7 kwietnia 2015

Szach i mat, Kochanie VIII



Rozdział VIII

       Młoda pani Malfoy czuła się coraz gorzej. Mdłości, zawroty głowy, senność i ogólne osłabienie dawały jej się we znaki do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać czy faktycznie jest w stanie wyruszyć w delegację, która przybliżała się wielkimi krokami. Dzięki serdecznej przyjaźni z ministrem, mogła ją trochę opóźnić, jednak terminy goniły niemiłosiernie i dalsze przesunięcia nie wchodziły już w grę. Musiała coś postanowić.

       Hermiona stała przed wiceministrem, zdecydowana nie ustąpić. Nie, tym razem nie mogła wyjechać w  delegację. Oczekiwała dziecka i podróż mogła się okazać zbyt ryzykowna. Nie miałaby też możliwości wykonać zadania tak, jak powinna, ponieważ nie jest w stanie odpowiednio się skupić, a i jej refleks pozostawia wiele do życzenia. Od tej delegacji zbyt wiele zależy, aby móc pozwolić sobie na niedoskonałości z którymi niewątpliwie ministerstwo miałoby do czynienia, gdyby wyznaczone zadanie nadal było powierzone jej. Sama również nie zniosłaby takiego partaczenia. Słynęła ze swojej perfekcyjności i nie mogła pozwolić sobie na zachwianie wyrobionej przez lata opinii.

       Wiceminister, człowiek wyniosły i nieznoszący sprzeciwu, wpadł we wściekłość.

– Skoro tak, proszę wracać do domu. Nie mamy w ministerstwie zajęcia dla osób słabowitych. Żegnam i to natychmiast!

– Sama miałam zamiar zrezygnować już z pracy. Samochód przyjedzie po mnie dopiero wieczorem więc będę miała chwilę czasu, aby zamknąć najbardziej pilące sprawy.

– Nie ma takiej potrzeby. Nie jest pani niezastąpiona.

– Nie przeczę, ale w takiej sytuacji nie mam jak wrócić do domu.

– Pani wybaczy, ale nic mnie to nie obchodzi. Może sobie pani skorzystać ze służbowego kominka lub się teleportować.

– Ale przecież ona nie może w tym stanie korzystać z takich środków lokomocji! – zawołała z oburzeniem sekretarka, która właśnie przyniosła wodę w dwóch szklankach i niechcący, a Hermiona była pewna, że nawet bardzo „chcący”, usłyszała wymianę zdań w gabinecie wiceministra.

– Głupie gadanie! – żachnął się mężczyzna, uważający się za osobę, która zawsze ma rację i wszyscy powinni o tym pamiętać.– Moja żona, codziennie, kiedy była w błogosławionym stanie, teleportowała się do pracy. Do samego rozwiązania – dodał z widoczną, a dla kobiet kompletnie niezrozumiałą, dumą. – Pani dyrektor jest podobno bardzo zdolną czarownicą, jak słyszałem – dodał zjadliwie.

– Niewiele osób ma odwagę korzystać z sieci Fiuu w takim stanie – zaoponowała znowu sekretarka, która uznawszy, że heroiczne wyczyny żony tego człowieka, nie są ani jego zasługą (choć tu miała uzasadnione wątpliwości, bo znając charakter wiceministra, nie zdziwiłaby się, gdyby zmusił swą małżonkę do tak pochopnego postępowania), ani wyznacznikiem dla innych ciężarnych.

– Jest pani zdolną czarownicą, czy nie? – uszczypliwie zapytał Hermionę wiceminister, ignorując bezczelne zarzuty sekretarki. – W tej chwili nie ma innego wyjścia. Tyle chyba pani rozumie? Zresztą może  iść pani piechotą.

Iść, taki kawał drogi? Hermionie zbierało się na wymioty i nie umiała odpowiedzieć temu człowiekowi tak, jak na to zasłużył. Sam fakt, że szczycił się tym, iż jego żona była zmuszona do pracy aż do samego porodu, mówił sam za siebie. Z takimi ludźmi nie ma co prowadzić dyskusji. Nigdy nie zrozumiała decyzji Kingsleya, kiedy powołał na stanowisko tę gnidę. Musiała przyznać, że minister nie miał wielkiego wyboru kiedy Harry mu odmówił, a bezkompromisowość i dążenie po trupach do celu, mile widziane na stanowisku wiceministra, nigdy nie były mocną stroną Pottera. Niestety człowiek obecnie piastujący ten urząd był doskonałym kandydatem. I chyba jedynym w tamtym czasie.

– Czy nie mogłabym zostać, dopóki samochód po mnie nie przyjedzie?

– Odmówiła pani wykonania rozkazu. Nie chce pani wyjechać w delegację, która była przygotowywana od wielu tygodni i od jej powodzenia zależy bardzo wiele. To niewybaczalne! Proszę się wynosić!

Nareszcie wiceminister znalazł sposób, żeby się zemścić na tej krnąbrnej dziewczynie, którą tak wszyscy w ministerstwie lubili i która na dodatek wyszła za mąż, uzyskując niezasłużenie wspaniałe nazwisko! Zwyczajna dziewczyna, mugolaczka, co tu dużo mówić, po prostu szlama, nieoczekiwanie została żoną Malfoya. To było nie do zniesienia. Jego starsza córka stawała na rzęsach, prawie dosłownie, żeby złowić młodego Malfoya w swoje sidła, a on wolał pieprzyć szlamę! Jeszcze gdyby chociaż to, że jest gejem, okazało się prawdą, kompromitacja nie byłaby tak miażdżąca. Plotki jakie rozsiewała Christel, odniosły swój skutek. Była równie bezkompromisowa jak jej ojciec i nie umiała znieść porażki. A tu takie NIC zostało żoną Malfoya. Już on jej pokaże gdzie jest miejsce przemądrzałych, zarozumiałych dziewuch.

