27 lipca 2015

Szach i mat, Kochanie XVII


Rozdział XVII

***

Kilka dni wcześniej

 
            Młody mężczyzna o rudych włosach leżał na kanapie i wpatrywał się w sufit. Mieszkanie jego siostry było przeraźliwie puste. Z mrocznych kątów wyzierała tęsknota za normalnym życiem. Nie wiedział gdzie podziewała się Ginny, nie było jej w domu, nie było w szpitalu u Harry’ego, nie było u Hermiony. Dzwonił już do Malfoyów, ale nie udało mu się porozmawiać z przyjaciółką. Albert wyjaśnił mu co się stało. Ron natychmiast chciał się teleportować do Malfoy Manor, by nieść pomoc Hermionie i jej mężowi, ale ostatecznie zgodził się na odwiedziny za kilka dni, gdy sytuacja będzie w miarę opanowana. Zresztą sam miał zajęcie ze znalezieniem tego mugola, Dursleya. Nie wymyślił jeszcze jak się do tego zabrać. Gdyby Ginny tu była, mogłaby mu jakoś pomóc, ale jak na złość gdzieś ją wcięło. Samo zniknięcie wydawało się zagadkowe i kompletnie nie podobne do jego siostry, ale nie ma co panikować, myślał Ron, nie było jej dopiero kilka godzin. Lavender zgodziła się posiedzieć przy Harrym, podejrzewał, że tylko dlatego aby być bliżej niego, ale niewiele go to teraz obchodziło. Ostatnio za bardzo go kontrolowała i powinien o tym z nią porozmawiać, jednak miał wystarczająco problemów na głowie i nie chciał  jeszcze na siebie ściągać podejrzeń panny Brown. Wstał z kanapy i podszedł do barku,  który w tej chwili świecił właściwie pustkami, zupełnie jak lodówka, którą trzymali ze względu na Pottera. Ron  bardzo lubił ten wynalazek mugoli, szczególnie wtedy gdy był pełny pyszności, które umiała wyczarować jego siostra, wbrew prawom Gampa, zupełnie z niczego. No, ale teraz zaczarowane, przyjemnie chłodne pudło, ziało pustką. Wziął ostatnią butelkę pitnego miodu i szklankę. Gdy miał nalać  złocistobrązowego płynu, który przynosił mu zwykle natchnienie, usłyszał dziwny dźwięk rozlegający się w okolicach drzwi. Chwycił różdżkę i ostrożnie wszedł do przedpokoju. Dźwięk wydobywał się z małego pudełka umieszczonego koło lustra. To był chyba rodzaj głośnika. Dzwonienie nagle umilkło i zastąpiło je walenie pięścią w drzwi. Ron nie należał do ludzi strachliwych, no chyba, że przeciwnikiem okazywał się przerażający pająk, albo nawet  taki całkiem malutki. Tym razem żadnego wielonożnego zwierzęcia nie było w zasięgu wzroku, więc młody Weasley dzielnie zbliżył się ku drzwiom i zapytał:

– Kto tam? –  w ostatniej chwili powstrzymał się przed ostrzeżeniem, że jest uzbrojony. Stwierdził, że byłoby to trochę dziwne i musi się pilnować, żeby nie popadać w paranoję. To w końcu tylko mieszkanie najsławniejszego czarodzieja wszechczasów i jeżeli ktoś chciałby się włamać, to nie pukał by  grzecznie do drzwi, tłumaczył swojemu wewnętrznemu ja, które drżało z wyimaginowanego przerażenia.

– Dzięki Bogu. Już myślałem, że nikogo nie zastanę. Nazywam się Dursley, Dudley Dursley i jestem kuzynem Harry’ego Pottera. Czasami go tu odwiedzam.

Ron stał z rozdziawioną buzią, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Jak to było z tym Mahometem i górą?

Ocknął się z zamyślenia i szybko otworzył drzwi.

– Cześć, my się już znamy. Jestem Ron, nie wiem czy pamiętasz.

– Najlepszy kumpel Pottiego? Jasne, że pamiętam. To twoi bracia załatwili mi język wielkości pytona, którego Harry kiedyś na mnie napuścił – zawołał Dudley, szczerząc się głupkowato, ale bez złości.

– Właź śmiało. Spadasz mi z nieba – zaprosił gościa, nagle ośmielony Ron.

