Nie mogę uwierzyć, że ostatni rozdział Śladów zamieściłam na koniec wakacji!
Ale już jestem z nowym, jeszcze gorącym, ósmym już tekstem o tym tytule.
Zapraszam i proszę o komentarze, dziękuję, że czekacie :*
Rozdział VIII
***
„…skończyć. Ale czy była
tego w stu procentach pewna? Czy znajdzie odwagę i siłę? Czy to będzie
oznaczało samotność? A może jeszcze da się coś uratować? Przecież nie mogło być
aż tak źle!
Małgorzata zapatrzyła się w
melancholijny krajobraz za oknem. Jej mąż jeszcze spał, chrapiąc irytująco w
sąsiednim pokoju. Tak bardzo chciałaby jeszcze coś czuć do tego człowieka.
Kiedyś był jej wielką miłością. Widząc go, choćby z daleka, czuła niekontrolowany,
radosny ucisk w dole brzucha. Codziennie wyczekiwała jego powrotu z pracy,
lubiła się starać. Dla niego, dla siebie, dla nich. A teraz? Raz jeszcze chciałaby
poczuć te porywy serca, tę krztynę niepewności, nadziei i rozradowania gdy on
na nią spojrzy. Chciała poczuć się jak nastolatka, tak samo niedojrzale i
dramatycznie, chciała rzucić się w wir miłości, bez opamiętania, bez hamulców.
Chciała kochać żarliwie i…”
–
Możesz mi pomóc? – Aneta przerwała pisanie słysząc głos swojego narzeczonego.
Zaciągnęła się niedopałkiem papierosa, po czym zgasiła go ostatecznie i
skierowała swe kroki do domu.
Mateusz
stał z niezdecydowaną miną nad walizką pełną kolorowych ubrań. Zatrzymała się w
progu i uśmiechnęła z politowaniem. Jak zawsze nie radził sobie z rozsądnym
pakowaniem swoich rzeczy. To było na swój sposób urocze, ale czasami
doprowadzało ją do szału.
–
Nie umiem tego ogarnąć – westchnął z dezaprobatą, patrząc w stronę Anety, –
pomożesz?
–
Chcesz to wszystko zabrać? – zdziwiła się na głos – będziesz płacił za nadbagaż.
Machnął
ze zniecierpliwieniem ręką, uśmiechając się pod nosem. Aneta była taka
praktyczna, w przeciwieństwie do niego.
–
To jak będzie z tą pomocą? – uśmiechnął się błagalnie, a ona podeszła wreszcie
do ogromnej walizki leżącej na ich łóżku. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że
idealnie dobierze jego garderobę. Aneta po prostu taka była, idealna. No może
poza tymi momentami gdy pisała te swoje powieści i wpadała w niezrozumiałą dla
niego huśtawkę nastrojów. Wiedział, że to poprzez nadmierne wczuwanie się w
charakter poszczególnej postaci, ale i tak go to irytowało. Choćby teraz…
przesiadywała godzinami na tarasie, zaciągając się tanimi papierosami. Częściej
też sięgała po alkohol. Podobno wspomagało to jej wenę. Dziwne, że gdy pisała
teksty jego piosenek, nie musiała topić się w hektolitrach wódki. Ale poza tym,
była idealna. Była jego.
Zerknął
na zegarek, stwierdzając, że została mu niecała godzina do przyjazdu agenta.
Karol prawie nigdy się nie spóźniał, ale Mateusz miał nadzieję, że tym razem
coś go zatrzyma po drodze. Miał ochotę pobaraszkować jeszcze z Anetą. Nie będą
się widzieli prawie miesiąc. Niby Kraków nie jest na końcu świata, jednak nie
będzie miał czasu na podróże do domu. Zdecydowali, że rozsądniej będzie się
rozdzielić, choć oboje tego nie lubili.
Zbliżył
się do nachylonej nad walizką Anety i objął ją w pasie. Czuł jak na chwilę
zesztywniała, ale zaraz potem rozluźniła ramiona, odwracając się do niego z
cichym pomrukiem.
–
Będziesz tęsknić? – zapytał kolejny raz tego dnia, na co ona przewróciła
oczami, dając do zrozumienia, że nic się nie zmieniło od czasu ostatniego
pytania. – A za czym najbardziej? – szepnął jej do ucha, czując jak po jej
kręgosłupie przeszedł dreszcz. Uśmiechnął się i nie czekając dłużej, pocałował
ją zachłannie. Smakowała mieszanką tytoniu i alkoholu, co w połączeniu z jej
subtelną posturą, sprawiło, że zakręciło mu się w głowie z narastającego
podniecenia. Popchnął ją delikatnie na łóżko, tuż obok niedopakowanej walizki.
Usłyszał jak westchnęła pełna oczekiwania, gdy delikatnie, choć zdecydowanie
rozpiął górę jej jasnoniebieskiej sukienki, uwalniając stwardniałe piersi. Nie
miała na sobie bielizny, co oznaczało, że również ona wyczekiwała gorącego
pożegnania. Zachęcony jej stłumionymi jękami, skierował rękę na jej
nieosłonięte niczym łono, manewrując wśród lejącego materiału sukienki.
