***
– Hermiona? – Usłyszała
zdziwione pytanie. Wiedziała, że ją rozpoznał, ale nie wiedziała jak ona
powinna się teraz zachować. Stała sparaliżowana i bała się odwrócić. Mimo,
że w ostatnim czasie ich kontakt wbrew wszelkim przypuszczeniom się nasilił, to
ona wolałaby, żeby jednak nie mieli okazji znowu się zobaczyć. Palił ją wstyd,
ale w jednej chwili podjęła decyzję. Przecież nie mogła zachowywać się jak niedojrzała
nastolatka, jest dorosła i tak też powinna postępować. Odwróciła się powoli i z
zażenowaniem w głosie, którego nie udało jej się ukryć na czas stwierdziła:
– Tomas, miło mi cię
widzieć.
– Naprawdę? – Zapytał z
kpiną. Zauważyła, że się zmienił. Rysy twarzy się wyostrzyły,
zmężniały. W wielkich, brązowych oczach czaił się ledwo uchwytny cień, którego
wcześniej nie było. Włosy, nadal skręcone w luźne loki, spięte były w kucyk. Na ramiona miał zarzuconą żółto-zieloną szatę uzdrowiciela, co
sugerowało, że jego marzenia się wreszcie ziściły.
– Oczywiście, że tak. Co
tutaj robisz?
– Pracuję, jak widać, a ty?
Coś z Draco?
– Nie, na szczęście to nie o
niego chodzi.
– A jak on się czuje?
Pogodził się ze swoją niepełnosprawnością?
– Tak, chyba tak. Wiesz,
jest mu ciężko, zapewne zauważyłeś jaki potrafi być dumny i uparty, jednak jest
coraz lepiej. Dziękuję, że pytasz.
– To nic takiego, zwykła
ciekawość. Zresztą, polubiłem twojego męża.
– Tak, coś mi wspominał, że
on ciebie również. Przepraszam cię, ale szukam uzdrowiciela i nie bardzo mam
czas na pogawędki.
– Rozumiem, ale może mógłbym
pomóc?
– Właściwie, może mógłbyś. Szukam
mk* Scotta, ale nie ma go na tej tablicy – powiedziała wskazując na wykaz
magomedyków.
– Paul jest na urlopie,
dlatego nie ma go w tym indeksie, żeby nie wprowadzać ludzi w błąd. Zastępuje go
panna Clearwater oraz ja.
– Ty? A czy ty nie zajmujesz
się bardziej wypadkami właściwymi dla pierwszego piętra?
– Chwilowo zostałem przeniesiony
tutaj.
– Rozumiem, więc tym bardziej możesz mi pomóc. Chodzi o stan Harry’ego Pottera. Zastąpię Ginny
na kilka dni, żeby mogła odpocząć i chciałabym wiedzieć czego powinnam się
spodziewać.
– Rozumiem. Faktycznie,
pannie Weasley przyda się odpoczynek. Wyglądała dzisiaj jakby jej samej była potrzebna
pomoc uzdrowiciela i to natychmiastowa.
Osobiście dawałem jej rano eliksir wzmacniający, bo bez niego nie byłaby
w stanie dotrzeć do domu.
– Odniosłam podobne wrażenie
gdy pojawiła się u nas. Mógłbyś mi pokrótce naświetlić sytuację?
– No cóż, większość masz w
karcie przy łóżku.
– Tomas, proszę cię. Powiedz
mi coś od siebie. Co jest Harry’emu twoim zdaniem?
– Może chodźmy się przejść,
wolałbym, żeby naszej rozmowy nikt nie słyszał. – Wyciągnął do niej ramię,
zachęcając do spaceru, ona jednak niezauważalnie pokręciła głową, dając do
zrozumienia, że wolałaby unikać takiej bliskości. W oczach Tomasa przez chwilę
pojawił się ból, ale nie dał nic po sobie poznać.
