28 grudnia 2015

Ślady VIII

Witajcie :)
Nie mogę uwierzyć, że ostatni rozdział Śladów zamieściłam na koniec wakacji!
Ale już jestem z nowym, jeszcze gorącym, ósmym już tekstem o tym tytule.
Zapraszam i proszę o komentarze, dziękuję, że czekacie :*



Rozdział VIII




***


„…skończyć. Ale czy była tego w stu procentach pewna? Czy znajdzie odwagę i siłę? Czy to będzie oznaczało samotność? A może jeszcze da się coś uratować? Przecież nie mogło być aż tak źle!


Małgorzata zapatrzyła się w melancholijny krajobraz za oknem. Jej mąż jeszcze spał, chrapiąc irytująco w sąsiednim pokoju. Tak bardzo chciałaby jeszcze coś czuć do tego człowieka. Kiedyś był jej wielką miłością. Widząc go, choćby z daleka, czuła niekontrolowany, radosny ucisk w dole brzucha. Codziennie wyczekiwała jego powrotu z pracy, lubiła się starać. Dla niego, dla siebie, dla nich. A teraz? Raz jeszcze chciałaby poczuć te porywy serca, tę krztynę niepewności, nadziei i rozradowania gdy on na nią spojrzy. Chciała poczuć się jak nastolatka, tak samo niedojrzale i dramatycznie, chciała rzucić się w wir miłości, bez opamiętania, bez hamulców. Chciała kochać żarliwie i…”

