15 lipca 2015

Szach i mat, Kochanie XVI


Witajcie :) Poniżej długo przez Was wyczekiwany rozdział XVI w którym większość tekstu zgadza się z pierwowzorem historii. Pojawił się jednak pewien wątek, który wprowadza kolejne zamieszanie do życia moich bohaterów. Cóż, nie mają ze mną łatwo. Powoli zbliżamy się do końca tej opowieści, zostało jeszcze kilka rozdziałów. Zapraszam więc do czytania i komentowania :)
Informacyjnie nadmieniam, że dziś edytowałam w prologu informacje o oryginale, więc jak ktoś nie wie z jakiej książki zaczerpnęłam kreacje dla Draco i Hermiony, a nie chce czekać tych kilka tygodni na zakończenie historii u mnie, to tam znajdzie namiary na moją inspirację. Raz jeszcze opisze wszystko w epilogu :)
 
 
Rozdział XVI
 
Świat Hermiony skończył się w momencie gdy Draco zamknął oczy, a jego bezwładna ręka opadła na posłanie. Gdy z przerażeniem wpatrywała się w nieruchome ciało swojego męża, tracąc wszelką nadzieję, w drzwiach stanął Albert. Nerwowo spoglądając na łoże swojego pana, zwrócił się do kobiety:

– Proszę pani. Jakiś młody człowiek pyta o państwa. Czy mam go wpuścić?

– Nie. Nie teraz, Albercie. Widzisz co się dzieje – wyszlochała. – Kto to jest?

– Nie zrozumiałem nazwiska. Coś jakby Tom... i Chris z czegoś.

– Tomas? – jęknęła zdumiona Hermiona. – Dzięki ci, dobry Boże! Obiecuję częściej o tobie pamiętać! – Chociaż Bóg nie jest może najwłaściwszą instancją, jeśli chodzi o magiczny świat do którego należę – zdążyła jeszcze pomyśleć, biegnąc co tchu w piersiach na dół powitać swojego przyjaciela.

Tomas widząc dramatyczną sytuację nie tracił czasu na zbędne słowa. Pognał na górę prowadzony przez kamerdynera, z Hermioną depczącą mu po piętach. Wysłuchując pospiesznych i mało zrozumiałych wyjaśnień zdenerwowanej kobiety polecił Albertowi zapalić wszystkie świece i lampy, jakie tylko zdoła ustawić wokół łóżka swego pana jednocześnie zakazując używając zaklęcia Lumos. Nawet jeżeli dla Alberta owo polecenie wydało się nieco dziwne, nie dał w tej chwili tego po sobie poznać. Przywołał Ogryzka i polecił zebrać wszystkie przenośne kandelabry jakie znajdzie w rezydencji. Sam pospieszył po lampy gazowe, które choć odrobinę przestarzałe, nadal sprawowały się świetnie.

Tomas w tym czasie bez zbędnego ociągania i delikatności płożył Draco na brzuchu. Jego ruchy były zdecydowane i pewne, różdżka w momencie rozgrzała się do czerwoności, a odgłos wypowiadanych zaklęć roznosił się po pustych pokojach Malfoy Manor.

– Coś ty z nim zrobiła, Hermiono? – pytał zatroskany i delikatnie zły.

– Wiem, że to moja wina – szlochała zrozpaczona. – Ćwiczyliśmy jego nogę. Mówiłam ci przecież ostatnio, jakie mieliśmy znakomite rezultaty.

– No dobrze, dobrze – przerwał Tomas niecierpliwie. Na jego twarz widać było, że nie wierzy w te fantastyczne rezultaty, którymi chwaliła się kobieta.

– Ale któregoś dnia, teraz niedawno, byłam nieostrożna. Za mocno ugięłam nogę, Draco krzyknął i powiedział, że zabolały go całe plecy. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Oboje zdecydowaliśmy, że będziemy kontynuować ćwiczenia. Potem mieliśmy coraz lepsze wyniki, chociaż prawdę mówiąc to były ledwie dostrzegalne. Praktycznie całkiem niewidoczne ­– dodała zrezygnowana.

– W to akurat wierzę! – zawołał Tomas, na chwilę zatrzymując swoją różdżkę nad czołem pacjenta i wpatrując się w nią intensywnie.

Hermiona opowiadała pospiesznie dalej, nerwowo łapiąc powietrze:

– Ale po kilku dniach Albert zauważył małą, czerwoną plamkę, tutaj... I z dnia na dzień było coraz gorzej. Draco odmówił przetransportowania go do Munga. Stwierdził, że to nie ma sensu, chciałam go zmusić, ale...Wysłałam w końcu do ciebie sowę.

