28 maja 2015

Miniaturka Więźniowie przeszłości cz.III



Część III


Rozwiązanie zagadek


Była zła. Nie, to nie jest odpowiednie określenie. Była wściekła. Nie mogła uwierzyć w to co się stało, nie potrafiła zrozumieć jakim cudem dała się tak łatwo wrobić, była zawiedziona i rozczarowana zdradą przyjaciół. Kolaboranci cholerni. Udało im się wyprowadzić ją w pole. Ją. Hermonę Granger. A podobno była inteligentna. Gówno prawda. Gdyby była, to by przewidziała wszystko. Tak się kończy ufanie facetom. Och już ona im pokaże. Pożałują. Wszyscy, jak jeden.

Musiała jednak przyznać, że zrobili to pięknie. Pomyśleli o wszystkim, niczego nie zostawili przypadkowi. Zdała sobie sprawę, że w tak szeroko zakrojoną akcję, musiało być zaangażowanych więcej osób. Ron, Harry i Malfoy. Ci trzej stanowili mózg operacji, to jasne. Ten ostatni grał na dwa fronty. Z jednej strony knuł i wcielał w życie jej plan, a z drugiej kombinował tak, żeby zrealizować pomysły własnego autorstwa. Prawdę mówiąc, takie zachowania miał przećwiczone i dopracowane do poziomu doskonałości. Skoro wywiódł w pole Voldemorta, to jakie szanse miała taka Hermiona? Ale kto jeszcze? Była pewna, że Harry nie odważył się na zdradzenie planu komukolwiek ze swojej pracy. Aurorzy pełniący służbę w Azkabanie, choć pozostawali jego podwładnymi, nie mogli brać w tym udziału. Harry by tak nie ryzykował, tym bardziej, że nie byli to w pełni wykwalifikowani tropiciele czarnoksiężników, a jedynie stażyści. Wiedziała, że Harry w pełni ufa niewielu ludziom, a do tego kręgu, na pewno nie zaliczają się osoby będące w trakcie trzyletniego szkolenia. No, ale jak wytłumaczyć fakt, że podczas ucieczki, nie natknęli się na nikogo? Zwykle korytarze tej części twierdzy patrolowało przynajmniej kilku strażników. Przy wyjściu też zawsze był ktoś obecny, a w noc ich ucieczki, nagle wszystkich wymiotło. Choć była wtedy pod działaniem Imperiusa, doskonale pamiętała, że oprócz jej, Malfoya i Rona nikogo nie było. Musi się tego dowiedzieć, bo choć nie miało to w tym momencie znaczenia, bardzo ją ten fakt intrygował. Przejdźmy dalej. Hipogryf był oczywiście sprawką Hagrida. Stary, dobry Hagrid. Był z pewnością zachwycony możliwością pomocy i to w tak fantastyczny sposób. Cóż, sprawdzone sposoby są najlepsze. Tym kierowała się konstruując swój plan z eliksirem wieloskokowym, więc nie dziwiła się Malfoyowi, że wykorzystał wiedzę o brawurowej ucieczce Syriusza z Hogwartu. Dobrze, że nie przysłali Kłębolota. Hermiona była pewna, że Dziobek pamiętał Ślizgona i nie uległby tak łatwo. W miarę jak skupiała się na szczegółach ucieczki, docierało do niej, że wszyscy bardzo ryzykowali. Dla niej. Dla jej lepszego życia. Byłaby im pewnie wdzięczna, gdyby sama nie miała innych planów.


– Nad czym tak myślisz, Granger? – Draco Malfoy przyglądał się kobiecie siedzącej na parapecie okna. Znajdowali się  w małej, mugolskiej wiosce. Dom w którym zamieszkali, leżał na odludziu, co było konieczne mimo otoczenia go wieloma zaklęciami ochronnymi w tym najpotężniejszym, Zaklęciem Fideliusa. Strażnikiem tajemnicy został Potter, więc szansa na ich wytropienie, była naprawdę znikoma. Jednak Hermiona, po zdjęciu z niej zaklęcia Imperio, nie przejawiała najmniejszej ochoty na współpracę i Malfoy dziękował w duchu Merlinowi, że ma do dyspozycji różdżkę co daje mu możliwość odcięcia się od krzyków kobiety. Sam był średnio zadowolony z komfortu jaki zapewniał maleńki, w jego mniemaniu, domek. Cztery pokoje, kuchnia i dwie łazienki. Grubo poniżej jego oczekiwań, ale do czasu wydostania złota z zagranicznego banku, był skazany na tę klitkę. Obiecał Potterowi i Weasleyowi zająć się tą zbzikowaną szlamą, jak w myślach nazywał swoją współlokatorkę, i nie umiał zliczyć razy, kiedy tego żałował. Już chyba lepszym rozwiązaniem byłoby małe tete a tete z dementorem. Granger była uparta bardziej niż pamiętał, pyskata i nie okazywała mu szacunku do którego był przyzwyczajony. Całkowite przeciwieństwo jego żony. No, ale jak miał być szczery, to nie najszczęśliwsze porównanie, biorąc pod uwagę fakt, że ta druga chciała go wykończyć. Gryfonka przynajmniej była szczera.


