Cz. 1
Zdarzyło się jutro
***
Ładna
brunetka o pełnych kształtach i rozrzuconych wokół głowy lokach miotała się
zawzięcie w łóżku. Jej wiek było ciężko ocenić, bo na pierwszy rzut oka
wyglądała bardzo młodo. Osoba której by tylko mignęła przed oczami, dałaby jej
najwyżej trzydzieści lat. Hermiona Granger posiadała ich jednak prawie
czterdzieści sześć i właśnie dziś rano powinna przygotować swoją jedyną córkę
do wyjścia za mąż. Katherine miała dwadzieścia jeden lat i z niecierpliwością
oczekiwała na połączenie się ze swoim Patrycjuszem, który choć sporo starszy,
kochał Kate szczerą miłością i był w stanie zapewnić jej godną przyszłość.
Hermona Granger mogła spać spokojnie. Niestety, jej podświadomość miała na tę
noc inne plany i panna Granger rzucała się po pościeli jak stado galopujących
gargulców. Nawiedzała ją myśl, że stary czarodziejski przesąd mówiący, że
jeżeli dziewczyna urodziła się w maju - będzie miała męża mugola, właśnie się
spełnia. Nie żeby miała coś przeciwko Patrycjuszowi, ale w głębi serca
życzyłaby swojej małej córeczce męża - czarodzieja. Wiedziała jak Kate stara
się powstrzymywać z magią, bo choć Pat o jej istnieniu wiedział, to nie
podzielał entuzjazmu przyszłej żony i wolał, aby czarowała pod jego
nieobecność. Samej Hermionie nie podobał się ten pomysł, jednak za skarby
Gringotta by się do tego nie przyznała, ufając, że jej córka wie co robi.
Jęknęła przez sen
przewracając się znowu na bok. Śnił jej się wypadek
samochodowy w którym ranna została jej córka. Widziała ciało Kate, leżące obok
wraku samochodu, ze skroni dziewczyny płynęła krew znacząc szkarłatem białą
suknię w którą ta była ubrana. Przerażona Hermiona próbowała dostać się blisko
ciała córki, jednak jakaś niewidzialna bariera nie chciała do tego dopuścić.
Hermiona wołała, jednak miała wrażenie, że nikt jej nie słyszy. Nagle za sobą
usłyszała zimny śmiech… Obudziła
się zlana potem. Spojrzała na zegarek, było dwadzieścia minut po trzeciej nad
ranem. Wstała, założyła futrzane kapcie i postanowiła zejść do kuchni po coś do
picia. Próbowała się uspokoić. To na pewno stres związany ze ślubem córki daje
o sobie znać. Wzięła łyk wody i nie czując żadnej zmiany sięgnęła po eliksir
uspokajający. Wypiła kilka kropli bursztynowego płynu, skrzywiła się delikatnie
i pomyślała, że musi spróbować się przespać. Jutro, a właściwie już dziś, czeka
ją jeden z najważniejszych dni w życiu.
***
W
tym samym czasie, Draco Malfoy, czterdziestopięcioletni mężczyzna o blond
włosach, przeplatanych ledwo widocznymi pasmami siwizny siedział w głębokim
fotelu i palił papierosa. Na jego twarzy widać było zmęczenie, ale choć pora
była późna nie zamierzał położyć się spać. Czekał na swojego syna. Na tego
młodego, nieodpowiedzialnego, pozbawionego rozumu i instynktu samozachowawczego
pajaca. Już on mu pokaże, już mu przemówi do tej pustej jak kociołek
Longbottoma, głowy. Scorpius nie zdaje sobie sprawy z tego jak niebezpieczny
potrafi być Londyn, żyje w jakimś fałszywym przeświadczeniu, że zawsze da sobie
radę, że czary załatwią wszystko. Niezliczoną ilość razy musiał ratować go z
najróżniejszych sytuacji, zarówno w czarodziejskim jak i mugolskim świecie.
Szczeniak wiedział, że ojciec tym razem nie może go swobodnie szukać z uwagi
na ten śmieszny zakaz. Po raz kolejny tego wieczoru przeklął swoją bezmyślność
i konsekwencje jakie go za nią spotkały.
