Rozdział
III
Siedziała przy stoliku w hotelowej
restauracji, niemrawo grzebiąc w porcji sałatki jaką zamówiła. Nie miała ochoty
na jedzenie, ale z rozsądku próbowała coś w siebie wcisnąć. Czekała na
Harry’ego, który nalegał na spotkanie, twierdząc, że informacje jakie wyszperał
na temat Malfoya są zbyt istotne żeby przekazywać je przez telefon. Spojrzała
na zegarek i stwierdziła, że Potter powinien pojawić się lada moment. Była
ciekawa co też skłoniło go do odwiedzenia jej osobiście. Sama czuła, że
sytuacja Malfoya nie jest jasna, jednak nie podejrzewała nic, co nie dałoby się
wyjaśnić na odległość. Intrygowała ją postawa Ślizgona, ciężko było stwierdzić
czy jego stan jest faktyczny czy udawany.
–
Hej – usłyszała głos przyjaciela tuż nad swoim uchem. Musiała się zamyślić,
skoro nie zauważyła zbliżającego się do niej mężczyzny. Patrzyła teraz w jego
roześmiane, szmaragdowe oczy. Harry usiadł na krześle po drugiej stronie
stolika z wyczekującym uśmiechem na ustach. – Nie cieszysz się, że mnie
widzisz? Wolałabyś Rona albo Neville’a?
–
Wariat. Oczywiście, że się cieszę. Dziwię się tylko, że fatygowałeś się aż
tutaj zamiast skorzystać z telefonu, faksu czy maila, albo chociaż sowy.
–
Tak jest szybciej i praktyczniej. Otrzymujesz wszystko do rąk własnych z
gratisem w postaci mojego niezastąpionego towarzystwa.
–
Jak zawsze skromny. A poważnie, co jest w tych dokumentach, że nie chciałeś ich
wysyłać mailem?
–
Niedługo się sama przekonasz, ale nie tutaj. Wytłumaczę ci wszystko za chwilę.
Myślę, że powinniśmy być trochę bardziej ostrożni, niż zakładaliśmy na
początku.
–
Nie bardzo rozumiem.
–
Zrozumiesz potem, teraz kończ sałatkę i chodźmy się przejść.
Hermiona
jeszcze przez chwilę uporczywie wbijała wzrok w czarnowłosego mężczyznę, ale
nic nie wyczytała z jego nieprzeniknionej twarzy. Harry wyciągnął
pouczającą lekcję z czasów wojny, nauczył się chłodno kalkulować, nie dawać
ponieść swemu gorącemu sercu i zakładać maskę obojętności zawsze wtedy gdy było
to konieczne. Czasami tęskniła ze jego spontanicznością, szczerością i
niefrasobliwością z czasów Hogwartu. Wtedy nie doceniała tego jakim był, często
przeklinając w duchu jego porywy serca. Jednak teraz wiele by dała, żeby
zobaczyć przed sobą tego narwańca, który najpierw robił, a potem myślał,
szczerze nienawidził i kochał bez pamięci. Dziś miała przed sobą mężczyznę,
który mimo młodego nadal wieku, pozostawał dojrzalszy i poważniejszy niż to
było konieczne. Zachowywał dystans, rozważał i planował. Zupełnie jak nie Harry
Potter, którego poznała mając prawie dwanaście lat.
Szli drogą prowadzącą gdzieś między wzgórzami. Ich kroki były swobodne, mało
charakterystyczne dla pośpiechu i napięcia jakie odczuwali. Po niespełna
piętnastu minutach wędrówki, znaleźli się wśród wysokich drzew, których pnie
rosły w znacznej odległości od siebie stwarzając poczucie przestrzeni. Las
wydawał się mroczny mimo, iż słońce dopiero za kilka godzin miało zniknąć za
horyzontem. Hermionie przypomniał się Zakazany Las i mimowolnie przysunęła się
bliżej Harry’ego, łapiąc go za rękę. Z daleka wyglądali teraz jak para
zakochanych, szukająca ustronnego miejsca, żeby pobyć samemu z dala od
ciekawskich spojrzeń mieszkańców wioski i turystów. Kamienista droga dawała się
we znaki nogom kobiety, która miała na nich buty, choć na co dzień bardzo
wygodne, to nie nadające się do takich spacerów ze względu na dość
wysokie obcasy. Gdy po raz kolejny potknęła się o wystający kamień, nie
wytrzymała i zapytała:
–
Długo jeszcze? Nie rozumiem po co ciągniesz mnie tak daleko, jakbyś spodziewał
się śmierciożercy wyglądającego zza drzewa!