– Musieliśmy się minąć po drodze – przyznał Tomas krótko, nie zwracając uwagi na zakłopotanie przyjaciółki. Słuchając nieprzerwanego potoku jej słów badał ostrożnie palcami plecy Malfoya. Wszystko wskazywało na to, że centrum bólu znajduje się w samym krzyżu.

– Myślę, że...– zaczął niepewnie.

– Co takiego?

– Myślę, że kula się przemieściła!

– Ach! Tomas, czy ja go zabiłam?

– Mogłaś to zrobić, ty szalona istoto. Co też ci przyszło do głowy, żeby tak męczyć bezwładne ciało. Ale uspokój się już. Spróbujemy teraz wydobyć kulę. To jedyna szansa.

– Na Merlina, dasz radę sam?

– Ja? Nie. Ja sam nie. Ty musisz mi pomóc! I ty także, Albercie – zwrócił się do kamerdynera, który właśnie ustawiał oświetlenie wokół łoża. – Dobrze będzie jak wezwiecie skrzaty, bo popłynie dużo krwi i nie będzie czasu tego sprzątać, a wy będziecie mi musieli pomóc w czymś innym.

– Naturalnie – odparł Albert z pobladłą twarzą.

– Tomas, a jeśli on umrze? – Hermionę ogarnęły wątpliwości.

– To niestety, jest możliwe. Ale jeżeli nie spróbujemy, to umrze na pewno. Już teraz życie tli się w nim ostatkiem woli.

Świat zawirował Hermionie przed oczami. Za nic nie chciała brać udziału w operacji. W każdym razie nie w operacji Draco. Bała się, że jej nerwy tego nie wytrzymają. Nie miała też ochoty oglądać, jak jej mąż wygląda od środka. Może i przeżyła wojnę, ale na wrota Azkabanu, tam adrenalina nie pozwoliła się zastanawiać jakie skutki wywołują jej zaklęcia. Martwiła się o to, żeby przeżyć nim dosięgnie ją czyjaś Avada. Teraz wszystko miało dziać się na chłodno. Z drugiej jednak strony gotowa była zrobić wszystko, by  przywrócić do życia ukochanego męża.

Tomas nie zwracając uwagi na nagłą bladość przyjaciółki, wydawał polecenia.

– Albercie, proszę przynieść butelkę wódki, najmocniejszej jaką znajdziesz! Żadna whisky, czysta wódka. Draco jest teraz nieprzytomny i to w tej sytuacji wielkie szczęście. Ale jeśli się ocknie, trzeba go będzie oszołomić porządną porcją alkoholu. Do alkoholu jest przyzwyczajony, bo już go wcześniej operowałem. Zaklęcia oszałamiającego nie możemy ryzykować, jego organizm jest zbyt osłabiony. Nie używajcie też magii w sytuacji gdy można ją zastąpić mugolskimi środkami, zbyt duża jej dawka, będzie miała zgubny wpływ na pacjenta, a jeżeli wszystko pójdzie pomyślnie, to jeszcze czeka nas trochę zaklinania. Najpierw jednak musicie się oboje umyć. I proszę żebyście zrobili to bardzo dokładnie, w mojej walizeczce znajdziecie doskonały środek dezynfekujący. Jest w niebieskiej butelce. A ty, Hermiono, weź potem ten proszek i rozpuść w gorącej wodzie. To środek do tamowania krwi. Musisz go mieć w misce tu, przy łóżku. Moje ubranie jest po podróży zakurzone i pełne zarazków, które najpewniej wyniosłem ze szpitala. Ogryzku, proszę mi przynieść coś czystego do ubrania, a wcześniej je odkazić. Tylko z dala od tego pokoju! Ty Hermiono też powinnaś się przebrać w jakąś prostą, najlepiej białą sukienkę bądź spodnie! Albercie, twoje ubranie również powinno być świeże. Poleć pozostałym skrzatom zmianę pościeli, ta w której leży Draco jest już pomięta i z pewnością brudna. Nie możemy ryzykować zakażenia, a na przetransportowanie do sterylnego szpitala jest za późno. Hermiono, wyślij swojego patronusa do Munga, niech przygotują salę, gdy stan Draco się poprawi, konieczne będzie przeniesienie.

Kamerdyner przyglądał się gościowi szeroko otwartymi oczyma. Cóż to za dziwne pomysły, do czego on zmierza? I Ogryzek go słucha, choć nie musi. Czy ten Tomas ma zamiar przeprowadzać operację bez użycia czarów? Tutaj? W Malfoy Manor? Oszalał.

