24 czerwca 2015

Szach i mat, Kochanie XV

Dla Villemo Linde (Marysiu!) i Anki Cierockiej, za to, że są i czekają :*
 
 
Rozdział XV
 
      Dni, które nadeszły, nie przyniosły wielkich zmian w stanie zdrowia Harry’ego Pottera. Pewnego ranka, gdy po wyjątkowo ciężkiej nocy Ginny siedziała przy jego łóżku, do sali zajrzał Tomas.
– Dzień dobry. Jak się miewa nasz pacjent?
– Witaj, Tomasie. Miło, że o nim pamiętasz. – Ginny wyprostowała się i poprawiła odruchowo włosy. Od kilku dni przeszli ze sobą na „ty” ponieważ dość męczące wydawało im się zwracanie do siebie po nazwisku. Tomas zauważył z niepokojem, że Ginny w jego obecności zaczyna zachowywać się jakoś nienaturalnie, co dawało mu do myślenia. Nie chciałby nadinterpretować jej zachowania, jednak postanowił o tym porozmawiać z Hermioną. Na samą myśl o swojej byłej przyjaciółce, zrobiło mu się cieplej na sercu. Będzie miał powód żeby się z nią zobaczyć.
– To nic takiego, jest w jakimś stopniu również moim pacjentem. Co prawda Paul wrócił już z urlopu, ale nadal konsultujemy pewne sprawy dotyczące Harry’ego.
– Macie jakiś nowy pomysł? – z widoczną rezygnacją zapytała Ginny.
– Myślę, że tak. To będzie eksperyment, jednak nie sądzę żebyśmy coś ryzykowali. Potter jest w takim stadium, że teraz może być już tylko lepiej.
– Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. On jest jak roślina. Nie słyszy, nie widzi, nie reaguje…
– Ale to nie znaczy, że nie czuje. Sądzę, że za bardzo zmieniły ci się priorytety, a w tej sytuacji jest to bardzo smutne.
– Nie wiem o czym mówisz.
– Myślę, że wiesz i chciałbym, żebyś to przemyślała. Będziesz miała na to trochę więcej czasu jeżeli nasz plan się powiedzie.
– A zostanę w niego wtajemniczona?
– To zależy od okoliczności.
– Co masz na myśli?
– Ginny, mogę być z tobą szczery?
– To chyba jasne. Usiądź tylko, bo jak tak sterczysz nade mną to czuję się niezręcznie.
– Jak sobie życzysz. Jeżeli się mylę, to wyprowadź mnie z błędu i proszę, nie obraź się…
– Do rzeczy.
– Moim zdaniem jesteś znudzona. Masz dosyć siedzenia tutaj i patrzenia na Harry’ego, który nawet nie wie, że tu jesteś. Nie byłaś gotowa na to, że będziesz musiała się nim opiekować i go pielęgnować. Przyzwyczaiłaś się, że to on zawsze myśli o tobie, że się stara, że troszczy się o ciebie, że spełnia twoje wymagania i zachcianki. To on pragnął zadośćuczynić tobie czas wojny, niepokoju i swojej nieobecności. Jednocześnie czujesz się winna, bo postanowiliście spróbować być razem i chciałabyś sprostać oczekiwaniom innych. Wszyscy, na czele z twoją rodziną, uważają, że to twój obowiązek, nie zwracając uwagi na to, że spędzając cały swój wolny czas tutaj, nie masz odpoczynku, nie masz czasu żeby zatęsknić, zrozumieć i poukładać sobie wszystko. Każdy wpada tu tylko na chwilę i ze zdziwieniem stwierdza, że nic się nie zmieniło, a potem wraca do swoich spraw wspominając o stanie Harry’ego między kolacją, a wieczorną kawą. Obawiam się, że Potter stał się dla ciebie ciężarem i możesz chcieć znaleźć substytut uczucia, którym on cię darzył, bo twoje pragnienie bycia znowu kochaną, poczucia, że ktoś o ciebie dba i komuś na tobie zależy, jest zbyt mocne, żeby wytrzymać tu choćby tydzień dłużej. Boję się, że nawet gdyby stan twojego narzeczonego się nagle poprawił, ty nie będziesz miała siły tego docenić, chcąc jak najszybciej stąd wyjść bez poczucia winy, że czegoś nie dopilnowałaś.
– Jesteś niesprawiedliwy – zaczęła, ale widząc jego uniesione w geście politowania brwi, postanowiła powiedzieć co leży jej od dawna na sercu – jednak masz niestety rację. Potrzebuję odpoczynku. Nie dorosłam chyba do takiej odpowiedzialności. Zawsze byłam osobą niecierpliwą, tylko  w przypadku Harry’ego wykazałam się uporem i zdolnością czekania.
