6 grudnia 2015

Co nam się zdarzyło IV

Uf, dodaje krótką część CNSZ, która znacznie zbliża nas do zakończenia tej historii. Dziękuje Wam, że mimo mojej nieobecności, zaglądacie tu :) A teraz zapraszam do czytania i komentowania :*

Część IV


***

Hogwart, Szkoła Magii i Czarodziejstwa od dawna była pełna sekretów i nieodkrytych pomieszczeń. Nikt, włączając w to samych Huncwotów i naczelnych rozrabiaków czasów Harry’ego Pottera, braci Weasleyów, nigdy nie zwiedził zamku dokładnie. Nawet duchy, które z łatwością mogły przenikać przez grube, ciosane w kamieniu ściany, nie błądziły po opuszczonych, zapomnianych korytarzach i pełnych kurzu oraz pajęczyn komnatach. Mimo wszystko, dziwnym wydawał się fakt, że ci ostatni nie wyczuli w swoich kręgach kogoś nowego.

– Myślisz, że się nie pozabijają? – zapytał Dumledore siadając w wygodnym fotelu obitym fioletowym perkalem. Jego okulary połówki, odbijały roztańczone wesoło iskry, które uciekały z palącego się w kominku płomienia.

– Przecież i tak nie żyją – uśmiechnął się Nicolas, przywołując imbryk z kawą, choć jej aromat i tak nie docierał do jego nozdrzy.

– Wiesz o czym mówię, Nicolasie. Tak wiele zależy od porozumienia tej dwójki….

– Albusie – przerwał mu przyjaciel, spoglądając uważnie w jego oczy, które utkwione były w palenisku, którego ciepła nie odczuwał. – Oni nie potrzebują już prowadzenia za rękę, są dorośli.

– Naprawdę tak uważasz?­ – Dumbledore popatrzył z kpiną  i odrobiną rozbawienia.

– No dobrze, nie zachowują się dojrzale, ale powody tego nie są już specjalnie enigmatyczne. Jeżeli chciałeś coś zmienić, powinieneś to zrobić wcześniej.

– Wiesz, że miałem co innego na głowie.

– Oczywiście, Potter i Riddle, jesteś usprawiedliwiony – Flamel pochylił się nad filiżanką świeżo zaparzonej kawy, chcąc uniknąć patrzenia w stronę swego przyjaciela.

– Nie, nie jestem. Powinienem trochę więcej uwagi poświęcić innym ­– Albus ponownie zapatrzył się w ogień, a Flamel westchnął z niecierpliwością.

– Proszę, rozmawialiśmy już o tym, to nie ma sensu. Zrobiliśmy co w naszej mocy i musimy czekać na efekty, choć czasu jest coraz mniej.

– Czekać, oczywiście, cóż innego możemy…

– Myślę, że to jest jednak dobry pomysł, zważając na ich przeszłość. Na świecie jest tak mało prawdziwej miłości, że szkoda trwonić choć jej kroplę.

– Miłość to największa siła... – mruknął Dumbledore – czasami brzmi to jak wyświechtany banał, nie uważasz?

Flamel popatrzył ze zdumieniem na przyjaciela. Jeżeli nawet on zaczyna tak myśleć, poddając wątpliwości ich jedyną szansę, co stanie się dalej?


***

– A to cholera jedna… – wzburzyła się Hermiona, słysząc jak Kate stanowczo protestuje przeciw spełnieniu ostatniej woli swojej matki.

– To twoja córka…

– A czy ja mówię, że wszystko w życiu mi się udało? Poza tym, to NASZA córka, pora żebyś do tego przywyknął – Hermiona z zaróżowionymi policzkami stała w przeciwnym krańcu pokoju i groźnym wzrokiem mierzyła swojego towarzysza. – Nie chce żeby zjadły mnie jakieś robale, czy ona tego nie rozumie?