­– Możesz mi pomóc? – Aneta przerwała pisanie słysząc głos swojego narzeczonego. Zaciągnęła się niedopałkiem papierosa, po czym zgasiła go ostatecznie i skierowała swe kroki do domu.
Mateusz stał z niezdecydowaną miną nad walizką pełną kolorowych ubrań. Zatrzymała się w progu i uśmiechnęła z politowaniem. Jak zawsze nie radził sobie z rozsądnym pakowaniem swoich rzeczy. To było na swój sposób urocze, ale czasami doprowadzało ją do szału.
– Nie umiem tego ogarnąć – westchnął z dezaprobatą, patrząc w stronę Anety, – pomożesz?
– Chcesz to wszystko zabrać? – zdziwiła się na głos – będziesz płacił za nadbagaż.
Machnął ze zniecierpliwieniem ręką, uśmiechając się pod nosem. Aneta była taka praktyczna, w przeciwieństwie do niego.
– To jak będzie z tą pomocą? – uśmiechnął się błagalnie, a ona podeszła wreszcie do ogromnej walizki leżącej na ich łóżku. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że idealnie dobierze jego garderobę. Aneta po prostu taka była, idealna. No może poza tymi momentami gdy pisała te swoje powieści i wpadała w niezrozumiałą dla niego huśtawkę nastrojów. Wiedział, że to poprzez nadmierne wczuwanie się w charakter poszczególnej postaci, ale i tak go to irytowało. Choćby teraz… przesiadywała godzinami na tarasie, zaciągając się tanimi papierosami. Częściej też sięgała po alkohol. Podobno wspomagało to jej wenę. Dziwne, że gdy pisała teksty jego piosenek, nie musiała topić się w hektolitrach wódki. Ale poza tym, była idealna. Była jego.
Zerknął na zegarek, stwierdzając, że została mu niecała godzina do przyjazdu agenta. Karol prawie nigdy się nie spóźniał, ale Mateusz miał nadzieję, że tym razem coś go zatrzyma po drodze. Miał ochotę pobaraszkować jeszcze z Anetą. Nie będą się widzieli prawie miesiąc. Niby Kraków nie jest na końcu świata, jednak nie będzie miał czasu na podróże do domu. Zdecydowali, że rozsądniej będzie się rozdzielić, choć oboje tego nie lubili.
Zbliżył się do nachylonej nad walizką Anety i objął ją w pasie. Czuł jak na chwilę zesztywniała, ale zaraz potem rozluźniła ramiona, odwracając się do niego z cichym pomrukiem.
– Będziesz tęsknić? – zapytał kolejny raz tego dnia, na co ona przewróciła oczami, dając do zrozumienia, że nic się nie zmieniło od czasu ostatniego pytania. – A za czym najbardziej? – szepnął jej do ucha, czując jak po jej kręgosłupie przeszedł dreszcz. Uśmiechnął się i nie czekając dłużej, pocałował ją zachłannie. Smakowała mieszanką tytoniu i alkoholu, co w połączeniu z jej subtelną posturą, sprawiło, że zakręciło mu się w głowie z narastającego podniecenia. Popchnął ją delikatnie na łóżko, tuż obok niedopakowanej walizki. Usłyszał jak westchnęła pełna oczekiwania, gdy delikatnie, choć zdecydowanie rozpiął górę jej jasnoniebieskiej sukienki, uwalniając stwardniałe piersi. Nie miała na sobie bielizny, co oznaczało, że również ona wyczekiwała gorącego pożegnania. Zachęcony jej stłumionymi jękami, skierował rękę na jej nieosłonięte niczym łono, manewrując wśród lejącego materiału sukienki. Pochylając się by zamknąć usta na jej sterczących sutkach, wszedł głęboko palcami w jej ciało, na co ona zareagowała gwałtownym jękiem. Poruszał nimi rytmicznie, drugą ręką przytrzymując ją za włosy, a zębami przygryzając delikatnie piersi. Czuł jak wije się w spazmach przyjemności, wydając coraz mniej zrozumiałe dźwięki.
Właśnie miał rozpiąć swoje spodnie, gdy usłyszał na dole trzaśnięcie drzwi i głośne kroki. Zaraz potem rozległ się głos jego cholernego agenta, który zamiast się spóźnić, przyjechał pół godziny wcześniej.
– No już, już robaczki! Idę do was, więc z łaski swojej przestańcie się migdalić. Słychać was na podjeździe.
 Mateusz westchnął kolejny raz z dezaprobatą, zsuwając się niechętnie z rozpalonego ciała narzeczonej. Poprawił szybko koszulę i wyszedł z sypialni, mrucząc pod nosem coś o rychłym zabójstwie.
– Co ty, do kurwy nędzy, wyprawiasz? – usłyszała Aneta i choć nie znosiła przekleństw, to całą sobą dzieliła oburzenie Mateusza. Była tak podniecona, że przez chwilę błądziła dłońmi po swoim ciele, starając się wyciszyć emocje. Dopiero gdy napięcie znacznie osłabło, wstała poprawiając porozpinane ubranie. Niech szlag weźmie tego człowieka.
***
– Nie zrobiłeś tego – krzyknął Ron, patrząc oskarżycielsko na Harry’ego. Wstał. – Nie mogłeś!
