałem samego siebie, napawało mnie to
wstrętem, gryzłem palce aż do krwi i błagałem Merlina o pomoc, bym mógł znowu
być normalny, lecz tęsknota do przyjaciela nie opuszczała mnie przez długi
czas. Ani tamtego dnia, ani przez wszystkie następne, dopóki nie wróciłem do
szkoły.
Serce
Gryfonki ścisnął ból wywołany współczuciem i żalem nad jego losem. Pojęła
teraz, jak niewiele wie o ludziach i ich życiu.
–
No, a potem? – zapytała cicho czując się głupio gdy zadawała ciągle to
samo pytanie.
–Najpierw
robiłem wszystko, by stłumić w sobie te skłonności. Było mi o tyle łatwiej, że
Czarny Pan postawił przede mną karkołomne zadanie. Wiedziałem, że jest to
zemsta za nieposłuszeństwo ojca, jednak postanowiłem, że sprostam jego
wymaganiom. Matka szalała z rozpaczy widząc w jakim jestem stanie. W
najśmielszych myślach wtedy nie podejrzewała, że mi tak naprawdę było obojętne
czy zginę z ręki Voldemorta czy nie. W nosie miałem Dumbledore'a, nie liczyłem
się z ofiarami jakie będą musieli ponieść wszyscy którzy staną mi na drodze.
Dla mnie liczyło się tylko to, żeby odkupić winy ojca i chronić markę. Trudno
zliczyć godziny, które spędziłem na błaganiach wznoszonych do sił, które nigdy
nie stały po mojej stronie. Potem wybuchła wojna i inne myśli zaprzątały mą
głowę. Mimo to jeszcze długo kochałem tego człowieka, choć nigdy więcej go nie
spotkałem,. W końcu zrezygnowałem. Spróbowałem zaakceptować to, że jestem inny.
Z czasem uspokajałem się coraz bardziej, lecz nigdy nie odważyłem się choćby
jednym gestem dać poznać, jak to ze mną jest.
Hermiona,
poruszona, przejęta i niecierpliwa usiadła na łóżku.
–
Ale jak zdołałeś wytrwać w... celibacie? Przecież Hogwart, to doskonałe miejsce
na pozyskiwanie nowych znajomości i założę się, że nie byłeś jedyny.
Draco
wzruszył ramionami.
–
Skoro inni mogą, to mogłem i ja, tak w każdym razie rozumowałem. Odrzucałem
myśl o tym, że w Hogwarcie są ludzie podobni do mnie. Za wielka byłaby to pokusa
i za wielkie ryzyko. Zresztą, na siódmym roku nie było łatwo nawet nam-dzieciom
śmierciożerców. Wy szukaliście horkruksów a my wszyscy walczyliśmy o lepsze
jutro. Ja skupiłem się na podwójnej grze jaka stała się moim udziałem, co było
cholernie trudne nieustannie mając obok szpiegów ciemnej strony. Pomogła mi
McGonagall. Nie jestem pewien, ale chyba domyślała się tego co ze mną się
dzieje. Nigdy ani słowem się nie zdradziła, ale czasami patrzyła na mnie tak,
że czułem, czułem, że wie więcej niż chce się przyznać. Po wojnie wszystko
układało się dobrze, chyba nawet sam zacząłem mieć nadzieje, że moje skłonności
minęły. Dopóki nie spotkałem Blaisa...
Hermiona
czekała.
On
zaś długo się wahał, jakby to było coś, do czego powraca się z trudem i
wyłącznie z konieczności.
–
To Blaise wykazał inicjatywę. Już wtedy był niezwykle doświadczony. Odczuwał
zawsze do mnie sympatię, jednak wcześniej, w szkole, nie zwracałem na to uwagi.
Teraz sposób, w jaki na mnie patrzył, przeciągle, w zamyśleniu,
przyzwalająco... Wprost nie wierzyłem własnym oczom! Ma niezwykle pociągającą
powierzchowność, zresztą widziałaś go. Pogrążałem się bez reszty, przywracał mi
nadzieję, był wyrozumiały i przesympatyczny. Zarazem jednak z całych sił
zwalczałem w sobie tę skłonność choć czułem, że już dawno poległem. To wtedy
matka zauważyła, że ze mną jest coś nie tak. Był najwyższy czas abym się
zdeklarował co do planów małżeńskich z jedną z dziewczyn, które już dawno były
dla mnie wybrane, jednak ja unikałem tematu. Na początku matka podejrzewała
mnie o romans z jakąś dziewczyną spoza elity. Szybko jednak się zorientowała,
ku komu zwróciłem swoje uczucia. Wykrzyczała mi wszystko prosto w twarz. Z
przyzwyczajenia zaprzeczałem, jednak nic to nie dało. Kazała mi się wyprowadzić
a ojca przekonała, że miał racje i czas abym nauczył się samodzielności.