– Jak słyszysz, najprawdopodobniej nie, bo nie chce dać dojść do słowa temu człowiekowi. A tak odbiegając od tematu, jak mogłaś pozwolić jej się spotykać z facetem pięć razy starszym od niej?

– Teraz to przesadziłeś, Patrycjusz owszem, jest trochę starszy…

– Trochę? Mógłby być jej ojcem!

– Słuchaj no, wydaje mi się, że nie masz prawa decydować o tym, z kim…

– Nie mam, bo mi je odebrałaś i doskonale o tym wiesz! Z przyjemnością sprawię, że tych dwoje się rozstanie – machnął ręką tak, że Patrycjusz zachwiał się niebezpiecznie i wypuścił z dłoni dokumenty jakie wręczyła mu niedoszła żona. Kate spojrzała na niego z irytacją i ledwie powstrzymała ruch, który świadczył o tym, że chciałaby wyciągnąć różdżkę, której z pewnością nie miała przy sobie.

– Jak możesz? Pomyślałeś co będzie przeżywać Kate? – Hermiona z wyraźnym skupieniem na twarzy próbowała przypomnieć sobie zaklęcie wywołujące dobry nastrój. Irytowała ją ta forma istnienia. Choć jak dłużej się nad tym zastanowiła, to stwierdziła, że lepsza taka niż żadna. Właściwie, gdyby nie kilka dodatkowych i bardzo przydatnych zdolności, nie byłaby w stanie stwierdzić czy żyje, czy też przekroczyła już granicę śmierci. Zawsze się jej bała. Nie dlatego, że żałowałaby życia, nie. Zastanawiała się po prostu czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy jej już nie będzie. Czy przeczytane książki odwykną od dotyku jej rąk? Czy puszczą w niepamięć pieszczotę jaką obdarzały je jej palce? Czy ubrania pedantycznie poukładane w zabytkowej szafie, zapomną o zapachu jej ciała? A ludzie? Przez chwilę z pewnością będą o niej mówić, będą pamiętać, podziwiać jej życie w którym dokonała tak wiele, ale potem? Potem zapomną, pogrzebią pamięć o niej równie szybko, jak jej martwe ciało, które za kilkanaście dni będą toczyć robaki. Dlatego chciała być spalona, chciała nie mieć świadomości, że obrzydliwe robactwo będzie zwiedzać jej puste oczodoły. Ból, miłość, wszystkie jej marzenia i plany odejdą zapomniane razem z nią, niespełnioną kobietą, która raz jeden wybrała niewłaściwą drogę, czyniąc nieszczęśliwą nie tylko siebie, ale i innych. Podobno na ziemi nie ma pustych miejsc, ale ona bała się pustki, która zostanie nie tyle po niej, ale co w jej nieżywym z tęsknoty i martwym mimo rozgrzeszenia, sercu.

– Ty chyba zapomniałaś po co my tu jesteśmy, przecież musimy połączyć ją ze skinem!

– Skaldem, kretynie. Ale może dałoby się to jakoś obejść? – wyrwana z niewesołych myśli, postanowiła skupić się na ostatnim zadaniu jakie przed nią postawiono.

– Niby jak? Sama twierdzisz, że ona kocha tego tatuśka…

– Ale Patrycjusz nie ma syna! To nie o niego musi chodzić! – zirytowana kobieta odeszła kilka kroków, starając się bacznym okiem przyjrzeć córce i niedoszłemu zięciowi.

– Fakt, ale dla niego oznacza to samo, fora ze dwora!

Hermiona popatrzyła uważnie w twarz Malfoya, na której malowała się czysta furia. Przypominał jej teraz człowieka, którym był wtedy, gdy go pokochała. Pełen pasji, zaangażowania oraz sprzeczności; jednocześnie chłodny i rozpalony do czerwoności. Jeżeli się w coś angażował, to robił to całym sobą, nie uznawał półśrodków, nie szedł na kompromis. Przez chwilę zastanawiała się jak mogła z niego zrezygnować, aż olśniło ją, że to on zrezygnował z niej. A może zrezygnowali z siebie nawzajem?

