Witajcie, przedstawiam Wam miniaturkę, która została napisana na konkurs organizowany przez Stowarzyszenie Dramione i zajęła I miejsce, za co jestem niezmiernie wdzięczna :) Raz jeszcze dziękuję :*
Najwierniejszym kibicem i betą była kochana Rzan, której serdecznie dziękuję za nieocenioną pomoc i wsparcie :*
Drogi Czytelniku,
jeżeli chcesz przeczytać ten tekst, musisz mieć świadomość, że jest on dla
osób, które nie są wrażliwe na sceny 18+. Między linijkami czai się strach i ból, nienawiść i brutalność.
Każda literka przepełniona jest bezradnością kobiety, która chciała dobrze.
Jeżeli jednak obawiasz się, że ze stronnic wyleje się na Twoje kolana krew, to
mogę Cię uspokoić –– ale tylko na chwilę.
Ubrudzisz się czymś więcej.
„Festiwal strachu”
„Rachunek sumienia”
„Porzućcie nadzieję, wy, którzy tu
wchodzicie.”
Dante, Boska Komedia
Piekło, Pieśń III, 9
***
Siedziała na podłodze w celi cuchnącej odchodami i brudem ludzkiego
ciała. Skóra przeraźliwie ją swędziała od potu. Na lewej nodze miała paskudne
rozcięcie, do którego wdało się zakażenie, choć próbowała przemywać ranę tak
często, jak było to możliwe. Na szczęście pamiętała, że mocz jest doskonałym
środkiem dezynfekującym, więc mimo obrzydzenia piła wodę, którą dostawała, choć
była mętna i zalatywała czymś, co mogło być pochodną chloru. Okłady, choć
okropnie śmierdzące, przynosiły ulgę. Na obmycie co bardziej wrażliwych miejsc
już nie starczało. Miała wrażenie, że przez czas pobytu w więzieniu, jej
życie sprowadziło się tylko do tych kilku, prostych czynności.
Dziś po raz pierwszy poczuła pewną zmianę. W promieniach wschodzącego
słońca widziała robactwo pełzające po przeciwległej ścianie. Wpatrywała się
w sporej wielkości karalucha, który musiał zabłądzić tu z kuchni.
Niemrawo poruszał się wzdłuż szczelin pomiędzy kamiennymi blokami. Przyglądała
mu się długo i uporczywie, skupiając na nim całą uwagę. Noga bolała trochę
mniej, więc ból nie absorbował jej tak jak do tej pory. Zauważyła, że odwłok
robaka jest o kilka tonów jaśniejszy niż głowa. Stwierdziła, że jej
wcześniejsze założenie, co do typowego, czarnego kolorytu owada jest błędne;
był w całości brązowy. Jego pancerz lśnił od czasu do czasu, gdy karaluch wchodził
w snop słonecznego światła, wycofując się z niego prawie natychmiast.
Zachowanie robaka wydawało jej się niezwykłe, bo do tej pory myślała, że
wychodzą one tylko nocą… zupełnie jak ona. W ostatnim czasie mrok był jej
najlepszym przyjacielem, ale i najgroźniejszym wrogiem. Nie znosiła tego,
co musiała robić. Zachowywała się jak robot, całkowicie mechanicznie, starając
się nie pamiętać, że gdy tylko przyjdzie ciemność, znowu zgodzi się na
upokorzenia. Mówiono jej, że to kwestia przyzwyczajenia, że to tylko praca, ale
ona nie była tam z wyboru. Z bezwzględnego przymusu także nie, więc
dlaczego? Na lśniących skrzydłach karalucha, dostrzegła, mikroskopijne czarne
plamki. Może był chory? Ona też jest chora. Najbardziej na duszy. Jej wnętrze
przemieniło się w zgniliznę przyzwoitości, została tylko skorupa, na
której również widać jątrzące się rany.
Robak którego obserwowała, czasami spotykał na swej drodze innego
mieszkańca więzienia –– zastygał wtedy w bezruchu, stając się prawie
niewidocznym, czasem znikał w szparze między kamieniami, ale wciąż wracał.
Zupełnie jak ona, gdy spotykała znajomą twarz. Nieruchomiała, starając się nie
czuć, nie przeżywać, nie widzieć pochylającego się nad nią oblicza człowieka,
którego do tej pory szanowała. Nie chciała wierzyć, nie chciała pamiętać, nie
chciała dostrzegać zwierzęcego obłędu w oczach, gdy przykładny mąż i ojciec
wbijał w nią swojego członka, jęcząc do ucha przerażające słowa. Kąsał,
szarpał, kaleczył wpuszczając w nią swoje nasienie, którego moc miał zabić
wcześniej wypity eliksir. Nie chciała znać tej strony świata. Nie chciała tu
być. Ale potem przychodziło opamiętanie, zaciskała zęby i wracała wierząc,
że za kilka dni będzie wolna.
Zdała sobie sprawę, że karaluch zniknął jakiś czas temu i już się nie
pojawił. Wtedy Hermiona uświadomiła sobie, że zrobiło się zupełnie ciemno. Nie
mogła uwierzyć, że minęło aż tyle czasu. Nie mogła uwierzyć, że ona też
zniknęła, nie pozostawiając po sobie śladów.
***
Trzęsąc na całym ciele, podniosła się z kamiennej podłogi. Powoli, ostrożnie
wydostawała się z wcześniejszego ogłuszenia. Gdy się skupiła, do jej uszu
zaczęły napływać stłumione, ledwo rozpoznawalne dźwięki. Upokorzenie nadal
rozdzierało ją od środka, każąc raz po raz rozpamiętywać wydarzenia kilku
ostatnich miesięcy. Wpakowała się w niezłe bagno. Chęć niesienia pomocy
i spore mniemanie o własnej wiedzy, raz jeszcze zaprowadziły ją do
nikąd. Nie dość, że teraz brzydziła się samej siebie, to dodatkowo została
oskarżona o coś, co groziło nie tylko ostracyzmem społecznym, a czymś
o wiele poważniejszym. Przez chwilę zastanawiała się ile zostało jej
jeszcze czasu. Nie mogła sobie przypomnieć, czy informowano ją o terminie
procesu i zebranych dowodach. Jej sytuacja wydawała się beznadziejna.
Będzie kolejną, bezimienną ofiarą w nierównej walce o władzę i pieniądze.
Tylko jeden człowiek wiedział kim jest naprawdę, ale jemu nigdy na niej nie
zależało. Zdała sobie sprawę z tego, że nic jej już nie uratuje. Przegrała
swoje bezpieczeństwo, swoją wolność, swoje życie.
Kilka miesięcy temu jej świat był zdecydowanie prostszy. Nic nie
zapowiadało wydarzeń, które miały wkrótce nastąpić i doprowadzić do
obecnego położenia. Chodziła do pracy, udawała, że wierzy w to co robi
i wracała do domu. Spotykała się z przyjaciółmi, wymieniała poglądy oraz
przyjmowała kolejne zlecenia od Zakonu Feniksa, który nadal borykał się z resztkami
śmierciożerców i ich naśladowcami. Jej życie płynęło dosyć dynamicznie
i choć wkrótce miało się zmienić, to akurat nie w tym temacie.