       Hermiona westchnęła. Nie znosiła sieci Fiuu, ale czuła się już tak okropnie, że marzyła tylko o tym, by móc wreszcie się położyć. Była zrezygnowana i rozczarowana.


***

       Nie pozostawiono jej żadnego wyboru, a musiała przecież jakoś dostać się do domu. Z lękiem zebrała swoje rzeczy i pożegnała osoby z którymi była zaprzyjaźniona. Minister, Harry, Ron i wreszcie Draco, byli daleko. Wiceminister miał teraz pełną władzę.

       Nawet portier zdawał się rozumieć powagę sytuacji, kiedy Hermiona przyszła do głównego atrium z zamiarem skorzystania z kominka.

– Proszę uważać pani dyrektor, w pani stanie lepiej byłoby skorzystać z usług Błędnego Rycerza.

– Czy czasami Stan nie jest w Mungu?

– Och, ma pani racje. Kompletnie zapomniałem. Stary Ernie był tu wczoraj z prośbą o wywieszenie ogłoszeń, że usługi ich magicznego pojazdu, zostają zawieszone do odwołania. Wie pani, pani Hermiono. Stary Ern bez Stana, to już nie daje rady. Mówiłem mu, żeby wziął kogoś na zastępstwo, ale nie chciał o tym słyszeć. Tak to już jest, gdy człowiek się przyzwyczai a Stan dla Erniego jest jak syn, którego nigdy nie miał.

–Wobec tego życz mi powodzenia – westchnęła Hermiona i wzięła szczyptę zielonego proszku.

– Oczywiście! Powodzenia, pani dyrektor!

       I rzeczywiście, powodzenia potrzebowała od samego początku. Ogień tańczył wokół niej niespokojnie, nie pozwalając wkroczyć do kominka. Po kilku próbach i niewielkiej pomocy portiera, zdołała go opanować i szalona podróż mogła się zacząć. Z trudem wyksztusiła adres pod jaki chciała się dostać, ponieważ zawartość żołądka miała już w gardle i całą sobą, powstrzymywała się, żeby nie zwymiotować w palenisko. W momencie, kiedy postanowiła wyjść z kominka, żeby skorzystać jeszcze z toalety, buchnęły zielone płomienie a ona sama zaczęła obracać się wokół własnej osi, dusząc się sadzą. Sparaliżowana ze strachu czuła, jak leci na ziemię głową w dół. Zdławionym głosem zaczęła wzywać pomocy.

***


       Słysząc hałas na dole, do salonu wybiegł kamerdyner, a za nim reszta służby z Ogryzkiem na czele.

– Pomóżcie mi – szeptała Hermiona. – Duszę się.

– Ogryzku! Wody, szybko – odparł poruszony kamerdyner z trudem wyciągając ją z rusztu. – To było niezwykle nierozsądne z pani strony. Dlaczego...?

– Zostałam do tego zmuszona – jęknęła Hermiona. – Ponieważ ja nie... nie chciałam jechać do Botswany... Przecież chyba nie powinnam była jechać, Albercie?

– Oczywiście, że nie. Proszę mi podać rękę.

Hermiona krzyknęła z bólu:

– Och, dziecko! Pomóżcie mi!

Z niezwykłą ostrożnością i troską, przenieśli ją na górę i ułożyli na szerokim łożu w sypialni.

– Poślijcie po uzdrowiciela, jak on się tam nazywa, tego który prowadzi ciążę pani – krzyknął kamerdyner. – Jak najszybciej!

Fale niesamowitego bólu przenikały ciało Hermiony. Przy upadku uderzyła się też w głowę i teraz nagle poczuła, że ogarnia ją ciemność.

Ocknęła się pod wpływem kolejnego ataku przejmującego bólu. Przy łóżku chorej siedziała Narcyza.

– Dziecko – szepnęła Hermiona, zaciskając oczy. – Dziecko Draco. Stracę je!

–  No dobrze, już dobrze – powiedziała starsza pani Malfoy ostro. – Leż spokojnie! Uzdrowiciel zaraz przyjdzie. Wszystko będzie dobrze, nic takiego się nie dzieje.

– Nie – szeptała Hermiona bliska ponownego omdlenia. – Nie będzie dobrze. Czuję to. To już koniec.

Zaczęła płakać. Ciężkim, spazmatycznym płaczem, który sprawiał jeszcze większy ból całemu ciału, ale przynosił ulgę udręczonym zmysłom.

– Tak chciałam... dać Draconowi... dziecko. Tak się staraliśmy. A on... tak się cieszył... że będzie miał komu przekazać nazwisko. I teraz... wszystko przepadło.

Hermiona mówiąc te słowa, wcale nie oszukiwała Narcyzy. Ona naprawdę uważała, że dziecko jest Malfoya. Współudział Tomasa w całej sprawie był dla niej rzeczą zgoła nieistotną. Bo to o Draconie myślała wtedy. To w jego oczach widziała swoje odbicie i jego usta całowała. W jej wyobraźni to jego ręce błądziły po rozpalonym ciele i on szeptał do ucha jej imię w chwili spełnienia.

