Rozdział
VIII
Młoda pani Malfoy czuła się coraz gorzej. Mdłości, zawroty głowy, senność i
ogólne osłabienie dawały jej się we znaki do tego stopnia, że zaczęła się
zastanawiać czy faktycznie jest w stanie wyruszyć w delegację, która
przybliżała się wielkimi krokami. Dzięki serdecznej przyjaźni z ministrem,
mogła ją trochę opóźnić, jednak terminy goniły niemiłosiernie i dalsze
przesunięcia nie wchodziły już w grę. Musiała coś postanowić.
Hermiona stała przed wiceministrem, zdecydowana nie ustąpić. Nie, tym razem nie
mogła wyjechać w delegację. Oczekiwała dziecka i podróż mogła się okazać
zbyt ryzykowna. Nie miałaby też możliwości wykonać zadania tak, jak powinna,
ponieważ nie jest w stanie odpowiednio się skupić, a i jej refleks pozostawia
wiele do życzenia. Od tej delegacji zbyt wiele zależy, aby móc pozwolić sobie
na niedoskonałości z którymi niewątpliwie ministerstwo miałoby do czynienia,
gdyby wyznaczone zadanie nadal było powierzone jej. Sama również nie zniosłaby
takiego partaczenia. Słynęła ze swojej perfekcyjności i nie mogła pozwolić
sobie na zachwianie wyrobionej przez lata opinii.
Wiceminister, człowiek wyniosły i nieznoszący sprzeciwu, wpadł we wściekłość.
–
Skoro tak, proszę wracać do domu. Nie mamy w ministerstwie zajęcia dla osób
słabowitych. Żegnam i to natychmiast!
–
Sama miałam zamiar zrezygnować już z pracy. Samochód przyjedzie po mnie dopiero
wieczorem więc będę miała chwilę czasu, aby zamknąć najbardziej pilące sprawy.
–
Nie ma takiej potrzeby. Nie jest pani niezastąpiona.
–
Nie przeczę, ale w takiej sytuacji nie mam jak wrócić do domu.
–
Pani wybaczy, ale nic mnie to nie obchodzi. Może sobie pani skorzystać ze
służbowego kominka lub się teleportować.
–
Ale przecież ona nie może w tym stanie korzystać z takich środków lokomocji! –
zawołała z oburzeniem sekretarka, która właśnie przyniosła wodę w dwóch
szklankach i niechcący, a Hermiona była pewna, że nawet bardzo „chcący”,
usłyszała wymianę zdań w gabinecie wiceministra.
–
Głupie gadanie! – żachnął się mężczyzna, uważający się za osobę, która zawsze
ma rację i wszyscy powinni o tym pamiętać.– Moja żona, codziennie, kiedy była w
błogosławionym stanie, teleportowała się do pracy. Do samego rozwiązania – dodał
z widoczną, a dla kobiet kompletnie niezrozumiałą, dumą. – Pani dyrektor jest
podobno bardzo zdolną czarownicą, jak słyszałem – dodał zjadliwie.
–
Niewiele osób ma odwagę korzystać z sieci Fiuu w takim stanie – zaoponowała
znowu sekretarka, która uznawszy, że heroiczne wyczyny żony tego człowieka, nie
są ani jego zasługą (choć tu miała uzasadnione wątpliwości, bo znając charakter
wiceministra, nie zdziwiłaby się, gdyby zmusił swą małżonkę do tak pochopnego
postępowania), ani wyznacznikiem dla innych ciężarnych.
–
Jest pani zdolną czarownicą, czy nie? – uszczypliwie zapytał Hermionę
wiceminister, ignorując bezczelne zarzuty sekretarki. – W tej chwili nie ma
innego wyjścia. Tyle chyba pani rozumie? Zresztą może iść pani piechotą.
Iść,
taki kawał drogi? Hermionie zbierało się na wymioty i nie umiała odpowiedzieć
temu człowiekowi tak, jak na to zasłużył. Sam fakt, że szczycił się tym, iż
jego żona była zmuszona do pracy aż do samego porodu, mówił sam za siebie. Z
takimi ludźmi nie ma co prowadzić dyskusji. Nigdy nie zrozumiała decyzji
Kingsleya, kiedy powołał na stanowisko tę gnidę. Musiała przyznać, że minister
nie miał wielkiego wyboru kiedy Harry mu odmówił, a bezkompromisowość i dążenie
po trupach do celu, mile widziane na stanowisku wiceministra, nigdy nie były
mocną stroną Pottera. Niestety człowiek obecnie piastujący ten urząd był
doskonałym kandydatem. I chyba jedynym w tamtym czasie.
–
Czy nie mogłabym zostać, dopóki samochód po mnie nie przyjedzie?
–
Odmówiła pani wykonania rozkazu. Nie chce pani wyjechać w delegację, która była
przygotowywana od wielu tygodni i od jej powodzenia zależy bardzo wiele. To
niewybaczalne! Proszę się wynosić!
Nareszcie
wiceminister znalazł sposób, żeby się zemścić na tej krnąbrnej dziewczynie,
którą tak wszyscy w ministerstwie lubili i która na dodatek wyszła za mąż,
uzyskując niezasłużenie wspaniałe nazwisko! Zwyczajna dziewczyna, mugolaczka,
co tu dużo mówić, po prostu szlama,
nieoczekiwanie została żoną Malfoya. To było nie do zniesienia. Jego starsza
córka stawała na rzęsach, prawie dosłownie, żeby złowić młodego Malfoya w swoje
sidła, a on wolał pieprzyć szlamę! Jeszcze
gdyby chociaż to, że jest gejem, okazało się prawdą, kompromitacja nie byłaby
tak miażdżąca. Plotki jakie rozsiewała Christel, odniosły swój skutek. Była
równie bezkompromisowa jak jej ojciec i nie umiała znieść porażki. A tu
takie NIC zostało żoną Malfoya. Już on jej pokaże gdzie jest miejsce
przemądrzałych, zarozumiałych dziewuch.
