5 sierpnia 2016

Iluzjoniści IV


Rozdział IV
***
– Napijesz się herbaty, Ksenofiliusie? – zapytała Molly, widząc pana Lovegooda wchodzącego do jej kuchni.
– Z tobą zawsze, Molly – powiedział uśmiechając się nieznacznie i wyciągnął zza pazuchy butelkę brandy. Postawił ją na stole i zerknął sugestywnie na panią Weasley. Molly wiedziała, że pan Lovegood lubi herbatę z mocniejszą wkładką, ale martwiła się, że popija ją coraz częściej i coraz wcześniej. Nie chciała go jednak do siebie zrazić, więc nie komentowała tego faktu. Złościła się też, gdy Artur nazywał go „starym pijakiem”. Jej mąż niczego nie rozumiał, chodził do tej swojej ważnej pracy, a po powrocie z niej, znikał w warsztacie razem z Ginny i wspólnie grzebali po łokcie w smarach.
Molly nigdy nie rozumiała pasji swojego męża i przez myśl jej nie przeszło, by chociaż spróbować tego dokonać. Całe życie poświęciła rodzinie. Gdy niecałe dwa lata po ich ślubie okazało się, że jest w ciąży, była najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Trwała wojna, która z miesiąca na miesiąc przybierała na sile, jednak  mimo strachu o przyszłość swojej rodziny, cieszyła się z narodzin syna. Wokół szalały zamieszki, nikomu nie można było ufać, a ona była niewzruszona z maleńkim zawiniątkiem przy piersi i czuła rozpierające szczęście. Następne lata rozróżniała tylko dzięki swoim dzieciom, które zmuszały męża do poświęcenia rodzinie więcej czasu. Pamiętała ten okres jako pasmo lęku. Artur był niesamowicie uparty w dążeniu do sprawiedliwości. Nawet go rozumiała. Wiedziała, że chce walczyć o lepsze jutro, ale nie mogła uwierzyć, że nie dociera do niego fakt, że dla nich żadnego jutra nie będzie, jeżeli on wstąpi do Zakonu Feniksa. Jej bracia, Gideon i Fabian, codziennie ryzykowali swoje życie, codziennie wychodzili z domu nie wiedząc, czy jeszcze do niego wrócą. Ona nie mogła sobie pozwolić na utratę Artura, więc może trochę pochopnie, starała się o kolejne dziecko. To był jedyny argument, który był w stanie powstrzymać jej męża. Gdy urodził się Ron, wszystko się jednak zmieniło. Nie wiedziała czy to przez ilość maluchów czekających w domu na zmęczonego ojca, czy ona sama stała się kimś innym będąc zbyt zamkniętą na nowinki ze świata. Fakt był taki, że miedzy nią i Arturem doszło do konfliktu w wyniku którego on wyprowadził się z domu. Zamieszkał w pokoju nad Dziurawym Kotłem i do Nory wpadał tylko dostarczyć zakupy i pobawić się z dziećmi. Molly bardzo cierpiała. Sześciu chłopców, którzy mimo dziesięcioletniej różnicy między najmłodszym i najstarszym, wymagania mieli jednakowe. Wsparciem była dla niej Pandora Lovegood, która chętnie ją odwiedzała by odciążyć w codziennych obowiązkach. Państwo Lovegoodowie nie mieli dzieci, choć Pandora bardzo tego pragnęła i co miesiąc miała nadzieję, że tym razem się uda.
– Nie wiem o co chodzi z tymi dziecięcymi  stopami – zwykła mawiać wracając ze spaceru z kilkutygodniowym Ronem. – Zaczynam nabierać podejrzeń, że są z cieńszej skóry, dlatego czy to słońce, czy deszcz, czy trzydzieści stopni w cieniu, trzeba zakładać im skarpetki.
– Czasem myślę, że niektóre ciocie i babcie, na boku dorabiają w firmach produkujących skarpetki i stąd ten szeptany marketing – śmiała się wtedy Molly zdejmując niewygodne części garderoby z maleńkich stópek Rona. Tak mijały dni, tygodnie i miesiące.
