Dla Villemo Linde (Marysiu!) i Anki Cierockiej, za to, że są i czekają :*
Rozdział XV
Dni, które
nadeszły, nie przyniosły wielkich zmian w stanie zdrowia Harry’ego Pottera.
Pewnego ranka, gdy po wyjątkowo ciężkiej nocy Ginny siedziała przy jego łóżku,
do sali zajrzał Tomas.
– Dzień
dobry. Jak się miewa nasz pacjent?
– Witaj,
Tomasie. Miło, że o nim pamiętasz. – Ginny wyprostowała się i poprawiła
odruchowo włosy. Od kilku dni przeszli ze sobą na „ty” ponieważ dość męczące
wydawało im się zwracanie do siebie po nazwisku. Tomas zauważył z niepokojem,
że Ginny w jego obecności zaczyna zachowywać się jakoś nienaturalnie, co dawało
mu do myślenia. Nie chciałby nadinterpretować jej zachowania, jednak postanowił
o tym porozmawiać z Hermioną. Na samą myśl o swojej byłej przyjaciółce, zrobiło
mu się cieplej na sercu. Będzie miał powód żeby się z nią zobaczyć.
– To nic
takiego, jest w jakimś stopniu również moim pacjentem. Co prawda Paul wrócił
już z urlopu, ale nadal konsultujemy pewne sprawy dotyczące Harry’ego.
– Macie jakiś
nowy pomysł? – z widoczną rezygnacją zapytała Ginny.
– Myślę, że
tak. To będzie eksperyment, jednak nie sądzę żebyśmy coś ryzykowali. Potter
jest w takim stadium, że teraz może być już tylko lepiej.
– Jakoś
ciężko mi w to uwierzyć. On jest jak roślina. Nie słyszy, nie widzi, nie
reaguje…
– Ale to nie
znaczy, że nie czuje. Sądzę, że za bardzo zmieniły ci się priorytety, a w tej
sytuacji jest to bardzo smutne.
– Nie wiem o
czym mówisz.
– Myślę, że
wiesz i chciałbym, żebyś to przemyślała. Będziesz miała na to trochę więcej
czasu jeżeli nasz plan się powiedzie.
– A zostanę w
niego wtajemniczona?
– To zależy
od okoliczności.
– Co masz na
myśli?
– Ginny, mogę
być z tobą szczery?
– To chyba
jasne. Usiądź tylko, bo jak tak sterczysz nade mną to czuję się niezręcznie.
– Jak sobie
życzysz. Jeżeli się mylę, to wyprowadź mnie z błędu i proszę, nie obraź się…
– Do rzeczy.
– Moim
zdaniem jesteś znudzona. Masz dosyć siedzenia tutaj i patrzenia na Harry’ego,
który nawet nie wie, że tu jesteś. Nie byłaś gotowa na to, że będziesz musiała
się nim opiekować i go pielęgnować. Przyzwyczaiłaś się, że to on zawsze myśli o
tobie, że się stara, że troszczy się o ciebie, że spełnia twoje wymagania i
zachcianki. To on pragnął zadośćuczynić tobie czas wojny, niepokoju i swojej
nieobecności. Jednocześnie czujesz się winna, bo postanowiliście spróbować być
razem i chciałabyś sprostać oczekiwaniom innych. Wszyscy, na czele z twoją
rodziną, uważają, że to twój obowiązek, nie zwracając uwagi na to, że spędzając
cały swój wolny czas tutaj, nie masz odpoczynku, nie masz czasu żeby zatęsknić,
zrozumieć i poukładać sobie wszystko. Każdy wpada tu tylko na chwilę i ze
zdziwieniem stwierdza, że nic się nie zmieniło, a potem wraca do swoich spraw
wspominając o stanie Harry’ego między kolacją, a wieczorną kawą. Obawiam się,
że Potter stał się dla ciebie ciężarem i możesz chcieć znaleźć substytut
uczucia, którym on cię darzył, bo twoje pragnienie bycia znowu kochaną,
poczucia, że ktoś o ciebie dba i komuś na tobie zależy, jest zbyt mocne, żeby
wytrzymać tu choćby tydzień dłużej. Boję się, że nawet gdyby stan twojego narzeczonego się
nagle poprawił, ty nie będziesz miała siły tego docenić, chcąc jak najszybciej
stąd wyjść bez poczucia winy, że czegoś nie dopilnowałaś.