Pewnego popołudnia Hermiona została brutalnie napadnięta. Nie umiała
wytłumaczyć, jak to się stało, że jej zaklęcia ochronne nie zadziałały i nie
wykryły intruza, który czaił się na klatce schodowej. Może fakt, że nie
miała przy sobie różdżki, sprawił, że tak dziwnie się zachowały? Gdy w mroku
korytarza, pomstując na przepaloną żarówkę szukała kluczy, poczuła czyjąś
obecność. Jej serce natychmiast zaczęło bić szybciej. Oceniła swoje możliwości
i raz jeszcze przeklęła Perkinsa, który po południu złamał jej różdżkę,
rzucając niecelne zaklęcie redukujące. Nie miała czasu wstąpić na Pokątną,
a zapasowa leżała spokojnie na dnie szuflady w jej garderobie.
Zaczęła nerwowo wkładać klucz do zamka. Usłyszała wyraźne skrzypienie ciężkich
butów. Oczy powoli przyzwyczaiły się do półmroku, ale nigdzie nikogo nie
zauważyła. Wszystko wskazywało na to, że była sama. Teraz w uszach
rozbrzmiewało tylko bicie jej przerażonego serca. Przez głowę przemknęła myśl
o nieuzasadnionej panice i wybujałej wyobraźni, ale nagle poczuła
delikatny powiew wiatru, i czyjaś dłoń zatkała jej usta. Drugą ręką
napastnik objął ją wpół. Podskoczyła i zaczęła krzyczeć, jej stłumiony
głos potoczył się wśród ścian pogrążonych w mroku. Zimny dreszcz przeszył
całe ciało, które ogarnął niewytłumaczalny bezwład.
–– Ciiii –– szepnął napastnik zaskakująco melodyjnym głosem. Poczuła dziwną
woń, która skojarzyła się jej ze zwierzęciem.
Doskonale widziała, co się dalej stanie. Nakazała sobie spokój i opanowanie,
wiedząc, że bezpieczniej będzie nie protestować. Za wszelką cenę musiała uśpić
czujność tego człowieka. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby biernie czekać na to,
co ma się stać, jednak przeraźliwie jasno zdawała sobie sprawę, że jakiekolwiek
gwałtowniejsze ruchy mogą tylko sprowokować agresora, który w przypływie
furii natychmiast by ją zabił. Jej analityczny umysł pracował na pełnych
obrotach próbując znaleźć najlepsze rozwiązanie na to, jak ma się zachować.
W międzyczasie mężczyzna popchnął drzwi jej mieszkania, wpychając ją do
środka i zamykając je z cichym trzaśnięciem. Na szyi poczuła zimną
stal ostrza noża.
–– Jeżeli zaczniesz krzyczeć, poderżnę ci gardło. Zrozumiałaś?
Kiwnęła głową i poczuła jak ręka zasłaniająca jej usta ustępuje razem
z chłodem metalu. Mężczyzna przycisnął ją twarzą do ściany i przytrzymując
kolanem założył knebel. Widocznie nie ufał jej zapewnieniom. Jego ręka trzymała
ją jak w imadle. Hermiona stała nieruchomo, podczas gdy dłonie mężczyzny
brutalnie sunęły od bioder w górę, zatrzymując się na piersiach, cały czas
ją unieruchamiając. Nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego słowa.
Zresztą i tak byłoby zgłuszone przez szmatę wepchniętą do ust. Jedynym
odgłosem były westchnięcia, kiedy mężczyzna zaczął ugniatać jej piersi przez
materiał bluzki i biustonosza. Na plecach poczuła wyraźnie rosnącą męskość, co
pozwoliło jej stwierdzić, że napastnik musiał być znacznie wyższy od niej.
Starała się nie zwracać uwagi na to, że nadal rytmicznie miażdżył jej piersi, dysząc do ucha jak miech kowalski. Czuła, że jego dłonie są duże, silne i niezwykle
szorstkie. Kątem oka spojrzała w dół. Panika zacisnęła obręcz na jej sercu
paraliżując wszystkie zmysły.
Hermiona szarpnęła się w rosnącej rozpaczy, krzycząc bez nadziei na
to, że ktoś ją usłyszy. Jej ruch jeszcze bardziej podniecił mężczyznę, którego
oddech stał się chrapliwy, a stwardniały penis puścił pierwsze soki,
mocząc jej bluzkę. Napastnik opuścił jedną rękę i wprawnym ruchem wsunął ją
pod spódnicę Hermiony. Po policzkach kobiety popłynęły łzy bezradności i upokorzenia.
Błagała o litość, wyrywając się bez przekonania. Czuła, jak jego szorstka
dłoń przesuwa się nieubłaganie w stronę jej łona. Bijące od niej gorąco
i niecierpliwość wprawiły ją w jeszcze większe przerażenie. W jednej
chwili miała dość zachowywania pozorów. Zrobiła się obojętna na los i podpowiedzi
zdrowego rozsądku, zaczęła się wyrywać z całej siły, wrzeszcząc, kopiąc
i gryząc brudny materiał knebla. Poczuła uderzenie w tył głowy
i popchnięcie na stojącą nieopodal komodę. Ból w czaszce eksplodował,
na nowo ją obezwładniając.
–– Spokój, suko –– usłyszała zgrubiony podnieceniem głos. –– Bądź grzeczną
dziwką, to wyjdziesz z tego żywa. Przecież ci nie ubędzie, zerżnę ci tylko
twoją pizdę i może zawołam kolegów. Lubię patrzeć na takie cnotki jak ty,
znam was, wiem co lubicie.
Zorientowała się, że krępuje jej ręce na plecach. Jedną dłonią stanowczo
miętosił piersi. Jego ruchy były szybkie i gwałtowne, a ból, który
jej zadawał nie miał nic wspólnego z ekstazą podczas stosunku, nawet
najbardziej wyuzdanego. Poczuła, jak druga dłoń napastnika odnajduje jej
najbardziej intymne miejsce i już wiedziała, że odciśnie to na niej piętno
do końca życia. Wsunął dwa palce między jej wargi i zaczął je rytmicznie
przesuwać w górę i w dół. W górę i w dół. W górę i
w dół. Monotonnym jednostajnym ruchem, który budził w niej
obrzydzenie. W tym samym rytmie męczył jej piersi wzmagając napór. Na
karku czuła jego gorący, samczy oddech, a w ustach gorzką żółć
zbierających się wymiotów.
Cudem udało się jej uciec wykorzystując moment kulminacji podniecenia
mężczyzny. Biegła na oślep, potykając się o własne nogi, błagając w duchu,
by jej nie ścigał. Przerażona, nie myślała racjonalnie. Noc spędziła w opuszczonym
baraku rybackim nad brzegiem rzeki, bojąc się bardziej ludzi niż samotności.
