22 czerwca 2015

Co nam się zdarzyło cz. I


Cz. 1

Zdarzyło się jutro

***

Ładna brunetka o pełnych kształtach i rozrzuconych wokół głowy lokach miotała się zawzięcie w łóżku. Jej wiek było ciężko ocenić, bo na pierwszy rzut oka wyglądała bardzo młodo. Osoba której by tylko mignęła przed oczami, dałaby jej najwyżej trzydzieści lat. Hermiona Granger posiadała ich jednak prawie czterdzieści sześć i właśnie dziś rano powinna przygotować swoją jedyną córkę do wyjścia za mąż. Katherine miała dwadzieścia jeden lat i z niecierpliwością oczekiwała na połączenie się ze swoim Patrycjuszem, który choć sporo starszy, kochał Kate szczerą miłością i był w stanie zapewnić jej godną przyszłość. Hermona Granger mogła spać spokojnie. Niestety, jej podświadomość miała na tę noc inne plany i panna Granger rzucała się po pościeli jak stado galopujących gargulców. Nawiedzała ją myśl, że stary czarodziejski przesąd mówiący, że jeżeli dziewczyna urodziła się w maju - będzie miała męża mugola, właśnie się spełnia. Nie żeby miała coś przeciwko Patrycjuszowi, ale w głębi serca życzyłaby swojej małej córeczce męża - czarodzieja. Wiedziała jak Kate stara się powstrzymywać z magią, bo choć Pat o jej istnieniu wiedział, to nie podzielał entuzjazmu przyszłej żony i wolał, aby czarowała pod jego nieobecność. Samej Hermionie nie podobał się ten pomysł, jednak za skarby Gringotta by się do tego nie przyznała, ufając, że jej córka wie co robi.

Jęknęła przez sen przewracając się znowu na bok. Śnił jej się wypadek samochodowy w którym ranna została jej córka. Widziała ciało Kate, leżące obok wraku samochodu, ze skroni dziewczyny płynęła krew znacząc szkarłatem białą suknię w którą ta była ubrana. Przerażona Hermiona próbowała dostać się blisko ciała córki, jednak jakaś niewidzialna bariera nie chciała do tego dopuścić. Hermiona wołała, jednak miała wrażenie, że nikt jej nie słyszy. Nagle za sobą usłyszała zimny śmiech… Obudziła się zlana potem. Spojrzała na zegarek, było dwadzieścia minut po trzeciej nad ranem. Wstała, założyła futrzane kapcie i postanowiła zejść do kuchni po coś do picia. Próbowała się uspokoić. To na pewno stres związany ze ślubem córki daje o sobie znać. Wzięła łyk wody i nie czując żadnej zmiany sięgnęła po eliksir uspokajający. Wypiła kilka kropli bursztynowego płynu, skrzywiła się delikatnie i pomyślała, że musi spróbować się przespać. Jutro, a właściwie już dziś, czeka ją jeden z najważniejszych dni w życiu.

***

W tym samym czasie, Draco Malfoy, czterdziestopięcioletni mężczyzna o blond włosach, przeplatanych ledwo widocznymi pasmami siwizny siedział w głębokim fotelu i palił papierosa. Na jego twarzy widać było zmęczenie, ale choć pora była późna nie zamierzał położyć się spać. Czekał na swojego syna. Na tego młodego, nieodpowiedzialnego, pozbawionego rozumu i instynktu samozachowawczego pajaca. Już on mu pokaże, już mu przemówi do tej pustej jak kociołek Longbottoma, głowy. Scorpius nie zdaje sobie sprawy z tego jak niebezpieczny potrafi być Londyn, żyje w jakimś fałszywym przeświadczeniu, że zawsze da sobie radę, że czary załatwią wszystko. Niezliczoną ilość razy musiał ratować go z najróżniejszych sytuacji, zarówno w czarodziejskim jak i mugolskim świecie. Szczeniak wiedział, że ojciec tym razem nie może go swobodnie szukać z uwagi na ten śmieszny zakaz. Po raz kolejny tego wieczoru przeklął swoją bezmyślność i konsekwencje jakie go za nią spotkały.

