3 maja 2015

Szach i mat, Kochanie XI


Rozdział XI


          Draco Malfoy wrócił do domu, gdy nad hrabstwem Wiltshire zaczynał padać pierwszy śnieg. Płatki białego puchu wolno krążyły nad ziemią, żeby ostatecznie na niej spocząć i pozostać tam do wiosny. Hermiona  dostała informację od Tomasa, który raz jeszcze lojalnie ją uprzedził, tym razem o rychłym powrocie męża do domu. Mimo wcześniejszych obietnic i tkwiących nadal głęboko urazów, była mu wdzięczna, że tak troszczy się o ich małą rodzinę.  Wyszła na spotkanie Dracona gdy tylko poczuła, że ich zaklęcia ochronne przepuszczają do środka kilka osób. Krocząc obok niewidzialnych noszy, zdecydowanie ściskała swego nieznośnego męża za rękę, delikatnie zgarniała z jego bladej twarzy płatki śniegu i uśmiechała się radośnie, ale tylko on mógł usłyszeć, jak niepewnie brzmiał jej głos, gdy wreszcie witała go w domu. Twarz miała pogodną i rozradowaną, że znowu go widzi. Jego smutne, szare oczy wyrażały natomiast zdumienie: jak to, nie odeszłaś ode mnie? Gdy dziękował jej za powitanie, wiedziała, że jego słowa miały podwójny sens.
Był strasznie wyczerpany podróżą, położono go więc do łóżka, gdzie natychmiast zasnął. Znowu w domu... Ta świadomość była skuteczniejsza niż najlepszy eliksir nasenny.
          Nim Draco wrócił do domu, Hermiona odbyła rozmowę z kamerdynerem i skrzatami. Dziękowała Merlinowi, że nie ma teraz w rezydencji Narcyzy i że teściowa wspaniałomyślnie postanowiła chwilowo zostać w swoim domu na dłużej. Hermiona przyjęła to z wyraźną ulgą. Chciała być sama w domu w chwili powrotu Dracona. Młoda pani Malfoy domyślała się, że zdecydowany udział w decyzji jego matki, musiał mieć Lucjusz, ponieważ takie zachowanie było wręcz niepodobne do samej Narcyzy. Tym bardziej teraz, gdy ich relacje zdawały się nieznacznie poprawić.
  Jak my to wszystko urządzimy?    zastanawiała się wyraźnie zaniepokojona.    Będziemy musieli postarać się o profesjonalną opiekę na noc, czy poradzimy sobie sami, wy i ja?
 – Myślę, że nasz pan to właśnie najbardziej by sobie cenił – wtrącił nieśmiało Ogryzek.
– Możliwe – pomyślała Hermiona z nadzieją. Była zdecydowana osobiście pielęgnować swojego męża, podejrzewała jednak, że będzie się temu sprzeciwiał całym sobą. Za dobrze go znała, żeby uwierzyć, że podda się bez walki. Był taki uparty i dumny. Cóż, gdzie różdżka znajdzie się i sposób. Jeżeli będzie trzeba, posunie się do ostatecznych kroków.
   W każdym razie uważam, że nie powinniśmy włączać do tego pani Narcyzy    powiedziała pospiesznie, jednocześnie starając się, żeby w jej głosie nie zabrzmiała niechęć.
   Zdecydowanie nie   odrzekł kamerdyner.   Na to pan nigdy się nie zgodzi.
– Z listu Tomasa wynika, że Draco będzie musiał stale leżeć w łóżku, pamiętasz?    zapytała Hermiona Alberta.
  Tak.
   Co się stanie, jeśli rzeczywiście okaże się to niezbędne? Dla człowieka takiego jak Draco będzie to nieznośnie przykre. Obawiam się, że możemy sobie nie dać z nim rady. Nie chodzi mi tu o zwykłą opiekę, ale wszyscy znamy jego charakter. Jestem oczywiście tak zdeterminowana, że jeżeli będzie trzeba, to zagrożę mu różdżką, ale jeśli miałabym być szczera, to wolałabym tego uniknąć.
   Pan Malfoy jest sparaliżowany od pasa w dół    przypomniał kamerdyner.
   Myślałam nad tym i myślałam... Ręce ma przecież sprawne. Gdyby się dało coś zorganizować, żeby chociaż mógł siedzieć w fotelu!
   Jego wysokość jest mocnej budowy. Sądzę, że sami nie zdołamy go podnieść, nie ryzykując przy tym.