– No, do nieba to tusza nie pozwala, jednak ciekaw jestem co się stało, bo po twojej minie sądząc, cieszysz się na mój widok – powiedział Dudley mijając rudzielca .

– To dość długa historia, ale zapewniam cię, że nie zrobię tobie krzywdy. Rozgość się proszę. Niestety oprócz ostatniej butelki pitnego miodu, nie mogę nic ci zaproponować. Nigdy nie byłem dobry w tych zaklęciach kulinarnych, więc wolałbym nie ryzykować swojego i twojego zdrowia.  – Ron zaprowadził gościa do salonu i wskazał kanapę, na której było czuć jeszcze ciepło leżącego tam wcześniej mężczyzny. W pośpiechu poprawił poduszki i skierował się ponownie do barku po dodatkową szklankę, którą później postawił przed Dudleyem na małym, szklanym stoliku do kawy.

– Jasne, dawaj co masz. Próbowałem już waszego kremowego piwa i whisky, wali w banię jak trzeba. A coś mi się przypomina, że kiedyś ten wasz dyrektor, częstował mnie i starych tym czymś. Za dużego miałem pietra żeby spróbować, więc teraz nadrobię. – Dudleyowi nie zamykała się buzia i Ron ze zdziwieniem stwierdził, że jego gość jest całkiem w porządku. Nie wierzył Harry’emu gdy ten opowiadał, że Dudley się zmienił, w jego wyobraźni kuzyn Pottera na zawsze pozostał małą mendą pokroju Malfoya. No dobra, nie taką znowu małą, no i Draco też się zmienił. Jaki ten świat zrobił się przewrotny, wrogowie stają się przyjaciółmi...

– Mogę? – Dudley wyciągnął swoją wielką dłoń w kierunku alkoholu.

– Oczywiście, częstuj się. Kurcze, inaczej cię sobie wyobrażałem – palnął Ron, zanim zreflektował się, iż ta uwaga była delikatnie mówiąc, niezręczna.

– No, schudłem trochę, nie? Może inteligencji mi od tego nie przybyło, ale przynajmniej mogę zawiązać sobie buty – roześmiał się blondwłosy mężczyzna.

– Przepraszam, wyrwało mi się. Nie o to mi chodziło, jesteś... sympatyczny.

– Mówisz jak baba. No podobno spoko ze mnie gość, tak twierdzi Harry. Co u niego?  – Dudley czuł się swobodnie co potwierdzało przypuszczenia Rona, że bywał częstszym gościem u swojego kuzyna niż ten to przyznawał. Obaj rozparli się na kanapie, choć Ron czuł napływające zdenerwowanie i jego pozycja z podkuloną jedną nogą, choć zwykle naturalna, wydała mu się nagle niestosowna. Wstał i zaczął krążyć po pomieszczeniu.

– Właściwie to jest powód, dla którego faktycznie chciałem się z tobą zobaczyć, ale nie miałem pomysłu jak cię namierzyć.

– Przecież w notesie masz mój numer telefonu.

– Co? Och, nie wpadłem na to – Ronowi było wyraźnie głupio.

– Dobra, nie ważne. Mów, co się dzieje? – zapytał pospiesznie Dudley widząc zażenowanie gospodarza.

– Harry, on... nie wiem jak mam to powiedzieć.

– Wal prosto z mostu, nic mnie już nie zdziwi.

– On miał coś w rodzaju załamania nerwowego. Popadł w jakąś głęboką depresję, jest kompletnie nieświadomy, choć nie jest to śpiączka.

– Stracił pamięć?

– Nie, to nie tak. Ciężko jest stwierdzić czy coś pamięta, bo nie ma z nim kontaktu. Jedyne czego się domyślamy, to fakty z których powodu, Harry się załamał. Zaraz opowiem ci wszystko po kolei.

 

***

Kilka dni później.


– Tomas! Tomas! Poczekaj, chciałabym z tobą porozmawiać – Hermiona rozejrzała się na boki – ale nie tutaj. Chodźmy się przejść.