Pochylając się by zamknąć usta na jej sterczących sutkach, wszedł głęboko
palcami w jej ciało, na co ona zareagowała gwałtownym jękiem. Poruszał nimi
rytmicznie, drugą ręką przytrzymując ją za włosy, a zębami przygryzając
delikatnie piersi. Czuł jak wije się w spazmach przyjemności, wydając coraz
mniej zrozumiałe dźwięki.
Właśnie
miał rozpiąć swoje spodnie, gdy usłyszał na dole trzaśnięcie drzwi i głośne
kroki. Zaraz potem rozległ się głos jego cholernego agenta, który zamiast się
spóźnić, przyjechał pół godziny wcześniej.
–
No już, już robaczki! Idę do was, więc z łaski swojej przestańcie się migdalić.
Słychać was na podjeździe.
Mateusz westchnął kolejny raz z dezaprobatą, zsuwając się
niechętnie z rozpalonego ciała narzeczonej. Poprawił szybko koszulę i wyszedł z
sypialni, mrucząc pod nosem coś o rychłym zabójstwie.
–
Co ty, do kurwy nędzy, wyprawiasz? – usłyszała Aneta i choć nie znosiła
przekleństw, to całą sobą dzieliła oburzenie Mateusza. Była tak podniecona, że
przez chwilę błądziła dłońmi po swoim ciele, starając się wyciszyć emocje. Dopiero
gdy napięcie znacznie osłabło, wstała poprawiając porozpinane ubranie. Niech
szlag weźmie tego człowieka.
***
–
Nie zrobiłeś tego – krzyknął Ron, patrząc oskarżycielsko na Harry’ego. Wstał. – Nie
mogłeś!
Znajdowali się
w eleganckim gabinecie Harry’ego, który był jak zwykle zawalony niezliczoną
ilością akt. Potter machnął krótko różdżką, przenosząc kolorowe magnesy na pobliską
tablicę. Ułożyły się w skomplikowaną sieć bliżej nieokreślonych wzorów, które
odczytać mógł tylko Harry i tylko on widział w nich jakiś sens. Westchnął z
irytacją słysząc głos rudowłosego przyjaciela.
–
Nie miałem wyjścia – Harry starał się panować nad słowami. Czy Ron choć raz nie
może powstrzymać swojego temperamentu? – Do jasnej cholery, przecież
najważniejsze jest to, że ich ukryłem.
–
I posłałeś do nich Zabiniego! Przecież jemu nie można ufać!
–
Bzdury, oczywiście, że można – zirytował się ponownie Harry, bo coś z tyłu głowy
podpowiadało mu, że faktycznie mogą z tego być dodatkowe kłopoty.
–
On nienawidzi Malfoya, nienawidzi Hermiony, nie możesz być aż tak naiwny
myśląc, że im pomoże. Nie powinieneś tego robić – gorączkował się Ron chodząc w
kółko przed biurkiem przyjaciela.
–
To kogo miałem wysłać twoim zdaniem? – warknął Harry. – Nie miałem wielkiego
wyboru, a Zabini jest odpowiedzialnym człowiekiem i świetnym aurorem, będzie
miał ich na oku i nie pozwoli się rozdzielić. Wiesz jacy oni są, pod wpływem
eliksiru czy nie, mają swoje charakterki.
–
Jasne, tak sobie to tłumacz. W ogóle nie rozumiem czemu wysłałeś ich na koniec
świata, nie byłoby bezpieczniej trzymać ich w pobliżu?
–
A nie sądzisz, że tak wszyscy pomyślą? Że trzymam ich zamkniętych w garderobie?
Przecież chodzi o to żeby zmylić tych ludzi, żeby Draco i Hermiona wtopili się
w tłum.
–
To po jaką cholerę im Zabini? On raczej lubi rzucać się w oczy!
–
Ty masz zaćmienie mózgu? Przecież ktoś musi ich pilnować! Oni nie pamiętają kim
są naprawdę, wszczepiłem im obce wspomnienia, podałem eliksir, oni nie wiedzą
nawet, że są czarodziejami! Chcę żeby byli bezpieczni!
–
Jak chcesz, żeby byli bezpieczni, to było ich uczynić szarymi, nic nie
znaczącymi ludźmi. Nie zwracaliby na siebie uwagi! – krzyczał Ron, nie
rozumiejąc powodów działania swojego przyjaciela.
–
Szary, zwykły człowiek ma sąsiadów, przyjaciół, rodzinę – Harry starał się
cierpliwie tłumaczyć. – Nie uważasz, że ktoś by się zorientował, że znikąd
pojawia się para, która nie ma nikogo? Wiesz jak ciężko jest stworzyć
przeszłość, nawet w świecie mugoli? Może i mamy czasy, że nikt, nikim się nie
interesuje, ale to tylko pozory. Łatwiej było mi ukraść tożsamość, czego nie
powiedziałem Hermionie. Traf chciał, że akurat nawinęła się para artystów.
Nawet jeżeli Hermiona i Draco będą się dziwnie zachowywać, a prędzej czy
później będą, nikt nie zwróci na to
uwagi, artyści tak mają.