– Kochasz go?
– Oczywiście. Nie. Znaczy, to nie tak. Nie wiem. Na pewno kiedyś kochałam.
– Jesteś z nim teraz z wdzięczności, że kiedyś zwrócił na ciebie uwagę? A może to litość?
– Był moim dziewczęcym marzeniem, bohaterem moich snów. Kochałam go miłością platoniczną, tak długo, aż Hermiona mi poradziła, żebym zajęła się swoim życiem. Po przemyśleniu jej słów, stwierdziłam, że może w ten sposób wzbudzę jego zazdrość. Udało się, choć trwało to ponad rok. Zdobycie jego zainteresowania było spełnieniem moich snów. Niestety on był urodzonym Wybrańcem, nie tylko na moją wyłączność. Na szóstym roku w Hogwarcie, gdy on, Hermiona i Ron uganiali się za horkruksami, ja żyłam w niepewności. Sytuacja była trudna, śmierciożercy zawładnęli szkołą i życiem poza nią. Nie miałam o Złotej Trójce, jak ich wtedy nazywano, żadnych informacji. Oczywiście rozumiałam, że w tamtej sytuacji, brak wieści jest najlepszą wiadomością. Śmierciożercy na pewno ogłosiliby swój triumf, jakim byłoby złapanie Niepożądanego Numer Jeden. Jakoś przed Bożym Narodzeniem, dostałam sowę od Billa. Napisał mi o ucieczce Rona, przekazał też kilka informacji o Harrym i Hermionie. Nic szczegółowego, myślę, że sam niewiele więcej wiedział. Prosił żebym nie mówiła rodzicom. Nie powiedziałam, ale byłam wdzięczna Billowi, że do mnie napisał, a jednocześnie zła na Harry’ego, że nie dawał znaku życia. Wierzysz, że nie miał możliwości przekazania informacji tak, aby nie dorwali jej poplecznicy Voldemorta? Przecież znał wszystkich z Zakonu, przecież Syriusz przez lata z nim korespondował, a był wyjęty spod prawa… Nie przekonywały mnie zapewnienia, że to dla mojego dobra. Czułam się rozczarowana. Nie wiem czemu, ale nie miałam pretensji do Hermiony i Rona, może dlatego, że na nich zależało mi trochę mniej. Owszem, Ron jest moim bratem, a Hermiona kimś na kształt przyjaciółki, jednak to Harry był moją miłością. Potem była bitwa. Wtedy, gdy myślałam, że umarł… mój świat legł w gruzach razem z murami Hogwartu. Zginął Fred, zginęła Tonks, a on mnie tam zostawił, samą. Poszedł egoistycznie na śmierć nie myśląc o tym co ja będę czuła. Tak wtedy myślałam. Żal zastąpiłam złością, rozpacz zamieniłam na pretensje. Na szczęście przeżył. Miało być już tylko lepiej. Nie, nie zapomniałam o tym, że dla niego ważniejsze było dobro innych, że nie pomyślał o mnie, ale starałam się zrozumieć. Jego heroiczne wyczyny każdy przyjmował owacjami na stojąco, tylko ja miałam wątpliwości. Pamiętałam oczywiście, że w miarę możliwości zadbał o moje bezpieczeństwo, zostawił przecież nam eliksir szczęścia, ale mi chodziło o coś zupełnie innego. W imię większego dobra… on był taki sam jak Dumledore, wiesz? Potem, gdy już myślałam, że będzie mi dane się nim cieszyć, on postanowił zostać aurorem. I się zaczęło. Wojny, misje, szpiegostwo. Jakby przez chwilę w naszym życiu nie mógłby być spokój. Czemu nie został graczem w quiditcha? Nabawił by się co najwyżej kontuzji. Był lepszy w lataniu na miotle niż w ściganiu przestępców. Do cholery, on zabił Voldemorta tylko dlatego, że tamten okazał się ignorantem, a sam Harry miał pomoc przyjaciół. Czemu nikt tego nie widział, że to zwykły, powiedziałabym, że nawet przeciętny, człowiek? Ale ja wiem, że on miał tego świadomość. Próbował coś zmienić, odciąć się od tego wszystkiego… nie udało się.
Głos jej się załamał. Nie chciała tu płakać, ba, nie chciała mówić Tomasowi nawet połowy z tego co usłyszał, jednak czara goryczy się przelała. Nikt nie miał ostatnio dla niej czasu i choć sama uważała, że jej zachowanie jest żałośnie dziecinne, to nie umiała go powstrzymać.
