26 marca 2015

Szach i mat, Kochanie VII



Rozdział VII

Hermiona wróciła do pracy w ministerstwie i mentalnie przygotowywała się do zbliżającej delegacji. Jej panieńskie mieszkanie oraz mieszkanie Dracona zostały wynajęte, a ze względu na to, że obie nieruchomości były położone w doskonałej lokalizacji, to i cena była dość wysoka. Mimo tego chętni znaleźli się niemal natychmiast. Każdego wieczora w zależności od samopoczucia, przenosiła się do Malfoy Manor za pomocą teleportacji lub Proszku Fiuu. Szybko jednak okazało się, że te sposoby podróżowania nie są dla niej najbezpieczniejsze, więc nie chcąc korzystać za każdym razem z usług Błędnego Rycerza, po wielu utarczkach zgodziła się na prywatny samochód z szoferem, który za każdym razem był do jej pełnej dyspozycji. Od tego czasu, choć podróż do pracy i droga powrotna trochę się wydłużyły, to stały się one niezwykle komfortowe. Wieczorami, po powrocie do domu, często siadywali oboje z Draconem, nad jakąś grą lub rozmawiali, lecz łoża nie dzielili.

Na początku czuła niejakie skrępowanie, bo sytuacja mimo wszystko była nagłą i nim się przyzwyczaiła do myśli, że jest mężatką, miało miejsce kilka krępujących sytuacji o których jednak nie warto wspominać. Oboje zachodzili w głowę, jak udało się ministrowi powstrzymać cięte pióro Skeeter i plotkarskie języki światków procesu, bo wyglądało na to, że nic z przebiegu sprawy nie wyciekło na zewnątrz. Pewnego razu gdy grzali się w wyjątkowo chłodny wieczór przy kominku, Hermiona zapytała, czy Dracon widział Blaise’a od czasu procesu.

–  Oszalałaś? Weź pomyśl przez chwilę. Po pierwsze, on jest ciągle śledzony. Wiem, bo Potter zachował się na tyle lojalnie w stosunku do mojej osoby, że ostrzegł mnie zaraz po zakończeniu sprawy. Po drugie, to przecież on zerwał naszą przyjaźń, mam jeszcze resztki honoru, choć może na to nie wygląda. Po trzecie wreszcie, byłoby z mojej strony niewybaczalną głupotą szukanie kontaktu z nim i narażanie się na nowe podejrzenia tym bardziej, że teraz odpowiadam nie tylko za siebie. Myślałem, że jest to dla ciebie oczywiste.

–  No co się tak bulwersujesz? Przecież tylko pytam. Chciałbyś go widzieć?

– Nie! Naprawdę – dodał widząc niedowierzający wzrok swojej żony. – Nie dalej niż wczoraj w nocy leżałem, nie śpiąc i zastanawiałem się nad ostatnimi dniami. Wiesz, nagle uświadomiłem sobie, jak mało on mnie już obchodzi. To niesamowite, nie spodziewałem się tego tak szybko.  Podczas procesu, gdy zobaczyłem go po dłuższej przerwie, doznałem wrażenia, że jest wprost niesmaczny. Strojna lalka!

Hermiona skinęła głową. Ona też tak uważała, ale do tej pory taktownie milczała w tym temacie.

–  Nie ukrywam, że ciężko mi było go łączyć z tobą i to nie ze względu na swoją wcześniejszą niewiedzę –  przyznała ostrożnie. – Po prostu nigdy bym się nie spodziewała po tobie takiego gustu.

–  W czasie kiedy go znałem, był bardziej męski –  odparł Malfoy krótko. –  Widocznie on się umie zmieniać zależnie od okoliczności.

–  Jak kameleon –  potwierdziła Hermiona. – Takie zwierzę, które dostosowuje swoją barwę skóry do otoczenia. Broni się w ten sposób – wyjaśniła, widząc pytającą minę męża, który teraz kiwał głową, na znak, że całkowicie zgadza się z tym porównaniem.

– Czarująco trafne określenie. A jaki według ciebie mam gust?

