1 marca 2015

Szach i mat, Kochanie V


Witajcie. Przepraszam za opóźnienie, ale męczyłam się z tym rozdziałem okropnie, ponieważ ciągle w moim mniemaniu był zbyt podobny do pierwowzoru a przecież nie chodzi o to, żeby odwzorowywać czyjąś pracę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Przekupuję Was trochę ilością tekstu, bo to chyba najdłuższy post w mojej krótkiej, co prawda, karierze  :) Bardzo ciekawa jestem Waszej opinii więc usilnie proszę o pozostawienie po sobie komentarza. Nie wiem czy opowiadanie Wam się podoba i czy je ciągnąć, liczę więc na szczere opinie. Miłego czytania! 

Rozdział V

Draco, zawsze taki powściągliwy, jeśli chodziło o osobiste sprawy... teraz oświadczył, że jego dotychczasowe życie było piekłem. Cóż. Mogła się tego spodziewać. W końcu po wojnie nie było to żadną tajemnicą, jednak wewnętrznie czuła, że źródło żalu tkwi gdzieś indziej.

Skinęła głową na znak, że słucha.

 – Tyle się domyślam, jednak nadal jest wiele rzeczy, których nie rozumiem.

 – Ja także nie.

 – Czy zawsze byłeś taki?

Na jego twarzy pojawiła się irytacja. Nie o tym chciał rozmawiać, jednak wiedział, że Granger to uparta koza i mu nie odpuści tak łatwo. Spodziewał się tej rozmowy od momentu, kiedy zrozumiała kim on jest.

 – Nie wiem. Tak naprawdę to wcale nie jestem pewien. Dlaczego pytasz?

 – Bo Tomas mówił mi sporo na ten temat. No wiesz, o tym, że jeśli się człowiek taki urodził, to już się nigdy nie zmieni, nawet jakby bardzo chciał. Żadne zaklęcia, kuracje czy eliksiry na nic się zdadzą. To jest jak druga natura i nie należy z nią walczyć. Według niego, trzeba się z tym pogodzić i nauczyć z tym żyć. Wyjaśnił mi też, że są osoby, które mogą…no wiesz, z osobami obojga płci – zamilkła zażenowana swoją otwartością.

– Hermiona, nie wstydź się ze mną rozmawiać na ten temat. To dla mnie normalne. Dowiedziałaś się czegoś więcej?

 – Tak. On mówił, że ci którzy stali się... (była speszona faktem, że musi użyć tego słowa)... perwersyjni pod wpływem okoliczności zewnętrznych, mają szansę na zmianę swoich skłonności. Co o tym myślisz?

 – Nie bardzo w to wierzę. Nie żebym nie chciał, ale zrozum, że gdyby sprawa była taka prosta, wielu do tej pory by odniosło zwycięstwo. Jestem pewien, że dużo z tego, co on mówi, jest prawdą, ale to problem znacznie bardziej skomplikowany. Wymaga na pewno większych badań, mniej amatorskich - bez urazy dla Twojego przyjaciela.

– Nie nazywaj go moim przyjacielem.

– No dobrze, nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi…

– Mi już to nie grozi – przerwała z ironią – ale wróćmy do tematu. To prawda, że są ludzie mogący żyć z osobami obojga płci? – wrodzona ciekawość Hermiony wzięła górę nad skrępowaniem.

– Sam znam  kilku panów, którzy mogą utrzymywać stosunki i z kobietami, i z mężczyznami. Jeden z nich jest żonaty i ma dzieci, a jego sekretna skłonność jest całkowitą tajemnicą, i dla żony i dla innych z jego otoczenia. Wiem też, że jedna z naszych wspólnych znajomych, ma podobne skłonności do moich choć oficjalnie jest przykładną żoną i matką. Niewiele osób wie, że prawdziwe spełnienie znajduje w ramionach swojej sekretarki. Na pewno gdyby wyszedł ten fakt na jaw, straciłaby nie tylko pracę.

Hermiona była, rzecz jasna, bardzo ciekawa szczegółów, bo był to dla niej nowy temat, płaszczyzna której wcześniej w ogóle nie znała. Ba, nawet nie domyślała się jej istnienia, jednak nie chciała być wścibska. Czuła się lekko zawiedziona, że jej mąż tak kategorycznie sprzeciwił się tezie wysuniętej przez Tomasa. Wiedziała, że to niemądre z jej strony, ale chyba w głębi duszy, miała nadzieję, że z Malfoyem sprawa nie jest całkiem przegrana. Przecież on był taki męski. Wiedziała, że mnóstwo kobiet się za nim ugania. Nawet ona sama powłóczyła za nim wzrokiem, choć traktowała go jak przyjaciela. Gdyby chociaż był biseksualistą, ale nie, on musiała mieć przecież pecha po całości! –Oj Granger –skarciła się w duchu – facet ci się zwierza a tobie ciągle mało. To oczywiście bardzo niesprawiedliwe, że ludzie musieli ukrywać swoje szczęście, przed ciekawskim wzrokiem innych. Cholera! Przecież nie robili nic złego i nie krzywdzili nikogo w większym stopniu niż to ma miejsce na co dzień wśród heteroseksualistów. Jaka ona była ślepa, do głowy jej nie przyszło, że gdy ona zamartwiała się faktem utraty dziewictwa, inni musieli ukrywać swoje prawdziwe ja i to w świecie w którym odmienność nie powinna budzić większych kontrowersji. No, ale pamiętała tez soją pierwszą reakcje i teraz poczuła się jak hipokrytka. Tak, innych bardzo łatwo się ocenia. Zorientowała się, że od kilku chwil nie słucha monologu mężczyzny, siedzącego obok niej. Spróbowała się skupić na tym, co Malfoy właśnie mówił.