   Chyba nie    uśmiechnęła się blado Hermiona, spoglądając ukradkiem na niewysokiego kamerdynera.    Zresztą fotel tak naprawdę niewiele pomoże. Z mniejszym...
Umilkła, a po chwili zaczęła znowu.
  Albercie, kilkakrotnie zastanawiałam się, jak byśmy mogli życie mojego męża uczynić odrobinę znośniejszym. Przychodziły mi do głowy szalone myśli... Czy uważasz, że ściągnięcie i zaczarowanie odpowiednio mugolskiego wózka inwalidzkiego, byłoby wystarczające?
Kamerdyner patrzył na nią w najwyższym zdumieniu.
   Wiem, że Draco ma zupełnie niepraktyczny stosunek do produktów mugoli, jednak w takiej sytuacji...nie, to chyba niemądre. On się nigdy na to nie zgodzi.
Ale kamerdyner słuchał uważnie.
   Porozmawiam z kim trzeba, pani. To bardzo interesujący pomysł, zaraz poślę Ogryzka do mojego przyjaciela, do Trowbridge. Jest doskonałym rzemieślnikiem i czarodziejem godnym zaufania.
   Idę z tobą    zdecydowała Hermiona.    Jak mówiłam, mam pewien plan.
Po przeprowadzeniu kilku rozmów w największej tajemnicy i rzuceniu dziesiątek najdziwniejszych zaklęć, zaczarowany produkt mugolskiego pochodzenia, był gotowy. Hermiona modliła się w duchu, żeby nikt nie puścił pary z ust, bo była pewna, że wpadliby w poważne kłopoty, ale ufała ludziom z którymi wyczarowywała wózek dla swojego męża. Zresztą, najważniejsze, że on był znowu w domu. Zrobi wszystko, żeby jego życie stało się bardziej przyjazne, bez względu na ewentualne konsekwencje. Tym bardziej, że nie ma co się martwić na zapas. Ma trochę znajomości w ministerstwie i jeżeli okarze się to konieczne, to wykorzysta je bez skrupułów.
Hermiona odwiedziła Dracona w czasie obiadu i opowiedziała mu, co uradzili oboje z Albertem w sprawie opieki nad nim.
  Wybij to sobie z głowy. Nawet mowy o czymś takim być nie może    oświadczył Draco stanowczo.    Trzeba zatrudnić jeszcze jednego mężczyznę.
   Ale ja chcę ci pomagać    upierała się Hermiona.
   Dlaczego?    zapytał podejrzliwie.
   To chyba jest oczywiste? – fuknęła poirytowana takimi głupimi pytaniami – Jestem twoją żoną i chociaż nasz związek jest trochę…niekonwencjonalny, to chyba przyjaźń, jaka nas łączy, wystarczy, by usprawiedliwić taką decyzję. Poza tym wyglądałoby to dosyć dziwnie, gdybym się tobą nie opiekowała, nie uważasz?
   Do cholery, ale ja nie chcę, żeby mnie pielęgnowała kobieta!
Hermiona spoważniała, a w jej sercu pojawiło się niechciane uczucie nadziei.
   Więc mimo wszystko traktujesz mnie jak kobietę? Nie jak bezpłciowego przyjaciela?
   Jak jedno i drugie    odparł z przelotnym uśmiechem.    Za bardzo jesteś kobietą, żeby można było tego nie zauważać. Chyba jesteś tego świadoma? Poza tym, obawiam się, że nie wiesz, co taka pielęgnacja oznacza.
   Owszem, mogę sobie wyobrazić. Jestem na tyle inteligentna, że rozumiem też, iż możesz się czuć upokorzony.    Hermiona wstała ze złością.    Nie chciałabym cię do niczego zmuszać. Jeśli to budzi w tobie taki sprzeciw, to...
   Hermiono!    Chwycił ją mocno za ramię.    Nie wolno ci tak myśleć! Naprawdę uważasz, że rozumiesz, co ja czuję?
   Tak, Draco –  odparła łagodniej.    Myślę, że rozumiem.
Usiadła na brzegu łóżka, zawahała się przez moment, a potem pochyliła się nad mężem i przytuliła policzek do jego policzka. Tak bardzo jej go brakowało. Draco objął ją i leżeli tak długo w milczeniu    on, bezradny, modląc się o miłosierdzie i pociechę, a ona o to, by dać mu taki wsparcie, jakiego pragnął. On pełen wątpliwości, a zarazem wdzięczności, że ta wspaniała kobieta chce tkwić dalej w jego beznadziejnym życiu, ona z zaskakującą pewnością i optymizmem patrząca w przyszłość i nie wahająca się przed dalszym poświęceniem.
