Cz.II
Podobno są dwa sposoby, żeby zrozumieć
kobietę: pierwszy nie działa, a drugi nie istnieje.
***
Znaleźli się w jakiejś górskiej
dolinie. Zewsząd otaczało ich piękno przyrody, które w innych okolicznościach
zapewne działałoby na nich uspokajająco. Soczysta zieleń trawy zachęcała do
przycupnięcia na niej i rozkoszowania się błękitem nieba. W oddali widać było
szczyty gór na których zalegał wieczny śnieg, a słońce przedzierało się
pomiędzy nielicznymi chmurami, których biel raziła w oczy. W oddali szumiał strumyk,
swoim odgłosem rywalizując ze śpiewem ptaków. Ot, górska sielanka. Jednak błogi
spokój zakłócały gwałtowne krzyki kobiety.
–
Ty mógłbyś się zabić skacząc z poziomu swojego ego na poziom swojego IQ!!! – krzyczała wyraźnie zirytowana.
–
Wybacz Granger, ale nie wiedziałem, że jesteś ekspertem od mojej osobowości.
Kontynuuj proszę, a ja będę robił notatki, które na koniec wsadzę ci w dupę! – Malfoy nie zamierzał jej odpuścić.
–
Nie będę rozmawiała z kimś tak wulgarnym jak ty! – przyspieszyła kroku.
–
No wreszcie, ale dla twojej wiadomości, ja nie jestem wulgarny! – zawołał za nią. – Po prostu dla
ciebie mam cholernie wyszukane słownictwo – mruknął bardziej do siebie niż w celu poinformowania o tym kobiety.
– Słyszałam! Wyszukanie więc ci radzę, nie wchodź mi w drogę! – warknęła.
–
Lepiej wchodzić komuś w drogę niż w dupę!
–
Trzeba umieć korzystać z życia!
–
Mogłaś korzystać jak byłaś młoda, zabytków się nie rozbiera! – odparł z wyczuwalną ironią.
Odwróciła się ku niemu i opierając ręce na biodrach zawołała:
Odwróciła się ku niemu i opierając ręce na biodrach zawołała:
–
Tobie alkohol mózg na sieczkę zamienił i uczynił sparodiowanym owocem ewolucji.
Jesteś jedną, wielką porażką, Malfoy!
Draco już otwierał usta, by odpowiedzieć coś równie kąśliwego, gdy do jego uszu dotarł znajomy już głos.
Draco już otwierał usta, by odpowiedzieć coś równie kąśliwego, gdy do jego uszu dotarł znajomy już głos.
–
Czasem to co wydaje się porażką, jest początkiem sukcesu, moi drodzy. – Odezwał się
staruszek, który szedł przodem i niewątpliwą uciechę sprawiało mu, że jego
dwoje podopiecznych darzy się tak jawną nienawiścią. Zadanie jakie przed nim
postawiono, robiło się coraz ciekawsze. Uwielbiał wyzwania! – Proszę żebyście się uspokoili i zaczęli zachowywać jak dorośli ludzie.
–
Jestem oazą spokoju. Pierdolonym, kurwa, zajebiście wyluzowanym kwiatem na
tafli jeziora… – warknął Malfoy.
–
Mogłabym być miła i uprzejma – przerwała panna Granger – ale, pan wybaczy, nie
czuję takiej potrzeby w tak gównianym towarzystwie. Więc nie marnujmy czasu.
–
Czas marnowany na przyjemnościach, nie jest zmarnowany – rzekł spokojnie Flamel
i jakby nie słysząc gromów rzucanych przez pozostałą dwójkę, ruszył do przodu. Ścieszka, którą kroczyli zdawała się nie mieć końca, choć tu i ówdzie nikła pomiędzy drzewami, by zaraz pokazać się trochę dalej.
–
Nie wiem co on brał, ale ja nie dostrzegam tu żadnej przyjemności – warknęła
Hermiona, na co Malfoy, który w międzyczasie zrównał się z kobietą, o dziwo pokiwał głową i dodał po cichu:
–
A jakby go tak, przez całkowity przypadek oczywiście, strącić w przepaść?