 – Zrozum, ja naprawdę nie potrafię kochać kobiet. Żadnych!

 – Próbowałeś?

Draco milczał.

 – Opowiedz  – poprosiła łagodnie, jakby chciała mu okazać cierpliwość i wyrozumienie, czuła się winna, bo gdy on walczył z własnymi demonami, ona myślami była całkowicie gdzieś indziej.

Gdy wciąż nie odpowiadał, zapytała:

 – Czy ty czujesz niechęć do samego siebie? Bo to chyba nie byłoby właściwe.

 – Nie, to nie tak  – odparł szczerze.  – Dla mnie uczucie do mężczyzn jest czymś naturalnym, normalnym. To reakcja innych sprawia, że odczuwam wstyd.

 – Rozumiem. Słuchaj Draco. Wiem, że nasza przyjaźń była budowana na innych podstawach, ale czy mogę pytać otwarcie?

 – Proszę.

 – Czy ty ich pożądasz? Mężczyzn, których spotykasz?

– Nie, Hermiono, to nie tak. Pomyśl, co czujesz, kiedy jesteś zakochana? Czy od razu pragniesz tego mężczyzny, chcesz iść z nim do łóżka?

 – No coś ty! To przychodzi przecież z czasem. Najpierw rodzi się sympatia, uczucie więzi, pewnego przyzwyczajenia. Dopiero potem przychodzi pragnienie poznania się głębiej w fizycznym znaczeniu tego określenia.

Potwierdził skinieniem głowy czego ona chyba nie dostrzegła. Gdy to do niego dotarło, powiedział:

 – Dokładnie tak. Coś serdecznego pomiędzy mną a innym mężczyzną może narastać bardzo, bardzo powoli. I ostrożnie, nieskończenie ostrożnie, poprzez długi okres przyjaźni i koleżeństwa. Następnie pojawia się właśnie pragnienie, by... żyć razem.

 – Przecież to dokładnie tak samo, jak między kobietą i mężczyzną!  – wykrzyknęła.

 –Oczywiście! To jest właśnie to, czego ludzie nie chcą zrozumieć. Miłość, serdeczność. Intuicyjne porozumienie dwojga ludzi. Chęć opiekowania się tą druga osobą. Poczucie bezpieczeństwa. Wszystko to samo, tylko płeć się nie zgadza, bo jest taka sama.

 –  A kiedy odkryłeś, że jesteś taki?

Czuła się cokolwiek nieswojo, nazywając go „takim”, ale dotychczas nie znalazła innego określenia. Wiedziała, że zadając to pytanie nadal ma niewielką nadzieję, że Tomas jednak miał rację i że Dracona ukształtowały jakieś zewnętrzne okoliczności, z którymi zetknął się we wczesnym okresie swojego życia. Ta raczej płonna nadzieja świadczyła tylko o tym, że wciąż nie porzuciła daremnych marzeń w związku z tym małżeństwem a przecież wiedziała, że nigdy nie powinna ich mieć.

Minęło trochę czasu, nim odpowiedział.

 – Jeśli chodzi o dzieciństwo, to nic takiego nie mogę sobie przypomnieć  – zaczął niechętnie, siadając wygodniej, opierając się plecami o wysoki stos poduszek.  – Żebym się nie wiem jak starał, niczego szczególnego sobie nie przypominam. Byłem jedynym dzieckiem dorastającym w naszym dworze, który był w posiadaniu mojej rodziny od wielu wieków. Wiadomo było od samego początku, że muszę zostać kimś wyjątkowym. Byłem przecież czarodziejem czystej krwi pochodzącym z jednego z najstarszych rodów. Dorastałem jednak w atmosferze nieutulonego żalu, że Czarnemu Panu nie udało się przejąć władzy nad światem. Moi rodzice, gorąco popierali tego szaleńca. Zresztą historia naszej rodziny nosiła ślady czarnej magii, więc taki obrót rzeczy był jakby naturalny. Światem moich przodków zawsze rządziły koligacje rodzinne i korupcja. Nigdy nie wahali się sięgnąć głębiej do skarbca lub pociągnąć za odpowiednie sznurki, żeby osiągnąć swoje cele, więc popieranie Voldemorta, który przyzwalał na to wszystko i chełpił się wiedzą czarno magiczną, było oczywiste. Pamiętam jednak, że bardzo wcześnie zaczęto mnie upominać, że takie uczucia nie powinny być wyrażane poza wąskim gronem naszej rodziny i najbliższych przyjaciół „inaczej tatuś może wpaść w tarapaty”. Ciągle to słyszałem.

– Nie byłeś chyba wtedy bardzo duży, prawda?

Uśmiechnął się, słysząc troskę w jej głosie.

 – Nie, miałem nie więcej niż cztery, może pięć lat gdy zaczęto mi to wbijać do głowy. Prawie zawsze zadawałem się z czystej krwi dziećmi byłych śmierciożerców, którzy pozostali przyjaciółmi ojca. Byli wychowywani na podobnych zasadach co ja. Oczywistym więc było, że do Hogwartu, jako jedenastolatek, przybyłem z małym gangiem przyjaciół z którymi dorastałem i których uważałem za przyjaciół. Tylko oni wiedzieli jak to jest być dzieckiem sługi Czarnego Pana.

A więc wreszcie uzyskała potwierdzenie swoich podejrzeń co do dzieciństwa Draco! Wiedziała jednak, że to jeszcze nie koniec.