   Jeśli naprawdę byłabyś w stanie, to...    zaczął niepewnie.
   Niczego bardziej nie pragnę    rzekła.
   No więc niech ci będzie, uparta kozo.
   Uparty to jesteś ty, mój osiołku. Dziękuję, Draco! Dziękuję za zaufanie.
Zaczął się śmiać.
   Wiesz co? Ja się boję pierwszego razu! Uwierzysz?
   O tak. Uwierzę. Ja też się trochę obawiam –  powiedziała Hermiona, uśmiechając się ze skrępowaniem.    Więc chyba wszystko pójdzie dobrze, to będzie nasz wspólny, pierwszy raz. – Wyprostowała się i przygładziła niesforne włosy.    Prawie zapomniałam, mamy dla ciebie niespodziankę.
   Co za „my”?    zapytał, pełen nagłej podejrzliwości.
   Albert i ja. Zaczekaj chwilę!
   Zaczekam, to jasne    mruknął z goryczą.
Hermiona zawołała Alberta i poleciła sprowadzić „niespodziankę”, po czym wróciła i znowu usiadła na łóżku. Wahała się przez moment, ale w końcu zdecydowała się zadać nurtujące ją pytanie.
   Gdzie jest teraz Tomas?
Twarz Dracona, ku jej uldze, nie wyrażała żadnego z tych uczuć, których Hermiona tak się bała.
   Jeszcze tam został. To naprawdę bardzo zdolny, młody człowiek. I taki podobny do ciebie!
   Naprawdę? Nigdy nie brałam takich słów na poważnie.
   Naprawdę. I dlatego czułem się z nim taki związany.
   Dziękuję    uśmiechnęła się, choć nie do końca wiedziała, jak powinna sobie tłumaczyć jego słowa. Jednak nadzieja kiełkująca w sercu karmiła się tymi okruchami domysłów i pęczniała z każdą chwilą.
Kamerdyner chrząknął dyskretnie i Draco zwrócił ku niemu głowę. Długo wpatrywał się w niezwykły pojazd. W końcu nie wytrzymał.
   Co to, na Merlina jest?
   To prezent dla ciebie    odparła Hermiona z dumą.    Ode mnie i Alberta, a także od skrzatów i kilku innych osób, które chciałyby zachować anonimowość.
Draco wsparł się na łokciu i wybuchnął śmiechem. 
  Co za okropne monstrum!
Hermiona przestała się uśmiechać.
   Nie chcesz więc spróbować?
   A jak, twoim zdaniem, mam się na to przesiąść? Przelewitujesz mnie?
   Proszę, żeby wasza wysokość zechciał spojrzeć tutaj    powiedział Albert, wiedząc, że sarkazm jego pana wynika bardziej z bezradności niż chęci bycia uszczypliwym. Miał nadzieję, że pani Hermiona również to rozumie, choć wcale na to nie wyglądało. Stała ze zwieszoną głową, pełna niepewności i rozżalenia. Cały jej entuzjazm gdzieś wyparował. Będzie musiał porozmawiać z panem, bo najwidoczniej nie widzi jak bardzo żonie na nim zależy. Przysunął wózek bliżej łóżka.    Wyczarowaliśmy  tu dodatkowo solidne uchwyty tak, że wasza wysokość, wspierając się na rękach, będzie mógł unieść się w górę. My pomożemy przesunąć nogi i wasza wysokość przesiądzie się na fotel. Nie będzie konieczności używania czarów.
Draco nie odpowiedział. Zastanawiał się, rozważał wszystkie za i przeciw, nie zwróciwszy nawet uwagi na otaczających go ludzi.
   Bo siedzieć przecież możesz?    zapytała wreszcie Hermiona z lękiem.
Draco potwierdził skinieniem głowy.
   Mogę. Z podparciem. A czy bez podparcia... tego naprawdę nie wiem. – Zrobiło mu się głupio. Wszyscy starali się, żeby czuł się lepiej. Hermiona wychodziła z siebie aby mu ulżyć, a przecież wcale nie musiała. Mogła go zostawić, mogła wyjść za kogoś innego, zdrowego, silnego, jednak ona czekała tu tygodniami na niego, choć wiedziała, że już nigdy nie będzie taki jak dawniej, że będzie jeszcze bardziej ułomny. Cóż on mógł jej zaoferować? Co to za uparta, wspaniała istota mu się trafiła. Musi panować nad emocjami, nie chciał jej ranić, choć zaufania do tego czegoś, niewątpliwie pochodzącego od mugoli, nie miał za knuta.