– Jak najlepszy skoro jestem twoją żoną – odparła zuchwale, wiedząc, że akurat na taką swobodę może sobie pozwolić i nie zostanie źle zrozumiana.

– Uwielbiam cię – zawołał radośnie i posłał w powietrzu niewidzialnego całusa a Hermionie przez chwilę zrobiło się przykro, bo wiedziała, że nie powinna do takich słów przywiązywać wagi.

***

Szybko okazało się, że na realizację planów Kingsleya potrzeba jednak więcej czasu niż zakładano na samym początku. Członkowie Najwyższej Rady Wizengamotu nie byli zgodni w temacie wsparcia zamiarów ministra. Nie uważali za konieczne mieszanie się w politykę innych krajów, nawet tych sąsiadujących. Rany zadane podczas II Bitwy o Hogwart, były jeszcze zbyt świeże i ich zabliźnienie w wysokiej mierze zależało od nastrojów panujących w brytyjskiej społeczności czarodziejów. Pojawiły się też opinie, które nawet minister musiał uznać za słuszne i niezwykle celnie wystawione, że podczas gdy oni walczyli z Voldemortem, czarodzieje innych narodowości nie zgłaszali chęci pomocy. Także plany ministra zostały delikatnie zmodyfikowane, wobec czego Draco nie wyruszył na tajną misję tak szybko, jak się spodziewano. Pewnego wieczora przywitał Hermionę w hallu Malfoy Manor słowami:

–  Przyjechała dzisiaj moja matka. Życzy sobie cię widzieć.

Jego twarz nie wyrażała niczego i już samo to było dostatecznie wymowne.

–  Na wrota Azkabanu, jeszcze tego brakowało –  mruknęła Gryfonka. –  Pomóż mi, Malfoy!

On uśmiechnął się cierpko.

–  Dasz sobie radę, na pewno. To mnie Narcyza wydziedziczyła i gardzi mną w każdy możliwy sposób.

– Szybko może przenieść to uczucie na mnie – pomyślała Hermiona z lękiem.

Była zmęczona. W pracy trwały przygotowania do jej delegacji. Ona sama czuła się coraz gorzej. Chyba naiwnie myślała, że ciążowe dolegliwości to tylko narzekanie zmanierowanych kobiet. Niepewnym krokiem, czując spływający po plecach zimny pot, weszła do salonu.

Narcyza Malfoy na pierwszy rzut oka, nie była podobna do swojego syna, a raczej on do niej. Była co prawda tak samo wyprostowana jak struna, jednak wynikało to raczej z faktu pozostawania arystokratką. Miała, w przeciwieństwie do syna, ciemne, gładko zaczesane włosy. Oczy jej, natomiast, były brązowoszare i, kiedy badawczo przyglądała się wchodzącej Hermionie, lodowato zimne. Nos Narcyzy, w przeciwieństwie do nosa Draco, był lekko garbaty i bardzo arystokratyczny, usta surowo zaciśnięte i pomalowane jaskrawoczerwoną szminką, która zdaniem Hermiony, powinna być o kilka tonów ciemniejsza. Gryfonka po prostu się jej bała. Wiedziała, że Narcyza Malfoy jest osobą dosyć surową, trzymającą w ryzach swojego męża i do pewnego czasu syna. Była nawet w stanie po części zrozumieć jej surowość. W końcu obaj mężczyźni nie wykazali się zbyt zdrowym rozsądkiem aktywnie działając jako śmierciożercy. Narcyza szybko zmieniła front i bardzo przysłużyła się Zakonowi w ostatecznej rozgrywce lecz świadczyło to tylko o jej niesamowitej odwadze, woli walki i nieugiętości. Tym gorzej dla Hermiony. W oczach służby tu, w dawnej siedzibie Malfoyów, na dźwięk jej imienia pojawiał się jakiś dziwny błysk. Szacunek i uznanie, pomieszane z lękiem, że można nie sprostać jej oczekiwaniom.

