Cześć i czołem :D
Jak tak dalej pójdzie, to niedługo powinnam skończyć rozgrzebaną miniaturkę i rozdział Iluzjonistów. Poniżej kolejna część "Co nam się zdarzyło", które pierwotnie miało być miniaturką. Jak widać, wcale mi to nie wychodzi, ale mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone. Zapraszam więc do czytania.
*W tekście znajdują się zwroty zasłyszane w jakichś serialach i spisane dawno temu. Nie chce mi się przekopywać Internetu, bo jedyne co kojarzę, to serial Niania i to właśnie z niego wzięłam zajawkę o piwie ;)
Cz.V
***
Siedzieli
w kącie zadymionej sali i próbowali w cywilizowany sposób ze sobą rozmawiać.
Oboje pamiętali, że gdy tylko zaczynają się ostro kłócić, zostają w magiczny
sposób przenoszeni do tego dziwnego otoczenia, które zmienia się w zależności
od ich relacji. Pomni słów, że wszystko ma swój początek w neutralności,
starali się ze wszystkich sił powściągać swoje charaktery. Na początku nie było
to proste, mimo, że zostali pozbawieni zdolności odczuwania intensywnych
emocji; złości, strachu czy tęsknoty, namiastki tych uczuć wystarczały do
mobilizacji wszystkich sił. Hermiona nie była zbyt szczęśliwa z wyboru miejsca,
które zaproponował Malfoy. Pomijając fakt, że czuła się ciut obrażona sytuacją
sprzed kilku godzin, kiedy to użalając się nad swoją figurą, usłyszała z ust
Draco, że jak chce być szczupła, to powinna narysować sobie pępek na plecach,
miała też inne obiekcje.
–
Chciałbym się znaleźć przy barze i objąć ręką mocnego portera – westchnął
Draco, patrząc rozproszonym wzrokiem przed siebie.
– O czym ty do diabła mówisz, Malfoy?! Nocnego
portiera?! To był twój alternatywny sposób na życie?!
– P
O R T E R A, nie portiera i nie Pottera – zakpił. – Uprzedzam na wypadek, gdyby
coś tak głupiego przyszło ci do głowy. To rodzaj piwa, myślałem, że nawet taka…taki
mugol jak ty, zna coś tak oczywistego.
–
Jak widać, nie znam i nie mam zamiaru poznawać – fuknęła Hermiona ze wstydem,
kojarząc rychło w czas, słynny, angielski trunek.
–
Serio nigdy nie piłaś mugolskiego piwa? – Malfoy patrzył z nieukrywanym
zdziwieniem na swoją towarzyszkę. Nie mógł uwierzyć, że tego nie robiła. W Hogwarcie
zachowywała się przecież jak każda nastolatka. No dobra, może nie imprezowała
przy każdej okazji, ale też nie była świętoszką. Pamiętał jak na piątym roku…
–
Nie było okazji. Gdy byłam młoda…– Granger przerwała jego błyskawiczne
przemyślenia.
– A
to było wtedy, jak się cofnął ten lodowiec, czy jeszcze nie?
–
Bardzo zabawne. Przypominam ci, że jesteś młodszy tylko o rok.
–
Masz rację, przepraszam – westchnął ponownie Draco, co sprawiło, że Hermiona
prawie uwierzyła w jego słowa. – Więc co się wydarzyło, gdy umawiałaś się na
randki z głuchoniemymi masochistami?
–
Nie wiem, czy mam ochotę z tobą rozmawiać w ten sposób. – Nadzieja jak widać,
okazała się płonna i Hermiona zaczęła odczuwać zmęczenie ciągłymi utarczkami.
Zastanawiała się, jak mogła kochać tego człowieka. Był ironiczny i chamowaty.
Jego sarkazm już dawno przekroczył granice dobrego smaku oraz przyzwoitości.