– Jesteś
niesprawiedliwy – zaczęła, ale widząc jego uniesione w geście politowania brwi,
postanowiła powiedzieć co leży jej od dawna na sercu – jednak masz niestety
rację. Potrzebuję odpoczynku. Nie dorosłam chyba do takiej odpowiedzialności.
Zawsze byłam osobą niecierpliwą, tylko
w przypadku Harry’ego wykazałam się uporem i zdolnością czekania.
– Kochasz go?
– Oczywiście.
Nie. Znaczy, to nie tak. Nie wiem. Na pewno kiedyś kochałam.
– Jesteś z
nim teraz z wdzięczności, że kiedyś zwrócił na ciebie uwagę? A może to litość?
– Był moim
dziewczęcym marzeniem, bohaterem moich snów. Kochałam go miłością platoniczną,
tak długo, aż Hermiona mi poradziła, żebym zajęła się swoim życiem. Po
przemyśleniu jej słów, stwierdziłam, że może w ten sposób wzbudzę jego
zazdrość. Udało się, choć trwało to ponad rok. Zdobycie jego zainteresowania
było spełnieniem moich snów. Niestety on był urodzonym Wybrańcem, nie tylko na
moją wyłączność. Na szóstym roku w Hogwarcie, gdy on, Hermiona i Ron uganiali
się za horkruksami, ja żyłam w niepewności. Sytuacja była trudna, śmierciożercy
zawładnęli szkołą i życiem poza nią. Nie miałam o Złotej Trójce, jak ich wtedy nazywano,
żadnych informacji. Oczywiście rozumiałam, że w tamtej sytuacji, brak wieści jest najlepszą wiadomością. Śmierciożercy na pewno ogłosiliby swój triumf, jakim byłoby złapanie Niepożądanego Numer Jeden. Jakoś przed Bożym Narodzeniem, dostałam sowę od Billa.
Napisał mi o ucieczce Rona, przekazał też kilka informacji o Harrym i
Hermionie. Nic szczegółowego, myślę, że sam niewiele więcej wiedział. Prosił
żebym nie mówiła rodzicom. Nie powiedziałam, ale byłam wdzięczna Billowi, że do
mnie napisał, a jednocześnie zła na Harry’ego, że nie dawał znaku życia.
Wierzysz, że nie miał możliwości przekazania informacji tak, aby nie dorwali
jej poplecznicy Voldemorta? Przecież znał wszystkich z Zakonu, przecież Syriusz
przez lata z nim korespondował, a był wyjęty spod prawa… Nie przekonywały mnie
zapewnienia, że to dla mojego dobra. Czułam się rozczarowana. Nie wiem czemu,
ale nie miałam pretensji do Hermiony i Rona, może dlatego, że na nich zależało
mi trochę mniej. Owszem, Ron jest moim bratem, a Hermiona kimś na kształt
przyjaciółki, jednak to Harry był moją miłością. Potem była bitwa. Wtedy, gdy
myślałam, że umarł… mój świat legł w gruzach razem z murami Hogwartu. Zginął Fred,
zginęła Tonks, a on mnie tam zostawił, samą. Poszedł egoistycznie na śmierć nie
myśląc o tym co ja będę czuła. Tak wtedy myślałam. Żal zastąpiłam złością,
rozpacz zamieniłam na pretensje. Na szczęście przeżył. Miało być już tylko lepiej.
Nie, nie zapomniałam o tym, że dla niego ważniejsze było dobro innych, że nie
pomyślał o mnie, ale starałam się zrozumieć. Jego heroiczne wyczyny każdy
przyjmował owacjami na stojąco, tylko ja miałam wątpliwości. Pamiętałam
oczywiście, że w miarę możliwości zadbał o moje bezpieczeństwo, zostawił przecież
nam eliksir szczęścia, ale mi chodziło o coś zupełnie innego. W imię większego
dobra… on był taki sam jak Dumledore, wiesz? Potem, gdy już myślałam, że będzie
mi dane się nim cieszyć, on postanowił zostać aurorem. I się zaczęło. Wojny,
misje, szpiegostwo. Jakby przez chwilę w naszym życiu nie mógłby być spokój.
