Witajcie :) Poniżej długo przez Was wyczekiwany rozdział XVI w którym większość tekstu zgadza się z pierwowzorem historii. Pojawił się jednak pewien wątek, który wprowadza kolejne zamieszanie do życia moich bohaterów. Cóż, nie mają ze mną łatwo. Powoli zbliżamy się do końca tej opowieści, zostało jeszcze kilka rozdziałów. Zapraszam więc do czytania i komentowania :)
Informacyjnie nadmieniam, że dziś edytowałam w prologu informacje o oryginale, więc jak ktoś nie wie z jakiej książki zaczerpnęłam kreacje dla Draco i Hermiony, a nie chce czekać tych kilka tygodni na zakończenie historii u mnie, to tam znajdzie namiary na moją inspirację. Raz jeszcze opisze wszystko w epilogu :)
Informacyjnie nadmieniam, że dziś edytowałam w prologu informacje o oryginale, więc jak ktoś nie wie z jakiej książki zaczerpnęłam kreacje dla Draco i Hermiony, a nie chce czekać tych kilka tygodni na zakończenie historii u mnie, to tam znajdzie namiary na moją inspirację. Raz jeszcze opisze wszystko w epilogu :)
Rozdział XVI
Świat
Hermiony skończył się w momencie gdy Draco zamknął oczy, a jego bezwładna ręka
opadła na posłanie. Gdy z przerażeniem wpatrywała się w nieruchome ciało
swojego męża, tracąc wszelką nadzieję, w drzwiach stanął Albert. Nerwowo
spoglądając na łoże swojego pana, zwrócił się do kobiety:
–
Proszę pani. Jakiś młody człowiek pyta o państwa. Czy mam go wpuścić?
–
Nie. Nie teraz, Albercie. Widzisz co się dzieje – wyszlochała. – Kto to jest?
–
Nie zrozumiałem nazwiska. Coś jakby Tom... i Chris z czegoś.
–
Tomas? – jęknęła zdumiona Hermiona. – Dzięki ci, dobry Boże! Obiecuję częściej
o tobie pamiętać! – Chociaż Bóg nie jest może najwłaściwszą instancją, jeśli
chodzi o magiczny świat do którego należę – zdążyła jeszcze pomyśleć, biegnąc
co tchu w piersiach na dół powitać swojego przyjaciela.
Tomas
widząc dramatyczną sytuację nie tracił czasu na zbędne słowa. Pognał na górę
prowadzony przez kamerdynera, z Hermioną depczącą mu po piętach. Wysłuchując
pospiesznych i mało zrozumiałych wyjaśnień zdenerwowanej kobiety polecił
Albertowi zapalić wszystkie świece i lampy, jakie tylko zdoła ustawić wokół
łóżka swego pana jednocześnie zakazując używając zaklęcia Lumos. Nawet
jeżeli dla Alberta owo polecenie wydało się nieco dziwne, nie dał w tej chwili
tego po sobie poznać. Przywołał Ogryzka i polecił zebrać wszystkie przenośne
kandelabry jakie znajdzie w rezydencji. Sam pospieszył po lampy gazowe, które choć
odrobinę przestarzałe, nadal sprawowały się świetnie.
Tomas
w tym czasie bez zbędnego ociągania i delikatności płożył Draco na brzuchu.
Jego ruchy były zdecydowane i pewne, różdżka w momencie rozgrzała się do
czerwoności, a odgłos wypowiadanych zaklęć roznosił się po pustych pokojach
Malfoy Manor.
–
Coś ty z nim zrobiła, Hermiono? – pytał zatroskany i delikatnie zły.
– Wiem, że to moja wina – szlochała zrozpaczona. – Ćwiczyliśmy jego nogę. Mówiłam
ci przecież ostatnio, jakie mieliśmy znakomite rezultaty.
– No
dobrze, dobrze – przerwał Tomas niecierpliwie. Na jego twarz widać było, że nie
wierzy w te fantastyczne rezultaty, którymi chwaliła się kobieta.
–
Ale któregoś dnia, teraz niedawno, byłam nieostrożna. Za mocno ugięłam
nogę, Draco krzyknął i powiedział, że zabolały go całe plecy. Nigdy wcześniej
się to nie zdarzyło. Oboje zdecydowaliśmy, że będziemy kontynuować ćwiczenia. Potem mieliśmy coraz lepsze wyniki, chociaż prawdę
mówiąc to były ledwie dostrzegalne. Praktycznie całkiem niewidoczne – dodała zrezygnowana.
– W
to akurat wierzę! – zawołał Tomas, na chwilę zatrzymując swoją różdżkę nad
czołem pacjenta i wpatrując się w nią intensywnie.
Hermiona
opowiadała pospiesznie dalej, nerwowo łapiąc powietrze:
–
Ale po kilku dniach Albert zauważył małą, czerwoną plamkę, tutaj... I z dnia na
dzień było coraz gorzej. Draco odmówił przetransportowania go do Munga.