Usłyszał jak jego syn otwiera drzwi swojego kawalerskiego mieszkania. Scorpius zapewne nie ma świadomości, że ojciec czeka na jego powrót i gdy tylko zorientuje się w pomyłce, zacznie swoją tradycyjną tyradę. Jednak Draco Malfoy o to nie dbał. Scorpius był jedyną rzeczą jaka udała mu się w jego życiu, był z niego niesamowicie dumny, choć wcale tego nie okazywał. Zorientował się, że młodzieniec jest pijany. Chwiejąc się na nogach, stanął w wejściu do salonu, gdzie siedział jego ojciec. Nie wydawał się zaskoczony jego widokiem gdy powiedział:
– Cóż za niespodzianka. Przypomniałeś sobie o moim istnieniu i postanowiłeś odwiedzić o jakże odpowiedniej porze?
– Po prostu się niepokoiłem, gdy nie dostałem od ciebie zwrotnej sowy.
– Było się zapytać matki, z pewnością by ci wyjaśniła aż nazbyt wylewnie. A, przepraszam, zapomniałem, że się do niej nie odzywasz.
– Proszę cię, nie zaczynaj.
– Nie zaczynać mam czego? Tego, że to ja muszę teraz znosić jej nadopiekuńczość czy tego, że wypiąłeś się na mnie gdy najbardziej ciebie potrzebowałem? A może jedno i drugie?
Zachwiał się niebezpiecznie, więc Draco jednym ruchem różdżki podsunął kanapę, aby jego syn mógł usiąść. Już wiedział co go czeka. Za każdym razem gdy Scorpiusowi zdarzyło się wypić, wypominał mu fakt, że zostawił go z matką gdy ten miał zaledwie piętnaście lat. Użalał się nad sobą i uważał za dziecko wychowane w niepełnej rodzinie, co tylko po części było prawdą, bo chociaż Draco faktycznie nie chciał mieć nic wspólnego z byłą żoną, to o syna starał się dbać najlepiej jak potrafił. Z czasem zrozumiał, że chłopak nie oczekiwał materialnego zadośćuczynienia, tylko odrobiny zainteresowania i czasu spędzonego razem. Od tamtej pory, Draco, pragnął nadrobić stracone lata i był zawsze tam gdzie oczekiwał tego syn. Zjawiał się na każde jego skinienie i wezwanie, jednak ten i tak wypominał mu porzucenie oraz liczne zaniedbania.
– Scorpiusie, ile razy jeszcze mam cię przepraszać? Wdaje mi się, że tę kwestię wyjaśniliśmy sobie bardzo dokładnie, na Merlina. Co tym razem się stało?
– Nic o czym chciałbym ci mówić.
– Jestem twoim ojcem.
– Serio? I dopiero teraz sobie o tym przypomniałeś?
– Nie odwracaj gumochłona na drugą stronę. Jesteś niesprawiedliwy.
– Może i jestem, ale ta codzienność mnie zabija. Codziennie… codziennie taka rutyna, taka unicestwiająca powtarzalność, taki banał. Ty masz pojęcie jak to stępia wrażliwość artysty? Tak pokrywa ją, taką… błoną pospolitości…
– O czym ty teraz do mnie rozmawiasz? Gdzie pokrywa? Co pokrywa?
– W środku, o tu – Scorpius zapamiętale uderzał się w miejsce gdzie powinno znajdować się serce – owija i dusi – złapał się teatralnie za gardło, żeby podkreślić swoje słowa.
– Słuchaj, ja nie bardzo rozumiem te twoje przenośnie. Mógłbyś jakoś jaśniej do mnie mówić?
– Przecież ci tłumaczę. Twórca nie może siedzieć zamknięty w czterech ścianach i prowadzić mieszczańskiego trybu życia, bo nie ma inspiracji i więdnie.
– Nic nie rozumiem. Jaki twórca? Co mu więdnie? Może ktoś ci dolał blekotu do drinka? W tym mieście wszystko jest możliwe.
– Miasto to jest masa ludzi, żyjących w nienaturalnym tłoku, w tłumie. Ściśniętych na absurdalnie małej przestrzeni jakimś dzikim kaprysem cywilizacyjnej ewolucji.
– Ja nie potrzebuje twoich domorosłych definicji. Wiem co to jest miasto. Swoją droga, to ciekawe podejście, chyba się cieszę, że tu nie mieszkam. Słuchaj, mam propozycje, połóż się teraz na trochę, wpadnę po południu, porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz. Nie chcę żebyś przez resztę nocy wytykał mi moje błędy.
– Błędy to jest droga do prawdy, jak mawiał Dostojewski.
– Właśnie o tym mówię. Nawet nie jestem ciekawy kim był Dostojewski. Pójdę już. Połóż się, a ja wrócę za kilka godzin.
– Codziennie taka miałka powtarzalność. Nie masz wrażenia, że człowiek jest jak paląca się świeca? Żyje, kurczy się, stygnie…
– E… tak, z pewnością masz rację. To ja już wyjdę.
            Nim Scorpius zdążył powiedzieć coś jeszcze, Draco Malfoy zniknął pospiesznie w szmaragdowych płomieniach rozpalonych w nowoczesnym kominku jego syna. Nowoczesność kominka polegała na tym, że każdy mógł korzystać z niego na zewnątrz, jednak do mieszkania za jego pomocą mógł dostać się tylko Scorpius i osoby mające na to specjalne zezwolenie. Niestety, Draco Malfoy nadal takiego zezwolenia nie miał i ku satysfakcji syna, za każdym razem musiał korzystać z mugolskich środków lokomocji. To była mała zemsta, na którą Draco się zgadzał, choć wcale nie lubił korzystać z metra. Czasami przyjeżdżał do syna samochodem, ale tylko wtedy, gdy miał zamiar nim również wracać. Wychodząc z rusztu w swoim salonie, ubolewał nad faktem, że nic nie wyszło z postanowienia szczerej rozmowy z synem. No cóż, później to zrobi, ale najpierw przemoże się i skontaktuje z Astorią. Z tym chłopakiem wyraźnie coś się dzieje i zaczyna być to niepokojące. Może ona będzie w stanie udzielić jakichś racjonalnych wyjaśnień. – Mam wrażenie, że on tak mówi… niezależnie od rozumu – mruknął do siebie Draco zanim położył się wreszcie spać.