Choć
jeszcze jakiś czas temu Malfoyowi trudno było zacząć, teraz słowa wprost go
dławiły, zdania płynęły, nie zawsze ze sobą powiązane. Jakby chciał po prostu
wyrzucić to naraz z siebie, wszystko jedno w jakiej kolejności.
–
Że też twoje nerwy to wytrzymały – powiedziała Hermiona.
–
Wielokrotnie byłem bliski załamania, bardziej niż w czasie wojny a może po
prostu inaczej – przyznał. – Wiem, że zachowywałem się w tym czasie
dziwnie. Rozmawiałem dużo z kobietami, żeby udowodnić Merlin wie komu... Och,
Hermiona, tak okropnie się bałem! Byłem jak sparaliżowany ze strachu. Aż
pewnego dnia Blaise zapytał mnie, czy nie zechciałbym odwiedzić wraz z nim jego
przyjaciół. Z wahaniem i niejaką podejrzliwością przystałem na tę propozycję.
Teraz Gryfonka pragnęła, by
światła były znowu zapalone. Chciała spojrzeć w jego oczy i chciała, by on mógł
dostrzec sympatię w jej wzroku. Czuła, że jej w tej chwili potrzebuje, ujęła
więc jego rękę i uścisnęła pospiesznie, po czym odsunęła się na bok. – Zbytniej
poufałości atmosfery chyba by mimo wszystko nie chciał – pomyślała. Draco znowu
na chwilę zamilkł, po czym podjął opowiadanie:
–
Okazało się, że Blaise już dawno się domyślał! Przejrzał mnie, choć nie wiem,
jakim sposobem. Może moje zwracające uwagę zachowanie było dla niego zbyt
oczywiste a może mój przerażony wzrok, poszukujący jego spojrzenia, był zbyt
wymowny. Koniec końców, poznałem jego przyjaciół! Byli tacy jak ja i było ich
naprawdę wielu! Zaniemówiłabyś, gdybym ci wymienił nazwiska. Z początku czułem
się okropnie skrępowany, oni jednak odnosili się do mnie życzliwie i ze
zrozumieniem, opowiadali o swoim życiu, zdumiewająco podobnym do mojego. Lecz
najważniejsze ze wszystkiego było, że nauczyli mnie uznać w końcu to, co
niepojęte. Nie odczuwać nigdy wstydu, ale też nigdy nie odsłaniać się wobec
innych ani nie wydać nikogo z nich, moich nowych współbraci, bo nie mieliśmy
wątpliwości, że szeroko rozumiana tolerancja do nas nie ma zastosowania.
Uświadomili mi, że najtrudniej jest się pogodzić z osądem środowiska, bo czym
innym była pobłażliwość dla starego Archiego, który lubił damskie fatałaszki
mugoli a czym innym pogodzenie się z faktem, że nikomu nic do tego kto z kim
sypia. Sami byli bardzo szczęśliwi, że zdołali pokonać własną rozpacz i
pogodzić się z otaczającą niesprawiedliwością. Część z nich udawała się nawet
do świata jugoli, żeby tam manifestować swoją przynależność.
Mocno
zacisnął spoczywające na kolanach pięści.
–
Tego wieczora Blaise przyszedł do mojego mieszkania – powiedział
spokojnie. – I więcej chyba nie potrzebuję ci mówić.
–
Nie musisz – przyznała Hermiona ze łzami w oczach i głosem, który
zdradzał jej uczucia. – Więc to z Blaisem było w istocie twoim jedynym
prawdziwym... związkiem?
–
Tak. Przez dwa lata wszystko układało się fantastycznie. W końcu, jak wiesz,
zostaliśmy ujawnieni. Był taki nieostrożny, jakby mój niepokój sprawiał mu
przyjemność. Głupio pewny siebie, jakby uważał, że nie można go zranić, albo że
jest nieśmiertelny czy coś w tym rodzaju, nie wiem. A teraz mnie opuścił. Jego
nowy partner to obcokrajowiec, od niedawna w Londynie, dlatego nie miał żadnych
skrupułów, by donieść na mnie jako na byłego przyjaciela Zabiniego. Wiesz, gdy
sam padał, chciał pociągnąć za sobą także innych, nie zważając na
konsekwencje...
Hermiona
skinęła twierdząco:
–
Chyba większość ludzi ma takie skłonności.
–
Tak. Jeszcze dziś będę musiał pojechać do Ministerstwa z powodu oskarżenia
przed Wizengamotem.
Dzisiaj?
Tak, przecież zbliża się świt. Jej noc poślubna dobiegła końca.
–
Pojadę z tobą.
–
Lepiej nie, Hermiono. To będzie dosyć... nieprzyjemne, ta cała sprawa. Nie wiem
jak to się skończy. Boję się.