Stwierdził, że to nie ma sensu, chciałam go zmusić, ale...Wysłałam w końcu do
ciebie sowę.
–
Musieliśmy się minąć po drodze – przyznał Tomas krótko, nie zwracając uwagi na zakłopotanie
przyjaciółki. Słuchając nieprzerwanego potoku jej słów badał ostrożnie palcami
plecy Malfoya. Wszystko wskazywało na to, że centrum bólu znajduje się w samym
krzyżu.
–
Myślę, że...– zaczął niepewnie.
– Co
takiego?
–
Myślę, że kula się przemieściła!
–
Ach! Tomas, czy ja go zabiłam?
–
Mogłaś to zrobić, ty szalona istoto. Co też ci przyszło do głowy, żeby tak
męczyć bezwładne ciało. Ale uspokój się już. Spróbujemy teraz wydobyć kulę. To
jedyna szansa.
– Na
Merlina, dasz radę sam?
–
Ja? Nie. Ja sam nie. Ty musisz mi pomóc! I ty także, Albercie – zwrócił się do
kamerdynera, który właśnie ustawiał oświetlenie wokół łoża. – Dobrze będzie jak
wezwiecie skrzaty, bo popłynie dużo krwi i nie będzie czasu tego sprzątać, a wy
będziecie mi musieli pomóc w czymś innym.
–
Naturalnie – odparł Albert z pobladłą twarzą.
–
Tomas, a jeśli on umrze? – Hermionę ogarnęły wątpliwości.
– To
niestety, jest możliwe. Ale jeżeli nie spróbujemy, to umrze na pewno. Już teraz
życie tli się w nim ostatkiem woli.
Świat
zawirował Hermionie przed oczami. Za nic nie chciała brać udziału w operacji. W
każdym razie nie w operacji Draco. Bała się, że jej nerwy tego nie
wytrzymają. Nie miała też ochoty oglądać, jak jej mąż wygląda od środka. Może i
przeżyła wojnę, ale na wrota Azkabanu, tam adrenalina nie pozwoliła się zastanawiać
jakie skutki wywołują jej zaklęcia. Martwiła się o to, żeby przeżyć nim dosięgnie
ją czyjaś Avada. Teraz wszystko
miało dziać się na chłodno. Z drugiej jednak strony gotowa była zrobić
wszystko, by przywrócić do życia
ukochanego męża.
Tomas
nie zwracając uwagi na nagłą bladość przyjaciółki, wydawał polecenia.
–
Albercie, proszę przynieść butelkę wódki, najmocniejszej jaką znajdziesz! Żadna
whisky, czysta wódka. Draco jest teraz nieprzytomny i to w tej sytuacji wielkie
szczęście. Ale jeśli się ocknie, trzeba go będzie oszołomić porządną porcją
alkoholu. Do alkoholu jest przyzwyczajony, bo już go wcześniej operowałem. Zaklęcia
oszałamiającego nie możemy ryzykować, jego organizm jest zbyt osłabiony. Nie
używajcie też magii w sytuacji gdy można ją zastąpić mugolskimi środkami, zbyt
duża jej dawka, będzie miała zgubny wpływ na pacjenta, a jeżeli wszystko pójdzie
pomyślnie, to jeszcze czeka nas trochę zaklinania. Najpierw jednak musicie się
oboje umyć. I proszę żebyście zrobili to bardzo dokładnie, w mojej walizeczce
znajdziecie doskonały środek dezynfekujący. Jest w niebieskiej butelce. A ty,
Hermiono, weź potem ten proszek i rozpuść w gorącej wodzie. To środek do
tamowania krwi. Musisz go mieć w misce tu, przy łóżku. Moje ubranie jest po
podróży zakurzone i pełne zarazków, które najpewniej wyniosłem ze szpitala. Ogryzku,
proszę mi przynieść coś czystego do ubrania, a wcześniej je odkazić. Tylko z dala
od tego pokoju! Ty Hermiono też powinnaś się przebrać w jakąś prostą, najlepiej
białą sukienkę bądź spodnie! Albercie, twoje ubranie również powinno być
świeże. Poleć pozostałym skrzatom zmianę pościeli, ta w której leży Draco jest
już pomięta i z pewnością brudna. Nie możemy ryzykować zakażenia, a na
przetransportowanie do sterylnego szpitala jest za późno. Hermiono, wyślij swojego
patronusa do Munga, niech przygotują salę, gdy stan Draco się poprawi,
konieczne będzie przeniesienie.
Kamerdyner
przyglądał się gościowi szeroko otwartymi oczyma. Cóż to za dziwne pomysły, do
czego on zmierza? I Ogryzek go słucha, choć nie musi. Czy ten Tomas ma zamiar przeprowadzać operację bez użycia czarów? Tutaj? W
Malfoy Manor? Oszalał.