Czemu nie został graczem w quiditcha? Nabawił by się co najwyżej kontuzji. Był lepszy w lataniu na
miotle niż w ściganiu przestępców. Do cholery, on zabił Voldemorta tylko
dlatego, że tamten okazał się ignorantem, a sam Harry miał pomoc przyjaciół.
Czemu nikt tego nie widział, że to zwykły, powiedziałabym, że nawet przeciętny,
człowiek? Ale ja wiem, że on miał tego świadomość. Próbował coś zmienić, odciąć
się od tego wszystkiego… nie udało się.
Głos jej się
załamał. Nie chciała tu płakać, ba, nie chciała mówić Tomasowi nawet połowy z
tego co usłyszał, jednak czara goryczy się przelała. Nikt nie miał ostatnio dla
niej czasu i choć sama uważała, że jej zachowanie jest żałośnie dziecinne, to
nie umiała go powstrzymać.
– No już,
już. Uspokój się. W obecnej sytuacji wdaje mi się, że nasz plan zapewni
przynajmniej jedną korzyść – stworzy ci możliwość odpoczynku i nie będziesz
musiała mieć żadnych wyrzutów sumienia.
– Wyjaśnisz
mi więc na czym będzie polegał?
– Tak,
posłuchaj.
***
Siedziała na
ławeczce przed nagrobkiem swojej siostry i wpatrywała się w złote litery
imienia i nazwiska wyryte w białym marmurze. Po tylu latach zdecydowała się tu
przyjechać. Dolina Godryka była wyrzutem jej sumienia do którego przed samą
sobą nigdy nie chciała się przyznać. Gdyby nie jej upór, jej nienawiść i
zaciekłość, życie rodziny mogłoby ułożyć się inaczej. Kochała Lily tak, jak
tylko starsza siostra może kochać młodszą. Lily zawsze była pięknym rudzielcem
choć Petunia odziedziczyła blond włosy ich matki i urodę ojca. Pamiętała,
że Lilka zawsze była nieco dziwna,
dopiero potem okazało się, że była czarownicą. Och, Petunia bardzo chciała też
nią zostać. Zazdrościła siostrze wspaniałych umiejętności i bajecznych
wspomnień ze szkoły. Jak tak teraz nad tym myślała, zdała sobie sprawę z tego,
że ich rodzice nieświadomie przyczynili się do stosunków sióstr w dorosłym życiu. Czym były
opowieści Petuni o wakacjach w Grecji, w porównaniu ze sprawozdaniami z podniebnych
lotów Lily? Petunia, choć z wyglądu znacznie mniej okazała od młodszej siostry,
nigdy nie narzekała na brak wielbicieli. Gdy jej serce zdobył Vernon, chciała
pochwalić się swoim szczęściem rodzicom ogłaszając swoje zaręczyny, ale po raz
kolejny uprzedziła ją Lily i rodzice nie mówili już o nikim innym jak o Jamesie
Potterze jako przeszłym zięciu. Teraz oboje, Lili i James, leżeli w tej zimnej,
marmurowej mogile nad którą siedziała Petunia.
– Chodźmy
już stąd mamo, trzeba wracać. – Dudley położył swoją wielką dłoń na drobnym
ramieniu matki.
– Zaraz
synku, zaraz przyjdę. Daj mi jeszcze chwilę z nimi posiedzieć.
– No dobrze,
poczekam przy samochodzie. Nie bądź dla siebie zbyt okrutna, mamo.
– Nie jestem,
Dudziaczku. Ja po prostu chcę z nią jeszcze trochę porozmawiać.
To była
prawda. W szumie wiatru który poruszał liśćmi drzew rosnących na cmentarzu
słyszała odpowiedzi swojej siostry. Mimo, że jesienne słońce przypiekało jej
plecy, czuła chłodne muśnięcie palców i była przekonana, że Lily, jej Lily jest
gdzieś tutaj. Może siedzi obok niej na ławce i przygląda się jej łzom płynącym
powoli po naznaczonej znakiem czasu twarzy? Może widzi jak Petunia bardzo
żałuje tego, co kiedyś je podzieliło? Może zrozumie, że tak naprawdę nie
chciała? Że była zazdrosna, o nią, o jej świat, o magię która zabrała jej rodzinę?