Hermiona westchnęła. Nie znosiła sieci Fiuu, ale czuła się już tak okropnie, że
marzyła tylko o tym, by móc wreszcie się położyć. Była zrezygnowana i
rozczarowana.
***
Nie pozostawiono jej żadnego wyboru, a musiała przecież jakoś dostać się do
domu. Z lękiem zebrała swoje rzeczy i pożegnała osoby z którymi była
zaprzyjaźniona. Minister, Harry, Ron i wreszcie Draco, byli daleko.
Wiceminister miał teraz pełną władzę.
Nawet portier zdawał się rozumieć powagę sytuacji, kiedy Hermiona przyszła do
głównego atrium z zamiarem skorzystania z kominka.
–
Proszę uważać pani dyrektor, w pani stanie lepiej byłoby skorzystać z usług
Błędnego Rycerza.
–
Czy czasami Stan nie jest w Mungu?
–
Och, ma pani racje. Kompletnie zapomniałem. Stary Ernie był tu wczoraj z prośbą
o wywieszenie ogłoszeń, że usługi ich magicznego pojazdu, zostają zawieszone do
odwołania. Wie pani, pani Hermiono. Stary Ern bez Stana, to już nie daje rady.
Mówiłem mu, żeby wziął kogoś na zastępstwo, ale nie chciał o tym słyszeć. Tak
to już jest, gdy człowiek się przyzwyczai a Stan dla Erniego jest jak syn,
którego nigdy nie miał.
–Wobec
tego życz mi powodzenia – westchnęła Hermiona i wzięła szczyptę zielonego
proszku.
–
Oczywiście! Powodzenia, pani dyrektor!
I rzeczywiście, powodzenia potrzebowała od samego początku. Ogień tańczył wokół
niej niespokojnie, nie pozwalając wkroczyć do kominka. Po kilku próbach i
niewielkiej pomocy portiera, zdołała go opanować i szalona podróż mogła się
zacząć. Z trudem wyksztusiła adres pod jaki chciała się dostać, ponieważ
zawartość żołądka miała już w gardle i całą sobą, powstrzymywała się, żeby nie
zwymiotować w palenisko. W momencie, kiedy postanowiła wyjść z kominka, żeby
skorzystać jeszcze z toalety, buchnęły zielone płomienie a ona sama zaczęła
obracać się wokół własnej osi, dusząc się sadzą. Sparaliżowana ze strachu
czuła, jak leci na ziemię głową w dół. Zdławionym głosem zaczęła wzywać pomocy.
***
Słysząc hałas na dole, do salonu wybiegł kamerdyner, a za nim reszta służby z
Ogryzkiem na czele.
–
Pomóżcie mi – szeptała Hermiona. – Duszę się.
–
Ogryzku! Wody, szybko – odparł poruszony kamerdyner z trudem wyciągając ją z
rusztu. – To było niezwykle nierozsądne z pani strony. Dlaczego...?
–
Zostałam do tego zmuszona – jęknęła Hermiona. – Ponieważ ja nie... nie chciałam
jechać do Botswany... Przecież chyba nie powinnam była jechać, Albercie?
–
Oczywiście, że nie. Proszę mi podać rękę.
Hermiona
krzyknęła z bólu:
–
Och, dziecko! Pomóżcie mi!
Z
niezwykłą ostrożnością i troską, przenieśli ją na górę i ułożyli na szerokim
łożu w sypialni.
–
Poślijcie po uzdrowiciela, jak on się tam nazywa, tego który prowadzi ciążę
pani – krzyknął kamerdyner. – Jak najszybciej!
Fale
niesamowitego bólu przenikały ciało Hermiony. Przy upadku uderzyła się też w
głowę i teraz nagle poczuła, że ogarnia ją ciemność.
Ocknęła
się pod wpływem kolejnego ataku przejmującego bólu. Przy łóżku chorej siedziała
Narcyza.
–
Dziecko – szepnęła Hermiona, zaciskając oczy. – Dziecko Draco. Stracę je!
–
No dobrze, już dobrze – powiedziała starsza pani Malfoy ostro. – Leż
spokojnie! Uzdrowiciel zaraz przyjdzie. Wszystko będzie dobrze, nic takiego się
nie dzieje.
–
Nie – szeptała Hermiona bliska ponownego omdlenia. – Nie będzie dobrze. Czuję
to. To już koniec.
Zaczęła
płakać. Ciężkim, spazmatycznym płaczem, który sprawiał jeszcze większy ból
całemu ciału, ale przynosił ulgę udręczonym zmysłom.
–
Tak chciałam... dać Draconowi... dziecko. Tak się staraliśmy. A on... tak się
cieszył... że będzie miał komu przekazać nazwisko. I teraz... wszystko
przepadło.
Hermiona
mówiąc te słowa, wcale nie oszukiwała Narcyzy. Ona naprawdę uważała, że dziecko
jest Malfoya. Współudział Tomasa w całej sprawie był dla niej rzeczą zgoła
nieistotną. Bo to o Draconie myślała wtedy. To w jego oczach widziała swoje
odbicie i jego usta całowała. W jej wyobraźni to jego ręce błądziły po
rozpalonym ciele i on szeptał do ucha jej imię w chwili spełnienia.
Narcyza,
wbrew swojej woli, pełna uprzedzeń, ale wzruszona, objęła swoją synową.