–
Nie bądź sztywna. Ops, przepraszam, zapomniałem, że jesteś. Dosłownie i w
przenośni.
Hermiona
zerwała się z miejsca z zamiarem opuszczenia lokalu. Miała już dość, a myśl, że
nie może się odłączyć od kretyna za jakiego uważała Malfoya, doprowadzała ją do
rozpaczy. Draco chyba zauważył jej żałosną minę, bo postanowił raz jeszcze zabłysnąć
swoim niewybrednym dowcipem, chcąc się upewnić, że Hermiona jest na skraju
wytrzymałości. Z rozmysłem próbował ją wyprowadzić z równowagi, bo tylko w ten
sposób mógł ugrać to co zaplanował.
–
Jak masz zamiar rzucić się do Tamizy, to wiedz, że zalanie miasta niczego nie
zmieni!
–
Zamilcz. Po prostu… nic nie mów. Jesteś kretynem.
–
Granger, przecież właśnie za to mnie kochasz.
–
Chyba śnisz – parsknęła Hermiona. – Zresztą, po co ja w ogóle z tobą rozmawiam?
Ubliżasz mi, bawisz się moimi uczuciami i nie mówisz prawdy.
– Jeśli
chcesz wyciągnąć z faceta prawdę, to musisz go zdyscyplinować albo pójść z nim
do łóżka.
–
Wydaje mi się, że zrobiłam i jedno i drugie – uśmiechnęła się kwaśno Hermiona i
wbrew sobie poczuła rozbawienie.
–
Ale nie zależało ci, bo nie walczyłaś o mnie – mruknął Draco. Słowa wymknęły
się chyba bez udziału świadomości, bo na jego twarzy pojawiła się na chwilę
konsternacja.
– Nie
walczy się o faceta, który zeszmacił się z inną kobietą – odpaliła Hermiona i
od razu pożałowała swoich słów. Widziała, że przesadziła, bo choć nie mieli
zdolności odczuwania głębokich uczuć, była pewna, że go zraniła.
–
Jesteś niesprawiedliwa, przecież już sobie to wyjaśniliśmy – szepnął.
–
Jasne, po dwudziestu latach – słowa same wypadły z jej ust, zawstydziła się. – Świetnie,
sprawa zamknięta.
– O
co ci właściwie chodzi? – Draco popatrzył z uwagą na Hermionę. Stała po środku sali,
nie zwracając uwagi na ludzi przenikających przez jej niewidzialne ciało. Jej
włosy były jak zawsze w nieładzie, oczy ciskały gromy, a na policzkach widniały
szkarłatne rumieńce.
–
Mi? O nic! To ty się ciągle mnie czepiasz.
–
Wcale nie – bronił się Draco. – Po prostu… ty nie masz dystansu do siebie.
– O
i znowu wszystko to moja wina, tak? Wiesz co? Skończmy to co musimy, wróć do
swojego wielce zabawnego życia, znajdź sobie kogoś i daj mi święty spokój. Tylko
wybierz kogoś takiego jak ty. Bardzo niedobrze jest mieszać gatunki…
Draco
stał z rozdziawioną buzią i patrzył jak Hermiona oddala się w stronę
zewnętrznej ściany. Ledwie zniknęła, poczuł szarpnięcie i nie miał wyjścia, musiał
podążyć za nią.
Przecież
ona kompletnie nic nie rozumie, myślał, szybując w znacznej odległości od
Gryfonki. Nie obejrzała się ani razu, ale był pewien, że ma satysfakcję, że to
on musi płynąć za nią. Ale właściwie, to czemu on musi? Zatrzymał się w
miejscu tak nagle, że poruszająca się przed nim Hermiona, siłą szarpnięcia cofnęła
się i prawie wpadła na niego.
– Co
ty wyprawiasz, Malfoy? – warknęła, gotowa do ataku.