– Oczywiście jak każde dziecko w naszym wieku, znałem doskonale opowieść o Potterze, Chłopcu-Który-Przeżył. Mój ojciec gorliwie głosił teorię, że Harry musiał być niezwykle potężnym czarodziejem, skoro przeżył śmiertelny atak a potem skutecznie zniknął ze świata czarodziejów. Wpajał mi, że Potter może być naszą druga szansą, której tym razem nie zmarnujemy. Tłumaczył mi, że muszę się zaprzyjaźnić ze Złotym Chłopcem na długo przed tym, nim po raz pierwszy go zobaczyłem.* Matka natomiast dostawała histerii słysząc nalegania ojca. Bała się mojego wyjazdu do szkoły.

 – Biedni ci twoi rodzice  – szepnęła.  – Chcieli cię chronić, a nie wiedzieli w jaki sposób najlepiej to uczynić...

 – Tak. Chyba masz racje. Dziękuję, że to powiedziałaś, bo do tej pory chyba tego nie dostrzegałem. W miarę jak zbliżał się czas wyjazdu do Hogwartu, matka odnosiła się do mnie z histeryczną wręcz troskliwością. Chyba dlatego, że podświadomie wiedziała, że byłem jedynym, który mógł przekazać rodowe nazwisko następnemu pokoleniu. Nie wolno mi było nigdzie chodzić, nic robić. Wszystko było niebezpieczne! Odetchnąłem gdy nadszedł czas wyjazdu do szkoły. Matka zalewała się łzami i próbowała przekonać ojca, że stać nas na kształcenie w domu, bo w wyjeździe do Hogwartu dostrzegała tylko rosnące niebezpieczeństwo. Widziała też, że przegrywa walkę o mnie, bo coraz bardziej upodabniałem się do swojego ojca.

            Hermiona próbowała właśnie w tym szukać wytłumaczenia dla jego skłonności, lecz nie mogła uwierzyć, żeby to naprawdę mógł być powód. Wielu chłopcom rodzice okazują nadopiekuńczość lub nadmierne wymagania, a mimo to wyrastają na normalnych mężczyzn.

 – No właśnie. A twój ojciec?

Draco zmarszczył brwi.

 – Ojciec uważał, że powinienem zmężnieć i wydorośleć. Zresztą, miałem misję do spełnienia. Plan zaprzyjaźnienia się z Potterem spędzał Lucjuszowi sen z powiek. A ja go zawiodłem. Potter wolał Weasleya, w nauce zaś najlepsze oceny miałaś ty. Ojciec się wściekał i nie zwracał uwagi na to, że ja we wszystkim staram się być do niego podobny. Chodziłem jak on, ubierałem się jak on, byłem pogardliwy dla wszystkich spoza naszego kręgu. Jednak to nie spełniało wybujałych ambicji mojego ojca. Matka płakała często przez niego. Bała się o mnie gdy oboje czuli palący coraz bardziej znak Czarnego Pana. W czwartej klasie, jako jeden z niewielu wierzyłem w to co Potter opowiadał o odrodzeniu Voldemorta, bo uzyskałem potwierdzenie z ust moich rodziców. Pamiętam, że po powrocie na wakacje, moje życie uległo zmianie. Czarny Pan powrócił, a to oznaczało, że Malfoyowie jeszcze mogą odzyskać swoją świetność, że dni chwały powrócą. Jednak matka nie wydawała mi się zachwycona zaistniałą sytuacją i często kłóciła się o to z ojcem. Wtedy tego nie rozumiałem. Przypominam sobie jednak dziwny fakt, którego nie umiem powiązać z resztą. Odkąd pamiętam, ojciec miał w swoim pokoju wiele obrazów. Nie lubiłem tam chodzić.  Jakiś czas po powrocie Czarnego Pana zniknęły, a matka i ojciec jakby zbliżyli się trochę do siebie.

 – A co to były za obrazy?

Draco skrzywił się i wzruszył ramionami. Albo nie pamiętał, albo nie chciał odpowiedzieć co ona instynktownie wyczuła.

 – A potem?  drążyła ostrożnie Hermiona.

 – Ech, potem właściwie nie działo się nic. Byłem zazdrosny o Pottera, bo wszyscy śmierciożercy, choć szczerze go nie znosili, to mówili o nim poważnie jako o przeciwniku a mnie ciągle wyśmiewali i degradowali do roli uczniaka. Oczywiście dzięki Umbrige mogłem się trochę na was mścić, co przynosiło mi niebywałą satysfakcje. Wreszcie byłem lepszy od Pottera. Byłem prefektem, członkiem Brygady Inkwizycyjnej i odkryłem wasz spisek z Gwardią Dumbledore'a. Niestety Potter znowu zagrał mi na nosie. Nie dość, że uniknął wyrzucenia ze szkoły, to jeszcze przyczynił się do uwięzienia mojego ojca w Azkabanie.

 – Interesowali cię wtedy chłopcy, czy dziewczęta?

 – Właśnie tego nie mogę sobie przypomnieć. Matka chciała, bym trzymał się z daleka od planów ojca, który oczekiwał, że wstąpię w szeregi śmierciożerców. W naszym środowisku było to normalne, że w pewnym wieku dzieci są werbowane do służby Czarnemu Panu. A ja chciałem udowodnić, że jestem godzien zastąpić ojca. Często spotykałem się  wtedy ze zwolennikami Voldemorta. Słyszałem, jak moi nowi koledzy opowiadają o dziewczynach i miłosnych przygodach. Słuchałem i myślałem sobie, że z pewnością nadejdzie taki czas, kiedy i ja zacznę zbierać konkretne doświadczenia. Do tej pory, największą miłosną przygodą z moim udziałem, było kilka pospiesznych uścisków i  całusów skradzionych Parkinson podczas Balu Bożenarodzeniowego w czwartej klasie. Byliśmy po kilku głębszych i nie specjalnie pamiętam co wtedy czułem. Jednak potem…– Draco z trudem przełknął ślinę.  – Nie wiem, czy będę w stanie opowiadać dalej.