–
Chętnie, ale żadnej tu nie widzę – odparła szeptem Hermiona rozglądając się
nerwowo dookoła. Przyroda szemrała zachęcająco, rażąc ich w oczy wyrazistością doznań.
–
Nie masz wrażenia, że on nas słyszy?
–
Niby jak? Przecież idzie z dziesięć metrów przed nami. W ogóle to coś mi tu
śmierdzi i nie jesteś to ty Malfoy.
–
Jakaś ty uprzejma – prychnął blond włosy mężczyzna, ale zaraz przypomniał sobie
na co zwrócił uwagę. – Też uważasz, że on ma coś z głową? Podaje się za
Nicolasa Flamela, a ten nie żyje przecież od…
–
Jakichś trzydziestu lat – uzupełniła Granger, nadal rozglądając się nerwowo na boki. – Po tym jak zniszczono kamień
filozoficzny, a było to już trzydzieści trzy lata temu, miał pozałatwiać jakieś
swoje sprawy i odejść razem z Petronelą.
–
Myślisz, że zostawił sobie trochę więcej tego eliksiru?
–
Myślę raczej, że mamy przed sobą jakiegoś chorego na umyśle staruszka, który
uważa się za Merlin wie kogo – odparła z przekonaniem Hermiona.
–
To co my tu jeszcze robimy? Prowadzi nas nie wiadomo gdzie…
–
Nie wiem jak ty, ale ja jakoś nie umiem mu się sprzeciwić – mruknęła ze wstydem.
–
Nie uwierzę, że to mówię, ale masz rację. Czuję jakiś taki bezwład, jakby
najważniejszym w moim życiu, było słuchanie tego tam – pokazał głową w stronę
pleców starca.
–
Masz pomysł gdzie on nas może prowadzić?
–
Podobno to ty jesteś najmądrzejsza, więc powinnaś wiedzieć – burknął.
–
A niby skąd?
Malfoy
wzruszył na to ramionami i zamilkł. Również Hermiona straciła ochotę na dalsze
przekomarzanie i szła ramie w ramie z blondynem, podobnie jak on zatopiona we
własnych myślach. Korciło ją by zapytać ich przewodnika, czy marsz długo będzie
jeszcze trwał, ale czuła, że to niestosowne. Malfoy, przyzwyczajony do
luksusów zarówno tych magicznych jak i mugolskiego pochodzenia, zachodził w
głowę, dlaczego nie teleportowali się od razu we właściwe miejsce i co tak
istotnego ma do powiedzenia zwariowany starzec, że musi ich ciągnąć aż tak
daleko. W środku czuł, że przerwano mu coś bardzo ważnego co w tym momencie
straciło znaczenie. Wcale go to nie uspokoiło, ale im dłużej się nad tym
zastanawiał, tym bardziej intensywne stawało się uczucie zapomnienia. Po
dłuższej chwili, nie wiedział nawet czemu Granger idzie razem z nim.
Krajobraz się zmienił. Soczysta zieleń trawy ustąpiła skalistemu
podłożu, a błękit nieba został zastąpiony burzowymi chmurami. Hermiona
stwierdziła, że zdecydowanie wolałaby pozostać w poprzedniej scenerii i z
tęsknotą patrzyła, za oddalającym się z każdym krokiem, bajecznym widokiem.
Podążający przed nimi mężczyzna w ogóle się na nich nie oglądał, jakby był
pewien, że mimo otaczającej go ciszy idą posłusznie za nim. Gdy ta myśl
ukształtowała się w głowie Gryfonki, spłynęło na nią zdziwienie. Zatrzymała się
gwałtownie. Nic się nie zmieniło. Malfoy obejrzał się na nią z zaciekawieniem i
po kilku kokach również przystanął.
–
Co ci jest?
–
Malfoy, skup się teraz. Ruszę w twoją stronę, a ty powiedz mi czy wszystko jest
w porządku – szepnęła cicho, jakby w obawie, że znikający w oddali staruszek
jednak ich usłyszy.