***

– Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie możemy się teleportować w okolice kościoła. Jazda samochodem zajmie nam mnóstwo czasu, który mogłybyśmy poświęcić na coś bardziej wartościowego.
– Jesteś taka nudna, mamo. Czy naprawdę muszę ci tłumaczyć oczywisty fakt, że pannie młodej nie przystoi dotrzeć do kościoła na piechotę? Zapominasz, że Pat jest mugolem i wśród gości będzie sporo ludzi, którzy albo nic nie wiedzą o magii, albo mają do niej zupełnie niepraktyczne podejście.
– Niepraktyczna to ty jesteś, kochanie. Mogłyśmy zamówić auto gdzieś w okolicach kościoła. A tak, za pół godziny musimy wychodzić. I sukienka ci się wygniecie.
– Nic się nie wygniecie. Zapłaciłaś za nią tyle, że nawet gdybym tarzała się pół nocy po sianie, nie miałaby najmniejszego zagięcia.
– Tylko nie po sianie. Co ci też przychodzi do głowy.
– Mamo, ja za dwie godziny wychodzę za mąż, naprawdę nie jestem już dzieckiem.
– No może i nie jesteś, ale zrozum ja tak się o ciebie martwię. Pamiętaj, żebyś…
 …nie popełniła mojego błędu… wiem mamuś, ale zwróć uwagę, że to mało prawdopodobne zważając na fakt, że nie jestem w ciąży i za chwilę biorę ślub. I jestem całkowicie uświadomiona – dodała, widząc otwierające się usta Hermiony.
– No dobrze, już dobrze. Kto by pomyślał, że będę taką kwoką.
– Jesteś najlepszą kwoką pod słońcem, mamuś, ale teraz weź się w garść i skończ mnie wreszcie czesać.
– Jasne. No, to do dzieła, nie pozwólmy Patrycjuszowi czekać na swoje szczęście dłużej niż to konieczne.


