14 maja 2015

Szach i mat, Kochanie XII

Dzisiejszy rozdział dedykuję Martynie Owoc, wiernej czytelniczce i największej fance tego opowiadania :) Martyna, dziękuję :*


Rozdział XII
Radość z powrotu Dracona do domu była wielka. Narcyza nie do końca dotrzymała obietnicy i namówiwszy ostatecznie Lucjusza, odwiedziła młodych wraz ze swoim mężem. Hermiona nie miała jej tego za złe, prawdę mówiąc, bardzo by się zdziwiła, gdyby rodzice Draco nie pojawili się po takim czasie choćby z krótką wizytą. Na szczęście wizyta faktycznie nie trwała długo, z czego Narcyza nie była zbyt zadowolona, ale sama musiała przyznać, że jej nadopiekuńczość jest zbędna, a młodzi muszą się wreszcie nacieszyć sobą. Wcześniej przecież nie mieli ku temu okazji. Była przerażona niepełnosprawnością syna i miała ogromne wyrzuty sumienia w związku z jego przeszłością. Dużo myślała po powrocie do domu o tej pamiętnej rozmowie przeprowadzonej z Hermioną. Odważyła się nawet nieśmiało podpytać Lucjusza, co on pamięta z tamtego okresu i niestety te wspomnienia nie podniosły jej na duchu. Posunęła się nawet do ich obejrzenia w myśliodsiewni. To co zobaczyła, otworzyło jej oczy i wzbudziło jeszcze większe poczucie winy. Jak mogła tak postępować?
W Malfoy Manor życie powoli wracało do normy. Hermiona i Draco, mimo trudności jakie zostały postawione przed nimi, z optymizmem patrzyli w przyszłość. Niestety, już trzeciego dnia ich spokój został zburzony. Ginny wysłała im wiadomość, że stan Harry’ego nagle się pogorszył. Potter zaczął tracić poczucie rzeczywistości i kontakt ze światem zewnętrznym. Przeniesiono go do Munga, gdzie pozostawał pod stałą obserwacją. Rokowania nie były zbyt dobre. Hermiona natychmiast teleportowała się do szpitala, aby udzielić wsparcia przyjaciółce, choć prawdę mówiąc, sama takiego potrzebowała. Czuła, że ciężar odpowiedzialności staje się coraz większy, a jej siły są na wykończeniu. Sama będąc u kresu wytrzymałości, uśmiechała się jednak i dodawała otuchy Ginny i Ronowi, którzy byli w wyraźnym szoku. Chyba nikt nie wziął na poważnie problemów Harry’ego i teraz wszystkich trawiło poczucie winy. Hermiona po powrocie do domu,  zdała relację Malfoyowi, który wpadł w przygnębienie i irytację ze względu na to, że nie mógł odwiedzić Pottera osobiście. Czuł wyraźną potrzebę uczestniczenia w tym co działo się z Wybrańcem, jednak jego niesprawne nogi skutecznie mu to uniemożliwiały. Swoją frustrację nieświadomie wyładował na zmęczonej wszystkim Hermionie.
Szóstej nocy po powrocie Ślizgona do domu, Hermiona kładąc się spać, zauważyła delikatne światło sączące się spod drzwi jego pokoju. Leżała przez chwilę, wpatrując się w jasną smużkę i nie mogąc się zdecydować co powinna zrobić. W końcu wstała i zastukała.
– Proszę – powiedział głębokim głosem, krótko i niezbyt zachęcająco.
Hermiona wślizgnęła się cicho do pokoju i zamknęła za sobą niebywale rzadko używane drzwi, łączące ich sypialnie. Pokój tonął w niebieskawej poświacie, więc nie od razu  zauważyła, że jej mąż leżał na plecach i ramionami oplatał głowę tak, że nie było widać twarzy. Przy łóżku paliły się błękitne ogniki, które najwyraźniej wyczarował i to one były jedynym źródłem światła w pomieszczeniu.
– Nie możesz spać? – zapytała cicho, choć w tym skrzydle domu nie było nikogo, więc nikt nie mógł ich słyszeć i oni nie mogli nikomu przeszkadzać.