–
Nic. W tym rzecz. Poddaję się. Całkowicie i bezwarunkowo. Możesz mnie związać i
wychłostać. Wiesz, jakie trudne jest dla mnie słowo „przepraszam”, ale…
przepraszam.
–
Słucham? – Wiatr zwiał ich delikatnie w stronę pobliskiego parku, ale oni nawet
tego nie zauważyli, zajęci rozmową.
–
Przepraszam. Przepraszam i jednocześnie proszę. Mamy ze sobą współpracować,
mamy cel, musimy zaplanować swój pogrzeb, a zachowujemy się jak dzieci – Draco
poszybował w stronę pobliskiej ławki, i usiadł na niej, patrząc wyczekująco na
Hermionę.
–
Mów za siebie.
–
Jak uważasz. Chcę porozmawiać i obiecuję, że będę się starał nie być
sardoniczny.
–
Akurat ci uwierzę… – Hermiona nie zamierzała poddać się zbyt łatwo, choć jego słowa wydawały się sensowne.
–
Spróbuj. Kiedyś byłaś bardziej uległa.
– Nie
opłaca się być uległym, bo takich nikt nie docenia – odcięła się, ale usiadła na ławce. Cały czas nie mogła wyjść z podziwu, że jak chce, to może przenikać wszystkie przedmioty, a gdy jej się znudzi, wystarczy tylko pomyśleć i jej "ciało" zachowuje się całkowicie normalnie.
Draco
rozważył w ciszy to co usłyszał. Wbrew sobie musiał się zgodzić z Granger.
Podobała mu się jej nowa osobowość, zawsze była ciut zarozumiała i pyskata, ale
teraz zyskała jakąś dojrzałość, choć czasami o niej zapominała.
– No
więc jak? Porozmawiamy? – zapytał delikatnie, nie chcąc zaczynać nowej
szermierki słownej.
– O
czym?
–
Może na początek o nas?
–
Nie mam ochoty.
– My
to jest zbyt ważny temat, by go unikać, daj się namówić – szepnął Draco.
Musisz się zastanowić, czy potrafisz
okłamywać faceta, którego kochasz.
Hermiona
rozejrzała się z przestrachem. Widziała oczywiście Malfoya, choć dla
śmiertelników oboje pozostawali niewidzialni. Oprócz nich, nie zauważyła
nikogo, kto mógłby wypowiedzieć słowa, które przed chwilą usłyszała. A może to
jej wyobraźnia płata figle?
***
– No
i co z nimi? – zapytał Nicolas Flamel, starając się nie brzmieć w sposób, który
wskazywałby, że go to naprawdę interesuje. Postanowił nie robić sobie
wielkiej nadziei.
–
Planują swój pogrzeb – zachichotał Dumbledore, który sam czuł absurd podejrzanej
sceny. Draco i Hermiona nie myśleli nawet, jak bardzo podobni są w swoich
osądach. Albus cieszył się, że forma jaką przybrali, nie pozwala im na
uświadomienie sobie faktu, na jakim etapie się znaleźli. Oboje skupili się na
połączeniu Kate z człowiekiem, którego jeszcze nie odkryli. Jednocześnie nie
odczuwali intensywnego niepokoju i strachu, nie czuli tęsknoty za swoimi
rodzinami, żyli odcięci od świata, w którym rządziły emocje. Oczywiście przejmowali
się trochę, widząc jak Kate przeżywa
śmierć swojej matki, jak z dnia na dzień odsuwa się od Patrycjusza, obwiniając
go o coraz więcej rzeczy. Draco wracał myślami do Scorpiusa, którego nie mieli
chwilowo możliwości odwiedzić, bo musieli się skupić na swoich sprawach.
Dumbledore cieszył się z tego, że zaczęli ze sobą rozmawiać, wymieniać się
swoimi spostrzeżeniami i jeszcze ani razu nie wezwali jego lub Nicholasa na
pomoc. To budziło nadzieję.