Znajdowali się w eleganckim gabinecie Harry’ego, który był jak zwykle zawalony niezliczoną ilością akt. Potter machnął krótko różdżką, przenosząc kolorowe magnesy na pobliską tablicę. Ułożyły się w skomplikowaną sieć bliżej nieokreślonych wzorów, które odczytać mógł tylko Harry i tylko on widział w nich jakiś sens. Westchnął z irytacją słysząc głos rudowłosego przyjaciela.
– Nie miałem wyjścia – Harry starał się panować nad słowami. Czy Ron choć raz nie może powstrzymać swojego temperamentu? – Do jasnej cholery, przecież najważniejsze jest to, że ich ukryłem.
– I posłałeś do nich Zabiniego! Przecież jemu nie można ufać!
– Bzdury, oczywiście, że można – zirytował się ponownie Harry, bo coś z tyłu głowy podpowiadało mu, że faktycznie mogą z tego być dodatkowe kłopoty.
– On nienawidzi Malfoya, nienawidzi Hermiony, nie możesz być aż tak naiwny myśląc, że im pomoże. Nie powinieneś tego robić – gorączkował się Ron chodząc w kółko przed biurkiem przyjaciela.
– To kogo miałem wysłać twoim zdaniem? – warknął Harry. – Nie miałem wielkiego wyboru, a Zabini jest odpowiedzialnym człowiekiem i świetnym aurorem, będzie miał ich na oku i nie pozwoli się rozdzielić. Wiesz jacy oni są, pod wpływem eliksiru czy nie, mają swoje charakterki.
– Jasne, tak sobie to tłumacz. W ogóle nie rozumiem czemu wysłałeś ich na koniec świata, nie byłoby bezpieczniej trzymać ich w pobliżu?
– A nie sądzisz, że tak wszyscy pomyślą? Że trzymam ich zamkniętych w garderobie? Przecież chodzi o to żeby zmylić tych ludzi, żeby Draco i Hermiona wtopili się w tłum.
– To po jaką cholerę im Zabini? On raczej lubi rzucać się w oczy!
– Ty masz zaćmienie mózgu? Przecież ktoś musi ich pilnować! Oni nie pamiętają kim są naprawdę, wszczepiłem im obce wspomnienia, podałem eliksir, oni nie wiedzą nawet, że są czarodziejami! Chcę żeby byli bezpieczni!
– Jak chcesz, żeby byli bezpieczni, to było ich uczynić szarymi, nic nie znaczącymi ludźmi. Nie zwracaliby na siebie uwagi! – krzyczał Ron, nie rozumiejąc powodów działania swojego przyjaciela.
– Szary, zwykły człowiek ma sąsiadów, przyjaciół, rodzinę – Harry starał się cierpliwie tłumaczyć. – Nie uważasz, że ktoś by się zorientował, że znikąd pojawia się para, która nie ma nikogo? Wiesz jak ciężko jest stworzyć przeszłość, nawet w świecie mugoli? Może i mamy czasy, że nikt, nikim się nie interesuje, ale to tylko pozory. Łatwiej było mi ukraść tożsamość, czego nie powiedziałem Hermionie. Traf chciał, że akurat nawinęła się para artystów. Nawet jeżeli Hermiona i Draco będą się dziwnie zachowywać, a prędzej czy później będą,  nikt nie zwróci na to uwagi, artyści tak mają.
– A co zrobiłeś z prawdziwym Mateuszem i Anetą? – zapytał uszczypliwie Ron.
– Powiedzmy, że wysłałem ich na małe wakacje – mruknął niechętnie Potter, pocierając ze zmęczenia skronie. Marzył o tym, żeby ten przeklęty dzień się wreszcie skończył. Widział oczywiście luki w swoim planie, widział ryzyko, ale do cholery, naprawdę nie miał wyjścia. Czasu było tak niewiele, że teraz cieszył się, że w ogóle udało mu się coś zdziałać. Ron wpatrywał się w okno za plecami Harry’ego, wyraźnie nad czymś się zastanawiając.
– Jednej rzeczy jeszcze nie rozumiem… czemu zaszyłeś ich tak daleko? Przecież z tego co mówisz, plan jest tak doskonały, że nikt nie ma prawa się zorientować w prawdzie.
– Słuchaj, czym dalej, tym lepiej. Wątpię czy ktoś się zainteresuje parą polskich mugoli, żyjących sobie własnym życiem – uśmiechnął się z udręką Harry. Przeczuwał, że nie tylko Ron będzie miał mu za złe wysłanie tych dwoje za granicę.
– No, ale żeby akurat Polska? Nie mogłeś ich wysłać do Francji czy Włoch? Oni tam mają jakieś warunki?
– Warunki? – Harry wyraźnie nie zrozumiał o co chodzi przyjacielowi.
– Warunki – powtórzył Ron. – Polska to jakiś kołchoz przecież. Wiesz, z opowieści wszystko pięknie, ładnie, a w rzeczywistości kartki na mięso i klęska stonki ziemniaczanej.
– O czym ty właściwie mówisz? – zdezorientowany Harry patrzył wyczekująco na przyjaciela.
– No o tym czy mają co jeść, w co się ubrać, czy mają… toaletę?
– Ron? Ty się dobrze czujesz? Przecież nie wysłałem ich na safari! Są w Polsce! To całkiem normalny, cywilizowany kraj! ­ – mówiąc to Harry wstał opierając dłonie na biurku. Miał serdecznie dość tej głupiej paplaniny. Nie bardzo wiedział co sugeruje Ron i jaka jest jego wiedza na temat krajów słowiańskich, ale nie miał siły w to wnikać. – Dosyć! Koniec! Nie chce tego więcej słuchać!