Na początku lipca Lovegoodowie ogłosili szczęśliwą nowinę, Pandora była w drugim miesiącu ciąży. Początkową radość szybko stłumiły dolegliwości i postępujące niezadowolenie ciężarnej. Ksenofilius coraz częściej uciekał z domu pod pretekstem zasięgnięcia rady u Weasleyów, a w rzeczywistości rwał sobie włosy z głowy nie rozumiejąc zmian jakie zachodziły w jego żonie. Pandora o wszystko zrobiła się zazdrosna. Rzeczy do których wcześniej nie przywiązywała wagi, stały się nad wyraz istotne. Tłumaczenie Ksenofiliusa, że świata poza nią nie widzi zbywała niezbyt uprzejmymi argumentami, że jej brzuch nie jest jeszcze tak wielki, by przysłaniać mu świat. Lovegood był bezradny.
W tym czasie Molly była bardzo wdzięczna za jego towarzystwo, choć wolałaby, żeby Artur się opamiętał i wrócił do domu.
– Nie denerwuj mnie, Arturze – próbowała z nim rozmawiać za każdym razem gdy przychodził w odwiedziny do dzieci. A on na to ze stoickim spokojem odpowiadał, że stan jej ducha jest mu całkowicie obojętny. Bill i Charlie zorientowali się już, że miedzy ich rodzicami trwa konflikt, ale nie zadawali pytań. George i Fred powtarzali wszystkim, którzy chcieli ich słuchać, że tatuś ciężko pracuje i dlatego tak rzadko jest w domu. Dopiero jak Ron powiedział „ta-ta” w kierunku Ksenofiliusa, Artur się opamiętał. Molly nie tłumaczyła mu, że te dwa dźwięki są zupełnie przypadkowe, bo Ron był jeszcze zbyt mały by świadomie zwrócić się do kogokolwiek. Grunt palił jej się pod nogami, więc przełknęła dumę i postanowiła wykorzystać nieświadomość Artura.
Zbliżało się Boże Narodzenie. Okres świąteczny sprzyjał miłej atmosferze, dzieci wymuszały na Arturze częstsze i dłuższe wizyty. Po wielu próbach, pewnego grudniowego wieczoru doszli do porozumienia, ponownie znajdując siebie nawzajem.
– Dopadł cię gnębiwtrysk, Molly? – Dotarło do niej pytanie przyjaciela. Spojrzała na Ksenofiliusa siedzącego przy jej kuchennym stole i ze zdziwieniem stwierdziła, że przez tyle lat nic się nie zmienił.
– Wszyscy dziś w takim biegu, a ty? Nigdzie się nie spieszysz, mój drogi?
– Nie – roześmiał się Ksenofilius, nie przywiązując wagi do tego, że Molly nie odpowiedziała na jego pytanie.
– Czemu? – kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, jakby oczekiwała jakiegoś oszustwa.
– Bo na mnie przecież nikt nie czeka – westchnął, przyglądając się uważnie swoim paznokciom.
– A Luna?
– Ona? Od kiedy ma stałą pracę, zrobiła się taka sardoniczna. Nie poznaję jej – westchnął jakby naprawdę było mu szkoda relacji z córką. – Wiesz? Czasami żałuję, że nie mam więcej dzieci.
– Och, to całkowicie zrozumiałe, ale zapewniam cię, że to nie taka prosta sprawa. Dzieci to odpowiedzialność i ciągły kompromis.
– Wam się udało, zawsze byliście taką zgraną parą.
– Doprawdy? – sarknęła Molly, nie mogąc powstrzymać uczucia irytacji.
– Mieliśmy o tym nie rozmawiać, pamiętasz? – Lovegood spojrzał uważnie w brązowe oczy przyjaciółki, w których czaił się ledwo zauważalny cień.
– Oczywiście, masz rację, Ksenofiliusie. Jestem taka niemądra. Bardzo cię przepraszam.
– Teraz nadzieja tylko we wnukach – westchnął Loveggod sięgając po filiżankę herbaty.
