4 kwietnia 2016

Ślady X


Witajcie w ten słoneczny dzień. Przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem Śladów. Miałam dziś skończyć rozdział Iluzjonistów, ale zafascynowana sceną z serialu Rodzinka.pl, postanowiłam inaczej. Zapraszam :)
 
Rozdział X

Ron Weasley był zły. Zastępował dziś Georga w pracy i mimo, że dzień dobiegał powoli końca, wiedział, że nie będzie dane mu odpocząć. Harry i jego grupa zwiadowcza powinni lada moment dać znać, czy  udało im się znaleźć Narcyzę. Jego rodzice w tej chwili próbowali uporać się z Lucjuszem Malfoyem, zapewniając mu spokój i bezpieczeństwo, Ginny zniknęła w bliżej nieokreślonym miejscu, wykonując jakieś polecenie Harry’ego, a Luna i Neville siedzieli nad najnowszymi wykresami Gantta, które zostawiła im Hermiona w celu uzupełnienia i przekazania Georgowi. Jak zwykle nie chciała przyjąć do wiadomości, że coś może po prostu nie zostać zrobione, skoro sytuacja diametralnie uległa zmianie. Ron miał ochotę powiedzieć bratu, by sam zajął się uzupełnieniem projektu rozwoju własnej firmy, ale jak patrzył na jego spracowane ręce i podkrążone oczy, zwyczajnie robiło mu się go żal i nie wypowiadał ani jednego słowa.

Stał za ladą udając, że słucha czczej paplaniny panny Patil, która miała nadzieję spotkać tu Lunę i nie zrażona nieobecnością koleżanki, postanowiła umilić mu i tak trudne popołudnie. Ron wychodził z siebie, by zrozumieć swoją partnerkę i jej przyjaźń z Padamą, ale do tej pory nie osiągnął sukcesu. Padama zamiast „dzień dobry” czepiła się faktu, że Ron wypił sobie dla rozluźnienia szklaneczkę Ognistej Whisky Ogdena – w końcu było już po siedemnastej, a on miał za sobą naprawdę ciężki dzień. Rzuciła się na niego z umoralniającą gadką, że alkohol szkodzi jego plemnikom i Luna nigdy mu nie wybaczy tego, że ich dzieci w kodzie genetycznym będą miały zagnieżdżone ciągoty alkoholowe. Potem odpytała go na okoliczność dbania o jego lędźwia i absolutnie nie przejęła się subtelną uwagą Rona, że takie rzeczy nie powinny ją w najmniejszym stopniu interesować. Następnie zaczęła wypytywać go o Hermionę. Ron wyłączył się jakieś półtorej godziny temu i tylko kiwał głową w odpowiednich momentach. Przynajmniej miał taką nadzieję.

– Idę – mruknęła Padama zgrubionym od ciągłego gadania głosem. Podniosła się ciężko z fotela, podsuniętego uprzednio przez Rona i złapała się wymownie za dolną część pleców. Rudzielec odetchnął z ulgą, ciesząc się w duchu, że będzie mógł wreszcie zamknąć sklep.

– Ben! Weź pomóż zanieść pani te rzeczy do samochodu – krzyknął na swojego pomocnika, dbając o to, by jak najszybciej pozbyć się ciężarnej Padamy. W normalnym stanie ledwie dało się z nią wytrzymać, ale odkąd zaszła w ciążę, była nie do zniesienia. Teraz zachowywała się, jakby była już w piętnastym miesiącu, choć wedle wyliczeń Rona, niedawno zaczął się piąty. A może szósty?

– Teraz? – odezwał się niechętnie Ben, który na zapleczu bajerował swoją nową dziewczynę.

– Nie, za dwa lata. Weź rusz dupsko! – zezłościł się Ron. Sam, chcąc być uprzejmym, przywołał z wieszaka cienki, fioletowy płaszcz Padamy i rozłożył go, ułatwiając jej ubranie się. Podeszła niechętnie z zaskakująco ponurą miną. Ron zastanowiał się co tym razem zrobił nie tak, ale po błyskawicznej analizie stwierdził, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Odetchnął z ulgą.

