Wpatrywała
się w litery tworzące treść listu na który czekała od kilku dni. Gdy odbierając
pocztę, zobaczyła na jednej z kopert tak dobrze znaną pieczęć Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart, ogarnęło ją podniecenie. Miała nadzieję za chwilę
przeczytać wyrazy uznania dla jej decyzji i zaproszenie do Szkocji. Niestety
ekscytacja szybko ustąpiła miejsca rosnącemu przerażeniu, które z każdym
zdaniem ogarniało ją coraz bardziej. Nie spodziewała się komplikacji. Jej plan
był fantastycznie prosty i na tym właśnie polegała jego doskonałość. Chciała
wrócić do szkoły w charakterze nauczyciela. Kto jak nie ona nadawał się do tego
lepiej? Niespecjalnie zależało jej na przedmiocie którego miałaby nauczać. Ze
wszystkiego była wystarczająco dobra. Oczywiście wolałabym uczyć czegoś co ją
interesowało, takie wróżbiarstwo czy zielarstwo nie były jej domeną, opieka nad
magicznymi stworzeniami również potrzebowała trochę więcej niż wiedza
teoretyczna, a o lekcjach latania wolała w ogóle nie myśleć. Była jednak pewna,
że profesor McGonagall, jej była opiekunka, a teraz dyrektor szkoły, zna ją na
tyle dobrze, żeby nie zaproponować jej żadnego z powyższych przedmiotów. Do
rozpoczęcia nowego roku zostało jeszcze kilka miesięcy i była pewna, że zdąży
odświeżyć oraz uzupełnić wiadomości przygotowując się do nowej roli. Nie
musiała tego czasu spędzać w dotychczasowej pracy, miała wystarczająco dużo
złota, aby móc pozwolić sobie na zasłużone wakacje. Może nawet odwiedziłaby
rodziców?
Ale odpowiedź
na jej podanie o prace nie była taka jakiej się spodziewała. Jej nowa umowa
zawierała warunki na które nie była pewna czy powinna się zgodzić. Gdyby
chodziło tylko o sprawy Hogwartu, byłaby dumna, że to właśnie jej chce się
powierzyć tak odpowiedzialną funkcję, nie sprawdzając nawet czy się do tego
nadaje. Na tą myśl, dreszcz niepokoju przeszedł po jej plecach. Czy ona się
nadaje? Czy nie powinna przejść jakichś testów, sprawdzianów, jakiegoś kursu
przygotowawczego? Oczywiście w czasach szkolnych była prefektem, a nawet
prefektem naczelnym po powrocie na siódmy rok, przez co inni uczniowie trochę
krzywo się na nią patrzyli, jednak znajomość jej zasług i podejście do
studentów szybko dały owoce w postaci zaufania. Ale to nie to samo, wtedy nadal
była uczniem, mogła popełniać błędy, mogła polegać na pomocy opiekuna domu, a
teraz to na jej pomocy mieli polegać inni. Stwierdziła, że tę decyzję powinna
przedyskutować z kimś, kto na chłodno oceni jej kwalifikacje.
Napisała
krótkie zdanie na pięciu kawałkach pergaminu i jednym machnięciem różdżki wysłała
do adresatów. Harry, Ron, Ginny, Luna i Neville, kto byłby lepszym doradcą niż
oni? Poprosiła o spotkanie wieczorem i miała nadzieję, że wszelkie jej
wątpliwości zostaną rozwiane. Stała na rozstaju dróg, a tylko przyjaciele mogą
być właściwym drogowskazem. Przynajmniej ona tak uważała. Nie minęło pół
godziny gdy otrzymała wszystkie odpowiedzi. Na nich zawsze mogła polegać.
***
– No więc co takiego się
wydarzyło, że ściągnęłaś tu nas wszystkich? – zaczął Harry.
Siedzieli w salonie jej małego
lecz przytulnego mieszkanka znajdującego się na czwartym piętrze budynku numer
piętnaście przy Paradise Street. Okno salonu wychodziło na mugolską część
Londynu i teraz dobiegał do uszu hałas trąbiących samochodów. Hermiona jednym
machnięciem różdżki zamknęła okno, tym samym odcinając ich od odgłosów
tętniącego życiem miasta.
– Poprosiłam was tutaj, bo stoję przed podjęciem prawdopodobnie jednej z najważniejszych decyzji w moim życiu…
– Wychodzisz za mąż! – krzyknęła radośnie Ginny.