Tomas jednak był niewątpliwie bardzo postępowym uzdrowicielem, miał przygotowanie medyczne z zakresu mugolskiej medycyny jak również czarodziejskie specjalizacje z chirurgii, ortopedii oraz psychiatrii. Umiał też wywrzeć pozytywne wrażenie i sprawić, że nawet skrzaty słuchały jego poleceń, choć nie był ich panem. Swoją pewnością siebie i zdecydowaniem, budził zaufanie, nie tylko pani domu.

W chwilę później wszystko było gotowe do operacji.

Kiedy Tomas wziął do ręki skalpel i zaczął go opalać nad płomieniem świecy, Hermiona poczuła, że blednie. Z potoku słów Tomasa zrozumiała, że operację, przynajmniej w pierwszej fazie przeprowadzi całkowicie bez ingerencji magii. Pierwszy raz słyszała, że magia może zaszkodzić, zawsze wychodziła z założenia, że to mugolskie środki są bardziej...archaiczne. Do tego opalanie instrumentów medycznych kojarzyło jej się ze średniowieczem. Ufała jednak, że Tomas wie co robi i ma ku temu wyraźne powody. Był świetny w swoim fachu i nie było powodu wątpić w jego zdolności.

Gdyby tak mogła stąd uciec, rzucić na drzwi sypialni dobre Muffiliato i trwać tak, dopóki Tomas lub Albert nie poinformuje jej w jakiś sposób, że już po wszystkim i że Draco jest znowu zdrowy. Nie mogła jednak tego zrobić. Byłoby to jednak tchórzostwo. A Hermiona Granger, wychowanka Domu Gryfa nie powinna tchórzyć. Była też winna swoją obecność przy mężu, wszak przyrzekała trwać obok w zdrowiu i chorobie, póki śmierć ich nie rozłączy…

Głośno przełknęła ślinę i zaczęła w duchu modlić się do wszystkich znanych jej bóstw. Nawet nie chciała myśleć o tym, że to mogą być ostatnie chwile Draco. Podwinęła rękawy białej bluzki, którą zdążyła już założyć.

– Co mam robić? – zapytała.

Tomas podał jej pustą miskę i białą serwetkę ze stosu, który przed chwilą lewitowała  z bieliźniarki.

– Wycieraj tym! Pamiętaj żeby nie używać różdżki, to bardzo ważne. A ty Albercie pilnuj Dracona. W razie potrzeby musisz go mocno trzymać, nie mam ze sobą mugolskich środków znieczulających, na przywołanie ich ze szpitala nie ma czasu, natomiast ponownie czarować będę mógł dopiero po wszystkim.

Kamerdyner skinął głową wyraźnie przerażony, ale w pełni zdany na decyzję Hermiony, a ona wydawała się ufać temu młodzikowi.

Atmosfera w pokoju chorego była niezwykła. Zewsząd wyzierała tajemnica i groza. Draco niedawno zakupił wielką szafę na ubrania w nowym stylu barokowym, który zdecydowanie zrywał z bardziej surową linią renesansową w której tonie utrzymany był wystrój jego sypialni. Ciemnobrązowa szafa była pysznie zdobiona pulchnymi amorkami, grającymi na rogach lub harfach, i mnóstwem najdziwaczniej powyginanych kwiatów jakiejś magicznej rośliny, której nazwy nikt nie znał. Dziurkę od klucza przemyślnie ukryto pod przesuwanym kwiatem. Także łoże, przy którym teraz stali, było we wspaniałym barokowym stylu z przesuwanymi kolumnami i rzeźbionymi oparciami.  Sypialnia była tak różna od tej, którą zajmowała Hermiona i w której Draco, po wielu namowach, zgodził się na mugolską elektryczność. Co prawda wszechogarniająca magia utrudniała korzystanie z niej, jednak sama świadomość, że ma w pokoju żarówkę, już nie raz przyniosła kobiecie ukojenie.

– Leżałam tu kiedyś – myślała w roztargnieniu rozglądając się po pokoju, byle tylko nie patrzeć na to co robi w tej chwili Tomas . – A teraz leży tu Draco, mój nieszczęśliwy mąż. Oczekuje spełnienia swego losu. Losu, który powierzył ufnie w moje ręce.

Liczne kandelabry i lampy dobrze oświetlały jego plecy. Widać było, że ostatnio często ćwiczył ramiona. Nie zdawała sobie z tego sprawy. Ponad  czerwoną, paskudną plamą rysowały się wspaniałe mięśnie. Hermiona teraz jak urzeczona wpatrywała się w swego męża i żałowała szczerze, że ich małżeństwo jest budowane na innych zasadach niż te ogólnie przyjęte. Tak bardzo chciałaby choć raz poczuć jego palce na swojej skórze, móc opleść ramionami silne plecy mężczyzny i zatopić się w słodkim uniesieniu. Chociaż raz...