Flamel, porzucając pozory, postanowił sam
zerknąć na zbuntowaną dwójkę ich podopiecznych.
***
Kate
siedziała z nieobecnym wzrokiem wbitym gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń.
Czuła się samotna i pusta w środku. Jakby ktoś ją wydrylował, jakby uczynił
całkowicie transparentną dla innych. Oczywiście Patrycjusz był obok, ale jego
obecność nie przynosiła ulgi. Denerwował ją swoimi wywodami, filozof jeden. Nie
rozumiał w jak trudnym momencie życia się znalazła. Kazał cieszyć się tym, że
sama wyszła z wypadku cało, jedynie z kilkoma obrażeniami, które zostały prawie
natychmiast wyleczone. Drażniło ją to, że nawet zaistniała sytuacja nie
skłoniła go do tego, by zaakceptował ją i jej magię. Milczeniem pomijał fakt,
że szybko wyzdrowiała, choć oczywiście bardzo się z tego cieszył. Był marudny i
nerwowy. Kate czuła, że się od siebie oddalają i cieszyła, że decyzja o ślubie
w naturalny sposób została anulowana. Przynajmniej chwilowo.
Z
zaskoczeniem przyznała, że wcale ją to nie obchodzi. Chciała skupić się na
odczuwanym żalu i poczuciu. Choć wcześniej bardzo ceniła
dojrzałość jaką prezentował jej narzeczony, teraz wolałaby by darował sobie te
wszystkie wyświechtane mowy o tym, że czas leczy rany. Skąd on to mógł
wiedzieć? Owszem, był dużo starszy, właściwie to mógłby być jej ojcem, ale do
tej pory nie dawał jej tego aż tak bardzo odczuć. W ostatnim czasie częściej
myślała o nim właśnie jak o ojcu, niż jak o partnerze. Czy na tym właśnie
polegał ich związek? Szukała w Patrycjuszu ojca, którego nigdy nie miała?
Biedna mama, tak bardzo chciała zapewnić jej godne życie, tak bardzo nie
chciała się wtrącać, choć Kate wiedziała, że momentami ledwie powstrzymywała
się przed krytyką jej wyborów, która cisnęła się na usta. Raz jeden
zasugerowała, że Patrycjusz nie jest najlepszą partią, że powinna znaleźć sobie
kogoś młodszego, kogoś kto będzie w pełni akceptował jej magiczne zdolności,
kto będzie ją wspierał zamiast z nią rywalizować. Jeden jedyny raz opowiedziała
wtedy o ojcu Kate. Mówiła jakim był człowiekiem i jak bardzo by ją kochał,
gdyby wiedział, że ma tak wspaniałą córkę. Hermiona opowiadała z taką
żarliwością, przejęciem i przekonaniem, że Kate zrozumiała, że jej matka nigdy
nie przestała kochać człowieka, który spłodził z nią dziecko. A Kate go za to
znienawidziła. Przez długie miesiące próbowała dowiedzieć się czegoś więcej na
temat tego, który powinien być tuż obok, strzegąc ją i jej mamę od wszelkiego
zła, które czyhało uśpione w zakamarkach duszy. Hermiona nawet nie podejrzewała
co wykiełkowało w spragnionym ojcowskiej miłości sercu jej córki.
Kate
postanowiła wtedy nie być jak jej mama, która nie wyobrażała sobie trwania z
kimś z przymusu, lub dlatego, że nie miałaby lepszej opcji. Hermiona nie umiała
z kimś być ot tak, bez powodu, tylko po to by urozmaicić swoje życie. Związek
postrzegała jako coś głębszego od chodzenia za rękę i recytowania oklepanych poematów.