***

Kretyn. Był kretynem. Miał nadzieję, że Astoria nigdy się nie dowie o tym, że zostawił Scorpiusa wczoraj w takim stanie. Dopiero rozmowa z nią rzuciła trochę światła na dziwne zachowanie ich syna. Czemu był tak głupio dumny i uparty? Czemu tak długo odwlekał rozmowę ze swoją byłą żoną? Doskonale wiedział dlaczego i wcale mu się to nie podobało. Astoria była zaprzeczeniem jego osobowości. Miła, inteligentna, serdeczna, czuła i co było najbardziej denerwujące, nadopiekuńcza. To ta ostatnia cecha odstręczała go na tyle skutecznie, że postanowił się z nią rozwieźć. Długo bolały go jej zarzuty, że nic się nie zmienił od czasów szkoły. Bolały dlatego, że były prawdziwe. Żył pozorami i było mu fantastycznie dobrze, bo udając powierzchowną zmianę, mógł w głębi serca hodować wpajane przez rodziców wartości. Oczywiście głupoty o wyższości czystej krwi nad szlamem sam zweryfikował, ale nie ukrywał, że wybierając żonę, nadal zwracał uwagę na jej status pokrewieństwa. Tolerowanie mugolaków, a wiązanie się z ich pociotkami, to dwie różne sprawy. Nie należy popadać w skrajności, już raz zbłądził i swoje odcierpiał. Nadal więc cenił sobie komfort życia w luksusie, brak konieczności pracy zarobkowej i wolność. Wolność z której pochopnie zrezygnował wiążąc się z Astorią. Ta kobieta miała zupełnie nadzwyczajne podejście do związku. Jej wymagania dotyczące wierności i lojalności mocno kontrastowały z wzorem jaki zaczerpnął od swojego ojca, który mimo, iż niezaprzeczalnie kochał matkę, twierdził, że nie przeszkadza mu to w małych romansach kilka razy do roku. Życie mężczyzny byłoby nudne bez takich rozrywek i Astoria niepotrzebnie była, jego zdaniem, taka pruderyjna. Musiał jednak przyznać, że została doskonałą matką. Tak jak żoną była mocno nieidealną, tak matką była faktycznie perfekcyjną. Spełniała się w tej roli odnajdując w każdym dniu macierzyństwa nieopisaną radość. Draco dopiero z czasem to docenił, ponieważ on sam nie widział nic fascynującego w zasranych pieluchach i nieprzespanych, mimo permanentnie rzucanego na swój gabinet zaklęcia Mufiliato, nocach. W tamtym okresie uważał, że spełnił swój malfoyowski obowiązek i nic więcej nie powinno się od niego oczekiwać. Więcej niż chętnie znalazł sobie pracę, choć wcale nie musiał. Odkrył, że agencje modelek są pełne chętnych dziewcząt, które zaskakująco dobrze zapełniały puste miejsce w łóżku i zadowalały się obietnicą kontaktu. Jego życie było cudownie harmonijne do czasu aż Astoria postawiła sprawę na ostrzu noża i zmusiła go do częstszego przebywania w domu. Gdy Scorpius skończył jedenaście lat i wyjechał do Hogwartu, ta niemądra kobieta, która niestety nadal pozostawała jego żoną, nagle zapragnęła wszystkie uczucia jakimi darzyła syna, przelać na swojego męża. Czekała na niego z obiadem, dopytywała jak minął dzień, histerycznie reagowała na każdy kaszel i obsesyjnie dbała o porządek. Wytrzymał cztery lata i w duchu uważał, że tym samym zasłużył na Order Merlina, przynajmniej drugiej klasy.