–
Ale ja mogę wesprzeć twoje zeznania. Sam mówisz, że nie dasz rady oprzeć się
temu co wobec ciebie mają zastosować. Ja nie jestem aż taka podatna. Czy
myślisz, że jakaś sprawa sądowa w ogóle będzie konieczna? Małżeństwo nie jest
wystarczającym dowodem?
–
Może i jest. Nie mam pojęcia. W każdym razie powinno być ważnym argumentem. Nie
przypuszczam, by ludzie powszechnie wiedzieli, że są tacy, którzy mogą
utrzymywać stosunki z przedstawicielami obu płci. Pamiętaj, że w naszym świecie
to temat tabu. W tych okolicznościach to nawet lepiej. Jeśli jednak wiedzą, to
formalne małżeństwo niewiele mi pomoże. W przeciwnym razie...
Nagle
zerwał się z łoża.
–
Na wrota Azkabanu! Zapomnieliśmy o ważnej sprawie! Cholera, czemu nic nie
mówisz?! Przecież twoją cześć też trzeba ratować, Granger!
Hermiona przyglądała mu się, gdy
różdżką zapalał świece, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Dziwnie się poczuła,
widząc go znowu – przez dłuższy czas byli tylko głosami w mroku, który
teraz powoli ustępował szarości świtu. Nagle wydawało jej się czymś niepojętym,
że ten silny, zdecydowany, obcy mężczyzna wyznał jej takie zdumiewające
szczegóły o swoim życiu. Tak, bo przecież mimo wszystko Draco Malfoy był dla
niej obcym człowiekiem. Jeszcze do całkiem niedawna wrogiem. Przeniknął ją
dreszcz.
Z tym oto człowiekiem będę dzielić
całe moje życie, pomyślała. Nie mogła pozwolić, by uświadomienie sobie tego
sprawiło jej przykrość.
Za
pomocą różdżki Draco naciął sobie lekko opuszek palca i wycisnął krew. W
świetle świec sprawiała wrażenie prawie czarnej.
–
Przesuń się – nakazał.
Posłuchała
bez protestu, niczego nie pojmując. Jej mąż strząsnął kilka kropel krwi na
prześcieradło, mniej więcej pośrodku łoża.
–
No! – odetchnął zadowolony. – Rano rozejdą się pogłoski, że
małżeństwo Dracona Lucjusza Malfoya z panną Hermioną Jane Granger zostało
dopełnione.
Hermiona
odetchnęła także.
–
Jesteś szalony, ale to bardzo miło z twojej strony. Dzięki za troskliwość, choć
nie wiem czy to ma dla kogokolwiek znaczenie.
–
To może pomóc nam obojgu, zaufaj mi – uśmiechnął się przyjaźnie, ale z
nutą przebiegłości.
Hermiona
zaczęła się śmiać, powątpiewając w skuteczność spełnionych starych,
arystokratycznych tradycji. Przecież chyba nikt nie może być tak naiwny, żeby
nie móc podważyć takiego, wątpliwego argumentu.
–
Sądzę, że bywają nudniejsze noce poślubne!
On
także roześmiał się serdecznie.
–
Przypuszczam, że bardziej dręczące także! Dziękuję ci za twoje zrozumienie i za
to, że chciałaś mnie wysłuchać!
–
Czy rozmowa ze mną pomogła ci trochę? Chodzi mi o to, czy odczułeś ulgę?
–
Och, jeszcze jak! Wszystko wydaje mi się teraz jakieś dużo czystsze i
łatwiejsze.
–
Ja też mam takie uczucie. Rozumiem teraz dużo więcej. Draco, przed chwilą
wystraszyłam się, że wcale cię nie znam. Że wyszłam za mąż za obcego człowieka
i że będziemy musieli żyć w bardzo niekonwencjonalnym związku. Ale przecież to
samo odnosi się także do ciebie. Czy ta myśl nie przeraża cię trochę?
Draco
nie zgasił jeszcze świecy i patrzył teraz na nią w zamyśleniu. Ma takie smutne
oczy – pomyślała mimochodem.
–
Wczoraj, przez chwilę, miałem podobne wątpliwości. Uspokoiłem się jednak, bo
właśnie takie małżeństwo jak nasze może dawać nam więcej swobody niż inne,
bardziej tradycyjne. Nasz znajomość jest niezwykle burzliwa ale związek oparty
jest na wzajemnym zrozumieniu i szacunku, prawda? Unikniemy tej uczuciowej
szamotaniny, która niewątpliwie musi się pojawiać w bardziej intymnym
współżyciu, jak zazdrość, lęk, że przestanie się być atrakcyjnym dla drugiej
osoby i przez to mniej kochanym, czy też takiej uczuciowej bliskości, która
pozbawia człowieka własnego ja. Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę z założenia,
że każdy człowiek ma prawo zachować jakiś mały kącik w duszy, miejsce, do
którego nikt inny nie ma dostępu. Tego właśnie bardzo wielu małżeństwom brak.