Usłyszał
jak jego syn otwiera drzwi swojego kawalerskiego mieszkania. Scorpius zapewne nie ma
świadomości, że ojciec czeka na jego powrót i gdy tylko zorientuje się w
pomyłce, zacznie swoją tradycyjną tyradę. Jednak Draco Malfoy o to nie dbał.
Scorpius był jedyną rzeczą jaka udała mu się w jego życiu, był z niego
niesamowicie dumny, choć wcale tego nie okazywał. Zorientował się, że
młodzieniec jest pijany. Chwiejąc się na nogach, stanął w wejściu do salonu,
gdzie siedział jego ojciec. Nie wydawał się zaskoczony jego widokiem gdy
powiedział:
–
Cóż za niespodzianka. Przypomniałeś sobie o moim istnieniu i postanowiłeś
odwiedzić o jakże odpowiedniej porze?
–
Po prostu się niepokoiłem, gdy nie dostałem od ciebie zwrotnej sowy.
–
Było się zapytać matki, z pewnością by ci wyjaśniła aż nazbyt wylewnie. A,
przepraszam, zapomniałem, że się do niej nie odzywasz.
–
Proszę cię, nie zaczynaj.
–
Nie zaczynać mam czego? Tego, że to ja muszę teraz znosić jej nadopiekuńczość
czy tego, że wypiąłeś się na mnie gdy najbardziej ciebie potrzebowałem? A może
jedno i drugie?
Zachwiał
się niebezpiecznie, więc Draco jednym ruchem różdżki podsunął kanapę, aby jego
syn mógł usiąść. Już wiedział co go czeka. Za każdym razem gdy Scorpiusowi
zdarzyło się wypić, wypominał mu fakt, że zostawił go z matką gdy ten miał
zaledwie piętnaście lat. Użalał się nad sobą i uważał za dziecko wychowane w
niepełnej rodzinie, co tylko po części było prawdą, bo chociaż Draco faktycznie
nie chciał mieć nic wspólnego z byłą żoną, to o syna starał się dbać najlepiej
jak potrafił. Z czasem zrozumiał, że chłopak nie oczekiwał materialnego
zadośćuczynienia, tylko odrobiny zainteresowania i czasu spędzonego razem. Od
tamtej pory, Draco, pragnął nadrobić stracone lata i był zawsze tam gdzie
oczekiwał tego syn. Zjawiał się na każde jego skinienie i wezwanie, jednak ten
i tak wypominał mu porzucenie oraz liczne zaniedbania.
–
Scorpiusie, ile razy jeszcze mam cię przepraszać? Wdaje mi się, że tę kwestię
wyjaśniliśmy sobie bardzo dokładnie, na Merlina. Co tym razem się stało?
–
Nic o czym chciałbym ci mówić.
–
Jestem twoim ojcem.
–
Serio? I dopiero teraz sobie o tym przypomniałeś?
–
Nie odwracaj gumochłona na drugą stronę. Jesteś niesprawiedliwy.
–
Może i jestem, ale ta codzienność mnie zabija. Codziennie… codziennie taka
rutyna, taka unicestwiająca powtarzalność, taki banał. Ty masz pojęcie jak to
stępia wrażliwość artysty? Tak pokrywa ją, taką… błoną pospolitości…
–
O czym ty teraz do mnie rozmawiasz? Gdzie pokrywa? Co pokrywa?
–
W środku, o tu – Scorpius zapamiętale uderzał się w miejsce gdzie powinno
znajdować się serce – owija i dusi – złapał się teatralnie za gardło, żeby
podkreślić swoje słowa.
–
Słuchaj, ja nie bardzo rozumiem te twoje przenośnie. Mógłbyś jakoś jaśniej do
mnie mówić?
–
Przecież ci tłumaczę. Twórca nie może siedzieć zamknięty w czterech ścianach i
prowadzić mieszczańskiego trybu życia, bo nie ma inspiracji i więdnie.
–
Nic nie rozumiem. Jaki twórca? Co mu więdnie? Może ktoś ci dolał blekotu do
drinka? W tym mieście wszystko jest możliwe.
–
Miasto to jest masa ludzi, żyjących w nienaturalnym tłoku, w tłumie.
Ściśniętych na absurdalnie małej przestrzeni jakimś dzikim kaprysem
cywilizacyjnej ewolucji.