            Kobieta widać nie miała zamiaru odpowiadać na uprzejmości ze strony Ślizgona, co on przyjął z niejakim zniecierpliwieniem, które wyraził na głos.


– Mogłabyś jednak zachowywać się w sposób chociażby poprawny, odrobiną wdzięczności też nie pogardzę.


– Może mam jeszcze płukać twoje gacie w strumieniu, śpiewając przeboje Celestyny?!


– Nie zaszkodziłoby ci. – Dobrze, że miał refleks, bo w jego stronę poszybowała paprotka, do tej pory grzecznie stojąca na parapecie. Lepsze to niż zaklęcie. – Nie bądź taka ostra, próbuję być dla ciebie miły.


– Ty jesteś tego typu czarodziejem, co jak jest miły, to znaczy, że albo ci właśnie wyciąga sakiewkę z kieszeni, albo mierzy różdżką w plecy.


– Wiesz co, jak ja cię tak czasami słucham, to zaczynam się zastanawiać czy mój ojciec przypadkiem dziewięć miesięcy przed twoim urodzeniem twojej mamuśki nie spotkał...


– To miał być komplement czy ubliżenie? Bo jakoś mało przejrzyście ci wyszło, biorąc pod uwagę fakt umiłowania jakim twój ojczulek darzył mugoli.


– Nie czepiaj się mojego ojca. Szumowina z niego była, ale jednak człowiek.


– Mam poważne wątpliwości.


– Słuchaj, męczę się tu dla ciebie…w tym…, w tym czymś co nosi wątpliwe miano domu…


– A co ci się tu nie podoba?


– Jest ciasno, brudno, gorzej niż w podrzędnym hotelu bez gwiazdek…

– Dom to nie koniak, a ty nie astronom, żeby się na gwiazdki oglądać. Przesadzasz jak zwykle, wystarczy kilka gospodarskich zaklęć i będzie całkiem przytulnie.

– Nadal będzie ciasno.

– To powiększ sobie sypialnie jeżeli cztery pokoje to dla ciebie zbyt mało i przestań się zachowywać jak rozkapryszony bachor!

– Ja się tak zachowuję? A kto siedzi z nosem przy szybie i nie raczy się odezwać? Wielka pani nieszczęśliwa, bo tłum ludzi ryzykował swoje własne życie, żeby szanowna niezadowolona mogła jeszcze skorzystać ze swojego!

– Ty, ty, ty imbecylu, ty! Nikt wam nie kazał mnie stamtąd wyciągać, nie prosiłam się, mogłeś się trzymać mojego planu!

– Granger, przyznaj, że ty tak się do intrygi w rękawiczkach nadajesz, jak ja do mugolskiego baletu.

– I kto to mówi?! Pewnie szwadron aurorów depcze nam po piętach – postanowiła go sprowokować, jeżeli jej się powiedzie, dowie się więcej niż chcieli jej z początku wyjawić.

– Tak uważasz? Myślisz, że tylko ty potrafisz knuć? Rozumiem, że nie ufasz mojej inteligencji, ale myślałem, że znasz Pottera.

– A co niby on ma do rzeczy?

– Chyba nie sądzisz, że sam to wszystko wymyśliłem? Albo może, że Wiewiór to taki bystrzacha? Potter to większy cwaniak i szuja niż mogłem kiedykolwiek przypuszczać.

– Szuja, ale jaka zdolna – zawołała z triumfem i wyraźną dumą.

– Oczywiście, teraz wszystkie zasługi przypisujesz Bliznowatemu. Nie wierzę, że to mówię, ale ja i Weasley nie staliśmy z założonymi rękoma.