Hermiona, nie wiedząc jak ma się przywitać ze swoją teściową, której nie widziała od dnia ślubu, a i wtedy traktowana była z dystansem, skłoniła się nieznacznie co zostało przyjęte równie lekkim skinieniem głowy. Draco bezszelestnie wszedł za Hermioną i teraz położył jej ręce na ramionach. Taka poufałość między nimi zdarzała się niezwykle rzadko i samo to świadczyło, że spodziewa się wszystkiego co najgorsze.

–  Czemu zawdzięczamy tą przyjemność, matko?

Starsza z kobiet sprawiała wrażenie, że go nie słyszy.

–  Co panią skłoniło, żeby wyjść za mąż za tego bastarda? –  zapytała Narcyza ostro. –  Pieniądze? Czy znakomity tytuł? Czas na szczerość!

–  Miłość –  odparła Hermiona, która zapłonęła teraz niczym lont, lecz zdołała mimo wszystko zachować spokojny ton.

–  Nie wmawiaj mi takich rzeczy, dziewczyno! – prychnęła Narcyza – No, zresztą dobrze. I tak wkrótce odkryję prawdziwy powód. Ogryzku! –  zawołała na skrzata. –  Czy ta oszustka przejęła zarządzanie domem?

Ogryzek skłonił się głęboko, co Hermiona powitała z bólem w oczach, bo do tej pory nie pogodziła się z uległością jaka skrzaty były zmuszone okazywać czarodziejom.

–  Nie, wasza wielmożność. Ale my wszyscy bardzo się już do pani Hermiony przywiązaliśmy.

–  Hm –  mruknęła Narcyza, choć nie wiadomo co miała na myśli. –  Pani chętnie zajmuje się dzieckiem Pottera, jak słyszę?

–  Tak, to prawda –  powiedziała. – Ginny i Harry darzą mnie zaufaniem i chętnie zostawiają pod moja opieką swojego synka.

–  To bardzo dobrze. Bo na posiadanie własnych dzieci raczej nie powinna pani liczyć.

–  Mamy nadzieję, że jednak będzie inaczej –  odparł Draco, ściskając lekko ramię Hermiony.

–  Nie bądź śmieszny! –  syknęła Narcyza, nie patrząc na niego. –  Nie rozmawiam z kimś, kto naraził rodowe nazwisko na wstyd w tak obrzydliwy sposób. Nie będziecie mieli żadnych dzieci i dobrze o tym wiecie. Oboje.

Tym razem jednak temperament Hermiony wziął górę nad grzecznością.

–  Zrobimy w tej sprawie wszystko, co będzie trzeba –  rzuciła najbardziej niekulturalnym tonem na jaki było ją stać.

Teściowa wbiła w nią wzrok, po czym ze złością obróciła się na pięcie.

–  Nie lubię, jak mi się kłamie w żywe oczy –  syknęła, opuszczając salon. –  Nie wiem, co za grę prowadzicie, ale jedno wiem na pewno: mój nieszczęsny syn o wypaczonych uczuciach, ze swymi wstrętnymi żądzami, nigdy nie pójdzie do łóżka z kobietą.

Hermiona stała z gardłem ściśniętym gniewem i rozczarowaniem. Dopiero łagodny głos Dracona przywrócił jej znowu odwagę.

–  Niech ci nie będzie przykro, kochanie! Ona nie ma pojęcia o naszej serdecznej przyjaźni.

– Dziękuję –  szepnęła, próbując się uśmiechnąć. –  Chciałabym jednak, by twoja matka mnie akceptowała.

–  To przyjdzie, Hermiono. Ja jestem niezmiernie szczęśliwy, że jesteś tutaj i stoisz murem za mną. Przywiązałem się do ciebie i nie umiem wyobrazić sobie życia bez twojej obecności przy moim boku. Z każdym dniem, który mija, mój szacunek dla ciebie rośnie. Lepszej towarzyszki życia nie mógłbym pragnąć.

–  Byłam chyba trochę niegrzeczna –  powiedziała w zamyśleniu.