Draco
stał nieruchomo i przyglądał się mówiącej do niego kobiecie. Nie umknął jego
uwadze fakt, że jest dosyć ładna. Nie była pięknością, ale miała w sobie coś
takiego co przyciągało wzrok. Jej pełne kształty aż prosiły się o to żeby je
dotykać. Lekko zaokrąglony brzuch, biodra i odstający tyłek, który zauważył
sporo wcześniej, wydawały się niezwykle apetyczne. Była całkiem różna od tych
szkieletorów, które zwykle go otaczały. Ruszyła ku niemu kołysząc lekko
biodrami. Z jakiegoś powodu wydało mu się to niezwykle pociągające, ale szybko
odpędził od siebie te dziwne myśli, które cisnęły mu się do głowy. Za długo
chyba nie miał kobiety, skoro taka Granger zaczyna mu się podobać. Musi mieć to
na uwadze jak wróci do domu.
–
No i co? Zauważyłeś? – zapytała, a w jej oczach widać było podniecenie.
–
Co miałem niby zauważyć?
–
A o co cię prosiłam? – zirytowała się kobieta.
–
Wybacz, jakoś nie mogłem się skoncentrować – popatrzył na nią rozmarzonym
wzrokiem i nabrał natychmiastowej ochoty żeby się do niej zbliżyć.
–
Malfoy, do cholery, skup się! Nie uważasz, że coś tu jest wyraźnie nie w
porządku?
–
No to już ustaliliśmy, co tym razem masz na myśli? – zapytał nadal lekko nieobecnym tonem.
–
Ciszę.
–
Ciszę? O co ci cho… – przerwał widząc krążącą wymownie wokół niego Hermionę. –
O cholera. Masz racje. Powinienem słyszeć twoje kroki, tak? Może uszy nam się
przytkały? Wiesz, zmiana wysokości, ciśnienia…
–
W dolinie też ich nie słyszałam, ale nie zwróciłam uwagi, bo się kłóciliśmy – powiedziała Gryfonka z lekkim zastanowieniem.
Ruszyli
pospiesznie za ledwo widocznym już Nicholasem Flamelem. Oboje zastanawiali się,
co by się stało gdyby postanowili zawrócić, jednak żadne z nich się na to nie
zdobyło. Ciekawość pchała ich do przodu tak skutecznie, że po niespełna
kwadransie prawie zrównali się ze swoim przewodnikiem.
–
Możemy porozmawiać? – zapytała bez wstępów Hermiona.
Nicolas
Flamel odwrócił się i spojrzał uważnie na swoją podopieczną. Domyślał się, że panna Granger
zrozumiała już część sytuacji, widać to było w jej brązowych, lśniących z
podniecenia oczach. Zakładał, że tak będzie wyglądała jej reakcja, była zbyt
inteligentna i ciekawa, by nie dać porwać się przygodzie. Ale nadal był zainteresowany jak zareaguje na resztę.
–
Tak, myślę, że tak, ale dopiero jak dotrzemy na miejsce.
–
Długo jeszcze? – Nie wytrzymał z pytaniem Ślizgon. Tak jak ciekawość malowała
się na twarzy jego towarzyszki, tak na jego obliczu widać było wyraźnie
irytację. Starzec spodziewał się również tego, więc jego odpowiedź była
wyrażona nadal spokojnym tonem.
–
Mniej niż zajmuje jedno mrugnięcie okiem.
Hermiona
i Draco popatrzyli wymownie na siebie. Staruszek z pewnością miał coś nie tak z
głową i zaczynali żałować, że nie zawrócili gdy była ku temu okazja.
Rozdrażnienie blondyna było widać tak wyraźnie, że Gryfonka nie zdziwiłaby się
widząc parę buchającą mu z uszu. Nie wiedzieć czemu, bardzo rozbawiła ją ta
wizja, jednak już po chwili zaczęła zastanawiać się nad swoimi wątpliwościami.