Narcyza, wbrew swojej woli, pełna uprzedzeń, ale wzruszona, objęła swoją synową.

– Najdroższe dziecko – szepnęła zdławionym głosem. – Najdroższa Hermiono!

W kolejnym ataku bólu młoda kobieta przytuliła się do niej, łkając coraz gwałtowniej.

– Tak chciałam sprawić mu radość. Był dla mnie... taki wyrozumiały, taki dobry. Chciałam...

Nie była w stanie mówić więcej. Ból jej ciała był już nie do zniesienia a ból duszy rozsadzał właśnie piersi.

– Byłam potworem – powiedziała Narcyza, której  łzy także spływały po policzkach. – Czy możesz mi wybaczyć, Hermiono? Czy Draco mi wybaczy? Nienawidziłam go za to, co zrobił naszemu nazwisku. A to wszystko były złośliwe plotki!

– Och, Narcyzo – szeptała Hermiona. – Narcyzo!

Nagle krzyknęła rozdzierająco. Czuła, że jakaś siła rozszarpuje od wewnątrz jej ciało, i uświadomiła sobie, że lepka ciecz zalewa łóżko.

– Draco! – krzyczała, a jej wołanie niosło się przez pokoje w Malfoy Manor.

Narcyza tuliła ją do siebie.

– A ja wam nie wierzyłam – szeptała. – Nie wierzyłam w waszą miłość! GDZIE NA MERLINA JEST TEN UZDROWICIEL!

        Przez wiele dni Hermiona nie miała siły wstać z łóżka. Uderzenie w głowę sprawiło, że przy każdym ruchu była bliska omdlenia. Eliksiry przeciwbólowe, wzmacniające i te tamujące oraz uzupełniające krew pomagały na chwilę, więc większość czasu spędzała w sypialni, nie chcąc widzieć nikogo. Leżała i wyglądała przez okno albo zapadała w drzemkę, niezdolna do żadnych uczuć, apatyczna, bez nadziei na radość. Jej myśli błądziły gdzieś po bezdrożach, wirowały, nie mogąc skupić się na niczym konkretnym.

Pewnego wieczora, kiedy sprzątnięto już po kolacji, przyszła Narcyza i usiadła przy łóżku.

– No i jak się dzisiaj czujesz? – zapytała z przyjazną troskliwością.

– Nie wiem – odparła Hermiona. – Szczerze mówiąc, nie wiem. Po prostu nic nie czuję, jakbym była pustą muszlą w której zostało zamknięte echo przeszłości.

Narcyza ścisnęła jej rękę.

– Jaka ja byłam niesprawiedliwa wobec was, dzieci. Przede wszystkim wobec mojego syna. Nigdy sobie tego nie wybaczę.

Hermiona odwróciła powoli głowę i spojrzała na teściową.

– Nie – rzekła spokojnie. – Tak całkiem niesprawiedliwa nie byłaś. Draco miał swoje zmartwienia, a i w każdej plotce jest ziarenko prawdy.

Starsza kobieta zesztywniała w obawie przed tym, co za chwilę mogła usłyszeć.

– Spróbuj popatrzeć na niego życzliwszym wzrokiem, Narcyzo! Należy mu się wyrozumiałość, Draco był bardzo, bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.

– Czy on... jest już teraz normalny?

– W każdym razie próbuje. I jesteśmy razem bardzo szczęśliwi, jak zapewne zauważyłaś.

– Tak. Tak, to prawda. Ale...

– Mamo, proszę!  – pierwszy raz zwróciła się tak do swojej teściowej i widziała, że sam ten fakt, ma dla Narcyzy ogromne znaczenie. – Spróbuj zrozumieć. Do uczucia jakim darzę Dracona, nie muszę cię przekonywać, ale powinam zapewnić o swoim oddaniu i lojalności. To o co za chwilę się ciebie zapytam, jest niezwykle ważne, ale chciałabym, żeby rozmowa ta została między nami. Kocham twojego syna tak, jak nigdy wcześniej nie miałam odwagi pokochać nikogo i zrobię wszystko żeby był szczęśliwy! Wyświadcz mi więc tę przysługę i opowiedz o dzieciństwie oraz okresie dojrzewania Draco! On nie wszystko pamięta, albo nie chce pamiętać.

– Dlaczego chcesz to wiedzieć? – zapytała podejrzliwie Narcyza.

– Bo to znaczy dla mnie nieskończenie wiele. Myślę bowiem, ba jestem nawet pewna, że ten okres w jego życiu może zawierać klucz do tego, co później się z nim stało.

– Masz na myśli jego... skłonność do... niewłaściwego rodzaju ludzi? Och, to jest takie okropne! Wstrętne! Nigdy nie pomyślałabym, że…

– Mamo, nie sądzisz chyba, że on tego pragnął? Wiem, że był tak samo wstrząśnięty, jak ty i ja.

– Tak myślisz? – zapytała Narcyza

Zamilkła, zniechęcona.

– Narcyzo, bądź tak dobra! Ja muszę to wiedzieć! To nie przez ciekawość czy fałszywą troskę. Ja chcę mu pomóc, a do tego potrzeba mi kilku informacji, które możesz ujawnić tylko ty! Jesteś jego matką i znasz go najlepiej!

– Szczerzę w to wątpię.

– Proszę.

– Ale ja nie mogę przecież o tym mówić! Są pewne granice!

– Spróbuj! Zgaś światła, to może będzie ci łatwiej. Bo Draco niczego nie pamięta.