Szli jedną z alejek w parku, który otaczał rezydencję Malfoyów. Hermiona miała mętlik w głowie i musiała wszystko z kimś przedyskutować, a były przyjaciel wydał jej się doskonałym obiektem zwierzeń. Co prawda, na co dzień odzywała się do niego raczej niechętnie, bo już po kilku dniach zorientowała się ku komu posyła wzrok jej mąż. Kilka razy natknęła się na nich w wieloznacznej sytuacji i jej serce krwawiło, bo była prawie pewna, że Tomasa i Draco połączyło coś więcej niż zwykła wdzięczność. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, Hermionie wydawało się, że Malfoy chętniej wybiera towarzystwo swojego nowego przyjaciela niż jej i przez to zamykała się w sobie coraz skuteczniej i szczelniej. Jednocześnie sama chorobliwie wręcz pragnęła znaleźć się z Tomasem sam na sam, poczuć jego dotyk na swojej skórze, choćby miał być on zgoła przypadkowy. Chciała spowrotem poczuć się kochana, choć przez chwilę, bo jej mąż zdawał się zapominać o tym, że ona jeszcze z nim mieszka. Czuła się niechciana i porzucona, przeszkadzała mu w realizacji jego pragnień, a to bolało ją bardzo mocno. Draco odnosił się do niej z niewytłumaczalnym chłodem, stał się na powrót ironiczny i przykry, a może nigdy nie przestał taki być, tylko ona tego nie zauważała? Kilka razy zdarzyło mu się zwrócić do niej po nazwisku, oczywiście panieńskim, co nie miało miejsca od czasu gdy poznali się na nowo. Hermiona cierpiała w milczeniu i zagryzała wargi, ale czuła, że dłużej już tego nie zniesie.

– Chciałam cię zapytać, co zrobimy z ćwiczeniami?

Tomas zastanowił się nad tym niezwykłym pytaniem, bo podświadomie czuł, że Hermiona miała inne motywy, żeby się z nim spotkać w cztery oczy. O ćwiczenia mogła przecież zapytać przy wszystkich.

– Myślę, że razem z kulą usunęliśmy największą przeszkodę i teraz będzie już tylko lepiej. Ale niech rana spokojnie się zagoi, na to nalegam i proszę abyś była cierpliwa. Kiedy zostanie już tylko blizna, usuniemy ją za pomocą magii i wtedy możesz znowu spróbować... Tylko błagam cię, ostrożnie. I nie rób sobie zbyt wielkich nadziei. Nie wiemy, w jakim stopniu kula uszkodziła organy wewnętrzne i czy operacja tak naprawdę przyniosła pomoc.

Hermiona niechętnie skinęła głową na znak zgody. Myślała gorączkowo jak ma zacząć temat, który ją najbardziej interesował. Szczególnie po tym jak wczoraj przyłapała ich w bibliotece.

Tomas, pogrążony we własnych myślach uśmiechnął się tajemniczo, popatrzył rozmarzonym wzrokiem na żółknące drzewa w parku i po chwili powiedział:

– Nie wiem, ale być może dokonałaś epokowego odkrycia.

Zarumieniła się, zaskoczona i uradowana.

– Ja? Co masz właściwie na myśli?

– Moim zdaniem kula uszkodziła system nerwowy. Tak mało wiemy o ludzkim ciele, które przez lata jest raczone magicznymi miksturami. Jestem pewien, że mugole znają na to rozwiązanie, jednak czarodzieje okazują się czasami zbyt dużymi ignorantami, żeby skorzystać z odkryć mugolskiej medycyny. Przypadek Draco jest szczególny, bo uszkodzenie jest czysto mugolskie, a organizm magiczny. Dzięki swoim ćwiczeniom i systematycznym poruszaniu mięśni utrzymałaś życie w uciskanym przez kulę delikatnym splocie nerwowym, prowadzącym od mózgu do nóg i tym samym, nie dopuściłaś do największego nieszczęścia.

– Naprawdę myślisz, że to coś dało?

– Z pewnością. Słyszałaś zapewne, że mugole rehabilitują nawet sparaliżowane członki, zmuszając organizm do odbudowy. To jest bardzo ważne, niestety tutaj często się o tym zapomina. Czarodzieje idą na łatwiznę, zapominając, że bez różdżek i eliksirów też można leczyć człowieka. Natchnęłaś mnie do dalszych badań w tym kierunku.

Hermiona poczuła się niesamowicie dumna i wdzięczna, że ktoś docenił jej starania. Udało jej się też coś zrobić dla Draco. Dla męża, do którego nigdy nie będzie się mogła zbliżyć inaczej, jak tylko poprzez staranie, by uczynić jego życie nieco bardziej znośnym. Musi być dla niego dobrą, wyrozumiałą przyjaciółką, zawsze przy nim, kiedy będzie potrzebował jej pomocy, i dyskretnie usuwającą się na bok, gdy już stanie się niepotrzebna. A teraz tak właśnie się czuła.