– No więc, jak zapewne
wiesz, Harry ma głęboką depresję. Nikt nie wie w stu procentach co ją wywołało
i jak długo trwa. Depresja ma to do siebie, że potrafi być ukryta przez jakiś
czas. Pacjentom zwykle ciężko określić kiedy wystąpiły pierwsze objawy, bo nie
zwracają na nie uwagi. To jest tzw. faza utajona. Zaczyna się niewinnie,
czasami po prostu nie chce się wstać z łóżka, innym razem człowieka nachodzą wspomnienia,
a jeszcze innym nie umie sobie poradzić z najprostszą czynnością. Taką chwilową
niechęć do życia łatwo jest wytłumaczyć i o ile nie pojawia się ona często,
jest całkowicie normalna. U Harry’ego problem jest o tyle większy, że on
całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością, więc jako taka terapia nie jest
możliwa. Skupiamy się na utrzymaniu go przy zdrowych zmysłach, co w obecnej
sytuacji brzmi mało przekonująco.
– Skąd mu się to wzięło,
Twoim zdaniem? Czy ta misja była aż tak straszna?
– Podkreślam, że to tylko
moja hipoteza. Wydaje mi się, że występuje u niego pewnego rodzaju blokada
psychiczna. Żeby to zrozumieć, trzeba go dobrze znać, wiedzieć o nim więcej niż
pisano w gazetach, a ja mam to szczęście, że wiem o Potterze trochę od ciebie.
Moja wersja przyjmuje, że on, od kiedy dowiedział się, że jest czarodziejem, był
przekonany, w mniej lub bardziej świadomy sposób, że ma zabić Voldemorta. Ważne
jest, żeby to właściwie zrozumieć, bo ta wiedza nie zaczęła się wcale od
przepowiedni. On gdzieś głęboko w sobie, założył pomszczenie swoich rodziców z
chwilą, gdy Hagrid poinformował go o tym, kto ich zabił. Całkowicie nieświadomie zakodował sobie, że
magię posiada właśnie po to, by pokonać Czarnego Pana, to był jego główny cel w którym umacniał go dyrektor szkoły. Odkąd
trafił do Hogwartu ciągle okazywał męstwo i odwagę zdecydowanie przewyższające
przeciętnego człowieka, po to, aby jego rodzice byli z niego dumni, i po to,
żeby samemu przygotować się na ostateczne starcie na które był już gotowy mając
jedenaście lat. Czuł wewnętrzny przymus ciągłego sprawdzania się, taki kompleks
bohatera trochę. Wiedział, że musi być niesamowicie odważny, żeby móc stanąć
oko w oko ze swoim przeznaczeniem. Przecież on z własnej woli poszedł na śmierć,
to jest odwaga, którą nie wykazał się nikt inny od bardzo, bardzo dawna. A miał niespełna osiemnaście lat! Ludzie
giną, ale robią to raczej nieświadomie. Idą walczyć z nadzieją, że przeżyją, a
on szedł wiedząc, że musi umrzeć. Gdy spełnił wreszcie swoją powinność i przy
tym przeżył, myślał, że wreszcie już więcej nie musi być odważny i będzie mógł się
od wszystkiego odciąć. Nie tylko od sławy, której, jak twierdzisz, nigdy nie
lubił, ale od oczekiwań, że już zawsze będzie taki odważny, dzielny i godny
podziwu. Podświadomie miał tego wszystkiego dosyć. Jednak świat czarodziejów,
miał inne plany dla Wybrańca. Nikt nie zainteresował się tym, że ten chłopak, a
właściwie już mężczyzna, przeżył dość. Przeżył więcej niż kilkoro z nas razem
wziętych i nie chodzi mi o to, że wszyscy uczestniczyli w wojnie, ale o to, że
największa odpowiedzialność spoczęła właśnie na nim. On znał większość
elementów układanki, tylko musiał je znaleźć, żeby złożyć w całość. Sama wiesz
co się działo, gdy szukaliście horkruksów. Było was troje, ale nadzieje
pokładaliście w nim. Moim zdaniem, Potter w ciągu tych siedmiu lat wyczerpał swój limit odważnych
czynów, a gdy było po wszystkim, on został zmuszony do wykonywania ich więcej i
więcej. Ministerstwo chciało z niego zrobić maszynkę do zabijania, bo w tym co
robił był przecież świetny. Zgładził najpotężniejszego czarnoksiężnika
ostatnich czasów, a nikt nie zauważył, że on to zrobił nie z bohaterstwa, tylko
dlatego, że chciał pomścić swoich krewnych. Gdyby Voldemort nie zabił jego
rodziców, nie przyczynił się do śmierci
Syriusza, Dumbledore’a, Lupina, Harry nigdy nie wybrałby drogi walki. On jest
bardzo wrażliwy i delikatny, a nikt nie chce tego zauważyć. Został aurorem trochę dlatego, że nie wiedział kim innym mógłby być, a trochę dla przekory, gdy Umbridge dawała jasno do zrozumienia, że mu na to nie pozwoli. Ludzie nadal popadają w
skrajność albo oczekując od niego więcej męstwa niż od siebie samych, albo użalając
się nad jego ciężkim losem. Misja na której byliśmy, była taka jak inne, ale
wydaje mi się, że przelała czarę goryczy.