–
To był bardzo głupi żart w obecnej sytuacji.
–
Co masz na myśli? – Hermiona z przestrachem rozejrzała się w około. Wiedziała,
że choć większość sług Voldemorta została wyłapana, to nielicznym udało się
uciec bądź uniknąć wyroku w inny sposób. Czasami Kingsley był zmuszony do
wypuszczenia mniej znaczących złoczyńców w zamian za nazwiska i adresy tych,
którzy byli bardziej istotni. Miała również świadomość, że część szmalcowników,
tak aktywnych w czasie wojny, wyszła już na wolność po odbyciu wyroku. Prawie
każdy z nich był po prostu drobnym rzezimieszkiem, który szukał łatwego zysku
jednak potrafili być nieprzyjemni.
–
Choć, usiądziemy tutaj – powiedział Harry ciągnąc ją między drzewa i tocząc
wokół nich krąg zaklęć ochronnych. – No, teraz możemy porozmawiać. Jak zapewne
się już domyślasz, ruszyłem coś, co w żadnym razie ruszać nie powinienem. To
swego rodzaju łajnobomba i w innej sytuacji nie mieszałbym się to.
–
Możesz przejść do sedna? Krążysz jak pies wokół jeża, a przypominam ci, że nie
mam nieograniczonego czasu. Nie żebym narzekała, ale tak jakby powinnam się
przygotować do nowej pracy, to doprawdy nie są Hawaje.
–
Dobrze, już dobrze. Trawers, Rowlle, Nott. Mówi ci to coś?
–
Śmierciożercy, wszyscy trzej uniknęli Azkabanu wydając swoich kolegów po fachu.
Kingsley obiecał im wolność jeszcze nim złożyli zeznania i dotrzymał słowa. Od
tamtej pory nie byli notowani, wiem, bo nasz departament ma na nich oko.
–
Widać znaleźli jakiś sposób, żeby owo oko zamydlić. Istnieje również możliwość,
że społeczność czarodziejów w skrytości ducha popiera ich wendetę.
–
Co masz na myśli?
–
Panowie urządzili sobie polowanie na Malfoya. Taka zemsta na Lucjuszu i
Narcyzie za zdradę jakiej się dopuścili podczas wojny. Mówiąc w skrócie, Malfoy
przez kilka miesięcy przed zamknięciem w psychiatryku, miał pełne prawo czuć
się jak zaszczuta zwierzyna. Inną sprawą jest, że sam Draco nie zabiegał o
dobrą opinię. Nadal był krnąbrny i arogancki, a ludzie oczekiwali pokory i
ukorzenia się przed nimi.
–
Głupcy. Kiedy w grę wchodzi honor, nierzadko dochodzi do łamania kości.
–
Jackson Brown?
–
Yhm.
–
Masz rację, nawet taki Malfoy, ma prawo do poczucia honoru, zrobił dość by go
obronić.
–
Szkoda, że inni tego nie rozumieją.
–
Ludzie zawsze, gdy mają okazję czuć się lepszymi, tracą ostrość wzroku i
słuchu.
–
No, więc?