    – Na to bym nie liczyła – warknęła Muriel wchodząc znienacka do kuchni. – Obiekt westchnień Luny, jest poza jej zasięgiem.
– Cioci to się lubią trzymać żarty – roześmiała się Molly, notując w pamięci by porozmawiać z dziewczyną. Jeżeli ta stara plotkara się dowiedziała, to za chwilę będą wiedzieć wszyscy, a taki skandal może zaburzyć zbliżającą się uroczystość.
– Nie myl ślepoty z głupotą, moja droga. No, ale skoro już tu jesteście, to przydajcie się na coś i powiedzcie gdzie mogę znaleźć pana Zabiniego?
Ksenofilius wstał i szybko wyszedł z kuchni, nie mówiąc ani słowa. Molly przez chwilę wydawała się zdezorientowana, ale szybko się opamiętała i siląc na spokój odpowiedziała:
– A skąd ja to mogę wiedzieć? Jestem zajęta.
– Właśnie widzę – fuknęła Muriel odwracając się do pani Weasley i mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak lafirynda.
***
Wschodzące jesienne słońce wpadało nieśmiało przez otwarte okno strychu. Sztalugi na których rozpięte były niedokończone płótna, wynurzały się z nocnego cienia, tworząc radosną mozaikę. Draco Malfoy czekał, aż słońce znajdzie się w odpowiednim punkcie, by móc usiąść do pracy. Teraz, stojąc w ciemnym kącie, powtórnie czyścił umyte już wcześniej pędzle, by upewnić się, że nieplanowane barwy nie zniszczą jego koncepcji. Uwielbiał spędzać tu nieliczne wolne chwile, choć towarzystwo mieszkające na niższych kondygnacjach pozostawiało wiele do życzenia. Nie przejmował się tym zbytnio, bo wszystko miało też swoje plusy. Z lubością wspominał co bardziej pikantne momenty na podłodze małego stryszku w którym znajdowała się jego pracownia. Regularne chwile uniesień z Ginny przynosiły mu nie tylko ulgę, ale i satysfakcję na myśl o tym, co by zrobił Weasley i Potter dowiadując się o nich. Nie spotykali się tu zbyt często, by nie kusić losu, ale dawka adrenaliny jaką zażywali w tych nielicznych momentach, potrafiła starczyć na długo. Wiedział, że dziś będzie mógł skupić się tylko na malowaniu, bo wczorajsza wizyta Ginny przeciągnęła się do późna w nocy. Tym bardziej zdziwił się słysząc szybkie kroki zmierzające wyraźnie do jego pracowni. Zamek szczęknął cicho i do pomieszczenia weszła niska osoba, tachająca pod pachą sporych rozmiarów, zwinięte w rulon płótno, a przed sobą pudło z którego wystawały tuby farb oraz nowe pędzle. Snop słonecznego światła sprawiał, że jej sylwetka była niewyraźna. Gdy odwróciła się by zamknąć drzwi, Draco nie wytrzymał i wyszedł z cienia.
– Już się stęskniłaś? – zapytał zmysłowym głosem i zaraz potem ugryzł się w język.
– Malfoy? Co ty tu robisz? – Hermiona upuściła delikatnie płótno trzymane pod pachą.
– O to samo ja mogę się zapytać, Granger. Jakbyś nie widziała, to pracuję i wolę by mi wtedy nikt nie przeszkadzał! – Draco szybko doszedł do siebie po nagłym zaskoczeniu.
– Właśnie słyszę – sarknęła Hermiona. – Zresztą, nieważne. No więc?
– Co "no więc"? – zdziwił się Malfoy.
– Co tu robisz? – zapytała przewracając oczami. Jej włosy były spięte w niedbałego koka na czubku głowy. Miała na sobie jasnoniebieską, jeansową koszule, której brakowało kilku guzików i białe spodnie zawinięte nad kostki.
– Ogłuchłaś? Mówię, że pracuję. Od kilku miesięcy wynajmuję to miejsce dwa razy w tygodniu by móc się zrelaksować.
– To się zdecyduj czy pracujesz, czy się relaksujesz. Nic o tym nie wiedziałam. Kto ci wynajął mój stryszek? – zapytała Hermiona mijając go i stawiając pudło na zagraconym stole.