Chce się posiadać swojego partnera bez reszty, nie toleruje żadnych jego
zainteresowań, nawet najbardziej niewinnych. Na początku może się to wydawać
fascynujące, jednak szybko nuży i wywołuje irytacje.
Hermiona
skinęła głową.
–
Myślę, że nasze małżeństwo, może być bardzo wartościowe. W końcu oboje jesteśmy
niesamowicie inteligentni i jednego można być pewnym, nie grozi nam nuda –
roześmiała się swobodnie w co on chętnie się włączył tym samym dając do
zrozumienia, że się zgadza.
–Czuję
się teraz dużo spokojniejsza. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Ja się tak
okropnie boję, by nie stać się dla ciebie zawadą. To nieznośne uczucie, które
towarzyszy mi od dnia kiedy właściwie poprosiłam cię o małżeństwo.
On
uśmiechnął się serdecznie. Zawsze, gdy się uśmiechał, jego wzrok nabierał
jakiegoś szczególnego ciepła.
–
Nigdy nawet o niczym takim nie myśl. Chciałem ci jednak powiedzieć, że to samo
dotyczy mnie. Za nic nie chciałbym być ci w niczym przeszkodą a o rękę mimo
wszystko ja Cie poprosiłem, nie odbieraj mi tych zasług, przewrotna kobieto.
–
Wiesz, że nie jesteś żadną zawadą i nie nazywaj mnie przewrotną, tleniony
łobuzie – roześmiała się wesoło. – Och, jaka się zrobiłam zmęczona,
właśnie teraz.
–
To zrozumiałe. Dzień był naprawdę męczący! Ci wszyscy napompowani głupcy i ta nieznośna
etykieta. Że tez moi rodzice nie mogą sobie tego odpuścić. Najważniejsze, że
mamy już to za sobą. Spróbujmy może przespać się trochę.
Ułożyli się, każde na swojej połowie
łoża, w odpowiedniej od siebie odległości. Hermiona zasnęła natychmiast po przyłożeniu
głowy do poduszki, Draco, który czuł się teraz wyzwolony i uspokojony, wkrótce
potem także zapadł w głęboki sen.
Gdy rano zjawiła się tradycyjna
procesja, mająca stwierdzić, że wszystko odbyło się tak jak trzeba, leżeli
oboje już znacznie bliżej siebie. We śnie odnaleźli też nawzajem swoje ręce
które teraz leżały splecione w czułym uścisku.
Odwiedziny te były niezbędne, Draco
pochodził bowiem ze starej, arystokratycznej rodziny, a w takich wypadkach
obyczaj nakazywał, by delegacja znakomitych mężów i dam potwierdziła spełnienie
małżeństwa. Dawnymi czasy było znacznie gorzej, bowiem szlachetni panowie i
panie spędzali całą noc poślubną w pokoju młodej pary. W końcu jednak, w wyniku
powszechnej presji, wymagania ograniczono.
Dwoje „przestępców”, Hermiona i Draco,
przyjęło to z wdzięcznością i niejakim rozbawieniem.
Procesja weszła cichutko, na palcach,
i otoczyła kołem ogromne łoże. Nie padło ani jedno słowo, by nie przeszkadzać
najwyraźniej bardzo utrudzonym nowożeńcom.
Szlachetni panowie i panie kiwali
głowami. Wszystko wyglądało znakomicie. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że świece
wypaliły się prawie do końca.
*informacje
od J.K.Rowling (Potter Moore) z bloga Harry Potter Kolekcja
Tak długo czekałam i wreszcie jest. Cudowny,poruszający, piękny. Czułam się jakbym była w tej sypialni razem z nimi,naprawdę. Mówiłam już,że piszesz w sposób genialny,ale będę to powtarzać ciągle i każdemu,kto tylko czyta Dramione,bo naprawde warto czytać Twoje opowiadania. Czekam na rozwoj wydarzen i mam nadzieję,ze kolejny rozdzial pojawi sie nieco szybciej niż ten,chociaż opłaciło się czekać. Zycze weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPostaram się. Bardzo dziękuję Ci za opinię i niezmiennie cieszę, że Ci się podoba :) Również pozdrawiam!
UsuńWow! Piszesz wspaniale, super opisałaś motyw homo. Czytając, mówiłam, by nagle stwierdził, że jest bi, że zakochał się w Hermionie, że znalazł swój ideał kobiety. Ale nie, bo po co ;p!
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój blog http://dramione-bjjjk-nel.blogspot.com/ - jak go skończę, to może podkradnę ten wątek orientacji Dracona ;)
Haha, cierpliwości :) Fajnie, że Ci się podoba :)
Usuń