–
Najdroższe dziecko – szepnęła zdławionym głosem. – Najdroższa Hermiono!
W
kolejnym ataku bólu młoda kobieta przytuliła się do niej, łkając coraz
gwałtowniej.
–
Tak chciałam sprawić mu radość. Był dla mnie... taki wyrozumiały, taki dobry. Chciałam...
Nie
była w stanie mówić więcej. Ból jej ciała był już nie do zniesienia a ból duszy
rozsadzał właśnie piersi.
–
Byłam potworem – powiedziała Narcyza, której łzy także spływały po
policzkach. – Czy możesz mi wybaczyć, Hermiono? Czy Draco mi wybaczy?
Nienawidziłam go za to, co zrobił naszemu nazwisku. A to wszystko były złośliwe
plotki!
–
Och, Narcyzo – szeptała Hermiona. – Narcyzo!
Nagle
krzyknęła rozdzierająco. Czuła, że jakaś siła rozszarpuje od wewnątrz jej
ciało, i uświadomiła sobie, że lepka ciecz zalewa łóżko.
–
Draco! – krzyczała, a jej wołanie niosło się przez pokoje w Malfoy Manor.
Narcyza
tuliła ją do siebie.
–
A ja wam nie wierzyłam – szeptała. – Nie wierzyłam w waszą miłość! GDZIE NA
MERLINA JEST TEN UZDROWICIEL!
Przez wiele dni Hermiona nie miała siły wstać z łóżka. Uderzenie w głowę
sprawiło, że przy każdym ruchu była bliska omdlenia. Eliksiry przeciwbólowe,
wzmacniające i te tamujące oraz uzupełniające krew pomagały na chwilę, więc
większość czasu spędzała w sypialni, nie chcąc widzieć nikogo. Leżała i
wyglądała przez okno albo zapadała w drzemkę, niezdolna do żadnych uczuć,
apatyczna, bez nadziei na radość. Jej myśli błądziły gdzieś po bezdrożach,
wirowały, nie mogąc skupić się na niczym konkretnym.
Pewnego
wieczora, kiedy sprzątnięto już po kolacji, przyszła Narcyza i usiadła przy
łóżku.
–
No i jak się dzisiaj czujesz? – zapytała z przyjazną troskliwością.
–
Nie wiem – odparła Hermiona. – Szczerze mówiąc, nie wiem. Po prostu nic nie
czuję, jakbym była pustą muszlą w której zostało zamknięte echo przeszłości.
Narcyza
ścisnęła jej rękę.
–
Jaka ja byłam niesprawiedliwa wobec was, dzieci. Przede wszystkim wobec mojego
syna. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Hermiona
odwróciła powoli głowę i spojrzała na teściową.
–
Nie – rzekła spokojnie. – Tak całkiem niesprawiedliwa nie byłaś. Draco miał
swoje zmartwienia, a i w każdej plotce jest ziarenko prawdy.
Starsza
kobieta zesztywniała w obawie przed tym, co za chwilę mogła usłyszeć.
–
Spróbuj popatrzeć na niego życzliwszym wzrokiem, Narcyzo! Należy mu się
wyrozumiałość, Draco był bardzo, bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.
–
Czy on... jest już teraz normalny?
–
W każdym razie próbuje. I jesteśmy razem bardzo szczęśliwi, jak zapewne
zauważyłaś.
–
Tak. Tak, to prawda. Ale...
–
Mamo, proszę! – pierwszy raz zwróciła się tak do swojej teściowej i
widziała, że sam ten fakt, ma dla Narcyzy ogromne znaczenie. – Spróbuj
zrozumieć. Do uczucia jakim darzę Dracona, nie muszę cię przekonywać, ale
powinam zapewnić o swoim oddaniu i lojalności. To o co za chwilę się ciebie
zapytam, jest niezwykle ważne, ale chciałabym, żeby rozmowa ta została między
nami. Kocham twojego syna tak, jak nigdy wcześniej nie miałam odwagi pokochać
nikogo i zrobię wszystko żeby był szczęśliwy! Wyświadcz mi więc tę przysługę i
opowiedz o dzieciństwie oraz okresie dojrzewania Draco! On nie wszystko
pamięta, albo nie chce pamiętać.
–
Dlaczego chcesz to wiedzieć? – zapytała podejrzliwie Narcyza.
–
Bo to znaczy dla mnie nieskończenie wiele. Myślę bowiem, ba jestem nawet pewna,
że ten okres w jego życiu może zawierać klucz do tego, co później się z nim
stało.
–
Masz na myśli jego... skłonność do... niewłaściwego rodzaju ludzi? Och, to jest
takie okropne! Wstrętne! Nigdy nie pomyślałabym, że…
–
Mamo, nie sądzisz chyba, że on tego pragnął? Wiem, że był tak samo
wstrząśnięty, jak ty i ja.
–
Tak myślisz? – zapytała Narcyza
Zamilkła,
zniechęcona.
–
Narcyzo, bądź tak dobra! Ja muszę to wiedzieć! To nie przez ciekawość czy
fałszywą troskę. Ja chcę mu pomóc, a do tego potrzeba mi kilku informacji,
które możesz ujawnić tylko ty! Jesteś jego matką i znasz go najlepiej!
–
Szczerzę w to wątpię.
–
Proszę.
–
Ale ja nie mogę przecież o tym mówić! Są
pewne granice!
–
Spróbuj! Zgaś światła, to może będzie ci łatwiej. Bo Draco niczego nie pamięta.
–
To niemożliwe! Musi pamiętać! To, co się stało, było przecież takie okropne.
Takich rzeczy się nie zapomina!