 – Proszę cię, spróbuj  – poprosiła Hermiona półgłosem.  – Chciałabym zrozumieć choć trochę z twojego świata, którego teraz jestem częścią...

Skinął głową. W blasku świec, teraz już prawie całkiem wypalonych, widać było jego pobladłą twarz. Hermiona wyciągnęła rękę i zdusiła tlący się jeszcze płomyk najbliższej świecy. Draco uczynił to samo z pozostałymi, wcale nie używając do tego magii. Pokój pogrążył się w nieprzeniknionym mroku. Zdawało się, że to właśnie odpowiada Ślizgonowi najbardziej.

 – Był tam pewien młody chłopak  – zaczął wyraźnie spięty.  – Jeden z moich towarzyszy. Polubiliśmy się bardzo od pierwszej chwili i trzymaliśmy się razem bez względu na okoliczności, które nie zawsze były sprzyjające. On jednak często spotykał się z dziewczętami i zawsze nalegał, bym mu towarzyszył. To, że się wzbraniałem, uznał za moją nieśmiałość wobec dziewczyn. Ja natomiast nie odczuwałem żadnej potrzeby spotykania się z nimi, rozumiesz mnie? Nic mnie nie obchodziło to, jak wyglądają ani jakie są. Coraz częściej natomiast łapałem się na tym, że pragnę dotykać mojego przyjaciela, bawić się włosami na jego karku, czynić drobne przysługi, masować spięte plecy. Chciałem dawać mu widoczne dowody sympatii, na przykład obejmować go, kiedy coś mnie radowało, albo pocieszać, kiedy był smutny. Wciąż jeszcze niczego nie pojmowałem, bo podobnie jak ty, niewiele wiedziałem tego typu skłonnościach. Nie wyniosłem z domu potrzeby czułości. W dzieciństwie nikt się nade mną w ten sposób nie rozczulał a ja nagle poczułem potrzebę okazywania swoich uczuć w taki „słaby” sposób i pomyślałem wtedy, że to naturalna potrzeba człowieka, której spełnienie w moim przypadku zaniedbano. Kiedyś mój przyjaciel podstępem zaciągnął mnie na spotkanie z dwoma chętnymi dziewczynami. Wszystko tak urządził, że znalazłem się sam na sam z jedną z nich na ogrodowej ławce. Wokół był romantyczny nastrój a ona była naprawdę bardzo ładna i pociągająca pod każdym względem. Nie była też nieśmiała, jasno dawała do zrozumienia, że wystarczy jedno moje skinienie a chętnie dobierze mi się do spodni. Każdy rozsądny chłopak w moim wieku, bez wahania przystałby na takie zaproszenie, ale ja ze strachu byłem jak sparaliżowany. Nie wiedziałem, czego się ode mnie oczekuje, i okazywałem jej swoje zainteresowanie jak umiałem, ograniczając się, rzecz jasna, wyłącznie do eleganckich słów, tak jak kiedyś uczyła mnie matka a dziewczyna zamiast uniesienia okazywała coraz większe zniecierpliwienie.

 – Czyli zachowywałeś się mniej więcej tak samo jak podczas pierwszego spotkania ze mną  – powiedziała Hermiona.  – Po początkowym szoku i kilku złośliwościach, byłeś niezwykle uprzejmy, ale z dużą rezerwą co zrzuciłam na karb naszej wzajemnej niechęci.

W jego głosie dało się słyszeć rozbawienie, gdy powiedział:

 – Prawdopodobnie. Z tą różnicą, że kiedy rozmawiałem z tobą, nie byłem przerażony. Przecież znałem cię od lat i jedyne co mnie krępowało, to fakt, że do tej pory nie przepadaliśmy za sobą. Tamtej dziewczynie najwyraźniej się jednak podobałem i nie zraziło jej moje opieszalstwo, bo przysunęła się do mnie i położyła mi rękę na kolanie. Jednoznacznie i z poufałością przesuwając ją w górę, jednocześnie nachylając się do mnie w taki sposób, że jej piersi znalazły się tuż przy moim nosie. To wzbudziło we mnie tak wielką niechęć, że nie byłem w stanie usiedzieć spokojnie, musiałem udać ból głowy i jak najszybciej się pożegnać. Wracałem na piechotę, bo nie miałem jeszcze prawa samodzielnej teleportacji a na schadzkę przybyliśmy łącznie.