– No już, już. Uspokój się. W obecnej sytuacji wdaje mi się, że nasz plan zapewni przynajmniej jedną korzyść – stworzy ci możliwość odpoczynku i nie będziesz musiała mieć żadnych wyrzutów sumienia.
– Wyjaśnisz mi więc na czym będzie polegał?
– Tak, posłuchaj.
***
     Siedziała na ławeczce przed nagrobkiem swojej siostry i wpatrywała się w złote litery imienia i nazwiska wyryte w białym marmurze. Po tylu latach zdecydowała się tu przyjechać. Dolina Godryka była wyrzutem jej sumienia do którego przed samą sobą nigdy nie chciała się przyznać. Gdyby nie jej upór, jej nienawiść i zaciekłość, życie rodziny mogłoby ułożyć się inaczej. Kochała Lily tak, jak tylko starsza siostra może kochać młodszą. Lily zawsze była pięknym rudzielcem choć Petunia odziedziczyła blond włosy ich matki i urodę ojca. Pamiętała, że  Lilka zawsze była nieco dziwna, dopiero potem okazało się, że była czarownicą. Och, Petunia bardzo chciała też nią zostać. Zazdrościła siostrze wspaniałych umiejętności i bajecznych wspomnień ze szkoły. Jak tak teraz nad tym myślała, zdała sobie sprawę z tego, że ich rodzice nieświadomie przyczynili się do stosunków sióstr w dorosłym życiu. Czym były opowieści Petuni o wakacjach w Grecji, w porównaniu ze sprawozdaniami z podniebnych lotów Lily? Petunia, choć z wyglądu znacznie mniej okazała od młodszej siostry, nigdy nie narzekała na brak wielbicieli. Gdy jej serce zdobył Vernon, chciała pochwalić się swoim szczęściem rodzicom ogłaszając swoje zaręczyny, ale po raz kolejny uprzedziła ją Lily i rodzice nie mówili już o nikim innym jak o Jamesie Potterze jako przeszłym zięciu. Teraz oboje, Lili i James, leżeli w tej zimnej, marmurowej mogile nad którą siedziała Petunia.
­– Chodźmy już stąd mamo, trzeba wracać. – Dudley położył swoją wielką dłoń na drobnym ramieniu matki.
– Zaraz synku, zaraz przyjdę. Daj mi jeszcze chwilę z nimi posiedzieć.
– No dobrze, poczekam przy samochodzie. Nie bądź dla siebie zbyt okrutna, mamo.
– Nie jestem, Dudziaczku. Ja po prostu chcę z nią jeszcze trochę porozmawiać.
To była prawda. W szumie wiatru który poruszał liśćmi drzew rosnących na cmentarzu słyszała odpowiedzi swojej siostry. Mimo, że jesienne słońce przypiekało jej plecy, czuła chłodne muśnięcie palców i była przekonana, że Lily, jej Lily jest gdzieś tutaj. Może siedzi obok niej na ławce i przygląda się jej łzom płynącym powoli po naznaczonej znakiem czasu twarzy? Może widzi jak Petunia bardzo żałuje tego, co kiedyś je podzieliło? Może zrozumie, że tak naprawdę nie chciała? Że była zazdrosna, o nią, o jej świat, o magię która zabrała jej rodzinę? Kiedyś tworzyły wspólnie całość, a potem przyszedł list z Hogwartu i czary zabrały jej siostrę na zawsze. Już nigdy nie było tak jak dawniej. Długo, z niegasnącą nadzieją wypatrywała u siebie choć krztyny magicznych zdolności, ale nigdy się ich nie doczekała. Ona nie należała do świata Lily, choć tak bardzo tego pragnęła.
Teraz prosiła o wybaczenie, o wyznaczenie pokuty i szansę, której nie chciała przyjąć dziesiątki lat temu. Od Dudleya wiedziała, że coś stało się Harry’emu. Nie znała szczegółów, ale widziała, że dla jej syna jest ogromnie ważne, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Jutro wybierał się do Londynu, żeby spróbować się rozpytać o coś konkretnego. Sama Petunia czuła się zaniepokojona, jednak nie chciała zbyt wiele zdradzać przed Vernonem. – Dursley to mugol jakich mało – pomyślała i gdy zdała sobie sprawę z tego co kiełkuje w jej głowie, zakryła sobie twarz dłonią.
 