Niestety, dopiero po rozwodzie uświadomił sobie co stracił, a mianowicie, zorientował się, że jego syn ma do niego żal. Mimo, że Draco nigdy nie był wylewny w uczuciach, to kochał Scorpiusa już wtedy, gdy ten notorycznie obrzygiwał mu świeżo wyprane koszule. Kochał go gdy syn smarował owsianką jego włosy i wtedy gdy uczył się latać na pierwszej dziecinnej miotełce. Był dumny gdy Scorpius dostał swój pierwszy wybitny i rozczulał się opowieściami o szkolnym życiu syna. Trzymał za niego kciuki gdy zdawał SUMY i pocieszał pierwszy raz złamane serce. Gdy zorientował się, że młodemu zależy na obecności ojca w jego życiu, a nie na drogich prezentach, Draco zrozumiał, że popełnił błąd. Zachowywał się jak szczeniak, niedojrzale i nierozważnie. Zachowywał się dokładnie tak, jak jego ojciec gdy sam był młokosem. Zrozumiał, że wzór wpojony dziesiątki lat temu, nie był idealny, mało tego, był nieco patologiczny. Draco, gdy zdał sobie sprawę ze swoich dysfunkcji, powziął silne postanowienie, że się zmieni. A teraz zawiódł. Cholera.

Przeklinał w myślach swoją głupotę i wciskał mocniej pedał gazu, modląc się w duchu żeby jego syn nie zrobił żadnej głupoty.