– To niemożliwe! Musi pamiętać! To, co się stało, było przecież takie okropne. Takich rzeczy się nie zapomina!

– Więc może właśnie dlatego nic nie pamięta. Może to było takie straszne, że wymazał wszystko z pamięci.

– To by mnie nie zdziwiło.

– Więc? – szepnęła Hermiona po chwili milczenia.

– Nie, ja naprawdę nie mogę.

Ale już sam fakt, że nadal siedziała przy łóżku, dodawał Hermionie odwagi, a ona i tak należała do osób które łatwo się nie poddają.

– Narcyzo, Draco i ja rozmawialiśmy wielokrotnie o wszystkim, co on pamięta. A nie było to łatwe dla żadnego z nas, możesz mi wierzyć. Na początku ja też uważałam, że to wstrętne. Mało tego, gdy dowiedziałam się co oznaczają plotki, które docierały do moich uszu, postanowiłam nigdy więcej nie spotkać się z Draconem. Byłam oburzona. Nie mogłam zrozumieć, jak można być takim, takim…wypaczonym. Ale on nic nie mógł na to poradzić. Dopiero potem to zrozumiałam. To było jak choroba... chociaż nie sądzę, żeby on sam chciał nazywać to chorobą, bo z medycznego punktu widzenia, ta przypadłość nią nie jest. To po prostu inna natura i wielu z nas ją posiada, tylko wstydzi się do tego przyznać. A poza tym to wspaniały człowiek. Sama najlepiej wiesz ile on przeszedł. Nie znajduję odpowiednich słów, żeby wyrazić podziw i szacunek jakimi go darzę. Jest też wspaniałym, kochającym mężem i mimo, że uczucia wyraża na swój, jak to mówię „malfoyowski” sposób, to nie zamieniłabym go na nikogo innego. Jest może cyniczny, ale przede wszystkim błyskotliwy i inteligentny, a to nie każdemu się podoba.

        Narcyza Malfoy skinęła głową, lecz zacisnęła mocno pomalowane na czerwono usta. Schlebiały jej słowa synowej, ale i ten garnek miodu zawierał łyżkę dziegciu jakim były skłonności jej syna. Po chwili westchnęła ciężko.

– Mogę spróbować, skoro tak. Choć powinnaś pamiętać, że budzi to we mnie wstręt.

I zaczęła opowiadać. O służbie Czarnemu Panu. O swoim nieszczęśliwym małżeństwie i chorobliwym ubóstwianiu Draco. O mężu, skrajnie nieodpowiedzialnym snobie, mającym wybujałe ambicje. O rodzinie męża, która nie akceptowała jej jako synowej, choć sami ją wcześniej wybrali jako najodpowiedniejszą partię. O obsesji własnych rodziców na punkcie czystości krwi. O resztkach nadziei na normalne życie, które prysły jak mydlana bańka z chwilą wyjścia za Lucjusza. O siostrze - fanatycze czarnej magii i jej wpływie na Draco.

– A malowidła? – zapytała Hermiona. – Draco wspominał o jakichś malowidłach. W pokoju, którego nie znosił.

– Uf, to! To był pokój mojego męża. Malowidła rzeczywiście były wstrętne. Bujne, wyzywające ciała kobiece. Nie sztuka, lecz... jakby to nazwać... wymysły chorobliwej wyobraźni mężczyzny. Były tam akty mugolskich dziewcząt, jak i uwiecznione magicznym pędzlem, sceny nagich kochanków. Pornografia czystej wody. Nienawidziłam tego pokoju. Po odrodzeniu Voldemorta spaliłam wszystkie malowidła. Lucjusz sam mi w tym pomógł, w obawie, że jego złowrogi Pan, odkryje, że podniecają go nagie ciała szlam. Choć był dobry w oklumencji, to wiedział, że Sama-Wiesz-Kto, mógłby dogrzebać się do wspomnień jak onanizował się w tym pokoju lub jak gwałcił w swojej chorej wyobraźni niewinne mugolaczki. Wiem, bo sam się do tego przyznał. Swego czasu nawet próbował zmuszać mnie do sexu w tym właśnie pokoju. To było takie upokarzające...

– Nie wiem co powiedzieć – wyznała zażenowana Hermiona.

– Nic nie musisz mówić. Dawno to było. Od tego czasu wiele się zmieniło, Lucjusz się zmienił, a zniknięcie obrazów na pewno mu w tym pomogło.

– Czy to mogło mieć wpływ na postawę Draco? Jak myślisz?

Narcyza zastanowiła się.

– Nie wiem, ale nie sądzę. Chociaż z powodu tych malowideł często dostawał Cruciatusem.

– Dlaczego?

– No bo wiele razy zakradał się do tego pokoju. A to był teren zakazany, rozumiesz. I Lucjusz w końcu wydał kamerdynerowi swojego ojca polecenie, że ma wymierzać Draconowi po pięć sesji zaklęcia Cruciatus, jeśli się to będzie powtarzać. A powtarzało się często. Nie mogłam się pogodzić z tą pornografią dla ubogich, tym bardziej, że oglądał to mój niewinny syn!

– Czyli Draco lubił tam chodzić i przyglądać się tym paskudztwom?

– Nie wiem, ale myślę, że w sumie cała ta historia nie miała znaczenia.

O, ja tak nie uważam, pomyślała Hermiona. I udowodnię swoją rację!

– Powiedziałaś, że w życiu erotycznym Draco wciąż działo się coś podejrzanego.