–
Ja nie potrzebuje twoich domorosłych definicji. Wiem co to jest miasto. Swoją
droga, to ciekawe podejście, chyba się cieszę, że tu nie mieszkam. Słuchaj, mam
propozycje, połóż się teraz na trochę, wpadnę po południu, porozmawiamy jak
wytrzeźwiejesz. Nie chcę żebyś przez resztę nocy wytykał mi moje błędy.
–
Błędy to jest droga do prawdy, jak mawiał Dostojewski.
–
Właśnie o tym mówię. Nawet nie jestem ciekawy kim był Dostojewski. Pójdę już.
Połóż się, a ja wrócę za kilka godzin.
–
Codziennie taka miałka powtarzalność. Nie masz wrażenia, że człowiek jest jak
paląca się świeca? Żyje, kurczy się, stygnie…
–
E… tak, z pewnością masz rację. To ja już wyjdę.
Nim Scorpius zdążył powiedzieć coś
jeszcze, Draco Malfoy zniknął pospiesznie w szmaragdowych płomieniach
rozpalonych w nowoczesnym kominku jego syna. Nowoczesność kominka polegała na
tym, że każdy mógł korzystać z niego na zewnątrz, jednak do mieszkania za jego
pomocą mógł dostać się tylko Scorpius i osoby mające na to specjalne
zezwolenie. Niestety, Draco Malfoy nadal takiego zezwolenia nie miał i ku
satysfakcji syna, za każdym razem musiał korzystać z mugolskich środków
lokomocji. To była mała zemsta, na którą Draco się zgadzał, choć wcale nie
lubił korzystać z metra. Czasami przyjeżdżał do syna samochodem, ale tylko
wtedy, gdy miał zamiar nim również wracać. Wychodząc z rusztu w swoim salonie,
ubolewał nad faktem, że nic nie wyszło z postanowienia szczerej rozmowy z
synem. No cóż, później to zrobi, ale najpierw przemoże się i skontaktuje z
Astorią. Z tym chłopakiem wyraźnie coś się dzieje i zaczyna być to niepokojące.
Może ona będzie w stanie udzielić jakichś racjonalnych wyjaśnień. – Mam
wrażenie, że on tak mówi… niezależnie od rozumu – mruknął do siebie Draco zanim
położył się wreszcie spać.
***
–
Zupełnie nie rozumiem dlaczego nie możemy się teleportować w okolice kościoła.
Jazda samochodem zajmie nam mnóstwo czasu, który mogłybyśmy poświęcić na coś
bardziej wartościowego.
–
Jesteś taka nudna, mamo. Czy naprawdę muszę ci tłumaczyć oczywisty fakt, że
pannie młodej nie przystoi dotrzeć do kościoła na piechotę? Zapominasz, że Pat
jest mugolem i wśród gości będzie sporo ludzi, którzy albo nic nie wiedzą o
magii, albo mają do niej zupełnie niepraktyczne podejście.
–
Niepraktyczna to ty jesteś, kochanie. Mogłyśmy zamówić auto gdzieś w okolicach
kościoła. A tak, za pół godziny musimy wychodzić. I sukienka ci się wygniecie.
–
Nic się nie wygniecie. Zapłaciłaś za nią tyle, że nawet gdybym tarzała się pół
nocy po sianie, nie miałaby najmniejszego zagięcia.
–
Tylko nie po sianie. Co ci też przychodzi do głowy.
–
Mamo, ja za dwie godziny wychodzę za mąż, naprawdę nie jestem już dzieckiem.
–
No może i nie jesteś, ale zrozum ja tak się o ciebie martwię. Pamiętaj, żebyś…
– …nie popełniła mojego
błędu… wiem mamuś, ale zwróć
uwagę, że to mało prawdopodobne zważając na fakt, że nie jestem w ciąży i za
chwilę biorę ślub. I jestem całkowicie uświadomiona – dodała, widząc
otwierające się usta Hermiony.
–
No dobrze, już dobrze. Kto by pomyślał, że będę taką kwoką.
–
Jesteś najlepszą kwoką pod słońcem, mamuś, ale teraz weź się w garść i skończ
mnie wreszcie czesać.