Hermiona przypomniała sobie, po co tu naprawdę przyszła.

– Tomas, powiedz mi szczerze, co jest miedzy tobą a Draco?

– Nie rozumiem o co pytasz?

– Rozumiesz doskonale. Draco się zmienił.

– Myślisz, że zmienił się naprawdę? – zapytał cicho mężczyzna.

– Ty mi to powiedz.

Tomas spuścił wzrok.

– Tak dawno nie byłem szczęśliwy. Słyszę tylko, że wszyscy w około układają sobie życie. A ja czuję się zagubiony. Rozstanie z Clarie odcisnęło się na mnie chyba bardziej niż myślałem. Dobrze mi tu u was, czuję się jakbym miał przyjaciół, ale moja obecność wprowadza zamęt do waszego życia, całkowicie niepotrzebny.

Hermionie zrobiło się przykro, również w imieniu przyjaciela. Chwyciła go za rękę i zatrzymała w miejscu. Tomas popatrzył na nią pytającym wzrokiem, a ona niewiele myśląc przytuliła się do niego, szepcząc, że z pewnością ma w nich przyjaciół. Nie chciała stracić ani Tomasa, ani tym bardziej Draco. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać, że dwaj bliscy jej mężczyźni będą kochankami, ona postara się to znieść, bo nie mogła się zdecydować o którego bardziej powinna być zazdrosna. Stała tak wtulona w silne ramiona Tomasa, czując jego palce zdecydowanie gładzące jej ramię i wdychając woń sycylijskiej bergamotki.

Draco Malfoy patrzył na nich z osłoniętego krzewami tarasu, na którym Albert mu zrobił posłanie, aby od czasu do czasu mógł pooddychać świeżym powietrzem. Leżał na brzuchu, odziany tylko w cienką, lnianą koszulę, czując jak promienie jesiennego słońca rozgrzewają mu ciało. Wiedział, że oni ze swojej pozycji nie byli w stanie go dostrzec, jednak on miał na parę doskonały widok. Poczuł ogarniającą go złość i zazdrość.
 
***

      Czekali, aż rana się zagoi. O żadnych  przedwczesnych ćwiczeniach nie było mowy. Hermiona chodziła trochę bardziej zamyślona niż zwykle i z niepodobnym do niej rozkojarzeniem odpowiadała na pytania. Draco był wściekły i nie wiadomo było czy to z powodu,  że całymi dniami musi leżeć na brzuchu, czy też z innego o którym nikomu nic nie mówił. Tomas postanowił wrócić do szpitala, wcześniej rozmawiając z Hermioną o swoich podejrzeniach względem Ginny. Do Malfoyów miał wpadać tak często jak pozwoli mu na to praca. Draco wydawał się niepocieszony decyzją mężczyzny i okropnie się niecierpliwił, gdy Hermiona – zawsze sama – zmieniała mu opatrunki.

            Z początku rana wyglądała paskudnie. Brzegi czerwone, obrzmiałe i ropiejące tak, że kobieta nie nadążała wycierać. Niekiedy czuła się beznadziejnie przygnębiona. Rana nie zagoi się nigdy, niezależnie od tego co twierdzi Tomas, myślała.  Do tego uzdrowiciele, którzy odwiedzali ich raz w tygodniu, podtrzymali jego decyzję o nie oczyszczaniu i likwidowaniu rany czarami. Dopiero bliznę będzie można usunąć za pomocą zaklęć. Irytacja i chłód męża doprowadzała ją do rozpaczy.

Często po zmianie opatrunku szła do siebie, żeby się wypłakać. Sama – coraz bardziej. Poraz pierwszy nie było obok niej nikogo, kto mógłby okazać jej wsparcie. Wszyscy mieli wystarczająco dużo własnych problemów, nie chciała zwalać na przyjaciół jeszcze swoich. Brakowało jej rozmów z Ginny, która jakby zapadła się pod ziemię zostawiając wszystkich w osłupieniu i kolejnym poczuciu winy.