–Tak. Miał niewiele więcej niż dwanaście lat, kiedy przyłapano go w bardzo podejrzanej sytuacji.

– Z mężczyzną?

– Tak. Właśnie z tym kamerdynerem, który nadal u nas pracował po śmierci mojego teścia. Został on, naturalnie, natychmiast odprawiony, otrzymał zasłużoną karę, choć zaklinał się, że jest niewinny a cała sytuacja, to jedno, wielkie nieporozumienie.

– A potem nic się już nie wydarzyło?

– Nie, do czasu tych okropnych plotek.

Hermiona spoglądała w sufit.

– Dwanaście lat, powiadasz. A kiedy został ostatni raz ukarany? Za to, że zaglądał do pokoju z malowidłami?

– No, wtedy musiał mieć... Tak, to było w ostatnim roku życia dziadka Dracona.

– Czyli Draco musiał mieć jakieś sześć, siedem lat, mniej więcej? – zapytała Hermiona, która dokładnie orientowała się w genealogii swego męża. – Czy widziałaś, jak go zaklinano?

– Och, nie pamiętam już! Nie, chyba nie, w każdym razie nie przypominam sobie. Zrozum, ja nie miałam jak go wtedy bronić przed Lucjuszem. Sama zresztą uważałam, że mu się należy.

–  Sześcioletniemu chłopcu należał się Cruciatus? – z przekąsem zapytała Hermiona, która nie umiała zrozumieć toku myślenia swojej teściowej.

– Teraz wiem, że było to złe, ale wtedy byłam zapatrzona w Lucjusza, może zakochana. I pamiętaj, że mnie wychowano na podobnych zasadach. Ciężko jest przeciwstawić się wartościom, jakie wpajano ci przez całe życie.

– Na szczęście tobie się udało. Wracając do tematu. Czy przedtem nie zauważyliście u niego nic niepokojącego?

– Nie, skądże!

– Dlaczego kamerdyner został u was po śmierci dziadka?

– Błagał mnie, bym go nie odprawiała. Był już stary, ale świetnie sobie radził z zarządzaniem skrzatami i bał się, że podobnej posady już nie dostanie.

– Akurat – powiedziała Hermiona ponuro. – Nie odszedł, bo znalazł sobie małego chłopca, którego mógł wykorzystywać za obietnicę darowania koszmarnej, niewspółmiernej do przewinienia, kary. Nie wykonał polecenia za pierwszym razem, a potem groził różdżką, gdyby malec chciał pisnąć komuś słowo albo nie robił tego, co służący kazał. A chłopiec chciał obejrzeć malowidła nagich kobiet, z ciekawości pewnie, jak wszyscy w jego wieku. I za to został zmuszony do czegoś, co nie było dla niego naturalne. Czy nie mogło to tak wyglądać? – Nie czekała na odpowiedź, lecz mówiła dalej: – Wspomniałaś, że Draco musi pamiętać jakąś okropną sytuację. Czy miałaś na myśli ten dzień, kiedy został przyłapany razem ze służącym? Kiedy miał dwanaście lat?

– Tak, to był straszny dzień. Pamiętam, że sama, mimo bezgranicznego uwielbienia jakim darzyłam syna na co dzień,  po prostu odchodziłam od zmysłów. Biłam go i biłam nie zawracając sobie głowy rzucaniem zaklęć, wrzeszczałam i wymyślałam mu najgorszymi słowami jakie mogły mi przejść przez usta. Przez wiele tygodni potem Draco w ogóle się nie odzywał. Lucjusz przekonał Dumledore'a, żeby pozwolił Draconowi grać w quiditcha, kupił najlepsze miotły dla całej drużyny  wszystko w nadziei, że nasz syn wróci do normalności zajmując się "męskim sportem".   Narcyza umilkła, lecz po chwili jakby zebrała się w sobie. – Owszem – rzekła cicho. – Zachowywał się wtedy naprawdę dziwnie. Nie chciał wrócić na ferie świąteczne do domu. Musiał przeżyć szok i to sprawiło, że zapomniał o swoim dzieciństwie. Schwytany na gorącym uczynku, zbity do krwi przez ukochaną matkę – zakończyła zawstydzona Narcyza.

Hermiona nie odzywała się ani słowem. Tylko przełykała ślinę.

– Naprawdę myślisz, że on został uwiedziony, a potem wykorzystywany przez tego człowieka? – zapytała Narcyza cicho.

– Nic o tym nie wiem. To jedynie domysły z mojej strony. Wiem jednak, że są tacy zwyrodnialcy, którzy w ten sposób krzywdzą małe dzieci.

– A nie mogłabyś zapytać mego syna? Obawiam się, że ze mną nie będzie chciał rozmawiać, a Lucjuszowi wolę o tym nie wspominać.

– Zrobię tak, kiedy tylko wróci do domu. Jeśli wróci.

***

        Tego wieczora w Hermionę wstąpiła nowa siła. Swoim zwyczajem, nie zamierzała się poddać. Ślepo wręcz wierzyła w to, co powiedział Tomas, że tylko ludzie urodzeni z tego rodzaju skłonnościami są nieuleczalni. Pojawił się cień nadziei, że Draco przyszedł na świat jako człowiek normalny. I że znowu może stać się normalny.