–
Więc może właśnie dlatego nic nie pamięta. Może to było takie straszne, że
wymazał wszystko z pamięci.
–
To by mnie nie zdziwiło.
–
Więc? – szepnęła Hermiona po chwili milczenia.
–
Nie, ja naprawdę nie mogę.
Ale
już sam fakt, że nadal siedziała przy łóżku, dodawał Hermionie odwagi, a ona i
tak należała do osób które łatwo się nie poddają.
–
Narcyzo, Draco i ja rozmawialiśmy wielokrotnie o wszystkim, co on pamięta. A
nie było to łatwe dla żadnego z nas, możesz mi wierzyć. Na początku ja też
uważałam, że to wstrętne. Mało tego, gdy dowiedziałam się co oznaczają plotki,
które docierały do moich uszu, postanowiłam nigdy więcej nie spotkać się z
Draconem. Byłam oburzona. Nie mogłam zrozumieć, jak można być takim,
takim…wypaczonym. Ale on nic nie mógł na to poradzić. Dopiero potem to
zrozumiałam. To było jak choroba... chociaż nie sądzę, żeby on sam chciał
nazywać to chorobą, bo z medycznego punktu widzenia, ta przypadłość nią nie
jest. To po prostu inna natura i wielu z nas ją posiada, tylko wstydzi się do
tego przyznać. A poza tym to wspaniały człowiek. Sama najlepiej wiesz ile on
przeszedł. Nie znajduję odpowiednich słów, żeby wyrazić podziw i szacunek
jakimi go darzę. Jest też wspaniałym, kochającym mężem i mimo, że uczucia
wyraża na swój, jak to mówię „malfoyowski” sposób, to nie zamieniłabym go na
nikogo innego. Jest może cyniczny, ale przede wszystkim błyskotliwy i
inteligentny, a to nie każdemu się podoba.
Narcyza Malfoy skinęła głową, lecz zacisnęła mocno pomalowane na czerwono usta.
Schlebiały jej słowa synowej, ale i ten garnek miodu zawierał łyżkę dziegciu
jakim były skłonności jej syna. Po chwili westchnęła ciężko.
–
Mogę spróbować, skoro tak. Choć powinnaś pamiętać, że budzi to we mnie wstręt.
I
zaczęła opowiadać. O służbie Czarnemu Panu. O swoim nieszczęśliwym małżeństwie
i chorobliwym ubóstwianiu Draco. O mężu, skrajnie nieodpowiedzialnym snobie,
mającym wybujałe ambicje. O rodzinie męża, która nie akceptowała jej jako
synowej, choć sami ją wcześniej wybrali jako najodpowiedniejszą partię. O
obsesji własnych rodziców na punkcie czystości krwi. O resztkach nadziei na
normalne życie, które prysły jak mydlana bańka z chwilą wyjścia za Lucjusza. O
siostrze - fanatycze czarnej magii i jej wpływie na Draco.
–
A malowidła? – zapytała Hermiona. – Draco wspominał o jakichś malowidłach. W
pokoju, którego nie znosił.
–
Uf, to! To był pokój mojego męża. Malowidła rzeczywiście były wstrętne. Bujne,
wyzywające ciała kobiece. Nie sztuka, lecz... jakby to nazwać... wymysły
chorobliwej wyobraźni mężczyzny. Były tam akty mugolskich dziewcząt, jak i
uwiecznione magicznym pędzlem, sceny nagich kochanków. Pornografia czystej
wody. Nienawidziłam tego pokoju. Po odrodzeniu Voldemorta spaliłam wszystkie
malowidła. Lucjusz sam mi w tym pomógł, w obawie, że jego złowrogi Pan,
odkryje, że podniecają go nagie ciała szlam. Choć był dobry w oklumencji, to
wiedział, że Sama-Wiesz-Kto, mógłby dogrzebać się do wspomnień jak onanizował
się w tym pokoju lub jak gwałcił w swojej chorej wyobraźni niewinne mugolaczki.
Wiem, bo sam się do tego przyznał. Swego czasu nawet próbował zmuszać mnie do sexu
w tym właśnie pokoju. To było takie upokarzające...
–
Nie wiem co powiedzieć – wyznała zażenowana Hermiona.
–
Nic nie musisz mówić. Dawno to było. Od tego czasu wiele się zmieniło, Lucjusz
się zmienił, a zniknięcie obrazów na pewno mu w tym pomogło.
–
Czy to mogło mieć wpływ na postawę Draco? Jak myślisz?
Narcyza
zastanowiła się.
–
Nie wiem, ale nie sądzę. Chociaż z powodu tych malowideł często dostawał
Cruciatusem.
–
Dlaczego?
–
No bo wiele razy zakradał się do tego pokoju. A to był teren zakazany, rozumiesz.
I Lucjusz w końcu wydał kamerdynerowi swojego ojca polecenie, że ma wymierzać
Draconowi po pięć sesji zaklęcia Cruciatus, jeśli się to będzie powtarzać. A
powtarzało się często. Nie mogłam się pogodzić z tą pornografią dla ubogich,
tym bardziej, że oglądał to mój niewinny syn!
–
Czyli Draco lubił tam chodzić i przyglądać się tym paskudztwom?
–
Nie wiem, ale myślę, że w sumie cała ta historia nie miała znaczenia.
O,
ja tak nie uważam, pomyślała Hermiona. I udowodnię swoją rację!
–
Powiedziałaś, że w życiu erotycznym Draco wciąż działo się coś podejrzanego.
–Tak.
Miał niewiele więcej niż dwanaście lat, kiedy przyłapano go w bardzo
podejrzanej sytuacji.