–
Z moich informacji wynika, że próbowali upozorować samobójstwo, ale im się nie
udało, bo nim doprowadzili sprawę do końca, Malfoya dopadła policja. Panowie
nie chcieli się narażać w obecności mugoli. Wiedzą, że są pod obserwacją, więc
chwilowo odpuścili. Jestem jednak pewnien, że go szukają. O ich desperacji
świadczy fakt, że stali się mniej ostrożni. Próbowali dopaść Lucjusza i
Narcyzę, ci jednak zaszyli się gdzieś, na tyle skutecznie, że ślad po
nich zaginął, choć z pewnością żyją. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że
tuż przed wypadkiem, Malfoy dowiedział się o rzekomej śmierci rodziców. Myślę,
że to może mieć wpływ na jego stan. Co o tym sądzisz?
–
Nie wiem, Harry. On jest dla mnie zagadką. Widziałam go przez chwilę, nie
jestem w stanie stwierdzić czy jest chory, czy tylko udaje. Jest jednak coś co
mnie zastanawia, a na co nie zwróciłam uwagi czytając dokumentację medyczną.
Malfoy w szpitalu nosi twoje imię.
–
Co?!
–
Ordynator nazywa go Harry'm i nie wiem czy on sam, celowo wprowadził ich w
błąd, czy to interpretacja personelu. Sugerowano mi, żebym zostawiła go w
spokoju, ponieważ bywa agresywny i najwyraźniej nie pamięta kim jest. A ja
myślę, że może nie chce pamiętać.
–
To ciekawe co mówisz. Sądzisz, że Malfoy się ukrywa? Nie może podać mojego
nazwiska, bo byłoby to zbyt oczywiste dla osoby, która chciałaby go wyśledzić.
Więc udaje mugola o imieniu Harry, to przecież popularne imię i nikt z
pewnością nie podejrzewa, że blondyn mógłby się nazywać inaczej.
–
Może masz rację, ale jednak odniosłam wrażenie, że on jest chory. Nie wiem na
co, faktem jest, że w takim stanie go jeszcze nie widziałam.
–
Szkoda ci go?
–
Do diabła, Harry, pewnie, że szkoda. Nie mam serca z kamienia. Nie jego wina,
że McGonagall nalega na jego obecność w szkole i mnie obarczyła obowiązkiem
niańczenia. Gdybyś go widział…
–
Uważaj, nie angażuj się tak. Nie wiesz jak z nim naprawdę jest. Może zrobić ci
paskudną niespodziankę.
–
Masz racje. Wróćmy do tematu. Nie da się nic zrobić z tymi trzema obrońcami
moralności?
–
Jak mówiłem, w innej sytuacji bym się nie mieszał. To ich wewnętrzne
porachunki, ”między nami, śmierciożercami”.
–
Nie wierzę, że ty to mówisz.
–
Nie zrozumiałaś mnie. Powiedziałem „w innej”, teraz muszę zrobić co w mojej
mocy, żeby ta nagonka na Malfoya się skończyła. Mam nadzieję, że nie wytropią
go do czasu przeniesienia do Hogwartu.
–
Ale potem przecież i tak się dowiedzą gdzie on jest. Nie może ukrywać się bez
końca, z pewnością będzie wzmianka w Proroku, pomijając fakt, że dzieci z ich
rodzin będą pośród uczniów.
–
Dlatego mam zamiar pogadać z Ministrem. Nie wiem co z tego wyjdzie, bo oni są
niesamowicie ostrożni i tak naprawdę, nic na nich nie mamy. Mgliste
wspomnienia, przebąkiwanie światków. Wszyscy nabrali wody w usta i nagle
wyznają zasadę „dla większego dobra”. Malfoyowie nie są zbyt popularni po
żadnej ze stron.
–
Nie ma się co dziwić. Dla jednych i drugich są zdrajcami. Jednak każdy
zasługuje na powtórną szansę.
–
I ty to mówisz? Już nie pamiętasz co od nich uświadczyliśmy?
–
Harry, nie bądź dzieckiem. Pewnie, że pamiętam, jednak mam w sobie
wystarczająco dużo empatii, żeby rozumieć ich położenie. I nie zapominajmy, że
jednak Draco i Narcyza w ostatecznym rozrachunku stanęli po naszej stronie.
–
Masz rację, czasami zapominam. Łatwiej pamięta się złe rzeczy.