W pokoju panowała niezmącona niczym cisza. Nawet zegar w holu zdawał się wstrzymywać bicie swego wahadła, które nieubłaganie odmierzało czas. Czas, który dla niektórych być może dobiegał końca.

Hermiona zaczynała się niecierpliwić w obawie, że nie zdążą. Nie wybaczyłaby sobie swojego uporu i przemądrzałości. Tomas długo się przygotowywał, nim przystąpił do dzieła. Choć z oczu biło niezdecydowanie i strach, dłonie pewnie reagowały na impulsy wysyłane z mózgu. W końcu przyłożył do pleców pacjenta skalpel i zdecydowanie naciął nabrzmiałą skórę. Hermiona na moment mocniej zacisnęła powieki, ale Draco ani drgnął. Nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Może już jest za późno?

Z rany wytrysnęły krew i ropa, a Hermiona miała tyle roboty, że nawet nie zdążyła się przerazić. Tomas przykładał środek tamujący krew do brzegów nacięcia i trzeba było wyrzucać jedną serwetkę po drugiej, nim strumień wypływający z rany ustał. Tomas wreszcie dał znak, żeby pomagała kamerdynerowi utrzymać Draco w całkowitym bezruchu. Jeśli teraz choćby drgnie, wszystko przepadnie. Skrzaty również uwijały się jak w ukropie, rozumiejąc powagę sytuacji. Z boku wszystko wyglądało jaj scena w niemym kinie. Wszyscy porozumiewali się bez słów, bojąc się rozproszyć skupienie uzdrowiciela.

Tomas w tej chwili badał koniuszkiem skalpela otwartą ranę.

– Przemieściła się – powiedział. – Teraz wyczuwam ją pod mięśniami.

– Wyjmiesz ją?

– Ryzyka dla życia twojego męża nie unikniemy. Ale mimo wszystko miał szczęście, kula mogła się przemieścić w gorszą stronę. Tymczasem ona przesuwa się ku górze, jakby miała się wydostać na zewnątrz. Gdyby nie jego stan, poradzili by sobie z tym nawet w mugolskim szpitalu.

Hermiona zorientowała się, że zaciska zęby aż do bólu.

– Spróbuj, proszę! Uratuj go.

– Tak, spróbuję, ale nie gwarantuję sukcesu, wiele ryzykujemy.

– Rozumiem, ale czy mamy inne wyjście?

– Nie, nie mamy żadnego.

– No więc właśnie. Dlaczego to jest takie czerwone? – zapytała żeby zmienić temat. Poczucie winy paliło ją od środka.

– To zapalenie, od kuli. Dlatego miałem nadzieję, że wyjdzie wraz z ropą. Ale tak się nie stało. Spokojnie, spróbujemy!

W pokoju znowu zaległa przygniatająca cisza. W ciemnych powierzchniach mebli odbijał się ciepły blask świec i drgające płomienie lamp. Wrażenie było zdecydowanie upiorne, jednak w pełni oddawało powagę sytuacji.

Tomas wyglądał tak strasznie młodo, że Albert patrzył na niego z niegasnącym przerażeniem. Nie znał tego mężczyzny, nie wiedział, co się kryło za tym wysokim czołem, które  właśnie marszczyło się w wielkim napięciu.

Palce uzdrowiciela z największą ostrożnością przesuwały się cal po calu. Od czasu do czasu wykonywał delikatne nacięcie i prosił o serwetkę. Hermiona obserwowała z troską, jak przygotowany stosik systematycznie się zmniejsza. Skrzaty nie nadążały z oczyszczaniem materiałów, choć i tak radziły sobie świetnie. Czuła spływający jej z czoła pot – od płomieni świec, od nerwowego napięcia i niechcianych uczuć, które napierały ze wszystkich stron. Draco wciąż leżał spokojnie. Tak spokojnie, że musiała dotknąć dłonią jego piersi, by sprawdzić, czy na pewno oddycha.

Owszem, oddychał. Ledwie zauważalnie, słabiutko, ale jednak.

Tomas zacisnął zęby i zdecydowanym ruchem wsunął palce w ranę.

Chory gwałtownie drgnął.

– Trzymajcie go, do cholery – syknął Tomas.

Hermiona i Albert natychmiast wzmocnili uściski. Tomas mimo chwilowej irytacji, sprawiał wrażenie zadowolonego i Hermiona domyślała się, dlaczego – Draco odczuwał ból tam, gdzie przedtem był jak martwy!