***
       Rodzinny dom Weasleyów, choć od lat zamieszkiwany przez liczną rodzinę, wcale się nie zmienił. Co prawda, dzieci, wszystkie już dorosłe, dawno wyprowadziły się z niego, jednak nadal pozostawały częstymi gośćmi swoich rodziców, co przy szóstce potomków sprawiało, że dom tętnił życiem. Właśnie teraz, przy stole w kuchni, zebrała się pokaźna część rudowłosego klanu z uwagą przysłuchując się informacjom, które starał się od godziny przekazać Percy.
 – Braciszku, ty to jesteś mistrz gry wstępnej. Nigdy nie wiesz, kiedy skończyć. – Rzucił zniecierpliwiony George. – Możesz wreszcie wydusić z siebie, co się od nas oczekuje?
– Właśnie do tego dochodziłem, ale ty postanowiłeś mi przerwać, bo jak zawsze musisz…
– Chłopcy, chłopcy, przestańcie proszę. George, przynieś nam herbaty goździkowej, a ty Percy skończ owijać w bawełnę i powiedz wreszcie jak możemy pomóc Harry’emu.
– No właśnie próbuję wytłumaczyć, jednak wy mi ciągle przerywacie!
– Humorek wisiorek i do tego pszczoły w nosie – zadrwił George.
 –Trzeba skontaktować się z kuzynem Pottera, – kontynuował Percy ignorując przycinki brata – tym Dursleyem. Tylko on może nam pomóc.
– Ten tłusty dzieciak, któremu podrzuciliśmy kiedyś gigantojęzyczne toffi?
– Ten sam.
– Przecież on gnębił Harry’ego – obruszyła się pani Weasley – nigdy nie zgodzi się mu pomóc.
– Na­wet sta­tecznych ludzi poglądy mogą się zmieniać. Tak przynajmniej twierdzi Homar, Hermiona mi kiedyś mówiła. – Zaperzył się Ron widząc zdziwione spojrzenia rodziny.
– Kto?
– Homar… Percy, nie wiesz kto to Homar? Homar to taki poeta ze starożytnego Egiptu.
– Chyba Homer?
– Jak zwał tak zwał.
– Nie, to tak jakbyś pomylił miotłę z…
– Och Percy, zamknij się wreszcie i wróć do tematu – George wyraźnie nie był w nastroju do wysłuchiwania wykładów starszego brata. Możliwe, że jakiś związek miał z tym fakt, że Angelina prosiła go aby wrócił do domu za piętnaście minut, a nie zanosiło się na to, iż będzie mógł być punktualny co równało się z gderaniem żony przez najbliższe dwa dni. W ciąży zrobiła się nieznośna.
– Ale chyba wszystko wyjaśniłem? Tylko żadne z was nie zgłosiło się na ochotnika. Ja niestety nie mogę, bo jak wiecie, jestem przewodniczącym nowego Związku Zawodowego w Ministerstwie i mamy na głowie organizację wiecu przeciw nadużywaniu władzy przez osoby decyzyjne co skutkuje obniżeniem morale pracowników i…
– Ten wasz bunt, to frustracja listonosza, że nie zostanie kierownikiem poczty, Percy – odezwał się pan Weasley – i radzę ci, żebyście przestali póki jeszcze jest na to czas.
– Nie rozumiem ojcze, jak możesz tak mówić jednocześnie wiedząc co taki Foster wyprawia.
– Właśnie dlatego, że wiem, radzę ci się z tego wycofać, ale zrobisz jak zechcesz. Wracając do tematu, myślę, że ty, Ron, powinieneś wziąć na siebie Dudleya. Mówiłeś, że Harry utrzymywał z nim jakiś kontakt, może uda ci się go namierzyć i porozmawiać. Sprawa może nie jest bardzo pilna, jednak wolałbym, aby została załatwiona jeszcze w tym tygodniu.
– Dziś jest czwartek!
– Właśnie o tym mówię, Ron. Miałeś jakieś inne plany?
– Nie. Wyślę Lavender sowę i jeszcze dziś udam się do Londynu. Przenocuję w mieszkaniu Harry’ego i Ginny, a rano postaram się wyniuchać informację na temat Wielkiego De.
– Doskonale. A czy ktoś z was kontaktował się z Ginny? Byłem dziś w Mungu jednak akurat jej nie było.
Widząc zaprzeczające gesty członków rodziny, Ron zaofiarował się z kolejną przysługą.
– Zadzwonię do Hermiony i podpytam ją trochę. Dawno u nich nie byłem.
– Właśnie, a co u niej i Draco? – Żywo zainteresowała się pani Weasley.
– Słyszałem, że Malfoy robi postępy? – Zapytał George.
– Nieznaczne. Hermiona powoli traci nadzieję, ale Draco jest pełen optymizmu. Gdy ostatnio z nim rozmawiałem, czułem, że jego determinacja  sięga już zenitu.
 