–
A co zrobiłeś z prawdziwym Mateuszem i Anetą? – zapytał uszczypliwie Ron.
–
Powiedzmy, że wysłałem ich na małe wakacje – mruknął niechętnie Potter,
pocierając ze zmęczenia skronie. Marzył o tym, żeby ten przeklęty dzień się
wreszcie skończył. Widział oczywiście luki w swoim planie, widział ryzyko, ale
do cholery, naprawdę nie miał wyjścia. Czasu było tak niewiele, że teraz
cieszył się, że w ogóle udało mu się coś zdziałać. Ron wpatrywał się w okno za
plecami Harry’ego, wyraźnie nad czymś się zastanawiając.
–
Jednej rzeczy jeszcze nie rozumiem… czemu zaszyłeś ich tak daleko? Przecież z
tego co mówisz, plan jest tak doskonały, że nikt nie ma prawa się zorientować w
prawdzie.
–
Słuchaj, czym dalej, tym lepiej. Wątpię czy ktoś się zainteresuje parą polskich
mugoli, żyjących sobie własnym życiem – uśmiechnął się z udręką Harry.
Przeczuwał, że nie tylko Ron będzie miał mu za złe wysłanie tych dwoje za
granicę.
–
No, ale żeby akurat Polska? Nie mogłeś ich wysłać do Francji czy Włoch? Oni tam
mają jakieś warunki?
–
Warunki? – Harry wyraźnie nie zrozumiał o co chodzi przyjacielowi.
–
Warunki – powtórzył Ron. – Polska to jakiś kołchoz przecież. Wiesz, z opowieści
wszystko pięknie, ładnie, a w rzeczywistości kartki na mięso i klęska stonki
ziemniaczanej.
–
O czym ty właściwie mówisz? – zdezorientowany Harry patrzył wyczekująco na
przyjaciela.
–
No o tym czy mają co jeść, w co się ubrać, czy mają… toaletę?
–
Ron? Ty się dobrze czujesz? Przecież nie wysłałem ich na safari! Są w Polsce!
To całkiem normalny, cywilizowany kraj! – mówiąc to Harry wstał opierając
dłonie na biurku. Miał serdecznie dość tej głupiej paplaniny. Nie bardzo
wiedział co sugeruje Ron i jaka jest jego wiedza na temat krajów słowiańskich,
ale nie miał siły w to wnikać. – Dosyć! Koniec! Nie chce tego więcej słuchać!
–
Jasne – mruknął Ron. – Wiesz co? Nie rozumiem twojego toku myślenia, ale nie
muszę. Ważne, że Hermiona jest bezpieczna, bo nie było zbyt wiele czasu by
przeprowadzić tę operację. W sumie przeżyła wojnę, więc poradzi sobie też w
jakimś barbarzyńskim kraju, choć nie ma różdżki… – przerwał widząc czerwoną
barwę zalewającą twarz Pottera. – Opowiesz mi coś o tym kim jest teraz? –
zapytał szybko, chcą zmienić temat na bardziej neutralny.
–
Nie, bo ci się to nie spodoba. Powiedzmy, że jej osobowość się ciut różni od
naszego książkowego mola – zaśmiał się z ulgą na zmianę tematu. Harry obiecał sobie w duchu, że nigdy
nie wyjawi przyjacielowi tego, że dla bezpieczeństwa Hermiony, rozkochał ją
w ich wrogu i uczynił ją jego narzeczoną. Ron przeklął by go na zawsze. Harry
nie był w sumie pewien, czy może powiedzieć o tym komukolwiek, a już na pewno musi zadbać o to, by Hermiona i Malfoy nigdy nie dowiedzieli się o tym szaleństwie. Na razie
tajemnicę zna tylko on i Zabini, ale tamten nie przykłada zbyt wielkiej wagi do
szczegółów, twierdząc, że nic go to nie obchodzi. Harry jednak wiedział swoje,
widział błysk rozbawienia w oczach Blaise’a gdy wyjawiał mu szczegóły planu.
Obawiał się, że gdy wszystko już się skończy, Zabiniemu mogą się wymsknąć pewne
fakty by zdenerwować Malfoya, ale tym będzie martwił się później.
–
Co masz na myśli twierdząc, że ciut się różni? – z zamyślenia wyrwał go
podejrzliwy głos Rona.
–
Nieważne Ron, nie zajmuj sobie tym teraz głowy. Mam dla ciebie inne zadanie –
Harry zerknął na zegar wiszący przy drzwiach. – Za pół godziny powinniśmy mieć
już plan nadbrzeża, gdzie podejrzewamy, że ukrywają Narcyzę Natychmiast
wyruszamy jej z pomocą.
–
Naturalnie – mruknął Ron, trochę zły na przyjaciela, który wyraźnie nie mówił
mu całej prawdy. Wstał z zamiarem przygotowania się do nadchodzącego zadania.
–
Siadaj Ron. Ty z nami nie idziesz.
–
Słucham? Jak to nie idę? – rudy mężczyzna patrzył z niedowierzaniem i złością
na swojego szefa.
–
Zrozum, nie mam komu tego dać, Ginny jest zajęta…
–
Co ma z tym wspólnego Ginny? – Ron po raz kolejny poderwał się z krzesła.