Rano udała się na najbliższy posterunek policji, gdzie złożyła zeznania. To
samo zrobiła w Biurze Aurorów, pokonując wstyd i upokorzenie.
Mijały tygodnie jednak sprawcy nie pojmano, a ona była coraz bardziej
przerażona. Wiedziała, że poszukiwania mogą potrwać jeszcze bardzo długo,
ponieważ nawet ona sama nie wiedziała, jak wyglądał napastnik. Była tak
zaskoczona i obezwładniona strachem, że zapamięta tylko jego specyficzny
zapach, owłosioną dłoń z krótkimi, przybrudzonymi paznokciami i mocno
ubłocone, ciężkie, czarne buty, które wydawały charakterystyczny odgłos. Z biegiem
czasu stwierdziła, że jej sprawa dawno została zamieciona pod dywan, zarówno
przez mugoli, jak i czarodziejów. Z każdą kolejną wizytą u stróżów
prawa, współczucie dla niej malało, dowody stawały się mętne, natomiast ona
niewiarygodna. Zaczęła stanowić problem, a jej przeżycia stały się powodem
niewybrednych żartów i sugestii. Wcześniejsze oburzenie i mobilizacja
przyjaciół, zamieniły się w nużące prośby, by spróbowała o wszystkim
zapomnieć, sprzedała mieszkanie i zmieniła środowisko. Przez to wszystko
czuła się winna, ona-ofiara. Po raz kolejny ogarnęła ją obezwładniającą
bezradność, okraszoną mocną dawką buntu. Postanowiła wyjechać na urlop, mając
nadzieję na chwilowe wytchnienie i przemyślenie całej sytuacji z perspektywy
czasu. Nie podda się, nie zostawi tak tej sprawy. Rzeczywistość jednak ją
przerosła.
Hermiona nie potrafiła zapomnieć o mężczyźnie. Codziennie po powrocie
do hotelu i szczegółowym obchodzie oraz sprawdzeniu wszystkich zakamarków,
siadała w głębokim fotelu z szeroko otwartymi oczami i próbowała
uspokoić kołaczące serce. Kiedy zaczynało się ściemniać, wpatrywała się uparcie
w klamkę. Jej zmysły stały się wyostrzone. Dookoła panowała cisza ––
zupełnie inaczej niż w jej mieszkaniu, ale to wcale jej nie uspakajało,
wręcz przeciwnie –– tym intensywniej słyszała każdy szmer. Coraz częściej
wydawało jej się, że czyjeś kroki zatrzymują się tuż za jej drzwiami.
Najcichsze szczekanie psa powodowało, że zrywała się z łóżka i ostrożnie
podchodziła do okna, a potem szybko chowała się za firanką. Za każdym
razem była prawie pewna, że widzi sylwetkę mężczyzny wpatrującego się w jej
hotelowe okno. Panika coraz mocniej zaciskała swe szpony na gardle. Jej skóra
była mocno podrażniona od ciągłego tarcia, chorobliwie dokładnych i długich
kąpieli oraz ogromnej ilości środków zapachowych, które Hermiona aplikowała
kilkanaście razy dziennie. Gdzieś w podświadomości czuła, że popada
w obłęd, skoro poważnie rozważała rzucenie na siebie zaklęcia Obliviate,
ale nie odważyła się po raz kolejny prosić o pomoc.
Pewnego wieczoru, wracała szybkim krokiem do hotelowego pokoju, rozglądając
się nerwowo na boki. Za chwilę miało zacząć się ściemniać, a ona od
napaści panicznie bała się mroku. Czuła się jak zaszczute zwierzę. Powietrze
stało nieruchomo, niezmącone nawet delikatnym podmuchem wiatru. Było gorąco
i parno, zanosiło się na jesienną burzę. Stukot jej szpilek na chodniku
niósł się głośnym echem. Gdzieś w oddali słychać było szum samochodów, ale
na bocznej, pustej ulicy, którą szła, było spokojnie. Nagle ciszę rozdarł
urwany krzyk, który wywołał ciarki na ciele Hermiony. Nie myśląc nad tym co
robi, podążyła w stronę, z której wydawało jej się, że usłyszała
głos.
Obdrapana kamienica z powybijanymi szybami nie zachęcała do wejścia.
Może jednak nic nie słyszała? Może tylko jej się wydawało? Stanęła, niepewnie
rozglądając się dookoła. Zawahała się. Czuła, jak lęk zalegający w piersiach,
spływa do brzucha. Co ona tu robi? Zacienione wejście przyciągało jej wzrok.
Odetchnęła kilkakrotnie i spróbowała przekonać samą siebie, że ktoś może
potrzebować pomocy. No i co z tego? –– pytał natrętny głos
w jej głowie. Już miała go posłuchać, zająć się sobą, pilnować własnego
nosa, gdy krzyk rozległ się ponownie, utwierdzając w wierze, że dobrze
trafiła. Tym razem brzmiał ciszej, lecz bardziej rozpaczliwie. Zaraz po nim
usłyszała plask dłoni o czyjąś skórę. Tego odgłosu nie dało się z niczym
pomylić. Instynkt zadziałał za nią. Wyciągnęła różdżkę i nacisnęła klamkę
otwierając cicho drzwi. Klatka schodowa tonęła w półmroku. Oświetlały ją
tylko promienie zachodzącego słońca wpadające przez przybrudzoną szybę okna.
Farba na ścianach odchodziła całymi płatami, zostawiając przedziwne wzory
pokryte niewprawnym graffiti. Hermiona pchana niewytłumaczalnym przeczuciem weszła
na schody sprawiające wrażenie spróchniałych i niebezpiecznych. Ich
stopnie miały wyraźnie wytarte ślady tysiąca osób, które przez dziesiątki lat
krążyły w górę i w dół. W górę i w dół… W górę i
w dół... Przeszył ją dreszcz strachu. W górę i w dół.
Mimo wszystko szła szybko i zdecydowanie, stawiając nogę za nogą,
skupiając wzrok na górze schodów. Teraz liczyła się każda sekunda.
Podejrzewała, że w tak starej kamienicy większość mieszkań jest pustych.
Pierwsze piętro, to stąd słyszała krzyk przeszłości. Rozejrzała się ostrożnie,
analizując troje drzwi. Jedne z nich, stare, dębowe, ze złotą, złuszczoną klamką, były
uchylone. Sączyło się z nich słabe światło. Popchnęła je ostrożnie, modląc
się w duchu, żeby nie skrzypnęły. Otworzyły się cicho, złowieszczo.
W jej głowie kłębiły się mieszane uczucia. Rozum podpowiadał, żebym tam
lepiej nie wchodziła, lecz jakaś nieznana siła pchała ją do wnętrza
pomieszczenia, z którego dochodził odgłos gwałtownych ruchów i stłumionego
jęku. Niepewnym krokiem pokonała próg i już kilka sekund później była
w środku.