– Jedno nie wyklucza drugiego, detektywie – powiedział dalej czyszcząc swoje pędzle. – Jak to, twój stryszek? Teraz to ja nic nie rozumiem.
– A niby taki inteligentny. Jakbyś nie zauważył, to jest moja pracownia – powiedziała podnosząc upuszczone wcześniej płótno. – Ostatnio nie miałam czasu tu przychodzić, ale to nie znaczy, że możesz w niej przechowywać swoje graty.
– No co się tak denerwujesz? Muriel nie mówiła nic o tym, że to twój azyl.
– Nie denerwuję się. Skąd ty znasz takie trudne słowa? – roześmiała się z litością w głosie.
– Nie bądź dziecinna – warknął Draco odkładając pędzel i nasączoną rozpuszczalnikiem szmatę.
– Ja jestem dziecinna? – zdenerwowała się Hermiona – To ty prezentujesz urażoną dumę!
– Dumę?  – zdziwił się Malfoy, bo przez chwilę stracił wątek.
– Ja na męskich chorobach psychicznych się nie znam, ale radzę wizytę u specjalisty. A teraz zejdź mi z drogi – powiedziała wymijając go i podchodząc do okna.
– Co? Ale zaraz! Nie możesz tu być, zasłaniasz mi światło!  – zawołał zdezorientowany rozwojem sytuacji.
– Słucham?
– Płacę za to pomieszczenie trzydzieści galeonów tygodniowo, nie odpuszczę!  – zaperzył się mężczyzna.
– Ja też nie mam zamiaru!
Oboje stali z założonymi na piersiach rękami i dyszeli ze zdenerwowania. W tym samym momencie rzucili się do wyjścia, by dopaść ciotkę Muriel i raz na zawsze wykurzyć się z pracowni. Nawzajem. W ciszy szamotali się przez chwilę, walcząc o pierwszeństwo. Nim zdołali otworzyć drzwi, na schodach rozległo się charakterystyczne skrzypienie, które nagle umilkło, jakby ktoś przystanął nasłuchując ich głosów.
– Jeżeli ktoś jeszcze idzie tu malować, to oszaleję – warknęła Hermiona wyciągając rękę do klamki. Draco powstrzymał ją w ostatnim momencie.
– Cicho, głupia – syknął. – Jak uważasz, co pomyśli ten ktoś za drzwiami, jak zobaczy nas tu razem?
– A co ma niby pomyśleć? – zapytała Hermiona i jej wzrok padł na zaróżowione policzki Malfoya. Sama lekko dysząc ze zdenerwowania i niemego wysiłku, czuła, że emocje jeszcze nad nią panują, a pozbawiona kilku guzików koszula nie była najlepszym świadectwem niewinności.
– Widzę, że zrozumiałaś – szepnął Draco.  – Teraz po cichu wycofaj się w ten kąt przy oknie, a ja pozbędę się intruza.
– W kąt… jasne. Masz racje, tam jest tak ciemno…
– Geniusz – syknął Malfoy. – A teraz przestań gadać i idź już.
Po drugiej stronie drzwi ktoś ruszył ostrożnie do góry, ale wcale nie zatrzymał się przy wejściu do pracowni, tylko poszedł dalej. Draco odczekał dłuższą chwilę i upewniwszy się, że kroki umilkły na dobre, machnął ręką na Hermionę, która ostrożnie, mijając różne kartony i skrzynie wydostała się z ukrycia.
– Któreś z nas musi stąd wyjść. Malowanie w takich warunkach i tak nie ma sensu – stwierdził rzeczowo Malfoy.
– Tyle to i ja widzę. Możesz zostać, ja pójdę znaleźć ciotkę Muriel – powiedziała Hermiona, kierując się ponownie do drzwi.
– O nie, tak łatwo ci nie pójdzie. Idę z tobą – warknął Malfoy.
– Niech ci będzie, ale chociaż wyjdźmy oddzielnie. Obiecuję, że na ciebie poczekam, słowo Gryfona.