***
        W Malfoy Manor, teraz często razem z Hermioną do pokoju Dracona przychodził Albert i na zmianę dokładnie badali stopy Ślizgona z nadzieją wypatrując nawet najmniejszej poprawy. Oboje zgadzali się co do tego, że niekiedy  dostrzegają delikatne drgnienia. Potrzeba było co prawda wiele wyobraźni, żeby to zauważać, lecz oni byli więcej niż pewni, że to prawda. Oboje. Draco zapamiętale ćwiczył nawet wtedy gdy „terroryści”, jak żartobliwie nazywał swoich przyjaciół, mieli akurat wolne. Z dumą opowiadał Ronowi o swoich nieznacznych sukcesach i dzielnie podtrzymywał na duchu Weasleya, który zamartwiał się niezmienionym stanem Harry’ego. Troska o Wybrańca połączyła tych dwóch mężczyzn, którzy mimo że związani więzami krwi, nigdy się nie tolerowali. Długie wieczory spędzali grając w szachy czarodziejów i wychylając kolejne porcje znakomitego trunku Ogdena. Ich rozmowy z czasem stały się coraz bardziej intymne i poruszały kwestie chociażby związków w których obaj tkwili.
I oto, nieoczekiwanie dla wszystkich, sprawy pogorszyły się dramatycznie.
Mniej więcej w trzy tygodnie po pierwszym, słabiutkim drgnieniu Ogryzek przybiegł do  Hermiony prosząc ją o przybycie do sypialni, gdzie czekali na nią Albert i Draco. Zaniepokojona Hermiona, nie zważając na fakt, że właśnie miała szykować się do snu, pobiegła czym prędzej do pokoju męża, gubiąc po drodze pantofle.
– Pani Hermiono, plecy pana już wczoraj wieczorem bardzo mi się nie podobały. Dziś jest jeszcze gorzej. – Odezwał się strapiony kamerdyner.
Draco leżał na brzuchu, a na jego grzbiecie widać było sporą, czerwoną plamę. Zapewniał jednak, że go to nie boli.
– Musieliśmy nadwerężyć twoje plecy – powiedziała Hermiona wyraźnie zaniepokojona. – Zrezygnujemy z porannych ćwiczeń.
– Musimy? – wymamrotał Draco w poduszkę, zdając sobie sprawę z tego, że sam mógł przyczynić się do obecnego stanu, gdy uparcie próbował zmusić nogi do posłuszeństwa.
– Czyżbyś je polubił? – zdziwiła się trochę ironicznie Hermiona, gotowa jednak ustąpić mężowi, ale Albert był poważny.
– Myślę, że najlepiej zrobić przerwę, proszę pana.
– Ale jeżeli zaprzepaścimy to, co już uzyskaliśmy?
– To, co już uzyskaliśmy –  myślała Hermiona z goryczą. – Na Merlina, tak strasznie tego mało. Przecież poza ledwie dostrzegalnymi drgnięciami, przez ten rok nie uzyskali nic. Przywołała z łazienki maść na odparzenia i delikatnie wmasowała ją w zaczerwienione miejsce, mając nadzieję, że to po prostu szczególna forma odleżyn.
Następnego ranka plecy Malfoya były niestety bardziej czerwone, a jeszcze następnego niepokojąco spuchły. Zaczęły też boleć, przyznawał z niechęcią Draco. Skóra zrobiła się napięta i powyżej pasa bolesna, tak że nie można jej było dotknąć. Ślizgon upierał się, że nie chce widzieć żadnego uzdrowiciela, a o przetransportowaniu do Munga nie chciał nawet słyszeć. Argumentował, że przez tyle miesięcy nie byli w stanie mu pomóc, to i teraz na nic się zdadzą ich umiejętności.
– Na wrota Azkabanu – myślała Hermiona przerażona – co my zrobimy?
Była o krok od zmuszenia swojego męża do wizyty w szpitalu. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw, zdecydowała się jednak wysłać sowę do Tomasa. Hermiona później myślała, że ta musiała minąć go w drodze, bo nie minęło pół godziny, a Tomas zmaterializował się w posiadłości Malfoyów.
Okazało się jednak, że było to możliwe, ze względu na to, że Tomas znajdował się niedaleko. Kiedy zrobił już wszystko, co było do zrobienia w szpitalu, postanowił zaryzykować i odwiedzić swoją była przyjaciółkę, chcąc porozmawiać o narzeczonej Pottera i jego podejrzeniach.
Hermiona tymczasem siedziała przy łóżku Dracona, który leżał na brzuchu, by nie urażać obolałych pleców, a twarz miał rozpaloną od gorączki. Przymknął oczy i oddychał ciężko, urywanie.