Po pewnym czasie Hermiona odkryła jednak, że rana rzeczywiście robi się nieco mniejsza, ale postępuje to tak wolno, że początkowo nawet niczego nie zauważyła. Teraz Draco mógł czasami poleżeć trochę na plecach, co przyjmował z wielką radością i chwilowo nawet zapominał być przykry.

            Dwa dni po wyjeździe Tomasa, odwiedził ich Ron. Opowiedział o pomyślnym przetransportowaniu Harry’ego na Privet Drive pod opiekę jego ciotki i kuzyna. Vernon Dursley na ten czas został wysłany w daleką delegację, której nie mógł odmówić ze względu na bajeczne profity jakie z niej miały płynąć. Zupełnie jakby ktoś zaczarował zleceniodawców. Młody Weasley opowiadał, jak czułą opiekę zyskał Harry i jak bardzo dziwi się zmianie jaka zaszła w jego mugolach. Hermiona obiecała odwiedzić przyjaciela, jak tylko upora się z postawieniem Draco na nogi. Tymczasem wysłała bardzo serdeczny list do Petuni Dursley, prosząc ją o to, by nie skrzywdziła ponownie swojego siostrzeńca. Miała nadzieję, że taki zabieg chwilowo wystarczy. Czuła wyrzuty sumienia, że nie ma czasu dla swoich przyjaciół, jednak na pierwszym miejscu postawiła ratowanie swojego fikcyjnego małżeństwa. Przejął ją fakt, że Ginny najwyraźniej gdzieś wyjechała, ale bała się opuścić Malfoy Manor na dłużej niż kilka godzin i to tylko wtedy, gdy była pewna, że nie odwiedzi ich w tym czasie Tomas. Raz mało nie dostała palpitacji serca, gdy wchodząc bez pukania do sypialni męża, zastała Tomasa pochylającego się nad wrażliwą częścią ciała Draco. Wybiegła wtedy w popłochu z zaczerwienionymi od wstydu policzkami i nie chciała słuchać żadnych wyjaśnień.

            Aż któregoś dnia, w jakiś miesiąc po operacji, usłyszała jak Draco ją woła. Ostatnio wyjątkowo go unikała i gdy tylko mogła, wysługiwała się Albertem lub Ogryzkiem, bo poza jej oczywistym zażenowaniem, miała dosyć przepełnionego pretensjami i chłodem tonu swojego męża. Teraz odniosła wrażenie, że głos Draco brzmi nieoczekiwanie radośnie i nie wylewa się z niego nawet odrobina jadu. Zaciekawienie wzięło górę przed narosłą w ostatnich dniach niechęcią i czym prędzej pobiegła do jego pokoju.

Draco leżał spokojnie na plecach, ale oczy promieniały mu niesamowitym blaskiem.

– Spójrz, Hermiono, spójrz!

Pokazywał palcem w nogi łóżka. Hermiona zdezorientowana nagłym ciepłem jakie wychwyciła w tonie mężczyzny spojrzała we wskazane miejsce.

Cienka kołdra poruszyła się. Hermiona podejrzewając jakąś głupią magiczną sztuczkę, zerwała materiał z nóg męża.

Draco triumfalnie poruszał stopami.

– Nie, och! – szepnęła w niedowierzaniu, ale z rosnącą radością.

On, śmiejąc się, powoli ugiął prawe kolano.

– No, i co ty na to? – w jego głosie wyraźnie pobrzmiewała satysfakcja.

– Och, ja nie wiem co mam powiedzieć! – Hermiona była oszołomiona. – Czy ty ćwiczyłeś po kryjomu?

– Dopiero w ostatnich dniach. Poza tym byłem grzeczny. Ale przez cały czas, odkąd Tomas wyjął kulę, wiedziałem, że będę znowu zdrowy. Bo miałem piekielne bóle w nogach! Jakby pełzały w nich miliony mrówek, zwłaszcza gdy ty, dręczycielko, oczyszczałaś ranę.

– Więc to dlatego byłeś taki wściekły? – śmiała się z ulgą Hermiona, mimo że z oczu płynęły jej łzy. – Czy nie mogłeś powiedzieć choć słowa? Taka byłam nieszczęśliwa. Myślałam, że to mnie masz dosyć!

Draco nagle spoważniał.

– Nigdy do czegoś takiego nie dojdzie. Ale nie miałem odwagi nic mówić, dopóki nie nabrałem pewności, że wszystko będzie dobrze.