Tomas
jednak był niewątpliwie bardzo postępowym uzdrowicielem, miał przygotowanie
medyczne z zakresu mugolskiej medycyny jak również czarodziejskie specjalizacje
z chirurgii, ortopedii oraz psychiatrii. Umiał też wywrzeć pozytywne wrażenie i sprawić, że nawet skrzaty słuchały jego poleceń, choć nie był ich panem. Swoją pewnością siebie i zdecydowaniem, budził zaufanie, nie tylko pani domu.
W
chwilę później wszystko było gotowe do operacji.
Kiedy
Tomas wziął do ręki skalpel i zaczął go opalać nad płomieniem świecy, Hermiona
poczuła, że blednie. Z potoku słów Tomasa zrozumiała, że operację, przynajmniej
w pierwszej fazie przeprowadzi całkowicie bez ingerencji magii. Pierwszy raz
słyszała, że magia może zaszkodzić, zawsze wychodziła z założenia, że to
mugolskie środki są bardziej...archaiczne. Do tego opalanie instrumentów
medycznych kojarzyło jej się ze średniowieczem. Ufała jednak, że Tomas wie co
robi i ma ku temu wyraźne powody. Był świetny w swoim fachu i nie było powodu
wątpić w jego zdolności.
Gdyby
tak mogła stąd uciec, rzucić na drzwi sypialni dobre Muffiliato i trwać
tak, dopóki Tomas lub Albert nie poinformuje jej w jakiś sposób, że już po wszystkim i że Draco jest
znowu zdrowy. Nie mogła jednak tego zrobić. Byłoby to jednak tchórzostwo. A
Hermiona Granger, wychowanka Domu Gryfa nie powinna tchórzyć. Była też winna
swoją obecność przy mężu, wszak przyrzekała trwać obok w zdrowiu i chorobie,
póki śmierć ich nie rozłączy…
Głośno
przełknęła ślinę i zaczęła w duchu modlić się do wszystkich znanych jej bóstw.
Nawet nie chciała myśleć o tym, że to mogą być ostatnie chwile Draco. Podwinęła
rękawy białej bluzki, którą zdążyła już założyć.
– Co
mam robić? – zapytała.
Tomas
podał jej pustą miskę i białą serwetkę ze stosu, który przed chwilą lewitowała z bieliźniarki.
–
Wycieraj tym! Pamiętaj żeby nie używać różdżki, to bardzo ważne. A ty Albercie
pilnuj Dracona. W razie potrzeby musisz go mocno trzymać, nie mam ze sobą
mugolskich środków znieczulających, na przywołanie ich ze szpitala nie ma czasu,
natomiast ponownie czarować będę mógł dopiero po wszystkim.
Kamerdyner
skinął głową wyraźnie przerażony, ale w pełni zdany na decyzję Hermiony, a ona
wydawała się ufać temu młodzikowi.
Atmosfera
w pokoju chorego była niezwykła. Zewsząd wyzierała tajemnica i groza. Draco
niedawno zakupił wielką szafę na ubrania w nowym stylu barokowym, który
zdecydowanie zrywał z bardziej surową linią renesansową w której tonie
utrzymany był wystrój jego sypialni. Ciemnobrązowa szafa była pysznie zdobiona
pulchnymi amorkami, grającymi na rogach lub harfach, i mnóstwem najdziwaczniej
powyginanych kwiatów jakiejś magicznej rośliny, której nazwy nikt nie znał.
Dziurkę od klucza przemyślnie ukryto pod przesuwanym kwiatem. Także łoże, przy
którym teraz stali, było we wspaniałym barokowym stylu z przesuwanymi kolumnami
i rzeźbionymi oparciami. Sypialnia była
tak różna od tej, którą zajmowała Hermiona i w której Draco, po wielu namowach,
zgodził się na mugolską elektryczność. Co prawda wszechogarniająca magia
utrudniała korzystanie z niej, jednak sama świadomość, że ma w pokoju żarówkę, już
nie raz przyniosła kobiecie ukojenie.
–
Leżałam tu kiedyś – myślała w roztargnieniu rozglądając się po pokoju, byle
tylko nie patrzeć na to co robi w tej chwili Tomas . – A teraz leży tu Draco, mój
nieszczęśliwy mąż. Oczekuje spełnienia swego losu. Losu, który powierzył ufnie
w moje ręce.
Liczne
kandelabry i lampy dobrze oświetlały jego plecy. Widać było, że ostatnio często
ćwiczył ramiona. Nie zdawała sobie z tego sprawy. Ponad czerwoną, paskudną plamą rysowały się
wspaniałe mięśnie. Hermiona teraz jak urzeczona wpatrywała się w swego męża i
żałowała szczerze, że ich małżeństwo jest budowane na innych zasadach niż te
ogólnie przyjęte. Tak bardzo chciałaby choć raz poczuć jego palce na swojej
skórze, móc opleść ramionami silne plecy mężczyzny i zatopić się w słodkim
uniesieniu. Chociaż raz...