–
To prawda. Masz jakiś pomysł żeby do niego dotrzeć? Do Malfoya?
–
Nie. Pogadam z Luną i Neville’em, może oni coś wymyślą. A jak wrażenia po
pierwszym dniu w pracy?
–
Nie wiem. Dla mnie ten szpital jest jakiś dziwny.
–
To psychiatryk, czego się spodziewałaś?
–
Nie o to chodzi. Tu nie ma żadnych zasad, poza takimi ogólnymi typu
respektowanie poufności danych czy nie wiązanie się z pacjentami. Żadnych
środków przymusu, podopieczni mają wolną rękę, a lekarze nie wchodzą im w
drogę, nie próbują pomóc, mam wrażenie jakby im nie zależało na faktycznym
leczeniu pacjentów. Traktują szpital jako źródło dochodu, a nie misję do
spełnienia.
–
Nie zbawisz świata, Hermiono. To nie nasza sprawa, powtórzę, nie angażuj się
zbyt mocno, za kilka tygodni stąd znikniesz, a oni zostaną i nie będą sobie
umieli poradzić. Nie zmieniaj nic na siłę.
–
Harry, łatwo ci mówić, bo nie widziałeś tych ludzi.
–
Wyobrażam sobie, jednak proszę cię, nie rób niczego pochopnie.
–
Będę ostrożna, obiecuję. Możemy wracać?
–
Tak. Masz, schowaj te dokumenty i w międzyczasie obejrzyj zawartość fiolek. Są
tam wspomnienia kilku osób, które powinnaś zobaczyć i przeanalizować. Po
powrocie poproszę dziewczyny oraz Rona i Neville’a, żeby ułożyli ci jakiś
zarys terapii. Byłoby dobrze, gdybyś nie zajmowała się wszystkimi pacjentami.
Spróbuj poprowadzić temat w taki sposób, żebyś oprócz Malfoya dostała
maksymalnie dwóch pacjentów. Jeżeli będzie trzeba, to użyj czarów, niech
ordynator myśli, że to najlepszy pomysł. Nie damy rady wiarygodnie prowadzić
terapii dla wszystkich, bo z tego co czytałem, każdy przypadek jest inny i
spotkania grupowe są raczej wykluczone.
–
Postaram się, choć wiem, że plany w stosunku do mojej osoby były inne.
–
Wpadniemy do ciebie niebawem. Wolałbym cię mieć bliżej siebie, biorąc pod
uwagę, że sytuacja staje się niebezpieczna. Jeżeli tamci trzej będą umieli
dodać dwa do dwóch, to mogą skojarzyć twoje zniknięcie i próbować się
dowiedzieć czemu tak nagle zrezygnowałaś z pracy w ministerstwie. To bardzo
nikła szansa, nie ma się co przejmować na zapas, ale miej oczy szeroko otwarte.
I błagam, zostaw świat w spokoju!
–
Dobrze, już dobrze. Nie zachowuj się jak kwoka pilnująca nieznośnego kurczaka.
–
Ty jesteś gorsza od stada kurczaków. Ech, ufam, że sobie poradzisz.
Coś się zmieniło. Od czterech dni
przychodziły mu do głowy jakieś nieokreślone myśli, napływały wspomnienia,
których nie potrafił połączyć w całość. Już cztery razy księżyc wędrował po
niebie od czasu pierwszego przebłysku. Był pewien, że to przez obecność tej
irytującej kobiety, która nazywała go „malfoyem” gdy tylko nikt nie słyszał. Na
początku nie wiedział co to ten „malfoy”, myślał, że to jakieś dziwne
określenie jego stanu. Wcześniej słyszał „dałn”, „przygłup”, „lamus”.
Denerwował się wtedy, bo instynktownie czuł, że nie są to miłe słowa, owo
wrażenie wynikało z tonu jakim były wypluwane. Ale kobieta nie mówiła tak jak
oni. Jej głos był przyjazny, choć momentami zniecierpliwiony i zrezygnowany. To
wtedy mówiła te dziwne słowo na „m”. Dopiero wczoraj mu wyjaśniła, że to jego
nazwisko. Mówiła też, że ma imię, nie pamiętał jakie, wiedział tylko, że wydało
mu się zabawne.