***

Ocknęła się leżąc na trawie.  Nawet jeżeli była nieco zaskoczona faktem, że nie czuje bólu, to nie zwróciła na niego należytej uwagi. Tak samo jak na kręcących się wokół ludzi, którzy pokazywali coś co w tej chwili musiało znajdować się tuż za jej plecami. Przypominała sobie powoli zdarzenie sprzed kilku minut. Jakiś idiota w czarnym Bugatti jechał pod prąd ich pasem ruchu. Z pewnością był pod wpływem alkoholu, tacy zawsze mają nieszczęśliwe pomysły. Dźwignęła się niepewnie z ziemi i rozejrzała na boki. Wokół panował chaos, ich samochód przypominał zgniecione pudełko zapałek. Cud, że wyszła z tego cało. Tylko gdzie jest Kate? Ponownie zaczęła się rozglądać nieco jeszcze nieprzytomnym wzrokiem. Obeszła samochód dookoła i stanęła jak wryta. Przed oczami przemykały się obrazy z nocnego koszmaru. Jej córeczka leżała jak bezwładna, porzucona lalka w swojej ślicznej, białej sukni, którą teraz znaczyła na czerwono krew spływająca z jej skroni. Oszalała z rozpaczy podbiegła do dziewczyny, przepychając się przez otaczający ją tłum, który częściowo zasłaniał jej widok. W tym samym momencie przybyło pogotowie.
– Proszę się odsunąć, ona potrzebuje dużo tlenu. – Wychwyciła z dobiegającego jej uszom szumu i wbrew sobie posłuchała polecenia. Patrzyła jak mugolscy ratownicy zabierają się do pracy. Czuła się tak cholernie bezradna, z jednej strony pragnęła dopaść córki i sama próbować jej pomóc, a z drugiej starała się myśleć racjonalnie. Najgorsze było to, że nie wiedziała co powinna robić, nie chciała stać w bezruchu, powinna w czymś pomagać.
– Proszę mnie przepuścić, jestem jej matką – wołała, jednak chyba nikt nie zwrócił na nią uwagi.
Próbowała  w zamieszaniu dostać się w miarę blisko córki, jednak nie było to możliwe ze względu na trwającą akcję ratunkową. Sytuacja na szczęście wydawała się niegroźna, Kate odzyskiwała przytomność, więc Hermiona trochę się uspokoiła i starała panować nad emocjami tłumacząc sobie, że swoim wybuchem histerii nie pomoże córce, a wręcz opóźni niesioną jej pomoc. Tylko ten bezwład który ją ogarniał…
– Co tu się, na pasiaste skarpety dementora, dzieje? Czy to pani jest tą kretynką, która zniszczyła mi auto? – Usłyszała zimny głos, który brzmiał dziwnie znajomo.
– Malfoy? – odwróciła się z zaskoczeniem. – Oczywiście! Mogłam się tego spodziewać. Kto inny może być bardziej bezczelny? Ty imbecylu jeden, czy ty widzisz co narobiłeś? – Rzuciła się w jego stronę z pięściami, żeby wreszcie dać ujście swoim emocjom. – Jak nie umiesz prowadzić, to się za to nie bierz. Masz szczęście, że nikomu nic poważnego się nie stało. Och, gdzie jest moja różdżka?
– Granger? – Trzymał mocno za ręce wyrywającą się w tej chwili kobietę, która widocznie chciała go oskalpować swoimi paznokciami. – Mało kto ma tak niewyparzony jęzor jak ty. Jakbyś nie zauważyła, frustratko jedna, to moje auto jest prawie doszczętnie zniszczone. I to jest wyłącznie twoja wina!
– W dupie mam twoje auto! Moja córka jest ranna, a to chyba jest odrobinę ważniejsze! – Wbrew wszystkiemu cieszyła się, że ma na kogo wrzeszczeć. Wreszcie mogła coś zrobić, już ona udowodni winę temu zarozumialcowi.
– Nie obchodzi mnie twoja szlamowata córka, ja muszę natychmiast dostać się do mieszkania mojego syna.
– O nie, już ja dopilnuję, żebyś odpowiedział za swoje przewinienia! Co? Teleportacja wyszła z mody i musisz się rozbijać czymś tak poniżającym jak mugolski samochód?
– Stul dziób, kobieto. Zabrali mi licencję na teleportację, bo pod wpływem alkoholu aportowałem się na głowie żony jakiegoś gryzipiórka.
– Dzięki Merlinowi! Wreszcie się na tobie poznali! Mam nadzieję, że to dożywotni zakaz?
– Jak na zrozpaczoną matkę, to całkiem nieźle się odgryzasz, a teraz wyświadcz mi przysługę i teleportuj mnie kilka przecznic dalej.
– Ty chyba na mózg się z kartoflem zamieniłeś! Jesteś sprawcą wypadku, kretynie! Tam udzielają pomocy MOJEJ córce, która jest w takim stanie z TWOJEJ winy! Ty sobie myślisz, że ja mogłabym ci pomóc?! Nawet w normalnej sytuacji to za duże wymagania.
– Nie drzyj się na mnie. Z czyjej winy był wypadek, to się jeszcze okaże. Moje auto jest warte więcej niż ty i twoja zapchlona rodzina posiada, więc ja bym raczej liczył na rychłą śmierć tej tam, przynajmniej jakieś odszko… – nie zdążył dokończyć, ponieważ pięść Hermiony zderzyła się właśnie z jego nosem.
– Jak śmiesz, ty…
– Uhuhu, moi drodzy. Nie wolno was spuścić z oczu nawet na chwilę. Nie ładnie, oj nie ładnie. Zachowujecie się zupełnie jak w czasach Hogwartu, a pragnąłbym przypomnieć, że nawet wasze dzieci są już dorosłe i wam raczej nie wypada skakać sobie do oczu z byle jakiego powodu.
Przed nimi zmaterializował się jakby znikąd, lekko zwariowany, na pierwszy rzut oka, staruszek z gustownie przystrzyżoną, białą brodą. Miał na sobie szatę czarodziejów w kolorze dojrzałej wiśni i kpiący uśmiech na twarzy, która wyglądem każdemu z nich przypominała coś innego.
– A kim pan do cholery jest, żeby mnie pouczać? – Wykrzyknęli jednocześnie.
– Zadziwiająca zgodność, ale pardon, nie przedstawiłem się?
– Nie bardzo – rzekła wyniośle Hermiona, bo czuła, że wszystko przybiera jakiś dziwny obrót. Poza oczywistym niepokojem o stan zdrowia Kate, nie czuła tej ogarniającej rozpaczy, którą czuć powinna każda matka w obecnej sytuacji. Jak zaczęła się nad tym zastanawiać, to nawet fakt, że karetka właśnie zabiera jej córkę, najprawdopodobniej do szpitala, a jej matki nie ma obok, nie robił na niej wrażenia. Nie wspominając już o tym, że racjonalne myślenie nie obejmowało ślubu, który się nie odbył i jej niedoszłego zięcia. Malfoy także wyglądał na człowieka, któremu nagle przestało zależeć na rychłych odwiedzinach syna, a przecież chwilę temu wyzywał ją od najgorszych i próbował zmusić do pomocy w dostaniu się pod wybrany adres.
– Co tu jest grane? – Myśli Hermiony wypowiedział na głos Malfoy.
– No, to chyba właściwe pytanie. – Zauważył uprzejmie starszy człowiek.
– Więc może na nie odpowiesz?! – Zjeżył się były Ślizgon, a panna Granger po raz pierwszy się z nim zgodziła.
– Och, to całkowicie fantastyczna historia, moi drodzy, ale chciałbym wam ją odpowiedzieć w sprzyjających warunkach, których, stwierdzam to z przykrością, tutaj nie uświadczymy.
– Posłuchaj mnie pan, panie…
– Nicolas Flamel, do usług – staruszek skłonił się malowniczo.
– Ale... ? – Po raz kolejny Hermiona i Draco odezwali się w tym samym momencie, z wyraźnym niedowierzaniem, wywołując szczery uśmiech na twarzy starszego mężczyzny. 