W
pokoju panowała niezmącona niczym cisza. Nawet zegar w holu zdawał się
wstrzymywać bicie swego wahadła, które nieubłaganie odmierzało czas. Czas, który
dla niektórych być może dobiegał końca.
Hermiona
zaczynała się niecierpliwić w obawie, że nie zdążą. Nie wybaczyłaby sobie
swojego uporu i przemądrzałości. Tomas długo się przygotowywał, nim przystąpił
do dzieła. Choć z oczu biło niezdecydowanie i strach, dłonie pewnie reagowały na
impulsy wysyłane z mózgu. W końcu przyłożył do pleców pacjenta skalpel i zdecydowanie
naciął nabrzmiałą skórę. Hermiona na moment mocniej zacisnęła powieki, ale
Draco ani drgnął. Nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Może już jest za późno?
Z
rany wytrysnęły krew i ropa, a Hermiona miała tyle roboty, że nawet nie zdążyła
się przerazić. Tomas przykładał środek tamujący krew do brzegów nacięcia i
trzeba było wyrzucać jedną serwetkę po drugiej, nim strumień wypływający z rany
ustał. Tomas wreszcie dał znak, żeby pomagała kamerdynerowi utrzymać Draco w całkowitym
bezruchu. Jeśli teraz choćby drgnie, wszystko przepadnie. Skrzaty również
uwijały się jak w ukropie, rozumiejąc powagę sytuacji. Z boku wszystko wyglądało
jaj scena w niemym kinie. Wszyscy porozumiewali się bez słów, bojąc się
rozproszyć skupienie uzdrowiciela.
Tomas
w tej chwili badał koniuszkiem skalpela otwartą ranę.
–
Przemieściła się – powiedział. – Teraz wyczuwam ją pod mięśniami.
– Wyjmiesz
ją?
–
Ryzyka dla życia twojego męża nie unikniemy. Ale mimo wszystko miał szczęście,
kula mogła się przemieścić w gorszą stronę. Tymczasem ona przesuwa się ku
górze, jakby miała się wydostać na zewnątrz. Gdyby nie jego stan, poradzili by
sobie z tym nawet w mugolskim szpitalu.
Hermiona
zorientowała się, że zaciska zęby aż do bólu.
–
Spróbuj, proszę! Uratuj go.
–
Tak, spróbuję, ale nie gwarantuję sukcesu, wiele ryzykujemy.
–
Rozumiem, ale czy mamy inne wyjście?
–
Nie, nie mamy żadnego.
– No
więc właśnie. Dlaczego to jest takie czerwone? – zapytała żeby zmienić temat.
Poczucie winy paliło ją od środka.
– To
zapalenie, od kuli. Dlatego miałem nadzieję, że wyjdzie wraz z ropą. Ale tak
się nie stało. Spokojnie, spróbujemy!
W
pokoju znowu zaległa przygniatająca cisza. W ciemnych powierzchniach mebli
odbijał się ciepły blask świec i drgające płomienie lamp. Wrażenie było
zdecydowanie upiorne, jednak w pełni oddawało powagę sytuacji.
Tomas
wyglądał tak strasznie młodo, że Albert patrzył na niego z niegasnącym przerażeniem.
Nie znał tego mężczyzny, nie wiedział, co się kryło za tym wysokim czołem,
które właśnie marszczyło się w wielkim napięciu.
Palce
uzdrowiciela z największą ostrożnością przesuwały się cal po calu. Od czasu do
czasu wykonywał delikatne nacięcie i prosił o serwetkę. Hermiona obserwowała z
troską, jak przygotowany stosik systematycznie się zmniejsza. Skrzaty nie nadążały
z oczyszczaniem materiałów, choć i tak radziły sobie świetnie. Czuła spływający
jej z czoła pot – od płomieni świec, od nerwowego napięcia i niechcianych uczuć,
które napierały ze wszystkich stron. Draco wciąż leżał spokojnie. Tak
spokojnie, że musiała dotknąć dłonią jego piersi, by sprawdzić, czy na pewno oddycha.
Owszem,
oddychał. Ledwie zauważalnie, słabiutko, ale jednak.
Tomas
zacisnął zęby i zdecydowanym ruchem wsunął palce w ranę.
Chory
gwałtownie drgnął.
–
Trzymajcie go, do cholery – syknął Tomas.
Hermiona
i Albert natychmiast wzmocnili uściski. Tomas mimo chwilowej irytacji, sprawiał
wrażenie zadowolonego i Hermiona domyślała się, dlaczego – Draco odczuwał ból
tam, gdzie przedtem był jak martwy!