– Ale przestań, no. Co ty mi tutaj tak nadskakujesz? Może ja mam chrypę, ale nie jestem chora, jestem w ciąży, poradzę sobie!

Ron nie bardzo wiedział o co chodzi, więc postanowił szybko wyjaśnić:

– Nie chce żeby coś ci się stało – zapewnił, myśląc, że ją to ucieszy. W końcu miała ze sobą chyba z dziesięć toreb różnej wielkości i przez cały czas pobytu w sklepie powtarzała, jak bardzo jest jej ciężko, jak niemożliwie puchną nogi i męczy zgaga, a fakt, że nie może się teleportować, ani korzystać z sieci Fiuu jest nie do wytrzymania. Ron starał się nie zwracać jej uwagi na fakt, że gdyby odesłała do domu swoje zakupy, byłoby jej o wiele lżej. Już słyszał jak trzeszczy „Nie mów mi co mam robić, Ronaldzie”…

– Ale co ma mi się stać przy zakładaniu płaszcza, przepraszam? Uduszę się zwisającym rękawem? Czy pożre mnie krwiożerczy guzik? – zdenerwowała się Padama. – Może skończysz z tym co?

– Ale… ja nie o tym myślałem, chodzi mi… – Ron wyraźnie nie radził sobie z nagle wybuchłą sytuacją. A tak dobrze mu szło.

– Ja doskonale wiem o co ci chodzi! Chodzi o twoje szowinistyczne, stereotypowe nastawienie do kobiet w ciąży!

– Feministyczne nastawienie? – Ron nie wierzył własnym uszom. Ta kobieta była naprawdę niesamowita.

– Oczywiście że tak, nie udawaj głupka, Ron. Kiedyś może i byłeś zabawny, ale teraz jesteś tylko śmieszny. Ja po prostu nie wiem czemu wy nas traktujecie jak takie infantylne pierdoły w tej ciąży. Infantylne takie o, nic nie mogą, z niczym sobie nie radzą, nic nie potrafią. I nagle zjawia się pan i władca Ziemniaczanej Doliny, i on tak pomaga, pomaga i tak się dobrze czuje, że pomaga. Wiesz kim jesteś? Spasionym kartoflem, po prostu jesteś.

– Ale przecież jesteś w ciąży… – uszy Rona przybrały odcień ciemnego karmazynu, ale dzielnie starał się nie zwracać uwagi na obelgi rzucane pod swoim adresem. Ben zamarł z torbami w ręku i przyglądał się rozwojowi sytuacji.

– Ale, ale…– przedrzeźniała go Padama, wyraźnie się rozkręcając. – I co z tego, że jestem w ciąży? Ty w tym momencie, niewerbalnie dajesz mi do zrozumienia, że ja bez ciebie dwóch kroków nie zrobię! Ja jestem w ciąży, a nie na łożu śmierci! Rozumiesz? A czy ty wiesz co kobiety robią w ciąży? Kobiety w ciąży przepływają przez kanał La Manche, wchodzą na Mont Everest, biegają maratony. One nawet walczą w Afganistanie, żołnierki takie, mugolki w ciąży, no. Strzelają i biją się, i wcale różdżek nie używają, a nie na wózkach inwalidzkich jeżdżą i pasą dupska obżerając się na kanapie!

– No, ale…

– Słuchaj, Ron, nie bądź taki paterdeistyczny, tyle ci powiem!

– Pate-co? Nie ważne zresztą. Młody, zostaw te rzeczy, Padama sama je sobie zaniesie – warknął Ron, licząc w duchu do dziesięciu.

– Ale ty cham jednak jesteś, wiesz? Złośliwy cham z ciebie, Ron! Labilny emocjonalnie alkoholik w dodatku!