Tomas skończył mówić, ale
Hermiona nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Dopiero teraz dotarło do
niej, jak ciężko musiało być jej przyjacielowi. Była na siebie zła, że nie
zwróciła nigdy uwagi na jego zachowanie. Cieszyła się, że spełnił swoje
marzenia i został aurorem. Nigdy się potem nie zastanawiała dlaczego tak zrobił. Ron ciągle był zachwycony tym, jaki Harry jest dobry
w swoim zawodzie. Żadne z nich nie zauważyło tego o czym mówił teraz Tomas, a
Hermionie coś w środku podpowiadało, że on ma racje. Wiele razy Harry chciał
rzucić pracę, wyjechać, ale oni zawsze przekonywali go, żeby tego nie robił.
Myśleli, że to dla jego dobra, a tymczasem wbijali mu kolejny gwóźdź do trumny. Wzdrygnęła się na to nieprzyjemne porównanie.
– Wiem co teraz myślisz, ale
nie obwiniaj się. Ani siebie, ani swoich przyjaciół. Domyślam się, że Harry nigdy nie powiedział
wprost, czego oczekuje od życia. Dał się kierować i spełniał oczekiwania
innych, to kiedyś musiało się źle skończyć.
– Ciężko mi się z tym
pogodzić. Gdy na niego patrzę, ja… – przerwała, bo zebrało się jej na płacz.
Tomas podszedł i nie zważając na jej niechęć, przytulił. Czuł jak przez chwilę
zesztywniała, jednak szybko jej ciało rozluźniło się i poddało wstrząsane
cichym łkaniem. Wdychała jego zapach i na chwilę zapomniała gdzie jest. Nie
płakała już tylko nad losem Harry’ego, płakała nad stanem Draco, nad swoją
bezradnością, nad uczuciem zniechęcenia i niecierpliwości, nad zawiedzionymi
nadziejami. Na chwilę zapomniała o swoim postanowieniu, że nie będzie zbliżać
się do Tomasa. Teraz, stojąc na szpitalnym
korytarzu, czując jak mężczyzna głaszcze jej przygarbione i wstrząsane spazmami plecy, jednocześnie
całując włosy i szepcząc do ucha słowa ukojenia, nie pamiętała o swojej rozpaczy i
rozgoryczeniu jakie czuła półtora roku temu wracając do Londynu na pokładzie
statku.
– Długo tu zostaniesz? –
Głos Tomasa wyrwał ją z odrętwienia.
– Nie wiem, trzy, albo
cztery dni. Chyba, że Ginny pozbiera się wcześniej.
– Nie odbierz tego źle, ale
może dasz się zaprosić na jakiś obiad czy kolację.
– Tomas, ja…
– To tylko zwykłe,
przyjacielskie wyjście, będziesz potrzebowała odskoczni, bo w domu też czeka na
ciebie pacjent.
– Chyba masz rację. Daj mi
się jednak zastanowić, wrócimy do tematu jutro.
– Jak sobie życzysz, ale mam
prośbę. Nie unikaj mnie.
Hermiona milczała przez chwilę, zanim zdobyła się na odpowiedź.