***
Scorpius obudził się z mocnym bólem głowy, ale gdy spojrzał na zegarek stojący na gzymsie kominka, wcale nie poczuł się lepiej. Świadomość, że jego szansa na lepsze jutro właśnie mija, zbiła go z nóg bardziej niż wypity w nocy alkohol. Zmusił się jednak do tego aby wstać z łóżka, choć decydujący głos miało pragnienie dobijające się z suchego gardła i fakt, że jego różdżka znajdowała się w bliżej nieokreślonym miejscu. Podchodząc do lodówki z przyzwyczajenia włączył czarodziejską rozgłośnię radiową. Nalał sobie wody i resztkami sił otworzył lodówkę. Gdy starał się przypomnieć po co to zrobił, usłyszał wiadomość, która sprawiła, że trzymana w ręku szklanka wypadła mu z dłoni.
Przerywamy program aby podać wstrząsające wiadomości z ostatniej chwili. O godzinie 15:45, w mugolskiej części Londynu, przy Abbey Road doszło do zderzenia trzech samochodów. Przyczyną zdarzenia było niedostosowanie prędkości i kierunku jazdy do warunków drogowych przez kierowcę sportowego Bugatti. W sumie poszkodowane zostały cztery osoby, dwie ze skutkiem śmiertelnym. Z przykrością zawiadamiamy, że życie stracił pan Draco Malfoy oraz pani Hermiona Granger. Ponadto córka pani Hermiony, Kathrine Granger w stanie krytycznym trafiła do szpitala. Czwartą osobą poszkodowaną w wypadku, jest mugolski kierowca, który również trafił do szpitala. Na miejscu wypadku pracuje brygada uderzeniowa oraz mugolska prokuratura. W specjalnym wydaniu wiadomości, głos zabierze Minister Magii. Łączymy się w bólu z najbliższymi ofiar.

Cdn...


16 komentarzy:

  1. Łooooooooooooooo! Chcę więcej *.*
    Z telefonu trudno jest mi komentować więc przepraszam za "spóźnienie". W tym jednym komentarzu spróbuję opisać tobie moje ogólne wrażenia.
    Piszesz z pomysłem i to widać. Jak pisałam ostatnio to wspomniałam ,że ja nie widzę błędów. Taka jest prawda. Więc ty albo tak dobrze piszesz ,albo masz mega bete ,albo jestem ślepa. Maz bardzo dojrzały sposób pisania i za to cię podziwiam . Widać ,że niczego nie robisz "na odwal" w każdym poście a zwłaszcza w "Szach mat Kochanie" ( <3 ) widać to, że wiele czasu i głowy poświęcasz pisaniu.
    Całuski i weny :*