Przychodziła do niego dwa razy
dziennie. Pierwszego dnia była wyraźnie niepewna co go niezmiernie irytowało,
nie wiedział czego się może po niej spodziewać, chciał ją wygonić, ale się nie
dała. Była inna niż wszyscy tutaj. Kazała mu iść pod prysznic i zjeść
śniadanie. Nie wiedział czemu jej posłuchał, ale miała w głosie coś
sugestywnego. Potem rozmawiali. Znaczy, ona mówiła. Zadawała mnóstwo dziwnych
pytań, chwilami myślał, że to ta kobieta powinna się leczyć. Używała wielu
niezrozumiałych słów, których znaczenia nie pojmował nawet w małym stopniu.
Drażniła go, ale też intrygowała. Kolejne dni były lepsze. Opowiadała różne
historie i tłumaczyła mu, że to jego życie, którego w tym momencie nie pamięta.
Ku swojemu zaskoczeniu, zaczął z nią rozmawiać. Czuł potrzebę wypowiedzenia
słów, które utkwiły mu głęboko w gardle. Któregoś dnia zrobiła coś dziwnego.
Wyjęła z rękawa długi patyk i machała nim w jego stronę mrucząc pod nosem
słowa, których nie umiał rozróżnić. Nie wiedział co chciała tym osiągnąć, ale
on czuł, że coś się zmieniło. Było mu łatwiej myśleć, z zakamarków pamięci
zaczęły napływać obrazy, których na razie nie umiał uporządkować.
Dziś powiedziała, że przyjdzie do
niego wieczorem i pokaże mu jego życie. Nie wiedział co to może oznaczać, ale
był ciekawy. Bardzo ciekawy. Polubił ją. Chyba nawet trochę za bardzo.
Instynktownie czuł, że mu nie wolno, ale widział, że jej na nim zależy i
początkową podejrzliwość zastąpił nieśmiałym oczekiwaniem na rozwój wypadków.
Odkrył w sobie chęć dbania o własny wgląd. Brał prysznic dwa razy dziennie,
posłusznie zjadał posiłki. Poprosił też o obcięcie włosów, co ona zrobiła za
pomocą patyka ukrytego wcześniej w rękawie. Pamiętał, że prosiła go aby
nikomu o tym nie mówił. Był ciekawy dlaczego, ale domyślał się, że inni też by
chcieli mieć taki magiczny
przyrząd. Pamiętał, że gdy uformowała się mu w głowie ta myśl, przez jego
ciało przeszedł przyjemny, ciepły dreszcz. Przed oczami zobaczył małego, blond
włosego chłopca stojącego z podłużnym pudełkiem w ręku. Otworzył je i wyjął z
niego długi patyk, taki sam jak miała „jego terapeutka”. Kobieta stojąca przy
chłopcu odezwała się:
– I jak synu? To głóg i włos
jednorożca, 10 cali. Myślę, że będzie ci pasować.
Głos kobiety sprawił, że w jego głowie
zaczęło się coś dziać. Czuł jakby czaszkę rozsadzał mu rosnący balon. Po chwili
wrażenie się zmieniło, teraz pojawił się napór z zewnątrz, jakby do jego głowy
chciało się przedostać stado hipogryfów. Nie
wiedział skąd wziął takie określenie, nie kojarzył niczego co można było nazwać
„hipogryfem”, ale czuł, że jest ono właściwe dla sytuacji.
Zbliżał się wieczór, a on
niecierpliwie wyczekiwał na jej przyjście. Stwierdził z delikatnym zdziwieniem,
że nie może się doczekać aż zobaczy roześmianą twarz, zarumienione policzki i
niesforne włosy, które ciągle wymykały się z luźnego węzła w jaki je wiązała.