Ujął jej rękę i przycisnął ją sobie do policzka.

– Dziękuję – szepnął. – Masz moją najgorętszą wdzięczność i najszczersze oddanie. Za twoją cierpliwość, twój upór i twój niezłomny optymizm. Bez twojej wiary w szczęśliwe zakończenie już dawno bym dał za wygraną.

Hermiona przełykała łzy. Była tak wzruszona, że wszystkie piękne słowa, które chciałaby mu powiedzieć, więzły jej w gardle. A gdy w końcu odzyskała głos, zapytała:

– Podnosisz tylko prawe kolano, prawda?

Draco milczał przez chwilę.

– Tak. Lewego nie mogę zgiąć.

– Ale możesz poruszać stopą! – krzyknęła z przekonaniem. – Ruszasz palcami! Widziałam!

Znowu się roześmiał, wzruszony jej zapałem.

– Tak, poruszam stopą. Ale coś w tej nodze jest nie tak.

– Może ćwiczenia pomogą?

– Może – odparł nie bez sceptycyzmu.

Od tamtego dnia stan młodego Malfoya poprawiał się bardzo szybko. Nawet odwiedziny Narcyzy i Lucjusza, nie zepsuły mu dobrego nastroju w jaki wprawiły go czynione postępy. Rankiem, kiedy po raz pierwszy stanął chwiejnie na podłodze, Hermiona płakała ze szczęścia wtulając się w poły szaty teściowej, która na przemian łkała i dziękowała niezastąpionej synowej. Nie mogły być świadkami tego podniosłego wydarzenia, bo Draco zdecydowanie temu odmówił. Prawdę powiedziawszy, nie chciał, żeby widziały, gdyby zwalił się jak ciężki worek u ich stóp. Nie zasługiwały na to. Towarzyszył mu w tych wyczynach ojciec i wierny Albert, który poinformował je potem z dumą, że pan stał – przez moment. Co się działo potem, nie wspomniał i nie zrobił tego również Lucjusz.

            W święta Bożego Narodzenia Draco mógł sam podejść do nakrytego świątecznie stołu. O kulach, rzecz jasna, których poznał teraz dwojakie znaczenie, oraz dyskretnie wspierany przez swego kamerdynera oraz małżonkę, ale jednak! Cała służba biła brawo, gdy Draco z triumfalnym spojrzeniem siadał w swoim fotelu. Ogryzkowi po brzydkiej twarzy, płynęły łzy wielkości galeona, zwisając potem malowniczo z długiego nosa, a Lucjusz, udając, że musi pójść na stronę, wycierał zawzięcie zdradzieckie krople rękawem najlepszej koszuli, którą potem suszył w tajemnicy przed pedantyczną żoną.

            Wszyscy zwrócili uwagę, że Draco wciąż wyraźnie pociąga lewą nogą. Tomas bijąc z uznaniem brawo, wiedział, że tym razem nawet Hermiona przypuszcza, iż jest to uszkodzenie definitywne i cieszy się tym co osiągnęli.

            Faktycznie, Gryfonka z niepokojem przyglądała się wyraźnie powłóczonej nodze i z żalem godziła z nieodwracalną tym razem niepełnosprawnością męża. Ale co tam! Gorsze nieszczęścia spotykają ludzi na wojnie, myślała. Draco i tak miał szczęście. Wystarczy popatrzeć na Harry’ego. Cieszyła się, że już niedługo razem odwiedzą Pottera. Popatrzyła na Tomasa, który z czułością śledził kroki jej męża i znów poczuła zdradzieckie odłamki szkła wbijające się zazdrośnie w jej nieodporne na ból serce.

            Kolce nienawiści zaczęły wypuszczać swoje pędy.

19 komentarzy:

  1. Ostatnie zdanie jest świetne! Takie poetyckie i w ogóle :D Ale powiedz mi, moja droga, kim jest Cecylia? :p Najwyraźniej zapomniałaś zmienić :D Wyłapałam też "rozgosc" zamiast "rozgość" i "cie" zamiast "cię" oraz brak kilku przecinków, ale o nie już nie będę cię męczyć :p
    Ogólnie to każdy nowy rozdział przyprawia mnie o skok adrenaliny i co tu mówić więcej - czekam niecierpliwie na kolejny!

