26 lipca 2015

Ślady V

       Witajcie. Z lekkim poślizgiem, ale jest. Świeżo napisany, więc mogą się zdarzyć literówki, które poprawię na chłodno, zapewne jutro. W rozdziale jest mało dramione, ale jest on konieczny do wprowadzenia i wyjaśnienie innych rzeczy. Ufam, że mimo wszystko Was nie zawiedzie.
       Ci co bywają u mnie często, z pewnością zauważyli, że blog często zmienia szatę. Wreszcie mam taki szablon, który skradł mi serce i nawet odcienie różu mi w nim nie przeszkadzają. Poprzedni, wykonany przez Mie z Land of grafic, mimo iż z pewnością był wyjątkowy, nie był "taki mój". Nie lubię różowego koloru, a raczej nie znoszę jak mnie zalewa, bo różne jego odcienie, w połączeniu z innymi, są OK. Miałam nadzieję, że z czasem się do tamtego szablonu przekonam, ba, że będzie mi się bardzo podobał, ale po początkowych chęciach zostało tylko zniecierpliwienie i  smutek "że to jednak nie to".
      Z pomocą pośpieszyła mi Irlandka i już po pierwszych przymiarkach, wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Co tam róż, zobaczcie zdjęcia i tą delikatność :D  Mam nadzieję, że nowa szata bloga, przypadnie Wam do gustu i będziecie tu jeszcze chętniej zaglądać.
     
      A teraz, miłego czytania!