***
Astoria Malfoy siedziała w wysokim fotelu obitym fioletowym perkalem. Na
stoliku obok stała na wpół opróżniona karafka czerwonego wina. Kobieta chwilę
temu odebrała wiadomość od załamanego syna. Sama nie mogła uwierzyć w to co
usłyszała. Jej mąż nie żyje. No dobrze, były mąż, ale jednak. Podczas porannej
rozmowy nie wyglądał na takiego co miałby za chwilę umrzeć, ale z drugiej
strony zginął w wypadku samochodowym, takie zdarzenia nie mają raczej objawów.
Czuła się trochę winna, bo rano nie była zbyt delikatna. Wygarnęła Draconowi
wszystko co jej leżało na sercu. Chciał żeby nie była nadopiekuńcza? Proszę
bardzo, wedle życzenia. Ale o zmarłych nie powinno się źle mówić. Teraz
martwiła się bardziej o syna. On był taki wrażliwy, a do tego nieszczęśliwie
zakochany. Och, jakie to romantyczne, pomyślała. Przez chwilę rozważała wyższość niespełnionych pragnień nad tymi na wyciągnięcie ręki, aż
przypomniała sobie, że jest w żałobie. Za chwilę będzie tu Scorpius, powinna
być w stanie go wesprzeć. Naświetliła jego ojcu całą sytuację i wiedziała, że
ten się przejął, co z kolei świadczyło o tym, że wiedział o ich synu coś, z
czego ona nie zdawała sobie sprawy. W głębi duszy czuła jednak wyrzuty
sumienia. Nie powinna być taka ostra, nie powinna wypuścić Dracona w takim
stanie z domu, tym bardziej, że wiedziała iż nie może się teleportować. Ale
taka była na niego zła. Tyle czasu jej unikał, udawał że ona nie istnieje, a
nagle się pojawia, bo Scorpius nie chce z nim rozmawiać. Scorpius, Scorpius…
gdyby nie był jej synem, mogłaby być zazdrosna! Nadal kochała Draco, jednak nie
była w stanie znosić upokorzenia jakim było ich małżeństwo. Poświęciła mu
wszystko co miała, a w zamian dostała tylko kłamstwa i szyderstwa. A teraz już
go nie ma. Nie umiała poradzić sobie z uczuciami jakie ją napełniały. Chciałaby
czuć coś konkretnego, jakiś żal, złość albo rozczarowanie, a ona czuła wszystko
naraz i nie umiała odkryć, które uczucia są wiodące. Już nigdy go nie zobaczy,
nie poczuje jego rąk na swoim ciele, nie zauważy złości w jego wyjątkowych
oczach…
Usłyszała dźwięk aportacji i po chwili do pokoju wszedł Scorpius. Wyglądał na
mocno przygnębionego, ale gdy poderwała się, żeby go przytulić, odsunął się
nieznacznie dając do zrozumienia, że nie tego oczekuje.
–
Dzień dobry, mamo. Jak się trzymasz? – zapytał nieco sztywno i wymuszenie.
–
Witaj syneczku, usiądź – powiedziała pokazując fotel, a sama zajęła miejsce na kanapie. – Dobrze, zaskakująco dobrze jak na takie wieści, ale
niczego innego nie powinieneś się spodziewać. Wiesz, że ja i ojciec ostatnio
prawie nie utrzymywaliśmy kontaktu.
–
Tak wiem – mruknął chłopak. – Był u mnie wczoraj, wiesz? Ale byłem tak pijany i
zły, że…– przerwał nagle, a w jego oczach pojawiły się łzy.
–
No już, kochanie. Uspokój się – Astoria uścisnęła lekko jego dłoń, w obawie, że i tą pieszczotę odrzuci. – Przecież to nie twoja wina. Twój ojciec może nie
był najlepszym człowiekiem jakiego było dane mi poznać, ale kochał cię
bezgranicznie. Gubił się w tym wszystkim. To prawda, że czasami mogłeś mu
odpuścić lecz teraz już tego nie zmienisz.