– Wiesz co możesz sobie zrobić z tym…
Nie dokończył, bo Hermiona czym prędzej otworzyła drzwi i w pośpiechu zbiegła po schodach. Przeskakiwała po dwa stopnie, pędząc w dół, gdy z impetem wpadła na czającego się na półpiętrze Rona.
– Co ty tu robisz?! – zawołali jednocześnie. – Panie mają pierwszeństwo – dodał szybko Ron.
– Chciałam chwilę pomalować, ale pracownia jest zajęta – oburzyła się na nowo Hermiona, nie zauważając spojrzenia jakim Ron śledził górę schodów, bo sama rozglądała się nerwowo na boki. – A ty?
– Ja? – zapytał głośno Ron, co w Hermionie wzbudziło niepokój. – Ja właśnie szedłem cię uprzedzić, że w pracowni już jest…
– Wiedziałeś, że Malfoy wynajmuje moją pracownię?
– Kto?… Znaczy no -- szybko poprawił się Ron.
– Jak zwykle błyszczysz elokwencją. Ta stara wariatka mnie nie uprzedziła. Nie wiesz gdzie się teraz podziewa?
– O mnie mówisz, moja droga? – zapytała Muriel schodząc ze strychu.
– Ależ skąd, ciociu. Ona mówiła o… o kimś innym – zawołał Ron, ściskając mocno rękę Hermiony. Muriel zeszła jeszcze kilka schodków niżej i zatrzymała się tuż nad stojącą parą.
– Nigdy nie umiałeś kłamać, Ronaldzie. Idź teraz na strych, przygotowałam ci kilka skrzyń, które trzeba lewitować na dziedziniec, a ty moja droga choć ze mną. Ach, Ron, powiedz panu Malfoyowi żeby zajrzał do mnie na herbatkę.
– Co? – Ron stał z rozdziawioną buzią, patrząc podejrzliwie na ciotkę.
– Pan Malfoy, w pracowni, Ronaldzie – warknęła ciotka Muriel.
– A no tak, w pracowni. Oczywiście  – powiedział Ron i wymijając ciotkę, zaczął wspinać się na górę.
– Na co czekasz, moja droga?  –  Muriel zapytała Hermionę.  – Chodźmy gdzieś usiąść i porozmawiać. Może jestem starą wariatką, ale będziesz musiała to jakoś przełknąć.
– Oczywiście. Ja... przepraszam  – mruknęła Hermiona podążając za starszą kobietą do jej mieszkania. Weszły do zagraconego salonu. Młodsza z kobiet czuła się wyraźnie skrępowana. Nie lubiła ciotki Rona, ale to nie znaczyło, że chciałaby ją otwarcie urazić. Mieszkała pod jej dachem, a to do czegoś mimo wszystko zobowiązywało. – Ja naprawdę… – zaczęła niezręcznie, ale Muriel od razu jej przerwała.
– Nie przejmuj się, moja droga, jestem przyzwyczajona. Nim dołączy do nas pan Malfoy, chciałabym ci zadać jedno pytanie. Nie przeszkadzają ci kłamstwa Ronalda?
Hermiona przez chwilę nie wiedziała o czym jest mowa. W końcu takie niewinne kłamstewka zdarzają się każdemu, nie tylko jej narzeczonemu. Po prostu nie chciał robić ciotce przykrości, albo się jej wystraszył, co tak naprawdę było bardziej prawdopodobne. Wzięła głęboki oddech i zdecydowanie zaprzeczyła. Muriel zmierzyła ją badawczym wzrokiem
– Nie tego się spodziewałam, ale to wasze życie, więc skoro ci to pasuje... O pan Malfoy  – uśmiechnęła się do wchodzącego mężczyzny.  – Niech pan się rozgości.
Draco spojrzał wymownie na Hermionę i rozsiadł się w fotelu najbardziej od niej oddalonym.
– Nie czas na głupstwa, panie Malfoy – warknęła Muriel uchwyciwszy jego wzrok. Draco wyraźnie się zmieszał, ale nie miał odwagi zaprotestować, za bardzo zależało mu na pracowni i… jej walorach.