Rozdział V

***

– Ale jak to śniłaś mu się naga? – Luna nie mogła zrozumieć co mówi do niej jej przyjaciółka.
– No tłumaczę ci chyba. Siedziałam na schodach w takich wysokich, czerwonych szpilkach i gładziłam się po… no, zaspokajałam się – kobieta usiłowała się nie rumienić wypowiadając te słowa, jednak skutek był dosyć opłakany.
­ – Aż trudno mi w to uwierzyć. Jesteś pewna, że on nadal nic nie pamięta? Wiesz, skoro wyglądałaś tak jak teraz…
– Też mnie to uderzyło, przecież Malfoy nie może wiedzieć ile mam lat. Chyba, że mnie oszukuje. Ale nie to jest teraz moim problemem, przecież nie będę mu mogła spojrzeć w oczy.
– Podobało ci się?
– Co? – Gryfonka wyglądała jak żywy znak zapytania.
– No, czy ci się podobało? Przyznaj się! – Luna wyraźnie bawiła się zażenowaniem przyjaciółki.
– Co ty bredzisz? Zupa z plumpków ci zaszkodziła, czy jak? Oczywiście, że mi się nie podobało – oburzyła się Hermiona i wstała z kanapy, na której siedziała z blondynką.
– Podobało ci się! Przecież to widać – Luna odchyliła się w bok, wypowiadając te słowa, bo w jej stronę poszybowała poduszka, którą rzuciła szatynka. – Osz ty! Chciałaś poznać moją opinię!
– Chciałam, żebyś okazała mi wsparcie i powiedziała co mam z tym zrobić!
– O tym właśnie mówię. Wyluzuj trochę. On jest tam zamknięty od tylu miesięcy. Święty by zwariował. Zobaczył ciebie, a musisz przecież wiedzieć jak wyglądasz, i mu odbiło. Facetom tylko jedno w głowie – puszczając oko, zaśmiała się panna Lovegood.
– I mówisz to z własnego doświadczenia? – odcięła się Hermiona, wiedząc, że Luna i Ron lubią seks i wcale się z tym nie kryją.
– Oczywiście – wyszczerzyła się Luna. – A powiedz mi, jak, poza fascynującym przypadkiem arystokraty, jest w nowej pracy?
– Faktycznie fascynujący… W pracy? Nawet dobrze, czasami tak sobie siedzę i się uśmiecham, a siłą woli staram się podpalić wszystkich dookoła…
– Ha ha ha, to uważaj, żebyś faktycznie nie puściła ich z dymem, bo nici z twojego ukrywania. Wiesz, że Umbrige zaczęła węszyć?
­– Stara ropucha, domyślałam się, że prędzej czy później, zainteresuje ją moja rezygnacja. Wiesz coś konkretnego? -- Hermiona badawczo przyjrzała się Lunie, chcąc wyłapać potencjalne minięcie się z prawdą.
– Nie. Wiem tylko, że wypytuje ludzi, nas też próbowała. Znowu wysługuje się Knotem i jego znajomościami, jakby swoich miała za mało -- odpowiedziała z niesmakiem Luna.
– Jaka ona jest beznadziejna! No nic, będę ostrożna -- westchnęła Hermiona. -- Tym bardziej, że zmuszona jestem chronić też Malfoya. Co twoim zdaniem powinnam teraz zrobić? -- Zapytała po chwili krążenia w milczeniu po pokoju
– Udawaj, że nic się nie stało. Jeżeli Malfoy ma ci ufać, to nie może wiedzieć, że grzebałaś mu bez jego wiedzy w mózgu -- ostrożnie powiedziała Krukonka, patrząc podejrzliwie na przyjaciółkę.
– Fakt, że meduza przeżyła sześćset pięćdziesiąt lat, bez posiadania mózgu, niesie nadzieje milionom ludzi – zaśmiała się Hermiona, ale za chwilę spoważniała. – Nie wiem jak zareaguje na swoje wspomnienia, nie wiem czy sobie z tym poradzi i czy ja będę w stanie mu pomóc. Czas ucieka, a postępy są bardzo małe.
– Ale mówiłaś, że cofnięcie Obliviate pomogło…-- Luba niespokojnie poruszyła się na kanapie.
– Tak, z pewnością pomogło, jego myśli są coraz bardziej jasne, przypominają mu się z pozoru nie związane ze sobą fakty, ale do całkowitego odzyskania pamięci, jeszcze daleka droga. -- Hermiona zrobiła kilka kroków w stronę Luny, jakby znowu chciała usiąść, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. -- Do tego w powietrzu ciągle wisi niebezpieczeństwo, że znajdą go zanim wszystko sobie przypomni. Wolałabym, żeby tak się nie stało. Mimo tego, że to Malfoy, to będę się lepiej czuła, gdy dotrze do Hogwartu. Dobra, dosyć o mnie. Opowiedz mi co się u was dzieje. Niedawno był u mnie Harry, ale nie mieliśmy czasu na plotkowanie.