–
Z mężczyzną?
–
Tak. Właśnie z tym kamerdynerem, który nadal u nas pracował po śmierci mojego
teścia. Został on, naturalnie, natychmiast odprawiony, otrzymał zasłużoną karę,
choć zaklinał się, że jest niewinny a cała sytuacja, to jedno, wielkie
nieporozumienie.
–
A potem nic się już nie wydarzyło?
–
Nie, do czasu tych okropnych plotek.
Hermiona
spoglądała w sufit.
–
Dwanaście lat, powiadasz. A kiedy został ostatni raz ukarany? Za to, że
zaglądał do pokoju z malowidłami?
–
No, wtedy musiał mieć... Tak, to było w ostatnim roku życia dziadka Dracona.
–
Czyli Draco musiał mieć jakieś sześć, siedem lat, mniej więcej? – zapytała
Hermiona, która dokładnie orientowała się w genealogii swego męża. – Czy
widziałaś, jak go zaklinano?
–
Och, nie pamiętam już! Nie, chyba nie, w każdym razie nie przypominam sobie.
Zrozum, ja nie miałam jak go wtedy bronić przed Lucjuszem. Sama zresztą
uważałam, że mu się należy.
–
Sześcioletniemu chłopcu należał się Cruciatus? – z przekąsem zapytała
Hermiona, która nie umiała zrozumieć toku myślenia swojej teściowej.
–
Teraz wiem, że było to złe, ale wtedy byłam zapatrzona w Lucjusza, może
zakochana. I pamiętaj, że mnie wychowano na podobnych zasadach. Ciężko jest
przeciwstawić się wartościom, jakie wpajano ci przez całe życie.
–
Na szczęście tobie się udało. Wracając do tematu. Czy przedtem nie
zauważyliście u niego nic niepokojącego?
–
Nie, skądże!
–
Dlaczego kamerdyner został u was po śmierci dziadka?
–
Błagał mnie, bym go nie odprawiała. Był już stary, ale świetnie sobie radził z
zarządzaniem skrzatami i bał się, że podobnej posady już nie dostanie.
–
Akurat – powiedziała Hermiona ponuro. – Nie odszedł, bo znalazł sobie małego
chłopca, którego mógł wykorzystywać za obietnicę darowania koszmarnej,
niewspółmiernej do przewinienia, kary. Nie wykonał polecenia za pierwszym
razem, a potem groził różdżką, gdyby malec chciał pisnąć komuś słowo albo nie
robił tego, co służący kazał. A chłopiec chciał obejrzeć malowidła nagich
kobiet, z ciekawości pewnie, jak wszyscy w jego wieku. I za to został zmuszony
do czegoś, co nie było dla niego naturalne. Czy nie mogło to tak wyglądać? –
Nie czekała na odpowiedź, lecz mówiła dalej: – Wspomniałaś, że Draco musi
pamiętać jakąś okropną sytuację. Czy miałaś na myśli ten dzień, kiedy został
przyłapany razem ze służącym? Kiedy miał dwanaście lat?
–
Tak, to był straszny dzień. Pamiętam, że sama, mimo bezgranicznego uwielbienia
jakim darzyłam syna na co dzień, po prostu odchodziłam od zmysłów. Biłam
go i biłam nie zawracając sobie głowy rzucaniem zaklęć, wrzeszczałam i
wymyślałam mu najgorszymi słowami jakie mogły mi przejść przez usta. Przez
wiele tygodni potem Draco w ogóle się nie odzywał. Lucjusz przekonał Dumledore'a,
żeby pozwolił Draconowi grać w quiditcha, kupił najlepsze miotły dla całej
drużyny – wszystko w nadziei, że nasz syn wróci do normalności zajmując się
"męskim sportem". – Narcyza
umilkła, lecz po chwili jakby zebrała się w sobie. –
Owszem – rzekła cicho. – Zachowywał się wtedy naprawdę dziwnie. Nie chciał wrócić na ferie świąteczne do domu. Musiał przeżyć szok i to sprawiło, że zapomniał o swoim dzieciństwie. Schwytany
na gorącym uczynku, zbity do krwi przez ukochaną matkę – zakończyła zawstydzona
Narcyza.
Hermiona
nie odzywała się ani słowem. Tylko przełykała ślinę.
–
Naprawdę myślisz, że on został uwiedziony, a potem wykorzystywany przez tego
człowieka? – zapytała Narcyza cicho.
–
Nic o tym nie wiem. To jedynie domysły z mojej strony. Wiem jednak, że są tacy
zwyrodnialcy, którzy w ten sposób krzywdzą małe dzieci.
–
A nie mogłabyś zapytać mego syna? Obawiam się, że ze mną nie będzie chciał
rozmawiać, a Lucjuszowi wolę o tym nie wspominać.
–
Zrobię tak, kiedy tylko wróci do domu. Jeśli wróci.
***
Tego wieczora w Hermionę wstąpiła nowa siła. Swoim zwyczajem, nie zamierzała
się poddać. Ślepo wręcz wierzyła w to, co powiedział Tomas, że tylko ludzie
urodzeni z tego rodzaju skłonnościami są nieuleczalni. Pojawił się cień
nadziei, że Draco przyszedł na świat jako człowiek normalny. I że znowu może
stać się normalny.