A jeżeli tu nic złego się nie dzieje? Co zrobi, jak okaże się, że to po
prostu jakaś para o szczególnych upodobaniach? W nozdrza uderzyła ją
woń rozpaczy. Hmm… Czy rozpacz ma jakiś zapach? Mimo iż wiedziała, że to
irracjonalne, to według niej strach go posiadał i ona doskonale to pamiętała.
W mieszkaniu panował półmrok, ciężkie kotary zasłaniały okna. Usłyszała
ruch w pokoju na wprost wejścia. Zacisnęła nerwowo dłoń na różdżce,
wstrzymała oddech i wkroczyła do pomieszczenia. Nie miała żadnego planu,
ale w ułamku sekundy oceniła sytuację.
–– Petrificus totalus –– krzyknęła nie dbając o pozory.
Spasiony mężczyzna padł nieruchomo na podłogę, tuż obok swojej ofiary. Kobieta
miała sukienkę zarzuconą na głowę i ślady uderzeń na pośladkach, jednak do
gwałtu chyba jeszcze nie doszło.
Hermionie zebrało się na wymioty. Przeszłość napierała na nią z całą
siłą.
Wtedy narodziła się na nowo.
***
Hermionę obudził szczęk zamykanej celi gdzieś w głębi korytarza.
Uchyliła ostrożnie powieki, wpatrując się w mały otwór przy suficie.
Słońce musiało znajdować się wysoko na niebie, bo jego blask był oślepiający.
Cieszyła się, że ma namiastkę okna. Noga rwała ją dokuczliwie, przeszkadzając
zebrać myśli. Przy drzwiach celi stała miseczka z wodą, co oznaczało, że
śniadanie już było. Przez chwilę poczuła bunt, że nikt nie zainteresował się
tym czy jeszcze żyje. Zresztą, czy to kogoś jeszcze obchodzi? Czuła się
wykorzystana i zapomniana. Znowu.
Po powrocie z urlopu, Hermiona przeszła metamorfozę. Przygoda w mugolskiej
kamienicy uświadomiła jej, że takich kobiet jak ona są setki, a może
i tysiące, i nikt nie chce ich słuchać, nikt nie chce im wierzyć. Tak
jak wtedy na piątym roku w Hogwarcie, tak i teraz postanowiła stanąć
na czele uciśnionych i przepowiadać w ich imieniu. Zdawała sobie
sprawę, że mężczyźni są w większości tacy sami. Prawie każdy z jej
znanych osobników płci brzydkiej, lubił gorącą kawę z rana oraz świeżą
gazetę, po którą wychodził w samych majtkach, rozglądając się nerwowo na
boki i drapiąc po tyłku. Lubił usiąść w swoim ulubionym fotelu
i narzekać na ceny paliwa, głośną kosiarkę sąsiada i wymagania żony.
Czarodziej od mugola różnił się tylko tym, że gazetę czasami przywoływał
zaklęciem, a kosiarkę sąsiada psuł lub wyciszał jednym machnięciem
różdżki. Po takiej analizie uzmysłowiła sobie, że w świecie czarodziejów
muszą więc istnieć takie przybytki, jak burdele, gdzie zmuszane do nierządu,
nieświadome własnej wartości kobiety są traktowane niczym przedmioty i nikt
nic z tym nie robi. Podobnie jak kiedyś nie udało jej się przekonać do
pomysłu swoich przyjaciół, którzy nie widzieli w tym temacie problemu
i próbowali jej wytłumaczyć, że część tych kobiet jest tam na własne
życzenie.
Krzyczała z bezsilności wbijając ostry wzrok w Harry’ego i Rona,
którzy wykręcając się obowiązkami, ulatniali się zawsze gdy zaczynała ten
temat. Ginny tłumaczyła jej, że przez pryzmat własnych doświadczeń wszystko źle
interpretuje, przekręcając na opak rzeczywistość. Była tylko jedna osoba, która
podzielała jej zainteresowanie tematem.
Przyszedł do jej biura w godzinach pracy, przedstawiając swoją
propozycję. Transakcja wiązana; możliwość zbawiania świata w zamian za
informacje. Pełna dyskrecja i anonimowość –– tak wyraził się Draco Malfoy.
***
Był mroźny gwieździsty wieczór. Hermiona, ledwie widoczna przez nurkujące
w dół płatki śniegu szła wąskim, nieodśnieżonym zaułkiem. W oddali
usłyszała płaski ton wybijającego godzinę ratuszowego zegara. Była już
spóźniona. Zatrzymała się zasapana, ze szkarłatnymi policzkami i cieknącym
nosem, przez chwilę obserwując pustą ulicę. Wydawało się, że zaułek wstrzymał
oddech w złowieszczym oczekiwaniu, cichy ze swymi ciemnymi, pokrytymi
czapami śniegu śmietnikami i rzeźbionymi wiatrem krzywymi zaspami, których
nikt nie usuwał. Hermiona słyszała tylko szelest białych płatków i drżenie
gałęzi pojedynczych drzew, strząsających co jakiś czas małą porcję białego
puchu.
Odwróciła się niepewnie i otarła nos wierzchem czerwonej, wełnianej
rękawiczki. Patrzyła na kilka starych kamienic straszących wybitymi oknami
i łuszczącym się tynkiem. Były zupełnie takie same jak ta do której weszła
by odmienić swoje życie. Z dachu budynków zwisały jeden przy drugim liczne
sople, tworząc przyczepione do rynien groteskowe postacie lodowych potworów. Wzrokiem
szukała tablicy z numerem domu. Porównała go z adresem, który wraz
z datą i godziną był wytłoczony na prostej wizytówce z czerpanego
papieru. Dostała ją tamtego dnia, gdy przyszedł do jej gabinetu. Siedział
naprzeciw niej w nienagannie skrojonym garniturze i taksował wzrokiem
jej ciało. Nienawidziła, gdy ktoś tak na nią patrzył. Ton jego głosu był
spokojny lecz twardy i zdecydowany. On nie prosił ją o pomoc, on jej
żądał. Z początku była zaskoczona. Potem oburzona. Kilka razy już niemal
wyrzuciła wizytówkę do śmieci. W kolejnych tygodniach niezliczoną ilość
razy nogi same niosły ją do tej zakazanej, mrocznej dzielnicy, ale zawsze
rezygnowała w pół drogi. Cały czas się wahała wystraszona i niepewna.
A on czekał. Czekał cierpliwie i bez nacisku.
Spodziewała się czerwonych ścian z ordynarnymi malowidłami, tandetnych
dodatków i morza alkoholu. Po raz kolejny była zaskoczona. Na pierwszy
rzut oka wnętrze było zadbane i ciepłe. Wystrój klasyczny, bez zbędnego
przepychu i bezguścia. W nozdrza uderzył ją zapach opium. Ta
tajemnicza i zmysłowa woń zawsze wywoływała w Hermionie niepokój.