–  Ona na to zasłużyła –  uśmiechnął się Ślizgon. –  A poza tym bardzo lubię u ciebie te cechy dzikiej kotki. To takie odmienne od całej twojej natury, zastanawiam się, skąd się to bierze.

Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo.

***

Trwał karnawał i ministerstwo organizowało kilka hucznych zabaw i balów. Któregoś razu oboje z Draconem dostali zaproszenia na zamknięte przyjecie, tylko dla czarodziejów z wyższych sfer. Nie znosiła takich zabaw. Nazywając rzeczy po imieniu, uważała, że oboje nie pasują do tych snobów, którzy chełpili się znajomością jej i jej męża. Niestety odrzucenie zaproszenia, byłoby nie do przyjęcia, więc chcąc-nie chcąc, uzbroiwszy się w cierpliwość Hermiona znalazła się wśród nieznanych jej osób. W pewnej chwili, gdy czuła się wyjątkowo zagubiona miała wrażenie, że czuje na sobie wzrok Dracona. Rozejrzała się wokół i rzeczywiście z drugiego końca sali uśmiechał się do niej i zaraz, choć był zaangażowany w rozmowę z jakimiś panami, pospieszył jej na spotkanie. Nie z obowiązku, lecz dlatego, że tęsknił do niej i dobrze się czuł w jej towarzystwie. Podkreślał to zresztą często. Ich relacja, choć pozbawiona fizycznej strony miłości, była bardzo głęboka. Gdyby kilka lat temu, ktoś powiedział im, że będą się darzyć zaufaniem, czuć coraz silniejsze przywiązanie i tęsknotę gdy nie widzieli się dłużej niż dwanaście godzin, stwierdzili by wyjątkowo ze sobą się zgadzając, że przedawkował znamienity trunek Ogdena i zwyczajnie bredzi.

Nagle usłyszała, że ktoś zawołał radośnie: – Smoku!

Odwrócili się jak na komendę i wtedy Gryfonkę zaskoczyła reakcja męża. Twarz mu zbladła, zrobiła się szaro niebieska, a ręka spoczywająca na oparciu krzesła zacisnęła się tak mocno, że końce palców zbielały. Hermiona czuła się kompletnie zdezorientowana. Zobaczyli przed sobą młodą parę i to właśnie mężczyzna wołał, a teraz zbliżał się do nich rozpromieniony.

–  Draco, cóż za spotkanie, nie widziałem cię od tylu lat! Czy to twoja żona? Urocza! Czy mogę przedstawić ci swoją wybrankę? Widzę, że wybraliśmy najpiękniejsze!

Hermiona zauważyła, że Draco przez dłuższą chwilę nie wiedział co zrobić. W końcu jednak zapanował nad sytuacją.

–  Kochanie, to jest Gerard, o którym ci tyle razy opowiadałem. Mój najlepszy przyjaciel z czasów tej nierozsądnej służby Czarnemu Panu. Gerardzie, to jest Hermiona, moja żona, jak słusznie się domyśliłeś.

–  A to jest Lara, moja małżonka. Pani Hermiono, proszę mi wierzyć, że bardzo mi brakowało Dracona! Tamte czasy były niezwykle ciężkie, wystarczył jeden nieostrożny ruch… Byliśmy naprawdę nierozłączni, dobrze było mieć kogoś na kogo można było liczyć i być z nim szczerym. Smok był mi niezwykle bliski. A potem on zniknął bez słowa, odsyłał moje sowy. Bardzo mnie to wtedy zabolało, Draco. Strasznie za tobą tęskniłem!

Draco uśmiechał się wyraźnie zażenowany.

–  Szybko zacząłem tego żałować, Gerardzie, ale było za późno. Jak wiesz, zostało mi powierzone niezwykle trudne zadanie i uwierz mi, nie miałem głowy do innych spraw.