Hermiona dotknęła dłoni swojego męża i poczuła, że jest ona mokra i zimna od potu. Te zwierzenia musiały go wiele kosztować! Poczuła wzruszenie i wdzięczność, że to właśnie jej zdecydował się opowiedzieć o sobie. Wiedziała, że jest mu trudno, ale czuła, że jego słowa płyną prosto ze zlodowaciałego serca. Pamiętała o tym, że jeszcze kilka lat temu, była ostatnią osobą przed którą Drako chciałby się otworzyć a teraz siedziała tu przy nim, kilka godzin po złożeniu mu przysięgi małżeńskiej z której mimo wyjątkowych okoliczności jej wypowiedzenia, pragnęła dotrzymać. Nie uważała za zdradę rzeczy które oboje dopuszczali do swojej świadomości. Ich małżeństwo będzie wyjątkowe pod wieloma względami, mało oczywistymi dla innych, ale będzie zbudowane na zaufaniu. Tak, czuła, że może zaufać Malfoyowi. Była mu wdzięczna, że dziś porzucił swój ironiczny ton i był mniej szyderczy niż zazwyczaj. W tym momencie zdała sobie sprawę z tego, że nigdy nie zapomni tej nocy. I nie dlatego, że to była jej noc poślubna, bo pod tym względem różniła się od tych tradycyjnych swoją powszedniością. Nie zapomni ciemności, która ich otaczała niczym ochronna peleryna, tego niezwykłego nastroju, zaufania... Nic na to nie mogła poradzić  – ogarnęła ją fala trudnej do zniesienia tęsknoty. Zrobiło się jej smutno, tak ogromnie smutno, że wszystko jest takie, jakie jest i nie ma szansy na zmianę. Nie chciała dokładniej zgłębiać tych pragnień, które żywiła, nie chciała się tym pragnieniom poddawać. Czuła się z tym wszystkim cokolwiek żałośnie. Co ona sobie właściwie wyobrażała zgadzając się na tę rozmowę? Czego oczekiwała?

Draco umilkł na chwilę, jakby zbierał siły do dalszych zwierzeń a ona nie wiedziała, czy jest w stanie dalej tego słuchać.

– Wtedy zacząłem się poważnie nad sobą zastanawiać  – powiedział.  – Bo damskie przygody przyjaciela dręczyły mnie od dawna. Stwierdziłem, ku swemu najwyższemu zdumieniu, że jestem zazdrosny! Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w licznej grupie po jakiejś naradzie, graliśmy w szachy, piliśmy ognistą, żartowaliśmy i w ogóle było nam dość błogo, niechcący w rozbawieniu położyłem rękę na ramieniu mego przyjaciela. Wtedy ogarnęło mnie przemożne pragnienie, by go do siebie przytulić. Odsunąłem się natychmiast, lecz podczas dalszej gry w szachy, wciąż odczuwałem jego bliskość i nie mogłem się na niczym skupić. Pamiętam, że koledzy trochę się ze mnie nabijali, że chyba się zakochałem, bo nie umiem wykonać żadnego przemyślanego ruchu. Nawet ojciec Parkinson uczynił jakieś aluzje do Pansy usychającej z tęsknoty. On śmiał się z innymi, niczego się nie domyślając a ja spoglądałem na niego ukradkiem i ogarniała mnie coraz większa rozpacz. Stwierdziłem, że jest niewiarygodnie pociągający. Myśl o nim przepełniała mnie radosnym podnieceniem i nagle pojąłem, że go pożądam w najbardziej prymitywny sposób. Wymówiłem się czekającymi na mnie zadaniami domowymi i opuściłem towarzystwo. Wyszedłem na zewnątrz, powlokłem się w kierunku domu i pragnąłem śmierci, Harmiono! Jakkolwiek to zabrzmi, moje serce przepełniała miłość do tego człowieka. Czy możesz zrozumieć, jak ja się wtedy czułem? Słyszałem oczywiście jakieś wzmianki o tym, że zdarzają się tego typu zboczenia, sądziłem jednak, że to tylko takie gadanie, jakieś wulgarne żarty kamratów mojego ojca! I oto okazałem się jednym z mężczyzn, o których moi koledzy opowiadali obrzydliwe i wieloznaczne historie. Szalałem, płakałem i przeklinałem samego siebie, napawało mnie to wstrętem, gryzłem palce aż do krwi i błagałem Merlina o pomoc, bym mógł znowu być normalny, lecz tęsknota do przyjaciela nie opuszczała mnie przez długi czas. Ani tamtego dnia, ani przez wszystkie następne, dopóki nie wróciłem do szkoły.

Serce Gryfonki ścisnął ból wywołany współczuciem i żalem nad jego losem. Pojęła teraz, jak niewiele wie o ludziach i ich życiu.

 – No, a potem?  – zapytała cicho czując się głupio gdy zadawała ciągle to samo pytanie.

 –Najpierw robiłem wszystko, by stłumić w sobie te skłonności. Było mi o tyle łatwiej, że Czarny Pan postawił przede mną karkołomne zadanie. Wiedziałem, że jest to zemsta za nieposłuszeństwo ojca, jednak postanowiłem, że sprostam jego wymaganiom. Matka szalała z rozpaczy widząc w jakim jestem stanie. W najśmielszych myślach wtedy nie podejrzewała, że mi tak naprawdę było obojętne czy zginę z ręki Voldemorta czy nie. W nosie miałem Dumbledore'a, nie liczyłem się z ofiarami jakie będą musieli ponieść wszyscy którzy staną mi na drodze. Dla mnie liczyło się tylko to, żeby odkupić winy ojca i chronić markę. Trudno zliczyć godziny, które spędziłem na błaganiach wznoszonych do sił, które nigdy nie stały po mojej stronie. Potem wybuchła wojna i inne myśli zaprzątały mą głowę. Mimo to jeszcze długo kochałem tego człowieka, choć nigdy więcej go nie spotkałem,. W końcu zrezygnowałem. Spróbowałem zaakceptować to, że jestem inny. Z czasem uspokajałem się coraz bardziej, lecz nigdy nie odważyłem się choćby jednym gestem dać poznać, jak to ze mną jest.

Hermiona, poruszona, przejęta i niecierpliwa usiadła na łóżku.