– Jasne – mruknął Ron. – Wiesz co? Nie rozumiem twojego toku myślenia, ale nie muszę. Ważne, że Hermiona jest bezpieczna, bo nie było zbyt wiele czasu by przeprowadzić tę operację. W sumie przeżyła wojnę, więc poradzi sobie też w jakimś barbarzyńskim kraju, choć nie ma różdżki… – przerwał widząc czerwoną barwę zalewającą twarz Pottera. – Opowiesz mi coś o tym kim jest teraz? – zapytał szybko, chcą zmienić temat na bardziej neutralny.
– Nie, bo ci się to nie spodoba. Powiedzmy, że jej osobowość się ciut różni od naszego książkowego mola – zaśmiał się z ulgą na zmianę tematu. Harry obiecał sobie w duchu, że nigdy nie wyjawi przyjacielowi tego, że dla bezpieczeństwa Hermiony, rozkochał ją w ich wrogu i uczynił ją jego narzeczoną. Ron przeklął by go na zawsze. Harry nie był w sumie pewien, czy może powiedzieć o tym komukolwiek, a już na pewno musi zadbać o to, by Hermiona i Malfoy nigdy nie dowiedzieli się o tym szaleństwie. Na razie tajemnicę zna tylko on i Zabini, ale tamten nie przykłada zbyt wielkiej wagi do szczegółów, twierdząc, że nic go to nie obchodzi. Harry jednak wiedział swoje, widział błysk rozbawienia w oczach Blaise’a gdy wyjawiał mu szczegóły planu. Obawiał się, że gdy wszystko już się skończy, Zabiniemu mogą się wymsknąć pewne fakty by zdenerwować Malfoya, ale tym będzie martwił się później.
– Co masz na myśli twierdząc, że ciut się różni? – z zamyślenia wyrwał go podejrzliwy głos Rona.
– Nieważne Ron, nie zajmuj sobie tym teraz głowy. Mam dla ciebie inne zadanie – Harry zerknął na zegar wiszący przy drzwiach. – Za pół godziny powinniśmy mieć już plan nadbrzeża, gdzie podejrzewamy, że ukrywają Narcyzę Natychmiast wyruszamy jej z pomocą.
– Naturalnie – mruknął Ron, trochę zły na przyjaciela, który wyraźnie nie mówił mu całej prawdy. Wstał z zamiarem przygotowania się do nadchodzącego zadania.
– Siadaj Ron. Ty z nami nie idziesz.
– Słucham? Jak to nie idę? – rudy mężczyzna patrzył z niedowierzaniem i złością na swojego szefa.
– Zrozum, nie mam komu tego dać, Ginny jest zajęta…
– Co ma z tym wspólnego Ginny? – Ron po raz kolejny poderwał się z krzesła.
– Usiądź i daj mi skończyć. Nie mamy czasu na pogawędki. – Gdy mężczyzna usadowił się na brzegu krzesła, Harry zaczął mówić dalej. – W pokoju sto trzydzieści dwa, na pierwszym piętrze, znajdziesz czarnoskórego człowieka. Musisz przetransportować go na Grimmauld Place tak, by nikt was nie zauważył. Powiadom swoich rodziców, aby stawili się tam mniej więcej razem z tobą…
– Kim on jest? Czemu nie mówisz mi wprost o kogo chodzi?
– Celowo tego nie robię, bo po prostu obawiam się twojej reakcji.
Ron otworzył usta z oburzeniem, ale zaraz potem zamknął je dochodząc do wniosku, że być może jego reakcje faktycznie są nieco przesadzone. Zacisnął mocno szczęki, domyślając się kogo przyjdzie mu niańczyć. Nie był naiwny, może mniej spostrzegawczy, ale nie naiwny. Umiał dodać dwa do dwóch i choć ulżyło mu, że w przeciągu kilku godzin być może będą mieli komplet, to jego wrogość nie pozwalała mu na uczucie radości. Jedynie poczucie przyzwoitości sprawiło, że się wreszcie poddał. Czasu i tak było niewiele, na jego fochy przyjdzie jeszcze pora.
– OK, nie mów. Już chyba wiem i faktycznie wolę wierzyć, że się mylę w swoich podejrzeniach. Powiadomię zaraz rodziców.
Wstał z zamiarem opuszczenia gabinetu. W ostatniej chwili odwrócił się jednak, by wyrazić swoje wątpliwości.
– Nie sądzisz, że to ironia? Taki powrót do korzeni? Do rodzinnego domu?
Harry patrzył jak jego przyjaciel waży w sobie narastającą wściekłość. Na szczęście Ron był rozsądnym człowiekiem. Może trochę narwanym, ale rozsądnym i Potter wiedział, że powierzając mu to zadanie, zrobił dobrze.
***
Wiele rzeczy można powiedzieć o Hermionie Granger, ale na pewno nie to, że jest głupia. Być może Harry uważał, że pod wpływem chwili da nad sobą zapanować. Dla większego dobra i własnego bezpieczeństwa, da pozbawić się tożsamości, ale się mylił.
Siedziała w hotelowej restauracji, pijąc drugą filiżankę kawy i patrzyła na wschód słońca. Przylecieli wczoraj do Krakowa, zatrzymując się w pięciogwiazdkowym hotelu na Starym Mieście. Minęły już prawie dwadzieścia cztery godziny od czasu tej wielkiej mistyfikacji jaką zapoczątkowała. Oszukiwanie ludzi już dawno weszło jej w krew, ale kłamanie przyjacielowi, było o wiele trudniejsze. Wiedziała ile ryzykuje, jednak nie mogła postąpić inaczej. Wczoraj musiała postawić na swoim. Miała własną teorię co do choroby Malfoya i nie mogła teraz pozwolić zniszczyć wszystkich efektów jakie osiągnęła. Bez trudu rzuciła zaklęcia na nic nie spodziewającego się Harry’ego. Draco patrzył z niedowierzaniem na to co robi Hermiona, ale lojalnie nic się nie odezwał. Kiwnął tylko głową, gdy szepnęła mu do ucha „zaufaj mi” i poczęła przygotowywać się do drogi. Wiedziała, że muszą uciekać. W tej kwestii zgadzała się w pełni ze swoim przyjacielem, nie miała wątpliwości, że również jej grozi niebezpieczeństwo, ale nie umiałaby znieść myśli o tym, że nie będzie mogła pamiętać samej siebie. Znała działanie eliksiru, wiedziała ile powinni go zażyć, aby nie tracąc swojej świadomości, wiarygodnie udawać ludzi, pod których mieli się podszyć. Tak, miała zamiar wciągnąć Malfoya w swój plan. Jeżeli jej marzenia zależą od ściągnięcia go do Hogwartu, to ona to uczyni, ale on jej w tym pomoże.