– No to o czym chcieliście ze mną rozmawiać? – widząc szybką wymianę spojrzeń dwojga młodych, roześmiała się i stwierdziła: – zastanawiacie się skąd wiem? Słyszałam o waszej wymianie zdań w mojej pracowni. Więc jak? Macie jakiś problem?
– Właściwie… – zaczęła Hermiona, ale Draco pospiesznie wpadł jej w słowo.
– Właściwie to nie, po prostu byliśmy zaskoczeni. Miejsca jest dużo, ja przychodzę tylko dwa razy w tygodniu, jakoś się podzielimy, nie ma obawy – paplał Draco dzielnie znosząc palące spojrzenie Granger.
– Tak myślałam – ucieszyła się ciotka Muriel, nalewając im herbaty, którą przed chwilą przyniósł skrzat. – Powiedzcie mi, moi drodzy, nie widzieliście dziś pana Zabiniego?
Hermiona automatycznie pokręciła głową, a Draco zakrztusił się łykiem napoju, który właśnie wziął do ust. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie trawił tego człowieka, a odkąd tamten pojawił się się w Popielisku, nie mógł zdzierżyć jego obecności. Jako jeden z nielicznych wiedział, że Zabiniego i Wesleyównę łączyło coś w przeszłości i fakt, że Blaise zaczął się znowu kręcić w pobliżu, był nie do zniesienia. Jak tak o tym myślał, to Ginny była obiektem zazdrości kochanka o jej byłego kochanka. Przykre, że nikt nie liczył się z Potterem, ani wtedy, ani teraz.
– A Pottera? – drążyła starucha, patrząc wymownie na Hermionę, która nagle wyraźnie zbladła. Malfoy spojrzał zaintrygowany na Granger. Wiele by dał, by móc w tym momencie użyć legilimencji, jej reakcja była zdecydowanie niecodzienna. – No trudno, to nie będę was zatrzymywać, z pewnością macie wiele zajęć. Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia.
– Do jakiego porozumienia – warknęła Hermiona gdy już wyszli z mieszkania ciotki Muriell. – Co to miało być, Malfoy?
– Ciszej, wariatko – syknął Draco biorąc ją zdecydowanie pod ramię i prowadząc w stronę pobliskiego wykuszu. – Przecież wyraźnie dała do zrozumienia czyja jest ta pracownia. Jak zaczniemy się z nią kłócić, to wyrzuci nas oboje, a ja mam pewne… powody dla których chcę wynajmować właśnie to pomieszczenie.
– Tyle to się domyśliłam. Nie chcesz mi o czymś powiedzieć – szepnęła rozglądając się na boki i ignorując nadal zaciskającą się na jej przedramieniu dłoń mężczyzny.
– Tobie? – zdziwił się Malfoy.
– No tak, nie było tematu. Więc co proponujesz?
Draco zbliżył się jeszcze bardziej do Hermiony, tak że zapach trawy cytrynowej bijący od niego zrobił się bardzo wyraźny. Odsunęła się nieznacznie, opierając plecami o ścianę i wpatrując z przerażeniem w oczach na coś, co znajdowało się za mężczyzną.
– Nie przeszkadzajcie sobie – zakpił Zabini. Draco w jednej chwili puścił ramię Granger i obrócił się w stronę Blaise’a.
– Co masz na myśli, Zabini? – warknął Malfoy, mierząc intruza od stóp do głów.
– Chyba nie trudno wyciągnąć wnioski. Kto by pomyślał, wielmożny pan Malfoy i zwykła… dziewczyna – roześmiał się Blaise.
– Nie twój zafajdany interes – uniósł się blondyn, ale Hermiona złapała go za ramię.
– Nie warto, Draco, daj spokój.
Malfoy był tak zdenerwowany, że nawet nie zwrócił uwagi na chwilowo zmienioną formę ich relacji. Zabini spojrzał w oczy Hermiony i rzekł:
– Przekaż Potterowi moje kondolencje, nie ma chłopak szczęścia – odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, a tym razem to Malfoy musiał powstrzymać Hermionę przed rzuceniem się na oddalajacego się mężczyznę.