–
Łatwo ci mówić, – schował na chwilę twarz w swoich dłoniach, by za moment spojrzeć na nią osuszonymi oczami – ale dobrze, właściwie nie po to do ciebie przyszedłem. Nie wiem
czy słyszałaś, ale Kate jest w szpitalu.
–
Kto? Kate? A, to ta dziewczyna o której mi tak wiele opowiadałeś? Co jej się
stało?
–
Miała wypadek. Samochód ojca zderzył się z tym w którym jechała ona i jej
matka. Hermiona Granger nie żyje, a Kate jest w szpitalu, podejrzewam, że w
stanie ciężkim…
–
Na Merlina! To dopiero nieszczęście. Zaraz! Hermiona Granger jest matką Kate? W
coś ty się wpakował, Scorpiusie? Przecież ona dziś wyszła za mąż!
–
Nie zdążyła. Ojciec oddał mi ostatnią przysługę – sarknął Scorpius.
–
Nawet tak nie żartuj! Nie tak cię wychowałam.
–
Mamo, czy ty musisz być taka sztywna? Próbuję rozładować napięcie, a uwierz, że
nie jest mi łatwo.
–
Ale to jest niestosowne, chyba sam widzisz? – oburzenie na twarzy Astorii było tak bardzo dostrzegalne, że Scorpius postanowił odpuścić.
–
Tak, przepraszam – rzekł cicho.
–
No, już lepiej. Więc czego ode mnie oczekujesz? – jego matka przyglądała się mu badawczo. Nie było sensu owijać w bawełnę, więc postanowił przejść do sedna.
–
Chciałbym, żebyś udała się ze mną do Munga. Sam mogę zrobić coś
nieodpowiedniego. Bardzo chciałbym ją zobaczyć – wykrztusił.
–
Nie bądź charłakiem, Scorpiusie! Po co mnie tam ciągniesz? – Astoria wstała z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju.
–
Mamo, proszę…
–
Doprawdy, jak to będzie wyglądało? Jesteśmy oboje w żałobie… – Scorpius nie był pewien czy te słowa jego matka kieruje do siebie czy do niego.
–
Zawsze można powiedzieć, że odwiedzamy ją z poczucia obowiązku, przecież to
ojciec spowodował wypadek – ostrożnie przekonywał chłopak.
–
Dobrze, już dobrze – uległa Astoria. – Ale tylko na chwilę, nie chcę żeby zrobiła się z tego
sensacja. Dziewczyna i tak pewnie jest nieprzytomna. A nawet jak jest świadoma,
to przecież nie wie o twoim istnieniu. Ja naprawdę nie wiem Scorp, co ty masz w
głowie. Piszesz te swoje wiersze, cierpisz w milczeniu i pozwalasz ukochanej
wyjść za innego. O miłość trzeba walczyć, chłopcze.
–
Po co? Żeby skończyć jak ty i ojciec?
–
Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, nic o nas nie wiesz! – obruszyła się kobieta.
–
A ja myślę, że wiem więcej niż ci się wydaje.
–
Świetnie, więc skoro jesteś taki zorientowany, to załamuj dalej ręce nad swoim
losem, ja nie mam zamiaru ci w tym pomagać! – usiadła zamaszyście na kanapie zakładając ręce na piersi i nogę na nogę.
–
Przepraszam mamo – Scorpius widząc, że przesadził, próbował łagodzić sytuację. – Nie złość się już. Ja po prostu się boję, że ona nie
zwróciłaby na mnie uwagi.
–
Jak będziesz się dalej ukrywał, to z pewnością nie zwróci – mruknęła kobieta. – Chodźmy już, – powiedziała wstając z kanapy – bo za
chwilę w Mungu będą setki dziennikarzy i nie przemkniemy się niezauważeni.
–
I tak pewnie ich nie unikniemy, skoro mówili o wypadku w radio.
Po
niespełna dziesięciu minutach znaleźli się na izbie przyjęć szpitala im.