Hermiona milczała przez chwilę, zanim zdobyła się na odpowiedź.
– Postaram się, jednak nie jest
mi łatwo.
– Rozumiem, nie chcę cię do
niczego zmuszać.
– Dziękuję. Teraz już chyba
pójdę do Harry’ego, może się obudził.
– Nie liczyłbym na to, ale
idź. Do zobaczenia.
– Tak, do jutra.
Wbrew temu co wcześniej zakładała, swój pobyt w szpitalu dzieliła
na czas z Harrym i czas z Tomasem. Nawet wiadomości jakie wysyłała do Ginny i
Draco, były pisane w pośpiechu i zawsze wtedy gdy siedziała przy łóżku
przyjaciela. Gdy Harry spał, ona wychodziła i mimochodem szukała towarzystwa przystojnego
uzdrowiciela. Nie wiedziała czy dlatego, że ceniła sobie jego obecność, czy też
ze względu na fakt, że był on dla niej substytutem Dracona. Zawsze wtedy, gdy uśmiech
gościł na twarzy jej współtowarzysza, ona widziała oblicze swojego męża i
zdawała sobie sprawę z tego, że jeszcze kilka dni, a zapomni całkowicie o swoim
postanowieniu i da się porwać temu, co miedzy słowami proponował jej Tomas. Na
całe szczęście, Ginny wydobrzała i przybyła by zająć się Harrym. Hermiona czym
prędzej postanowiła wrócić do domu, pośpiech swój tłumacząc tęsknotą za mężem,
a faktycznie chcąc uniknąć spotkania z Tomasem.
***
Po powrocie do domu, rzuciła się w wir obowiązków, jednak
poczucie winy paliło ją od środka. Czuła się parszywie od czasu gdy zdała sobie
sprawę, że w sytuacji gdy jej mąż jest sparaliżowany, a najlepszy przyjaciel
pogrążony w depresji głębokiej jak podziemia Gringotta ona chętnie dałaby się
zatracić w romansie z Tomasem.
W Malfoy
Manor Draco od wielu dni siedział milczący, pogrążony w rozmyślaniach. Przez chwilę, Hermiona obawiała się, że jakimś sposobem dowiedział się o jej burzy uczuć i poczuł się urażony. Szybko jednak odrzuciła tę niepokojącą myśl. Obserwowała go cierpliwie i zachodziła w głowę, co jest powodem zamyślenia jej męża. W końcu jednak nie
wytrzymała i któregoś dnia, przy obiedzie zapytała:
– Na Merlina, Draco, co się z tobą dzieje?
Zakochałeś się w Albercie, czy...
– To bardzo głupi żart, Granger.
– Tak, przyznaję, nie musisz mówić do mnie po
nazwisku.
– Przepraszam.
– Nie szkodzi. Powiesz, o co
chodzi? Doprowadzisz mnie za chwilę do szaleństwa tym swoim nieobecnym wzrokiem
i odpowiedziami kompletnie nie na temat. Wczoraj zapytałam, czy zjesz jajka na
śniadanie, a ty powiedziałeś, że pojechały do Argentyny!
Draco roześmiał się.
– Naprawdę? Wybacz mi, nie chciałem sugerować,
że nasze jajka urządzają sobie wycieczki krajoznawcze.
– W sumie, brzmiało to nawet zabawnie, ale powiedz o co chodzi?
– W sumie, brzmiało to nawet zabawnie, ale powiedz o co chodzi?
– Myślisz, że to takie łatwe,
powiedzieć to… co nie jest łatwe?
– Wykazujesz umiejętności oratorskie, godne Mundungusa Fletchera.
– Śmiej się, śmiej, gdybym miał pewność, odpowiedziałbym ci natychmiast. Ale to wszystko jest takie niejasne.
– Wykazujesz umiejętności oratorskie, godne Mundungusa Fletchera.
– Śmiej się, śmiej, gdybym miał pewność, odpowiedziałbym ci natychmiast. Ale to wszystko jest takie niejasne.
Serce Hermiony zaczęło
mocniej bić z ukuciem niepewności, jednak pełne oczekiwania.