– Ale masz pomysły – zgasił jej entuzjazm Ron – przecież by nam coś wcześniej powiedziała. Powiedziałabyś, prawda? – Z ostatnim zdaniem zwrócił się do Hermiony.
– Jakby wychodziła za kogoś
pokroju np. Malfoya, to nic by ci nie powiedziała, nie chcąc narażać się na
uszczypliwości. O moim ślubie dowiesz się z gazet, gwarantuję ci.
– Przecież i tak wiem, że
wychodzisz za Harry’ego, mama nie pozwala o tym zapomnieć. Ponadto ona ma
zdecydowanie lepszy gust…
– Może damy jej dokończyć? – Niespodziewanie rozległ się głos Luny, co Hermiona przyjęła z wdzięcznością. Wiedziała, że jak jej przyjaciele zaczną dyskutować, to nie da się im przerwać.
– No więc, rzucam pracę w ministerstwie.
– Wreszcie! – krzyknęli wszyscy zgodnie, co Hermiona przyjęła z łagodnym zaskoczeniem. Widząc wyraz jej twarzy, odezwał się Neville. – Przecież widzimy jak się tam męczysz, zostałaś stworzona do wyższych celów niż przekładanie dokumentów z kąta w kąt.
– Więc co teraz będziesz robić? – zainteresował się Harry.
– Mam zamiar wrócić do Hogwartu – widząc zaciekawione miny przyjaciół, dodała – jako nauczyciel.
– To wspaniale! – Odezwał się Neville. – Ja też zaczynam od września!
Poczuła jak całe napięcie schodzi z niej jak powietrze z przekutego balonu, a na jego miejsce napływa nadzieja.
– Naprawdę? Nic nie wspominałeś! – zawołała zaskoczona Hermiona.
– Tak, profesor Sprout wyrusza przeprowadzić jakieś badania nad wnykopieńkami. Chodzą też słuchy, że ma się spotkać ze Scamanderem, żeby skonsultować wpływ magicznych roślin i grzybów na fantastyczne zwierzęta. Powstanie z tego wspólne opracowanie, które może mieć wpływ na stworzenie nowego kierunku w nauce. Bardzo jej zazdroszczę, ale też się cieszę, bo zaproponowano mi zastępstwo, na razie na rok. – Umilkł na chwilę rozglądając się po twarzach przyjaciół, a widząc rosnące zaciekawienie, kontynuował. – Nic nie mówiłem, bo jeszcze nie byłem pewien swojej decyzji, ale babcia uświadomiła mi, że to moja szansa na spełnienie marzeń. Kto wie? Może będę mógł zostać jako nauczyciel pomocniczy, albo coś w tym rodzaju? Jest ze mnie taka dumna, jakbym po raz drugi walczył o Hogwart. To co? Zaczynamy od nowa?
– Nie wiem, to jeszcze nie wszystko.
– Hermiona, naprawdę uważamy, że to świetny pomysł, jeżeli masz jeszcze jakieś wątpliwości. Po prostu trochę nas zaskoczyłaś, ale jesteśmy pewni, że będziesz świetną nauczycielką – przerwał jej Harry.
– No, sam żałuję, że nie mogę być twoim uczniem – przyznał Ron, za co oberwał poduszką od Luny.
– Dziękuję wam. Chodzi o to, że profesor McGonagall postawiła przede mną pewne warunki. Nie jestem pewna, czy zdołam im sprostać. Szczerze mówiąc, to mnie trochę zaskoczyła. Po pierwsze, miałabym nauczać transmutacji. Powołuje się na moje prace naukowe w tej dziedzinie, wiecie, te które napisałam tuż po ukończeniu szkoły. Jest pełna uznania dla sposobu w jaki poruszyłam współczesne problemy transmutacji. Ona sama nie daje rady godzić swoich obowiązków dyrektora szkoły z nauczaniem, pamiętacie, że Dumbledore też nie uczył? Uważa również, że to wbrew tradycjom szkoły gdzie utarło się przekonanie, że dyrektor nie prowadzi zajęć dydaktycznych. Z tego samego względu zaproponowała mi przejęcie opieki nad Gryfonami. Jest zdania, że dyrektor szkoły powinien być osobą całkowicie niezależną, a będąc opiekunem Gryffindoru, zdarza się jej być stronniczą.
– McGonagall stronnicza? W życiu nie uwierzę. Przecież traktowała nas nawet ostrzej niż inne domy, zero taryfy ulgowej, nie to co taki Snape czy po nim Slughorn…
– Właśnie, Slughorn. Stary Ślimak odchodzi na emeryturę, tym razem na dobre. Potrzebny więc jest nowy mistrz eliksirów.