–
Usiądź i daj mi skończyć. Nie mamy czasu na pogawędki. – Gdy mężczyzna usadowił
się na brzegu krzesła, Harry zaczął mówić dalej. – W pokoju sto trzydzieści
dwa, na pierwszym piętrze, znajdziesz czarnoskórego człowieka. Musisz
przetransportować go na Grimmauld Place tak, by nikt was nie zauważył. Powiadom
swoich rodziców, aby stawili się tam mniej więcej razem z tobą…
–
Kim on jest? Czemu nie mówisz mi wprost o kogo chodzi?
–
Celowo tego nie robię, bo po prostu obawiam się twojej reakcji.
Ron
otworzył usta z oburzeniem, ale zaraz potem zamknął je dochodząc do wniosku, że
być może jego reakcje faktycznie są nieco przesadzone. Zacisnął mocno szczęki,
domyślając się kogo przyjdzie mu niańczyć. Nie był naiwny, może mniej
spostrzegawczy, ale nie naiwny. Umiał dodać dwa do dwóch i choć ulżyło mu, że w
przeciągu kilku godzin być może będą mieli komplet, to jego wrogość nie
pozwalała mu na uczucie radości. Jedynie poczucie przyzwoitości sprawiło, że
się wreszcie poddał. Czasu i tak było niewiele, na jego fochy przyjdzie jeszcze
pora.
–
OK, nie mów. Już chyba wiem i faktycznie wolę wierzyć, że się mylę w swoich podejrzeniach.
Powiadomię zaraz rodziców.
Wstał
z zamiarem opuszczenia gabinetu. W ostatniej chwili odwrócił
się jednak, by wyrazić swoje wątpliwości.
–
Nie sądzisz, że to ironia? Taki powrót do korzeni? Do rodzinnego domu?
Harry
patrzył jak jego przyjaciel waży w sobie narastającą wściekłość. Na szczęście
Ron był rozsądnym człowiekiem. Może trochę narwanym, ale rozsądnym i Potter
wiedział, że powierzając mu to zadanie, zrobił dobrze.
***
Wiele
rzeczy można powiedzieć o Hermionie Granger, ale na pewno nie to, że jest
głupia. Być może Harry uważał, że pod wpływem chwili da nad sobą zapanować. Dla
większego dobra i własnego bezpieczeństwa, da pozbawić się tożsamości, ale się
mylił.
Siedziała
w hotelowej restauracji, pijąc drugą filiżankę kawy i patrzyła na wschód
słońca. Przylecieli wczoraj do Krakowa, zatrzymując się w pięciogwiazdkowym
hotelu na Starym Mieście. Minęły już prawie dwadzieścia cztery godziny od czasu
tej wielkiej mistyfikacji jaką zapoczątkowała. Oszukiwanie ludzi już dawno
weszło jej w krew, ale kłamanie przyjacielowi, było o wiele trudniejsze.
Wiedziała ile ryzykuje, jednak nie mogła postąpić inaczej. Wczoraj musiała
postawić na swoim. Miała własną teorię co do choroby Malfoya i nie mogła teraz
pozwolić zniszczyć wszystkich efektów jakie osiągnęła. Bez trudu rzuciła
zaklęcia na nic nie spodziewającego się Harry’ego. Draco patrzył z
niedowierzaniem na to co robi Hermiona, ale lojalnie nic się nie odezwał.
Kiwnął tylko głową, gdy szepnęła mu do ucha „zaufaj mi” i poczęła przygotowywać
się do drogi. Wiedziała, że muszą uciekać. W tej kwestii zgadzała się w pełni
ze swoim przyjacielem, nie miała wątpliwości, że również jej grozi
niebezpieczeństwo, ale nie umiałaby znieść myśli o tym, że nie będzie mogła
pamiętać samej siebie. Znała działanie eliksiru, wiedziała ile powinni go
zażyć, aby nie tracąc swojej świadomości, wiarygodnie udawać ludzi, pod których
mieli się podszyć. Tak, miała zamiar wciągnąć Malfoya w swój plan. Jeżeli jej
marzenia zależą od ściągnięcia go do Hogwartu, to ona to uczyni, ale on jej w
tym pomoże.
Z
roztargnieniem przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Po prostu miała za dużo
na głowie i to sprawiło, że dała się ponieść chwili. Uzyskanie wymarzonej
pracy, natychmiastowe ułożenie nowego planu, oszukanie przyjaciela i on –
Draco Malfoy. Choć był na samym końcu listy jej zmartwień, gdzieś między błyskotliwym
planem na przyszłość a zepsutą szczoteczką do zębów, w tym momencie awansował
na podium jej rozważań. Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że były Ślizgon mógłby
być przyczyną jej bezsenności.