– Ale z pewnością Harry najwięcej ryzykował!

– Możliwe.

– No dobra, to opowiesz mi jak to wszystko zorganizowaliście? – Postanowiła wziąć go trochę pod włos. Jej ciekawość była silniejsza niż samodestrukcyjne założenia, więc przesiadła się na fotel i przywołała dwa kubki z parującą herbatą, które zgrabnie wylądowały na pobliskim stoliku. Mężczyzna usiadł na drugim fotelu i sięgnął po kubek.

– Herbata? – prychnął, – nie ma nic mocniejszego?

– Tylko piwo kremowe.

– Niech będzie, Accio piwo kremowe. – Dwie butelki kremowego napoju wylądowały tuż obok kubków z herbatą, które za pomocą odsyłającego zaklęcia, za chwilę poderwały się do góry i poszybowały w stronę kuchni. – No więc, co chcesz wiedzieć?

– Domyślam się powodu jakim Ron wytłumaczył swoją obecność w twierdzy o tak późnej porze. Pamiętam, że rzucił na mnie zaklęcie Imperio i że kazał wypić eliksir wielosokowy. Domyślam się, że człowiekiem prowadzącym mnie pod rękę byłeś ty, pod działaniem tego samego eliksiru. Nie rozumiem jednak jakim cudem, w naszej części twierdzy nie spotkaliśmy nikogo żywego? Rozumiem, że dementorzy byli przekonani, że Ron eskortuje nas ze względu na późną porę odwiedzin. Nie dziwi mnie fakt, że nie zwrócił uwagi na to, że Ron przybył do więzienia sam, bo zapewne byli przekonani, iż my-odwiedzający, po prostu przybyliśmy tu wcześniej, jeszcze w porze odwiedzin. Jednak jak możliwe, u licha, że nikt nie zauważył, że zniknęliśmy? Cele zostały puste.

– Cieszę się, że o to pytasz, bo to był mój pomysł. Prawda, że genialny? Wiewiór przybył do Azkabanu długo przed kolacją, na widzenie z pewną osadzoną. Tak szczęśliwie się złożyło, że zdobył jej włos i niepostrzeżenie dodał środka na przeczyszczenie do wody, którą zaproponował do picia, żeby ją wyeliminować na czas całej akcji. Potem się dowiedział, że Fred dał mu środek będący dopiero w fazie testów i ta kobieta wylądowała w więziennej izbie przyjęć, jednak stwierdzono po prostu zatrucie pokarmowe. Wracając do młodszego Weasleya, podszywając się pod tę kobietę, wsypał nasennego środka do jedzenia więźniów. Natomiast Potter, jako dobry przełożony, dostarczył strażnikom miód pitny, który mieli niby pilnować, bo był z przemytu czy coś.  Wiedział, że nie omieszkają go spróbować, nieznacznie zachęceni przez Pottera. Nie przewidzieli jednak, że w miodzie znajduje się również eliksir słodkiego snu. Spili się jak przysłowiowe świnie i żaden nic nie pamięta. Mało brakowało, a strażnik przy wyjściu, pozostałby trzeźwy, ale na szczęście dosięgła go plotka o szykującej się popijawie. Chyba Weasley i Potter za głośno rozmawiali o zapasie, jaki Bliznowaty zostawił  swoim pracownikom.

– Muszę przyznać, że to było proste i dzięki temu, genialne. – Z trudem przyznała Hermiona.

– Dziękuję. Czy coś jeszcze wzbudza twoje wątpliwości? Jak się domyślam, wiesz, że dzięki uprzejmości tego… znaczy Hagrida, mieliśmy szansę uciec od razu, nie ryzykując podróży do miejsca umożliwiającego teleportację. Ten…dom, – kontynuował rozglądając się z niesmakiem – jest otoczony silnymi zaklęciami zwodzącymi i chroniony Fideliusem, którego strażnikiem jest Potter. Musimy poczekać, aż sprawa z twoim zniknięciem trochę przycichnie, bo Minister nie jest tak głupi, żeby wierzyć w przypadek i podejrzewa twojego przyjaciela o współudział, nie ma jednak dowodów. Mamy szczęście, że nie chce dopuścić do skandalu i negacji swojej reformy więziennictwa. W końcu to on nalegał na usunięcie większości dementorów z Azkabanu, więc będzie utrzymywał pozory do czasu twojego uniewinnienia. Inaczej rzucą go dziennikarzom na pożarcie. Wyrok ma być wydany zaocznie. W razie wątpliwości, młoda Weasley ma się pod ciebie podszywać, choć nie do końca jest dla mnie jasny sposób dostarczenia jej np. z Azkabanu na rozprawę, ale to już nie nasze zmartwienie.