– A co ma się niby dziać? Po staremu wszystko, nie mamy tak ciekawego życia jak ty.
– Dobra, dobra. Zrozumiałam i kajam się pokornie. Naprawdę jestem ciekawa.
– Wybaczam. No więc tak: Neville przygotowuje się do nowej pracy. Całe dnie studiuje jakieś stare woluminy o magicznych roślinach i jak tylko zapytasz go jak mu idzie, zasypuje cię informacjami, które wydają mu się bardzo istotne – Luna mówiąc to, przekręciła teatralnie oczami, dając do zrozumienia, że ona nie widzi nic interesującego w czymś, co nie jest aktualnie chrapakiem krętonogim lub przynajmniej trzminorkiem.
– Cały Neville, ale wcale mu się nie dziwię. Podstawą każdego sukcesu jest wytrwałość.
– Przesadzasz -- roześmiała się Luna.
– Ani trochę -- stwierdziła poważnie Gryfonka. -- Sama muszę sobie ciągle przypominać, że nie można załamywać się przy pierwszej porażce. Chcąc osiągnąć założone wcześniej aspiracje, trzeba po drodze zdobyć szereg drobnych celów i pokonać mnóstwo przeszkód. Trzeba ciągle iść do przodu z podniesioną do góry głową. Nie wolno załamywać się i ronić latami łez po jakiejś nieudanej próbie. Jeżeli będziesz rozpamiętywać swoje niepowodzenia, nigdy nie staniesz na nogi i nie zrobisz kroku w przód.
– Jakbym słyszała Neville’a, wy naprawdę nadajecie się do szkoły. Już teraz gadacie jak nauczyciele -- mimo przynależności do domu, którego cechą była mądrość, Luna nie była zachwycona odpowiedzią Hermiony.
– Uznam to za komplement.
– Bo nim jest. Czasami wam zazdroszczę, wrócicie tam i będziecie mogli cieszyć się magią zamku, podziwiać jego wspaniałość, a nam, tu na zewnątrz, zostawiacie szare, nudne życie -- Luna wyraźnie straciła humor. Jej zwykle pogodna twarz okryła się ponurym wyrazem.
– Luna, od kiedy to twoje życie jest szare? Przecież ty od urodzenia patrzysz na świat przez różowe okulary! Czy coś się stało? -- Hermiona wyraźnie zaniepokoiła się stanem przyjaciółki.
– Co? Och nie, nic. Tak po prostu się rozmarzyłam.
– Rozmarzyłam? -- powtórzyła bezmyślnie szatynka, myśląc, że to słowo jest wyraźnie nieadekwatne do sytuacji. -- Może jesteś zmęczona? Już w sumie późno, ściągnęłam cię tu prawie w środku nocy.
– Najlepsze rozmowy prowadzi się właśnie nocą, kiedy ludzie nie mają siły by kłamać.
– I jesteś pewna, że wszystko jest w porządku i nie chcesz o niczym ze mną porozmawiać? -- Hermiona machnęła różdżką, by przywołać dwie porcje lodów, które wcześniej przygotowała.
– Tak, trzeba być przyzwoitym.
– Przyzwoitość, to mieszanka kilku łyżek znajomości reguł oraz ceny ich łamania, szczypty empatii i kilku kilo pilnowania własnego nosa, więc nie wiem czy jestem w tej chwili przyzwoita, ale wiem, że chciałabym się dowiedzieć co się z tobą dzieje -- powiedziała Hermiona, stawiając lody na pobliskim stoliku.
– Naprawdę, nic mi nie jest. Jakaś taka melancholia mnie naszła. Ty i Neville za chwilę wrócicie do Hogwartu, Ginny i Harry przygotowują się do ślubu, Ron jest ciągle zajęty. Czuje się samotna.
– Choć tu do mnie – Hermiona wyciągnęła ręce do przyjaciółki i usiadła spowrotem obok niej. – Pamiętaj, że nie jesteś samotna. Przecież będziemy się spotykać. Chcę przeprowadzić się do Hogwartu dlatego, że mnie nic nie trzyma w Londynie, oprócz was. Zresztą to o wiele wygodniejsze niż ciągła teleportacja, która uniemożliwiłaby mi bycie opiekunem domu. Chciałabym jednak, mieć was przy sobie, bo już będąc tutaj, ciągle tęsknię.
Młode kobiety tuliły się do siebie, każda pogrążona we własnych myślach. Nie minęło pół godziny jak obie zasnęły, nie zauważając powoli topniejących lodów.