Świętego Munga. Scorpius mało nie krzyknął na manekina, który wyraźnie zwlekał
z kiwnięciem w ich stronę. Astoria zrozumiała, co miał na myśli, twierdząc, że
może zrobić coś głupiego. Dzięki znajomościom kobiety, szybko dowiedzieli
się gdzie szukać Kate Granger. Gdy zaaferowany chłopak próbował dostać się jak
najbliżej sali swojej ukochanej, z drzwi pokoju wyszedł starszy mężczyzna na
którego widok, Astorii zakręciło się w głowie i pospiesznie pochyliła się
udając, że szuka czegoś w swojej torebce.
***
–
Nie wiem jak ty Granger, ale ja mam dość. Ile do cholery można iść? Gdzie my w
ogóle jesteśmy i co tu, na bogina urok, się wyprawia?
–
Malfoy! Opanuj się trochę. Nie jesteś tu sam, ja też zaczynam się denerwować.
Myślisz, że wypada zapytać się czy długo…
–
W dupie mam czy wypada czy nie – przerwał jej Draco. – Zaraz do niego podejdę i…
–
Tak panie Malfoy? Chciałby pan coś dodać? – Nie wiedzieć skąd wyrósł przed nimi
czarodziej z długą brodą i charakterystycznymi okularami połówkami zdobiącymi
jego haczykowaty nos.
–
Profesor Dumbledore! – wykrzyknęli równocześnie Draco i Hermiona. – Ale jak to
jest możliwe, że my pana spotykamy? – Panna Granger okazała się szybsza w
wyrażeniu swojego zaskoczenia.
–
Miło mi was widzieć, moi drodzy. Już myślałem, że Nicholas prowadzi was przez
wszystkie wymiary.
–
Słucham? Czy mógłby profesor mówić jaśniej? Ja nie bardzo rozumiem jak to jest
możliwe, że możemy ze sobą rozmawiać. Oczywiście to jest niezwykle fascynujące,
ale mamy wrażenie, ja i Malfoy, że ulegliśmy jakiejś zbiorowej halucynacji. A
może to skutki tego wypadku?
–
Skutkiem życia jest śmierć moi drodzy – powiedział życzliwie Dumbledore.
– I mam ten zaszczyt, powitać was u jej bram.
–
Co? Jakich bram? O czym ty, przepraszam, o czym pan, na Salazara, mówi?
Zwariowałeś człowieku?! Nie, zaraz, to ja zwariowałem. Tak, pomieszało mi się w
głowie – gorączkował się Malfoy patrząc wyczekująco na swojego niespodziewanego rozmówcę.
–
A to nowość – nie mogła przed komentarzem powstrzymać się Hermiona. – Cóż, od
kilku chwil zaczęłam coś takiego podejrzewać. Ale czy umieranie zawsze jest
taką wędrówką? – Zwróciła się do dwóch starszych mężczyzn, którzy teraz
przycupnęli na przydrożnych kamieniach i gestem zachęcili pozostałą dwójkę do
tego samego.
–
To bardzo ciekawe pytanie – odezwał się Nicolas Flamel. – Widzę, że panna
Granger spokojnie przyjęła zmianę w swoim istnieniu, czego nie można powiedzieć
o panu Malfoyu – Hermiona odwróciła się gwałtownie i zauważyła, że Ślizgon
odszedł w złości spory kawałek od nich – proszę się nie przejmować. Wróci.
Nawiązując do pani pytania, nie. Ale w waszym przypadku było to konieczne,
musieliście się oczyścić i nauczyć rozmawiać. Choć wydawało wam się, że ta wędrówka
trwa długo, to w świecie na zewnątrz minęła niespełna godzina. Wędrówka
przedstawiała przeciwieństwo waszych relacji i tak dotarliście do
neutralności.– Mężczyzna zatoczył w koło ręką by pokazać otaczającą ich nicość.
Dostajecie puste pole i czym je wypełnicie zależy tylko od was.
–
A czemu przeżywamy, pfff, co za słowo w obecnej sytuacji… dlaczego jesteśmy w
tym razem? – Odezwał się Malfoy, który najwyraźniej postanowił wrócić i
posłuchać co mają mu do powiedzenia dwaj starcy. – Czy nie powinno być tak, że
każdy indywidualnie przeżywa koniec swójej ziemskiej wędrówki?