– Nie mogę, ale nie chciałem cię budzić.
– I tak nie spałam – rzekła niedbale, siadając na fotelu i podkurczając nogi.
Draco niechętnie zdjął ręce z twarzy. W niebieskim blasku płomyków wyglądał na bardzo zmęczonego i wyczerpanego.
– Kominki już wygasły, chłodno jest w domu. Zima przecież. Zmarzniesz.
Hermiona przyjęła jego słowa jak wyzwanie.
– Czy mogę do ciebie na chwilę przyjść?
Draco roześmiał się.
– Niczym nam to chyba nie grozi.
Przytuliła swoje stopy do jego nóg. – Są zupełnie bezwładne, jakby były martwe – pomyślała i pospiesznie cofnęła nogi. Wyciągnęła się obok niego na plecach. Była trochę onieśmielona, ale postanowiła się przemóc. Nie może całe życie tchórzyć.
– Całkiem ciepło i wygodnie jest w twoim łóżku.
– Naprawdę? – uśmiechnął się. – Nigdy jeszcze tak nie leżeliśmy razem, ty i ja.
– No właśnie – przyznała, – i to nie z mojej winy – dodała w myślach.
Draco wziął ją pod kołdrą za rękę.
– Już wcześniej chciałem z tobą porozmawiać, ale nie było okazji. Tak mi przykro z twojego powodu. Mam na myśli oczywiście dziecko. Czy bardzo cierpisz?
Teraz Hermiona zdecydowanie ujęła jego rękę, więc nie mógł jej cofnąć, co ją trochę uspokajało. Nadal bała się odtrącenia.
– Nie umiem stwierdzić tego jednoznacznie. I tak, i nie. Przyznam, że odczuwałam czułość dla tej kruszynki. To był ktoś, kto naprawdę potrzebował mojej troskliwości, był całkowicie ode mnie zależny. Nie umiem o tym zapomnieć. Świadomość, że mogłabym dać dziedzica twojemu nazwisku, gdyby urodził się chłopiec, też mi nie pomaga.
– To był chłopiec – pomyślał Draco, jednak na głos nic nie powiedział.
– Szczerze muszę przyznać, że całkiem zapomniałam o jego prawdziwym ojcu, który zresztą nigdy nie znaczył dla mnie wiele, był – nadal jest  po prostu przyjacielem. Ale mimo wszystko... Sama nie wiem. Jednak fakt, że dziecko nie było twoje, mógł w przyszłości stwarzać problemy. Nie ma co się oszukiwać.
– Co masz na myśli? Dla kogo stwarzał by problemy?
– Wydaje mi się, że dla mnie. Zastanawiałam się po prostu, czy bym się nie bała, że możesz je traktować jak kukułcze jajo czy coś w tym rodzaju.
– Wiem co masz na myśli, jednak nie sądzę, żeby tak mogło być. Jestem nawet tego pewien.
– Pewnie masz rację, ale trudno by mi było się pozbyć niepokoju. Już teraz był on zdecydowanie zbyt dokuczliwy.
– Jesteś zatem przekonana, że to, co się stało, jest najlepszym rozwiązaniem? – na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
– Nie, to nie tak. To była tragedia. Ogromna. Dla mnie. Te wszystkie myśli przychodziły mi do głowy, bo musiałam znaleźć jakąś pociechę. Jakieś światełko w tym ciemnym tunelu, który prowadził mnie wprost do obłędu. To cud, że nie oszalałam z rozpaczy. Albo może...
– Dlaczego zamilkłaś? Co chciałaś powiedzieć?
– Wiesz, miałam kiedyś koleżankę, która urodziła nieślubne dziecko. Wszyscy, choć zaskoczeni sytuacją, bardzo ją wspierali, ale ona nie umiała tego dziecka pokochać, żywiła do niego tylko czułość. Bo nienawidziła jego ojca.
– Ale czy ty nienawidzisz Tomasa?