***

– Błagam, Ron. Skończ już. Ciągle tylko słyszę, że kobiety nie wiedzą czego chcą. Wiedzą, kurwa. Oczywiście, że wiedzą. Uwierz mi, że wiedzą lepiej od ciebie. Problem w tym, że gdyby zaczęły sięgać po to, czego naprawdę potrzebują, mogłoby się okazać, że ty nie koniecznie jesteś na tej liście.

Siedzieli na barowych krzesłach przy kuchennym blacie w mieszkaniu Harry'ego. Pomieszczenie urządzone było typowo po kawalersku. Surowe, zimne kolory zmieszanych ze sobą odcieni szarości i seledynu, sprawiały wrażenie dostojności i wyszukanego smaku. W oczy rzucał się brak różnych kuchenny bibelotów, za to można było zauważyć mugolski ekspres do kawy i mikrofalówkę.  Wszystko sterylnie czyste. W bocznej ścianie wąskiej wyspy, znajdował się dobrze zaopatrzony składzik na alkohole, które teraz z lubością kosztowali dwaj mężczyźni.
– Po czyjej ty właściwie jesteś stronie, stary?
– Po tej lepszej, jak zawsze ­– Potter wykrzywił się do swojego rudego przyjaciela. Było mu go żal. Ron nie radził sobie kompletnie z kobietami. Nigdy nie wiedział gdzie jest granica, kiedy trzeba się wycofać czy minimalnie odpuścić. Od lat był taki sam, trochę nieokrzesany, trochę nieśmiały i zanadto przewrażliwiony na swoim punkcie. – Kobieta może być twoim najlepszym przyjacielem lub największym wrogiem, wredną jędzą albo prawdziwą miłością. A to wszystko zależy od tego, jak z nią postępujesz. Luna jest w tobie zakochana po uszy, a ty traktujesz ją jak przyjaciółkę.
– Przecież uprawiamy seks.
– Przyjaciółkę od seksu, a może lepiej zabrzmi jak powiem: przyjaciółkę z którą uprawiasz seks. Zrozum, jej to nie wystarcza. Jest na każde twoje zawołanie, zawsze cię wysłucha, doradzi i wesprze. Z radością wita twoje pocałunki i chwilowe zaangażowanie gdy idziecie do łóżka, ale to za mało.
– To co ja mam jeszcze zrobić? Staram się przecież, poświęcam wolny czas…
– Którego za wiele nie masz. Kiedy ostatni raz zabrałeś ją na randkę? Samo pójście do łóżka i żarcie na wynos się nie liczą. ­– Harry’emu odpowiedziała cisza. – No właśnie. Kup jej kwiaty, zabierz do jakiegoś kina czy na kolacje, spędź z nią trochę więcej czasu niż trwa jedno bzykanie. Laski to lubią, a uwierz mi, że tobie też będzie miło.
– No nie wiem, nigdy wcześniej tak nie robiłem -- Ron wydawał się przerażony choćby wizją takiego zachowania.
– Nigdy wcześniej nie byłeś zakochany i tak ci nie zależało. Zobacz jak skończył się twój związek z Lavender? A Hermiona?
– Hermiona nie miała takich wymagań, jej wystarczyła nowa książka…
– Może miała, tylko ty tego nie zauważałeś -- Harry powoli tracił cierpliwość do chwilowo ociężałego umysłowo przyjaciela. -- Zresztą, Luna jest z innej gliny. Kiedyś twoja siostra powiedziała mi bardzo mądrą rzecz, którą sobie wziąłem do serca: prawdziwy mężczyzna nie pozwoli na to, by jego kobieta była zazdrosna o inne. Prawdziwy mężczyzna, sprawi, że to inne będą zazdrosne o nią.
– Nie wiedziałem, że Ginny ma takie wymagania, ale masz rację, muszę coś zmienić. Zależy mi na niej. Kurcze, chyba się naprawdę zakochałem.