–
Trafne spostrzeżenie, panie Malfoy, bardzo trafne. Otóż pojawiła się pewna
komplikacja. Nasz świat stoi u progu wielkiej niewiadomej i wy moi drodzy,
możecie przyczynić się do zabezpieczenia nas przed tym co z pewnością wszystkich
czeka. Macie oczywiście wybór. Jeżeli się nie zdecydujecie, wasze drogi się
rozejdą i rozpoczniecie własną podróż ku Światłu, ale jeśli zdarzy się tak, że
będziecie chcieli nam pomóc, otrzymacie pewne zadanie do wykonania i wachlarz
możliwości, których nie mieliście będąc śmiertelnikami i których nie będziecie mieć decydując się pójść dalej.
–
Mamy wybór? – ze zdziwieniem zapytała Hermiona, smakując na nowo wypowiedziane słowo.
–
Tak. Nim go jednak podejmiecie chciałbym wam coś pokazać – odezwał się
Dumledore.
–
Jeżeli będę mógł jeszcze żyć, to wchodzę w to – warknął lekceważąco Malfoy, czym niesamowicie zdziwił Hermionę, która miała mnóstwo pytań i wątpliwości, na które chciałaby posiadać choćby kilka dni. Nigdy nie czytała o czymś takim.
–
Nie podejmował bym takiej decyzji pochopnie, – zaprotestował Nicholas utwierdzając Gryfonkę w przekonaniu o właściwych uczuciach, które nią targały – powinien
poznać pan wymagania i zasady.
–
Nie uznaję zasad, a wymagania mam własne. Pomogę wam w zamian za możliwość dalszego życia.
–
Pan tutaj nie dyktuje warunków, panie Malfoy, ale możemy się zastanowić, choć
chciałbym żeby zdał sobie pan sprawę, że nie ma zbyt wielu możliwości wyboru.
Może pan ruszyć dalej.
–
Po co? Nie chcę.
–
Więc będzie pan zmuszony nam pomóc – zauważył uprzejmie Dumbledore, a do
Malfoya dotarło, że nie ma o co negocjować.
–
Myślę jednak, że jesteśmy w stanie przynajmniej w części spełnić pana
życzenie – odezwał się z błyskiem w oku Flamel – taka transakcja wiązana. Czy
pani Granger też ma jakieś życzenia?
–
Co? Och, nie, chyba nie – Hermiona siedziała speszona układając sobie w głowie
własną rzeczywistość. Była duchem, cholera.
–
Świetnie, wrócimy jeszcze do tej rozmowy gdy podejmiecie swoje decyzje. Byłbym
rad, gdyby były podobne.
Dumbledore
wyciągnął z przepastnej kieszeni swojej szaty, sporej wielkości, szklaną kulkę.
Hermiona i Draco od razu rozpoznali w niej przepowiednię i oboje zapominając o
zmianach jakie zaszły w ich istnieniu, z ciekawością zbliżyli się do zamglonego
przedmiotu. Dumledore podrzucił kulkę do góry i wszyscy mogli śledzić jej lot.
Widzieli jak w zwolnionym tempie uderza o podłoże roztrzaskując się na kawałki.
Wokół nich rozległ się tubalny głos widma, które na tle nieba było ledwo
widoczne.
TA CÓRKA WROGÓW ODWIECZNYCH,
CO ŚWIAT POWITAŁA O ZMIERZCHU CZWARTEGO MIESIĄCA,
SERCE SWE ODDAĆ POWINNA SKALDOWI, SYNOWI JEJ OBLUBIEŃCA.
GDY CZAS TEN NADEJDZIE,
RZECZ STANIE SIĘ PROSTA.
WTEDY POWIJE ONA WYBRAŃCA, POSIADAJĄCEGO MOC WŁAŚCIWĄ
DO ODEGNANIA TEGO CO ŚWIATU ZAGRAŻAĆ BĘDZIE
NIM DZIECKO PEŁNOLETNIOŚĆ OSIĄGNIE.