– Przysięgam, że na do widzenia potraktuję go jakąś paskudna klątwą. Przysięgam – warknęła kobieta, poprawiając swoją koszulę.
– Możesz liczyć na moją pomoc, nigdy go nie lubiłem – roześmiał się Malfoy.
***
W tym samym czasie Ron stał zdenerwowany w kącie dużego strychu i próbował sobie wszystko poukładać w głowie. Muriel nie lubiła Hermiony, więc była szansa, choć bardzo znikoma, że nic jej nie powie. Ale co jeśli już to zrobiła? Co jeśli wszyscy się o tym dowiedzą.
     – Musimy z tym skończyć – rzekł patrząc na tonącą w porannym słońcu panoramę Devon.
– Rozumiem, spodziewałam się tego odkąd Muriel stąd wyszła. Myślisz, że nas wydała? – powiedziała Luna wstając ze starej skrzyni. Duży strych był mocno zaniedbany. W przeciwieństwie do małego stryszku, tu panował wieczny półmrok z którego wyłaniały się kształty dawno zapomnianych gratów. Muriel kilka razy udaremniła wyrzucenie kilku niepotrzebnych rzeczy, karząc przynieść je tutaj i spychając w studnię zapomnienia. Stare szafy, krzesła z powyłamywanymi nogami, komody z oderwanymi szufladami. Nikomu nie chciało się naprawiać tych przedmiotów. W powietrzu unosiła się delikatna mgiełka zapomnianej magii.
– Nie wiem, nie dała niczego po sobie poznać, ale nie była zaskoczona, że spotkała mnie i Hermionę.
– To ja jej powiedziałam o kłótni Draco i Hermiony w pracowni, bo pytała o krzyki zza ściany. Musiała czekać tutaj dłuższą chwilę, ponieważ ja idąc tu słyszałam tylko kilka zdań.
– Nie przejmuj się, może to świadczy o tym, że jednak nie ma zamiaru nas wydać, jeżeli spełnimy jej warunek i się rozstaniemy – Ron odwrócił się i podszedł do Luny. Przygarnął ją do siebie i zaczął kołysać w ramionach. – To tylko na jakiś czas. Niedługo sprawa morderstwa się wyjaśni, Zabini stąd wyjedzie, a ciotka zajmie się swoimi sprawami.
– Tak, masz rację. Teraz powinniśmy skupić się na pogodzeniu Harry’ego i Ginny, prawda? Ślub już za pasem, a oni ciągle się kłócą.
Po twarzy Rona przemknął ledwie zauważalny cień. Westchnął głęboko i wypuścił Lunę z objęć. Odszedł kilka kroków.
– Nie wiem już jak mam mu przemówić do rozumu. Jest taki uparty, a ja bym chciał, żeby był szczęśliwy.
– Wiem, Ginny też jest uparta. Czasami się zastanawiam, czy oni naprawdę powinni się pobrać. Jak myślisz?
– Nie jestem chyba najlepszym adresatem tego pytania, ja i Hermiona też się nie dogadujemy, a jednak chcę się z nią ożenić.
– I dlatego spotykasz się ze mną?
– Chcesz mi teraz zafundować umoralniającą gadkę?
– Nie, po prostu nie wszystko rozumiem – stwierdziła cicho Luna. -- Chodźmy już. Ja wyjdę pierwsza, a ty lewituj wreszcie te pudła o które prosiła Muriel.
– Masz rację, to idź – mruknął Ron wyjmując różdżkę.
    Luna popatrzyła ze smutkiem na mężczyznę, który przez pewien radosny moment był dla niej kimś ważnym i postanowiła porozmawiać z Hermioną. Nadal czuła, że nie zrobiła nic złego, na to zbyt dobrze znała pannę Granger, ale nie chciała już dłużej kłamać. Przynajmniej tyle była jej winna. Bała się, że Hermiona mimo wszystko będzie cierpieć, że już nigdy nie obdarzy jej zaufaniem, ale między nią i Ronem nie doszło jeszcze do niczego poważnego, może to wystarczy, by nie stracić przyjaciółki.