Zawsze tłumaczyła, że prawdziwa więź powinna opierać się na zaufaniu, na byciu blisko
zawsze wtedy, gdy druga osoba nas potrzebuje, na lojalności i szacunku. Uważała,
że miano partnera zyskuje się wtedy, gdy zna się jego nawyki, wady i zalety,
gdy umie się poznać, że potrzebuje pomocy, nawet wtedy, gdy słowa zawodzą. Uważała,
że to nie magia, a drugi człowiek jest najskuteczniejszym lekarstwem gdy serce
zalewa smutek, nie pozwalając zasnąć z tęsknoty. Powtarzała, że miłość musi być
gorliwa i zaborcza, musi wzbudzać emocje. Nie może być szara i monotonna, musi
być dzika, nieokiełznana, szalona i pełna niespodzianek.
Kate
się z tym nie zgadzała. Może gdzieś w środku, wbrew zbuntowanej sobie, czuła,
że Hermiona ma rację, ale uważała, że takie postrzeganie związku i miłości,
zaprowadzi ją w miejsce, w którym stała jej matka. Nie chciała czuć
bezradności, tęsknić po nocach, zalewając się łzami. Chciała umieć kalkulować
na chłodno, bez zgubnych emocji. Chciała być górą, nie czuć zaangażowania i
nadmiernego przywiązania. Chciała by jej związek był bardziej mechaniczny,
przez co stałby się dla niej bezpieczny.
***
–
Razem? Nie uważasz, że to będzie zbyt… kontrowersyjne? – Hermiona usiadła na
trawie, nie odczuwając chłodu późnego wieczoru. Wcześniej było jej całkiem przyjemnie
patrzeć na gwiazdy, leżąc na pachnącej trawie i zanurzać się w rozmowie ze
swoją byłą, wielką miłością. Zły nastrój gdzieś się ulotnił. Draco faktycznie
starał się być bardziej rzeczowy, powstrzymując uszczypliwości, które dla niego
były charakterystyczne. Chwilę wcześniej rozmawiali o Scorpiusie i Astorii.
Draco, pod wpływem impulsu wpadł na pewien pomysł, który poderwał rozleniwioną chwilowo Hermionę.
–
Nie razem, a obok siebie. Przecież i tak nie mamy wyboru. No chyba, że nie
chcesz patrzeć? – Odwrócił się w jej stronę, zaglądając prosto w oczy i tym
samym przesłaniając widok na rozgwieżdżone niebo.
–
Chcę, to bardzo ciekawe doświadczenie – odparła bez wahania. – Mam tylko
wątpliwości.
– A
to nowość, przecież zawsze je masz.
–
Nieprawda! – obruszyła się Hermiona, ostatecznie zmieniając zdanie na widok
rozbawionego wzroku Draco. – No dobra, ale jak my to zrobimy? Myślisz, że
wystarczy siła sugestii?
–
Akurat. Musimy podsunąć im dyskretnie pomysł i dopiero wtedy wziąć się za czary.
Ale przede wszystkim powinniśmy wybrać jakieś miejsce, które wyda się równie
dobre dla mnie i dla ciebie,
– A
co to niby ma znaczyć?
– Oj
Granger, nie bulwersuj się tak – Malfoy był wyraźnie rozbawiony. – Po prostu
uważam, że ty, ze swoją… romantycznością, pasujesz do cichego, uroczego
cmentarza na wsi, a ja… cóż, nie czułbym się dobrze na jakimś wygwizdowie.
–
Nie wierzę, że to powiedziałeś – roześmiała się Hermiona. On naprawdę był
infantylny.
–
Takie są fakty. My Malfoyowie, mamy prywatny cmentarz, godny naszych szczątków.
–
Tak bardzo mi przykro, że twoje godne szczątki nie spoczną tam gdzie wypada – z udawanym żalem, rzekła
Hermiona.
– A
niby dlaczego?
–
Pomyślmy… może dlatego, że mają zostać pochowane obok moich?
– A
no tak – Draco z rezygnacją usiadł obok Hermiony.
–
Malfoy? A ty nie masz jakiegoś testamentu w którym wszystko opisałeś?