   Ale zawsze miałeś silne ręce, prawda? – usłyszał niepewne pytanie żony.
   O tak.
Albert cierpliwie wyjaśniał dalej:
   Urządziliśmy odpowiednie zaplecze... toaletę w... w tym małym prywatnym pokoju obok...
Pokazał dyskretnie drzwi do alkowy, przylegającej do sypialni.
   Myślicie, że mogę tam jeździć? Gdyby ktoś mnie z tyłu popychał albo sam?
   Z pomocą będzie niewątpliwie szybciej, ale wydawało nam się, że wasza wysokość poradzi sobie ze wszystkim sam, no może z małą pomocą różdżki. Z wyjątkiem przejścia na łóżko, rzecz jasna. Do tego potrzebna będzie nasza pomoc, bo .
Draco długo milczał. Sprawiał wrażenie człowieka pełnego wątpliwości, ale wzruszonego.
   Dziękuję    rzekł po chwili.    Rozwiązaliście ważny problem, bardzo dokuczliwy dla dumnego człowieka.
   Nie tyle dumnego, co szlachetnego    prostowała Hermiona.
   Szlachetni ludzie nie przejmują się takimi przyziemnymi drobiazgami.
   Często zapominamy, że wy, szlachetni, także jesteście ludźmi.
 – Ty na wszystko znajdziesz odpowiedź    rzekł Draco ze śmiechem.    Teraz pozostaje tylko sprawdzić, czy moje ręce są tak silne, jak myślisz.
   Jeśli nawet nie, to wkrótce będą    zapewniła Hermiona. – Wszyscy są bardzo ciekawi efektów.
 – Właśnie! Dziękuję wszystkim    powiedział Draco poruszony.    Przekaż im moje najgorętsze podziękowania! To wspaniale wrócić do domu i zaznać tyle troskliwości! Ja, ja nie wiem co mam powiedzieć.
Tego dnia Draconem zajął się Albert, żeby Hermina mogła trochę ochłonąć. Nazajutrz jednak przyszła kolej na nią.
Pierwszym zadaniem było przygotowanie go do spania.
   Powiedz mi, czego sobie życzysz    zapytała zdenerwowana, machając różdżką w celu zasłonięcia okien.
On także czuł się okropnie, jednak starał się to ukryć pod maską obojętności i pozornej życzliwości.
   Kochanie, czy naprawdę musimy przez to przejść? Może poprosimy Alberta, na pewno się zgodzi, skrzaty wszystko już przygotowały.
   Najtrudniejszy jest pierwszy raz. Potem będzie nam łatwiej, zobaczysz.
Draco przełknął ślinę.
   Tomas mówił, że całe moje ciało powinno być codziennie myte. Pocę się i mogłyby się porobić odleżyny. Ale możemy tego nie robić podczas twoich dyżurów.
   Głupstwa    odparła Hermiona bardziej szorstko, niż by chciała.    Czy... już wychodziłeś?
   To wszystko załatwiam sam    rzekł krótko.
Hermiona wiedziała, że przez cały dzień ćwiczył pilnie samodzielne przenoszenie się na wózek i schodzenie z niego. Musiało to bardzo męczyć mięśnie jego ramion, lecz wciąż powtarzał: „Nie potrafię wypowiedzieć, jak bardzo jestem rad i jaki wdzięczny za ten wózek, daliście mi drugie życie”.
Sam szybko wprowadził kilka drobnych usprawnień, jak na przykład blokadę hamulców na koła. Miło było patrzeć, że coś go interesuje. Szczegóły techniczne, a przede wszystkim otoczenie, zajmowały go tak bardzo, że niekiedy okazywał prawdziwe ożywienie, wyszukiwał przydatne zaklęcia w książkach, które wyszukał mu Ogryzek i ćwiczył uparcie nie zrażając się niepowodzeniami i faktem, że prototyp wymyślili mugole. W takich momentach Hermiona i Albert uśmiechali się do siebie... Jego dobre samopoczucie znaczyło dla nich więcej niż z początku przypuszczali.
Hermiona przygotowała wodę do mycia.
Ostrożnie podciągnęła do góry jego bluzę od piżamy, a on pomagał przeciągnąć ją przez głowę.