– Nie, ja odczuwam ogromne upokorzenie, ale to prawie takie samo zło. Możesz mi wierzyć. Nie zniosłabym tego. To maleństwo zasługiwało na matkę, która będzie je kochać całą sobą, bezwarunkowo. A ja nie wiem, czy bym potrafiła mu się ofiarować. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że nie czułabym z nim takiej więzi jaką powinna czuć matka nowo narodzonego dziecka. Z czasem bym się pewnie do niego przywiązała, może pokochała, ale boję się tego, że w chwilach słabości obwiniałabym je o moje niepowodzenie, złamanie w pewnym sensie życia. Nie jestem jeszcze gotowa na macierzyństwo w takim stopniu, w jakim powinno to wystąpić u kobiety oczekującej potomstwa.
– A ja jestem pewien, że mimo swoich, poniekąd uzasadnionych obaw, byłabyś wspaniałą matką. Najlepszą dla naszego dziecka.
Wzruszyły ją jego słowa. Była mu za nie wdzięczna, bo chyba takiego zapewnienia potrzebowała, żeby poczuć się znowu wartościową kobietą. Do tej pory czuła się jak pusta skorupa, jak muszla którą porzucono, bo się nie sprawdziła. Powoli wracała jej motywacja do życia. Na pewno pomagała jej w tym świadomość, że teraz musi opiekować się mężem, że jest jemu w jakiś sposób niezbędna. Jego obecność zapełniała nieśmiało uczucie pustki po stracie maleństwa. Jakiś czas leżeli w milczeniu, każde pogrążone w swoich myślach.
– Dlaczego nie mogłeś spać? – Hermiona pierwsza zdecydowała się przerwać ciszę.
– To chyba nietrudno zrozumieć.
– Przyznaję, że to było głupie pytanie. Wiesz Draco, Narcyza opowiadała mi o twoim dzieciństwie.
Odwrócił gwałtownie głowę w jej stronę. Na jego twarzy widać było wzburzenie. Po cholerę ona wywleka takie rzeczy?, myślał.
– Więc ty jednak pamiętasz? – zdziwiła się kobieta.
– Oczywiście, że pamiętam.
Hermiona poczuła się dotknięta. Mocno dotknięta.
– Ale mnie mówiłeś...
– Kochanie, ja cię nie okłamałem. No, w każdym razie nie wprost. Ty zrozumiałaś, że ja te wspomnienia wymazałem z pamięci, jakby ich w ogóle nie było, prawda?
– Przyznaję. Tak myślałam.
– Ale tak nie jest. Niestety pamiętam wszystko przeraźliwie wyraźnie, jednak te wydarzenia powinny być zapomniane, na zawsze, rozumiesz? Sam sobie zabroniłem kiedykolwiek o nich wspominać. One dla mnie nie istniały!
– Rozumiem, ale praktycznie biorąc, to nie by...
Przerwał jej gwałtownie.
– Dlatego mówiłem, że nie pamiętam.
Urażona Hermiona milczała przez chwilę. Nie mogła pogodzić się z tym, że nie był z nią szczery. Przecież nie była byle kim, była jego żoną mimo, że ich małżeństwo działało na innych zasadach. Przecież nie pytała go dla zaspokojenia ciekawości, chciała mu pomóc, mając własną teorię na temat minionych wydarzeń. Czemu nie mógł tego zrozumieć?
– No, ale teraz, kiedy już wiem wszystko...
– Znasz wersję mojej matki. Nie moją.
Udało się mu ją zaskoczyć, znowu milczała przez chwilę, zanim zdecydowała się podjąć kolejną próbę. Wiedziała, że sporo ryzykuje, lecz nie byłaby sobą gdyby tak łatwo się poddała. Zebrała w sobie całą odwagę i zaatakowała.
– Czy nie uważasz, że mam prawo usłyszeć także twoją wersję?
– Dobre zagranie, Granger, ale powiedz mi, na co się to może zdać?
– Pomoże mi zrozumieć.
– Posłuchaj mnie uważnie. Stworzyłaś sobie jakąś niemądrą teorię, że ja mógłbym się odmienić. Wybij to sobie z głowy i niczego takiego nie wyobrażaj, bo nigdy do tego nie dojdzie. A zresztą jakie by to mogło mieć teraz znaczenie?