Ona i Albert robili w tej chwili, co w ich mocy, nie pozwalając sobie więcej na rozproszenie uwagi. Przyciskali z całych sił ciało Dracona do łóżka, żałując, że nie mogą obezwładnić go jednym celnym zaklęciem.

– Mam ją – oświadczył w pewnej chwili Tomas. – Jeszcze moment!

Lewą ręką szukał czegoś wśród swoich instrumentów, a potem podniósł w górę dziwnie zakrzywiony nóż.

– Już przecież wyjmowałem kule – uśmiechnął się, widząc zdziwioną minę Hermiony.

Mocno trzymali przytomnego teraz pacjenta.

– Spokojnie – prosiła Hermiona, pochylając się nad nim. – Tomas jest tutaj. Dostał się do kuli. Leż jak najspokojniej! Błagam cię Draco, tylko się nie ruszaj.

Ślizgon starał się jak mógł. Hermiona czuła, że jego ciało zrobiło się napięte, by stawić czoła przejmującemu bólowi. Coraz trudniej było im utrzymać zlane potem członki. Hermiona błagała niemo o użycie choć jednego zaklęcia osuszającego, ale nie miała odwagi się o nie upomnieć. Zdrowie Dracona było najważniejsze!

– Rozluźnij mięśnie – polecił Tomas.

Ale to nie było takie łatwe. Draco podświadomie bojąc się następnej fali bólu, spiał się cały i nie umiał nakazać sobie wykonanie polecenia, jakie przed chwilą usłyszał. Nie widząc innego wyjścia Albert nalał wódki do kielicha. Draco, choć trochę niezdarnie w tej pozycji, wypił kilka szybkich, solidnych łyków.

Tomas musiał poczekać, aż alkohol otumani pacjenta, ale nie wypuszczał kuli z palców. Krew płynęła nieprzerwanie. Hermiona wycierała ją z największą ostrożnością i robiła to co wcześniej Tomas – polewała ranę, jak daleko mogła sięgnąć, środkiem tamującym krew. Lekko dymił po zetknięciu ze skóra i robił się delikatnie fioletowy, nie pachniał też zbyt przyjemnie co przypominało gryfonce skrzydło szpitalne w Hogwarcie.

Po chwili młody magomedyk ostrożnie wsunął zakrzywiony nóż do rany, wziął szczypce z rąk Alberta, ujął kulę i pociągnął, szybko i zdecydowanie. Draco krzyknął, lecz teraz nie miało już znaczenia to, że się poruszył. Kula została wyjęta!

Tomas trzymał ją pewnie w dłoni! Twarz rozjaśnił mu triumfalny uśmiech.

Ale tylko na moment.

– Szybko, Miona, przyciśnij palcem, tutaj! A drugą ręką ciśnij tu, żeby zatamować krew! Ciśnij! Tak mocno, jak tylko możesz.

Draco znowu stracił przytomność i w tym stanie wszedł w następną fazę operacji. To samo stało się z Hermioną, która nie zdążyła zarejestrować czułości w tonie przyjaciela. Pokój zaczął wirować razem z nią i poczuła jeszcze tylko silną dłoń Alberta na ramieniu. Kiedy odzyskała świadomość, siedziała w fotelu w swoim pokoju.

I postanowiła tam zostać. Stwierdziła, że tak będzie najlepiej. Miała chwilę, żeby zastanowić się nad tym co działo się w pokoju obok. Cieszyła się, że jest z nią Tomas. Wcześniejsza złość i niechęć dawno minęła, teraz była wdzięczna za poświęcenie jakie okazywał jej i Draconowi. Zupełnie niestosownie do sytuacji, wspominała wspólny posiłek w czasie kiedy odwiedzała Harry’ego. Była wtedy taka beztroska, znowu czuła się jak kilkanaście miesięcy temu, urok Tomasa był niezaprzeczalny. Dowiedziała się, że rozstał się ze swoją upiorną żona i nadal nie poznał nikogo, kto skradłby jego serce. Między słowami czytała zainteresowanie jakie wysyłał w jej stronę i musiała przyznać, że jej to schlebiało. Była w trudnej sytuacji, bo choć kochała szczerze Draco, to dopiero dziś odważyła mu się do tego przyznać, a świadomość, że nie może oczekiwać od niego tego samego mocno ją przygnębiała. Za to Tomas był na wyciągnięcie ręki...

Z głębi domu doszedł do niej krzyk męża, który wyrwał ją z zamyślenia. Najwyraźniej on także wrócił do przytomności w wyniku bolesnych zabiegów uzdrowiciela.