– Masz rację, Padamo – odezwał się Ron przesłodzonym tonem. – Dla odmiany – ty jesteś brzydka. Z tym, że ja jutro rano będę całkiem trzeźwy.

Padama wyraźnie się zapowietrzyła, ale Ron nie czekał na jej reakcję, tylko czym prędzej zniknął na zapleczu sklepu.*

 

***

– Spokój – powiedziała Minerwa McGonagall wchodząc do nasłonecznionej klasy transmutacji. Uczniowie natychmiast zajęli swoje miejsca, choć w powietrzu unosiła się rozluźniona atmosfera nadchodzących wakacji. – Za tydzień podejdziecie do egzaminu jednego z najważniejszych w swojej karierze. Wierzę, że jesteście na tyle dojrzali, by wziąć na poważnie zbliżające się zadanie. Nie muszę wam przypominać, że SUMY są brane pod uwagę w podaniu o pracę. Proszę abyście dziś realnie ocenili własne umiejętności i uczciwie wykorzystali tę lekcję na przypomnienie zaklęć, które nie są waszą najmocniejszą stroną. Zostawię was teraz samych i to jak wykorzystacie podarowany wam czas, będzie najbardziej świadczyło o tym, kim jesteście.

Uczniowie patrzyli zaskoczeni na swoją nauczycielkę, która wyjmując z szafy wielką klepsydrę i stawiając ją na biurku przesypującym piaskiem w dół, nie odezwała się już ani słowem. Rzuciła ostatnie srogie spojrzenie na swoich wychowanków i opuściła klasę.

Zamykając za sobą drzwi spojrzała na podręczny zegarek i przyspieszyła kroku. Nie martwiła się o pozostawionych w klasie uczniów, piątoroczni Gryfoni stanowili najbardziej rozsądną grupę wśród wszystkich klas jakie miała przyjemność nauczać. Zaintrygowana wiadomością, jaką dostała od Pottera, prawię biegła do swojego gabinetu.

Weszła do owalnego pomieszczenia oddychając ciężko, choć odległość od klasy transmutacji do biura dyrektora nie była znowu tak wielka. Rozejrzała się szybko i z ulgą stwierdziła, że Harry’ego jeszcze nie ma. Usiadła za biurkiem i wyciągnęła pierwszą szufladę. Wyjęła zwitek lekko żółtego pergaminu, rozprostowała go i przebiegła wzrokiem tekst. Upewniwszy się, że nie pomyliła godzin, machnęła krótko różdżką przywołując do siebie herbatę i ciasteczka. Miała nadzieję, że Potter zjawi się lada moment.

Jakby przywołany jej myślami, Harry pojawił się wirując w kominku wśród jasnozielonych płomieni. Po chwili wyszedł  z rusztu, otrzepał szatę, machnął delikatnie różdżką, a sadza i popiół, które unosiły się jeszcze w powietrzu, zniknęły bez śladu.

– Dzień dobry, profesor McGonagall. Przepraszam za bałagan – ukłonił się lekko, spoglądając na swoją byłą opiekunkę domu.

– Nic nie szkodzi, Potter. Siadaj proszę i weź ciasteczko – powiedziała Minerwa głosem nabrzmiałym od emocji. Lubiła tego chłopaka.

– Zawsze ceniłem te chwile – uśmiechnął się Harry siadając na krześle i sięgając po filiżankę herbaty.

– Powinnam zapytać co u ciebie, ale nie ukrywam, że zjada mnie ciekawość, więc zapytam po prostu: z czym przybywasz?

– Bardzo się cieszę, że przechodzimy do konkretów, bo na konwenanse zapewne znajdziemy jeszcze czas, którego w tej chwili nam brak – Harry upił łyk herbaty, rozkoszując się tą krótką chwilą w której mógł podziwiać zniecierpliwienie McGonagall. Szybko jednak się opamiętał. – Potrzebuję pomocy.

– Domyślam się, ale przejdź do rzeczy.