– Słuchaj, ja wiem, że ty rozumiesz ją lepiej, ale uwierz mi, znam się na ludziach. Ten tam, jej nie kocha, przecież to widać na pierwszy rzut oka. Nie wiem co miałaś w głowie pozwalając jej się zaangażować, ale człowiek, który zabrania mojej córce być sobą, nie jest wart choćby jej spojrzenia!

Poczuła się jakby ktoś dał jej w twarz, jakby Draco wylał na nią w tej chwili kubeł lodowatej wody, na wszystkie świętości, przecież on miał racje! Jak mogła pozwolić, by Goliat rzeczywistości, codziennie zabijał jej małą córeczkę? Jak mogła być tak ślepa? Jak mogła ufać bezgranicznie, tracić czujność i pozwalać swemu dziecku pogrążać się w bagnie, którego sama doświadczyła? Wiedziała jak. Przecież chciała być dobrą matką, obiecała się nie wtrącać, nie ingerować, nie sugerować i nie narzucać swojego zdania. Chciała by Kate miała poczucie samodzielności. Ale pragnęła również, by jej mała dziewczynka była szczęśliwa. Lecz żeby tak było, powinna zaprotestować już wtedy, gdy wyznała jej jakie wymagania stawia przed nią Patrycjusz. Jak mogła być tak wygodna? W obawie przed opinią innych, przed opinią Kate, pozwoliła jej zatracić siebie, pozwoliła jej zapomnieć co w życiu jest najważniejsze.

– Draco… ja, przepraszam. Oczywiście, że masz prawo decydować, zawsze powinieneś je mieć, ale postaraj się spojrzeć chłodno na tę sytuację. Kate potrzebuje wsparcia, została sama na świecie w czasie, w którym powinna mieć oparcie w najbliższych. Jeżeli zabierzemy jej Patrycjusza…

– Masz rację, to ja przepraszam – przerwał jej Draco drapiąc się nerwowo po głowie. – Powinniśmy więcej wiedzieć na temat człowieka z którym ma się związać. Nie możemy pozwolić na to żeby cierpiała – miał ochotę zbliżyć się do Hermiony, która stała i patrzyła z żalem na kłócącą się w tej chwili parę. Wszystko jedno jej było na czym stanie, w końcu jej świadomość na tym i tak nie ucierpi. Już nie.
 Draco niezdarnie wyciągnął rękę w geście przygarnięcia, na co Hermiona ze zdziwieniem przystała. Tego było jej trzeba, zrozumienia i wsparcia, bo i dla niej miał być to ciężki czas decyzji.


***

Astoria Malfoy krążyła niespokojnie po pokoju. Choć do pogrzebu jeszcze nie doszło, od czasu śmierci jej męża minął już prawie tydzień. Życie kobiety przybrało nagle nowy obrót. Niespodziewane spotkanie, otworzyło stare rany, wspomnienia ożyły jątrząc na nowo dawno zagojone serce. W mroku nocy zaczęły nawiedzać ją senne koszmary, a mary nie znikały z nadejściem poranka, sprawiając, że wyrzuty sumienia towarzyszyły jej również w ciągu dnia. Czy to zemsta Draco, który w zaświatach dowiedział się prawdy? – nieustannie zadawała sobie to pytanie, nie znajdując nigdzie odpowiedzi. Ściany milczały, złowrogo zmniejszając odległość pomiędzy sobą. Dźwięki, kiedyś tak bardzo naturalne, zaskakiwały ją swoją ostrością i straszyły przeraźliwym tonem.