Ona
i Albert robili w tej chwili, co w ich mocy, nie pozwalając sobie więcej na rozproszenie
uwagi. Przyciskali z całych sił ciało Dracona do łóżka, żałując, że nie mogą obezwładnić
go jednym celnym zaklęciem.
–
Mam ją – oświadczył w pewnej chwili Tomas. – Jeszcze moment!
Lewą
ręką szukał czegoś wśród swoich instrumentów, a potem podniósł w górę dziwnie
zakrzywiony nóż.
–
Już przecież wyjmowałem kule – uśmiechnął się, widząc zdziwioną minę Hermiony.
Mocno
trzymali przytomnego teraz pacjenta.
–
Spokojnie – prosiła Hermiona, pochylając się nad nim. – Tomas jest tutaj. Dostał
się do kuli. Leż jak najspokojniej! Błagam cię Draco, tylko się nie ruszaj.
Ślizgon
starał się jak mógł. Hermiona czuła, że jego ciało zrobiło się napięte, by stawić
czoła przejmującemu bólowi. Coraz trudniej było im utrzymać zlane potem
członki. Hermiona błagała niemo o użycie choć jednego zaklęcia osuszającego,
ale nie miała odwagi się o nie upomnieć. Zdrowie Dracona było najważniejsze!
–
Rozluźnij mięśnie – polecił Tomas.
Ale
to nie było takie łatwe. Draco podświadomie bojąc się następnej fali bólu,
spiał się cały i nie umiał nakazać sobie wykonanie polecenia, jakie przed
chwilą usłyszał. Nie widząc innego wyjścia Albert nalał wódki do kielicha.
Draco, choć trochę niezdarnie w tej pozycji, wypił kilka szybkich, solidnych
łyków.
Tomas
musiał poczekać, aż alkohol otumani pacjenta, ale nie wypuszczał kuli z palców.
Krew płynęła nieprzerwanie. Hermiona wycierała ją z największą ostrożnością i
robiła to co wcześniej Tomas – polewała ranę, jak daleko mogła sięgnąć,
środkiem tamującym krew. Lekko dymił po zetknięciu ze skóra i robił się
delikatnie fioletowy, nie pachniał też zbyt przyjemnie co przypominało gryfonce
skrzydło szpitalne w Hogwarcie.
Po
chwili młody magomedyk ostrożnie wsunął zakrzywiony nóż do rany, wziął szczypce
z rąk Alberta, ujął kulę i pociągnął, szybko i zdecydowanie. Draco krzyknął,
lecz teraz nie miało już znaczenia to, że się poruszył. Kula została wyjęta!
Tomas
trzymał ją pewnie w dłoni! Twarz rozjaśnił mu triumfalny uśmiech.
Ale
tylko na moment.
–
Szybko, Miona, przyciśnij palcem, tutaj! A drugą ręką ciśnij tu, żeby zatamować
krew! Ciśnij! Tak mocno, jak tylko możesz.
Draco
znowu stracił przytomność i w tym stanie wszedł w następną fazę operacji. To
samo stało się z Hermioną, która nie zdążyła zarejestrować czułości w tonie
przyjaciela. Pokój zaczął wirować razem z nią i poczuła jeszcze tylko silną
dłoń Alberta na ramieniu. Kiedy odzyskała świadomość, siedziała w fotelu w
swoim pokoju.
I
postanowiła tam zostać. Stwierdziła, że tak będzie najlepiej. Miała chwilę,
żeby zastanowić się nad tym co działo się w pokoju obok. Cieszyła się, że jest
z nią Tomas. Wcześniejsza złość i niechęć dawno minęła, teraz była wdzięczna za
poświęcenie jakie okazywał jej i Draconowi. Zupełnie niestosownie do sytuacji,
wspominała wspólny posiłek w czasie kiedy odwiedzała Harry’ego. Była wtedy taka
beztroska, znowu czuła się jak kilkanaście miesięcy temu, urok Tomasa był
niezaprzeczalny. Dowiedziała się, że rozstał się ze swoją upiorną żona i nadal
nie poznał nikogo, kto skradłby jego serce. Między słowami czytała
zainteresowanie jakie wysyłał w jej stronę i musiała przyznać, że jej to
schlebiało. Była w trudnej sytuacji, bo choć kochała szczerze Draco, to dopiero
dziś odważyła mu się do tego przyznać, a świadomość, że nie może oczekiwać od
niego tego samego mocno ją przygnębiała. Za to Tomas był na wyciągnięcie
ręki...
Z
głębi domu doszedł do niej krzyk męża, który wyrwał ją z zamyślenia.
Najwyraźniej on także wrócił do przytomności w wyniku bolesnych zabiegów
uzdrowiciela.