– Oczywiście. Zdaje sobie pani zapewne sprawę z tego, jak ciężkie warunki postawiła przed Hermioną?

– Impertynent – syknął Snape wychylając się z fotela.

– Dziękuję za uznanie, profesorze – roześmiał się Harry, puszczając oko do Mistrza Eliksirów tkwiącego w ramach portretu.

– Severusie – mruknęła Minerwa obawiając się sprzeczki.

– Tak się tylko droczę – uśmiechnął się Severus i zwrócił do Harry’ego: – to z czym przychodzisz nie jest jej zasługą.

– Domyślam się, profesorze, dlatego poprosiłem o spotkanie tutaj. Profesor Dumbledore powiadomi nas gdy wszystko będzie gotowe, zmuszony jestem jednak prosić o pani zgodę, pani profesor.

– Mów jaśniej, Potter, bo czuję się niezręcznie jako jedyna nie wiedząc o czym rozmawiamy.


McGonagall badawczo przyglądała się swojemu byłemu wychowankowi, który wyraźnie zmężniał, ale w ocenie Minerwy stracił też kilka cech charakteru, które kiedyś dodawały mu uroku. Był zbyt opanowany, zbyt...dorosły.


– Już tłumaczę, w wielkim skrócie oczywiście. Znaleźliśmy Narcyzę Malfoy i udało się nam ją uwolnić. Jej stan jest niestety krytyczny. Z oczywistych względów nie możemy prosić o pomoc w Świętym Mungu, a na transport za granicę jest zbyt osłabiona. Czy na czas koniecznej rekonwalescencji, możemy liczyć na waszą pomoc? Jest potrzebna opieka medyczna i wiedza z zakresu eliksirów. Potem przeniosę ją i Lucjusza do kawalerskiego domu Syriusza. Mówię wam to w największym zaufaniu.

– A co z Draco? – zaniepokoił się Snape.

– Jest cały i zdrowy, choć nie jestem pewien czy już odzyskał pamięć. Nastąpiły pewne…eee…komplikacje.

– Co masz na myśli? – tym razem to McGonagall nie wytrzymała z pytaniem.

– Wszystko wyjaśnię po kolei, ale najpierw muszę wiedzieć, co jesteśmy w stanie zrobić dla Narcyzy.

– Nonsens. To przecież oczywiste, że jej pomożemy – McGonagall wstała i podeszła do kominka, wsypała szczyptę zielonego proszku i weszła w płomienie.

– Dziękuję ci, Potter – odezwał się Snape przyglądając się jak Minerwa znika w płomieniach. Harry spojrzał w czarne jak żuki oczy byłego profesora i skinął głową. Nie był pewien czy znając wszystkie fakty, lubi go bardziej niż kiedyś.

***

Ted Brink z przerażeniem wpatrywał się w kobietę, która kiedyś była jego matką. Ordynator powiedział mu, że jej mózg nie zarejestrował śmierci synowej, która popełniła samobójstwo, krótko po wypadku swojej córki. Choć Ted nadal chował urazę było mu jakoś niezręcznie, że do tej pory nie zainteresował się losem swojej matki. Obwiniał ją nie tylko o stratę jedynej córki, ale również o śmierć żony, ale nie wyciągnął wniosków z ostatniej tragedii. Po raz kolejny zapomniał, że inni też cierpią. Lekarz stwierdził, że to wielkie szczęście, że umysł staruszki zatrzymał się prawie szesnaście lat temu. W jej mniemaniu, ukochana wnusia wciąż żyła, a babcia mogła ją pielęgnować i rozpieszczać. Ordynator wytłumaczył, że personel szpitala nie wyprowadza jej z błędu. Każdy pielęgnuje w niej żywe nadal wspomnienia, bojąc się obudzić w kobiecie teraźniejszość. Ted nie umiał zdecydować czy mu się to podoba. Zerknął nerwowo w stronę towarzyszącego mu mężczyzny, który gestem próbował go ośmielić.