– Nie powinieneś być taki rozgoryczony i uparty. Rozumiem oczywiście, że mnie łatwiej jest o tym mówić. Zrozum, ja chcę wiedzieć, co się stało, bo mnie interesujesz. Jako człowiek i jako przyjaciel. Nie chcę zaspokajać swojej próżności wyobrażając sobie, że cię nawrócę. Akceptuję cię takim jakim jesteś bez względu na to czy zmiany w twoim przypadku są możliwe czy nie. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Chcę po prostu wiedzieć. Chcę zrozumieć. Tyle jest tajemniczych spraw w twoim życiu, że bez rozmowy z tobą, nie umiem złożyć tego w sensowną całość.
– Więc pozwól mi pozostać trochę tajemniczym!
– Trochę tajemniczym? Malfoy, uważam, że ty od początku byłeś całkiem normalny, jeśli chodzi o stosunki między mężczyzną i kobietą oczywiście, bo co do reszty to już nie jestem taka pewna – dodała z przekąsem, bo naprawdę zaczynał ją irytować. – Na samarytankę, to bym się nie nadawała – pomyślała. – Przecież tak często zakradałeś się do tego okropnego gabinetu Lucjusza. Lubiłeś patrzeć na nagie kobiety, wykazywałeś zainteresowanie, które jest czymś naturalnym dla małego chłopca. A zatem byłeś...
– Nie, nie – przerwał jej zniecierpliwiony Draco. – Popełniasz ogromny błąd. Ja nigdy nie lubiłem tych przeklętych malowideł.
– Nic z tego nie rozumiem. To dlaczego chodziłeś do tamtego pokoju?
– Na Merlina, jaka ty jesteś uparta. No dobrze, niech ci będzie, upierdliwa istoto. Matka mnie do tego zmuszała. Dla przestrogi i żeby wzbudzić we mnie lęk. Patrz na te wstrętne istoty, mawiała do mnie. Trzymaj się z dala od wszystkich kobiet, synku, zostań na zawsze ze swoją mamą! Nigdy, nigdy nie opuszczaj matki, Dracusiu!
– A więc to Narcyza sprawiła, że twoje życie uczuciowe tak się ułożyło?
– Nie, to jest dużo bardziej skomplikowane. Dlaczego próbujesz sprowadzać wszystko do kłopotów psychicznych?
– No, ale sam przyznaj, że nie urodziłeś się taki!
– Skąd można wiedzieć, jaki się będzie miało stosunek do spraw miłości, kiedy się ma sześć lat? Nie zwraca się przecież wtedy na coś takiego uwagi!
– Rzeczywiście, masz rację. Ale, w takim razie, jak do tego doszło? Kiedy mógł zostać popełniony błąd?
– Czy błąd musiał być popełniony? Nie możesz po prostu przyjąć, że jestem taki, jaki jestem? Że zawsze taki byłem?
 Nie. Ja chcę wiedzieć, co się stało, bo coś musiało!
– Postaram się, ale to takie skomplikowane, raczej nie pamiętam wszystkiego. Tylko niektóre fragmenty wydarzeń.
– No to opowiedz o tym, co pamiętasz!
– Jesteś najbardziej dociekliwą osobą, jaką spotkałem!
– Żadna nowość, nie jesteś pierwszym, który mi to mówi.,
Hermiona czekała niecierpliwie, pełna wątpliwości. Nie wiedziała czy dobrze robi drążąc ten temat, ale nadzieja jej nie opuszczała, bo teraz on trzymał jej rękę. W końcu zaczął mówić:
– No więc pamiętam strach matki, że ją opuszczę. W jakiś sposób mogę to zrozumieć. Mimo, że Czarny Pan zniknął, jej życie nie było zbyt kolorowe. Myślę, że ona przeczuwała jego powrót i była bardziej świadoma od ojca, co to może oznaczać. Lucjusz w tym czasie zupełnie nie zwracał na nią uwagi. Tajemnicą Poliszynela było, że miał inne zainteresowania.