A
jednak przez całą noc myślała tylko o tym, tak jakby do tej pory nikt nigdy jej
nie całował. Śmieszne! Przecież całował ją choćby Wiktor Krum, światowa gwiazda
quidditcha, a stało się to po Balu Bożonarodzeniowym na czwartym roku w
Hogwarcie. Naturalnie ciężko porównywać niezręczne pieszczoty Wiktora z
wyrafinowaną maestrią Draco, co tylko dowodziło, że ten drugi znaczną część
swojego życia spędzał przyklejony do kobiecych ust, pomyślała Hermiona z
niesmakiem. Ale Ron? Ron też ją całował, a miał chyba większe doświadczenie niż
nieśmiały, mimo sławy, Krum. Jednak nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego
jak wczoraj. Rozpłynęła się pod wpływem niespodziewanych doznań i, na Merlina,
chciała więcej! Swoją drogą było to z jego strony wyjątkowo podłe, szczególnie,
że zdarzyło się w środku kłótni, gdy Hermiona zdążyła już nabrać odpowiedniego
tempa i cała ta awantura zaczynała sprawiać jej dużą przyjemność, bo wiedziała,
że jest górą.
Niespodziewanie
okazało się, że Draco odzyskał pamięć. Odkryła to całkiem przypadkiem, rzucając
jakąś uwagę, na którą Malfoy wcześniej by nie zareagował. Była wściekła. Jak
mógł jej nie powiedzieć? Jak ona mogła tego nie zauważyć? Jak mógł ją oszukać
po tym wszystkim co dla niego zrobiła? Świetnie się maskował grając dalej swoją
rolę, nie dając jej poznać, że już jest po wszystkim. Niestety mężczyźni tacy
jak Malfoy nie są zdolni do uczciwej walki, opartej na szermierce słownej i
zdrowej wściekłości, bowiem od dziecka uczono ich, jak zdominować każdą sytuację
przy użyciu wszelkich, choćby najbardziej prymitywnych, podstępnych i
niemoralnych środków. A w dodatku te środki były skuteczne.
– To ty jesteś podłym kłamcą,
natomiast ja próbuję w dyplomatyczny sposób nas wybronić. Zrozumiałeś wreszcie?
Jesteś oszustem. Nie wszyscy padają plackiem przed Wielmożnym Draco Malfoyem...
No i nie wszyscy, jak pewnie zauważyłeś…
Zbliżył się do niej o krok, a Hermiona
uśmiechnęła się złośliwie przerywając na chwilę swoją tyradę. Wiedziała, że
mimo wszystko ma przewagę.
– Zapamiętaj sobie, że nikt
nigdy nie padał przede mną plackiem, chyba że nie miał za grosz godności
osobistej i robił tak z własnej woli. Ale wracając do tematu, przypuszczam, że to
dlatego odpychasz ludzi? Żeby nie mogli cię zranić, kiedy podejdą zbyt blisko,
a potem znikną? To jest ta twoja, chora dyplomacja? Tak zachowuje się twoim
zdaniem kobieta?
To była oczywista nieprawda, więc Hermiona
wpadła w jeszcze większą złość. Jak on mógł ją pouczać o zjednywaniu sobie
ludzi? On?! I sugerować, że jest mało kobieca?
– To, że potrafię sama się obronić, zamiast liczyć
na innych, nie oznacza jeszcze, że nie jestem kobietą!
– Skoro tak twierdzisz – warknął
Draco, otaczając palcami jej przegub. – To jest twoja samoobrona?
– Tak. Ja... – Urwała, gdy
pociągnął ją bliżej do siebie. Ich ciała zderzyły się niespodziewanie. Hermiona
była gotowa na wszystko, ale nie na to co się teraz działo. Draco patrzył w jej
wielkie, czekoladowe oczy i widział, jak złość zmienia się w zmieszanie, zza
którego wychylał się strach.
– Co ty właściwie robisz? –
zapytała niepewnie, czując, że traci kontrolę nad sytuacją. Wiedziała, że nie
powinna zaczynać tej kłótni, ale ona mu zaufała. Zaufała, a on zdeptał to co
razem, choć nieświadomie z jego strony, zbudowali.
– Sprawdzam swoją teorię –
odrzekł, zatrzymując spojrzenie na jej ustach. Były pełne i kusząco rozchylone.
Ich malinowa barwa zachęcająco mieniła się w blasku nocnego oświetlenia.
Dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? A może zwrócił, tylko jego
zamroczony mózg nie pozwalał mu tego pamiętać? Przecież śnił o niej po nocach.
Gdy w pełni odzyskał świadomość, próbował zatrzymać te sny, wyprzeć z głowy
ponętne ciało Gryfonki, nie dopuszczać do siebie jej życzliwości, ale widać
natura jest silniejsza.
– Nie próbuj żadnych
sztuczek. –Te słowa miały brzmieć stanowczo, ale głos Hermiony drżał niepokojem.
Nie wiedziała czego może się spodziewać. W jednej chwili żałowała, że nie
posłuchała się Harry’ego, że postawiła na swoim. Teraz nikt jej nie pomoże.
Wszyscy myślą, że jest bezpieczna, w nieświadomości żyjąc cudzym życiem. O
naiwności! Gorączkowo rozejrzała się za swoją różdżka, która leżała spokojnie
pod poduszką.
– Boisz się? – zapytał Draco,
patrząc na nią przenikliwie. To było oczywiste, że się bała. Przez chwilę
sprawiało mu to satysfakcję, ale zaraz potem stwierdził, że nie chce by tak to
się skończyło. To dzięki niej wróciła mu pamięć, był jej winny wdzięczność.