Harry odetchnął z ulgą, widząc jak Ron odzyskuje sprawność logicznego myślenia. Był naprawdę świetnym facetem, tylko czasami dawał o tym zapomnieć.
      Ron wychylił szklankę Ognistej Whisky zapatrzył się w ogień, który mimo ciepłej, letniej nocy, był rozpalony w kominku, dyskretnie wkomponowanym w nowoczesny styl salonu Pottera. Myślał nad tym jakim jest szczęściarzem. Luna była spełnieniem jego marzeń. Delikatna, wręcz eteryczna, ciągle z głową w chmurach, stanowiła dokładne przeciwieństwo dla jego przyziemnej natury. Była niezwykle opanowana, a jej spokój wpływał pozytywnie na jego porywczość. Kiedyś naprawdę nie lubił tej dziewczyny, kpił z jej wyobraźni, nie rozumiał, że tak barwna osoba jest kimś wyjątkowym. Jest jak ptak, który żeby pokazać piękno swoich zdolności, musi mieć stworzone ku temu warunki. Teraz zmądrzał. Nie był już takim szczeniakiem jak w szkole i świeżo po niej. Był z siebie dumny, że umiał poradzić sobie z porażką i zostać nadal przyjacielem Hermiony. Cóż, przyjaźń lepiej im wychodziła. Jako kochanek, był zdecydowanie dla niej za słaby, zbyt mało błyskotliwy i…cóż, musiał to przyznać, leniwy. Hermiona nie znosiła tych cech, on sam ich w sobie nie lubił, ale dzięki Lunie był w stanie je zaakceptować i delikatnie zmodyfikować. Postanowił wziąć urlop w pracy i poświęcić prawdziwie wolny czas swojej dziewczynie, pokazać, że jest dla niego bardzo ważna.
– Będę się zbierał -- stwierdził niespodziewanie Ron. -- Powiedz mi jeszcze jak wygląda sytuacja Malfoya? Odpuścili mu?
– Na to wygląda. Boje się jednak, że chcą uśpić naszą czujność, bo zorientowali się, iż wiemy. To taka cisza przed burzą, znowu stali się ostrożni. Wiem ze swoich źródeł, że próbowali wydusić od Johanesa informacje na temat Lucjusza. Niestety, Hubert nie przyznaje się do niczego. Ellis podejrzewa, że go zastraszyli, ale nie mamy na to dowodów. Odetchnę, jak Malfoy znajdzie się w Hogwarcie.
– Nie myślałem, że to kiedykolwiek powiem, ale żal mi go -- przyznał zmieszany Ron.
– Mi też, mam nadzieję, że Hermiona się pospieszy -- Harry wychylił kolejną porcję alkoholu. -- Na domiar złego, ta piekielna ropucha, zaczęła węszyć. Mamy szczęście, że mało osób ją lubi, ale znajdą się tacy, co za drobną opłatą, nagną swoje zasady.
– Uwzięła się na Hermionę. Tyle lat minęło, a ona nadal chce prowadzić swoją wendetę. Czasami myślę, że to rodzina samego Voldemorta. Ta baba, jest okrutna.
– Jest i jest mściwa -- rzekł wyraźnie zaniepokojony Potter. -- Nie odpuści Hermionie, dopóki nie zniszczy jej kariery. Nie udało się to w ministerstwie, więc chce mieć nad nią kontrole gdzie indziej. Marzę, żeby wyniuchać coś, co by ją ostatecznie zdyskredytowało. Do tej pory nie mogę wybaczyć Kingsleyowi, że puścił jej płazem poczynania podczas wojny. -- Widząc otwierające się usta Rona, dodał: -- Wiem, wiem, mało jest takich co mają czyste ręce, ale ona jawnie tyranizowała mugolaków, pod przykrywką ministerstwa załatwiała swoje ciemne sprawki.
– Harry, zgadzam się z tobą, ale myślę, że Hermiona sama sobie poradzi z Umbrige. Najważniejsze jest to, żeby mogła spełnić swoje pragnienia. Od zawsze wiedziałem, że ma za dużą głowę do pracy w ministerstwie. Ją interesuje świat i powinniśmy pomóc jej rozwinąć swoje zainteresowania. Czy Malfoy odzyskał już pamięć?