– No dobrze, już dobrze – powiedział Tomas ostro. – Powiem ci, Draco, że w ubiegłym roku założyłem wiele szwów na rozerwaną skórę małej dziewczynki. I nie dostała przedtem kielicha tak jak ty, a nawet nie pisnęła. Miała dziewięć czy dziesięć lat, a ja nie używałem różdżki.

Draco wyrzucił z siebie długą wiązankę soczystych przekleństw, ale potem mocno zagryzał wargi, żeby nie krzyczeć. Słychać było, że uniósł się honorem.

Gdy operacja nareszcie dobiegła końca, przyszła Hermiona. Tomas powiedział, że przez pierwsze dni chory będzie musiał leżeć na brzuchu. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale nie minęło, obiecał więc, że zostanie jeszcze przez jakiś czas. Hermiona poczuła niezrozumiałą nadzieję kiełkującą w sercu, jednak tym razem chciała słuchać rozumu. Serce wykazało już swoją słabość i źle na tym wyszła.

– Jak on się czuje?

– Odpoczywa, ale nie jest źle. Jego stan szybko się poprawia.

– Kiedy trzeba go będzie przenieść do Munga?

– Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy jego stan się ustabilizuje, ale zadbam o to, żeby jutro, a właściwie już dziś rano, przysłano odpowiednich uzdrowicieli. Nie chcę ryzykować samodzielnych decyzji.

Hermiona z uwagą przyglądała się mężczyźnie. Z jego postawy, mimo widocznego zmęczenia, biła teraz pewność siebie i coś, czego nie mogła uchwycić. Zakręciło jej się w głowie. Tomas chwycił ją pod rękę i zaprowadził do uchylonego okna. Gdy świat przestał wirować jej przed oczami, skierowała wzrok na przyjaciela.

– Jak długo będzie trzeba czekać na zmiany? ­– zapytała.

– Jeżeli chcesz tylko czekać, to długo – odpowiedział Tomas, znacząco patrząc na Hermionę. Jego słowa zdecydowanie miały podwójny sens.

– Czyli?– Tomas podszedł do niej, oparł dłonie na jej ramionach i zajrzał głęboko w oczy.

­– Czyli powinnaś wziąć się w garść i zacząć działać. – Odgarnął z czoła włosy, które wymknęły się z nieładu jaki panował teraz na jej głowie. Ten czuły gest znaczył dla niej bardzo wiele, ale wydawał również dziwnie nie na miejscu. Nie teraz, nie w sytuacji, kiedy Draco leży tuż obok. Odsunęła się nieznacznie dając do zrozumienia, że wie o czym mężczyzna mówi między słowami.

– Słuchaj, wiem doskonale ile mam wad i ile zalet, a ty oceniasz mnie w tym momencie trochę zbyt pochopnie. Nie znasz mnie tak naprawdę.

­– Myślę, że znam bardziej, niż chciałabyś przyznać. I w tym cały problem. Przemyśl swój następny krok. Draco teraz śpi. Ja też idę odpocząć i tobie radze to samo. Porozmawiamy jutro rano.

Tomas wyszedł, ale Hermiona wbrew temu co radził, postanowiła posiedzieć jeszcze przy mężu. Czuła wyrzuty sumienia z powodu przyjaciela i skrępowanie dotyczące relacji z mężem.

Usiadła w kucki przy łóżku i próbowała stłumić w sobie zażenowanie z powodu tych fatalnych, obnażających jej uczucia słów, które wypowiedziała dziś rano.

– Hej – powiedziała cicho, widząc, że Draco uchyla ciężko powieki.

– Hej – szepnął w odpowiedzi, wyraźnie osłabiony i wciąż delikatnie rozpalony od gorączki. – Zrobiliście kawał dobrej roboty.

– Czego byśmy nie zrobili dla ciebie – odparła żartem. – Teraz musisz odpocząć. Jedno z nas będzie zawsze w pobliżu, jutro, jak tylko twój stan będzie stabilniejszy, przeniesiemy cię do Munga. Ciii, nie chcę słyszeć protestów, to tylko na kilka dni.

– Róbcie co jest konieczne. Byłem głupi. Dziękuję.

Nie wiedziała czy dziękuje za operacje czy za to, że jest obok. A może słyszał jej rozmowę z Tomasem i dziękuje za to, że się nie ugięła?

Ponieważ Hermiona odpoczywała już przez dłuższy czas, objęła dyżur jako pierwsza. Tomas zajął jej sypialnię, bo inne pokoje gościnne nie były w tym momencie gotowe, a skrzaty nadal doprowadzały do porządku pobojowisko, jakie powstało podczas operacji.

Przy łóżku Draco paliło się kilka świec. Hermiona siedziała i patrzyła na kark męża, na jasne, wreszcie suche włosy, które układały się miękkimi falami z tyłu głowy. Tak bardzo chciałaby ich dotknąć, poczuć pod palcami jedwabistą miękkość.