–– Mogę w czymś pomóc? –– dobiegł ją głos kobiety schodzącej ze
schodów, na które wcześniej nie zwróciła uwagi. Była ubrana w klasyczną,
granatową sukienkę z wykrojonym nieco uwodzicielsko dekoltem, na którym
połyskiwał srebrny medalion. Spotkawszy ją na ulicy, Hermiona nigdy nie
posądziła by ją o obecność w takim miejscu.
–– Jestem Vanessa Goose, byłam umówiona z madame Star.
–– Spóźniła się pani, to niedopuszczalne. Przyjmuję gości w ściśle
określonych godzinach. –– Kobieta posłała Hermionie badawcze i oceniające
spojrzenie. –– Zapraszam do gabinetu.
Hermiona nerwowo zacisnęła rękę na torebce, w której trzymała różdżkę.
Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Weszła do pomieszczenia,
w którym panował przyjemny półmrok. Płomienie świec tańczyły w jakimś
dzikim tańcu, rozświetlając pomieszczenie rozedrganym światłem. Na środku stało
masywne biurko, a przy oknie obita brązowym materiałem kanapa, pod którą
leżał gruby, jasny dywan. Pokój był czymś w rodzaju biblioteki. Od
podłogi, aż po sufit, na potężnych, drewnianych regałach stało w porządku
alfabetycznym setki książek. Hermionie zaświeciły się oczy. Może nie będzie tak
źle?
–– Proszę usiąść, panno Gosse. Coś do picia?
–– Dziękuje, tylko wodę goździkową.
Madame Star kiwnęła z aprobatą głową. Jej dojrzała twarz nie wyrażała
wielu emocji. Hermiona wiedziała, że kobieta swoją pracę traktuje w sposób
profesjonalny, jednak z kilku powodów powinna na nią uważać. Hermiona
wiele razy hamletyzowała nad propozycją Malfoya, nie czując się na siłach, by
do swoich racji przekonać przyjaciół i tym samym nie zgadzać się na
kontrowersyjny pomysł. Rozwiązywanie problemu w samym jego jądrze, było
jednak bardzo kuszące. Jedyny niepokój jaki ją w tej chwili obezwładniał,
dotyczył faktu, że wchodząc w paszczę smoka, nikomu nie powiedziała
o swoich planach.
–– Przejdźmy od razu do sedna –– powiedziała madame Star siadając za
bukowym biurkiem. –– Obie wiemy, po co tu przyszłaś, ale nie jestem pewna czy
masz pełną świadomość tego, czego będzie się od ciebie w tym miejscu oczekiwać. ––
Hermiona mimo uszu puściła nagłe przejście na „ty” i dała znak, że uważnie
słucha. –– To nie jest zwykły burdel. Samo to słowo brzmi obraźliwie i niestosownie.
Nasi klienci są z najwyższej półki i tego samego poziomu oczekują od
nas, więc unikamy używania tego rodzaju określeń. Nie przyjmujemy tu ordynusów
chcących zaspokoić swoje hucie, więc mężczyzn należy traktować z szacunkiem
i zrozumieniem. Panowie oczekują od was więcej niż ostrego rżnięcia,
którego odmawia im żona. Chcą tu spełniać swoje fantazje i marzenia,
jednocześnie czując, że są kimś lepszym. Niekiedy odwiedzają nas także panie,
musisz być na to przygotowana i również w takich przypadkach wykazać
się zrozumieniem. Moje dziewczęta prezentują poziom wyższy niż przeciętny. Są
wykształcone i oczytane, więc mam nadzieję, że sprostasz wymaganiom, tak
jak mi obiecano. Nie możesz pozwalać się okaleczać, nie faworyzuj nikogo, kto
będzie korzystał z twoich usług. Za swoją pracę będziesz miała wypłacane
wynagrodzenie pomniejszone o koszt zakwaterowania i wyżywienia, nie
prowadzę instytucji charytatywnej. Jeżeli się sprawdzisz, podpiszemy magiczny
kontrakt. Skoro o czarach mowa, podczas pracy nie używacie różdżek.
Panowie swoje zostawiają przy wejściu, więc nic wam nie grozi.
Doprawdy? –– pomyślała Hermiona, z trudem
ukrywając swoją irytację. Czy dobrze zrozumiała, że ma oddać swoją różdżkę? Nie
będzie mogła w dowolnym momencie wrócić do swojego wyglądu? W całej
wypowiedzi madame Star, najbardziej w uszy rzuciło się jej uparcie
powtarzane słowo „nie”. Było tak jak myślała, a nawet gorzej.
***
Obserwował jak facet podobny do orangutana, patrzy na nią z łobuzerskim
uśmieszkiem. Błysk w oczach zdradzał stan, w jakim się znajdował.
Malfoy dowiedział się od madame Star, że nowa dziewczyna robi furorę wśród
klientów burdelu. Jej nieśmiałość i zażenowanie podniecały spragnionych
wrażeń facetów. Granger w Paradise była od dwóch miesięcy i realizowała
swoją krecią robotę. Jedyne na co narzekała to obecny wygląd jej twarzy i brak
różdżki. Podziwiał jej hart ducha, bo wiedział, że madame Star jej nie
oszczędzała, a dziewczyny były coraz mniej przychylne, bo podbierała im
klientów. Ale sprawozdania Hermiony brzmiały entuzjastycznie. Była pełna
nadziei i zupełnie odrzucała od siebie fakt, jakim kosztem osiąga swój
cel. Pogodziła się wprawdzie z tym, że nie wszystkie dziewczyny szukają
pomocy, ale znalazła podobno dwie, które chciałyby porzucić wykonywany zawód.
Jedna z nich zakochała się w kliencie i miała nadzieję, że ten
ją wykupi, choć madame Star była twardym negocjatorem. Druga z dziewczyn
trafiła tu przez przypadek i nieustannie marzyła o wolności, której
sama nie umiała wyszarpnąć. Wyglądało na to, że Hermiona nawet przez chwilę nie
myślała o sobie i o tym, że nie będzie mogła odejść ot tak, z dnia
na dzień. Zapomniała w jakim świecie się znalazła, ale jemu było to na
rękę. Dostarczała mu niezbędne informacje, które w chwilach uniesienia
zdradzali podpici mężczyźni. Nie zdawała sobie sprawy, że już się przyczyniła
schwytaniu dwóch z pięciu poszukiwanych śmierciożerców. Tylko jej oczy
w chwilach gdy myślała, że nikt na nią nie patrzy, wyrażały upokorzenie
i ból jakie znosiła. Wystarczyło, że napomknął, w sposób nawet
najbardziej delikatny, o tym co robi i kim się stała z technicznego
punktu widzenia –– jej twarz zasnuwała się cieniem, a Hermiona kończyła
spotkanie. Wiedział od innych dziewczyn, że miewa koszmary, z których
budzi się z krzykiem i tylko dzień jest światkiem jej wylanych łez.