– Hermiono – wyszeptał.
– Tak? Coś ci potrzeba?
– Już nie mogę tak leżeć. Odwróć mnie na plecy!
– Ale...
– Mam skurcze żołądka. Do cholery, leżę tak już ponad dwie doby! Zrób, choć raz  jak proszę!
Posłuchała, choć niechętnie. Draco skrzywił się boleśnie, gdy obrzękłe plecy dotknęły prześcieradła, po czym długo leżał w milczeniu.
– Wiesz – powiedział w końcu szeptem. – Jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać.
– Mów śmiało, jestem tu przy tobie.
– Miona, ja… całkiem zapomniałem dać ci rodowe klejnoty Malfoyów. Biżuterię. Wszystko jest twoje. Powinnaś była dostać to już dawno.
– Nie, klejnoty należą chyba do Narcyzy?
Z wysiłkiem potrząsnął głową, a Hermiona miała nieodparte wrażenie, że to nie o biżuterii chciał teraz z nią rozmawiać. Świadczył o tym chociażby fakt, że zdrobnił jej imię, a robił to tylko wtedy, gdy byli sami i miał jej do przekazania sprawy ważniejsze od kilku błyskotek.
– Ona ma swoje. Te należą do ciebie. Albert pokaże ci, gdzie są schowane – dzielnie ciągnął temat zastępczy.
– Och, Draco, nie rozmawiajmy o takich sprawach. To nie ma dla mnie znaczenia, przecież wiesz. Czy mogłabym coś jeszcze zrobić dla ciebie?
– Nie, dziękuję. Wypiłem już chyba wszystkie eliksiry jakie mogliby mi zapisać w Mungu, jak widzisz, bez żadnego efektu. I nie zaczynaj znowu swojej tyrady o tych konowałach, na nic się to zda. Chcę umrzeć w domu. Myślę, że najlepiej będzie, jak tak się to wszystko skończy. Zarówno dla ciebie, jak i dla mnie.
– Zamilcz! Nie wolno ci tak mówić! – zawołała zrozpaczona i przerażona wizją jaką podsunęła jej zaniepokojona podświadomość.
Draco z trudem wymawiał słowa, widać było, że wymagało to od niego wielkiego wysiłku czego jedną z oznak był pot spływający po rozpalonym od gorączki czole.
– Niestety, mam rację, kochanie! Moje życie było nieudane od początku do końca.
– Przecież to nieprawda!
– Jak zwykle wydaje ci się, że wiesz lepiej – uśmiechnął się do niej – to takie hermionowate. Nikt mnie nigdy naprawdę nie kochał, Hermiono. Matka kochała mnie dla własnej przyjemności, tylko ze względu na samą siebie. Sama widziałaś, że mój przyjaciel, młody Gerard, nigdy się nawet nie domyślał, jakie uczucia dla niego żywiłem. Blaise... tak, on był ze mną, dopóki mu się to opłacało...
– Ty mu coś dawałeś? – zapytała zdumiona, pytając o zupełnie coś innego niż zamierzała.
– Złoto. W prezencie albo pożyczałem, czasami. Przegrał w karty fortunę Zabinich gdy jego matka zmarła z niewyjaśnionych przyczyn. Od tamtej pory zawsze był bez pieniędzy. Kiedy znalazł bardziej szczodrego mężczyznę, porzucił mnie. A zatem... co mi pozostało?
– Myślę, że teraz jesteś trochę niesprawiedliwy, twoi rodzice…
– Moi rodzice robią to co wypada, nie powinnaś myśleć inaczej. Owszem, widzę zmiany jakie w nich zaszły, ale przeszłość jest ciężko zmienić, tak jak trudno jest się przejrzeć w rozbitym lustrze.
Hermiona nie zważając na ewentualne protesty, przytuliła policzek do jego piersi. Bolała ją świadomość, że w wielkim stopniu jej mąż ma jednak rację. Tak wieloma sprawami rządzą pozory. Chciała go pocieszyć, powiedzieć co czuje, chciała żeby wiedział.
– Draco, ale ty byłeś kochany. Kochany, bardzo kochany! Bardziej niż mam odwagę wypowiedzieć.
Leżał bez ruchu i czuł, że koszula robi się mokra od jej łez.
– Hermiona! – szepnął w końcu ledwie dosłyszalnie. – Moja biedna mała.
Po chwili ręce chorego opadły bezwładnie na łóżko. Hermiona podniosła się i przerażona patrzyła na jego zamknięte oczy.
– Boże, bądź miłościw – bezradnie szeptała w rozpaczy, zapominając, że minęło bardzo wiele czasu gdy o pomoc prosiła chrześcijańskiego Stwórcę.