– Teraz on już wszystko wie – myślała z przykrością.– Sama się zdradziłam. Ale musiałam to powiedzieć, przecież był umierający i sądził, że nie ma nikogo na całym świecie. Nie mogłam dopuścić do tego, by umarł w nieświadomości. Oczywiście, to było głupie z mojej strony! Nie sprawiło mu też zapewne radości. Chyba go tylko nieprzyjemnie poruszyło. Był z pewnością zażenowany i rozczarowany moim brakiem rozsądku. A teraz lituje się nade mną. Oby nie stracił do mnie zaufania. Tego bym nie zniosła. Ale byłam zmuszona mu to powiedzieć, czułam jakąś wewnętrzną potrzebę, wręcz przymus. Czego się właściwie ode mnie wymaga? Nie jestem z kamienia.

I przecież się cieszył, był mi wdzięczny za to, że wtedy tu zostałam, chociaż straciłam dziecko i jego wsparcie nie było mi już potrzebne. Sam też już dostał nauczkę i mógł zacząć życie od nowa. Z kimś innym. Cieszył się, sam to kiedyś powiedział. Nie szukał kontaktu z mężczyznami, nawet wtedy gdy pogodził się już ze swoją ułomnością. Nie chciał mi sprawiać przykrości.

Zależy mu więc na mnie. Przynajmniej trochę. Jak na przyjacielu. Dobrze, że nie wyjawiłam mu swoich najskrytszych marzeń o nim, jakie mnie nawiedzają w ciszy nocnych godzin! Tej nieznośnej, a zakazanej tęsknoty. Tego by mi nigdy nie wybaczył!

Czy taka wierna przyjaźń między kobietą i mężczyzną jak nasza naprawdę może przetrwać? Nie bardzo w to wierzę. Prędzej czy później przekracza się granicę między przyjaźnią a miłością.

A wtedy koniec. Nieszczęśliwie zakochanemu pozostaje tylko cierpienie i chłód ze strony partnera.

Może zawoalowana propozycja Tomasa nie powinna mnie więc dziwić? On musi wiedzieć za czym tęsknię, jak bardzo chciałabym poczuć drugiego człowieka obok, bardziej niż do tej pory. On wie jaki jest Draco i co do mnie czuje. Wie, że nasze małżeństwo opiera się tylko na przyjaźni i wzajemnym szacunku. Pozwolenie Draco wciąż obowiązuje, może mogłabym z niego skorzystać? Tak bardzo brak mi kogoś komu mogłabym oddać siebie całą, tak bardzo chciałabym kochać i być kochaną, a tymczasem do człowieka który mnie chce, czuję tylko przywiązanie, a ten którego kocham, choć jest moim mężem, nie dostrzega mnie w takich kategoriach w jakich ja chciałabym zaistnieć. Życie jest niesprawiedliwe.


Zatopiona w myślach zasnęła skulona na fotelu, z podkulonymi żałośnie nogami i oczami pełnymi łez.

Przez wiele kolejnych dni, stan Draco pozostawał niestety krytyczny i nerwy wszystkich mieszkańców Malfoy Manor były napięte do ostateczności. A chyba najbardziej nerwy Hermiony. O przeniesieniu do szpitala nie mogło być mowy. Uzdrowiciele z Munga przybyli następnego dnia i zgodnie stwierdzili, że chorego nie można ruszać. Tomas dostał oficjalne pozwolenie na całodobową opiekę nad młodym Malfoyem i deklarację wsparcia w razie takiej konieczności. Ostrożnie zaczęto wprowadzać eliksiry uzdrawiające i słabsze zaklęcia jako pomoc dla mugolskich środków. Reakcja była pozytywna więc powoli, bardzo powoli, stan chorego zaczął się poprawiać. Po dziesięciu dniach Tomas oświadczył, że rana goi się świetnie i już niedługo będzie można ją magicznie usunąć, nie powinna zostać nawet blizna. Hermiona mogła wreszcie odetchnąć. Jednak życie okazałoby się zbyt proste, by los trójki przyjaciół stał się nieskomplikowany. Obecność Tomasa odcisnęła piętno nie tylko na Hermionie, która często łapała się na tym, że jest o krok od rzucenia się w ramiona Tomasa, ale i Draco posyłał coraz bardziej tęskne spojrzenia za przystojnym mężczyzną, który uratował mu życie.