Z roztargnieniem przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Po prostu miała za dużo na głowie i to sprawiło, że dała się ponieść chwili. Uzyskanie wymarzonej pracy, natychmiastowe ułożenie nowego planu, oszukanie przyjaciela i on ­– Draco Malfoy. Choć był na samym końcu listy jej zmartwień, gdzieś między błyskotliwym planem na przyszłość a zepsutą szczoteczką do zębów, w tym momencie awansował na podium jej rozważań. Nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że były Ślizgon mógłby być przyczyną jej bezsenności.
A jednak przez całą noc myślała tylko o tym, tak jakby do tej pory nikt nigdy jej nie całował. Śmieszne! Przecież całował ją choćby Wiktor Krum, światowa gwiazda quidditcha, a stało się to po Balu Bożonarodzeniowym na czwartym roku w Hogwarcie. Naturalnie ciężko porównywać niezręczne pieszczoty Wiktora z wyrafinowaną maestrią Draco, co tylko dowodziło, że ten drugi znaczną część swojego życia spędzał przyklejony do kobiecych ust, pomyślała Hermiona z niesmakiem. Ale Ron? Ron też ją całował, a miał chyba większe doświadczenie niż nieśmiały, mimo sławy, Krum. Jednak nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego jak wczoraj. Rozpłynęła się pod wpływem niespodziewanych doznań i, na Merlina, chciała więcej! Swoją drogą było to z jego strony wyjątkowo podłe, szczególnie, że zdarzyło się w środku kłótni, gdy Hermiona zdążyła już nabrać odpowiedniego tempa i cała ta awantura zaczynała sprawiać jej dużą przyjemność, bo wiedziała, że jest górą.
Niespodziewanie okazało się, że Draco odzyskał pamięć. Odkryła to całkiem przypadkiem, rzucając jakąś uwagę, na którą Malfoy wcześniej by nie zareagował. Była wściekła. Jak mógł jej nie powiedzieć? Jak ona mogła tego nie zauważyć? Jak mógł ją oszukać po tym wszystkim co dla niego zrobiła? Świetnie się maskował grając dalej swoją rolę, nie dając jej poznać, że już jest po wszystkim. Niestety mężczyźni tacy jak Malfoy nie są zdolni do uczciwej walki, opartej na szermierce słownej i zdrowej wściekłości, bowiem od dziecka uczono ich, jak zdominować każdą sytuację przy użyciu wszelkich, choćby najbardziej prymitywnych, podstępnych i niemoralnych środków. A w dodatku te środki były skuteczne.
– To ty jesteś podłym kłamcą, natomiast ja próbuję w dyplomatyczny sposób nas wybronić. Zrozumiałeś wreszcie? Jesteś oszustem. Nie wszyscy padają plackiem przed Wielmożnym Draco Malfoyem... No i nie wszyscy, jak pewnie zauważyłeś…
 Zbliżył się do niej o krok, a Hermiona uśmiechnęła się złośliwie przerywając na chwilę swoją tyradę. Wiedziała, że mimo wszystko ma przewagę.
– Zapamiętaj sobie, że nikt nigdy nie padał przede mną plackiem, chyba że nie miał za grosz godności osobistej i robił tak z własnej woli. Ale wracając do tematu, przypuszczam, że to dlatego odpychasz ludzi? Żeby nie mogli cię zranić, kiedy podejdą zbyt blisko, a potem znikną? To jest ta twoja, chora dyplomacja? Tak zachowuje się twoim zdaniem kobieta?
 To była oczywista nieprawda, więc Hermiona wpadła w jeszcze większą złość. Jak on mógł ją pouczać o zjednywaniu sobie ludzi? On?! I sugerować, że jest mało kobieca?
 – To, że potrafię sama się obronić, zamiast liczyć na innych, nie oznacza jeszcze, że nie jestem kobietą!
– Skoro tak twierdzisz – warknął Draco, otaczając palcami jej przegub. – To jest twoja samoobrona?
– Tak. Ja... – Urwała, gdy pociągnął ją bliżej do siebie. Ich ciała zderzyły się niespodziewanie. Hermiona była gotowa na wszystko, ale nie na to co się teraz działo. Draco patrzył w jej wielkie, czekoladowe oczy i widział, jak złość zmienia się w zmieszanie, zza którego wychylał się strach.
– Co ty właściwie robisz? – zapytała niepewnie, czując, że traci kontrolę nad sytuacją. Wiedziała, że nie powinna zaczynać tej kłótni, ale ona mu zaufała. Zaufała, a on zdeptał to co razem, choć nieświadomie z jego strony, zbudowali.