– Zaraz, zaraz. Czemu cały czas mówisz tylko o moim zniknięciu? A co z tobą? Jeżeli się nie mylę, to miałeś być ucałowany o zachodzie słońca w dniu, w którym mnie porwaliście.

– Czytaj – Malfoy ignorując oskarżenie kobiety, wyciągnął z kieszeni jakiejś papiery, w których Hermiona rozpoznała złożone strony Proroka Codziennego.

„Wczoraj, o zachodzie słońca, w Azkabanie, miała wreszcie miejsce, całkowicie zasłużona egzekucja byłego śmierciożercy Dracona Malfoya. Osadzony w więzieniu niespełna miesiąc temu, za zabójstwo z zimną krwią swojej żony, został ucałowany przez dementora. Tak się szczęśliwie złożyło, że dementor trochę zbyt mocno przyłożył się do swojego zadania w skutek czego, morderca zmarł z wycieczenia tuż po wykonaniu wyroku. Mała strata dla naszego świata, jednak szkoda, że tak gorliwy „pracownik” jakim okazał się rzeczony dementor, został usunięty z twierdzy na zawsze. Przypomnijmy, że Draco Malfoy w czasach panowania Tego-Którego-Imię-Już-Wolno-Wymawiać…”

– Jak coś takiego czytam, to się czuje w twojej obecności jak arabski murzyn żydowskiego pochodzenia  Hermiona wzdrygnęła się malowniczo.

– Nie masz się czego obawiać, poza faktem ubicia swojej żony, jestem czysty jak łza.

– Akurat, raczej jak kałuża błota.

– Sama widzisz, że to stek bzdur!  Przekonywał Ślizgon.

– No widzę, widzę. Już się tak nie bulwersuj. Powiedz mi, jak to zrobiliście? Chociaż nie! Już wiem! Ron popisał się jeszcze jednym, celnym Imperiusem?

– Akurat to był Potter,  stwierdził mężczyzna  ale nie robi to żadnej różnicy. Auror mający być obecny przy wykonaniu wyroku, zeznał tak jak przeczytałaś. Oficjalnie jestem trupem pogrzebanym gdzieś pod więziennym murem, bo nikt nie zgłosił się po zwłoki na czas, a twoje zniknięcie, zostało umiejętnie zatuszowane przez samego Ministra, bojącego się o swój stołek. Zapewne uniewinnienie jest tylko kwestią czasu, więc przy odrobinie szczęście, nikt się nie zorientuje, że wyfrunęłaś z klatki trochę wcześniej. Jeżeli Kingsleyowi zależy na spokoju, to sam przychyli się do oficjalnego uznania twojej niewinności. Ze strony strażników nic nam nie grozi, bo ci którzy są w stanie dodać dwa do dwóch, nie mogą się przyznać, że pili na służbie, byłby to koniec ich kariery. Więźniowie smacznie spali, a Weasley ma dobre alibi, przed innymi pracownikami więzienia co potwierdzą dementorzy, którzy nie mając oczu, nie byli w stanie rozpoznać, czy faktycznie jesteśmy rodzicami tego więźnia o którym wspominał im Wiewiór.

– Faktycznie, pomyśleliście o wszystkim. Szkoda tylko, że nie wzięliście pod uwagę mojej psychiki.

– Ty się swoją psychiką nie przejmuj. To jest urządzenie o prostej konstrukcji. Tam nie ma się co zepsuć  sarkazm wręcz kapał z jego wypowiedzi.

– Jeszcze jedno słowo Malfoy, a sok dyniowy z ceremonii przydziału ci się odbije.

– Uspokój się, po prostu uważam, że poza murami Azkabanu zaczniesz przytomnie myśleć.

– Ty musisz zrozumieć, że ja naprawdę chcę odejść, że ze mną jest koniec, że jest w ogóle nul, masakra, nic, zero i że nie zatrzymasz mnie na tym świecie  Gryfonka zaczęła biadolić.

– Mówże składniej jakoś, bo tylko sens ogólny załapałem   zirytował się ponownie Malfoy.