 – Ale jak zdołałeś wytrwać w... celibacie? Przecież Hogwart, to doskonałe miejsce na pozyskiwanie nowych znajomości i założę się, że nie byłeś jedyny.

Draco wzruszył ramionami.

– Skoro inni mogą, to mogłem i ja, tak w każdym razie rozumowałem. Odrzucałem myśl o tym, że w Hogwarcie są ludzie podobni do mnie. Za wielka byłaby to pokusa i za wielkie ryzyko. Zresztą, na siódmym roku nie było łatwo nawet nam-dzieciom śmierciożerców. Wy szukaliście horkruksów a my wszyscy walczyliśmy o lepsze jutro. Ja skupiłem się na podwójnej grze jaka stała się moim udziałem, co było cholernie trudne nieustannie mając obok szpiegów ciemnej strony. Pomogła mi McGonagall. Nie jestem pewien, ale chyba domyślała się tego co ze mną się dzieje. Nigdy ani słowem się nie zdradziła, ale czasami patrzyła na mnie tak, że czułem, czułem, że wie więcej niż chce się przyznać. Po wojnie wszystko układało się dobrze, chyba nawet sam zacząłem mieć nadzieje, że moje skłonności minęły. Dopóki nie spotkałem Blaisa...

Hermiona czekała.

On zaś długo się wahał, jakby to było coś, do czego powraca się z trudem i wyłącznie z konieczności.

 – To Blaise wykazał inicjatywę. Już wtedy był niezwykle doświadczony. Odczuwał zawsze do mnie sympatię, jednak wcześniej, w szkole, nie zwracałem na to uwagi. Teraz sposób, w jaki na mnie patrzył, przeciągle, w zamyśleniu, przyzwalająco... Wprost nie wierzyłem własnym oczom! Ma niezwykle pociągającą powierzchowność, zresztą widziałaś go. Pogrążałem się bez reszty, przywracał mi nadzieję, był wyrozumiały i przesympatyczny. Zarazem jednak z całych sił zwalczałem w sobie tę skłonność choć czułem, że już dawno poległem. To wtedy matka zauważyła, że ze mną jest coś nie tak. Był najwyższy czas abym się zdeklarował co do planów małżeńskich z jedną z dziewczyn, które już dawno były dla mnie wybrane, jednak ja unikałem tematu. Na początku matka podejrzewała mnie o romans z jakąś dziewczyną spoza elity. Szybko jednak się zorientowała, ku komu zwróciłem swoje uczucia. Wykrzyczała mi wszystko prosto w twarz. Z przyzwyczajenia zaprzeczałem, jednak nic to nie dało. Kazała mi się wyprowadzić a ojca przekonała, że miał racje i czas abym nauczył się samodzielności.

Choć jeszcze jakiś czas temu Malfoyowi trudno było zacząć, teraz słowa wprost go dławiły, zdania płynęły, nie zawsze ze sobą powiązane. Jakby chciał po prostu wyrzucić to naraz z siebie, wszystko jedno w jakiej kolejności.

 – Że też twoje nerwy to wytrzymały  – powiedziała Hermiona.

 – Wielokrotnie byłem bliski załamania, bardziej niż w czasie wojny a może po prostu inaczej  – przyznał.  – Wiem, że zachowywałem się w tym czasie dziwnie. Rozmawiałem dużo z kobietami, żeby udowodnić Merlin wie komu... Och, Hermiona, tak okropnie się bałem! Byłem jak sparaliżowany ze strachu. Aż pewnego dnia Blaise zapytał mnie, czy nie zechciałbym odwiedzić wraz z nim jego przyjaciół. Z wahaniem i niejaką podejrzliwością przystałem na tę propozycję.

Teraz Gryfonka pragnęła, by światła były znowu zapalone. Chciała spojrzeć w jego oczy i chciała, by on mógł dostrzec sympatię w jej wzroku. Czuła, że jej w tej chwili potrzebuje, ujęła więc jego rękę i uścisnęła pospiesznie, po czym odsunęła się na bok. – Zbytniej poufałości atmosfery chyba by mimo wszystko nie chciał – pomyślała. Draco znowu na chwilę zamilkł, po czym podjął opowiadanie:

 – Okazało się, że Blaise już dawno się domyślał! Przejrzał mnie, choć nie wiem, jakim sposobem. Może moje zwracające uwagę zachowanie było dla niego zbyt oczywiste a może mój przerażony wzrok, poszukujący jego spojrzenia, był zbyt wymowny. Koniec końców, poznałem jego przyjaciół! Byli tacy jak ja i było ich naprawdę wielu! Zaniemówiłabyś, gdybym ci wymienił nazwiska. Z początku czułem się okropnie skrępowany, oni jednak odnosili się do mnie życzliwie i ze zrozumieniem, opowiadali o swoim życiu, zdumiewająco podobnym do mojego. Lecz najważniejsze ze wszystkiego było, że nauczyli mnie uznać w końcu to, co niepojęte. Nie odczuwać nigdy wstydu, ale też nigdy nie odsłaniać się wobec innych ani nie wydać nikogo z nich, moich nowych współbraci, bo nie mieliśmy wątpliwości, że szeroko rozumiana tolerancja do nas nie ma zastosowania. Uświadomili mi, że najtrudniej jest się pogodzić z osądem środowiska, bo czym innym była pobłażliwość dla starego Archiego, który lubił damskie fatałaszki mugoli a czym innym pogodzenie się z faktem, że nikomu nic do tego kto z kim sypia. Sami byli bardzo szczęśliwi, że zdołali pokonać własną rozpacz i pogodzić się z otaczającą niesprawiedliwością. Część z nich udawała się nawet do świata jugoli, żeby tam manifestować swoją przynależność.