– Naprawdę?
– Tak. Wiesz, kiedyś matka wysłała mnie do pokoju z malowidłami, żeby obrzydzić mi wszystkie kobiety... i zastałem tam... Tak, był tam ojciec. Rozebrany. Z dwoma nagimi kobietami. To wtedy kazał po raz pierwszy potraktować mnie Cruciatusem.
– Ale Narcyza nie wiedziała o tych kobietach?
– Nie wiem. Może posłała mnie tam celowo, a może nie domyślała się niczego. Nie umiem tego ocenić. To zresztą nieistotne dla późniejszego nieszczęścia.
– Masz rację. I dostałeś wtedy tą klątwą?
– Nie.
– To znaczy, że mam rację. Myślę o tym służącym, który miał cię ukarać.
– Nie zgadzam się z twoją teorią, ale tak, obiecał, że mógłbym uniknąć wyroku ojca, gdybym zgodził się świadczyć mu pewne usługi.
Hermiona skinęła głową.
– Tak jak myślałam. Więc to się tak zaczęło?
– Tak. Sześć lat piekła. Powinienem był wytrzymać łajanie, ale byłem tylko dzieckiem i zwyczajnie się bałem. Widziałem kiedyś jak dziadek karał służącego. To było straszne. Wspominając tamto zdarzenie, stchórzyłem. Robiłem więc, co mi kazał tamten człowiek. Z początku budziło to we mnie taki wstręt, że czułem się chory, z czasem jednak przywykłem. Straszył mnie. Wymyślał najokropniejsze kary, gdybym się wygadał, ale też i nagradzał, kiedy robiłem, o co prosił. Te kary, którymi mnie straszył, były po prostu śmieszne. Tylko że ja byłem mały i głupi i wierzyłem mu. Pamiętam, że miałem koszmary, moczyłem się w nocy, ale nie chciałem żeby ktokolwiek o tym wiedział, obawiałem się, że wygadam wszystko przez sen.
– I w końcu zostaliście odkryci?
Po tym nieoczekiwanym pytaniu, Draco zamilkł na moment.
– Tak, to była drastyczna scena. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy, choćbym nie wiem jak bardzo chciał. Będę to pamiętał do końca swego, marnego życia. Moja niezrównoważona wtedy matka się załamała. Postradała zmysły i mało brakowało, a by zmarła. Ja zaś odpowiedzialnością za jej stan obciążałem siebie. Długo musieliśmy walczyć o jej powrót do normalności. Mam wrażenie, że ona wyparła część zdarzeń i pamięta tylko wybiórcze wspomnienia. Ojciec natomiast, starał się przejść nad tym do porządku dziennego. Nigdy nie uwierzył, a może nie chciał uwierzyć, w moje skłonności. Myślę, że to przez głęboko tkwiące poczucie winy. Potem się zmienił. Był lepszy dla matki i starał się być lepszy dla mnie. Brak czasu i zainteresowania wynagradzał pieniędzmi, których mieliśmy pod dostatkiem. Nigdy z nim o tym nie rozmawiałem, ale myślę, że wystraszył się, że nas straci i to go ocaliło.
– A służący?
– Został zabity. Mój ojciec potrafi usuwać niewygodne ślady.
– Draco, przez jakie piekło musiałeś przejść!
Jego milczenie było wystarczającym potwierdzeniem. Nie znajdowała słów, żeby wyrazić swoje współczucie dla niego. Takie życie nie mieściło jej się w głowie. Sama wychowana wśród mugoli, nie była świadoma pewnych spraw. Nawet gdyby była ich świadoma, nie uwierzyłaby w nie. Tak okrutne postępowanie, choć zdarzało się wszędzie, było ponad jej siły. Nie potrafiła zrozumieć, jak można skazać własne dziecko na podobne cierpienie. Niewinny chłopiec, którego jedynym grzechem pozostał strach. Rodzice, którzy zamiast go chronić, wykorzystywali jako tarczę dla pocisków wysyłanych w siebie nawzajem. Hermiona odwróciła się ku niemu.