Hermiona zesztywniała w
niezdecydowaniu.
– Czego mam się bać? Tego, że jesteś ode mnie
silniejszy, więc możesz sobie poużywać? Tego, że jesteś chojrakiem, bo wiesz,
że moja różdżka jest w tej chwili poza moim zasięgiem?
Próbowała się odsunąć, lecz
nagle znalazła się w jego ramionach, z twarzą tuż przy jego twarzy. Wyczuła
subtelny zapach jego perfum. Zakręciło jej się w głowie.
– Ty nigdy nie wiesz, kiedy
przestać, Granger. Ta wada została ci z czasów szkoły i jeszcze niejeden raz
wpędzi cię w kłopoty, tak jak teraz – wymruczał Malfoy. Nie miał zamiaru jej
całować, dopóki nie rzuciła mu w twarz obelgi.
Hermiona nie spodziewała
się, że jego usta będą tak gorące i nieustępliwe. Oczekiwała bezbarwnego,
wymęczonego pocałunku, który łatwo byłoby odepchnąć i wymazać z pamięci. Myliła
się jednak i wiedziała, że była to bardzo niebezpieczna pomyłka. Jego usta
zachłannie smakowały jej wargi, język wdarł się bez pytania, spiesząc na
spotkanie z jej własnym. Od tego pocałunku całe jej ciało stopniało niczym wosk
po kontakcie ze źródłem ciepła. Potrząsnęła energicznie głową, w nadziei, że to
przyniesie jej choć chwilowe otrzeźwienie, bez skutku. Z rozkoszą stwierdziła,
że kręci jej się w głowie od nadmiaru namiętności jaka skumulowała się w ich
pokoju. Próbowała go odepchnąć, uzyskała jednak tylko tyle, że przywarli ustami
jeszcze mocniej, a jej ręce niespodziewanie oplotły jego szyję. Nie wiedziała
kiedy popchnął ją w stronę ogromnego łoża, które zachęcająco stało tuż za jej
plecami. Kontakt z chłodną, jedwabną narzutą, przywrócił jej chwilowo zmysły,
jednak ogniste wargi Malfoya, zaraz je zabrały. Draco zamierzał dać jej nauczkę,
lecz w trakcie jej wymierzania całkiem zapomniał, jaką i z jakiego powodu.
Oszalały z pożądania jakiego nigdy wcześniej nie czuł, dał się ponieść chwili. Pobrał
jednak interesującą lekcję, podczas której dowiedział się, że kobiety mogą być
jednocześnie agresywne i delikatne, twarde jak skała i miękkie jak puszyste
obłoki, doprowadzające do szału i fascynujące. W każdym razie, Granger
posiadała te wszystkie na pozór wykluczające się cechy. W zdecydowanym nadmiarze
– błysnęło mu w oszołomionej namiętnością głowie. Malfoy w jednej chwili
zrozumiał, że w jego życiu pojawiło się coś, czego absolutnie nie chciał i nie
oczekiwał. Coś czego zawsze się bał. A tym czymś, tym kimś, była Granger. Zdawało
mu się, że jej skóra ma smak gwiezdnego pyłu. Również on podniósł głowę i
potrząsnął nią, aby otrzeźwieć. W mroku widział szeroko otwarte, zdziwione oczy
Hermiony.
– Bardzo cię przepraszam –
powiedział, zdumiony własnym zachowaniem, nie mogąc zrozumieć jak to się stało.
– To było niewybaczalne z mojej strony.
Wstał tak raptownie, że
potknął się tracąc równowagę. Hermiona nie była w stanie wypowiedzieć ani
słowa, a skłębione emocje dławiły ją w gardle. Wstała chwiejąc się delikatnie i
wykonała tylko dłonią pewien gest, po którym Draco poczuł się jak najmarniejsza
z form życia.
– Granger... Hermiono… wierz
mi, nie mam zwyczaju... – wyjąkał, uświadamiając sobie, jak bardzo pragnie
pocałować ją jeszcze raz. Gdy tak stała przed nim, wyglądała na bezradną i
zagubioną. I była piękna.
– Bardzo cię przepraszam –
powtórzył. – To się już więcej nie wydarzy.
Hermiona
ocknęła się sięgając po filiżankę z zimną już kawą. Dotknęła palcami swoich ust,
czując, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo.
–
A niech go wszyscy diabli! – mruknęła – chyba mnie zaczarował...
Wczoraj,
przez tę jedną, krótką chwilę czuła się przy nim naprawdę niezwykle, jakby w
jej wnętrzu zapaliło się cudowne światło, które nigdy wcześniej nie miało
okazji zapłonąć. Niczym lampa postawiona w oknie w ciemną, burzową noc, wskazująca
zagubionym wędrowcom drogę do domu. A potem Malfoy zgasił tę lampę jednym
niedbałym kliknięciem i Hermiona znów pogrążyła się w mroku, przypominając
sobie kim jest i gdzie znajduje się jej miejsce. Czuła się jak Kopciuszek w
bajce o Smoku Wawelskim, nie na miejscu. To nie była jej bajka, nie ona miała
być księżniczką, chyba, że fabuła przewidywałaby pożarcie królewny przez smoka.