–
Oczadziałaś? – temat pochówku wyraźnie wyprowadzał go z równowagi. – Przecież
jestem jeszcze młody. To tylko ty masz takie dziwne pomysły. Przez ciebie
musimy wybrać miejsce gdzie jest spalarnia.
–
Wcale nie. Prochy mogą zostać odesłane. Poza tym Kate się jeszcze zastanawia.
Jak tak o tym myślę, to jestem w stanie iść na pewne ustępstwa – Hermiona
postanowiła być wspaniałomyślna. Wszystko dla dobra ich córki.
–
Mianowicie? – ton Hermiony natychmiast zrobił się podejrzliwy.
– Pozwól,
że ci coś opowiem. Rok 1907 zapisał się czarno na kartach historii rodu
Malfoyów ze względu na mojego krewnego ze strony ojca, Williama Henry’ego Cavendish-Bentinckta, trzeciego księcia Portland.
William zawsze był dziwakiem i uwielbiał prowadzić podwójne życie. Po pewnym
okresie okazało się, że określenie „podwójne” jest mocno zaniżone, bo William,
który pochodził z arystokratycznej rodziny, był również wielkim fanem mugoli.
Zapewne słyszałaś o tym dwukrotnym premierze Wielkiej Brytanii, który
sympatyzował zarówno z tamtejszymi konserwatystami…
–
Torysami – Hermiona poprawiła go bezwiednie.
–
Co? – Draco na chwilę stracił wątek. Tak bliska obecność Hermiony, wpływała na
niego rozpraszająco. Przysunął się do niej nieznacznie, opierając swoją rękę
tuż za jej plecami. Wciągnął w nozdrza zapach lawendy, którą pachniały jej
włosy. – Ach no tak, torysami jak i liberałami, czyli wigami. Zafascynowany
jednym z najważniejszych polityków, Charlesem Jamesem Foxem, który całym sobą
był za zniesieniem niewolnictwa, postanowił zaangażować się w życie mugoli,
jako, że wszystkich uważał w mniejszym lub większym stopniu za niewolników.
Zrobił jednak błąd, występując pod swoim prawdziwym nazwiskiem, które było już
znane w świecie czarodziejów. Zrozpaczony tą gafą, chcąc chwilowo odciąć się od
życia politycznego, przybrał nową tożsamość i udawał kupca z Baker Street, niejakiego
Thomasa Drews’a. Willy nie był człowiekiem, który poprzestawał na kochaniu
jednej wybranki i w skrócie ujmując, spłodził kilkoro dzieci z trzema różnymi
kobietami. Jedną z nich była moja pra, pra babka. Wracając do roku 1907 – wtedy
właśnie odkryto mogiłę Williama/Thomasa, a jego plebejscy krewni, którzy
domyślali się prawdy, głośno twierdzili, że pod nazwiskiem Drews’a pochowany
został książę Portland. Synowa i wnuk zmarłego próbowali dowieść swoich praw do
spadku po księciu. Przez dziesięć lat starali się o prawo do ekshumacji, co na
wszelkie sposoby próbowano im utrudnić. Kiedy w końcu otrzymali zgodę okazało
się, że szczątki w grobie nie mają nic wspólnego z rodziną książąt Portland, co
oczywiście, choć nie mieli o tym pojęcia, zawdzięczali mojemu dziadkowi, Abraxasowi,
który już jako młodzik bardzo dbał o to, by fortuna Malfoyów nie została
rozmieniona na drobne. Dla uczestników tej historii wszystko zakończyło się
rozpaczliwie: jeden trafił do więzienia, drugi do domu wariatów, inni musieli uciekać z
kraju. Mojemu dziadkowi było to oczywiście na rękę, bo zyskał pewność, że Drews’owie
przejęli się kalumniami jakie przeciw nim wytoczył i nigdy już nie wpadną na
pomysł badania swojej genealogii.