– Teraz znacznie lepiej rozumiem twoją rozpacz, kiedy odkryłeś, że nie jesteś w stanie kochać dziewczyn, a przejawiasz skłonności do chłopców.
– Tak. To, że wykorzystywano mnie w dzieciństwie, nie minęło bez śladu. A może to było moje obrzydzenie do tych wizerunków kobiet z pokoju ojca? Albo może przygody mojego ojca z innymi kobietami?
– A może wszystko razem?
– Najprawdopodobniej tak. Albo, czego też nie należy wykluczać, moje wrodzone skłonności. Nic o tym nie wiemy. A to, Hermiono...
– Ja w to nie wierzę – myślała uparcie, wbrew wszelkiemu rozsądkowi.
Draco odwrócił się do niej tak bardzo, jak tylko mógł. Był zirytowany widząc jej zawziętość. Całą garścią chwycił jej włosy, jakby chciał ją ostrzec.
– Granger, starasz się znaleźć przyczynę mojego stosunku do kobiet. Być może odkryjesz ją, a być może nie. Ale to ci nie daje prawa, by pogardzać tymi, którzy przynieśli ze sobą na świat odmienny pogląd na miłość. Ty, silna i wszystko rozumiejąca, nie masz prawa nas oceniać! Ty nie! Dosyć bólu sprawiają nam swoimi osądami, nienawiścią, niechęcią i wstrętem zwyczajni inni ludzie. Rozumiesz to?
Zaskoczona jego reakcją, ze ściśniętym gardłem skinęła głową.
– Wierz mi, nigdy nikogo nie będę osądzać.
– Istnieją między nami źli i dobrzy, dokładnie tak jak wśród was. Nasza sytuacja nie stanowi usprawiedliwienia dla złych postępków. Większość z nas jednak to zwyczajni, uczciwi ludzie. A teraz rozumiesz chyba, że nigdy nie stanę się inny. Zresztą nie chcę. Wy bardzo byście chcieli „zbawiać” nas, nieszczęsnych. Ale my nie jesteśmy nieszczęśliwi. My nie chcemy być tacy jak wy. Kiedy zaakceptujemy naszą sytuację, jesteśmy szczęśliwi. Gdybyśmy tylko mogli żyć w spokoju! To wy jesteście naszym wielkim problemem. Te bezwstydne polowania na nas, na wszystkich, którzy są odmienni. Choć dla mnie osobiście nic to już teraz nie znaczy. Moja przyszłość...
Zamilkł. Puścił jej włosy z przerażeniem patrząc na swoją dłoń. Czuł wstyd. Chciał ją przeprosić, ale nagle zabrakło mu słów. Wzburzenie powoli mijało. Hermiona leżała bez ruchu i próbowała stłumić w sobie rozpacz. Czuła się żałośnie, ale współczuła mu bardzo.
W końcu odważyła się powiedzieć:
– Gdy wyjechaliście na ta niemądrą misje. Spotykałeś wyłącznie mężczyzn. Czy odczuwałeś pociąg do któregoś z nich?
– Nie – roześmiał się. – Jedyny człowiek, jaki mnie tam obchodził, to Tomas, twój przyjaciel, ale to dlatego, że przypominał mi ciebie pod tak wieloma względami.
– Więc ja ciebie obchodzę? – zapytała przekornie.
Uścisnął jej rękę.
– Przecież wiesz, że tak jest. Obchodzisz mnie jako mój najlepszy przyjaciel. Tak samo zresztą jak ja obchodzę ciebie.
Pomyślała, że powinna była chyba pójść już do siebie i pozwolić mu spać, ale nie chciała utracić tego poczucia wspólnoty, jakie  nieoczekiwanie wytworzyło się między nimi.
– Czy naprawdę całkiem nie masz czucia w nogach?
– Naprawdę.
– Nic a nic nie czujesz?
– Nic. Od pasa w dół jestem jak martwy. Jedyne, co czułem od chwili wypadku, to od czasu do czasu jakieś ledwo zauważalne mrowienie w prawej nodze.