Serce waliło mu jak oszalałe. Co powinien zrobić? Podejść do niej, rzucić się na szyję? Zaczekać, co ona zrobi? Zdać się na swoje uczucia? Nic nie czuł. Był tak spięty, że bał się, iż przy najdrobniejszym ruchu się rozsypie. Tak długo czekał na tę chwilę, choć nigdy się do tego nie przyznawał. Ujrzał matkę na tle gasnących promieni słonecznych, wpadających przez otwarte okno. Była wymizerowana, twarz miała białą jak ściana, co sprawiało, że ciężko było dostrzec linię włosów. Za duże ubranie wisiało na niej niekształtnie. Spodziewał się ujrzeć ją w kuchennym fartuchu, przepasanym wokół bioder, dobrze odżywioną, z zaróżowionymi z emocji policzkami. Mógłby wtedy wypomnieć jej godne warunki życia, przelać na nią swój żal oraz nienawiść, mieć pretensje i słuchać jej kajania. Ale teraz? Czuł, że powinien coś powiedzieć – a może to ona powinna się pierwsza odezwać? Dać jakiś znak? Zachęcony wyciągniętą ręką ordynatora, ruszył przez pokój, szurając nogami. Jego nowe, lśniące buty skrzypiały na dębowej podłodze. To nie może być jego matka, ta okropnie wyglądająca starucha. Gdzie podziała się korpulentna, pełna życia kobieta, która go wychowała? Boże, co oni z nią zrobili? Co on zrobił swojej matce? Jak wielkim był egoistą?

Zobaczył jak rozejrzała się bacznie po pokoju. Przemawiając jakimś obcym, spieszczonym językiem, lulała na rękach sporej wielkości lalkę. Ted poczuł, jak oczy pieką go od łez.

Patrzył jak staruszka próbuje rąbkiem tetrowej pieluchy, wytrzeć kącik lalczynych ust. Widział z jaką czułością kobieta tuli plastikowe ciało, owinięte w różowy kocyk z misiami. Do jego uszu dotarła zakurzona w magazynie pamięci melodia i nagle zrozumiał, czym był spieszczony język. Jego matka śpiewała kołysankę, tę samą przy której uwielbiała usypiać jego córka. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Jakby bez udziału woli, uklęknął i wtulił swoją głowę w matczyne kolana, nie mogąc powstrzymać łez, które niekontrolowanie popłynęły mu po policzkach.

– Ciii, synku, obudzisz Lisę. Zaraz podam ci obiad i opowiesz mi co się znowu stało.



***

– Narcyza jest ich jeńcem, nawet jeżeli nie figuruje na żadnej liście zaginionych. Rozumiecie? Ukrywamy się już tak długo, a nikt nie zainteresował się naszym zniknięciem. Wszyscy wolą wierzyć w to, że wyjechaliśmy za granicę, chcą mieć czyste sumienie. Molly, gdzie jest moja żona? Wy ją w to wciągnęliście, więc wy powinniście ją odszukać. Od kilku godzin karmicie mnie tą samą śpiewką. Mam już tego dosyć. Oddałem wam swojego syna, oddałem żonę, a teraz wy mi mówicie, że nie możecie ich znaleźć, że nie macie żadnych danych? Czy oni chociaż żyją?

– Lucjuszu, postaraj się nas zrozumieć. Nie możemy, nie wiemy ile powinniśmy ci powiedzieć. Nie znamy całej prawdy – Molly starała się przemawiać łagodnie. Współczuła temu człowiekowi i choć w przeszłości napawał ją obrzydzeniem, starała się mu pomóc.

– Już to mówiłaś. Kiedy wróci Potter? Oświadczam, że nie zostawię tak tej sprawy. Zrobię wszystko – powiedziawszy to, umilkł na chwilę, by dodać z rozpaczą: – Rany, jakie to żałosne, przecież ja już nic nie mogę zrobić – z jego krtani wyrwał się niekontrolowany szloch. – Chcę po prostu wiedzieć, co się stało z moim synem i moją żoną. Zajmujecie się tymi swoimi ściśle tajnymi bzdurami i kłamstwami, którymi wszystkich karmicie, a mi nie mówicie nic. To nie fair.