Nie mogła spać, nie mogła jeść i nie mogła siedzieć w jednym miejscu dłużej niż kilka minut. Poczucie przygnębienia, swoistego niepokoju i destabilizacji dawały jej się we znaki. Od śmierci męża, wyraźnie schudła, jej twarz zapadła się do środka, a skóra poszarzała. Wszyscy wokół, choć było ich niewielu, ze zrozumieniem przyjmowali zachodzącą w niej zmianę. Popadała w histeryczne wahania nastrojów, na przemian płakała i się śmiała; gwałtownie, niekontrolowanie. Nie mogła zdecydować czy uczucie ulgi, czy przerażenia, włada nią mocniej.  Zazwyczaj była osobą bezpośrednią. Gdy czuła się zdenerwowana, to nie opowiadała o złowrogo szumiących wierzbach jak robił to jej syn, tylko mówiła prosto w oczy o tym co ją boli. Draco wtedy zwykle mawiał, że jej duch usiadł gołą dupą na rozżarzonych węglach, łącząc w tym stwierdzeniu wrażliwość Scorpiusa i bezpośredniość swojej żony. Zawsze bawiło ją wyobrażenie sobie tego wyrażenia, jednak nigdy nie dała tego po sobie poznać. Lata doświadczeń i skrywana głęboko w sercu tajemnica odebrały jej niezachwiane poczucie własnej wartości i cywilną odwagę, co nie pozwalało jej nawet na chwilę ściągnąć dawno założoną maskę. Czym dłużej myślała nad swoim życiem, tym większe miała wątpliwości dotyczące tego, co zdarzyło się kiedyś. Przeszłość kpiła z niej wyciągając swoje macki w najmniej odpowiednim momencie. Nie rozumiała dlaczego właśnie teraz, gdy jej życie na pozór było ułożone, sięgnęła po nią, śmiejąc się w jej twarz.

Póki śmierć nas nie rozłączy… Tak przysięgali, kiedyś i tak, niewiele później, przysięgała z Draco przed ołtarzem, choć wiedziała, że akurat on, składa przysięgę tej, z którą tydzień temu odszedł na zawsze z tego świata. Od dawna wiedziała, że Draco kocha Granger. Zazdrościła jej tego i nie umiała się pogodzić z owym faktem ani wtedy gdy chodzili jeszcze do Hogwartu, ani później. Patrzyła jak dumny Malfoy traci rezon gdy w zasięgu wzroku pojawia się Gryfonka. Bolało ją serce za każdym razem, gdy odrzucał jej zaloty na rzecz Hermiony, która zgrywała niedostępną, a może naprawdę taka była. Astoria nie chciała słuchać Parkinson, która mimo uprzedzeń tolerowała Granger, twierdząc, że skoro przez tyle lat fascynacja jej osobą się utrzymuje, to Malfoy musi szczerze ją kochać i ona nie będzie w to uczucie ingerować.

Pewnego razu zdała sobie sprawę ze swojej beznadziejnej pozycji, widząc ich, całujących się w dobrze zacienionym zakątku, nad brzegiem szkolnego jeziora. Żarliwość z jaką Gryfonka oddawała pocałunki, sprawiła, że znalazła więcej odpowiedzi niż sugerowały wcześniejsze tłumaczenia Pansy. Brakujące puzzle wskoczyły na swoje miejsce dając całkowicie odmienny obraz sytuacji, którą do tej pory uważała za prawdziwą. Ku jej rozpaczy, opowieści koleżanki podobnej do mopsa, okazały się prawdą. Malfoy kochał Granger bez pamięci i tylko pochodzenie przeszkadzało mu w wykrzyczeniu tego całemu światu. Kujonica wydawała się nie pozostawać mu dłużna, gdy siedząc na nim okrakiem pozwalała jego palcom błądzić po jej, mało wyeksponowanym pod szkolnym mundurkiem, biuście. W tym momencie, dotarło do niej, jak bardzo naiwnie wierzyła, że Draco kiedykolwiek ją pokocha.