Kiedyś tworzyły wspólnie całość, a potem przyszedł list z Hogwartu i czary
zabrały jej siostrę na zawsze. Już nigdy nie było tak jak dawniej. Długo, z niegasnącą nadzieją wypatrywała u siebie choć krztyny magicznych zdolności, ale nigdy się ich nie doczekała. Ona nie
należała do świata Lily, choć tak bardzo tego pragnęła.
Teraz prosiła
o wybaczenie, o wyznaczenie pokuty i szansę, której nie chciała przyjąć
dziesiątki lat temu. Od Dudleya wiedziała, że coś stało się Harry’emu. Nie
znała szczegółów, ale widziała, że dla jej syna jest ogromnie ważne, aby
dowiedzieć się czegoś więcej. Jutro wybierał się do Londynu, żeby spróbować się
rozpytać o coś konkretnego. Sama Petunia czuła się zaniepokojona, jednak nie
chciała zbyt wiele zdradzać przed Vernonem. – Dursley to mugol jakich mało –
pomyślała i gdy zdała sobie sprawę z tego co kiełkuje w jej głowie, zakryła
sobie twarz dłonią.
***
Rodzinny dom
Weasleyów, choć od lat zamieszkiwany przez liczną rodzinę, wcale się nie
zmienił. Co prawda, dzieci, wszystkie już dorosłe, dawno wyprowadziły się z
niego, jednak nadal pozostawały częstymi gośćmi swoich rodziców, co przy
szóstce potomków sprawiało, że dom tętnił życiem. Właśnie teraz, przy stole w
kuchni, zebrała się pokaźna część rudowłosego klanu z uwagą przysłuchując się
informacjom, które starał się od godziny przekazać Percy.
– Braciszku, ty to jesteś mistrz gry wstępnej.
Nigdy nie wiesz, kiedy skończyć. – Rzucił zniecierpliwiony George. – Możesz
wreszcie wydusić z siebie, co się od nas oczekuje?
– Właśnie do
tego dochodziłem, ale ty postanowiłeś mi przerwać, bo jak zawsze musisz…
– Chłopcy,
chłopcy, przestańcie proszę. George, przynieś nam herbaty goździkowej, a ty
Percy skończ owijać w bawełnę i powiedz wreszcie jak możemy pomóc Harry’emu.
– No właśnie
próbuję wytłumaczyć, jednak wy mi ciągle przerywacie!
– Humorek
wisiorek i do tego pszczoły w nosie – zadrwił George.
–Trzeba skontaktować się z kuzynem Pottera, –
kontynuował Percy ignorując przycinki brata – tym Dursleyem. Tylko on może nam
pomóc.
– Ten tłusty
dzieciak, któremu podrzuciliśmy kiedyś gigantojęzyczne toffi?
– Ten sam.
– Przecież on
gnębił Harry’ego – obruszyła się pani Weasley – nigdy nie zgodzi się mu pomóc.
– Nawet statecznych
ludzi poglądy mogą się zmieniać. Tak przynajmniej twierdzi Homar,
Hermiona mi kiedyś mówiła. – Zaperzył się Ron widząc zdziwione spojrzenia
rodziny.
– Kto?
– Homar…
Percy, nie wiesz kto to Homar? Homar to taki poeta ze starożytnego Egiptu.
– Chyba
Homer?
– Jak zwał
tak zwał.
– Nie, to tak
jakbyś pomylił miotłę z…
– Och Percy,
zamknij się wreszcie i wróć do tematu – George wyraźnie nie był w nastroju do
wysłuchiwania wykładów starszego brata. Możliwe, że jakiś związek miał z tym
fakt, że Angelina prosiła go aby wrócił do domu za piętnaście minut, a nie
zanosiło się na to, iż będzie mógł być punktualny co równało się z gderaniem
żony przez najbliższe dwa dni. W ciąży zrobiła się nieznośna.