Usiedli wszyscy w jakimś cichym kącie i długo rozmawiali. Hermiona uznała, że Gerard jest niezwykle sympatyczny, a jego żona bardzo miła, choć trochę zanadto konwencjonalna, by przypaść do gustu komuś kto nie obracał się od małego w kręgach arystokracji. Gerard był dość niski i krępy, ale widać było, że jest inteligentny, szybki w replikach oraz bardzo pogodny i zadowolony życia. Może niezbyt urodziwy, ale niewątpliwie czarujący. Draco, ku uldze Hermiony, bardzo się ożywił i krępujące napięcie, jakie nim owładnęło na widok starego przyjaciela, wkrótce zniknęło.

Po tym wieczorze jednak w jego wzroku pojawił się jakiś niepokój. Sprawiał wrażenie udręczonego, był roztargniony i zdarzało się, że na pytania żony odpowiadał gniewnie. W końcu nie wytrzymała i mimo wcześniejszego postanowienia, że nie będzie o nic pytać, wybuchła.

–  Na sto hipogryfów! O co ci chodzi, Draco?! –  zapytała w czasie późnego obiadu. –  Warczysz na mnie w odpowiedzi na najbardziej niewinne pytanie. Naprawdę nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby siedzieć cicho i znosić takie humorki! Albo zaraz mi wyjaśnisz o co chodzi, albo miotnę w ciebie jakimś zaklęciem.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, dodała – Czy myślisz o ostatnim balu?

Draco przymknął oczy, rozdrażniony, jakby chciał jej powiedzieć, żeby się nie wtrącała do nie swoich spraw, ale nie pozwolił sobie na to. Była nie tylko jego żoną, ale co nawet ważniejsze, przyjaciółką a przyjaciół nie powinno się ranić.

–  Może –  odparł zdławionym głosem i skupił się na krojeniu mięsa.

–  To o niego chodzi, prawda?

–  O niego –  przyznał, nie widząc innego wyjścia.

–  Czy chciałbyś go znowu spotkać?

–  Już ci przecież tłumaczyłem: ja nie pożądam nikogo dla samego tylko pożądania. Nie mam ochoty wskoczyć mu w spodnie. Mylisz mnie z Parkinson. Ale to spotkanie otworzyło stare rany! Przecież widziałaś, że on jest szczęśliwy w małżeństwie, zresztą nigdy nie miał najmniejszego pojęcia o mojej słabości. Jak mógłbym znowu skazywać się na taką udrękę?

– A nie moglibyśmy ich tutaj zaprosić?

– Po co? Ja nie byłbym w stanie jeszcze raz przejść przez to piekło. I narażać ciebie na takie upokorzenie. Nie, nie chcę tego robić. Skończmy już tą rozmowę.

–  On był twoją jedyną prawdziwą miłością, czyż nie? – Hermiona nie należała do osób, które łatwo dają za wygraną.

–  Życzyłbym sobie czasem, żebyś nie była taka spostrzegawcza –  powiedział prawie ze złością. –  Ale masz rację.

–  Czy nadal czujesz do niego... słabość?

Wydął górną wargę w charakterystycznym dla siebie grymasie.

–  A skąd, na Merlina, mam to wiedzieć. Właśnie dlatego najchętniej uniknąłbym kontaktów z nim. Nie chciałbym odkryć, że nadal chciałbym... być blisko niego.

–  Więc nie odczuwałeś niczego takiego, gdy go wtedy spotkaliśmy?

–  Nie. Tylko ból z powodu tego, co kiedyś miało miejsce.

–  Ale teraz jesteś taki roztargniony.

–  Czy to dziwne? Boję się, jestem śmiertelnie przerażony, że to z czym walczyłem, znowu wróci! Ile razy można walczyć z samym sobą? Tym bardziej teraz nie stać mnie na takie heroiczne wyczyny. Nie wiadomo kiedy minister każe ruszać, bo nie wierzę, że odpuści. Wszyscy pamiętają niedawny proces i pamiętają jakie było jego drugie dno, nawet jak nie dają tego po sobie poznać. Jestem pod ciągłym ostrzałem. Czuję się jak na warunkowym, choć wmawia mi się, że jest inaczej! I może cię to zaskoczy, ale martwię się też o ciebie i NASZE dziecko. Jesteście moją jedyną szansą na normalność.