 

 

27 komentarzy:

  1. O zgrozo, cały rozdział czytałam ze skokiem adrenaliny. Mam cichą nadzieję, że Draco odzyska wład w nogach, a Tomas szybko zniknie z życia wszystkich bohaterów.
    Moją uwagę zwróciły dwa błędy:
    "Ze wszą wyzierała tajemnica i groza." -> A nie "zewsząd"? :p
    "Reakcja była pozytywna wiec powoli, bardzo powoli, stan chorego zaczął się poprawiać." - "więc" :)
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!

    Pozdrawiam,
    Addie Della Robbia
    (ciemna-strona-dobra.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że "zewsząd" i "więc", bardzo Ci dziękuję za zwrócenie uwagi. Poprawię zaraz :) cieszę się, że nadal będziesz czekać na rozdział!

      Usuń
    2. No jasne, umarłabym, nie znając zakończenia ;_; Dawno nie czytałam czegoś napisanego tak dobrym językiem i jednocześnie wcielającego do reszty. Kiedy planujesz dodać kolejny rozdział? :)

      Usuń
    3. Postaram się dodać coś w przeciągu najbliższych dwóch tygodni :)

      Usuń
    4. Odpowiadając: Tak, mam nowy szablon :p Będzie on zapewne zmieniał się co jakiś czas, bo postanowiłam, że cały blog będzie wyłącznie mojej twórczości, a co raz mam nową wizję na szablon czy układ :p
      Dziękuję za odwiedzenie bloga i pomocny komentarz :)

      Usuń
    5. Będę z pewnością zaglądać, więc nastaw się na moje fanaberie, ale one z sympatii i chęci pomocy, bo wiem jak to jest, gdy czytasz tekst dziesiąty raz. Sama jestem wdzięczna za wytknięcie potknięć :) No ja też mam Wreszcie szablon jaki chciałam i nawet odcień różu jest ok :D Nagłówek kocham po prostu :)

      Usuń
  2. Genialne <3 <3 Uwielbiam ciebie i twoje opowiadanie. Życzę weny <3 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, baaardzo Ci dziękuję. Cieszę się, choć akurat ten rozdział taki mniej mój, bo w większości zgadza się z książką na której się wzoruję, ale jeżeli się podoba, to może dobrze wykonałam zamierzony cel :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  3. Nowa, ale już zapisałam w zakładkach ^_^ Cudowna, taka totalnie inna historia ;) Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi i zachęcam do zerknięcia na inne opowiadania na tym blogu. Reszta jest wyłącznie mojego autorstwa :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  4. Witam serdecznie. Proszę o wstawienie linku bądź buttonu szabloniarni http://land-of-grafic.blogspot.com/ jeśli chcesz, abym wykonała szablon. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobione :) przepraszam, kompletnie wyleciał mi z głowy :/

      Usuń
  5. Hej, zapraszam na http://land-of-grafic.blogspot.com po odbiór zamówionego szablonu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, jak szybko, bardzo Ci dziękuję. Już wczoraj pobrałam, ale dopiero teraz dopełnię "formalności". Fakt, że nie zupełnie tego się spodziewałam, ale i tak dziękuję :*

      Usuń
  6. Świetny blog. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cały rozdział czytałam z zapartym tchem. Bardzo podobał mi się opis przebiegu operacji.
    Ten Tomas mi nie pasował, od początku wiedziałam, że on coś namiesza;_;
    Draco, ja wiem, że serce nie sługa, ale nie oglądaj się za nim!
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, życzę weny.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Cieszę się, że Cię zaciekawiłam. Przebieg operacji jak i w większości klimat rozdziału, zawdzięczam oryginałowi, ale niezmiernie mi miło, że Wam się podoba i tworzy wspólną całość. Postać Tomasa, choć pierwowzorem był ktoś zupełnie inny, bardzo lubię. On jest takim kimś, do zadań specjalnych :D Draco musi sam poukładać swoje uczucia, więc wena mi się przyda. Pozdrawiam i zapraszam na resztę!

      Usuń
    2. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  8. <3 Świetnie piszesz, nie mogę się od tego oderwać, ostatni raz czułam coś takiego, czytając Dwa Światy. Imponuje mi to, że tak długo nie ma wątku miłosnego, ja bym tak w życiu nie potrafiła! Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O raju, dziękuję Ci mocno, choć to w dużej mierze zasługa oryginału. Ale ja go wybrałam, wiec się cieszę - bo mogę :D

      Usuń
  9. Draco! Nie wolno ci!!! Dlaczego on jest gejem, pytam się dlaczego? !

    OdpowiedzUsuń
  10. Ha w końcu mogę komentować te jakże genialne opowiadanie fabuła powala lecę czytać kolejny rozdział pozdrawiam Majka-Villemo Linde

    OdpowiedzUsuń