Nie pozwala się wtedy dotykać i odmawia zażycia eliksiru na
uspokojenie czy sen. Jednak gdy nadchodzi wieczór, Hermiona zakłada maskę
profesjonalistki, jest uśmiechnięta i zabawna, niezwykle elokwentna, nigdy
nie uchyla się od obowiązków. Wyglądało więc na to, że mężczyźni ją uwielbiają
i chętnie dzielą swoimi sekretami. Granger jak zawsze była doskonała,
nawet jako kurwa.
Patrzył, jak spódnica Hermiony w nieładzie ląduje na podłodze.
Pierwszy raz uległ namowom madame Star, by popatrzeć na pracę Vanessy. Facet
zsunął jej majtki i chwytając za pośladki pomógł usiąść na biurku. Gdy sam
zdejmował koszulę, Granger rozciągnęła się na dębowym blacie, kusząco
rozchylając nogi. Oczom Draco ukazała się zaróżowiona łechtaczka i poczuł
jak jego członek postanowił wydostać się z obcisłych spodni. Zasunął ze
złością ukryty w ścianie wizjer i wyszedł czym prędzej z budynku.
Od tamtej pory widok nagiej Granger prześladował go bez końca. Stała się
jego natręctwem, wystarczyło, że zamknął powieki, a obraz kobiety powracał. Granger była szlamą i choć jej inteligencja oraz perfekcja
dla innych były wyznacznikiem doskonałości, dla niego była zwykłym śmieciem.
Bardzo możliwe, że jeżeli chodziłoby o kogoś innego, Draco zignorowałby
jej pochodzenie. Nie od dziś było wiadomo, że ród Malfoyów obracał się w towarzystwie
tych, którzy przynosili jakieś korzyści. Ale to była Granger. Dlatego też sny,
w których kładła się na nim, by on mógł dobrać się do jej mokrej cipki,
bardzo go irytowały.
Mijały kolejne dni, w trakcie których Hermiona wielokrotnie prosiła go
o spotkanie. Wymawiał się, wymyślając coraz to nowe powody, a jej
listy przybierały na intensywności. Wreszcie mu zagroziła, że skończy tę
szopkę, jeżeli nie pojawi się w umówionym terminie. Nie zdobył się na to,
by jej odpowiedzieć.
Nadszedł dzień wyznaczonego przez nią spotkania, więc chcąc nie chcąc
posłał bilecik madame Star z prośbą o wizytę u Vanessy. Byli
o krok od zlokalizowania pobytu trzeciego śmierciożercy, może Granger
miała mu coś istotnego do przekazania? Musiał schować głęboko swoją męską dumę
i stanąć twarzą w twarz ze swoim pożądaniem. Kto jak kto, ale ona nie
powinna się obrazić za sterczącego kutasa. Złapał się na tym, że z niecierpliwością
czeka na odpowiedź. Co się z nim działo? Przecież nie doświadczył niczego
niezwykłego. Owszem, ostatnio myślał o Granger więcej niż zwykle, bo
w końcu została jego cichym wspólnikiem, któremu w dodatku nie musiał
płacić, ale nie przesadzajmy. Kobieta zawsze była dziwną osobą, lecz do tej
pory nigdy nie analizował jej pobudek.
Jak tak zaczął o tym myśleć, stwierdził, że rozumie Granger. On
oczywiście nigdy by tak nie postąpił, był na to zbyt interesowny i wygodny,
ale co do zasady się zgadzał. Sam bywał częstym gościem przybytków podobnych do
tego w którym pracowała Granger. Miał trzydzieści pięć lat* i w sumie
powinien się ożenić, ale nie miał na to ochoty. Przyzwyczajony do kawalerskiego
życia, nie chciał, by w domu czekała na niego narzekająca żona i stadko
rozwrzeszczanych dzieci. Jego matka uważała, że zmieni zdanie, gdy się zakocha,
a ojciec prychał z kpiną, twierdząc, że to akurat w niczym mu
nie pomoże. Tak więc, nie chcąc sprowadzać sobie na głowę kłopotów w postaci
mających nadzieję kobiet, wolał ulżyć sobie w takiej, która nie oczekiwała
w zamian nic oprócz sakiewki pełnej galeonów. Stać go oczywiście było na
utrzymankę, której nie posuwałby żaden inny troglodyta, jednak w jego
mniemaniu było to pewnego rodzaju zobowiązanie, którego wolał uniknąć. Choć
z pozoru taki się nie wydawał, był osobą niezwykle wrażliwą i empatyczną,
nigdy też nie popierał przemocy wobec kobiet. Gdy usłyszał o nowej
strategii Granger, poczuł oburzenie. Nie, nie na to co wymyśliła, tylko na to,
że sam na coś takiego nie wpadł. Dzięki temu z pewnością zyskałby
kilka punktów procentowych w sondażach, a na dodatek nie
musiałby kłamać i udawać. Zaskoczył go też oddźwięk w środowisku,
w którym się obracali. Oczywiście reakcja mężczyzn była do przewidzenia,
bo ci którzy korzystali z usług łatwych panienek, chcieli wierzyć w to,
że one oddają się im z ochotą i całkowitym uwielbieniem. Niejeden
z nich miał na koncie mocniejsze ekscesy, które zgrabnie zatuszowano.
Ale kobiety? Malfoyowi wydawało się, że chciały czuć się lepsze, być po tej
drugiej stronie. Zapewne większości z nich roiły się sceny gwałtu
całkowicie romantyczne i czyste, a burdel jawił jako miejsce
nieustającej uciechy, z której można zrezygnować, gdy tylko się zapragnie.
Nie chciały wiedzieć, jak jest naprawdę i nawet jeżeli którąś z nich
ukuła wizja roztaczana przez Hermionę, to przecież nie życzyły sobie gościć
w swoim towarzystwie takich kobiet.
Świat był przewrotny.
Draco Malfoy poczuł radosne oczekiwanie, gdy na ciemniejącym horyzoncie
pojawił się Ernest –– jego puchacz. Z niecierpliwością rozwinął skrawek
pergaminu i mina mu zrzedła.
Po raz pierwszy dostał odmowę.
Zirytowany, nie czekając na nic, teleportował się do Londynu. Gdy stał
z groźną miną przed kobietą, żądając wyjaśnień, madame Star niechętnie
przyznała, że Vanessa na dziś ma już komplet i jedyne co może
zaproponować, to noc z inną dziewczyną.
–– Nie chcę innej, zapłacę podwójnie.
–– Panie Malfoy, proszę o wyrozumiałość, Vanessa ma już klientów.
–– Czyli teraz pracuje? –– Draco nie ustępował. Nie rozumiał, co pcha go
tak silnie w stronę Granger. Informacje, które dla niego miała mogły
z pewnością zaczekać do rana, a on oddaliłby od siebie wizję
nieuchronnego upokorzenia. Co prawda prosiła o spotkanie bardziej
zdecydowanie niż zwykle, jakby się czegoś obawiała, ale prawdopodobnie chodziło
tylko o to, że miała już dość.