    Kim

    Ps: zapraszam do mnie :D http://nie-zapomnij-dramione-pamietaj.blogspot.com/
    Albo jak znajdziesz czas to na :http://may-the-odds-be-never-in-your-favour.blogspot.com/ tym się mogę pochwalić :D (+ jak ktoś zgadnie z czego jest piosenka ,która leci w tle (pozycja 1 ) zadetykuje rozdział i udostępnie (oczywiście jak ktoś ma *.* bloga ) :D zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Bardzo. Cieszę się jak głupi do sera na takie komentarze, bo faktycznie sporo czasu poświęcam na pisanie i analizowanie czy nic mi nie umknęło, to miłe, że ktoś widzi i docenia! Nie mam niestety bety, nawet nie szukałam jak na razie, choć wydaje mi się, że by miała co robić. Dziś postaram się do Ciebie wpaść, bo w weekend miałam przygody ze starszą córką (karetka, szpital, szwy) i nie miałam głowy do netu :/

      Usuń
  2. Nie wiem co napisać. Cudowne*-*. Lekko się czytało, ciekawy pomysł na miniaturkę. Zastanawia mnie jak to możliwe, że żyli, a później w wiadomościach, że nie żyją. Pewnie nie doczytałam jakiegoś szczegółu. Poza tym, że jest cudowne i świetnie napisane nie można nic napisać. Pozdrawiam i życzę weny:*
    Krukonka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Kochana :) Przeczytaj zwiastun, żeby zrozumieć :)

      Usuń
  3. Z niecierpliwością czekam na część drugą!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudnie się zapowiada czy dobrze rozkminiam że Scorpius upił się bo kocha się w Kathrin która wychodzi za mugola?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha główka pracuję i jeszcze tak się zastanawiam czy Mionka i Draco nie zostali na tym świecie że tak powiem po to żeby ich połączyć ze sobą bo widać że Hermiona nie jest przekonana do zięcia mugola

      Usuń
    2. Jeżeli chodzi o Scorpiusa, to sprawa nie jest tak prosta, więc nasza Dwójka ot tak po prostu łatwego "życia" mieć nie będzie. Nie zdradzę nic więcej :P

      Usuń
  5. No ale jak to życie stracił Draco Malfoy? I jak Hermiona Granger? Przecież z wypadku wyszli cało. Jeśli się pozabijali przed kościołem to już przecież co innego! :D

    hg-ss-we-snie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, przeczytaj zwiastun, a wszystko będzie jasne :)

      Usuń
  6. "Wytrzymał cztery lata i w duchu uważał, że tym samym zasłużył na Orden Merlina, przynajmniej drugiej klasy." - literówka, powinien być order


    "– Posłuchaj mnie pan, panie…
    – Nicholas Flamel, do usług – staruszek skłonił się malowniczo.
    – Ale? – Po raz kolejny Hermiona i Draco odezwali się w tym samym momencie, wywołując szczery uśmiech na twarzy starszego mężczyzny. " - nie mam pojęcia o co chodzi w tej rozmowie z "ale?". Miało być "Flamel"? Bo nie dociera do mnie po co w takiej sytuacji mówić "ale".



    Zakończenie mnie totalnie zaskoczyło! Wielki plus za to, kompletnie ani przez chwilę nie sądziłam, że oni mogą być duchami. Zakończenie z przeciętnego tekstu jakich wiele uratowała opowiadanie do takiego jakie się zapamięta. A teraz idę czytać dalej.

    P.S Nie pisałam nigdzie, że bardzo mi się podoba szablon bloga, te kręcące się dyski przy nazwach opowiadań są super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *zakończenie z przeciętnego tekstu jakich wiele uratowało opowiadanie do takiego jakie się zapamięta.

      Usuń
    2. Literówkę już poprawiam, a co do "ale", już tłumaczę; to tak jakby chcieli zapytać "ale jak to możliwe?", nie chcę używać "Flamel?" ze względu na to, że oboje doskonale wiedzą, kim ten człowiek jest i nie ma tu miejsca na zbieżność nazwisk. jedyne co zmienię, to dodam po "ale" wielokropek, aby podkreślić przerwaną myśl. Dzięki po raz kolejny za zwrócenie uwagi :)

      Usuń
    3. Ach, dziękuję za uznanie dla szablonu. Osobiście go uwielbiam i padam do nóg Irlandce przy każdej nadarzającej się okazji <3

      Usuń