______________________
Mimo, że post miał być dłuższy, w ostatniej chwili postanowiłam go podzielić na dwa rozdziały, więc nie wszystko zgadza się z zapowiedzią, z poprzedniego rozdziału. Ufam jednak, że tak będzie się lepiej czytało, bo dziesięć stron to nie dwadzieścia, a myślę, że przyzwyczailiście się już do pewnej ilości tekstu i informacji. Jednocześnie zastrzegam, że teraz następny post będzie dotyczył "Śladów", potem z pewnością będzie kolejna część miniatury i dopiero XVI rozdział Szach i mat, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :)

13 komentarzy:

  1. Oh dziękuje bardzo za dedykacje pierwszy raz ktoś dla mnie coś dedykował jest mi niezmiernie miło.jeszcze raz dziękuje co do rozdziału to nawet nie wiedziałam kiedy go przeczytałam taki był dobry,Bardzo podoba mi się wątek z Petunią idealnie wpasowuje się do tej historii. Rozterki Ginny też jestem w stanie zrozumieć ale co absolutnie mnie zachwyciło to początkujące uczucie między Draco i Hermioną jeszcze oboje boją się przyznać do tego co czują do siebie cudne jescze raz dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :) Petunia jest bardzo istotną postacią, a zawsze wydawała mi się nieco zaniedbana w kanonie. Cieszę się, że Ci się spodobało i mam nadzieję, że dalsza część ich przygód nie zawiedzie :)