Gdyby
nie miała tylu innych powodów, znienawidziłaby go właśnie za to.
Dużo się dzieje. Nie wszystko jest jasne, co jest na plus. Czytało się łatwo, szybko i przyjemnie. Wciągnęłam się. Z niecierpliwością czekam na dalsze części.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję i cieszę się, że Ci się podobało :)
UsuńNo no no!
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę myślałam, że pokićkały Ci się własne opowiadania, gdy zobaczyłam jakichś Anetę i Mateusza :p Potem było "wow", bo okazało się, że Aneta i Mateusz to Hermiona i Draco. Potem było kolejne "wow" - Hermiona i Draco wcale nie myślą, że są Anetą i Mateuszem! Co akapit, to kolejne "wow". Myślę, że tym jednym słowem można podsumować cały rozdział.
Bardzo rozśmieszyła mnie wersja Polski według Rona - PRL leżący pośrodku oceanu gdzieś obok Chin albo na krańcu Syberii, otoczona dzikimi lasami. Gdybym nie wyparła patriotyzmu już przy urodzinach, czułabym się bardzo oburzona.
Powróciłaś w wielkim stylu, już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.
Pozdrawiam,
Addie
Bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że nie zawiodłam :)
UsuńNa początku myślałam "Jaki Matwusz i jaka Aneta do cholery?", a później takie "Aaa o to chodzi " i wielkie pozytywne zaskoczenie. Jest Dramione moje wyczekiwane, choć sama fabuła jest tak interesująca, że nie ubolewałam z jegi braku. I jeszcze to wyobrażenie Rona o Polsce oraz wkurzony Harry, świetne! ~K.R
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że udało mi się Was zaskoczyć :) Dziękuję :)
UsuńNie musiałam długo szukać określenia na Twoje opowiadanie. Idealne. Idealne, z pewnością takie jest pochłonęło mnie. Czytam wszystko co wyjdzie z pod Twojego pióra, ale "Ślady" zostawiłam na koniec, bym mogła rozkoszować się tak dobrym opowiadaniem. Przeczytałam wszystkie rozdziały dzisiaj i przy jednym rozdziale powróciła, długo wyczekiwana, wena. Aż zerwałam się z łóżka i zaczęłam pisać, zdania same przychodziły, co za ulga.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dalszej historii Draco i Hermiony, taka naturalna i oryginalna. Czekam na następny rozdział, pozdrawiam i życzę zapału do pisania.
DP
Bardzo się cieszę z powrotu Twojej weny <3 pisz, pisz, pisz! Dziękuję Ci za komentarz i życzenia, zapał jest tylko z czasem trochę gorzej, ale się staram :)
UsuńZnalazłam link do Twojego bloga, gdzieś w odchłani mojego komputera. Zawsze, gdy tylko udało mi się znaleźć jakiś fajny i interesujący blog, zapisywałam sobie link w jednym z wielu dokumentów tekstowych z myślą, że kiedyś do nich wrócę. Nie mam pojęcia gdzie i kiedy znalazłam Twojego bloga, jednak kiedy szukałam jakiejś przyjemnej lektury i trafiłam na ten link od razu zaczęłam czytać. Na razie przeczytałam tylko "Ślady", ale wierz mi, że zamierzam przeczytać wszystko, ponieważ Twój styl pisania mnie oczarował.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już wkrótce pojawi się nowy rozdział, bo z niecierpliwością oczekuję dalszej części losów Draco i Hermiony, a może raczej Anety i Mateusza... To jak Hermionie udało się pokrzyżować plany Harry'ego było niesamowite, a końcówka tego rozdziału... No cóż, strasznie mi się podobał ten wybuch namiętności ;-)
Pozdrawiam!
Bardzo się cieszę i ogromnie Ci dziękuję za ten komentarz :)
UsuńNie. Nie. Nie. Znowu na skróty. Znowu na łatwiznę - to pierwsze słowa jakie mi wpadły czytając ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPod poprzednim odcinkiem "śladów" rozpisałam się, że mam nadzieję, że tego opowiadania nie skrócisz i odpowiednio rozwiniesz, a tu kilka sekund później otwieram rozdział 8 i czytam, że to ostatni. Pierwszym pomysłem w całej mojej wściekłości było, żeby wyłączyć i nie czytać, bo mnie to zirytowalo strasznie.
Jednak tego nie zrobiłam.
I z czystym sercem muszę powiedzieć, że totalnie mnie zaskoczyłas tym zakończeniem, bo spodziewałam się, że jesteśmy w połowie akcji, a właściwy romans / flirt zacznie się w Hogwarcie. I choć taka wersja byłaby świetna, bo uwielbiam długie opowieści to tym zakończeniem wyratowałaś się od kąśliwego i złośliwego komentarza.
Bo ten rozdział mi się podobał.
Bo to zakończenie jest świetne od początku do końca.