– Sprawdzam swoją teorię – odrzekł, zatrzymując spojrzenie na jej ustach. Były pełne i kusząco rozchylone. Ich malinowa barwa zachęcająco mieniła się w blasku nocnego oświetlenia. Dlaczego wcześniej nie zwrócił na to uwagi? A może zwrócił, tylko jego zamroczony mózg nie pozwalał mu tego pamiętać? Przecież śnił o niej po nocach. Gdy w pełni odzyskał świadomość, próbował zatrzymać te sny, wyprzeć z głowy ponętne ciało Gryfonki, nie dopuszczać do siebie jej życzliwości, ale widać natura jest silniejsza.
– Nie próbuj żadnych sztuczek. –Te słowa miały brzmieć stanowczo, ale głos Hermiony drżał niepokojem. Nie wiedziała czego może się spodziewać. W jednej chwili żałowała, że nie posłuchała się Harry’ego, że postawiła na swoim. Teraz nikt jej nie pomoże. Wszyscy myślą, że jest bezpieczna, w nieświadomości żyjąc cudzym życiem. O naiwności! Gorączkowo rozejrzała się za swoją różdżka, która leżała spokojnie pod poduszką.
– Boisz się? – zapytał Draco, patrząc na nią przenikliwie. To było oczywiste, że się bała. Przez chwilę sprawiało mu to satysfakcję, ale zaraz potem stwierdził, że nie chce by tak to się skończyło. To dzięki niej wróciła mu pamięć, był jej winny wdzięczność.
Hermiona zesztywniała w niezdecydowaniu.
 – Czego mam się bać? Tego, że jesteś ode mnie silniejszy, więc możesz sobie poużywać? Tego, że jesteś chojrakiem, bo wiesz, że moja różdżka jest w tej chwili poza moim zasięgiem?
Próbowała się odsunąć, lecz nagle znalazła się w jego ramionach, z twarzą tuż przy jego twarzy. Wyczuła subtelny zapach jego perfum. Zakręciło jej się w głowie.
– Ty nigdy nie wiesz, kiedy przestać, Granger. Ta wada została ci z czasów szkoły i jeszcze niejeden raz wpędzi cię w kłopoty, tak jak teraz – wymruczał Malfoy. Nie miał zamiaru jej całować, dopóki nie rzuciła mu w twarz obelgi.
Hermiona nie spodziewała się, że jego usta będą tak gorące i nieustępliwe. Oczekiwała bezbarwnego, wymęczonego pocałunku, który łatwo byłoby odepchnąć i wymazać z pamięci. Myliła się jednak i wiedziała, że była to bardzo niebezpieczna pomyłka. Jego usta zachłannie smakowały jej wargi, język wdarł się bez pytania, spiesząc na spotkanie z jej własnym. Od tego pocałunku całe jej ciało stopniało niczym wosk po kontakcie ze źródłem ciepła. Potrząsnęła energicznie głową, w nadziei, że to przyniesie jej choć chwilowe otrzeźwienie, bez skutku. Z rozkoszą stwierdziła, że kręci jej się w głowie od nadmiaru namiętności jaka skumulowała się w ich pokoju. Próbowała go odepchnąć, uzyskała jednak tylko tyle, że przywarli ustami jeszcze mocniej, a jej ręce niespodziewanie oplotły jego szyję. Nie wiedziała kiedy popchnął ją w stronę ogromnego łoża, które zachęcająco stało tuż za jej plecami. Kontakt z chłodną, jedwabną narzutą, przywrócił jej chwilowo zmysły, jednak ogniste wargi Malfoya, zaraz je zabrały. Draco zamierzał dać jej nauczkę, lecz w trakcie jej wymierzania całkiem zapomniał, jaką i z jakiego powodu. Oszalały z pożądania jakiego nigdy wcześniej nie czuł, dał się ponieść chwili. Pobrał jednak interesującą lekcję, podczas której dowiedział się, że kobiety mogą być jednocześnie agresywne i delikatne, twarde jak skała i miękkie jak puszyste obłoki, doprowadzające do szału i fascynujące. W każdym razie, Granger posiadała te wszystkie na pozór wykluczające się cechy. W zdecydowanym nadmiarze – błysnęło mu w oszołomionej namiętnością głowie. Malfoy w jednej chwili zrozumiał, że w jego życiu pojawiło się coś, czego absolutnie nie chciał i nie oczekiwał. Coś czego zawsze się bał. A tym czymś, tym kimś, była Granger. Zdawało mu się, że jej skóra ma smak gwiezdnego pyłu. Również on podniósł głowę i potrząsnął nią, aby otrzeźwieć. W mroku widział szeroko otwarte, zdziwione oczy Hermiony.
– Bardzo cię przepraszam – powiedział, zdumiony własnym zachowaniem, nie mogąc zrozumieć jak to się stało. – To było niewybaczalne z mojej strony.
Wstał tak raptownie, że potknął się tracąc równowagę. Hermiona nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa, a skłębione emocje dławiły ją w gardle. Wstała chwiejąc się delikatnie i wykonała tylko dłonią pewien gest, po którym Draco poczuł się jak najmarniejsza z form życia.
– Granger... Hermiono… wierz mi, nie mam zwyczaju... – wyjąkał, uświadamiając sobie, jak bardzo pragnie pocałować ją jeszcze raz. Gdy tak stała przed nim, wyglądała na bezradną i zagubioną. I była piękna. 
– Bardzo cię przepraszam – powtórzył. – To się już więcej nie wydarzy.
 