        O, ty głupie serce! Jakie nieprzebrane pokłady nadziei w sobie nosisz! Mimo swojemu rozsądkowi, mimo wcześniejszym przyrzeczeniom, Hermiona wiedziała, że z miłości do Draco jeszcze się nie wyleczyła. Wszystko inne było oszukiwaniem samej siebie. Nie umiała określić kiedy się w nim zakochała. W czasach Hogwartu szczerze go nienawidziła. Był zaprzeczeniem wszystkiego co ona ceniła i czemu hołdowała. Zresztą, bardzo szybko jej zainteresowanie zdobył Ron. Dobry, poczciwy i wierny przyjaciel. Wspólne przygody, wspólne zmartwienia połączyły ich niewidzialną nicią, która z chwili na chwilę stawała się coraz grubsza i krótsza, przybliżając ich do siebie. Gdy na szóstym roku magicznej edukacji ją zranił będąc z Lavander, miała ochotę się zemścić. To wtedy pierwszy raz pomyślała o Malfoyu, ale wiedziała, że za dużo upokorzenia by ją czekało, gdyby wtedy na przyjęcie do Slughorna zaprosiła jego. Potem się okazało, że Draco i tak miał inne zmartwienia na głowie gdy w tym czasie ona przejmowała się tylko tą blond-wywłoką, śliniącą się z jej Ronem. A potem? Potem wreszcie została zauważona. Ron się starał, prawił komplementy i obdarowywał małymi upominkami. Gdy szukali horkruksów, a on odszedł, płakała z bezsilności dużo dłużej niż myślał Harry. Odszedł nie tylko jako przyjaciel, ale jako niedoszły kochanek.

        A potem wrócił.

       W dworze Malfoyów po ogromnej przerwie, spotkała Draco. Widziała, że nie był już tym ślizgonem, którego znała przez minione lata. Zmienił się nie tylko fizycznie, ale i środek miał inny. Próbował im wtedy pomóc.

        Ona i Ron znowu nie mogli być razem, bo trwała wojna. Te chwile kradzione w domku Billa i Flerur, te niecierpliwe ręce które próbowały zedrzeć z niej spodnie, ten gorączkowe tłumaczenia, że jak nie teraz to kiedy, odstręczały ją od Rona. Nie raz i nie dwa rozpalony jej pocałunkami, próbował zmusić ją do sexu, nie zważając, że ona chciałaby pięknego pierwszego razu. Wtedy traciła cierpliwość i dawała jasno do zrozumienia, że Weasley ma się trzymać od niej z daleka. Ron zawsze był poczciwym facetem, który muchy by nie skrzywdził więc była pewna, że mimo swej niecierpliwości, w końcu ustąpi. A potem była bitwa, która zmieniła wszystko. Dotarło do niej, że się chyba zakochała, że chce być z Ronem na poważnie. Imponował jej swoimi zdolnościami strategicznymi a ona studziła jego uprzedzenia. Miało być tak idealnie. I wtedy, gdy ona była już gotowa mu się oddać, kiedy chciała zrobić mu niespodziankę, coś poszło nie tak. Ona powiedziała za dużo, on czegoś nie zrozumiał. Skończyło się. Tydzień później pieprzył Lavander, jak za starych, dobrych czasów, a ona, Hermiona, znowu była sama. Nie, nie miała do niego pretensji. Ot, życie po prostu. Zostali przyjaciółmi i nie wracali nigdy do chwil, które spędzili razem.

       I tak któregoś dnia, będąc na czarodziejskiej konferencji, dostała z domu wiadomość, która załamała jej wewnętrzną siłę. Siedziała w hotelowym pokoju i płakała nie wiedząc co innego mogłaby uczynić. Wszedł jak do siebie zrzucając jednocześnie koszulę. Stanął jak wryty widząc ją płaczącą na łóżku.

– Co ty tu robisz, Granger? – spytał ostro.

– Płaczę w SWOIM pokoju, Malfoy – odpowiedziała z kpiną, choć nie miała na nią siły.

– W twoim…? –zapytał rozglądając się po wnętrzu. – Przepraszam, pomyliłem piętra.

– Najwyraźniej.

– Co ci jest? Oczy ci przeciekają?

– Odwal się, Malfoy.

– Grzeczniej, Granger. Chcę ci tylko pomóc.

– Ty chcesz pomóc mi? Uderzyłeś się w głowę?

        Tak się zaczęła ich dziwna przyjaźń. On wymusił na niej opowieść  o tym co się stało, ona ze zdziwieniem stwierdziła, że nie jest tak głupi na jakiego wygląda i za jakiego go uważała. W kilku, charakterystycznych dla siebie słowach postawił ją do pionu i przyrzekł pilnować, by ministerialne hieny nie pożarły jej w całości. Początkowa podejrzliwość powoli ustąpiła nieśmiałemu zaufaniu, a wzajemne złośliwości i cięte riposty stały się codziennością, której żadne z nich nie chciało zmieniać. Ona pomagała jemu odzyskać dawną reputację, on nie pozwalał jej krzywdzić szczurom ścigającym się na sam szczyt politycznej kariery. Często spotykali się z Harrym i Ginny, którzy po zakończeniu wojny, postanowili spróbować raz jeszcze odbudować swoją miłość.

       Spotykali też Rona i Lavander. Ron nadal pełny uprzedzeń co do swojego kuzyna, nie piał z zachwytu na jego widok, ale pogodził się z tym, że Harry i Hermiona widzą w ślizgonie coś, czego on poprzez swoje wąskie horyzonty nie dostrzega. Malfoy ze swojej strony, ograniczał uszczypliwości wobec rodziny Weasleyów i już samo to, było wielkim krokiem naprzód. Z czasem Hermiona w swoim obrońcy zaczęła dostrzegać coś, o co wcześniej nigdy by się nie podejrzewała. A może to hormony zaczęły dawać o sobie znać? Romantyczne historie z jej udziałem kończyły się jeszcze zanim na dobre się rozpoczęły, a ona coraz częściej łapała się na tym, że myśli o Draconie w sposób jaki nie przystoi przyjaciółce. On zawsze był opiekuńczy i troskliwy. Adorował ją subtelnie i nazywał swoim kochaniem. To chyba wtedy, spragniona uczuć dała się ponieść zakazanej miłości.