– Ale chyba
wszystko wyjaśniłem? Tylko żadne z was nie zgłosiło się na ochotnika. Ja
niestety nie mogę, bo jak wiecie, jestem przewodniczącym nowego Związku Zawodowego
w Ministerstwie i mamy na głowie organizację wiecu przeciw nadużywaniu władzy
przez osoby decyzyjne co skutkuje obniżeniem morale pracowników i…
– Ten wasz
bunt, to frustracja listonosza, że nie zostanie kierownikiem poczty, Percy –
odezwał się pan Weasley – i radzę ci, żebyście przestali póki jeszcze jest na
to czas.
– Nie
rozumiem ojcze, jak możesz tak mówić jednocześnie wiedząc co taki Foster
wyprawia.
– Właśnie
dlatego, że wiem, radzę ci się z tego wycofać, ale zrobisz jak zechcesz.
Wracając do tematu, myślę, że ty, Ron, powinieneś wziąć na siebie Dudleya.
Mówiłeś, że Harry utrzymywał z nim jakiś kontakt, może uda ci się go namierzyć
i porozmawiać. Sprawa może nie jest bardzo pilna, jednak wolałbym, aby została
załatwiona jeszcze w tym tygodniu.
– Dziś jest
czwartek!
– Właśnie o
tym mówię, Ron. Miałeś jakieś inne plany?
– Nie. Wyślę
Lavender sowę i jeszcze dziś udam się do Londynu. Przenocuję w mieszkaniu
Harry’ego i Ginny, a rano postaram się wyniuchać informację na temat Wielkiego
De.
– Doskonale.
A czy ktoś z was kontaktował się z Ginny? Byłem dziś w Mungu jednak akurat jej
nie było.
Widząc zaprzeczające
gesty członków rodziny, Ron zaofiarował się z kolejną przysługą.
– Zadzwonię
do Hermiony i podpytam ją trochę. Dawno u nich nie byłem.
– Właśnie, a
co u niej i Draco? – Żywo zainteresowała się pani Weasley.
– Słyszałem,
że Malfoy robi postępy? – Zapytał George.
– Nieznaczne.
Hermiona powoli traci nadzieję, ale Draco jest pełen optymizmu. Gdy ostatnio z
nim rozmawiałem, czułem, że jego determinacja
sięga już zenitu.
***
W Malfoy
Manor, teraz często razem z Hermioną do pokoju Dracona przychodził Albert i na
zmianę dokładnie badali stopy Ślizgona z nadzieją wypatrując nawet najmniejszej
poprawy. Oboje zgadzali się co do tego, że niekiedy dostrzegają delikatne drgnienia. Potrzeba było
co prawda wiele wyobraźni, żeby to zauważać, lecz oni byli
więcej niż pewni, że to prawda. Oboje. Draco zapamiętale ćwiczył nawet wtedy
gdy „terroryści”, jak żartobliwie nazywał swoich przyjaciół, mieli akurat
wolne. Z dumą opowiadał Ronowi o swoich nieznacznych sukcesach i dzielnie
podtrzymywał na duchu Weasleya, który zamartwiał się niezmienionym stanem Harry’ego.
Troska o Wybrańca połączyła tych dwóch mężczyzn, którzy mimo że związani
więzami krwi, nigdy się nie tolerowali. Długie wieczory spędzali grając w
szachy czarodziejów i wychylając kolejne porcje znakomitego trunku Ogdena. Ich
rozmowy z czasem stały się coraz bardziej intymne i poruszały kwestie chociażby
związków w których obaj tkwili.
I oto,
nieoczekiwanie dla wszystkich, sprawy pogorszyły się dramatycznie.
Mniej więcej w
trzy tygodnie po pierwszym, słabiutkim drgnieniu Ogryzek przybiegł do Hermiony prosząc ją o przybycie do sypialni,
gdzie czekali na nią Albert i Draco. Zaniepokojona Hermiona, nie zważając na
fakt, że właśnie miała szykować się do snu, pobiegła czym prędzej do pokoju
męża, gubiąc po drodze pantofle.
– Pani
Hermiono, plecy pana już wczoraj wieczorem bardzo mi się nie podobały. Dziś
jest jeszcze gorzej. – Odezwał się strapiony kamerdyner.