Już wcześniej kilkakrotnie łapał się na tym, że obserwuje jej ruchy i sylwetkę
z przyjemnością stwierdzając, że jest kobietą o pełnych kształtach. Z
zaskoczeniem przypomniał sobie, że wcześniej nie miał takich myśli. Od jakiegoś
czasu, nocami fantazjował o niej stojącej w blasku księżyca. Patrzyłby wtedy na
jej ciało, ubrane tylko w cienką koszulkę przez którą przebijałyby się,
stwardniałe od nocnego chłodu, sutki. Wyciągnąłby do nich rękę, żeby zobaczyć
jak zareagują, a ona zarumieniłaby się i poddała jego dotykowi. Chciałby
całować jej szyję, jej przymknięte powieki i rozchylone w rozkoszy usta.
Pozwoliłaby jego dłoniom wędrować po swojej napiętej z podniecenia skórze.
Wiedział, że nie powinien dawać ponosić się wyobraźni. Kobieta nawet
najdrobniejszym gestem nie zdradziła mu, że on się jej podoba jako mężczyzna. W
sumie nie był zaskoczony, bo nie wyglądał olśniewająco, jednak fakt ten nie
przeszkadzał innym pielęgniarkom składać mu jednoznacznych propozycji. Jedna
nawet poczynała sobie z nim, a raczej z jego rękoma, dość odważnie do czasu aż
nie zaprotestował. Gdyby to pani Granger miała taki pomysł, poddałby się jej z
przyjemnością. Miał świadomość, że musi być coś z nim nie tak, jednak jego stan
psychiczny nie miał wpływu na naturalne, męskie odruchy. Czuł dreszcz
podniecenia gdy pomyślał, że za chwilę zobaczy „swoją terapeutkę”. Z
zawstydzeniem przyznawał, że próbuje przedłużyć ich spotkania. Nie obchodziło
go w tej chwili zbytnio, że cel sesji był zgoła inny. Przyzwyczaił się, że jego
myśli z trudem przebijają się przez mgłę zapomnienia. Nie miał wspomnień, nie
wiedział gdzie dokładnie się znajduje, choć domyślał, że nie zawsze tu był.
Wszystkie informacje jakie w tym momencie posiadał, czerpał z rozmów personelu.
Niektóre były przeznaczone dla jego uszu o innych wolał nie wspominać, wiedząc,
że nie powinien ich słyszeć. Pojawienie się pani Granger traktował więc jako
rozrywkę i odskocznię od monotonni.
– Dobry wieczór. Jak się czujesz? –
Hermiona Granger dziarsko przekroczyła próg jego szpitalnej sali. Była ubrana w
jasnoniebieskie jeansy i biały top na który narzuciła kremową, luźną
koszulę. Na nogach miała białe trampki. Wyglądała świeżo i przyjemnie było
patrzeć na jej zadowoloną, lekko opaloną twarz, którą otaczały niesforne
kosmyki brązowych włosów.
– Dziękuję, dobrze.
– Teraz spróbuję pokazać ci część tego
co mam nadzieję niedługo sobie przypomnisz – powiedziała stawiając dziwny
przedmiot na stoliku przy oknie. Dopiero teraz zauważył, że wcześniej trzymała
go w ręku. – Myślisz, że jesteś gotowy?
– Jeżeli pani uważa, że jestem.
– Pytam ciebie, chciałabym wiedzieć co
czujesz, czy jesteś ciekawy?
– Nie wiem. Przyzwyczaiłem się do
tego, że nie mam żadnych wspomnień, że nie pamiętam przeszłości. Czy to źle?
– Każdy człowiek ma jakąś przeszłość.
Jest ona bardzo ważna, pamiętając o przeszłości możemy spróbować budować lepszą
przyszłość. Dzięki wspomnieniom wiemy dlaczego jesteśmy takimi ludźmi w
teraźniejszości. Wcześniej nikt nie nalegał żebyś spróbował sobie przypomnieć
kim jesteś?
– Nie, ale mi to nie przeszkadzało.
Skąd pani wie kim jestem?