Hermiona nie powiedziała nic więcej. Po prostu nie wiedziała, jakie jest wyjście z takiej sytuacji i jak powinna zareagować na wyznania Ślizgona. Tego wieczora jednak kładła się do łóżka z bolesnym uciskiem w gardle. Leżała długo wpatrując się w sufit, ale nie mogła uporządkować myśli. Od czasu do czasu ogarniało ją pragnienie, by mieć nieco mniej skomplikowanego męża. Narcyza postanowiła zostać na bliżej nieokreślony czas w swoim dawnym domu i obserwowała ich bacznie. Wiedziała bardzo dobrze, że mają oddzielne sypialnie, ale do tego faktu nie mogła się doczepić, bo sama też nie dzieliła sypialni z mężem. Nawet jeśli podejrzewała, że w normalnych warunkach, Hermiona nie zgodziła by się na takie rozwiązanie, to nic nie mogła im zarzucić, nie narażając się na śmieszność. Draco dbał o to, by zostawiać w pokoju Hermiony jakieś swoje osobiste rzeczy, ona zaś sypiała raz po jednej stronie łoża, raz po drugiej, by sprawiać wrażenie, że mąż odwiedza ją w nocy. Kilka razy nawet zdobyli się na małe przedstawienie z zabarwieniem sexualnym w tle, wiedząc, że ściany mają uszy. Dbali też o to, żeby atmosfera między nimi zawsze była poufała, pełna oddania. Narcyza nie znajdowała więc niczego, co mogłoby potwierdzić jej podejrzenia. Lucjusz odwiedził ich kilka razy i próbował nakłonić żonę do wyjazdu, jednak ta zawsze znajdowała jakąś wymówkę, a młodym niezręcznie było dać do zrozumienia, że jej powrót do domu, przyjęli by z najwyższą ulgą.

Pewnego ranka, pod koniec marca, starsza z pań Malfoy zeszła na dół i zastała Hermioną siedzącą przy śniadaniu, bladą i zmęczoną, z obrzydzeniem spoglądającą na jedzenie.

–  Czy nie powinnaś już dawno pojechać do pracy?

–  Wysłałam sowę, że dzisiaj nie mogę przyjechać.

– Jesteś chora? –  zapytała Narcyza, która na tyle już zaakceptowała swoją synową, że zwracała się do niej po imieniu.

Hermiona zawsze umiała trochę kłamać, kiedy istniała taka potrzeba. Pod tym względem była bardziej Ślizgonką niż Gryfonką czczącą prawość i uczciwość.

–  Draco upiera się, że spodziewam się dziecka, ale ja sama nie mam odwagi w to uwierzyć.

Narcyza stanęła jak wryta.

–  Nonsens! –  krzyknęła w końcu. –  Przecież ty nie możesz być w ciąży!

Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć. Naprawdę czuła się źle.

–  A kto w takim razie jest ojcem tego dziecka? –  Teściowa cięła jak nożem.

Na te słowa Hermiona wstała. Świadomie szła niepewnym krokiem, lecz głos miała stanowczy. Teraz musiała się zdobyć na duże kłamstwo, ale to także potrafiła, gdy było trzeba.

–  To niewiarygodne oszczerstwo! Przede wszystkim wobec twojego syna!

Starsza kobieta zrozumiała, że posunęła się za daleko. Musiała spuścić oczy pod wściekłym spojrzeniem Gryfonki, po czym pospiesznie wyszła z jadalni, lecz jej wyprostowane plecy świadczyły, że nie zamierza dać za wygraną.