Zdając sobie sprawę ze swojej beznadziejnej sytuacji, Astoria dała sobie wreszcie spokój. W głębi serca nadal fascynował ją Malfoy, jednak przez wzgląd na jego zachowanie postanowiła korzystać z życia. Niczym nie zrażona, nieczuła na okoliczności, przeżyła wojnę, drastycznie modyfikując swoje dotychczasowe wyobrażenia o świecie czarodziejów. Dorosłość przywitała z wysoko uniesioną głową, plując w twarz śmierciożerskim zapędom rodziny i obiecując sobie nigdy nie podążać ich śladami.

Pewnego razu poznała mężczyznę, który oczarował ją bez reszty. Miły, elokwentny, zaradny, a przede wszystkim zakochany w niej bez pamięci. Jego atencja była fantastyczna i leczyła, wcześniej łamane raz po raz, serce. Astoria byłaby w pełni szczęśliwa, gdyby nie poczucie niesprawiedliwości i złość, że to nie Draco, jej pierwsza miłość, darzy ją takim uczuciem. Tłumiła jednak w sobie zawód, że potomek Malfoyów nie zauważył nawet jej heroicznej postawy.

Ukrywała głęboko swój związek przed oczami wścibskich koleżanek i rodziny, nie wiedząc czy robi to dla dobra krewnych, czy swojego spokoju. Minęło kilkanaście miesięcy w trakcie których czuła się kochana i sama nauczyła się kochać, rozróżniając wreszcie prawdziwe uczucie od zauroczenia. Zamieszkali razem w mugolskiej części Londynu, chcąc jak najdłużej zachować anonimowość. Astoria dla niepoznaki wynajmowała pokój w Dziurawym Kotle i dzieliła swoją dobę między okazjonalne pokazywanie się w czarodziejskim świecie, pracę, a miłosne gniazdko, w którym uciekała od ścigającej ją rzeczywistości. Niestety, jej życie nigdy nie nosiło znamion przysłowiowej bajki i również tym razem poczucie stabilizacji zostało zachwiane w posadach.

Astoria zaszła w ciążę. Nie byłoby w tym nic tragicznego, gdyby nie fakt, że jej wybranek był mugolem. Wiedział o istnieniu magii i nawet go ona fascynowała, ale jego nieczyste pochodzenie robiło swoje. Astoria wiedziała, że nigdy nie będzie mogła przedstawić go jako swojego męża. Na to zasady Uświęconej Dwudziestki Ósemki były zdecydowanie zbyt twarde. Miała wybór między całkowitą rezygnacją z magii i dożywotnim ukrywaniem się, a noszeniem w sercu, do końca swych dni tajemnicy, która skutecznie pozbawi ją niedawno odzyskanej równowagi. Po kilku nieprzespanych nocach, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Jedno zaklęcie Obliviate i kilka kropel Amortencji, chwilowo rozwiązało jej problemy. Draco Malfoy, oszalał z miłości do niej odkupując wszystkie wcześniejsze winy, a ukochany Patrycjusz zniknął z jej życia, pozostawiając po sobie, kolejny raz złamane serce.

8 komentarzy:

  1. Och, w końcu, w końcu czytam coś spod pióra mojej ulubionej pisarki!
    Świetna kontynuacja miniaturki no i to, że kochankiem Astorii okazał się narzeczony Kate, było totalnym zaskoczeniem (przysięgam, aż rozdziawiłam usta). Nie mogę doczekać się dalszej części!

    Życzę dużo weny i pozdrawiam,

    Addie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój kochana :) bardzo Ci dziękuję za komentarz :) miło mi, że udało mi się Ciebie zaskoczyć :) wenę mam, tylko czasu brak :/

      Usuń
    2. Znam ten ból od kiedy poszłam do pracy :c

      Usuń
  2. Ah! No tak! Kate i Scorpius jak mniemam? Będzie zabawa :) świetne ♡ nadal nie pamiętam hasła...
    DP

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przecczytaniu zastanawiałam się jak to możliwe, że Kate i Scor, toż to kazirodztwo. Ale sprawa z Astoria wszystko wyjaśnia :D

    OdpowiedzUsuń