– Chyba nie wymaga od ciebie prowadzenia podwójnych zajęć?
– Nie, ale wymaga, żebym namówiła do tego Malfoya.
– Że co? – prychnęła Ginny.
– To niemożliwe – oburzył się Ron.
– Udaj, że nie wiesz gdzie go szukać – poradził Harry.
– Przecież naprawdę nie wiesz gdzie go szukać – powiedziała Luna.
– Nie mogę! – powiedziała Hermiona, przekrzykując panujący harmider. – McGonagall wyjaśniła mi dokładnie gdzie go znajdę. Problem w tym, że nie tylko namówienie go do pomysłu dyrektorki może być trudne. Jego nie ma w świecie czarodziejów.
– Żadna strata – mruknął Harry.
– Gdzie w takim razie jest? – odezwał się Neville.
– W mugolskim szpitalu psychiatrycznym, na oddziale zamkniętym.
– Wreszcie się na nim poznali? – zakpił Ron.
– To nie jest zabawne, Ron. Jeżeli go stamtąd nie wyciągnę i nie zmuszę do pracy w Hogwarcie, mogę pożegnać się z nową posadą.
– To jest chore – oburzyła się Ginny. – McGonagall nie może tego od ciebie wymagać, przecież on nie ma nic wspólnego z twoimi planami.
– Na dodatek musiałabyś się z nim użerać w nowej pracy, nie mów, że jest to zachęcająca perspektywa – dodała rezolutnie Luna.
– Ale przecież nie będziesz z tym sama – wyszczerzył się Neville.
– Więc jak zamierzasz to zrobić? Spełnić wymagania McGonagall?
– Jeszcze nie wiem czy zamierzam.
– Och, daj spokój! To przecież oczywiste, że taki Malfoy nie może stać na drodze do twojego szczęścia. Pomożemy ci – zadeklarował Harry na co inni zgodnie pokiwali głowami.
***
Bibury jest
uznawana za najpiękniejszą wioskę w Anglii. Urocze domki z piaskowca, ze
spiczastymi dachami, położone w angielskim hrabstwie Gloucestershire, otoczone
przez malowniczy drzewostan, a wszystko to wkomponowane w idylliczną wręcz
dolinę pośród wzgórz Cotswolds. To właśnie tu, w budynku po nieczynnym
młynie, powstał Szpital Psychiatryczny im. Świętego Barnaby. Jego położenie
niosło za sobą nadzieję, że otaczające piękno, tej tłumnie nawiedzanej przez
turystów krainy, wpłynie pozytywnie na zszargane nerwy pacjentów szpitala,
pomoże odbudować im to co utracili, wrócić do normalnego świata. Tubylcom było
wszystko jedno, nie sprzeciwiali się zbyt mocno pomysłowi lokalnych władz, bo
jak się często wyrażali, gorszego wariactwa niż to niesione przez żądnych
estetycznych wrażeń turystów nie znali.
Hermiona
Granger stanęła przed wysokim budynkiem Hotelu Swan, nie mogąc się zdecydować,
czy to co planuje zrobić warte jest choćby złamanego knuta. Setki razy
analizowała cały pomysł uwolnienia Malfoya i za każdym
razem zżerała ją niepewność. W końcu, gdy po wyjątkowo męczącej nocy,
stwierdziła, że nie da rady, Ginny wzięła sprawy w swoje ręce i w krótkich
słowach wypunktowała jej możliwe posunięcia. Hermiona szybko zrozumiała, że nie
ma wyjścia jeżeli chce spełnić swoje pragnienia dotyczące nauczania w
Hogwarcie. Obcych szkół nie brała nawet pod uwagę. Możliwość, że odnajdzie się
w innej pracy również była nikła, więc postanowiła postawić wszystko na jedną
kartę i zawalczyć o swoje szczęście. Taki Malfoy jej w tym nie przeszkodzi.
Żałowała, że
żadne z jej przyjaciół nie mogło być tu teraz z nią. Czułaby się pewniej i
bezpieczniej, wiedząc, że w każdej chwili może z nimi porozmawiać, podzielić
się wątpliwościami, poprosić o radę. Niestety Harry, Ron i Neville mieli na
głowie sprawy zawodowe, a Ginny i Luna były zdania, że bardziej wiarygodnie wypadnie,
gdy będzie tu sama, nie wzbudzi wtedy niczyich podejrzeń, bo kto szukając nowej
pracy, przybywa na rozmowę kwalifikacyjną w otoczeniu przyjaciółek? Musiała
przyznać im rację. Obecność któregoś z chłopaków, dałoby się jeszcze jakoś
logicznie wytłumaczyć, ale już mieszkanie na co dzień z dziewczyną,
wzbudzało by kontrowersje których ona wolała teraz unikać.