Harry milczał przez chwilę, jakby układając słowa, które chciał powiedzieć.
– Hermiona mówi, że jeszcze dużo pracy przed nimi. Coś zaczęło się dziać, ale ostrożnie wyciąga wnioski. Ostatnio mi tłumaczyła, że organizm Malfoya zastosował coś w rodzaju obrony. To taki system, który posiada każdy z nas. Gdy czujemy się zagrożeni, nasze ego podejmuje środki w celu usunięcia lub osłabienia pochodzącego z zewnątrz bądź wewnątrz zagrożenia. Ta obrona odbywa się przy wykorzystaniu mechanizmów ochronnych, które w dużej mierze funkcjonują całkowicie nieświadomie.
– Wow, to czemu leczyć tak wspaniałe odruchy? Przecież to jest genialne. Czuję, że mam dość i się boję, a mój organizm sam mnie uspokaja i nie dopuszcza do rozwinięcia tych uczuć -- ekscytował się Ron.
– Tak, ale na dłuższą metę jest to niebezpieczne. To jest tak, obrona jest mobilizowana gdy nasze ego czuje zagrożenie. Naturalnym następstwem poczucia zagrożenia jest lęk, więc podstawową funkcją tejże obrony, jest zlikwidowanie lęku. Ale lęk może mieć trzy potencjalne źródła. Może go wywołać agresywny lub seksualny popęd, który domaga się zaspokojenia, albo może być to groźba płynąca od naszego superego, jako konsekwencja planowanego lub wykonanego działania. Wiesz, typowe wyrzuty sumienia i obawy z nimi związane. I wreszcie źródłem, może być niebezpieczeństwo płynące z zewnątrz. Z tym mamy do czynienia w przypadku Malfoya. I teraz zaczynają się schody. Między dwoma pierwszymi źródłami, a trzecim, istnieje pewna różnica. Przed zagrożeniem z zewnątrz, można się obronić np. uciekając, co usiłował zrobić Malfoy i co zrobili jego rodzice. Przed zagrożeniem płynącym z wewnątrz, uciec się nie da. Niebezpieczeństwo, którego obawiał się Malfoy, najprawdopodobniej wywołało impulsy agresywne, które, w przypadku realizacji, byłyby w stanie zapobiec niebezpieczeństwu, ale jego superego mu tego zabroniło.
– Czekaj, czekaj. Możesz jakoś po ludzku mi to wytłumaczyć?
– Malfoy czuł się zaszczuty, co wywoływało w nim agresję i normalnie walnąłby kilkoma niewybaczalnymi i miałby wszystko z głowy. Jego podświadomość jednak mu na to nie pozwoliła. Czuł, że za wiele ryzykuje, trafiłby do Azkabanu i miał same problemy -- Harry próbował nie wyglądać na zbyt dumnego z siebie, za tak szczegółowe wyłuszczenie problemu.
– Dobra, łapię. Mów dalej.
– No więc, faktem jest, że rozsądne wykorzystywanie obrony jest konieczne w życiu codziennym, aby życie przebiegało bez  niepotrzebnego lęku. W takich przypadkach używa się tejże obrony do kontrolowania swoich zachowań, do opanowania emocji oraz do kanalizowania sprzecznych sił, które w innym razie stanowiłyby zagrożenie dla naszego ego. Jednak u Malfoya pojawiła się pewnego rodzaju patologia, bo mimo silnej obrony, jego wewnętrzne ja, ustawicznie nie potrafi wywiązywać się ze swoich zadań. Malfoy, chcąc ocalić zdrowie psychiczne, oddzielił się od zewnętrznego świata, warstwą ochrony. Hermiona jakoś tak ją nazwała… o, mam. Ochrona przeciwbodźcowa. Chroni organizm przed bodźcami zewnętrznymi, które mu zagrażają przez wzgląd na swoją siłę. Zdaniem Hermiony, Malfoy celowo zapomniał o swojej przeszłości, bo niosła ona za sobą poczucie lęku i zagrożenia. Nie mógł się wyładować emocjonalnie, bo jego odreagowanie byłoby źle przyjęte przez społeczeństwo, które już i tak go nie akceptowało.
– Na Merlina, ja mam chyba za małą głowę, żeby to wszystko ogarnąć -- Ron przełknął zawartość kolejnej szklanki Ognistej Whisky.