Draco leżał
na brzuchu, a na jego grzbiecie widać było sporą, czerwoną plamę. Zapewniał
jednak, że go to nie boli.
– Musieliśmy
nadwerężyć twoje plecy – powiedziała Hermiona wyraźnie zaniepokojona. –
Zrezygnujemy z porannych ćwiczeń.
– Musimy? –
wymamrotał Draco w poduszkę, zdając sobie sprawę z tego, że sam mógł przyczynić
się do obecnego stanu, gdy uparcie próbował zmusić nogi do posłuszeństwa.
– Czyżbyś je
polubił? – zdziwiła się trochę ironicznie Hermiona, gotowa jednak ustąpić
mężowi, ale Albert był poważny.
– Myślę, że
najlepiej zrobić przerwę, proszę pana.
– Ale jeżeli
zaprzepaścimy to, co już uzyskaliśmy?
– To, co już
uzyskaliśmy – myślała Hermiona z goryczą. – Na Merlina, tak strasznie tego mało.
Przecież poza ledwie dostrzegalnymi drgnięciami, przez ten rok nie uzyskali
nic. Przywołała z łazienki maść na odparzenia i delikatnie wmasowała ją w
zaczerwienione miejsce, mając nadzieję, że to po prostu szczególna forma
odleżyn.
Następnego
ranka plecy Malfoya były niestety bardziej czerwone, a jeszcze następnego
niepokojąco spuchły. Zaczęły też boleć, przyznawał z niechęcią Draco. Skóra
zrobiła się napięta i powyżej pasa bolesna, tak że nie można jej było dotknąć.
Ślizgon upierał się, że nie chce widzieć żadnego uzdrowiciela, a o
przetransportowaniu do Munga nie chciał nawet słyszeć. Argumentował, że przez
tyle miesięcy nie byli w stanie mu pomóc, to i teraz na nic się zdadzą ich
umiejętności.
– Na wrota
Azkabanu – myślała Hermiona przerażona – co my zrobimy?
Była o krok
od zmuszenia swojego męża do wizyty w szpitalu. Po rozważeniu wszystkich za i
przeciw, zdecydowała się jednak wysłać sowę do Tomasa. Hermiona później
myślała, że ta musiała minąć go w drodze, bo nie minęło pół godziny, a Tomas
zmaterializował się w posiadłości Malfoyów.
Okazało się
jednak, że było to możliwe, ze względu na to, że Tomas znajdował się niedaleko.
Kiedy zrobił już wszystko, co było do zrobienia w szpitalu, postanowił
zaryzykować i odwiedzić swoją była przyjaciółkę, chcąc porozmawiać o narzeczonej
Pottera i jego podejrzeniach.
Hermiona tymczasem
siedziała przy łóżku Dracona, który leżał na brzuchu, by nie urażać obolałych
pleców, a twarz miał rozpaloną od gorączki. Przymknął oczy i oddychał ciężko,
urywanie.
– Hermiono –
wyszeptał.
– Tak? Coś ci
potrzeba?
– Już nie
mogę tak leżeć. Odwróć mnie na plecy!
– Ale...
– Mam skurcze
żołądka. Do cholery, leżę tak już ponad dwie doby! Zrób, choć raz jak proszę!
Posłuchała,
choć niechętnie. Draco skrzywił się boleśnie, gdy obrzękłe plecy dotknęły
prześcieradła, po czym długo leżał w milczeniu.
– Wiesz –
powiedział w końcu szeptem. – Jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać.
– Mów śmiało,
jestem tu przy tobie.
– Miona, ja… całkiem
zapomniałem dać ci rodowe klejnoty Malfoyów. Biżuterię. Wszystko jest twoje.
Powinnaś była dostać to już dawno.
– Nie,
klejnoty należą chyba do Narcyzy?
Z wysiłkiem
potrząsnął głową, a Hermiona miała nieodparte wrażenie, że to nie o biżuterii
chciał teraz z nią rozmawiać. Świadczył o tym chociażby fakt, że zdrobnił jej imię, a robił to tylko wtedy, gdy byli sami i miał jej do przekazania sprawy ważniejsze od kilku błyskotek.