Cdn…
Świetna miniatura, czekam na ciąg dalszy! :) Nie mogę się też doczekać zakończenia "Szach i mat, Kochanie".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!
Addie Della Robbia
(ciemna-strona-dobra.blogspot.com)
Bardzo Ci dziękuję. Tym bardziej, że ta część pisana w kiepskim stanie zdrowia. Co do Szach i mat, do końca jeszcze kilka rozdziałów, ale mam nadzieję, że nie zawiodę :)
UsuńMyślałam, że został już tylko jeden rozdział do końca, więc to świetna wiadomość :D
UsuńMyślę, że jeszcze z 8-10 rozdziałów, przecież jeszcze się w sobie nie zakochali (tak z wzajemnością i otwarcie) :D
UsuńŚwietna miniaturka, bardzo lekko się czyta :) uśmiałam się przy dialogach Hermiony i Malfoya :D Nie mogę się doczekać kolejnej (kolejnych?) części :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Cassandra
Kolejnych części :) Cieszę się, że spodobała Ci się na tyle, że postanowiłaś zostać. Pozdrawiam
Usuń"A jakby go tak, przez całkowity przypadek oczywiście, strącić w przepaść?" :D mój absolutnie ulubiony fragment tej miniaturki :D
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że właśnie ich śmierć chodziła mi po głowie, gdy Hermiona zauważyła, że Flamel przecież od dawna nie żyje. Tak się właśnie zaczęłam spodziewać, że umarli i kłócą się już po drugiej stronie, choć myślałam, że ta wędrówka potrwa aż do porozumienia się. Coś w stylu czyśćca/zadośćuczynienia/wybaczenia wrogom, czy czegoś takiego. Chyba się pomyliłam, ale zobaczymy - może w przyszłej części pojawi się jakiś zwrot akcji... :D
Kiedy planujesz kontynuację?
Pozdrawiam,
hg-ss-we-snie.blogspot.com
Witaj :) z wędrówką miałam problem. Załozenie faktycznie było takie jak piszesz, ale w ostatniej chwili stwierdziłm, że to będzie zbytnio się ciągnąć i skróciłam ich mękę :P ale swoje jeszcze sobie powiedzą, nie ma że nie :D muszę przepisać notatki więc w ciągu najbliższych kilku dni pojawi się następna część :)
UsuńJuż w pierwszym akapicie drobny błąd :)
OdpowiedzUsuń"zewsząd otaczało ich piękno przyrody, które w innych okolicznościach zapewne działało by na nich uspokajająco." - działałoby razem :)
"– Ty mógłbyś się zabić skacząc z poziomu swojego ego na poziom swojego IQ!!!" - no jak nie kochać twoich tekstów? Piękne!
"Mogłaś korzystać jak byłaś młoda, zabytków się nie rozbiera!" - Granger vs Mafloy 1:1 :D
Fajny rozdział, przepowiednia jakaś tajemnicza, ta "córka wrogów" mnie ciekawi, bo przecież nie wiemy kto jest ojcem Kate. Ale jeśli o nią chodzi to potem mi do Scorpiusa nie pasuje zdanie "SERCE SWE ODDAĆ POWINNA SKALDOWI, SYNOWI JEJ OBLUBIEŃCA." To sugeruje, że powinna zacząć się spotykać z synem własnego męża? W ogóle nie wiem czy nie ma jakiegoś błędu logicznego w tym zdaniu, jak oddać serce synowi własnego ukochanego? Bez sensu. I o co chodzi z tym Skaldem?
Zaraz skoczę poprawić, dzięki za wyłapanie. Co do przepowiedni - nie, nie ma tam błędu logicznego, a wszystko wyjaśni się już niedługo. Przecież nie mogę Wam wszystkiego na tacy podać, tak od razu przynajmniej :D Czekaj cierpliwie na kolejną część, a Twoja ciekawość zostanie zaspokojona ;)
UsuńDobra, jeśli to nie błąd to jestem ciekawa jak to się potoczy, bo historia będzie musiała być niezła :)
Usuń