– Obiecuję, że jak tylko będę coś wiedział, to natychmiast ci powiem – wtrącił się Artur, kładąc dłonie na ramionach swojej żony. Molly i Lucjusz siedzieli przy wyszorowanym do białości stole, w suterenie domu przy Grimmlaud Place numer 12. Malfoy zdawał się nie wiedzieć gdzie jest, bo zapewne odwiedzając ciotkę Narcyzy, nie gościł nigdy w kuchni. Artur obawiał się jednak, że olśnienie może nadejść wraz z zobaczeniem większej ilości pomieszczeń. Nie wiedział, co Harry planował, jednak obawiał się, że ten pomysł jest dziurawy niczym sito.

– Przepraszam was. Łudzę się nadzieją, Weasley. Tylko ona mi została. Merlinie, jak ja łudzę się nadzieją – powiedział smutno Lucjusz. W jego oczach tliły się iskierki obłędu. – Myślałem, że jeśli uciekniemy, znikniemy im z oczu, to dadzą nam spokój. Ale nikt się tym nie przejął, nikt nie zauważył, że żyjemy jak zaszczute zwierzęta. Dlaczego? Nie, nie odpowiadaj – rzekł widząc otwierające się usta Molly. – Doskonale znam odpowiedź.
 

 
 
 
 
 
*ciążowa scena pochodzi z serialu Rodzinka.pl i nieodmiennie mnie bawi :D

9 komentarzy:

  1. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie powiadomiłaś mnie o nowej części - a to po prostu niewybaczalne! ;)
    Ciążowa scenka była wspaniała - ubawiła mnie do łez! I przywołała parę wesołych wspomnień!
    "Potter [...] weź ciasteczko" - odwołanie do sceny z HP (jeden z moich ulubionych) - wspaniała rzecz! A i fragment ciekawy - ale liczyłam na dalszy ciąg rozmowy.
    Część z Tedem - podoba mi się, że pokazałaś to, że mężczyzna czuje wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił. Że wróciłaś do tych bohaterów, a nie 'porzuciłaś' wraz z opuszczeniem placówki.
    I wreszcie Lucjusz - mówiłam już, że lubię go w takim wydaniu? Naprawdę podoba mi się to, jak kreujesz tu jego postać.
    Pozdrawiam, życząc czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo rozmawiałyśmy na priv i jakoś mi się ubzdurało, że wysyłałam Ci link :D Prawda, że jest super? Jak ją tylko zobaczyłam, wiedziałam, że muszę ją wykorzystać. To takie prawdziwe <3 Dalsza część rozmowy Pottera i McGonagall będzie w kolejnym rozdziale (chyba). Cieszę się, że moje kreacje Ci przypadły do gustu :D

      Usuń
  2. Przepraszam raz jeszcze za opóźnienie, ale scigam się z życiem.

    Ślady są perfekcyjne jak zawsze.
    Nie podoba mi się traktowanie pani Brink, karmią ją złudną nadzieją i kłamstwem, niby nie mają złych intencji, al e to kest nieetyczne i niemoralne.
    Scenka ciążowa jest wyśmienita! A właśnie znalazłam tam jedną pomyłkę, ale małą, po prostu napisane razem i to tyle. :)
    Kocham jak zawsze i czekam na następny tekst.
    Pozdrawiam
    DP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Po prostu poprawione-spacja musiała mi zwiać :D o tak, scenka ciążowa to majstersztyk, wszystko takie prawdziwe i do tego była motorem dla weny, dawno tak szybko nie napisałam rozdziału Śladów :D Niezmiernie się cieszę, że kolejny raz spełniła Twoje oczekiwania <3 dziękuję za komentarz i pozdrawiam

      Usuń
  3. Przepraszam raz jeszcze za opóźnienie, ale scigam się z życiem.