      Usuń
    2. Strasznie mi się podoba ten wątek że Petunia najpierw była zazdrosna o Lily a teraz tego żałuję

      Usuń
    3. Mi się wdaje, że Petunia zawsze kochała Lily i gdyby nie Vernon, to jej zazdrość o zdolności siostry i zainteresowanie rodziców, nie byłaby tak bezkompromisowa. Z wybuchów Petunii wiemy też trochę jak zachowywali się dziadkowie Harry'ego i w sumie nie dziwie się jej, że tak skończyła.

      Usuń
    4. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  2. O nie, Elżbieto,tak sie nie bawimy...jak moglas to skonczyc w takim momencie ?! Chcesz zebym znowu po nocach nie spala i zastanawiala sie co bedzie dalej ? :D W kazdym razie rozdział super,ale szkoda,ze trochę malo w nim Draco i Hermiony. Ale moze tak mi sie tylko wydaje. Bardzo podoba mi sie pomysl wplecenia do opowiadania Petuni i Dudley'a, bo to taka mala odskocznia,ale juz chyba Ci o tym kiedys wspominalam. Jejku,juz nie moge sie doczekac dalszej czesci. Takze weny zycze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no fakt, że w tej części było więcej o innych, ale nie mogłam podzielić inaczej, reszta jest tylko o H&D i nie ma jak uciąć, więc rozdział miałby ponad 20 stron... Cieszę się tradycyjnie, że się podobało i zapraszam za jakieś trzy tygodnie na rozdział XVI :)

      Usuń
  3. Świetny rozdział!

    Zapraszam na kolejny rozdział mojego nowego opowiadania.
    http://malfoyhermiona.blogspot.com/
    Ministerstwo uchwala ustawę o małżeństwie, by ponownie zaludnić świat po wojnie. Hermiona Granger zostaje sparowana z Draco Malfoyem. Czy to kiedykolwiek będzie związek wypełniony miłością, a nie nienawiścią? Dramione!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jak tylko czas mi pozwoli, napewno odwiedzę :)

      Usuń
  4. Mimo że kocham twoją twórczość, mam ochotę cię zabić za te podzielenie rozdziału ;_; I na dodatek czekać trzy tygodnie?! Chryste Panie, poćwiartuję się przez swoją niecierpliwości. I jeśli okaże się, że Draco umrze, a Hermiona lub Ginny będzie z Tomasem. Nie lubię szczura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Cię lubię :) a na poważnie, macie na co czekać! Nie zdradzę co będzie dalej, ale myślę, że będzie ciekawie!

      Usuń
    2. Błagam, wstaw go wcześniej :C

      Usuń
    3. Nie mogę nic obiecać, ale postaram się jak najszybciej napisać dwa pozostałe teksty :)

      Usuń