Odebrawszy
klucz w recepcji, skierowała się do swojego pokoju. Żałowała, że nie może
jawnie posługiwać się czarami, ale musiała być bardzo ostrożna. Dopiero gdy
chłopiec hotelowy zostawiwszy jej bagaże, zniknął za drzwiami, odważyła
się na rzucenie zaklęcia rozpakowującego. Wzięła szybki prysznic i kontrolując
upływający czas, stwierdziła, że ma jeszcze chwilę na wypicie kawy, nim uda się
na rozmowę z ordynatorem.
Punktualnie o
dziesiątej, pojawiła się w sekretariacie ordynatora oddziału z którym wcześniej
rozmawiała przez telefon. Wiedziała, że jej wcześniej przesłane CV oraz
dokumenty potwierdzające fikcyjne wykształcenie medyczne w zakresie psychiatrii,
zrobiły wystarczające wrażenie, żeby czuć się na dzisiejszym spotkaniu w miarę
pewnie. Domyślała się, że to ordynator decyduje o składzie zespołu jakim ma
kierować i nie powinna okazywać zdziwienia, że jej rozmowa nie będzie
prowadzona przez dyrektora szpitala, który zresztą przebywał poza granicami
kraju, na jakimś konsylium, które jej sprawy kompletnie nie dotyczyło.
Sprawdziła jednak wszystkie dostępne dane na temat dyrekcji i pracowników
szpitala. Miała również ogólny zarys kartoteki pacjentów. To wszystko
zawdzięczała oczywiście Harry’emu, który jako wytrawny auror, wydostał te
informacje z dziecinną wręcz łatwością. Nauczona podstawowego żargonu opanowała
terminy z zakresu psychiatrii oraz psychologii klinicznej i orientowała się
pobieżnie w historii choroby każdego z jej przyszłych pacjentów. Jedyną zagadkę
stanowił Malfoy, na którego temat nie znalazła nawet wzmianki
w dostarczonych przez przyjaciela dokumentach i samo to przyprawiało
ją o dreszcz niepewności. To była poważna luka w planie, jednak nic nie mogła
na ten fakt poradzić, ponieważ albo Ślizgon był w tak poważnym stanie, że
lekarze do tej pory nic konkretnego nie mogli ustalić, albo doskonale udawał.
Jedno było pewne, tożsamość Malfoya nie była znana lub była fałszywa. Niezależnie
od opcji, musiała poznać powody, a potem stopniowo dotrzeć do tego kretyna, jak
w myślach nazywała swego byłego kolegę ze szkoły. Szczęśliwie miała przed
sobą kilka tygodni, a nawet kilka miesięcy na przeprowadzenie planu wymyślonego
wspólnie z przyjaciółmi, więc jeżeli wystarczająco się skupi i nie da
ponieść niepotrzebnym emocjom, wszystko powinno pójść znośnie.
Usiadła na
wskazanym przez jej przyszłego rozmówcę fotelu i uważnie przyjrzała sadowiącemu
się naprzeciw niej mężczyźnie. Był wysoki, dobrze zbudowany i wyjątkowo
zadbany. Z wyglądu mógł mieć nieco ponad czterdzieści lat, ale Hermiona
wiedziała, że kilka miesięcy temu przekroczył pięćdziesiątkę. Nie nosił
obrączki choć od dwóch dekad był mężem uroczej blondynki i spłodził z nią
trójkę dzieci. Spod białego fartucha wystawał kołnierzyk i mankiety niebieskiej
koszuli oraz kawałek krawata w ciemniejszym o kilka tonów odcieniu. Mężczyzna
obrzucił ją badawczym wzrokiem i wziął do ręki jej CV w którym widniała
fałszywa data urodzenia, wskazująca na to, że ona sama jest już dobrze po
trzydziestce. Skorygowanie wyglądu nie było rzeczą trudną, więc na odkrycie
tegoż podstępu szansę miał tylko Malfoy, o ile będzie w ogóle w stanie
kontaktować się z rzeczywistością.