– No
dobrze, już dobrze – powiedział Tomas ostro. – Powiem ci, Draco, że w ubiegłym
roku założyłem wiele szwów na rozerwaną skórę małej dziewczynki. I nie dostała
przedtem kielicha tak jak ty, a nawet nie pisnęła. Miała dziewięć czy dziesięć
lat, a ja nie używałem różdżki.
Draco
wyrzucił z siebie długą wiązankę soczystych przekleństw, ale potem mocno
zagryzał wargi, żeby nie krzyczeć. Słychać było, że uniósł się honorem.
Gdy
operacja nareszcie dobiegła końca, przyszła Hermiona. Tomas powiedział, że
przez pierwsze dni chory będzie musiał leżeć na brzuchu. Niebezpieczeństwo
zostało zażegnane, ale nie minęło, obiecał więc, że zostanie jeszcze przez jakiś
czas. Hermiona poczuła niezrozumiałą nadzieję kiełkującą w sercu, jednak tym
razem chciała słuchać rozumu. Serce wykazało już swoją słabość i źle na tym
wyszła.
–
Jak on się czuje?
–
Odpoczywa, ale nie jest źle. Jego stan szybko się poprawia.
–
Kiedy trzeba go będzie przenieść do Munga?
–
Będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy jego stan się ustabilizuje, ale zadbam o
to, żeby jutro, a właściwie już dziś rano, przysłano odpowiednich uzdrowicieli.
Nie chcę ryzykować samodzielnych decyzji.
Hermiona
z uwagą przyglądała się mężczyźnie. Z jego postawy, mimo widocznego zmęczenia,
biła teraz pewność siebie i coś, czego nie mogła uchwycić. Zakręciło jej się w
głowie. Tomas chwycił ją pod rękę i zaprowadził do uchylonego okna. Gdy świat
przestał wirować jej przed oczami, skierowała wzrok na przyjaciela.
–
Jak długo będzie trzeba czekać na zmiany? – zapytała.
– Jeżeli
chcesz tylko czekać, to długo – odpowiedział Tomas, znacząco patrząc na
Hermionę. Jego słowa zdecydowanie miały podwójny sens.
–
Czyli?– Tomas podszedł do niej, oparł dłonie na jej ramionach i zajrzał głęboko
w oczy.
–
Czyli powinnaś wziąć się w garść i zacząć działać. – Odgarnął z czoła włosy,
które wymknęły się z nieładu jaki panował teraz na jej głowie. Ten czuły gest
znaczył dla niej bardzo wiele, ale wydawał również dziwnie nie na miejscu. Nie
teraz, nie w sytuacji, kiedy Draco leży tuż obok. Odsunęła się nieznacznie
dając do zrozumienia, że wie o czym mężczyzna mówi między słowami.
–
Słuchaj, wiem doskonale ile mam wad i ile zalet, a ty oceniasz mnie w tym
momencie trochę zbyt pochopnie. Nie znasz mnie tak naprawdę.
–
Myślę, że znam bardziej, niż chciałabyś przyznać. I w tym cały problem. Przemyśl
swój następny krok. Draco teraz śpi. Ja też idę odpocząć i tobie radze to samo.
Porozmawiamy jutro rano.
Tomas
wyszedł, ale Hermiona wbrew temu co radził, postanowiła posiedzieć jeszcze przy
mężu. Czuła wyrzuty sumienia z powodu przyjaciela i skrępowanie dotyczące
relacji z mężem.
Usiadła
w kucki przy łóżku i próbowała stłumić w sobie zażenowanie z powodu tych
fatalnych, obnażających jej uczucia słów, które wypowiedziała dziś rano.
–
Hej – powiedziała cicho, widząc, że Draco uchyla ciężko powieki.
–
Hej – szepnął w odpowiedzi, wyraźnie osłabiony i wciąż delikatnie rozpalony od
gorączki. – Zrobiliście kawał dobrej roboty.
–
Czego byśmy nie zrobili dla ciebie – odparła żartem. – Teraz musisz odpocząć.
Jedno z nas będzie zawsze w pobliżu, jutro, jak tylko twój stan będzie
stabilniejszy, przeniesiemy cię do Munga. Ciii, nie chcę słyszeć protestów, to
tylko na kilka dni.
– Róbcie
co jest konieczne. Byłem głupi. Dziękuję.
Nie
wiedziała czy dziękuje za operacje czy za to, że jest obok. A może słyszał jej
rozmowę z Tomasem i dziękuje za to, że się nie ugięła?
Ponieważ
Hermiona odpoczywała już przez dłuższy czas, objęła dyżur jako pierwsza. Tomas
zajął jej sypialnię, bo inne pokoje gościnne nie były w tym momencie gotowe, a
skrzaty nadal doprowadzały do porządku pobojowisko, jakie powstało podczas
operacji.