        A potem przyszło obudzenie i rozpaczliwa namiastka wyobrażeń w ramionach innego. Desperackie i nędzne.

***

        Lato powoli dojrzewało, a tymczasem zostały wysłane dwa listy.

Jeden wyruszył z Australii i pokonywał długą, tradycyjną drogę do hrabstwa Wiltshire. List od Jeane do córki Hermiony.

„Moja najdroższa, mała dziewczynko! Tak strasznie było nam smutno kiedy dowiedzieliśmy się, że straciłaś swoje dziecko! Nie umiemy sobie wyobrazić, jak ciężko musi Ci być w tej chwili i jaki przygnębiony będzie Twój ukochany mąż, kiedy się o tym dowie. Cóż mam powiedzieć? Co mogłabym zrobić aby ulżyć Ci choć trochę? Gdybym tak mogła pobyć z Tobą przez jakiś czas! Ale nie pozwolono nam pojechać przez te zamieszki, które wybuchły ostatnio. Słyszałaś coś o nich? To takie niemądre, że mieszkamy tak daleko od siebie. Coraz bardziej mnie to męczy. Dobrze chociaż, że jest z Tobą Twoja teściowa. Sprawia ona wrażenie osoby dosyć surowej, ale konkretnej i na swój sposób ciepłej, tak mi się wydaje i ufam, że nic złego Cię od niej nie spotka. Napisała do nas bardzo przyjazny i pełen zrozumienia list na temat Twojego smutnego stanu. Podziękuj jej za to i pozdrów ją serdecznie!

Próbuj spoglądać w przyszłość z nadzieją, kochana córeczko! Jesteś jeszcze młoda a wszystkie misje kiedyś się kończą i Twój Draco, którego tak bardzo bym chciała wreszcie zobaczyć, na pewno wkrótce wróci do domu. Nie możemy zrozumieć, dlaczego brytyjscy czarodzieje się w to wmieszali, bo umiemy wyłapać to i owo z mugolskich wiadomości, więc nawet pełni zrozumienia dla Twojego milczenia, umiemy zorientować się w sytuacji. Czyżby zniszczenia po ostatniej bitwie były zbyt małe, a morale społeczeństwa tak wysokie, że znowu porywają się z motyką na słońce?

U nas każdy dzień jest podobny do poprzedniego, tylko pacjenci się zmieniają. Powoli robie się za stara na ten zawód. Nie mam już tyle cierpliwości i precyzji co kiedyś. Ojciec się ze mnie śmieje, że za dużo od siebie wymagam, ale znasz mnie. Wiesz, że lubię robić coś porządnie albo wcale. Ty też taka jesteś.

No, i jeszcze muszę Ci napisać, że Tomas wyjechał do Europy. Wiesz o tym, że w małżeństwie mu się nie układało, ale teraz wygląda to jakoś lepiej, a on otrzymał miejsce na stażu, bodajże w Berlinie. Nie jestem pewna. Postanowił się przekwalifikować i zostać uzdrowicielem. W każdym razie jego żona stała się dużo łagodniejsza, a to bardzo dobrze, bo on jest przecież takim wspaniałym człowiekiem. Naprawdę zasłużył na miłość kobiety a ta ameba, która jest jego żoną, zapomniała chyba co to oznacza. Bardzo go nam brakuje, bo gdy nie było Ciebie, on stał się naszym przyszywanym dzieckiem. To niesamowite, że poznaliście się tak niedawno a on tak bardzo wrósł w naszą codzienność.

Nie myśl już więcej o tym, co się stało, kochana córeczko. Ojciec pozdrawia Cię serdecznie. Nasze myśli są przy Tobie.

Dużo, dużo serdecznych pozdrowień,

Twoja matka. „


        Drugi list potrzebował więcej czasu, by dotrzeć do adresata, choć był wysłany w czarodziejski sposób. Był to list do Draco Malfoya, a dostarczał go Ogryzek. Narcyza zdołała jakoś uzyskać informacje, gdzie w przybliżeniu mogą kwaterować aurorzy i wysłać tam Ogryzka. Skrzaty, dzięki swojej ciągle do końca nie zbadanej magii, miały większe możliwości niż czarodzieje, a i niezależnie od trudności sytuacji, były wierne rozkazom swego państwa.

        Draco siedział w prywatnym domu, który aurorzy zarekwirowali dla siebie. Samemu ogryzkowi nie udało się przedostać przez bariery ochronne domu, jednak zdołał przeszmuglować list do adresata, a sam czym prędzej wrócił do domu. Młody Malfoy, po początkowym zaskoczeniu, gdy list zmaterializował mu się na głowie, rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające. Ze zdumieniem stwierdził, że list został napisany ręką Narcyzy. Nie pisała do niego od wielu lat. Zdjęty niepokojem otwierał przesyłkę.

„Drogi Synku!

Będziesz zapewne zaskoczony wiadomością ode mnie, bo od dawna nie mieliśmy ze sobą normalnego kontaktu. Ale nadszedł chyba wreszcie czas, żeby to zmienić.