O, ty głupie serce! Jakie nieprzebrane pokłady nadziei w sobie nosisz! Mimo
swojemu rozsądkowi, mimo wcześniejszym przyrzeczeniom, Hermiona wiedziała, że z
miłości do Draco jeszcze się nie wyleczyła. Wszystko inne było oszukiwaniem
samej siebie. Nie umiała określić kiedy się w nim zakochała. W czasach Hogwartu
szczerze go nienawidziła. Był zaprzeczeniem wszystkiego co ona ceniła i czemu
hołdowała. Zresztą, bardzo szybko jej zainteresowanie zdobył Ron. Dobry,
poczciwy i wierny przyjaciel. Wspólne przygody, wspólne zmartwienia połączyły
ich niewidzialną nicią, która z chwili na chwilę stawała się coraz grubsza i
krótsza, przybliżając ich do siebie. Gdy na szóstym roku magicznej edukacji ją
zranił będąc z Lavander, miała ochotę się zemścić. To wtedy pierwszy raz
pomyślała o Malfoyu, ale wiedziała, że za dużo upokorzenia by ją czekało, gdyby
wtedy na przyjęcie do Slughorna zaprosiła jego. Potem się okazało, że Draco i
tak miał inne zmartwienia na głowie gdy w tym czasie ona przejmowała się tylko
tą blond-wywłoką, śliniącą się z jej Ronem. A potem? Potem wreszcie została
zauważona. Ron się starał, prawił komplementy i obdarowywał małymi upominkami.
Gdy szukali horkruksów, a on odszedł, płakała z bezsilności dużo dłużej niż
myślał Harry. Odszedł nie tylko jako przyjaciel, ale jako niedoszły kochanek.
A potem wrócił.
W
dworze Malfoyów po ogromnej przerwie, spotkała Draco. Widziała, że nie był już
tym ślizgonem, którego znała przez minione lata. Zmienił się nie tylko
fizycznie, ale i środek miał inny. Próbował im wtedy pomóc.
Ona i Ron znowu nie mogli być razem, bo trwała wojna. Te chwile kradzione w
domku Billa i Flerur, te niecierpliwe ręce które próbowały zedrzeć z niej
spodnie, ten gorączkowe tłumaczenia, że jak nie teraz to kiedy, odstręczały ją
od Rona. Nie raz i nie dwa rozpalony jej pocałunkami, próbował zmusić ją do
sexu, nie zważając, że ona chciałaby pięknego pierwszego razu. Wtedy traciła
cierpliwość i dawała jasno do zrozumienia, że Weasley ma się trzymać od niej z
daleka. Ron zawsze był poczciwym facetem, który muchy by nie skrzywdził więc
była pewna, że mimo swej niecierpliwości, w końcu ustąpi. A potem była bitwa,
która zmieniła wszystko. Dotarło do niej, że się chyba zakochała, że chce być z
Ronem na poważnie. Imponował jej swoimi zdolnościami strategicznymi a ona
studziła jego uprzedzenia. Miało być tak idealnie. I wtedy, gdy ona była już
gotowa mu się oddać, kiedy chciała zrobić mu niespodziankę, coś poszło nie tak.
Ona powiedziała za dużo, on czegoś nie zrozumiał. Skończyło się. Tydzień
później pieprzył Lavander, jak za starych, dobrych czasów, a ona,
Hermiona, znowu była sama. Nie, nie miała do niego pretensji. Ot, życie po
prostu. Zostali przyjaciółmi i nie wracali nigdy do chwil, które spędzili
razem.
I tak któregoś dnia, będąc na czarodziejskiej konferencji, dostała z domu
wiadomość, która załamała jej wewnętrzną siłę. Siedziała w hotelowym pokoju i
płakała nie wiedząc co innego mogłaby uczynić. Wszedł jak do siebie zrzucając
jednocześnie koszulę. Stanął jak wryty widząc ją płaczącą na łóżku.
–
Co ty tu robisz, Granger? – spytał ostro.
–
Płaczę w SWOIM pokoju, Malfoy – odpowiedziała z kpiną, choć nie miała na
nią siły.
–
W twoim…? –zapytał rozglądając się po wnętrzu. – Przepraszam, pomyliłem piętra.
–
Najwyraźniej.
–
Co ci jest? Oczy ci przeciekają?
–
Odwal się, Malfoy.
–
Grzeczniej, Granger. Chcę ci tylko pomóc.
–
Ty chcesz pomóc mi? Uderzyłeś się w głowę?
Tak się zaczęła ich dziwna przyjaźń. On wymusił na niej opowieść o tym co
się stało, ona ze zdziwieniem stwierdziła, że nie jest tak głupi na jakiego
wygląda i za jakiego go uważała. W kilku, charakterystycznych dla siebie
słowach postawił ją do pionu i przyrzekł pilnować, by ministerialne hieny nie
pożarły jej w całości. Początkowa podejrzliwość powoli ustąpiła nieśmiałemu
zaufaniu, a wzajemne złośliwości i cięte riposty stały się codziennością,
której żadne z nich nie chciało zmieniać. Ona pomagała jemu odzyskać dawną
reputację, on nie pozwalał jej krzywdzić szczurom ścigającym się na sam szczyt
politycznej kariery. Często spotykali się z Harrym i Ginny, którzy po
zakończeniu wojny, postanowili spróbować raz jeszcze odbudować swoją miłość.
Spotykali też Rona i Lavander. Ron nadal pełny uprzedzeń co do swojego kuzyna,
nie piał z zachwytu na jego widok, ale pogodził się z tym, że Harry i Hermiona
widzą w ślizgonie coś, czego on poprzez swoje wąskie horyzonty nie dostrzega.
Malfoy ze swojej strony, ograniczał uszczypliwości wobec rodziny Weasleyów i
już samo to, było wielkim krokiem naprzód. Z czasem Hermiona w swoim obrońcy
zaczęła dostrzegać coś, o co wcześniej nigdy by się nie podejrzewała. A może to
hormony zaczęły dawać o sobie znać? Romantyczne historie z jej udziałem
kończyły się jeszcze zanim na dobre się rozpoczęły, a ona coraz częściej łapała
się na tym, że myśli o Draconie w sposób jaki nie przystoi przyjaciółce. On
zawsze był opiekuńczy i troskliwy. Adorował ją subtelnie i nazywał swoim kochaniem.