– Powiedzmy, że znałam cię kiedyś.
Chodziliśmy razem do szkoły.
– Och, nie pomyślałem. Pani wiek
mnie zmylił. Jaki byłem?
– Cóż, nie jestem chyba właściwą osobą
żeby ci to opowiedzieć.
– Dlaczego?
– Chyba nie potrafiłabym być
obiektywna, ale spróbuję ci pokazać.
– Jak?
– Widzisz to naczynie? To
myślodsiewnia. Taki przyrząd w którym można oglądać wspomnienia, oczywiście nie
tylko swoje, ale również kogoś. Zobacz, mam tu kilka fiolek w których są
świadectwa osób, które cię znają. Za chwilę będziemy mogli je zobaczyć.
– Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś
takiego.
– Myślę, że widziałeś, ale nie
pamiętasz. Po dzisiejszej sesji, będziesz bogatszy o kilka elementów układanki,
ale też będziesz musiał oswoić się z pewną myślą. Zanim jednak zaczniemy,
chciałabym żebyś mi powiedział, czy czujesz jakieś zmiany od czasu naszych
spotkań? Czy coś sobie przypominasz?
– Nie. Tak. To znaczy…
– Śmiało, chciałabym, żebyś był ze mną
szczery.
– Wcześniej nic się nie działo, ale od
kilku dni mam pewne wizje. Pojawiają się znikąd i zwykle nie pasują do siebie.
Pewne obrazy, dźwięki. Czasami w głowie formułują mi się dziwne myśli, których
nie rozumiem. Mówię słowa choć nie znam ich znaczenia, jednak jestem
pewien, że są one wypowiedziane we właściwej sytuacji. Nie, nie umiem tego
wyjaśnić.
– Ależ umiesz – Hermiona krzyknęła z
entuzjazmem. – To z pewnością są wspomnienia, które szukają drogi powrotnej do
twojej głowy. Bardzo się cieszę i będę chciała, żebyś podzielił się ze mną
tymi obrazami. Muszę się upewnić, że idziemy właściwą drogą.
– Jak sobie pani życzy.
– Słuchaj, wiem, że tu są pewne zasady
i w ogóle, ale mam prośbę. Czy mógłbyś się zwracać do mnie po imieniu?
– Wcześniej tak się do pani zwracałem?
– Niezupełnie, ale myślę, że byłaby to
miła odmiana.
– Chyba nie byliśmy przyjaciółmi.
Znaczy w szkole. Wnioskuję z tonu, że nie przepadała pani za mną .
– Myślę, że sobie wszystko
przypomnisz, ale chciałabym, żebyś nawet wtedy, pamiętał jak bardzo się staram
ci pomóc.
– Czy inni pacjenci też
mówią pani po imieniu – zapytał nim zdążył się powstrzymać. Czuł zazdrość
na samą myśl, że ona poświęca czas innym ludziom. Chciałby żeby zajmowała się
tylko nim.
– Nie. Skąd ten pomysł? Po prostu
pomyślałam, że przez wzgląd na naszą dawną znajomość, moglibyśmy trochę nagiąć
przepisy, ale jeżeli nie chcesz…
– Oczywiście, że chcę.
Hermiona spojrzała na niego badawczo.
– W porządku. Pamiętaj tylko, żeby
przy innych nie zwracać się do mnie per ty, nie chciałabym mieć kłopotów.
– Nie puszczę pary z ust. Zresztą ja
prawie z nikim, poza tobą, nie rozmawiam.
– Dlaczego?
– Bo i tak nie słuchają tego co
pragnąłbym powiedzieć. Słyszą to, co sami chcą.