– A co ja, Beedle’y jestem jakiś, czy inna Szymborska?  obruszyła się Hermiona.

– Co to „szymborska”? To coś z szyszymorą?

– Może piękna nie była, ale to rzecz gustu. Wisława Szymborska to osoba, jest polską noblistą w dziedzinie literatury – kobieta nie umiała ukryć politowania w tonie swojego głosu.

– To skąd o niej wiesz?

– No, to chyba oczywiste? – Hermiona nie mogła wyjsc z podziwu, że jej rozmówca ma jakieś wątpliwości. – Nagroda Nobla to najwyższe wyróżnienie w mugolskim świecie. Wypada wiedzieć cokolwiek o jej laureatach.

– Nobel był przecież czarodziejem, wynalazł zaklęcie wysadzające Confringo – stwierdził Malfoy.

– W głowę się uderzyłeś? Owszem, wynalazł dynamit, był bardzo zdolny, ale z pewnością był mugolem.

– Tak ci się tylko wydaje – Draco poczuł się pewniej– Jego rodzina pochodziła od Olofa Rudbecka, XVII-wiecznego szwedzkiego lekarza, przyrodnika i pisarza, profesora uniwersytetu w Uppsali. Ojciec Alfreda, Immanuel Nobel był inżynierem i wynalazcą, który budował mosty i budynki w Sztokholmie. W związku ze swoją pracą konstruktorską eksperymentował także z różnymi technikami wysadzania skał. Matka Alfreda, Andriette Ahlsell, pochodziła z zamożnej czarodziejskiej rodziny. Z powodu niepowodzeń w swojej pracy, wywołanych utratą kilku barek z materiałami budowlanymi, Imanuel zbankrutował w tym samym roku, w którym urodził się jego syn, Alfred. W 1837 roku Immanuel Nobel opuścił Sztokholm i porzucił swoją rodzinę, by rozpocząć nową karierę w Rosji. Andriette Nobel, która wcześniej wyrzekła się czarów w imię miłości, otworzyła sklep spożywczy, który przynosił skromny dochód, ale wystarczał żeby utrzymać rodzinę. W tym czasie jej mąż odniósł sukces w swoim nowym przedsięwzięciu w Sankt Petersburgu, który polegał na budowaniu min morskich. Immanuel Nobel był także pionierem w produkcji broni i w projektowaniu silników parowych. Widząc sukcesy Nobla i upadek swojej córki, ojciec Andriette teleportował się do Sankt Petersburga, odszukał zięcia i rzucił na niego kilka trafnych zaklęć, zmuszając go tym samym do ściągnięcia do siebie swojej rodziny. Dziadek zatroszczył się o właściwą edukację czterech wnuków, a szczególną opieką otoczył Alfreda, który jako jedyny z rodzeństwa odziedziczył zdolności magiczne po matce. Młody Nobel nigdy nie uczęszczał do żadnej z czarodziejskich szkół, ale był bardzo zdolny i chętnie chłonął wiedzę od dziadka i matki. W wieku 17 lat był biegły w szwedzkim, rosyjskim, francuskim, angielskim i niemieckim. Jego główne zainteresowania skupiały się wokół eliksirów, transmutacji i zaklęć, jednak ojcu w akcie desperacji wmówił, że interesuje się literaturą i poezją. Widząc wściekłość ojca, dodał, że lubi również chemię i fizykę. Immanuel, który chciał, by synowie dołączyli do jego przedsięwzięcia jako inżynierowie, nie podzielał zainteresowania Alfreda poezją i odkrył, że ten jest człowiekiem zamkniętym w sobie, choć nigdy nie domyśliłby się, jaką tajemnicę skrywa syn. By poszerzyć horyzonty Alfreda, ojciec posłał go za granicę na studia inżynierii chemicznej. Nie wiedział, że młodzieniec w tym czasie rozwija swoje umiejętności magiczne nawiązując kontakt ze znanymi w tamtych czasach czarodziejami. Podczas dwóch lat Alfred Nobel odwiedził Szwecję, Niemcy, Francję i USA gdzie uzupełniał wiedzę i szlifował czary. W Paryżu pracował w prywatnym laboratorium mistrza eliksirów Pelouze'a, sławnego również w mugolskim świecie w dziedzinie chemii. Tam spotkał młodego włoskiego chemika Ascanio Sobrero i – 3 lata później – wynaleźli nitroglicerynę. Alfred Nobel, został pominięty jako wynalazca, co zakończyło jego przyjaźń z Sobrero.  Natchnięty odkryciem, sam postanowił popracować nad zaklęciem niszczącym. Mimo, że eksperymenty prowadził w tajemnicy, podczas jednej z prób zginął jego ówczesny przyjaciel. Nobel się załamał i porzucił magię. Jego natura i pociąg do wysadzania sprawiły jednak, że zainteresował się możliwością użycia nitrogliceryny w pracach konstruktorskich. Nie chciał ryzykować i zadbał żeby problemy bezpieczeństwa przy wybuchu zostały rozwiązane.  Opracował metodę kontrolowanego wybuchu nitrogliceryny. Swój…