Draco wyciągnął rękę po
widelec, lecz ona go powstrzymała.
– Powiedz, uparciuchu!
– Nie, to naprawdę nic, kochanie – ostatnie
słowo podkreślił z rozmysłem.
– Na Merlina! To opowiedz o tym niczym!
– Za dobrze cię znam. Nikt nie jest taki
uparty jak ty, kiedy sobie coś wbijesz do głowy – roześmiał się. – Nie
zamierzałem o niczym ci mówić, żeby nie wzbudzać nieuzasadnionej nadziei i nie uruchamiać cię.
– Draco! – szepnęła prawie błagalnie.
– Nie. Nie! To naprawdę nic nie jest! Tylko… jak
robimy to ćwiczenie, no wiesz, kiedy ty przyciskasz rękę do mojej stopy...
– Tak! – prawie krzyknęła.
– Nie, traktuj to spokojnie, ja niczego nie
odczuwam, absolutnie niczego. Tylko że jestem jakby bardziej świadomy, kiedy
próbuję przyciskać stopę. Jesteś w stanie to zrozumieć?
Patrzyła na niego z szeroko
otwartymi ustami.
– Hermiono – roześmiał się. – Wyglądasz jak
Goyle na egzaminie z eliksirów. Zamknij usta. Ja myślę, że to po prostu moja
wola, rozumiesz? Ogólnie rezultat jest taki jak przedtem, czyli równy zeru.
– Z obiema nogami to samo? – Zapytała tak szybko,
że brzmiało to jak bełkot. – Czy w obu odczuwasz to samo?
– Tylko w prawej.
– Tak, ale wobec tego... Czy ty nie rozumiesz,
że to coś oznacza? Gdyby tak samo było z obiema nogami, wtedy można by
przypuszczać, że to twoja wola spłatała nam figla. Ale tylko jedna noga! To
musi coś znaczyć!
– Owszem – odparł cierpko. – To oznacza tyle,
że przez cały czas koncentrowaliśmy się na prawej nodze. Bo to w niej
odczuwałem mrowienia.
– No właśnie, a czy potem nigdy już tego nie
czułeś?
Draco wypił łyk wina, tylko po to, żeby mieć usprawiedliwienie dla zwlekania z odpowiedzią.
– Czułem – odparł krótko.
Hermiona odetchnęła głębiej,
ale starła się, żeby w jej głosie nie zabrzmiała pretensja.
– I nic mi nie mówiłeś? Kiedy?
– Kilkakrotnie. Parę tygodni temu. I w
ubiegłym tygodniu.
Z trudem zmusiła się, by
siedzieć spokojnie.
– Czy ty nie pojmujesz...?
– Proszę cię! Nie rób sobie żadnych nadziei.
Nie zniesiemy rozczarowania, ani ty, ani ja.
Mimo
próśb Ślizgona, po obiedzie Hermiona nakazała Draconowi położyć się do łóżka i
zarządziła specjalne ćwiczenia. Podekscytowana, ale też i szybko rozczarowana,
przyciskała rękę trochę za mocno. Zbyt silnie chwyciła nogę, zbyt gwałtownie ją
zgięła.
Malfoy jęknął.
– O! – krzyknęła przestraszona. – Co ja
zrobiłam? Gdzie cię zabolało?
– W całych plecach, ty szalona istoto! – syknął.
– Zechciej mnie teraz zostawić w spokoju.
– Dobrze – zgodziła się i ułożyła go wygodnie.
– Przykro mi. Nie chciałam sprawić ci bólu.
Jej mąż w odpowiedzi skinął
tylko głową wyraźnie poirytowany. Mieli niepisaną umowę, że jeżeli poziom ich nerwów sięgał zenitu, przestawali się odzywać. Zostawiła go więc samego, sprawdziwszy, czy ma pod ręką różdżkę.
Następnego dnia jednak stało
się coś fantastycznego.
Kiedy Hermiona ćwiczyła jego
palce u stóp, poruszała nimi tak, jak to robiła przez cały rok, Draco nagle
wydał z siebie cichy okrzyk.