Hermiona wsparła się na łokciu.
– A więc jednak coś!
– Hermiono, to nic nie było, prawie niezauważalne odczucie! Tomas o tym wie, powiedziałem mu, a on to nazywa fantomem bólu. Pewnie słyszałaś o czymś takim. O tym, że człowiek, który stracił rękę lub nogę, nagle czuje ból w palcach, których już nie ma. To dziwne zjawiska, ale bardzo częste. Ja zresztą nigdy bólu nie czułem. Tylko jakieś drgnienia albo dreszcze. Tak jakby mrówka chodziła po nodze, nic więcej.
– Ale czy czułeś to w środku? W nodze?
– Na wrota Azkabanu, kochanie, nie próbuj znowu mnie uzdrawiać. Czasami bywasz dość męcząca.
Hermiona jednak wyskoczyła już z łóżka i stanęła w jego nogach. Zauważyła, że podłoga jest bardzo zimna, ale się tym nie przejmowała. Była tak podekscytowana, że nawet nie przyszło jej do głowy, aby napalić w kominku.
– W prawej nodze, mówisz?
– Proszę cię! To na nic, budzisz tylko nadzieję tam, gdzie żadnej nadziei już nie ma.
Ona jednak nie słuchała męża.
– Czy mogę sobie pożyczyć twoje pantofle? Dziękuję. O, jakie wielkie, ale przyjemne dla zmarzniętych stóp!
Zaczęła go szczypać w nogę, miejsce przy miejscu, od palców aż po uda. Żadnej reakcji nie było.
– Tylko siniaków mi narobisz – skarżył się.
Ale Hermiona nie zamierzała zrezygnować.
– Zegnij palce! – poleciła.
– Nie bądź niemądra!
– Zegnij palce! Spróbuj! Przekonaj się sam, że możesz, i tak napnij wolę, żebyś mógł zgiąć palce! Przecież potrafisz!
Przez chwilę Draco leżał bez ruchu. Po wyrazie jego twarzy poznawała, że naprawdę próbuje. Palce jednak ani drgnęły. Nic, najmniejszego ruchu.
– Hermiono, męczysz mnie!
– Czy próbowałeś już kiedyś tak robić?
– Nie, bo i po co? Czemu niby miało by to służyć? Tomas nakłuwał mnie całego, wyglądałem niczym sitko, a i tak niczego nie poczułem.
– Ale on nie prosił cię, byś zaangażował także wolę. Prawda?
– Oczywiście, że nie! To, co umarło, jest martwe.
– W porządku. Wobec tego teraz spróbujemy czegoś innego.
Podniosła w górę jego prawe kolano, jedną dłoń podłożyła mu pod stopę, a drugą wspierała bezwładną nogę.
– Przyciskaj stopę do mojej dłoni – poprosiła.
Draco syknął coś przez zęby pod jej adresem, ale ona, ku swemu zadowoleniu, nie zrozumiała, co powiedział.
– Spróbuj – poprosiła znowu. – Skoncentruj na tym całą swoją wolę.
– Robię przecież co mogę.
– Nic nie robisz! Jesteś tylko na mnie zły! Wobec tego przyciskaj po prostu ze złości!
– Czy ty niczego nie rozumiesz? Ja już nie mam nóg!
– Owszem, masz! Kiedyś były długie, piękne i silne, teraz są zwiędłe i słabe jak chora roślina. Ty, który umiałeś fechtować jak młody bóg, ty, który...
– Bogowie nie fechtują.
– Proszę cię, spróbuj. Zrób to dla mnie! Przecież nie poprawi ci się, jeśli będziesz tylko tak leżał i marudził.
– Jaki ty masz interes w tym, żeby mi się poprawiło? Tylko po to, bym mógł znaleźć sobie nowego przyjaciela i upokorzyć cię? Czy nie byłoby dla ciebie lepiej, gdybym leżał sparaliżowany i bezradny, zdany na twoją łaskę? Przynajmniej jestem ci wierny.
Hermiona puściła jego nogę.