– Witam panno Granger
– zaczął mężczyzna. – Oboje znamy powód tego spotkania i oboje
zdajemy sobie sprawę, że wysokie kwalifikacje jakie pani posiada, gwarantują
pracę w moim zespole. Nie chciałbym przedłużać, jednak zmuszony jestem
przedstawić kilka zasad, których będzie musiała pani przestrzegać, choć jestem
pewien, że nie są one pani zupełnie obce. Po pierwsze i najważniejsze, proszę
pamiętać, że personel szpitalny zobowiązany jest do zachowania w tajemnicy
wszystkiego, o czym poweźmie wiadomość w toku czynności leczniczych. Od
obowiązku zachowania tajemnicy może być zwolniony tylko przez odpowiednie akty
prawne, które są zapewne pani znane. Przypominam również o tym, że absolutnie
zabronione jest spoufalanie się w jakikolwiek sposób z podopiecznymi. Surowo
tego przestrzegamy. Jest pani zobowiązana znać prawa pacjentów, ale również ich
obowiązki. Nie wszyscy są w stanie kontaktować się z nami w sposób
powszechnie uważany jako tradycyjny, jednak dokładamy wszelkich starań, żeby
pacjenci czuli się zrozumiani i aby ich prośby były w miarę możliwości respektowane.
Czy ma pani jakieś pytania?
– Dziękuję. Nie, nie ma dla mnie
żadnych niejasności. Cieszę się, że będę mogła wspomóc pana zespół. Od kiedy
mogę zacząć?
– Właściwie od zaraz. Jeszcze
jedno. Proszę o ubieranie się do pracy w miarę swobodnie. Tylko ja i lekarze
prowadzący jesteśmy zobligowani do noszenia fartuchów. Pani będzie zajmowała
się w głównej mierze terapią, więc dobrze by było, aby pacjenci czuli się przy
pani swobodnie. Pokażę pani za chwilę oddział oraz gabinet, który od dziś
będzie do pani dyspozycji. Na biurku znajdzie pani kartoteki pacjentów, którzy
będą pod pani skrzydłami, że się tak wyrażę. Oddział nie jest duży, nie powinna
mieć pani problemu z rozeznaniem się w panujących zasadach. Idziemy?
– Jestem gotowa – powiedziała, choć wcale tak się nie czuła. Wiedziała, że za kilka minut go zobaczy i była ciekawa reakcji, zarówno swojej jak i jego. Od tego spotkania będzie zależało wiele, ale wolałaby, aby odbyło się ono na osobności, na wypadek gdyby Malfoy był bardziej przytomny niż za jakiego chciałby uchodzić. Cóż, może da się to jakoś załatwić.
Takiego opowiadania jeszcze nie czytałam, jestem miło zaskoczona :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie :)
UsuńCzeeść! Bardzo dawno mnie tu nie było. W końcu mam wolną chwilę, więc nadrabiam. Coś mnie tak natchnęło, żeby najpierw zajrzeć tu. I jestem tak zachwycona, że ciężko mi to opisać! Ups... miałam zostawić to na koniec... Przeczytałam prolog i pomyślałam sobie, że to na pewno nie będzie coś zwykłego. Z taką wiarą zabrałam się za rozdział pierwszy, który po prostu mnie kupił. Może mam namieszane tu i tam, ale wątek z psychiatrykiem i niecodzienną, dziwną chorobą Malfoya zadziałał na mnie najbardziej. Eh, wielbię tajemnicę. <3 Zastanawiam się, dlaczego tam trafił? Dlaczego TAM, kurczę to mugolski ośrodek. Gdzie jest w tym wszystkim McGonagall? Dlaczego akurat Hermiona?
OdpowiedzUsuńMoże, Draco nękały jakieś demony przeszłości? Halucynacje, jakaś schizofrenia.
Albo wręcz przeciwnie, to celowe działanie Malfoya, ponieważ... przed czymś się ukrywa? Okey, ale co do tego ma McGonagall?
Piszesz stanowczo za dobre opowiadania! ;D Teraz nie wiem, czy biec, spragniona dalszych losów Hermiony w psychiatryku, do drugiego rozdziału, czy nadrobić komentowanie WJN. ;)
Witaj, ale mi sę buzia cieszy jak czytam Twój komentarz! Ślady wymagają ode mnie dużo pracy i jest mi niezmiernie miło, gdy komuś się podobają :) nie mogę odpowiedzieć teraz na Twoje pytania, z wiadomych względów, ale zapraszam Cię na ciąg dalszy, który rzuci trochę światła :)
UsuńPerełką jest krótka wymiana zdań Rona i Ginny ♡♡
OdpowiedzUsuńBardzo wciągająca historia. Lecę czytać następne rozdziały ;)