– Dobrze, dość. Wierzę. Wierzę, że był czarodziejem, tylko skończ już ten wykład. Jesteś gorszy od Binnsa!  Hermiona przewróciła oczami.

– Teraz to mnie prawie uraziłaś, ja się tu produkuję, żeby uzupełnić twoją wiedzę, a tu zero wdzięczności z twojej strony  Draco postanowił udawać obrażonego.

– Już mi to dziś mówiłeś. Jak tak bardzo chcesz, żebym była ci za coś wdzięczna, to załatw coś mocniejszego, bo mam ochotę się napić. Za dużo ostatnio się dzieje jak dla mnie.

– Co ty nie powiesz?  zironizował Ślizgon.  Ale masz rację, coś mocniejszego by się przydało. Nie mogę uwierzyć, że ta propozycja wyszła od ciebie.

– Inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami.

Cdn...

6 komentarzy:

  1. Super ale będzie kontynuacja tak? Bardzo fajna część aż się popłakałam ze śmiechu You made my day

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Tak, będzie jeszcze jedna część, typowo dramionowata :)

      Usuń

  2. – Dobrze, dość. Wierzę. Wierzę, że był czarodziejem, tylko skończ już ten wykład. Jesteś gorszy od Binnsa!

    – Teraz to mnie prawie uraziłaś, ja się tu produkuję, żeby uzupełnić twoją wiedzę, a tu zero wdzięczności.

    – Już mi to dziś mówiłeś. Jak tak bardzo chcesz, żebym była ci za coś wdzięczna, to załatw coś mocniejszego, bo mam ochotę się napić. Za dużo ostatnio się dzieje jak dla mnie.

    – Co ty nie powiesz, ale masz rację, coś mocniejszego by się przydało. Nie mogę uwierzyć, że ta propozycja wyszła od ciebie.

    – Inteligentni ludzie są często zmuszani do picia, by bezkonfliktowo spędzać czas z idiotami.

    – Jak coś takiego czytam, to się czuje w twojej obecności jak arabski murzyn żydowskiego pochodzenia.

    – Nie masz się czego obawiać, poza faktem ubicia swojej żony, jestem czysty jak łza.

    – Akurat, raczej jak kałuża błota.

    – Sama widzisz, że to stek bzdur!


    – Faktycznie, pomyśleliście o wszystkim. Szkoda tylko, że nie wzięliście pod uwagę mojej psychiki.

    – Ty się swoją psychiką nie przejmuj. To jest urządzenie proste. Tam nie ma co się zepsuć.

    – Jeszcze jedno słowo Malfoy, a oranżada z ceremonii przydziału ci się odbije.

    – Uspokój się, po prostu uważam, że poza murami Azkabanu zaczniesz przytomnie myśleć.

    – Ty musisz zrozumieć, że ja naprawdę chcę odejść, że ze mną jest koniec, że jest w ogóle nul, masakra, nic, zero i że nie zatrzymasz mnie na tym świecie.

    – Mówże składniej jakoś, bo tylko sens ogólny załapałem.

    – A co ja, Beedle’y jestem jakiś, czy inna Szymborska?

    – Co to „szymborska”? To coś z szyszymorą?

    Te 3 fragmenty rozwaliły mój system.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 Starałam się :) fajnie, że komuś się podoba moja pisanina :)

      Usuń
  3. "Dobrze, że nie przysłali Kłębolota." - Ne rozumne tego zdania. chodzi o Hardodzioba? Hipogryfa Hagrida z trzeciego tomu HP?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak :) Hardodziob został przechrzczony dla niepoznaki i później juz tak go nazywano, więc postanowiłam skorzystać z ostatniego imienia hipogryfa :)

      Usuń