I wreszcie, w kwietniu, przyszedł rozkaz. Minister wzywał wszystkich aurorów do natychmiastowej aportacji we wcześniej wyznaczonym miejscu. Gdy jego patronus rozpłynął się w powietrzu, Draco nie miał wiele czasu, by się pożegnać z naprawdę głęboko wstrząśniętą żoną. Biegali po pokojach i w największym pośpiechu próbowali zgromadzić wszystko, co powinien ze sobą zabrać. W końcu, po rzuceniu wielu zaklęć zmniejszająco-zwiększających, wyruszył z plecakiem zarzuconym na ramię w stronę granic ich posiadłości, żeby teleportować się wedle rozkazu swojego zwierzchnika.. Hermiona nerwowo przełykała ślinę i ukradkiem wycierała zdradzieckie łzy, odprowadzając swego nieznośnego męża.

–  Chyba lepiej, że tak się to odbywa –  powiedział do niej serdecznie.

–  Nie, Draco, nie! –  zawołała.

–  No dobrze, już dobrze. Napiszę, jak tylko będę mógł, ale nie spodziewaj się tego zbyt często. –  Uśmiechnął się smutno. –  Daj nam ślicznego małego dzidziusia, kochanie!

I zniknął.

Hermiona wciąż stała i patrzyła w ślady wiru pozostałego po deportacji męża. W piersi czuła bolesną pustkę.

_____________________________

Witajcie, nie wiem kiedy teraz będzie następny rozdział, bo w sobotę się przeprowadzam i nie wiem kiedy odzyskam połączenie z internetem. Mam nadzieję, że w poniedziałek, ale się okaże "w praniu" :) Zapraszam do komentowania!

 

8 komentarzy:

  1. No i jest kolejny rozdział mojego ulubionego bloga <3 Ta część jest chyba moją ulubioną, ale nadal nie mogę Ci wybaczyć, że zrobiłaś z Narcyzy taką jędzę ! Mam nadzieję, że się poprawisz :D
    Teraz nie pozostaje mi nic innego niż czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, nie martw się, za bardzo lubię Narcyzę, żeby zostawić jej taką jędzowatą naturę. To co się dzieje teraz, wynika z oczekiwań jakie stawiała Draconowi a którym on nie ma szans sprostać :) Taka matka-frustratka z niej, ale będzie lepiej. Cierpliwości :*

      Usuń
  2. Zostałaś nominowana do Libster Avard :)
    http://ksiazki-po-mojemu.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! jak wymyślę swoje pytania i znajdę odpowiednie blogi, to będzie post :D

      Usuń
  3. Smutne, kochać kogoś i mieć świadomość, że on cię nie pokocha. Hermiona kocha Draco, wszystko na to wskazuje. To smutne.
    A postać Narcyzy jest przedstawiona bardzo niekorzystnie. Lekko zła, surowa i niedyskretna. No i wygląd NARCYZA MA BLOND WŁOSY I NIEBIESKIE OCZY, gwoli wyjaśnienia. I swoje szukanie dziury czy podstęp w małżeństwie syna szukałaby z dyskrecją i z umiarem. Narcyza bardzo go kochała. Świetna postać została źle ubarwiona i źle przedstawiona. Po za Narcyzą Malfoy wszystko mi się podoba. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że odbierając postać Narcyzy, zbyt mocno sugerujesz się kanonem, którego ja w tym opowiadaniu trzymam się dość wybiórczo. Wygląd i charakter postaci zmianiam zgodnie z moją wizją tej historii, a jak dokładnie wczytasz się w tekst, zauważysz (nie jednoznacznie), że Narcyza paragnęła się odciąć od męża i syna, a raczej ich wyborów, co przejawia również jej wygląd, którym podkreśla różnicę. Właśnie taka Narcyza, mało tolerancyjna, zasadnicza i twardo stąpająca po ziemi, była mi potrzebna, aby potem pokazać zmianę jaka zachodzi w niej, a zajdzie i w innych bohaterach. To opowiadanie ma pokazać problemy i trudności z przyswojeniem zjawisk o których nie mamy lub nie chcemy mieć pojęcia, więc zmiany w kanonie (zaściankową Hermionę, ugładzonego Draco, twardą Narcyzę, zagubionego Harry'ego, nieradzącą sobie Ginny itd.) musisz mi wybaczyć ;)

      Usuń