–– Owszem –– odpowiedziała ostrożnie madame Star, sięgając po klucz leżący
w pierwszej szufladzie biurka. Nie miała śmiałości poprosić go o różdżkę.
Nie w takiej sytuacji.
–– Dziękuję –– rzekł Malfoy biorąc klucz i kierując się do wyjścia.
Jakiś niewytłumaczalny lęk kazał mu ją choćby zobaczyć, upewnić się, że
wszystko jest w porządku. Wszedł cicho w wąski korytarz biegnący tuż
za ścianą pokoju Hermiony. Odchylił wizjer i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Do jego uszu dochodziły stłumione jęki roznoszące się echem po całym
pokoju. Na dużym, skórzanym fotelu siedział z zamkniętymi oczami syn
Dołohowa. Rozebrany był tylko od pasa w dół, zapewne po to, by ukryć
resztki Mrocznego Znaku na przedramieniu, ale o tym wiedział tylko Malfoy.
Jego masywny członek stał twardy, gotowy do użycia. Hermiona klęczała przed nim
z kamienną twarzą. Gdyby Dołohow mógł ją widzieć, zapewne przeszłoby mu
całe podniecenie. Ujęła w dłoń penisa i delikatnie, z wyczuwalnym
znudzeniem zaczęła go pieścić, po chwili dołączając do tego język. Lizała go po
całej długości i choć jej mina pałała obrzydzeniem, Draco i tak,
wbrew sobie czuł narastające podniecenie. Wsunął rękę do spodni i ścisnął
pulsującego członka. W tym czasie Granger dobrała się do jąder Dołohowa
liżąc je i ssąc. Jej pełne piersi ocierały się o ciało śmierciożercy,
a Draco patrzył na nie jak zahipnotyzowany. Tego rodzaju wrażeń
doświadczał po raz pierwszy w życiu. Słyszał przyspieszony oddech
Dołohowa. Po chwili mężczyzna zaczął ciężko sapać, a Malfoy wcale się mu
nie dziwił, bo Granger właśnie wsunęła jego penisa do ust ssąc z udawanym
zapamiętaniem. Czubkiem języka drażniła jego najczulsze miejsca, co jakiś czas
wsuwając całkowicie do ust. Mocno go obejmowała, zachłannie obciągając i
w tym momencie Malfoy zapragnął zająć miejsce Dołohowa. Obojętne mu było
jej pochodzenie i wartości, chciał by Granger potraktowała go tak jak
swoich klientów, choć gdzieś w środku błysnęła mu myśl, że wolałby ujrzeć
entuzjazm w jej oczach. Patrzył zamglonym wzrokiem, jak penis Dołohowa
rozpycha usta Granger na boki. Wyjęła go i zaczęła oklepywać nim swoją
twarz, pozostawiając mokre ślady śliny. Wolno odwróciła wzrok i spojrzała
wprost w szare oczy Draco ukryte za finezyjnym freskiem. Patrzyła dziwnie, aż Malfoy znieruchomiał z wrażenia. Wiedziała? Czy to czysty
przypadek? Jej spojrzenie trwało krócej niż dwie sekundy. Chwilę później
splunęła na penisa, wszystko dokładnie z niego zlizała i ponownie
włożyła go do ust. Obciągała, jak profesjonalna dziwka, w życiu by nie
pomyślał, że tak potrafi i że będzie w stanie po tym, co ją spotkało.
Dołohow wsunął dłoń w kręcone, rude włosy, tym samym dociskając jej
głowę do krocza. Teraz on nadawał rytm, ostro rżnąc jej usta. Raz za razem.
Intensywnie, dosadnie. Bez opamiętania. Hermiona zaczęła się krztusić, ślina
ściekała jej po brodzie. Rękami próbowała odsunąć się od Dołohowa, jednak ten
trzymał ją mocno, jeszcze głębiej wpychając członek. Oczy kobiety zaczęły
wychodzić z orbit.
To był ułamek sekundy. Draco wyciągnął różdżkę i dokładnie wycelował.
***
Siedziała na krześle przykuta łańcuchami, wpatrując się ze zrezygnowaniem
w sędziego. Piąty raz składała zeznania, piąty raz wyjaśniała po kolei kim
jest i pięć razy zaprzeczała temu, jakoby zamordowała młodego Dołohowa.
Problem polegał na tym, że nikt jej nie wierzył. Ostatkiem sił prosiła o test
eliksirem Veritaserum, podając szczegóły z życia gdy była Hermioną
Granger, ale sędzia patrzył tylko z kpiną, nie chcąc tracić czasu na
konfabulującą dziwkę. Granger prostytutką? Akurat!
Dlaczego oszukała przyjaciół twierdząc, że wyjeżdża za granicę na terapię
psychiatryczną? Pluła sobie w brodę, że przez swoje zarozumialstwo nie
powiedziała nikomu o planie swoim i Malfoya. Ci, którzy mogli
zauważyć jej znikniecie, byli przekonani, że przechodzi pranie mózgu, nie chcąc
kontaktować się ze światem zewnętrznym. Nikomu nie przyszło do głowy, że jest
jedną z wielu dziwek zamkniętych w więzieniu. Na Malfoya nie mogła
się powołać, bo nie pomógłby jej nawet gdyby mógł. Przez chwilę wierzyła, że
w tym dniu był za ścianą, podglądając ją i Dołohowa, ale doszła do
wniosku, że to było złudzenie. Przecież zerknęła wtedy w tamtą stronę,
wkładając w to spojrzenie wszystkie niewypowiedziane prośby. Gdyby tam
był, widziałby, co się później stało. Pytanie, co by z tą wiedzą zrobił?
Jak więc wytłumaczyć śmierć Dołohowa? Skąd nagle w powietrzu wziął się
ciężki kandelabr uderzając z taką mocą, że pozbawił mężczyznę życia?
Odciski palców były oczywiście jej, ale to nic dziwnego, skoro przesuwała go
tyle razy. Nikt nie chciał jej uwierzyć, twierdząc w najlepszym wypadku,
że użyła jakiegoś niewerbalnego zaklęcia całkowicie nieświadomie, czując
zagrożenie swojego życia. Były momenty, że sama zaczynała w to wierzyć.
Jedynym, co zastanawiało ją bardziej niż powód śmierci Dołohowa, była
reakcja madame Star. Kobieta całkowicie odmówiła zeznań. Z początku
Hermiona myślała, że nie chce opowiadać się po żadnej stronie ze względu na
nią, ale później doszła do wniosku, że musiało chodzić o coś innego.