Przy
łóżku Draco paliło się kilka świec. Hermiona siedziała i patrzyła na kark męża,
na jasne, wreszcie suche włosy, które układały się miękkimi falami z tyłu
głowy. Tak bardzo chciałaby ich dotknąć, poczuć pod palcami jedwabistą
miękkość.
–
Teraz on już wszystko wie – myślała z przykrością.– Sama się zdradziłam. Ale
musiałam to powiedzieć, przecież był umierający i sądził, że nie ma nikogo na
całym świecie. Nie mogłam dopuścić do tego, by umarł w nieświadomości. Oczywiście,
to było głupie z mojej strony! Nie sprawiło mu też zapewne radości. Chyba go
tylko nieprzyjemnie poruszyło. Był z pewnością zażenowany i rozczarowany moim
brakiem rozsądku. A teraz lituje się nade mną. Oby nie stracił do mnie
zaufania. Tego bym nie zniosła. Ale byłam zmuszona mu to powiedzieć, czułam
jakąś wewnętrzną potrzebę, wręcz przymus. Czego się właściwie ode mnie wymaga?
Nie jestem z kamienia.
I
przecież się cieszył, był mi wdzięczny za to, że wtedy tu zostałam, chociaż straciłam
dziecko i jego wsparcie nie było mi już potrzebne. Sam też już dostał nauczkę i
mógł zacząć życie od nowa. Z kimś innym. Cieszył się, sam to kiedyś powiedział.
Nie szukał kontaktu z mężczyznami, nawet wtedy gdy pogodził się już ze swoją
ułomnością. Nie chciał mi sprawiać przykrości.
Zależy
mu więc na mnie. Przynajmniej trochę. Jak na przyjacielu. Dobrze, że nie
wyjawiłam mu swoich najskrytszych marzeń o nim, jakie mnie nawiedzają w ciszy
nocnych godzin! Tej nieznośnej, a zakazanej tęsknoty. Tego by mi nigdy nie
wybaczył!
Czy
taka wierna przyjaźń między kobietą i mężczyzną jak nasza naprawdę może
przetrwać? Nie bardzo w to wierzę. Prędzej czy później przekracza się granicę
między przyjaźnią a miłością.
A
wtedy koniec. Nieszczęśliwie zakochanemu pozostaje tylko cierpienie i chłód ze
strony partnera.
Może
zawoalowana propozycja Tomasa nie powinna mnie więc dziwić? On musi wiedzieć za
czym tęsknię, jak bardzo chciałabym poczuć drugiego człowieka obok, bardziej niż
do tej pory. On wie jaki jest Draco i co do mnie czuje. Wie, że nasze
małżeństwo opiera się tylko na przyjaźni i wzajemnym szacunku. Pozwolenie Draco
wciąż obowiązuje, może mogłabym z niego skorzystać? Tak bardzo brak mi kogoś
komu mogłabym oddać siebie całą, tak bardzo chciałabym kochać i być kochaną, a
tymczasem do człowieka który mnie chce, czuję tylko przywiązanie, a ten którego
kocham, choć jest moim mężem, nie dostrzega mnie w takich kategoriach w jakich
ja chciałabym zaistnieć. Życie jest niesprawiedliwe.
Zatopiona w myślach zasnęła skulona na fotelu, z
podkulonymi żałośnie nogami i oczami pełnymi łez.
Przez
wiele kolejnych dni, stan Draco pozostawał niestety krytyczny i nerwy
wszystkich mieszkańców Malfoy Manor były napięte do ostateczności. A chyba
najbardziej nerwy Hermiony. O przeniesieniu do szpitala nie mogło być mowy.
Uzdrowiciele z Munga przybyli następnego dnia i zgodnie stwierdzili, że chorego
nie można ruszać. Tomas dostał oficjalne pozwolenie na całodobową opiekę nad
młodym Malfoyem i deklarację wsparcia w razie takiej konieczności. Ostrożnie zaczęto
wprowadzać eliksiry uzdrawiające i słabsze zaklęcia jako pomoc dla mugolskich
środków. Reakcja była pozytywna więc powoli, bardzo powoli, stan chorego zaczął
się poprawiać. Po dziesięciu dniach Tomas oświadczył, że rana goi się świetnie
i już niedługo będzie można ją magicznie usunąć, nie powinna zostać nawet
blizna. Hermiona mogła wreszcie odetchnąć. Jednak życie okazałoby się zbyt
proste, by los trójki przyjaciół stał się nieskomplikowany. Obecność Tomasa odcisnęła
piętno nie tylko na Hermionie, która często łapała się na tym, że jest
o krok od rzucenia się w ramiona Tomasa, ale i Draco posyłał coraz bardziej tęskne
spojrzenia za przystojnym mężczyzną, który uratował mu życie.
O zgrozo, cały rozdział czytałam ze skokiem adrenaliny. Mam cichą nadzieję, że Draco odzyska wład w nogach, a Tomas szybko zniknie z życia wszystkich bohaterów.