Hermiona ocknęła się sięgając po filiżankę z zimną już kawą. Dotknęła palcami swoich ust, czując, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo.
– A niech go wszyscy diabli! – mruknęła – chyba mnie zaczarował...
Wczoraj, przez tę jedną, krótką chwilę czuła się przy nim naprawdę niezwykle, jakby w jej wnętrzu zapaliło się cudowne światło, które nigdy wcześniej nie miało okazji zapłonąć. Niczym lampa postawiona w oknie w ciemną, burzową noc, wskazująca zagubionym wędrowcom drogę do domu. A potem Malfoy zgasił tę lampę jednym niedbałym kliknięciem i Hermiona znów pogrążyła się w mroku, przypominając sobie kim jest i gdzie znajduje się jej miejsce. Czuła się jak Kopciuszek w bajce o Smoku Wawelskim, nie na miejscu. To nie była jej bajka, nie ona miała być księżniczką, chyba, że fabuła przewidywałaby pożarcie królewny przez smoka.
Gdyby nie miała tylu innych powodów, znienawidziłaby go właśnie za to.
 
 

 

 

 


15 komentarzy:

  1. Dużo się dzieje. Nie wszystko jest jasne, co jest na plus. Czytało się łatwo, szybko i przyjemnie. Wciągnęłam się. Z niecierpliwością czekam na dalsze części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że Ci się podobało :)

      Usuń
  2. No no no!
    Przez chwilę myślałam, że pokićkały Ci się własne opowiadania, gdy zobaczyłam jakichś Anetę i Mateusza :p Potem było "wow", bo okazało się, że Aneta i Mateusz to Hermiona i Draco. Potem było kolejne "wow" - Hermiona i Draco wcale nie myślą, że są Anetą i Mateuszem! Co akapit, to kolejne "wow". Myślę, że tym jednym słowem można podsumować cały rozdział.
    Bardzo rozśmieszyła mnie wersja Polski według Rona - PRL leżący pośrodku oceanu gdzieś obok Chin albo na krańcu Syberii, otoczona dzikimi lasami. Gdybym nie wyparła patriotyzmu już przy urodzinach, czułabym się bardzo oburzona.
    Powróciłaś w wielkim stylu, już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.

    Pozdrawiam,

    Addie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że nie zawiodłam :)

      Usuń
  3. Na początku myślałam "Jaki Matwusz i jaka Aneta do cholery?", a później takie "Aaa o to chodzi " i wielkie pozytywne zaskoczenie. Jest Dramione moje wyczekiwane, choć sama fabuła jest tak interesująca, że nie ubolewałam z jegi braku. I jeszcze to wyobrażenie Rona o Polsce oraz wkurzony Harry, świetne! ~K.R

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja się cieszę, że udało mi się Was zaskoczyć :) Dziękuję :)

      Usuń
  4. Nie musiałam długo szukać określenia na Twoje opowiadanie. Idealne. Idealne, z pewnością takie jest pochłonęło mnie. Czytam wszystko co wyjdzie z pod Twojego pióra, ale "Ślady" zostawiłam na koniec, bym mogła rozkoszować się tak dobrym opowiadaniem. Przeczytałam wszystkie rozdziały dzisiaj i przy jednym rozdziale powróciła, długo wyczekiwana, wena. Aż zerwałam się z łóżka i zaczęłam pisać, zdania same przychodziły, co za ulga.
    Jestem ciekawa dalszej historii Draco i Hermiony, taka naturalna i oryginalna. Czekam na następny rozdział, pozdrawiam i życzę zapału do pisania.
    DP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę z powrotu Twojej weny <3 pisz, pisz, pisz! Dziękuję Ci za komentarz i życzenia, zapał jest tylko z czasem trochę gorzej, ale się staram :)

      Usuń
  5. Znalazłam link do Twojego bloga, gdzieś w odchłani mojego komputera. Zawsze, gdy tylko udało mi się znaleźć jakiś fajny i interesujący blog, zapisywałam sobie link w jednym z wielu dokumentów tekstowych z myślą, że kiedyś do nich wrócę. Nie mam pojęcia gdzie i kiedy znalazłam Twojego bloga, jednak kiedy szukałam jakiejś przyjemnej lektury i trafiłam na ten link od razu zaczęłam czytać. Na razie przeczytałam tylko "Ślady", ale wierz mi, że zamierzam przeczytać wszystko, ponieważ Twój styl pisania mnie oczarował.
    Mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się nowy rozdział, bo z niecierpliwością oczekuję dalszej części losów Draco i Hermiony, a może raczej Anety i Mateusza... To jak Hermionie udało się pokrzyżować plany Harry'ego było niesamowite, a końcówka tego rozdziału... No cóż, strasznie mi się podobał ten wybuch namiętności ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę i ogromnie Ci dziękuję za ten komentarz :)

      Usuń
  6. Nie. Nie. Nie. Znowu na skróty. Znowu na łatwiznę - to pierwsze słowa jakie mi wpadły czytając ten rozdział.
    Pod poprzednim odcinkiem "śladów" rozpisałam się, że mam nadzieję, że tego opowiadania nie skrócisz i odpowiednio rozwiniesz, a tu kilka sekund później otwieram rozdział 8 i czytam, że to ostatni. Pierwszym pomysłem w całej mojej wściekłości było, żeby wyłączyć i nie czytać, bo mnie to zirytowalo strasznie.
    Jednak tego nie zrobiłam.
    I z czystym sercem muszę powiedzieć, że totalnie mnie zaskoczyłas tym zakończeniem, bo spodziewałam się, że jesteśmy w połowie akcji, a właściwy romans / flirt zacznie się w Hogwarcie. I choć taka wersja byłaby świetna, bo uwielbiam długie opowieści to tym zakończeniem wyratowałaś się od kąśliwego i złośliwego komentarza.
    Bo ten rozdział mi się podobał.
    Bo to zakończenie jest świetne od początku do końca.
    Pierwsze zdania dosyć mylące i od razu mnie zaintrygowały, muszę przyznać, że na początku myślałam, że to historia z autopsji, kiedy mąż/chłopak próbował oderwać Cię od pisania zakończenia :) Po kilku linijkach i walizce zrozumiałam swój błąd, jednak wciąż nie wiedziałam co ta historia tutaj robi. Dalsza część wszystko fajnie wyjaśniła i muszę przyznać, że tworzyła spójną klamrę kompozycyjną i bez tego "dziwnego" wstępu ten rozdział dużo by stracił. Brawo za oryginalność. Kolejny raz muszę przyznać, że Ci jej nie brakuje.
    Podobnie zresztą ma się sprawa generowania świetnych tekstów - rozmowa Rona z Harrym? Strzał w dziesiątkę! To był tak kanoniczny do bólu Ron, że to aż nieprzyzwoite. Zabawny głupek. Który martwi się o przyjaciół. Ekstra :)