– Ona ma
swoje. Te należą do ciebie. Albert pokaże ci, gdzie są schowane – dzielnie
ciągnął temat zastępczy.
– Och, Draco,
nie rozmawiajmy o takich sprawach. To nie ma dla mnie znaczenia, przecież wiesz.
Czy mogłabym coś jeszcze zrobić dla ciebie?
– Nie,
dziękuję. Wypiłem już chyba wszystkie eliksiry jakie mogliby mi zapisać w Mungu,
jak widzisz, bez żadnego efektu. I nie zaczynaj znowu swojej tyrady o tych
konowałach, na nic się to zda. Chcę umrzeć w domu. Myślę, że najlepiej będzie, jak
tak się to wszystko skończy. Zarówno dla ciebie, jak i dla mnie.
– Zamilcz!
Nie wolno ci tak mówić! – zawołała zrozpaczona i przerażona wizją jaką
podsunęła jej zaniepokojona podświadomość.
Draco z
trudem wymawiał słowa, widać było, że wymagało to od niego wielkiego wysiłku
czego jedną z oznak był pot spływający po rozpalonym od gorączki czole.
– Niestety,
mam rację, kochanie! Moje życie było nieudane od początku do końca.
– Przecież to
nieprawda!
– Jak zwykle
wydaje ci się, że wiesz lepiej – uśmiechnął się do niej – to takie
hermionowate. Nikt mnie nigdy naprawdę nie kochał, Hermiono. Matka kochała mnie dla
własnej przyjemności, tylko ze względu na samą siebie. Sama widziałaś, że mój
przyjaciel, młody Gerard, nigdy się nawet nie domyślał, jakie uczucia dla niego
żywiłem. Blaise... tak, on był ze mną, dopóki mu się to opłacało...
– Ty mu coś
dawałeś? – zapytała zdumiona, pytając o zupełnie coś innego niż zamierzała.
– Złoto. W
prezencie albo pożyczałem, czasami. Przegrał w karty fortunę Zabinich gdy jego
matka zmarła z niewyjaśnionych przyczyn. Od tamtej pory zawsze był bez
pieniędzy. Kiedy znalazł bardziej szczodrego mężczyznę, porzucił mnie. A
zatem... co mi pozostało?
– Myślę, że
teraz jesteś trochę niesprawiedliwy, twoi rodzice…
– Moi rodzice
robią to co wypada, nie powinnaś myśleć inaczej. Owszem, widzę zmiany jakie w
nich zaszły, ale przeszłość jest ciężko zmienić, tak jak trudno jest się przejrzeć
w rozbitym lustrze.
Hermiona nie zważając
na ewentualne protesty, przytuliła policzek do jego piersi. Bolała ją
świadomość, że w wielkim stopniu jej mąż ma jednak rację. Tak wieloma sprawami
rządzą pozory. Chciała go pocieszyć, powiedzieć co czuje, chciała żeby
wiedział.
– Draco, ale ty
byłeś kochany. Kochany, bardzo kochany! Bardziej niż mam odwagę wypowiedzieć.
Leżał bez
ruchu i czuł, że koszula robi się mokra od jej łez.
– Hermiona! –
szepnął w końcu ledwie dosłyszalnie. – Moja biedna mała.
Po chwili
ręce chorego opadły bezwładnie na łóżko. Hermiona podniosła się i przerażona
patrzyła na jego zamknięte oczy.
– Boże, bądź
miłościw – bezradnie szeptała w rozpaczy, zapominając, że minęło bardzo wiele
czasu gdy o pomoc prosiła chrześcijańskiego Stwórcę.