Pierwsze zdania dosyć mylące i od razu mnie zaintrygowały, muszę przyznać, że na początku myślałam, że to historia z autopsji, kiedy mąż/chłopak próbował oderwać Cię od pisania zakończenia :) Po kilku linijkach i walizce zrozumiałam swój błąd, jednak wciąż nie wiedziałam co ta historia tutaj robi. Dalsza część wszystko fajnie wyjaśniła i muszę przyznać, że tworzyła spójną klamrę kompozycyjną i bez tego "dziwnego" wstępu ten rozdział dużo by stracił. Brawo za oryginalność. Kolejny raz muszę przyznać, że Ci jej nie brakuje.
Podobnie zresztą ma się sprawa generowania świetnych tekstów - rozmowa Rona z Harrym? Strzał w dziesiątkę! To był tak kanoniczny do bólu Ron, że to aż nieprzyzwoite. Zabawny głupek. Który martwi się o przyjaciół. Ekstra :)
Ale nie mogę ci tak słodzić: "Germiona" - rozumiem. Gdyby jeszcze wprowadzili się do Niemiec, a nie Polski to czemu nie... Ale tutaj - zdecydowanie nie.
I przepraszam. Jeśli początek komentarza podniósł ci ciśnienie - miał to zrobić! Bo naprawdę chcę od ciebie dobrego opowiadania kolo 40-50 rozdziałów! Ta historia tez miała potencjał do takiego rozciągnięcia, a ty znów mi uciekałaś :( Daj czytelnikom radość z długich historii! :D
E...gdzieś Ty przeczytała, że to ostatni rozdział? O.o przecież ja nawet dobrze nie zaczęłam...
UsuńJeeeju, już widzę swój błąd. I niezwykle się cieszę. Na początku napisałaś, że ostatni rozdział śladów umieściłas w ostatni dzień wakacji, a następnego zdania nie przeczytałam :p I to mnie zmylilo :p To cieszę się bardzo, że się tak pomyliłam. Aczkolwiek ten rozdział naprawdę nadawałby się na zakończenie :)
UsuńA jeśli mam go ocenić e kategorii zwykłego rozdziału to muszę napisać, że jeden z lepszych. Zabawny i interesujący :)
Jeeeju, już widzę swój błąd. I niezwykle się cieszę. Na początku napisałaś, że ostatni rozdział śladów umieściłas w ostatni dzień wakacji, a następnego zdania nie przeczytałam :p I to mnie zmylilo :p To cieszę się bardzo, że się tak pomyliłam. Aczkolwiek ten rozdział naprawdę nadawałby się na zakończenie :)
UsuńA jeśli mam go ocenić e kategorii zwykłego rozdziału to muszę napisać, że jeden z lepszych. Zabawny i interesujący :)
Nie. Nie. Nie. Znowu na skróty. Znowu na łatwiznę - to pierwsze słowa jakie mi wpadły czytając ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPod poprzednim odcinkiem "śladów" rozpisałam się, że mam nadzieję, że tego opowiadania nie skrócisz i odpowiednio rozwiniesz, a tu kilka sekund później otwieram rozdział 8 i czytam, że to ostatni. Pierwszym pomysłem w całej mojej wściekłości było, żeby wyłączyć i nie czytać, bo mnie to zirytowalo strasznie.
Jednak tego nie zrobiłam.
I z czystym sercem muszę powiedzieć, że totalnie mnie zaskoczyłas tym zakończeniem, bo spodziewałam się, że jesteśmy w połowie akcji, a właściwy romans / flirt zacznie się w Hogwarcie. I choć taka wersja byłaby świetna, bo uwielbiam długie opowieści to tym zakończeniem wyratowałaś się od kąśliwego i złośliwego komentarza.
Bo ten rozdział mi się podobał.
Bo to zakończenie jest świetne od początku do końca.
Pierwsze zdania dosyć mylące i od razu mnie zaintrygowały, muszę przyznać, że na początku myślałam, że to historia z autopsji, kiedy mąż/chłopak próbował oderwać Cię od pisania zakończenia :) Po kilku linijkach i walizce zrozumiałam swój błąd, jednak wciąż nie wiedziałam co ta historia tutaj robi. Dalsza część wszystko fajnie wyjaśniła i muszę przyznać, że tworzyła spójną klamrę kompozycyjną i bez tego "dziwnego" wstępu ten rozdział dużo by stracił. Brawo za oryginalność. Kolejny raz muszę przyznać, że Ci jej nie brakuje.
Podobnie zresztą ma się sprawa generowania świetnych tekstów - rozmowa Rona z Harrym? Strzał w dziesiątkę! To był tak kanoniczny do bólu Ron, że to aż nieprzyzwoite. Zabawny głupek. Który martwi się o przyjaciół. Ekstra :)
Ale nie mogę ci tak słodzić: "Germiona" - rozumiem. Gdyby jeszcze wprowadzili się do Niemiec, a nie Polski to czemu nie... Ale tutaj - zdecydowanie nie.
I przepraszam. Jeśli początek komentarza podniósł ci ciśnienie - miał to zrobić! Bo naprawdę chcę od ciebie dobrego opowiadania kolo 40-50 rozdziałów! Ta historia tez miała potencjał do takiego rozciągnięcia, a ty znów mi uciekałaś :( Daj czytelnikom radość z długich historii! :D