–
Jasne. No, to do dzieła, nie pozwólmy Patrycjuszowi czekać na swoje szczęście
dłużej niż to konieczne.
***
Kretyn.
Był kretynem. Miał nadzieję, że Astoria nigdy się nie dowie o tym, że zostawił
Scorpiusa wczoraj w takim stanie. Dopiero rozmowa z nią rzuciła trochę światła
na dziwne zachowanie ich syna. Czemu był tak głupio dumny i uparty? Czemu tak
długo odwlekał rozmowę ze swoją byłą żoną? Doskonale wiedział dlaczego i wcale
mu się to nie podobało. Astoria była zaprzeczeniem jego osobowości. Miła,
inteligentna, serdeczna, czuła i co było najbardziej denerwujące,
nadopiekuńcza. To ta ostatnia cecha odstręczała go na tyle skutecznie, że
postanowił się z nią rozwieźć. Długo bolały go jej zarzuty, że nic się nie
zmienił od czasów szkoły. Bolały dlatego, że były prawdziwe. Żył pozorami i
było mu fantastycznie dobrze, bo udając powierzchowną zmianę, mógł w głębi
serca hodować wpajane przez rodziców wartości. Oczywiście głupoty o wyższości
czystej krwi nad szlamem sam zweryfikował, ale nie ukrywał, że wybierając żonę,
nadal zwracał uwagę na jej status pokrewieństwa. Tolerowanie mugolaków, a
wiązanie się z ich pociotkami, to dwie różne sprawy. Nie należy popadać w
skrajności, już raz zbłądził i swoje odcierpiał. Nadal więc cenił sobie komfort życia w luksusie, brak konieczności pracy
zarobkowej i wolność. Wolność z której pochopnie zrezygnował wiążąc się z
Astorią. Ta kobieta miała zupełnie nadzwyczajne podejście do związku. Jej
wymagania dotyczące wierności i lojalności mocno kontrastowały z wzorem jaki
zaczerpnął od swojego ojca, który mimo, iż niezaprzeczalnie kochał matkę,
twierdził, że nie przeszkadza mu to w małych romansach kilka razy do roku.
Życie mężczyzny byłoby nudne bez takich rozrywek i Astoria niepotrzebnie była,
jego zdaniem, taka pruderyjna. Musiał jednak przyznać, że została doskonałą
matką. Tak jak żoną była mocno nieidealną, tak matką była faktycznie
perfekcyjną. Spełniała się w tej roli odnajdując w każdym dniu macierzyństwa
nieopisaną radość. Draco dopiero z czasem to docenił, ponieważ on sam nie
widział nic fascynującego w zasranych pieluchach i nieprzespanych, mimo
permanentnie rzucanego na swój gabinet zaklęcia Mufiliato, nocach. W tamtym
okresie uważał, że spełnił swój malfoyowski obowiązek i nic więcej nie powinno
się od niego oczekiwać. Więcej niż chętnie znalazł sobie pracę, choć wcale nie
musiał. Odkrył, że agencje modelek są pełne chętnych dziewcząt, które
zaskakująco dobrze zapełniały puste miejsce w łóżku i zadowalały się obietnicą
kontaktu. Jego życie było cudownie harmonijne do czasu aż Astoria postawiła
sprawę na ostrzu noża i zmusiła go do częstszego przebywania w domu. Gdy
Scorpius skończył jedenaście lat i wyjechał do Hogwartu, ta niemądra kobieta,
która niestety nadal pozostawała jego żoną, nagle zapragnęła wszystkie uczucia
jakimi darzyła syna, przelać na swojego męża. Czekała na niego z obiadem,
dopytywała jak minął dzień, histerycznie reagowała na każdy kaszel i obsesyjnie
dbała o porządek. Wytrzymał cztery lata i w duchu uważał, że tym samym zasłużył
na Order Merlina, przynajmniej drugiej klasy.
Niestety,
dopiero po rozwodzie uświadomił sobie co stracił, a mianowicie, zorientował
się, że jego syn ma do niego żal. Mimo, że Draco nigdy nie był wylewny w
uczuciach, to kochał Scorpiusa już wtedy, gdy ten notorycznie obrzygiwał mu
świeżo wyprane koszule. Kochał go gdy syn smarował owsianką jego włosy i wtedy
gdy uczył się latać na pierwszej dziecinnej miotełce. Był dumny gdy Scorpius dostał
swój pierwszy wybitny i rozczulał się opowieściami o szkolnym życiu syna.