8 komentarzy:

  1. Cześć, cieszę się z nowego rozdziału bardzo, bardzo. :)
    Na początku nie byłam aż tak bardzo zafascynowana Iluzjonistami, ale to się zmieniło. Ciekawi mnie cała ta sprawa i Zabini.
    Odpoczywaj, czerp radość z życia i wszystkiego najlepszego bez okazji.
    DP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się jak zawsze. Miło mi, że się przekonałaś do tego opowiadania, ono będzie takie trochę zagmatwane, jak brazylijska telenowela, hahaha 😄 dziękuję, staram się czerpać z życia wszystko co najlepsze czego i Tobie życzę :)

      Usuń
  2. Cześć, cieszę się z nowego rozdziału bardzo, bardzo. :)
    Na początku nie byłam aż tak bardzo zafascynowana Iluzjonistami, ale to się zmieniło. Ciekawi mnie cała ta sprawa i Zabini.
    Odpoczywaj, czerp radość z życia i wszystkiego najlepszego bez okazji.
    DP

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział. Jakie to każdy ma tajemnice��
    Jedno mi nie zgadza. Luna czasem nie jest starsza od Rona?
    A wiec Hermiona dowie się że jest zdradzana. Przykro to przeżyć.
    Ginny zdradza przed ślubem. To po co się żeni niech lepiej od razu zerwie i nikogo nie rani.
    Sądzę że w tym wszystkim kluczem będzie Zabini.
    Mam nadzieję że kolejny rozdział będzie wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, po czym wnioskujesz, że Luna jest starsza od Rona? Jest młodsza o 11 miesięcy, rocznikowo jest w wieku Ginny :) jedyne co mogę zdradzić to fakt, że w tym opowiadaniu zachowanie postaci jest mało kanoniczne i wiele się jeszcze wydarzy :) nie wiem kiedy będzie następny rozdział, bo szlifuję drugą część Festiwalu strachu, piszę Cnsz i muszę skończyć Antidotum. O Śladach nawet nie wspominam. Za dużo tego się narobiło, więc nie wykluczone, że przyjdzie czekać na ukończenie chociaż trzech z ww. tak jak zrobiłam to przy SimK :)

      Usuń
  4. Ale się dzieje w tym rozdziale!
    Draco i Ginny? To pięknie mnie załatwiłaś! W życiu nie pomyślałam, że czeka nas taki zwrot akcji!
    Dalej Ron i Luna - lubię ich połączenie, dlatego też mam nadzieję, że Hermiona szybko dowie się, że coś ich łączy (ciotka Muriel pewnie się o to postara).
    W ogóle - postać Muriel jest taką perełką! Uwielbiam ją!
    I wreszcie Ksenofilius i Molly - czyżby za ich przyjaźnią kryło się coś więcej i Ginny nie była córką Artura, tylko właśnie Lovegooda? Takie odniosłam wrażenie po przeczytaniu fragmentów o nich...
    I nadal nie zdradziłaś kto został zamordowany! :(
    Pozdrawiam ciepło, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny blog i fajne opowiadania, nie obraz się ale uważam, że za dużo opowiadań piszesz na raz to rozprasza uwagę skup się na jednym wybranym zakończ i przejdz do następnego , od dłuższego czasu czytuje blogi potterowskie i na ogół kończy się takie postępowanie porzucaniem bloga a masz naprawdę ciekawe i interesujące pomysły szkoda by było zaprzescić twoją pracę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obrażam się, bo sama nad tym bardzo ubolewam, jednak nie zmienię nic ;) Cns jest na ukończeniu, więc zostają Ślady i Iluzjoniści, a mam za dużo pomysłów, by pisać tylko jedno opowiadanie. Miniaturek nie liczę, bo piszę je wedle nastroju (i tak Antidotum czeka od roku prawie. Bloga nie porzucę, za dużo tu mnie, ale czas nie pozwala mi ostatnio być punktualną z kolejnymi rozdziałami. I pomyśleć, że Wjn napisałam w 9 dni ;) pozdrawiam ciepło

      Usuń