Madame Star coś wiedziała, była zamieszana w to morderstwo, ale Hermiona
nie miała pojęcia w jakim stopniu. Nie chcąc wzbudzać jeszcze większych
wątpliwości, milczała o tym szczególe. Stwierdziła, że w sytuacji
kiedy mają cię za wariata, lepiej jest nic nie mówić. Im gorliwiej przekonujesz
do swojej racji, tym gorzej dla ciebie.
Nie odzywała się więc ani słowem, tłumiąc w sobie strach i upokorzenie.
Czuła się winna i bezradna. Zrobiła już wszystko żeby potwierdzić swoją
wersję wydarzeń, mówiła prawdę, błagała o powołanie światków, o jedno
widzenie. Nic nie przynosiło skutku. Po kolejnych pięciu dniach w celi,
poinformowano ją, że wszystkie pracownice burdelu zostały przesłuchane i żadna
nie potwierdziła jej słów. Czy to prawda? Czy były tak zastraszone, że nie
chciały się przyznać do chęci zerwania z nocnym życiem? Czy nie miały
sumienia? Hermiona straciła już nadzieję.
Za kilka tygodni miał się odbyć ostatni proces. Domyślała się, że zostanie
skazana na dożywocie w Azkabanie. W przebłysku czarnego humoru
pomyślała, że może kiedyś spotka tam Malfoya.
*Draco Malfoy na wzór Dantego, jest
w połowie życia
*CDN*
Drogi Czytelniku,
jeżeli jeszcze nie masz dość, jesteś żądny wiedzy i pełen wątpliwości,
pragnę Cię po raz kolejny uspokoić. „Rachunek sumienia” jest pierwszym z serii
tekstów w Festiwalu Strachu. Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej
o rozterkach Malfoya, niepokoi Cię los Granger, jesteś ciekawy pobudek
jakie nimi kierowały, kierują i będą kierować w dążeniu do
osiągnięcia swoich celów –– zapraszam Cię na drugi tekst w serii, pt. „Żal
za grzechy”, który pojawi się na moim blogu, po dopełnieniu formalności
związanych z konkursem.
„Nie ma dotkliwszej
boleści niźli dni szczęścia wspominać w niedoli.”
Dante, Boska Komedia
Piekło, Pieśń V, 121
Miniaturka wraz z kontynuacją została przeniesiona na blog pod adresem katakumby-zycia.blogspot.com
Miniaturka wraz z kontynuacją została przeniesiona na blog pod adresem katakumby-zycia.blogspot.com
Zapraszam!
Nie będzie tu dziś ode mnie pięknego komentarza, za co z góry przepraszam. Przeczytałam ten tekst już jakiś czas temu. Wybrałam go spośród konkursowych, bo miał bardzo intrygujący tytuł. Przeczytałam i potem nie dałam rady przeczytać już nic innego. :D Ale to nie jest źle, a skąd, wręcz przeciwnie. Historia była tak mocna, tak zapadająca w pamięć, że naprawdę należą Ci się wielkie brawa. Komentarza ode mnie, na który ten tekst zasługuje, teraz nie będzie, bo no właśnie... Gdy przeczytam następnym razem (kontynuację również), będę przygotowana na taką dawkę emocji. W tej chwili brakuje mi słów. ;) Ale na pewno tutaj wrócę.
OdpowiedzUsuńDodatkowo przyznam szczerze, że byłam nieźle zaskoczona, gdy zobaczyłam, że to Ty napisałaś tę miniaturkę. Zupełnie się nie spodziewałam! :) Przeczytałam do tej pory chyba jedynie dwa Twoje teksty (choć po egzaminach szykuję się szczególnie na Szach i mat, kochanie :d) i zawsze kojarzyłaś mi się z taką sielankową atmosferą, pełną lekkości i sprawiającą, że się uśmiechałam. A tutaj... WOW, pojechałaś po całości, totalnie mnie zaskoczyłaś, ale najważniejsze - udał Ci się ten tekst.
Dlatego wielkie gratulacje. :)
Ach, a ta cała otoczka, cytaty - kwintesencja po prostu. *_*
UsuńOjej, Twój zachwyt jest dla mnie zaszczytem :) sama byłam zdziwiona tym co wyszło spod moich palców. Pisałam ten tekst w kilka dni, Rzan świadkiem, bo dowiedziałam się o konkursie jakoś późno. To wszystko Asi wina, bo mnie namówiła :D wiesz, ja siebie też tak kojarzę, lekko i przyjemnie, ale pisząc Rachunek sumienia bardzo chciałam przedstawić coś więcej niż kolejną lekką historię. Pamiętam jak z Asią rozmawiałam o pomyśle, ot tak rzucałam kolejne słowa i nagle się zorientowałam, że chce napisać tekst na poważnie... Dziękuję Ci za komentarz. Ja muszę się raz jeszcze dobrać do Wiary więc doskonale Cię rozumiem, bo takie treści zapadają w pamięć, ale nie wraca się do nich ot tak :) raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam!
UsuńKolokwialnie rzecz ujmując to jest jakaś miazga! dawno nie czytałam czegoś co dosłownie trzyma za twarz i nie puszcza do ostatniej linijki. Gratuluje talentu i już wiem, że będę tu częstym gościem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWiesz, łatwo się wypowiadać na temat tekstów słabych, ale jeśli przyjdzie nam siadać do wybitnych, palce zastygają w bezruchu nad klawiaturą.
OdpowiedzUsuńA ten tekst na pewno należy do wybitnych.
Azkaban nie pokazany od tej Rowlingowej, dziecinnej strony - jest, ale cicho sza; nie, ty wykreowałaś tutaj świat pełen przemocy, ale taki, jakim on jest.
Dziękuję za tak wspaniały tekst, przy którym mój to zaledwie kwitek z pralni.
Zachwycona, bijąca pokłony aż do samej ziemi, Galadriel Black ;)
Taki komentarz od Ciebie, to dla mnie zaszczyt! Twój tekst zasłużył na podium, więc to o czymś świadczy. Kwitki z pralni nie zajmują drugich miejsc :) Cieszę się, że moja mini została tak dobrze przyjęta i zapraszam po więcej - już niebawem.
UsuńWielkie brawa, czytałam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następną część!
Bardzo Ci dziękuję 😊
Usuńwow to jest po prostu świetne :D uwielbiam Twój styl pisania i nie mogę doczekać się kolejnej części
OdpowiedzUsuńżyczę weny
Mina
Dziękuję, bardzo mi miło :)
UsuńTo jest genialne. Gorzka historia wprawiająca w przygnębienie. Pokazuje jak ciężkie jest życie, i jaką ponosimy cenę(często niesłuszną) za swoje wybory. Hermiona wydaje się pogodzona z losem ale widzę u niej dużo nadziei. Draco z kolei jest osobą której nie potrafię do końca zdefiniować. Historia ma duży potencjał i choć chwilami okrutna, ogromnie mnie poruszyła. Życzę dużo weny i gratuluję pierwszego miejsca w konkursie.
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że miniaturka się spodobała. Zapraszam po więcej :)
Usuń