Trzymał za niego kciuki gdy zdawał SUMY i pocieszał pierwszy raz złamane serce.
Gdy zorientował się, że młodemu zależy na obecności ojca w jego życiu, a nie na
drogich prezentach, Draco zrozumiał, że popełnił błąd. Zachowywał się jak
szczeniak, niedojrzale i nierozważnie. Zachowywał się dokładnie tak, jak jego
ojciec gdy sam był młokosem. Zrozumiał, że wzór wpojony dziesiątki lat temu,
nie był idealny, mało tego, był nieco patologiczny. Draco, gdy zdał sobie
sprawę ze swoich dysfunkcji, powziął silne postanowienie, że się zmieni. A
teraz zawiódł. Cholera.
Przeklinał
w myślach swoją głupotę i wciskał mocniej pedał gazu, modląc się w duchu żeby
jego syn nie zrobił żadnej głupoty.
***
Ocknęła
się leżąc na trawie. Nawet jeżeli była nieco zaskoczona faktem, że nie
czuje bólu, to nie zwróciła na niego należytej uwagi. Tak samo jak na kręcących
się wokół ludzi, którzy pokazywali coś co w tej chwili musiało znajdować się
tuż za jej plecami. Przypominała sobie powoli zdarzenie sprzed kilku
minut. Jakiś idiota w czarnym Bugatti jechał pod prąd ich pasem ruchu. Z
pewnością był pod wpływem alkoholu, tacy zawsze mają nieszczęśliwe pomysły.
Dźwignęła się niepewnie z ziemi i rozejrzała na boki. Wokół panował chaos, ich
samochód przypominał zgniecione pudełko zapałek. Cud, że wyszła z tego cało.
Tylko gdzie jest Kate? Ponownie zaczęła się rozglądać nieco jeszcze
nieprzytomnym wzrokiem. Obeszła samochód dookoła i stanęła jak wryta. Przed oczami
przemykały się obrazy z nocnego koszmaru. Jej córeczka leżała jak bezwładna,
porzucona lalka w swojej ślicznej, białej sukni, którą teraz znaczyła na
czerwono krew spływająca z jej skroni. Oszalała z rozpaczy podbiegła do
dziewczyny, przepychając się przez otaczający ją tłum, który częściowo
zasłaniał jej widok. W tym samym momencie przybyło pogotowie.
–
Proszę się odsunąć, ona potrzebuje dużo tlenu. – Wychwyciła
z dobiegającego jej uszom szumu i wbrew sobie posłuchała polecenia.
Patrzyła jak mugolscy ratownicy zabierają się do pracy. Czuła się tak cholernie
bezradna, z jednej strony pragnęła dopaść córki i sama próbować jej pomóc, a z
drugiej starała się myśleć racjonalnie. Najgorsze było to, że nie wiedziała co
powinna robić, nie chciała stać w bezruchu, powinna w czymś pomagać.
–
Proszę mnie przepuścić, jestem jej matką – wołała, jednak chyba nikt nie
zwrócił na nią uwagi.
Próbowała w zamieszaniu dostać się w miarę
blisko córki, jednak nie było to możliwe ze względu na trwającą akcję
ratunkową. Sytuacja na szczęście wydawała się niegroźna, Kate odzyskiwała
przytomność, więc Hermiona trochę się uspokoiła i starała panować nad emocjami
tłumacząc sobie, że swoim wybuchem histerii nie pomoże córce, a wręcz opóźni
niesioną jej pomoc. Tylko ten bezwład który ją ogarniał…
–
Co tu się, na pasiaste skarpety dementora, dzieje? Czy to pani jest tą
kretynką, która zniszczyła mi auto? – Usłyszała zimny głos, który brzmiał
dziwnie znajomo.
–
Malfoy? – odwróciła się z zaskoczeniem. – Oczywiście! Mogłam się tego spodziewać.