– Też miałem problem, ale Hermiona mi to cierpliwie wytłumaczyła. Mówiła też coś, o jakimś okresie laktacji -- widząc zdziwione spojrzenie przyjaciela, stwierdził, że musiał coś pokręcić. -- Nie, czekaj… jak to szło…lakta…lata…late…LATENCJI!
– Super, i tak mi to nic nie mówi -- prychnął, rozbawiony wysiłkami Harry'ego, Ron.
– To taki okres w rozwoju psychologicznym dziecka, który trwa aż do okresu dojrzewania. Właśnie wtedy mały człowiek zaczyna identyfikować się ze swoimi rodzicami, co prowadzi do przejęcia przez dziecko ich wyobrażeń moralnych oraz ideałów, a jak wszyscy wiemy, Malfoyowie nie byli najlepszym wzorem do naśladowania. Ojciec – utajony śmierciożerca, matka – mimo iż mniej mroczna, to popierająca męża, wujostwo – w stanie obłędu zamknięte w Azkabanie. Malfoy ma czego żałować i czego się bać. Jego obawy i wyrzuty sumienia, doprowadziły do stanu w jakim się  teraz znajduje.
– Pięknie. Jak tak ciebie słucham, to zaczynam doceniać rodziców. Nawet twoi mugole, wydają się jacyś tacy bardziej sympatyczni.
– O, dobrze pamiętam, że jak poznałem Malfoya, to stwierdziłem, że jest gorszy od Dudleya i zdecydowanie bardziej go nienawidziłem. Mój kuzyn, mimo wszystkich niewątpliwych wad, wypadał dosyć blado na tle dziedzica Malfoy Manor -- zapewnił Potter.
– Zgodzę się. Dobra, stary. Pogadaliśmy. Moja siostra z pewnością mnie przeklnie, że zaburzyłem jej plany -- Ron wstał niepewnie, stając chybotliwie na nogach.
– Ginny jest na zgrupowaniu. Wraca dopiero jutro -- mruknął niechętnie, Harry.
– To zaproszenie?
– Nie. Sucha informacja dla twojego sumienia. Pakuj zadek do kominka, bo z tyloma procentami w głowie, wylądujesz w sadzawce.
– Matka znowu będzie narzekać, że późno wróciłem. Ona kompletnie zapomina ile ja mam lat -- obruszył się Ron.
– Łatwo zapomnieć skoro mieszkasz nadal w Norze, tam się stołujesz i to Molly pierze twoje skarpetki.
– Ty na pewno nie rozmawiałeś z nią o mojej samodzielności? - rudzielec oskarżycielsko przyglądał się przyjacielowi.
– Nie, stary. Mam na tyle oleju w głowę, żeby sam wyciągnąć podobne wnioski. Kiedy się wyprowadzisz?
– Kto wie, może już niedługo? Muszę przegadać to z Luną.
– Wreszcie jakieś konkrety. Życzę ci powodzenia, ale teraz już idź, bo zaśpię przez ciebie do pracy.
– Dobra, już dobra. Ginny krótko cię trzyma – krzyknął jeszcze Ron, zanim zniknął w szmaragdowych płomieniach, które buchnęły w górę po kontakcie z proszkiem Fiuu.

8 komentarzy:

  1. Wow, jak psychologicznie :D Aż sama się gubię :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty? Niemożliwe :D zdajesz sobie sprawę ile naczytałam się przed dodaniem tego rozdziału? :P

      Usuń
    2. Domyślam się! I podziwiam, serio.

      Usuń
  2. Bardzo profesjonalne podejście, chodzi mi o tą całą psychologię zachowań Malfoya. Kurcze, musiałaś się napracować. Szacunek. Rozdział bardzo interesujący. Lubie twojego Rona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę musiałam poczytać, ale ja już tak mam, lubię sprawdzone informacje :) cieszę się, że ktoś widzi moje starania :*

      Usuń
  3. To opowiadanie mnie zachwyca. Postacie są bardzo dobrze wykreowane, miło poczytać opowiadanie, w którym Ron nie jest dupkiem. Widzę duży wkład pracy, podoba mi się, że wypisujesz prawdziwe informacje (to o psychologii). Fabuła niezykle wciąga :-D ~K.R

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, fajnie jak czytelnik widzi pracę jaką wkładasz w pisanie :) to motywuje!

      Usuń