    Pozdrawiam,

    Addie Della Robbia
    ciemna-strona-dobra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no tak, Cecylia domaga się uwagi, złośliwa bestia. Chyba jej się nie podoba, że zmieniłam jej imię i grzebię w charakterze. Dobrze, że Alexander siedzi cicho :D błędy poprawię, za przecinki się też bym nie obraziła, bo to moja zdecydowanie słaba strona. Szukam bety od przecinków :D dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  2. Faktycznie , napisałaś Cecylia , zamiast Hermiony podczas rozmowy z tomasem ;d znam zakończenie tej historii, dlatego nie moge sie doczekać tego przełomu w tej historii, mam nadzieje , ze te momenty bedziesz najbardzkej opisywać ;d nowy rozdział pewnie dopiero za dwa tygodnie? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wyżej napisałam, Cecylia chyba ma dosyć zmian i postanowił zaprotestować. A tak poważnie, czytałam tyle rszy, a i tak nie wyłapałam :/ za dużo czytam o Cecyli i Alexandrze, czasami się zastanawiam, która historia jest bardziej prawdziwa :P co do przełomu, jak mam być szczera, to wyczekuje go ze strachem, bo nie chcę tego napisać na zasadzie "kopiuj-wklej" zmieniając szczegóły, a z drugiej strony, zmiany w tych scenach wydają mi się barbarzyńskie...jeszcze nie wiem jak to ugryzę :( teraz powinnam napisać Co nam sie zdarzylo, ale z uwagi na to, ze SimK zbliza sie wielkimi krokami do finalu, to moze bedzie szybciej :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  3. Jejku, jak zwykle genialny rozdział ! Już nie mogę się doczekać co będzie dalej. Tak nie lubię Tomasa, on zawsze sieje zamęt..uhhh. Mam jednak nadzieję,że przełom historii szybko nastąpi. Siedzę jak na szpilkach oczekując kolejnego rozdziału, więc oby pojawił się szybko. Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przełom, przełom się zbliża, ale wierzę w to, że Tomas jeszcze namiesza, tym.samym rehabilitujac sie w Waszych oczach. Ja go uwielbiam :D postaram sie szybko coś naskrobac :)

      Usuń
    2. Zapraszam pod post Dyskusja nad Sim,K :)

      Usuń
  4. Jakie to świetne 😍naprawdę! Czytam od pierwszego rozdziału i na samym początku kompletnie nie rozumiałam przekazu. Teraz wszystko mi się wydaje... takie... hm? Kreatywne, intrygujące? Mam nadzieję, że Harry'emu nic się nie stanie. I gdzie jest Ginny? Thomas? Jakoś go nie trawię. Od samego początku mąci i mąci. W ogóle cały pomysł na bloga jest cudowny! *-* Ile rozdziałów zostało do końca? Pozdrawiam i życzę weny! :*
    Krukonka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zostałaś i teraz opowiadanie wydaje Ci się kreatywne. Bardzo mi na tym zależało :) Och, mój ukochany Tomas, nikt go nie lubi :D Ale w takim razie, chyba dość dobrze go wykreowałam, skoro wzbudza taaakie emocje :D Co do rozdziałów, oryginał ma jeszcze tylko dwa, ja planuję sześć, ale zapraszam Cię do dyskusji nad losami opowiadania na grupę DRAMIONE PL, lub do następnego postu gdzie umieszczę zachętę do rozmowy :)

      Usuń
  5. Halo, Patronusko! Czy widzisz, kogo w końcu tu przywiało? :D
    Pochłonęłam wszystkie rozdziały bardzo szybko. Cóż mogę rzec? Lubię Twój styl i to, że u Ciebie zawsze wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Cała historia, choć zaczerpnięta z książki, jest niesamowicie ciekawa i intrygująca, no i porusza pewien bardzo istotny problem – dyskryminację homoseksualistów w pewnych kręgach. Jedyne co zawsze mnie raziło, by taki wyraźny podział – gdy pisałaś o ludziach hetero, mówiłaś o nich jako o normalnych. Homo byli nienormalni. Ehh, po prostu mi się to niep odobało. Przykład z bodajże ósmego rozdziału:

    „ Tego wieczora w Hermionę wstąpiła nowa siła. Swoim zwyczajem, nie zamierzała się poddać. Ślepo wręcz wierzyła w to, co powiedział Tomas, że tylko ludzie urodzeni z tego rodzaju skłonnościami są nieuleczalni. Pojawił się cień nadziei, że Draco przyszedł na świat jako człowiek normalny. I że znowu może stać się normalny.”
    Rozumiem, do czego zmierzałaś, ale jednak mnie to raziło. Ja po prostu nie lubię określania tego w ten sposób!