To chyba wtedy, spragniona uczuć dała się ponieść zakazanej miłości.
A potem przyszło obudzenie i rozpaczliwa namiastka wyobrażeń w ramionach
innego. Desperackie i nędzne.
***
Lato powoli dojrzewało, a tymczasem zostały wysłane dwa listy.
Jeden
wyruszył z Australii i pokonywał długą, tradycyjną drogę do hrabstwa Wiltshire.
List od Jeane do córki Hermiony.
„Moja najdroższa,
mała dziewczynko! Tak strasznie było nam smutno kiedy dowiedzieliśmy się, że
straciłaś swoje dziecko! Nie umiemy sobie wyobrazić, jak ciężko musi Ci być w
tej chwili i jaki przygnębiony będzie Twój ukochany mąż, kiedy się o tym dowie.
Cóż mam powiedzieć? Co mogłabym zrobić aby ulżyć Ci choć trochę? Gdybym tak
mogła pobyć z Tobą przez jakiś czas! Ale nie pozwolono nam pojechać przez te
zamieszki, które wybuchły ostatnio. Słyszałaś coś o nich? To takie niemądre, że
mieszkamy tak daleko od siebie. Coraz bardziej mnie to męczy. Dobrze chociaż,
że jest z Tobą Twoja teściowa. Sprawia ona wrażenie osoby dosyć surowej, ale
konkretnej i na swój sposób ciepłej, tak mi się wydaje i ufam, że nic złego Cię
od niej nie spotka. Napisała do nas bardzo przyjazny i pełen zrozumienia list
na temat Twojego smutnego stanu. Podziękuj jej za to i pozdrów ją serdecznie!
Próbuj spoglądać w
przyszłość z nadzieją, kochana córeczko! Jesteś jeszcze młoda a wszystkie misje
kiedyś się kończą i Twój Draco, którego tak bardzo bym chciała wreszcie
zobaczyć, na pewno wkrótce wróci do domu. Nie możemy zrozumieć, dlaczego
brytyjscy czarodzieje się w to wmieszali, bo umiemy wyłapać to i owo z
mugolskich wiadomości, więc nawet pełni zrozumienia dla Twojego milczenia,
umiemy zorientować się w sytuacji. Czyżby zniszczenia po ostatniej bitwie były
zbyt małe, a morale społeczeństwa tak wysokie, że znowu porywają się z motyką na
słońce?
U nas każdy dzień
jest podobny do poprzedniego, tylko pacjenci się zmieniają. Powoli robie się za
stara na ten zawód. Nie mam już tyle cierpliwości i precyzji co kiedyś. Ojciec
się ze mnie śmieje, że za dużo od siebie wymagam, ale znasz mnie. Wiesz, że
lubię robić coś porządnie albo wcale. Ty też taka jesteś.
No, i jeszcze muszę
Ci napisać, że Tomas wyjechał do Europy. Wiesz o tym, że w małżeństwie mu się
nie układało, ale teraz wygląda to jakoś lepiej, a on otrzymał miejsce na
stażu, bodajże w Berlinie. Nie jestem pewna. Postanowił się przekwalifikować i
zostać uzdrowicielem. W każdym razie jego żona stała się dużo łagodniejsza, a
to bardzo dobrze, bo on jest przecież takim wspaniałym człowiekiem. Naprawdę
zasłużył na miłość kobiety a ta ameba, która jest jego żoną, zapomniała chyba
co to oznacza. Bardzo go nam brakuje, bo gdy nie było Ciebie, on stał się naszym
przyszywanym dzieckiem. To niesamowite, że poznaliście się tak niedawno a on
tak bardzo wrósł w naszą codzienność.
Nie myśl już więcej o
tym, co się stało, kochana córeczko. Ojciec pozdrawia Cię serdecznie. Nasze
myśli są przy Tobie.
Dużo, dużo serdecznych
pozdrowień,
Twoja matka. „
Drugi list potrzebował więcej czasu, by dotrzeć do adresata, choć był wysłany w
czarodziejski sposób. Był to list do Draco Malfoya, a dostarczał go Ogryzek.
Narcyza zdołała jakoś uzyskać informacje, gdzie w przybliżeniu mogą kwaterować
aurorzy i wysłać tam Ogryzka. Skrzaty, dzięki swojej ciągle do końca nie
zbadanej magii, miały większe możliwości niż czarodzieje, a i niezależnie od
trudności sytuacji, były wierne rozkazom swego państwa.
Draco siedział w prywatnym domu, który aurorzy zarekwirowali dla siebie. Samemu
ogryzkowi nie udało się przedostać przez bariery ochronne domu, jednak zdołał
przeszmuglować list do adresata, a sam czym prędzej wrócił do domu. Młody
Malfoy, po początkowym zaskoczeniu, gdy list zmaterializował mu się na głowie,
rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające. Ze zdumieniem stwierdził, że list
został napisany ręką Narcyzy. Nie pisała do niego od wielu lat. Zdjęty
niepokojem otwierał przesyłkę.
„Drogi Synku!
Będziesz
zapewne zaskoczony wiadomością ode mnie, bo od dawna nie mieliśmy ze sobą
normalnego kontaktu. Ale nadszedł chyba wreszcie czas, żeby to zmienić.
Przechodź
do rzeczy, myślał Draco, coraz bardziej niespokojny. Okropne przeczucia
wywoływały skurcze w dołku.