Kto inny może być bardziej bezczelny? Ty imbecylu jeden, czy ty widzisz co
narobiłeś? – Rzuciła się w jego stronę z pięściami, żeby wreszcie dać ujście
swoim emocjom. – Jak nie umiesz prowadzić, to się za to nie bierz. Masz
szczęście, że nikomu nic poważnego się nie stało. Och, gdzie jest moja różdżka?
–
Granger? – Trzymał mocno za ręce wyrywającą się w tej chwili kobietę, która
widocznie chciała go oskalpować swoimi paznokciami. – Mało kto ma tak
niewyparzony jęzor jak ty. Jakbyś nie zauważyła, frustratko jedna, to moje auto
jest prawie doszczętnie zniszczone. I to jest wyłącznie twoja wina!
–
W dupie mam twoje auto! Moja córka jest ranna, a to chyba jest odrobinę
ważniejsze! – Wbrew wszystkiemu cieszyła się, że ma na kogo wrzeszczeć.
Wreszcie mogła coś zrobić, już ona udowodni winę temu zarozumialcowi.
–
Nie obchodzi mnie twoja szlamowata córka, ja muszę natychmiast dostać się do
mieszkania mojego syna.
–
O nie, już ja dopilnuję, żebyś odpowiedział za swoje przewinienia! Co?
Teleportacja wyszła z mody i musisz się rozbijać czymś tak poniżającym jak
mugolski samochód?
–
Stul dziób, kobieto. Zabrali mi licencję na teleportację, bo pod wpływem
alkoholu aportowałem się na głowie żony jakiegoś gryzipiórka.
–
Dzięki Merlinowi! Wreszcie się na tobie poznali! Mam nadzieję, że to dożywotni
zakaz?
–
Jak na zrozpaczoną matkę, to całkiem nieźle się odgryzasz, a teraz wyświadcz mi
przysługę i teleportuj mnie kilka przecznic dalej.
–
Ty chyba na mózg się z kartoflem zamieniłeś! Jesteś sprawcą wypadku, kretynie!
Tam udzielają pomocy MOJEJ córce, która jest w takim stanie z TWOJEJ winy! Ty
sobie myślisz, że ja mogłabym ci pomóc?! Nawet w normalnej sytuacji to za duże
wymagania.
–
Nie drzyj się na mnie. Z czyjej winy był wypadek, to się jeszcze okaże. Moje
auto jest warte więcej niż ty i twoja zapchlona rodzina posiada, więc ja bym
raczej liczył na rychłą śmierć tej tam, przynajmniej jakieś odszko… – nie
zdążył dokończyć, ponieważ pięść Hermiony zderzyła się właśnie z jego nosem.
–
Jak śmiesz, ty…
–
Uhuhu, moi drodzy. Nie wolno was spuścić z oczu nawet na chwilę. Nie ładnie, oj
nie ładnie. Zachowujecie się zupełnie jak w czasach Hogwartu, a pragnąłbym
przypomnieć, że nawet wasze dzieci są już dorosłe i wam raczej nie wypada
skakać sobie do oczu z byle jakiego powodu.
Przed
nimi zmaterializował się jakby znikąd, lekko zwariowany, na pierwszy rzut oka,
staruszek z gustownie przystrzyżoną, białą brodą. Miał na sobie szatę
czarodziejów w kolorze dojrzałej wiśni i kpiący uśmiech na twarzy, która
wyglądem każdemu z nich przypominała coś innego.
–
A kim pan do cholery jest, żeby mnie pouczać? – Wykrzyknęli jednocześnie.
–
Zadziwiająca zgodność, ale pardon, nie przedstawiłem się?
–
Nie bardzo – rzekła wyniośle Hermiona, bo czuła, że wszystko przybiera jakiś
dziwny obrót. Poza oczywistym niepokojem o stan zdrowia Kate, nie czuła tej ogarniającej
rozpaczy, którą czuć powinna każda matka w obecnej sytuacji. Jak zaczęła się
nad tym zastanawiać, to nawet fakt, że karetka właśnie zabiera jej córkę,
najprawdopodobniej do szpitala, a jej – matki – nie ma obok, nie robił na niej
wrażenia. Nie wspominając już o tym, że racjonalne myślenie nie obejmowało
ślubu, który się nie odbył i jej niedoszłego zięcia. Malfoy także wyglądał
na człowieka, któremu nagle przestało zależeć na rychłych odwiedzinach syna, a
przecież chwilę temu wyzywał ją od najgorszych i próbował zmusić do pomocy w
dostaniu się pod wybrany adres.