______________________
Mimo, że post miał być dłuższy, w ostatniej chwili postanowiłam go podzielić na dwa rozdziały, więc nie wszystko zgadza się z zapowiedzią, z poprzedniego rozdziału. Ufam jednak, że tak będzie się lepiej czytało, bo dziesięć stron to nie dwadzieścia, a myślę, że przyzwyczailiście się już do pewnej ilości tekstu i informacji. Jednocześnie zastrzegam, że teraz następny post będzie dotyczył "Śladów", potem z pewnością będzie kolejna część miniatury i dopiero XVI rozdział Szach i mat, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :)
______________________
Mimo, że post miał być dłuższy, w ostatniej chwili postanowiłam go podzielić na dwa rozdziały, więc nie wszystko zgadza się z zapowiedzią, z poprzedniego rozdziału. Ufam jednak, że tak będzie się lepiej czytało, bo dziesięć stron to nie dwadzieścia, a myślę, że przyzwyczailiście się już do pewnej ilości tekstu i informacji. Jednocześnie zastrzegam, że teraz następny post będzie dotyczył "Śladów", potem z pewnością będzie kolejna część miniatury i dopiero XVI rozdział Szach i mat, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :)
Oh dziękuje bardzo za dedykacje pierwszy raz ktoś dla mnie coś dedykował jest mi niezmiernie miło.jeszcze raz dziękuje co do rozdziału to nawet nie wiedziałam kiedy go przeczytałam taki był dobry,Bardzo podoba mi się wątek z Petunią idealnie wpasowuje się do tej historii. Rozterki Ginny też jestem w stanie zrozumieć ale co absolutnie mnie zachwyciło to początkujące uczucie między Draco i Hermioną jeszcze oboje boją się przyznać do tego co czują do siebie cudne jescze raz dziękuję
OdpowiedzUsuńNie ma za co :) Petunia jest bardzo istotną postacią, a zawsze wydawała mi się nieco zaniedbana w kanonie. Cieszę się, że Ci się spodobało i mam nadzieję, że dalsza część ich przygód nie zawiedzie :)
UsuńStrasznie mi się podoba ten wątek że Petunia najpierw była zazdrosna o Lily a teraz tego żałuję
UsuńMi się wdaje, że Petunia zawsze kochała Lily i gdyby nie Vernon, to jej zazdrość o zdolności siostry i zainteresowanie rodziców, nie byłaby tak bezkompromisowa. Z wybuchów Petunii wiemy też trochę jak zachowywali się dziadkowie Harry'ego i w sumie nie dziwie się jej, że tak skończyła.
UsuńZapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)
UsuńO nie, Elżbieto,tak sie nie bawimy...jak moglas to skonczyc w takim momencie ?! Chcesz zebym znowu po nocach nie spala i zastanawiala sie co bedzie dalej ? :D W kazdym razie rozdział super,ale szkoda,ze trochę malo w nim Draco i Hermiony. Ale moze tak mi sie tylko wydaje. Bardzo podoba mi sie pomysl wplecenia do opowiadania Petuni i Dudley'a, bo to taka mala odskocznia,ale juz chyba Ci o tym kiedys wspominalam. Jejku,juz nie moge sie doczekac dalszej czesci. Takze weny zycze ;)
OdpowiedzUsuńHaha, no fakt, że w tej części było więcej o innych, ale nie mogłam podzielić inaczej, reszta jest tylko o H&D i nie ma jak uciąć, więc rozdział miałby ponad 20 stron... Cieszę się tradycyjnie, że się podobało i zapraszam za jakieś trzy tygodnie na rozdział XVI :)
UsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział mojego nowego opowiadania.
http://malfoyhermiona.blogspot.com/
Ministerstwo uchwala ustawę o małżeństwie, by ponownie zaludnić świat po wojnie. Hermiona Granger zostaje sparowana z Draco Malfoyem. Czy to kiedykolwiek będzie związek wypełniony miłością, a nie nienawiścią? Dramione!
Dziękuję. Jak tylko czas mi pozwoli, napewno odwiedzę :)
UsuńMimo że kocham twoją twórczość, mam ochotę cię zabić za te podzielenie rozdziału ;_; I na dodatek czekać trzy tygodnie?! Chryste Panie, poćwiartuję się przez swoją niecierpliwości. I jeśli okaże się, że Draco umrze, a Hermiona lub Ginny będzie z Tomasem. Nie lubię szczura.
OdpowiedzUsuńTeż Cię lubię :) a na poważnie, macie na co czekać! Nie zdradzę co będzie dalej, ale myślę, że będzie ciekawie!
UsuńBłagam, wstaw go wcześniej :C
UsuńNie mogę nic obiecać, ale postaram się jak najszybciej napisać dwa pozostałe teksty :)
Usuń