Mocno zacisnął spoczywające na kolanach pięści.

 – Tego wieczora Blaise przyszedł do mojego mieszkania  – powiedział spokojnie.  – I więcej chyba nie potrzebuję ci mówić.

 – Nie musisz  – przyznała Hermiona ze łzami w oczach i głosem, który zdradzał jej uczucia.  – Więc to z Blaisem było w istocie twoim jedynym prawdziwym... związkiem?

 – Tak. Przez dwa lata wszystko układało się fantastycznie. W końcu, jak wiesz, zostaliśmy ujawnieni. Był taki nieostrożny, jakby mój niepokój sprawiał mu przyjemność. Głupio pewny siebie, jakby uważał, że nie można go zranić, albo że jest nieśmiertelny czy coś w tym rodzaju, nie wiem. A teraz mnie opuścił. Jego nowy partner to obcokrajowiec, od niedawna w Londynie, dlatego nie miał żadnych skrupułów, by donieść na mnie jako na byłego przyjaciela Zabiniego. Wiesz, gdy sam padał, chciał pociągnąć za sobą także innych, nie zważając na konsekwencje...

Hermiona skinęła twierdząco:

 – Chyba większość ludzi ma takie skłonności.

 – Tak. Jeszcze dziś będę musiał pojechać do Ministerstwa z powodu oskarżenia przed Wizengamotem.

Dzisiaj? Tak, przecież zbliża się świt. Jej noc poślubna dobiegła końca.

 – Pojadę z tobą.

 – Lepiej nie, Hermiono. To będzie dosyć... nieprzyjemne, ta cała sprawa. Nie wiem jak to się skończy. Boję się.

 – Ale ja mogę wesprzeć twoje zeznania. Sam mówisz, że nie dasz rady oprzeć się temu co wobec ciebie mają zastosować. Ja nie jestem aż taka podatna. Czy myślisz, że jakaś sprawa sądowa w ogóle będzie konieczna? Małżeństwo nie jest wystarczającym dowodem?

 – Może i jest. Nie mam pojęcia. W każdym razie powinno być ważnym argumentem. Nie przypuszczam, by ludzie powszechnie wiedzieli, że są tacy, którzy mogą utrzymywać stosunki z przedstawicielami obu płci. Pamiętaj, że w naszym świecie to temat tabu. W tych okolicznościach to nawet lepiej. Jeśli jednak wiedzą, to formalne małżeństwo niewiele mi pomoże. W przeciwnym razie...

Nagle zerwał się z łoża.

 – Na wrota Azkabanu! Zapomnieliśmy o ważnej sprawie! Cholera, czemu nic nie mówisz?! Przecież twoją cześć też trzeba ratować, Granger!

Hermiona przyglądała mu się, gdy różdżką zapalał świece, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Dziwnie się poczuła, widząc go znowu  – przez dłuższy czas byli tylko głosami w mroku, który teraz powoli ustępował szarości świtu. Nagle wydawało jej się czymś niepojętym, że ten silny, zdecydowany, obcy mężczyzna wyznał jej takie zdumiewające szczegóły o swoim życiu. Tak, bo przecież mimo wszystko Draco Malfoy był dla niej obcym człowiekiem. Jeszcze do całkiem niedawna wrogiem. Przeniknął ją dreszcz.

Z tym oto człowiekiem będę dzielić całe moje życie, pomyślała. Nie mogła pozwolić, by uświadomienie sobie tego sprawiło jej przykrość.

Za pomocą różdżki Draco naciął sobie lekko opuszek palca i wycisnął krew. W świetle świec sprawiała wrażenie prawie czarnej.

 – Przesuń się  – nakazał.

Posłuchała bez protestu, niczego nie pojmując. Jej mąż strząsnął kilka kropel krwi na prześcieradło, mniej więcej pośrodku łoża.

 – No!  – odetchnął zadowolony.  – Rano rozejdą się pogłoski, że małżeństwo Dracona Lucjusza Malfoya z panną Hermioną Jane Granger zostało dopełnione.

Hermiona odetchnęła także.

 – Jesteś szalony, ale to bardzo miło z twojej strony. Dzięki za troskliwość, choć nie wiem czy to ma dla kogokolwiek znaczenie.

 – To może pomóc nam obojgu, zaufaj mi  – uśmiechnął się przyjaźnie, ale z nutą przebiegłości.

Hermiona zaczęła się śmiać, powątpiewając w skuteczność spełnionych starych, arystokratycznych tradycji. Przecież chyba nikt nie może być tak naiwny, żeby nie móc podważyć takiego, wątpliwego argumentu.

 – Sądzę, że bywają nudniejsze noce poślubne!

On także roześmiał się serdecznie.

 – Przypuszczam, że bardziej dręczące także! Dziękuję ci za twoje zrozumienie i za to, że chciałaś mnie wysłuchać!

 – Czy rozmowa ze mną pomogła ci trochę? Chodzi mi o to, czy odczułeś ulgę?

 – Och, jeszcze jak! Wszystko wydaje mi się teraz jakieś dużo czystsze i łatwiejsze.

 – Ja też mam takie uczucie. Rozumiem teraz dużo więcej. Draco, przed chwilą wystraszyłam się, że wcale cię nie znam. Że wyszłam za mąż za obcego człowieka i że będziemy musieli żyć w bardzo niekonwencjonalnym związku. Ale przecież to samo odnosi się także do ciebie. Czy ta myśl nie przeraża cię trochę?