–
Co tu jest grane? – Myśli Hermiony wypowiedział na głos Malfoy.
–
No, to chyba właściwe pytanie. – Zauważył uprzejmie starszy człowiek.
–
Więc może na nie odpowiesz?! – Zjeżył się były Ślizgon, a panna Granger po raz
pierwszy się z nim zgodziła.
–
Och, to całkowicie fantastyczna historia, moi drodzy, ale chciałbym wam ją
odpowiedzieć w sprzyjających warunkach, których, stwierdzam to z przykrością,
tutaj nie uświadczymy.
–
Posłuchaj mnie pan, panie…
–
Nicolas Flamel, do usług – staruszek skłonił się malowniczo.
–
Ale... ? – Po raz kolejny Hermiona i Draco odezwali się w tym samym momencie, z wyraźnym
niedowierzaniem, wywołując szczery uśmiech na twarzy
starszego mężczyzny.
***
Scorpius
obudził się z mocnym bólem głowy, ale gdy spojrzał na zegarek stojący na
gzymsie kominka, wcale nie poczuł się lepiej. Świadomość, że jego szansa na
lepsze jutro właśnie mija, zbiła go z nóg bardziej niż wypity w nocy alkohol.
Zmusił się jednak do tego aby wstać z łóżka, choć decydujący głos miało
pragnienie dobijające się z suchego gardła i fakt, że jego różdżka znajdowała
się w bliżej nieokreślonym miejscu. Podchodząc do lodówki z przyzwyczajenia
włączył czarodziejską rozgłośnię radiową. Nalał sobie wody i resztkami sił
otworzył lodówkę. Gdy starał się przypomnieć po co to zrobił, usłyszał
wiadomość, która sprawiła, że trzymana w ręku szklanka wypadła mu z dłoni.
Przerywamy program aby
podać wstrząsające wiadomości z ostatniej chwili. O godzinie 15:45, w
mugolskiej części Londynu, przy Abbey Road doszło
do zderzenia trzech samochodów. Przyczyną zdarzenia było niedostosowanie
prędkości i kierunku jazdy do warunków drogowych przez kierowcę sportowego
Bugatti. W sumie poszkodowane zostały cztery osoby, dwie ze skutkiem
śmiertelnym. Z przykrością zawiadamiamy, że życie stracił pan Draco Malfoy oraz
pani Hermiona Granger. Ponadto córka pani Hermiony, Kathrine Granger w stanie
krytycznym trafiła do szpitala. Czwartą osobą poszkodowaną w wypadku, jest mugolski
kierowca, który również trafił do szpitala. Na miejscu wypadku pracuje brygada
uderzeniowa oraz mugolska prokuratura. W specjalnym wydaniu wiadomości, głos
zabierze Minister Magii. Łączymy się w bólu z najbliższymi ofiar.
Cdn...
Łooooooooooooooo! Chcę więcej *.*
OdpowiedzUsuńZ telefonu trudno jest mi komentować więc przepraszam za "spóźnienie". W tym jednym komentarzu spróbuję opisać tobie moje ogólne wrażenia.
Piszesz z pomysłem i to widać. Jak pisałam ostatnio to wspomniałam ,że ja nie widzę błędów. Taka jest prawda. Więc ty albo tak dobrze piszesz ,albo masz mega bete ,albo jestem ślepa. Maz bardzo dojrzały sposób pisania i za to cię podziwiam . Widać ,że niczego nie robisz "na odwal" w każdym poście a zwłaszcza w "Szach mat Kochanie" ( <3 ) widać to, że wiele czasu i głowy poświęcasz pisaniu.