Hermiona była zaskoczona jego
wyznaniem. Domyślała się, że w tym szpitalu dzieje się coś niedobrego, choć z
wierzchu wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Z Malfoyem
postępowała wedle ustalonego przez przyjaciół planu. Ostrożnie budowała między
nimi więź, wykorzystując jego amnezję i mając nadzieję, że nabierze do niej na
tyle zaufania, że po odzyskaniu swojej przeszłości zgodzi się na
współpracę. Była tu już prawie miesiąc. Za radą przyjaciół spróbowała niedawno
cofnąć zaklęcie zapomnienia, co najwyraźniej przyniosło jakieś skutki skoro
Malfoy opowiadał o napływających do niego obrazach. Dawkowała mu informacje o
świecie zewnętrznym i samej sobie, choć wiedziała, że już niedługo musi mu
wyznać kim jest i jakie ma wobec niego plany. Prośba o zachowanie w tajemnicy
pewnych faktów z ich sesji, czy takich jak dzisiejsze życzenie o mówieniu
sobie po imieniu, miały na celu wzbudzenie poczucia wspólnoty. Chciała by
myślał, że ona mu ufa powierzając swoje sekrety. Była ciekawa jak daleko
posunie się mając taką wiedzę w rękach. Cały czas pamiętała, że to Malfoy i
równie dobrze, może odstawiać całą tę szopkę celowo z myślą o korzyściach dla
siebie. Jednak w głębi serca wiedziała, że Ślizgon nie udawał. Nawet on nie
potrafił być tak dobrym aktorem. Martwiło ją trochę to, że czas mija, a ona nie
odnosi żadnych namacalnych efektów, więc dzisiejsze słowa mężczyzny odebrała z
poczuciem zadowolenia. Musiała przyznać, że była już zmęczona zadaniem jakie
postawiła przed nią dyrektor Hogwartu. Nie chodziło nawet o Malfoya, bo z
zaskoczeniem stwierdziła, że nawet go lubi. Bez swojego cynizmu, arogancji i
ironii był całkiem do zniesienia, więc jeżeli po odzyskaniu pamięci zachowa
choć w części teraźniejsze cechy, to ich współpraca może być poprawna. Problem
stanowili inni pensjonariusze. Udało jej się przekonać ordynatora, że terapię należy
prowadzić stopniowo i gdy wyprowadzi na prostą trzech pacjentów to dopiero
wtedy będzie mogła wziąć odpowiedzialność za kolejnych. Argumentowała,
całkiem słusznie, że każdy przypadek jest wystarczająco ciężki, żeby zajmować
się nim indywidualnie, a ona nie jest w stanie prowadzić wszystkich na raz.
Niestety ani stan Alexa, ani pani Brink nie ulegał nawet nieznacznej poprawie i
Hermiona zaczynała wątpić w to co robi. Pamiętała oczywiście, że jej zabawa w
terapeutkę ma całkiem inny cel niż faktyczna pomoc pacjentom, no może z
wyjątkiem Malfoya, bo jemu pomóc musiała, żeby osiągnąć to co zaplanowała,
jednak przejęła się swoją rolą tak bardzo, że niemal sama uwierzyła w swoją
wykreowaną tożsamość.
Zaczyna się rozkręcać ! Mam nadzieje,że niedługo kolejny rozdział :-) K.R
OdpowiedzUsuń:) Niestety najwcześniej za jakieś trzy tygodnie, wątpię czy wcześniej dam radę, ale będę się starała :/
UsuńBardzo fajny rozdział ciekawi mnie co się stało Draco że nic nie pamięta? czekam niecierpliwie na kontynuacje tego opowiadania jak i na kolejny rozdział Szach-Mat Kochanie Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :* cieszę się, że rozdział zaciekawił. Szach i mat pojawi się zapewne w przyszłym tygodniu :) Pozdawiam
UsuńCoraz ciekawiej. Czyta się z lekkością i przyjemnością. Bardzo podoba mi się to, że Dramione nie jest jedynym wątkiem. Co kombinuje Nott i spółka ? Mam nadzieję, że dowiem się w przyszłych rozdziałach, które idę czytać.
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawiej. Czyta się z lekkością i przyjemnością. Bardzo podoba mi się to, że Dramione nie jest jedynym wątkiem. Co kombinuje Nott i spółka ? Mam nadzieję, że dowiem się w przyszłych rozdziałach, które idę czytać.
OdpowiedzUsuń