Draco, Hermiona
uległa nieszczęśliwemu wypadkowi...
Draco
jęknął boleśnie, krew z trudem torowała sobie drogę do jego serca.
Wypadła z
rusztu, podczas podróży siecią Fiuu, prawie się udusiła. Straciła wasze
dziecko. Uzdrowiciele których niezwłocznie wezwaliśmy, byli bezradni. Upierali
się, żeby zabrać Twoją żonę do szpitala z obawy przed wykrwawieniem, ale ona
nie chciała. Tak mi strasznie przykro z waszego powodu.
Nie miałam
odwagi powiedzieć tego Hermionie, ale to byłby chłopczyk, gdyby żył, Draco.
Miał przekazać dalej nasze nazwisko. Cała nadzieja, umarła razem z nim. Winę za
to co się stało ponosi ten okropny człowiek, piastujący stanowisko
wiceministra. Zmusił Hermionę, by w ten sposób wróciła do domu, ponieważ nie
chciała w tym stanie, w którym była, jechać do Bostwany. Hermiona została z
miejsca zwolniona. Wniosłam, naturalnie, skargę, powiedziałam, że Twój dziedzic
został zamordowany, ale ministra nie ma przecież w stolicy. Mam nadzieję, że
wiceminister mimo wszystko dostanie odpowiednią reprymendę, tym bardziej, że są
świadkowie jego skandalicznego zachowania. Chociaż kto by się teraz odważył
zwrócić mu uwagę? Naprawdę Kingsley nie przemyślał tej całej misji.
Muszę Ci
przyznać synku, że Hermiona stała się bardzo cicha. Nie mówi prawie wcale, leży
przeważnie i wygląda przez okno. Dzisiaj trochę wstała. Nie wiem, o czym myśli
ani co czuje, ale po tym, jak straciła dziecko, bardzo się do siebie
zbliżyłyśmy. To wspaniała kobieta, Draco, tak się cieszę, że właśnie ją
wybrałeś. Próbuję jakoś jej pomagać i pocieszam jak umiem, ale co można
powiedzieć w takiej sytuacji? Człowiek czuje się tak rozpaczliwie bezradny.
Ona nauczyła
mnie też rozumieć Twoje trudności. A ja opowiedziałam jej o tym strasznym
służącym, który wykorzystywał Ciebie przez tyle lat. I o tym, że byłeś okropnie
torturowany, najpierw za to, że zaglądałeś do pokoju ojca z tymi wstrętnymi
malowidłami, a potem za tę potworną scenę ze służącym, kiedy to ja wpadłam w
histerię. Teraz uważam, że żadnej Twojej winy w tym nie było. Czy możesz mi
wybaczyć, Draco?
Uświadomił
sobie nagle, że zaciska kurczowo palce na liście. Na wpół przytomny wygładził
cienki papier.
Wszyscy w
Malfoy Manor naprawdę kochają Twoją drogą małżonkę, troszczą się o nią i chodzą
na palcach, by jej nie przeszkadzać. Ona ma zupełnie wyjątkowy stosunek do
wielu spraw. Ta jej miłość do naszych małych braci - skrzatów domowych - jest
zupełnie niesamowita, ale ja ją rozumiem i czuję podobnie. Dzięki Hermionie,
przypominam sobie wartości, które już dawno w sobie zdusiłam. Muszę jej za to
podziękować!
Kochany
synku, nie rozpaczaj po dziecku, które straciliście! Możecie mieć jeszcze wiele
dzieci.
Myślimy o
Tobie obie z Hermioną i martwimy się o Ciebie każdego dnia. Dbaj o siebie i nie
narażaj się bez potrzeby! My potrzebujemy Cię bardziej i Ty o tym wiesz.
Twoja
nawrócona matka, Narcyza.
Draco
wypuścił list z ręki i patrzył gdzieś daleko niewidzącym nic wzrokiem.
Mieć
wiele dzieci...
Harry
zapukał i zawołał przez drzwi.
–
Minister wzywa na naradę, zdejmij wyciszacze i chodź. Trzeba przygotować się do
walki.
Rozdział niesamowity, choć przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw :) W każdym razie kolejna bardzo dobra część historii. Bardzo się cieszę, że naprawiłaś Narcyzę. Życzę weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci baaardzo :-* Narcyza to jedna z moich ulubionych postaci, musi mieć charakter ;) tym bardziej, że w tym opowiadaniu i Draco i Hermiona zgubili trochę pazur :/ cieszę się, że nadal Ci się podoba. Również pozdrawiam!
UsuńCudowny rozdział. Świetnie napisałaś list od Narcyzy. Swoją drogą chyba stała się od teraz jedną z moich ulubionych postaci ;). Myślę że ta tragedia zjednoczy Draco i jego matkę. W obliczu takich wydarzeń kontakt z najbliższa rodziną jest najważniejszy.
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/
Bardzo Ci dziękuję. Cieszę się, że udaje mi się jednocześnie nie odchodzić za bardzo od pierwowzoru opowiadania i budować własną, magiczną fabułę :) Pozdrawiam
UsuńPrawie się popłakałam podczas czytania listu do Dracona. Nowa Narcyza jest wspaniała i mam nadzieję, że zostanie taka na zawsze. I tak mi szkoda Hermiony :/ Odciełabym z chęcią temu wiceministrowi jaja. Nie zasłużył na nie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :) też bym obcięła ;)
UsuńZmiana Narcyzy na plus. :D Zastanawiam się czy Draco "ozdrowieje z bycia gejem", czy może nigdy nim nie był?
OdpowiedzUsuń