Całuski i weny :*
Kim
Ps: zapraszam do mnie :D http://nie-zapomnij-dramione-pamietaj.blogspot.com/
Albo jak znajdziesz czas to na :http://may-the-odds-be-never-in-your-favour.blogspot.com/ tym się mogę pochwalić :D (+ jak ktoś zgadnie z czego jest piosenka ,która leci w tle (pozycja 1 ) zadetykuje rozdział i udostępnie (oczywiście jak ktoś ma *.* bloga ) :D zapraszam
Dziękuję! Bardzo. Cieszę się jak głupi do sera na takie komentarze, bo faktycznie sporo czasu poświęcam na pisanie i analizowanie czy nic mi nie umknęło, to miłe, że ktoś widzi i docenia! Nie mam niestety bety, nawet nie szukałam jak na razie, choć wydaje mi się, że by miała co robić. Dziś postaram się do Ciebie wpaść, bo w weekend miałam przygody ze starszą córką (karetka, szpital, szwy) i nie miałam głowy do netu :/
UsuńNie wiem co napisać. Cudowne*-*. Lekko się czytało, ciekawy pomysł na miniaturkę. Zastanawia mnie jak to możliwe, że żyli, a później w wiadomościach, że nie żyją. Pewnie nie doczytałam jakiegoś szczegółu. Poza tym, że jest cudowne i świetnie napisane nie można nic napisać. Pozdrawiam i życzę weny:*
OdpowiedzUsuńKrukonka
Dziękuje Kochana :) Przeczytaj zwiastun, żeby zrozumieć :)
UsuńZ niecierpliwością czekam na część drugą!
OdpowiedzUsuńCieszę się, postaram się nie zawieść!
UsuńCudnie się zapowiada czy dobrze rozkminiam że Scorpius upił się bo kocha się w Kathrin która wychodzi za mugola?
OdpowiedzUsuńDobrze kombinujesz :)
UsuńHa główka pracuję i jeszcze tak się zastanawiam czy Mionka i Draco nie zostali na tym świecie że tak powiem po to żeby ich połączyć ze sobą bo widać że Hermiona nie jest przekonana do zięcia mugola
UsuńJeżeli chodzi o Scorpiusa, to sprawa nie jest tak prosta, więc nasza Dwójka ot tak po prostu łatwego "życia" mieć nie będzie. Nie zdradzę nic więcej :P
UsuńNo ale jak to życie stracił Draco Malfoy? I jak Hermiona Granger? Przecież z wypadku wyszli cało. Jeśli się pozabijali przed kościołem to już przecież co innego! :D
OdpowiedzUsuńhg-ss-we-snie.blogspot.com
Haha, przeczytaj zwiastun, a wszystko będzie jasne :)
Usuń"Wytrzymał cztery lata i w duchu uważał, że tym samym zasłużył na Orden Merlina, przynajmniej drugiej klasy." - literówka, powinien być order
OdpowiedzUsuń"– Posłuchaj mnie pan, panie…
– Nicholas Flamel, do usług – staruszek skłonił się malowniczo.
– Ale? – Po raz kolejny Hermiona i Draco odezwali się w tym samym momencie, wywołując szczery uśmiech na twarzy starszego mężczyzny. " - nie mam pojęcia o co chodzi w tej rozmowie z "ale?". Miało być "Flamel"? Bo nie dociera do mnie po co w takiej sytuacji mówić "ale".
Zakończenie mnie totalnie zaskoczyło! Wielki plus za to, kompletnie ani przez chwilę nie sądziłam, że oni mogą być duchami. Zakończenie z przeciętnego tekstu jakich wiele uratowała opowiadanie do takiego jakie się zapamięta. A teraz idę czytać dalej.
P.S Nie pisałam nigdzie, że bardzo mi się podoba szablon bloga, te kręcące się dyski przy nazwach opowiadań są super :)
*zakończenie z przeciętnego tekstu jakich wiele uratowało opowiadanie do takiego jakie się zapamięta.
UsuńLiterówkę już poprawiam, a co do "ale", już tłumaczę; to tak jakby chcieli zapytać "ale jak to możliwe?", nie chcę używać "Flamel?" ze względu na to, że oboje doskonale wiedzą, kim ten człowiek jest i nie ma tu miejsca na zbieżność nazwisk. jedyne co zmienię, to dodam po "ale" wielokropek, aby podkreślić przerwaną myśl. Dzięki po raz kolejny za zwrócenie uwagi :)
UsuńAch, dziękuję za uznanie dla szablonu. Osobiście go uwielbiam i padam do nóg Irlandce przy każdej nadarzającej się okazji <3
Usuń