    Choć Draco wydaje mi się tutaj taki... inny, niż w jakiejkolwiek historii, którą czytałam (i nie mówię o jego orientacji, a charakterze), to bardzo go lubię. Miałam małe wątpliwości co do faktu, że jest gejem. Wiem, że na tym opiera się cała historia, jednak zastanawiałam się jak stworzysz z niego kochanka Hermiony, skoro otwarcie powiedział na początku, że kobiety go odpychają… Ale może zrozumie, że jednak czuje coś do Hermiony. To bardzo intrygujące.
    Już myślałam, że Narcyza będzie zła… a tu proszę! Wyrosła na wspaniałą osobę w trakcie kilku rozdziałów i bardzo się cieszę. Jej list do Draco, gdy on walczył na wojnie, naprawdę mnie wzruszył!
    Motyw z kalectwem Malfoya jest bardzo poruszający. Dość już przeżył, a nagle na jego drodze pojawiła się kolejna, wielka przeszkoda. Bardzo podobały mi się opisy związane z jego pierwszymi przeżyciami, gdy siedział na wózku i nie mógł wstać. Naprawdę, to są właśnie moje ulubione rozdziały tego opowiadania. Jestem jednak rozbita, gdy czytam o cierpieniach Draco. Podczas wyjmowania kuli czułam autentyczny ból! Cieszy mnie niezmiernie poprawa jego stanu! <3
    Trójkącik Tomas – Draco – Hermiona jest straszny, dlatego że okropnie mi działa na nerwy ten pierwszy! :D No nic nie poradzę, ale chyba każdy fan Dramione nie znosi gnojka, zwłaszcza, że jest zagrożeniem… dla obu stron!
    No i Potter. Mój biedny Harry! Ach, co tu dużo będę mówić. Jest mi po prostu bardzo przykro. O, ale bardzo lubię ten motyw z Dursleyami!
    Jestem z siebie taka dumna, w końcu nadrobiłam! Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały, pozdrawiam i całuję! C:
    PS. Twój szablon jest cudny, ale chyba nie masz opcji „Następny rozdział” albo „Nowszy post”, która zwykle jest pod opublikowanym postem. To trochę utrudnia czytanie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kerciul Mój :* ależ się cieszę, że wpadłaś :D co do "normalności" hetero, też nie znoszę tego określenia, ale tu tak miało być, to są myśli Hermiony, która jeszcze nie rozumie wystarczająco dużo. Wiem, że kanoniczna Hermiona tak by się nie zachowała, ale u mnie ona jest taka trochę "zaściankowa" i do kanoniczności dopiero "dorasta". Przyjdzie czas, gdy wspomni swoje słowa i ich pożałuje, myślę, że już na obecnym etapie, wie, rozumie więcej i nie użyłaby takich słów, choć środowisko nadal określa inność "nienormalnością". Co do szablonu, stwierdziłyśmy z Irlandką, że nowszy post jest zbędny, bo czytania i tak nie ułatwi, ponieważ prowadzę równocześnie trzy historie i rozdziały dodaję naprzemian co wprowadziłoby zamęt ;) dziękuję Ci za komentarz, na dniach pojawi się osiemnasty rozdział więc mam nadzieję, że wpadniesz ponownie :)

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że Draco zazdrości, Tomasowi, bo zbliżył się do Hermiony. Oczywiście czekam ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żeby coś, ale masz jeszcze jeden rozdział do nadrobienia :D

      Usuń
    2. Wiem, przeczytałam wcześnie, po prostu później komentuje.:D

      Usuń
    3. Aaa, bo myślałam, że nie zauważyłaś, bo nie uaktualniłam zakładki strony z opowiadaniem :)

      Usuń
  7. Kobieto, uzależniłaś mnie od tego opowiadania! Jest świetne, tylko nie mogę się jakoś pogodzić z odmiennością Draco. ;(

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy ja Ci już mówiłam że wielbię Cię kobieto? Och kocham tą historię a muszę sporo nadrobić pozdrawiam Majka Villemo Linde

    OdpowiedzUsuń