Lepiej się pospieszyć, myślała Hermiona. Im szybciej, tym lepiej. Zamknęła na chwilę oczy i ściągnęła kołdrę z Dracona.
Jego ciało było wspaniałe. Po prostu wspaniałe! Przez moment pragnęła, żeby było inaczej. Może wówczas wszystko byłoby łatwiejsze do zniesienia? Powoli zdjęła z niego spodnie od piżamy.
Skórę Draco miał w kolorze kości słoniowej. To chyba rodzinne, bo Narcyza i Lucjusz również byli bladzi. Ciało było wychudzone, prawie pozbawione mięśni, a nogi sprawiały wrażenie znacznie cieńszych, niż powinny być.
– Niedługo całkiem zwiędną – pomyślała zgnębiona. – Jak my sobie z tym poradzimy?
Hermiona obmywała ciało męża małym gałgankiem i starała się na niego nie patrzeć. On także odwracał głowę, by nie spotykać jej wzroku.
– To mój mąż – myślała. – Znam go od tylu lat, od blisko roku jestem jego żoną. Mimo to nigdy nie widziałam jego ciała i mimo to jesteśmy oboje onieśmieleni. Dlaczego? Co to właściwie jest za małżeństwo?
Tak. Rzeczywiście można o to pytać. Hermiona cieszyła się, że nikt nie wie, jak się sprawy naprawdę mają. Chociaż jak to właściwe jest z Albertem? No, jakkolwiek by było, on jest lojalny. O skrzaty w ogóle nie musiała się martwić, ponieważ czar jakim były związane, zabraniał im rozpowszechniać informacje o rodzinie. A ile wiedzieli jej przyjaciele? Nigdy o takich rzeczach nie rozmawiali, oni nie pytają, ona nie opowiada. Wszyscy dawno się pogodzili, że jest żoną Malfoya, TEGO Malfoya i starają się wzajemnie tolerować. Czasami we wzroku Ginny widzi zaciekawienie, jednak przecież przed innymi zachowują pozory więc ciężko jest się czegoś domyśleć. Nie, raczej nikt nie podejrzewa nic niepokojącego.
   Już    powiedziała do Dracona.    Odwróć się teraz!
Pomogła mu przewrócić się na drugi bok i myła ostrożnie plecy tak, by nie nachlapać do łóżka. Nie chciała sprawiać kłopotu skrzatom, a na osuszanie zaklęciem nie miała sił i czasu.
   Blizna nie wygląda za pięknie    stwierdziła.
   Tak. Tomas otwierał ranę dwukrotnie, by wyjąć kulę, ale się nie udało.
   Bardzo głęboko utkwiła?
   Nie sądzę. On mówi, że tuż pod kręgosłupem.
   Boli cię?
   Zupełnie nie.
Odwróciła go z powrotem na plecy i dzięki kilku zaklęciom przygotowała wszystko na noc.
   W porządku! Poszło naprawdę świetnie    oświadczyła z niezupełnie naturalnym uśmiechem.    Chciałbyś coś jeszcze?
   Nie, wszystko mam. Dziękuję, Hermiono, masz takie delikatne ręce.
   Miło być znowu w domu?
 – Jeszcze pytasz! To tak, jakby się znaleźć w niebie. Czuję się bezpieczny pod waszą opieką. Twoją, Alberta i skrzatów. Tu jest moje miejsce na ziemi.
   Cieszę się, że to mówisz. Dobranoc, kochany! Tak długo na ciebie czekaliśmy.
   Dziękuję! Śpij dobrze, najdroższa!
Hermiona pogasiła światła i wyszła, opróżniając wcześniej miednicę z wody w której myła męża, a samo naczynie zabrała ze sobą.
   Na wrota Azkabanu    szepnęła, opierając się plecami o drzwi.    Skąd ja wezmę siły, by to znieść? Nie chodzi mi o pracę, bo ona sprawia mi tylko przyjemność, ale jak poradzić sobie z resztą?!

2 komentarze:

  1. Wspaniał rozdział,ale to już norma :) cieszę się,że Draco powrocil do domu,ale jestem rowniez ciekawa jak Hermiona poradzi sobie ze wszystkim i jak ogolna akcja sie potoczy. Tyle czekalam na ten rozdzial i chwala Bogu,ze juz jest,bo wariowalam. Oby nastepny pojawil sie szybciej. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję. No ten był gotowy, tylko dodać, ale zajęłam się "Śladami" i tak jakoś wyszło. Postaram się dodać next max.za tydzień :)

      Usuń