– Teraz jesteś wstrętny! Czy nie możesz sobie wyobrazić, że życzę ci jak najlepiej? Sprawia mi ból patrzeć, jak leżysz tu zgnębiony i smutny. Czy to takie dziwne? Dlaczego musisz wszystko tak utrudniać, ty przebrzydły uparciuchu?
Kąciki ust zadrgały mu od śmiechu.
– Jesteś absolutnie wspaniała. Wyglądasz teraz jak piękna wiedźma z oczami płonącymi gniewem i włosami skrzącymi się w blasku czarodziejskich ogni.
Hermiona roześmiała się także.
– Wybacz!
– To ja powinienem prosić o wybaczenie. Miałaś prawo się rozzłościć. No, ale teraz możemy chyba spróbować – dodał pojednawczo, choć w jego głosie nie było słychać przekonania.
Zadowolona, że Draco chce współpracować, znowu uniosła jego nogę.
Ćwiczyli tak przez godzinę, żadnego rezultatu jednak nie osiągnęli. Z wyjątkiem tego, że koncentracja i napięcie woli zmęczyły ich oboje.
– Mimo wszystko jest z tego pożytek – westchnął Draco, gdy Hermiona dała nareszcie za wygraną. – Teraz jestem tak zmęczony, że natychmiast zasnę.
– Ja też. Dobranoc! Tu są twoje kapcie. Ogrzane, ale i rozdeptane. Jutro spróbujemy znowu. I będziemy próbować codziennie.
– Nadzorczyni niewolników – mruknął Draco, lecz jego stosunek do ćwiczeń nie był już taki niechętny.
Hermiona powstrzymała się, by go nie pogłaskać czule na dobranoc. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, gdzie przebiega granica.

10 komentarzy:

  1. Jaki długi i piękny rodział. Bardzo się cieszę,że coś zaczyna się dziać między bohaterami. Teraz,kiedy odbyli szczera rozmowę to coś się może zmieni. Jestem absolutnie zachwycona tą częścią historii. Wiesz,ze Cię uwielbiam za Twoja tworczosc. Oczywiście dziekuję również za dedykację,ktora sprawila,ze zrobiło mi się cieplo na sercu. ;* czekam na ciąg dalczy. Powodzenia w pisaniu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :) Cieszę się, że jak zawsze nie zawiodłam. No opowiadanie powoli wkracza w decydujące wydarzenia, ale na happy end będziesz musiała jeszcze trochę poczekać. Wszystko w swoim czasie :)

      Usuń
  2. Dlaczego ja ostatnio w ogóle nie mam czasu czytać blogów, które chcę? Przepraszam bardzo, że nie jest to treściwy komentarz, ale nie mam czasu czytać, więc dlatego też, nie mam jak komentować, a postu o treści "fajny rozdział, podoba mi się" nie zamierzam dawać XD Ale obiecuję, że jak tylko przestanę mieć taki natłok zajęć i obowiązków przeczytam i napiszę długaśny komentarz, obiecuję :)
    Natomiast zgodnie z życzeniem zawiadamiam o 7 rozdziale, który można już przeczytać na moim blogu :) http://malfoy-w-gryffindorze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, dzięki. Jutro pewnie zajrzę, bo dopiero teraz zauważyłam! Tup, tup, czekam z niecierpliwością na dalsze przygody Scorpa!

      Usuń
  3. Coś zaczyna się między tymi bohaterami... Tu już totalne romantico :3 Lubię humor Draco, taki bardzo Dracowski :) Chyba dzisiaj (a może i jutro) skończę doczytać, chyba, że oczom się odechce ;p .

    OdpowiedzUsuń
  4. Iskrzy, iskrzy i zapłonąć nie może. Ciekawe czy przypadłość Draco nie jest odpowiedzią na koszmarne dzieciństwo, cóż zobaczymy.
    Świetne jedt to opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju! Niech rzuci na niego Obliviate i wymaże mu te paskudne wspomnienia! Błagam, niech tak będzie! :) lecę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byłoby chyba zbyt proste. Z przeszłością trzeba się nauczyć radzić, nie puszczać w niepamięć :)

      Usuń