– Co to? – spytała zaskoczona.
– Nie wiem. Ale zdawało mi się, że coś
poczułem!
– Gdzie? Tutaj?
Dotykała całej stopy
palcami.
– Nie. Teraz znowu nic.
Hermiona była bliska
zwątpienia.
– Poruszaj palcami – powiedziała zmęczonym
głosem.
Draco spróbował.
– Zobacz – wykrztusił. – Staram się ze
wszystkich sił! Mam wrażenie, jakby nogi drżały. Widzisz coś?
W napięciu przyglądała się
jego stopom.
– Nie – odparła bezbarwnie.
– Ale ja czuję!
Znowu uważnie badała obie
stopy, jednak nie dostrzegła nic, najmniejszego drgnienia.
Draco westchnął
rozczarowany.
– Dosyć na dzisiaj, kochanie.
Okryła go ostrożnie i wyszła.
Ale wieczorem, gdy już
przygotowała go na noc, uniosła nieco kołdrę w nogach.
– Porusz palcami, Draco – powiedziała i
doznała wrażenia, że cały jej zasób słów sprowadzał się w ostatnim roku do tego
jednego polecenia.
– Jak sobie życzysz – westchnął z widoczną
rezygnacją i nutą rozdrażnienia.
Hermiona patrzyła i nagle aż
podskoczyła z wrażenia.
– Draco! – pisnęła.
– Co się stało?
– Ty... ty poruszyłeś!
– Co? To nieprawda!
– Nie wiem, nie wiem dobrze. Ale to na pewno nie było
złudzenie. Delikatny, leciutki ruch, jak drgnienie liścia osiki, tak leciutki,
że nie zdołałabym teraz go umiejscowić.
– Wielki Merlinie – modlił się żarliwie. – Nie
dopuść, żeby to było z jej strony kłamstwo, nie pozwól jej!
Ale Gryfonka była już
daleko i nie słyszała jego modłów.
– Albercie! – krzyczała falsetem na cały dom.
– Ogryzku!
Po kwadransie domownicy
wiedzieli, co się stało. I nie posiadali się z radości, wszyscy, co do
ostatniego skrzata.
W głębi duszy jednak, również
wszyscy, wiedzieli, że zwycięstwo nie zostało jeszcze osiągnięte.
Jeden ruch, tak nieznaczny,
że ledwie można się go było domyślać, w prawej nodze pana Malfoya, to było
wszystko, ale właśnie to wprawiało ich w taką radość.
* skrót od "magomedyk" wymyślony na potrzeby opowiadania
____________________
Witajcie. Przepraszam, że rozdział nie należy do najdłuższych, ale nie chciałam zamieszczać w nim zbyt wielu wątków. Jest to co najważniejsze i mam nadzieję, że spełnia Wasze oczekiwania. Kolejny rozdział będzie raczej sporo dłuższy, bo w życiu bohaterów szykują się ogromne zmiany. Troje z nich wplącze się w coś, co powinni dawno przewidzieć i starać się uniknąć. Co stanie się z pozostałymi? Jeżeli jesteście ciekawi, to motywujcie mnie w komentarzach do szybkiego napisania XV ;)
Się czuje bardzo zawiedziona mam wrażenie że zaniedbujesz to opowiadanie a rozdział świetny bardzo logicznie wytłumaczyłaś załamanie Potter'a
OdpowiedzUsuńHmm, a napiszesz coś więcej, skąd takie odczucie? Bo jeżeli chodzi o długość, to bywały już krótsze rozdziały, ilość nie zależy od chęci, ale od rozwoju sytuacji, wolę aby wszystko miało ręce i nogi, niż żeby napisać "byle było". Częstotliwość dodawania nadal mieści się w początkowych założeniach, więc ciekawa jestem skąd taki pomysł? ;)
UsuńBo w międzyczasie dokończyłaś Więźniów przeszłości dałaś część Śladów i zapowiedź nowego opowiadania a tu była susza. Nie żebym Cię krytykowała nic z tych rzeczy,ale to opowiadanie jest tak wciągające że trudno jest wyczekać Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńStaram się wyważyć i dawać opowiadania na przemian, choć teraz faktycznie najpierw dałam Więźniów, ale to dlatego, że to była ich ostatnia część. Zapowiedź nowej miniatury była gotowa od kilku tygodni, ale czekała z publikacją na zakończenie poprzedniej ( zresztą, powstała dosłownie w 10 min, bo mnie olśnienie strzeliło) ;) teraz następne będą Ślady lub Co nam się zdarzyło (zobaczę na co wena najdzie i dopiero XV rozdz. Szach i mat, i tak w kółko. Zresztą, dodaje tu rozdziały zwykle co dwa tygodnie (ten akurat był wyjątkowo trzy tygodnie później), a zakładałam raz na miesiąc :P Miło mi, że tak czekasz/czekacie, to motywuje, ale musicie mnie też zrozumieć :)
OdpowiedzUsuńCholercia!