OdpowiedzUsuńMoją uwagę zwróciły dwa błędy:
"Ze wszą wyzierała tajemnica i groza." -> A nie "zewsząd"? :p
"Reakcja była pozytywna wiec powoli, bardzo powoli, stan chorego zaczął się poprawiać." - "więc" :)
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam,
Addie Della Robbia
(ciemna-strona-dobra.blogspot.com)
Jasne, że "zewsząd" i "więc", bardzo Ci dziękuję za zwrócenie uwagi. Poprawię zaraz :) cieszę się, że nadal będziesz czekać na rozdział!
UsuńNo jasne, umarłabym, nie znając zakończenia ;_; Dawno nie czytałam czegoś napisanego tak dobrym językiem i jednocześnie wcielającego do reszty. Kiedy planujesz dodać kolejny rozdział? :)
UsuńWciągającego*
UsuńPostaram się dodać coś w przeciągu najbliższych dwóch tygodni :)
UsuńOdpowiadając: Tak, mam nowy szablon :p Będzie on zapewne zmieniał się co jakiś czas, bo postanowiłam, że cały blog będzie wyłącznie mojej twórczości, a co raz mam nową wizję na szablon czy układ :p
UsuńDziękuję za odwiedzenie bloga i pomocny komentarz :)
Będę z pewnością zaglądać, więc nastaw się na moje fanaberie, ale one z sympatii i chęci pomocy, bo wiem jak to jest, gdy czytasz tekst dziesiąty raz. Sama jestem wdzięczna za wytknięcie potknięć :) No ja też mam Wreszcie szablon jaki chciałam i nawet odcień różu jest ok :D Nagłówek kocham po prostu :)
UsuńGenialne <3 <3 Uwielbiam ciebie i twoje opowiadanie. Życzę weny <3 :D
OdpowiedzUsuńOjej, baaardzo Ci dziękuję. Cieszę się, choć akurat ten rozdział taki mniej mój, bo w większości zgadza się z książką na której się wzoruję, ale jeżeli się podoba, to może dobrze wykonałam zamierzony cel :)
UsuńZapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)
UsuńNowa, ale już zapisałam w zakładkach ^_^ Cudowna, taka totalnie inna historia ;) Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńMiło mi i zachęcam do zerknięcia na inne opowiadania na tym blogu. Reszta jest wyłącznie mojego autorstwa :)
UsuńZapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)
UsuńWitam serdecznie. Proszę o wstawienie linku bądź buttonu szabloniarni http://land-of-grafic.blogspot.com/ jeśli chcesz, abym wykonała szablon. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńZrobione :) przepraszam, kompletnie wyleciał mi z głowy :/
UsuńHej, zapraszam na http://land-of-grafic.blogspot.com po odbiór zamówionego szablonu ;)
OdpowiedzUsuńJej, jak szybko, bardzo Ci dziękuję. Już wczoraj pobrałam, ale dopiero teraz dopełnię "formalności". Fakt, że nie zupełnie tego się spodziewałam, ale i tak dziękuję :*
UsuńŚwietny blog. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam :)
UsuńZapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)
UsuńCały rozdział czytałam z zapartym tchem. Bardzo podobał mi się opis przebiegu operacji.
OdpowiedzUsuńTen Tomas mi nie pasował, od początku wiedziałam, że on coś namiesza;_;
Draco, ja wiem, że serce nie sługa, ale nie oglądaj się za nim!
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, życzę weny.
Ściskam.
Witaj. Cieszę się, że Cię zaciekawiłam. Przebieg operacji jak i w większości klimat rozdziału, zawdzięczam oryginałowi, ale niezmiernie mi miło, że Wam się podoba i tworzy wspólną całość. Postać Tomasa, choć pierwowzorem był ktoś zupełnie inny, bardzo lubię. On jest takim kimś, do zadań specjalnych :D Draco musi sam poukładać swoje uczucia, więc wena mi się przyda. Pozdrawiam i zapraszam na resztę!
UsuńZapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)
Usuń<3 Świetnie piszesz, nie mogę się od tego oderwać, ostatni raz czułam coś takiego, czytając Dwa Światy. Imponuje mi to, że tak długo nie ma wątku miłosnego, ja bym tak w życiu nie potrafiła! Pozdrawiam ;3
OdpowiedzUsuńO raju, dziękuję Ci mocno, choć to w dużej mierze zasługa oryginału. Ale ja go wybrałam, wiec się cieszę - bo mogę :D
UsuńDraco! Nie wolno ci!!! Dlaczego on jest gejem, pytam się dlaczego? !
OdpowiedzUsuńHa w końcu mogę komentować te jakże genialne opowiadanie fabuła powala lecę czytać kolejny rozdział pozdrawiam Majka-Villemo Linde
OdpowiedzUsuń