Przechodź do rzeczy, myślał Draco, coraz bardziej niespokojny. Okropne przeczucia wywoływały skurcze w dołku.

Draco, Hermiona uległa nieszczęśliwemu wypadkowi...

Draco jęknął boleśnie, krew z trudem torowała sobie drogę do jego serca.

Wypadła z rusztu, podczas podróży siecią Fiuu, prawie się udusiła. Straciła wasze dziecko. Uzdrowiciele których niezwłocznie wezwaliśmy, byli bezradni. Upierali się, żeby zabrać Twoją żonę do szpitala z obawy przed wykrwawieniem, ale ona nie chciała. Tak mi strasznie przykro z waszego powodu.

Nie miałam odwagi powiedzieć tego Hermionie, ale to byłby chłopczyk, gdyby żył, Draco. Miał przekazać dalej nasze nazwisko. Cała nadzieja, umarła razem z nim. Winę za to co się stało ponosi ten okropny człowiek, piastujący stanowisko wiceministra. Zmusił Hermionę, by w ten sposób wróciła do domu, ponieważ nie chciała w tym stanie, w którym była, jechać do Bostwany. Hermiona została z miejsca zwolniona. Wniosłam, naturalnie, skargę, powiedziałam, że Twój dziedzic został zamordowany, ale ministra nie ma przecież w stolicy. Mam nadzieję, że wiceminister mimo wszystko dostanie odpowiednią reprymendę, tym bardziej, że są świadkowie jego skandalicznego zachowania. Chociaż kto by się teraz odważył zwrócić mu uwagę? Naprawdę Kingsley nie przemyślał tej całej misji.

Muszę Ci przyznać synku, że Hermiona stała się bardzo cicha. Nie mówi prawie wcale, leży przeważnie i wygląda przez okno. Dzisiaj trochę wstała. Nie wiem, o czym myśli ani co czuje, ale po tym, jak straciła dziecko, bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. To wspaniała kobieta, Draco, tak się cieszę, że właśnie ją wybrałeś. Próbuję jakoś jej pomagać i pocieszam jak umiem, ale co można powiedzieć w takiej sytuacji? Człowiek czuje się tak rozpaczliwie bezradny.

Ona nauczyła mnie też rozumieć Twoje trudności. A ja opowiedziałam jej o tym strasznym służącym, który wykorzystywał Ciebie przez tyle lat. I o tym, że byłeś okropnie torturowany, najpierw za to, że zaglądałeś do pokoju ojca z tymi wstrętnymi malowidłami, a potem za tę potworną scenę ze służącym, kiedy to ja wpadłam w histerię. Teraz uważam, że żadnej Twojej winy w tym nie było. Czy możesz mi wybaczyć, Draco?

Uświadomił sobie nagle, że zaciska kurczowo palce na liście. Na wpół przytomny wygładził cienki papier.

Wszyscy w Malfoy Manor naprawdę kochają Twoją drogą małżonkę, troszczą się o nią i chodzą na palcach, by jej nie przeszkadzać. Ona ma zupełnie wyjątkowy stosunek do wielu spraw. Ta jej miłość do naszych małych braci - skrzatów domowych - jest zupełnie niesamowita, ale ja ją rozumiem i czuję podobnie. Dzięki Hermionie, przypominam sobie wartości, które już dawno w sobie zdusiłam. Muszę jej za to podziękować!

Kochany synku, nie rozpaczaj po dziecku, które straciliście! Możecie mieć jeszcze wiele dzieci.

Myślimy o Tobie obie z Hermioną i martwimy się o Ciebie każdego dnia. Dbaj o siebie i nie narażaj się bez potrzeby! My potrzebujemy Cię bardziej i Ty o tym wiesz.

Twoja nawrócona matka, Narcyza.

Draco wypuścił list z ręki i patrzył gdzieś daleko niewidzącym nic wzrokiem.

Mieć wiele dzieci...

Harry zapukał i zawołał przez drzwi.

– Minister wzywa na naradę, zdejmij wyciszacze i chodź. Trzeba przygotować się do walki.



7 komentarzy:

  1. Rozdział niesamowity, choć przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw :) W każdym razie kolejna bardzo dobra część historii. Bardzo się cieszę, że naprawiłaś Narcyzę. Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci baaardzo :-* Narcyza to jedna z moich ulubionych postaci, musi mieć charakter ;) tym bardziej, że w tym opowiadaniu i Draco i Hermiona zgubili trochę pazur :/ cieszę się, że nadal Ci się podoba. Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cudowny rozdział. Świetnie napisałaś list od Narcyzy. Swoją drogą chyba stała się od teraz jedną z moich ulubionych postaci ;). Myślę że ta tragedia zjednoczy Draco i jego matkę. W obliczu takich wydarzeń kontakt z najbliższa rodziną jest najważniejszy.
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję. Cieszę się, że udaje mi się jednocześnie nie odchodzić za bardzo od pierwowzoru opowiadania i budować własną, magiczną fabułę :) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Prawie się popłakałam podczas czytania listu do Dracona. Nowa Narcyza jest wspaniała i mam nadzieję, że zostanie taka na zawsze. I tak mi szkoda Hermiony :/ Odciełabym z chęcią temu wiceministrowi jaja. Nie zasłużył na nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmiana Narcyzy na plus. :D Zastanawiam się czy Draco "ozdrowieje z bycia gejem", czy może nigdy nim nie był?

    OdpowiedzUsuń