OdpowiedzUsuńNo to się dzieje!
Ciesze się jak kuna buszująca w agreście :3
Rozdział mega :*
Czy mi sie wydaje ,czy Hermiona będzie tak zdesperowana,że wpadnie w ramiona Tomasa?
I co z Draco? Już widać u niego jakąś poprawe :)
Spraw dobra autorko żeby wyzdrowiał i stał się biseksualny :P
Biedny Harry ;( Co z nim teraz będzie ? Czy jemu też się poprawi ??
Mam nadzieje,że Ginny się nie załamie i go nie zostawi ...
Jakimi uczuciami Tomas darzy Hermione? Czy to jest na poważnie a może była tylko chwilowym pragnieniem ??
I czy dowie się o ich nienarodzonym dziecku?
Mam mnóstwo pytań bez odpowiedzi okropna kobieto :D
Chyba się załamie :P
Aha i trafiłam na jedno powtórzenie . W jednym zdaniu użyłaś dwa razy "na" :P
Mi to tam nie przeszkadza,ale ludzie są różni ;p
Pozdrawiam i weny kochana ;*;*;* Pisz dalej :*
Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, pamiętaj, że ja piszę tylko happy endy więc część życzeń na pewno się spełni. Długo miałam awersję do tego opowiadania, ale przez to, że wykombinowałam nowe wątki, zaczynam je naprawdę lubić i już nie mogę się doczekać pewnych scen buszujących po mej głowie (ale nie w agreście) :Da możesz przytoczyć mi zdanie z powtórzeniem? Niektóre są celowe, dla podkreślenia, ale "na" z pewnością do takich nie należy :)
UsuńMoja droga,wybacz,ze tak dlugo musialas czekac na komentarz ode mnie,ale totalnie pochlonal mnie wyjazd do Paryza. Co do rozdzialu,pojawil sie znowu ten okropny Thomas. Matko,jak ja go nie lubie ! Zawsze jak sie pojawia to sa same problemy. Natomiast bardzo mi sie podoba jak opisalas przyczyne depresji Harry'ego. Idealnie ! No i nareszcie sa jakies poprawy stanu zdrowia u Draco. Tyle na to czekalam ! Juz nie moge doczekac sie dalszego rozwoju wydarzen. Mam nadzieje,ze kolejnym rozdzialem zaszczycisz nas szybciej. Pozdrawiam Cie,kochana i zycze weny :*
OdpowiedzUsuńTobie wybaczę wszystko ;) no Tomas to swego rodzaju czarny charakter :P co do opisu depresji, to zawdzięczam go życiu z psychologiem (na dodatek klinicznym) i swoim studiom, ale nie tylko ja mam takie pomysły, bo ostatnio w jakimś opowiadaniu czytałam bardzo podobny opis, choć nie odnosił się on do depresji :) narazie staram sie wykonczyć zlecenia na koniec roku szolnego, wieczorami pisze Co nam się zdarzyło, no i teraz w kolejce są ślady, do których przeczytania Cię namawiam :)
UsuńZa opis naleza Ci sie owacje na stojaco ;) osobiscie zaczelam juz wakacje,wiec mam czas by wszystko nadrobic ;*
UsuńJestem ciekawa Twojej opinii :)
Usuń