–
Nie chciałabym ci przerywać, bo to bardzo ciekawe co mówisz, ale do cholery
ciężkiej, przejdź do sedna – Hermiona nagle odwróciła głowę i jej nos znalazł
się na wysokości ust Draco. Poczuła ciepłe powietrze, kiedy wypowiadał kolejne
słowa.
– No
przecież właśnie przechodzę – mruknął zaglądając jej głęboko w oczy. – Z
wiekiem robisz się coraz bardziej zrzędliwa – szepnął podnosząc delikatnie jej
brodę. Hermiona odskoczyła nieznacznie, przerażona tym, że te proste gesty,
wzbudzają w niej lawinę wspomnień. Myślami znalazła się nad hogwardzkim
jeziorem i pragnęła poczuć pocałunki, którymi wtedy obdarzał ją Draco.
–
Kwatera cmentarna o którą toczył się spór, jest w części pusta – kontynuował
Malfoy, udając, że nie zauważył obronnego ruchu kobiety. – Thomas co prawda nie
był moim przodkiem w bezpośredniej linii, ale jego tytuł, który de facto był przecież
prawdziwy, jest wystarczająco dobry by zaspokoić moją próżność.
– A
gdzie znajduje się ten grób? – zapytała Hermiona, choć tak naprawdę nie
słuchała tego, co jej opowiadał. Postanowiła się bardziej skupić.
– Na
Cmentarzu Highgate, oczywiście. I z tego co wiem, obok jest całkiem godne
miejsce dla pewnej starej, rozczochranej Gryfonki.
– Ja
ci tu zaraz dam, spróchniały arystokrato – zirytowała się nagle Hermiona, wyciągając różdżkę. Nie wiedziała czy zmiana
nastroju była naturalna w obliczu obelgi, czy spowodowana tym, że dla niego chciałaby
być znowu piękna i młoda, pozbawiona zmarszczek i bagażu doświadczeń.
–
Uspokój się, tylko żartowałem! – krzyknął Draco, oddalając się na bezpieczną
odległość. Hermiona patrzyła na niego roziskrzonym wzrokiem i nagle zaczęła się
śmiać. Jej śmiech był na tyle zaraźliwy, że Malfoy nie mógł powstrzymać się od
tego, by nie dołączyć do swojej partnerki.
Dwoje
starych ludzi, których sylwetki były ledwie widoczne na tle atramentowego nieba
wzięło się za ręce.
Bo serce nigdy nie ma zmarszczek.
Bardzo mi się podobało, jak zawsze. :) Ta historia mnie zaskakuje, gdzieś w środku, podświadomie, jest mi strasznie smutno, że nie są ludzmi, ale nie trzeba mieć przecież ciała, żeby być i kochać. Czekam na rozwiązanie sprawy i po cichu liczę na zmartwychwstanie, bo perspektywa Razem Aż Po Kres Wieczności w ciałach duchów nie jest moim zdaniem atrakcyjna. Z utęsknieniem czekam na na Iluzjonistów. Weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego weekendu
DP
Ciała duchów... ;) Chodziło mi oczywiście o tę bliżej nieokreśloną formę chmurek.
Usuń:* mnie ta historia też zaskakuje i prowadzi po swojemu :) Dzięki, że jesteś :)
UsuńAch ta historia jest jedyna w swoim rodzaju i jest piękna. Tak cudownie było czytać o tym jak znów złapali nić porozumienia. Prawdziwa miłość nigdy nie wygasa tylko przechodzi w różniace się od poprzednich etapy i to jest prawdziwie chwytając za serce w relacji Draco i Hermiony. Życzę dużo weny. A i ten rozdział powinien być numer V a nie VI ;-)nie mogę się doczekać, pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zwrócenie uwagi, nie wiem skąd ta VI mi wyskoczyła :P jest mi niezmiernie miło, że tak postrzegasz miłość D&H :)
Usuń