    Ale nie mogę ci tak słodzić: "Germiona" - rozumiem. Gdyby jeszcze wprowadzili się do Niemiec, a nie Polski to czemu nie... Ale tutaj - zdecydowanie nie.
    I przepraszam. Jeśli początek komentarza podniósł ci ciśnienie - miał to zrobić! Bo naprawdę chcę od ciebie dobrego opowiadania kolo 40-50 rozdziałów! Ta historia tez miała potencjał do takiego rozciągnięcia, a ty znów mi uciekałaś :( Daj czytelnikom radość z długich historii! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E...gdzieś Ty przeczytała, że to ostatni rozdział? O.o przecież ja nawet dobrze nie zaczęłam...

      Usuń
    2. Jeeeju, już widzę swój błąd. I niezwykle się cieszę. Na początku napisałaś, że ostatni rozdział śladów umieściłas w ostatni dzień wakacji, a następnego zdania nie przeczytałam :p I to mnie zmylilo :p To cieszę się bardzo, że się tak pomyliłam. Aczkolwiek ten rozdział naprawdę nadawałby się na zakończenie :)
      A jeśli mam go ocenić e kategorii zwykłego rozdziału to muszę napisać, że jeden z lepszych. Zabawny i interesujący :)

      Usuń
    3. Jeeeju, już widzę swój błąd. I niezwykle się cieszę. Na początku napisałaś, że ostatni rozdział śladów umieściłas w ostatni dzień wakacji, a następnego zdania nie przeczytałam :p I to mnie zmylilo :p To cieszę się bardzo, że się tak pomyliłam. Aczkolwiek ten rozdział naprawdę nadawałby się na zakończenie :)
      A jeśli mam go ocenić e kategorii zwykłego rozdziału to muszę napisać, że jeden z lepszych. Zabawny i interesujący :)

      Usuń
  7. Nie. Nie. Nie. Znowu na skróty. Znowu na łatwiznę - to pierwsze słowa jakie mi wpadły czytając ten rozdział.
    Pod poprzednim odcinkiem "śladów" rozpisałam się, że mam nadzieję, że tego opowiadania nie skrócisz i odpowiednio rozwiniesz, a tu kilka sekund później otwieram rozdział 8 i czytam, że to ostatni. Pierwszym pomysłem w całej mojej wściekłości było, żeby wyłączyć i nie czytać, bo mnie to zirytowalo strasznie.
    Jednak tego nie zrobiłam.
    I z czystym sercem muszę powiedzieć, że totalnie mnie zaskoczyłas tym zakończeniem, bo spodziewałam się, że jesteśmy w połowie akcji, a właściwy romans / flirt zacznie się w Hogwarcie. I choć taka wersja byłaby świetna, bo uwielbiam długie opowieści to tym zakończeniem wyratowałaś się od kąśliwego i złośliwego komentarza.
    Bo ten rozdział mi się podobał.
    Bo to zakończenie jest świetne od początku do końca.
    Pierwsze zdania dosyć mylące i od razu mnie zaintrygowały, muszę przyznać, że na początku myślałam, że to historia z autopsji, kiedy mąż/chłopak próbował oderwać Cię od pisania zakończenia :) Po kilku linijkach i walizce zrozumiałam swój błąd, jednak wciąż nie wiedziałam co ta historia tutaj robi. Dalsza część wszystko fajnie wyjaśniła i muszę przyznać, że tworzyła spójną klamrę kompozycyjną i bez tego "dziwnego" wstępu ten rozdział dużo by stracił. Brawo za oryginalność. Kolejny raz muszę przyznać, że Ci jej nie brakuje.
    Podobnie zresztą ma się sprawa generowania świetnych tekstów - rozmowa Rona z Harrym? Strzał w dziesiątkę! To był tak kanoniczny do bólu Ron, że to aż nieprzyzwoite. Zabawny głupek. Który martwi się o przyjaciół. Ekstra :)

    Ale nie mogę ci tak słodzić: "Germiona" - rozumiem. Gdyby jeszcze wprowadzili się do Niemiec, a nie Polski to czemu nie... Ale tutaj - zdecydowanie nie.
    I przepraszam. Jeśli początek komentarza podniósł ci ciśnienie - miał to zrobić! Bo naprawdę chcę od ciebie dobrego opowiadania kolo 40-50 rozdziałów! Ta historia tez miała potencjał do takiego rozciągnięcia, a ty znów mi uciekałaś :( Daj czytelnikom radość z długich historii! :D

    OdpowiedzUsuń