Draco nie zgasił jeszcze świecy i patrzył teraz na nią w zamyśleniu. Ma takie smutne oczy – pomyślała mimochodem.

 – Wczoraj, przez chwilę, miałem podobne wątpliwości. Uspokoiłem się jednak, bo właśnie takie małżeństwo jak nasze może dawać nam więcej swobody niż inne, bardziej tradycyjne. Nasz znajomość jest niezwykle burzliwa ale związek oparty jest na wzajemnym zrozumieniu i szacunku, prawda? Unikniemy tej uczuciowej szamotaniny, która niewątpliwie musi się pojawiać w bardziej intymnym współżyciu, jak zazdrość, lęk, że przestanie się być atrakcyjnym dla drugiej osoby i przez to mniej kochanym, czy też takiej uczuciowej bliskości, która pozbawia człowieka własnego ja. Nie wiem jak ty, ale ja wychodzę z założenia, że każdy człowiek ma prawo zachować jakiś mały kącik w duszy, miejsce, do którego nikt inny nie ma dostępu. Tego właśnie bardzo wielu małżeństwom brak. Chce się posiadać swojego partnera bez reszty, nie toleruje żadnych jego zainteresowań, nawet najbardziej niewinnych. Na początku może się to wydawać fascynujące, jednak szybko nuży i wywołuje irytacje.

Hermiona skinęła głową.

 – Myślę, że nasze małżeństwo, może być bardzo wartościowe. W końcu oboje jesteśmy niesamowicie inteligentni i jednego można być pewnym, nie grozi nam nuda – roześmiała się swobodnie w co on chętnie się włączył tym samym dając do zrozumienia, że się zgadza.

–Czuję się teraz dużo spokojniejsza. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. Ja się tak okropnie boję, by nie stać się dla ciebie zawadą. To nieznośne uczucie, które towarzyszy mi od dnia kiedy właściwie poprosiłam cię o małżeństwo.

On uśmiechnął się serdecznie. Zawsze, gdy się uśmiechał, jego wzrok nabierał jakiegoś szczególnego ciepła.

 – Nigdy nawet o niczym takim nie myśl. Chciałem ci jednak powiedzieć, że to samo dotyczy mnie. Za nic nie chciałbym być ci w niczym przeszkodą a o rękę mimo wszystko ja Cie poprosiłem, nie odbieraj mi tych zasług, przewrotna kobieto.

 – Wiesz, że nie jesteś żadną zawadą i nie nazywaj mnie przewrotną, tleniony łobuzie  – roześmiała się wesoło.  – Och, jaka się zrobiłam zmęczona, właśnie teraz.

 – To zrozumiałe. Dzień był naprawdę męczący! Ci wszyscy napompowani głupcy i ta nieznośna etykieta. Że tez moi rodzice nie mogą sobie tego odpuścić. Najważniejsze, że mamy już to za sobą. Spróbujmy może przespać się trochę.

Ułożyli się, każde na swojej połowie łoża, w odpowiedniej od siebie odległości. Hermiona zasnęła natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki, Draco, który czuł się teraz wyzwolony i uspokojony, wkrótce potem także zapadł w głęboki sen.

Gdy rano zjawiła się tradycyjna procesja, mająca stwierdzić, że wszystko odbyło się tak jak trzeba, leżeli oboje już znacznie bliżej siebie. We śnie odnaleźli też nawzajem swoje ręce które teraz leżały splecione w czułym uścisku.

Odwiedziny te były niezbędne, Draco pochodził bowiem ze starej, arystokratycznej rodziny, a w takich wypadkach obyczaj nakazywał, by delegacja znakomitych mężów i dam potwierdziła spełnienie małżeństwa. Dawnymi czasy było znacznie gorzej, bowiem szlachetni panowie i panie spędzali całą noc poślubną w pokoju młodej pary. W końcu jednak, w wyniku powszechnej presji, wymagania ograniczono.

Dwoje „przestępców”, Hermiona i Draco, przyjęło to z wdzięcznością i niejakim rozbawieniem.

Procesja weszła cichutko, na palcach, i otoczyła kołem ogromne łoże. Nie padło ani jedno słowo, by nie przeszkadzać najwyraźniej bardzo utrudzonym nowożeńcom.

Szlachetni panowie i panie kiwali głowami. Wszystko wyglądało znakomicie. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że świece wypaliły się prawie do końca.



*informacje od J.K.Rowling (Potter Moore) z bloga Harry Potter Kolekcja

4 komentarze:

  1. Tak długo czekałam i wreszcie jest. Cudowny,poruszający, piękny. Czułam się jakbym była w tej sypialni razem z nimi,naprawdę. Mówiłam już,że piszesz w sposób genialny,ale będę to powtarzać ciągle i każdemu,kto tylko czyta Dramione,bo naprawde warto czytać Twoje opowiadania. Czekam na rozwoj wydarzen i mam nadzieję,ze kolejny rozdzial pojawi sie nieco szybciej niż ten,chociaż opłaciło się czekać. Zycze weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się. Bardzo dziękuję Ci za opinię i niezmiennie cieszę, że Ci się podoba :) Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wow! Piszesz wspaniale, super opisałaś motyw homo. Czytając, mówiłam, by nagle stwierdził, że jest bi, że zakochał się w Hermionie, że znalazł swój ideał kobiety. Ale nie, bo po co ;p!

    Zapraszam na mój blog http://dramione-bjjjk-nel.blogspot.com/ - jak go skończę, to może podkradnę ten wątek orientacji Dracona ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cierpliwości :) Fajnie, że Ci się podoba :)

      Usuń