    Ślady są perfekcyjne jak zawsze.
    Nie podoba mi się traktowanie pani Brink, karmią ją złudną nadzieją i kłamstwem, niby nie mają złych intencji, al e to kest nieetyczne i niemoralne.
    Scenka ciążowa jest wyśmienita! A właśnie znalazłam tam jedną pomyłkę, ale małą, po prostu napisane razem i to tyle. :)
    Kocham jak zawsze i czekam na następny tekst.
    Pozdrawiam
    DP

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdziały VII-X

    Oczywiście nie czekałam kilku dni, tylko przeczytałam resztę tekstu w nocy ;)
    I takie mam odczucie obawy o Rona, o jego zachowanie. Weasley jest gadułą z natury i do tego lubi sobie chlapnąć Ognistą, a to niebezpieczne połączenie. Ronald ma niemal całkowitą wiedzę o losie wszystkich Malfoyów, Hrmiony, o tym, co Harry robi w ich sprawie naginając momentami prawo. Wcale mi się ta wiedza akurat u Weasleya nie podoba. Zresztą, tu coraz więcej osób jest dopuszczonych do sekretu, tłok się po prostu robi i wygląda to na bombę z opóźnionym zapłonem. Tym bardziej, że oprócz standardowych wrogów, różowa Dolores też cały czas szuka zemsty i desperacko wprost węszy, a to babsko jest niebezpieczne i przebiegłe. Mam nadzieję, że najważniejsi bohaterowie unikną jakoś tych przeróżnych pułapek.

    Sporo wątków biegnie dalej, przypuszczam, że jakoś muszą się zazębić, jak choćby osoba Teda Brinka. Być może wyznaczyłaś dla niego też jakąś rolę.

    Przyznam szczerze, że odniosłam w pewnej chwili wrażenie, że z Hermioną i Draco odrobinę pojechałaś zbyt daleko w tym całym szaleństwie, droga Autorko ;) Przynajmniej ja w pewnym momencie straciłam orientację w terenie. Już sama do końca nie jestem pewna, jak to wszystko wygląda. Czy Hermiona i Draco rzeczywiście są doskonale świadomi wszystkich elementów gry, w jakiej biora udział, czy Hermiona do końca oszukała Harry'ego, czy Draco odzyskał całkowicie pamięć, bo obywa się do tej pory bez awantur (nie żebym narzekała w jakikolwiek sposób na ten akurat aspekt, to miód na moje serce). Trochę mną ten wątek zakręcił na jakimś etapie, ale próbuję to ogarnąć. No i wybór Polski... Niezłe szaleństwo. A swoją drogą, Wiewióra mogłabym sam miotnąć niezłym zaklęciem. Mamy toalety i cywilizację dupku! Żebyś Ty jeszcze z tych toalet robił właściwy użytek, niechluju! Wrrr ;) Poużywałam sobie. Ronald to dla mnie osoba, nad którą wisi czerwony neon i sama nie wiem do końca, dlaczego tak jest.

    Jak mi żal Luca. Biedny, został na zgliszczach swoich planów, idei i wielkich oczekiwań, do tego nie uchronił osób, na których mu najbardziej w życiu zależy. I jeszcze na dodatek to nie komu innemu jak Weasleyom zawdzięcza fakt, że jeszcze żyje...

    Potwierdzam opinię z mojego komentarza po sześciu rozdziałach: niesamowity tekst. Zaplanowany, dopracowany, zaskakujący w wielu momentach i, mimo tej niewielkiej dezorientacji w kwestii Hermiony i Draco, uważam, że jest to coś naprawdę oryginalnego i niebanalnego.

    Czekam z niecierpliwością na c.d. żałując jedynie, że jest to opowieść w trakcie tworzenia, wymagająca od czytelnika stoickiego spokoju w oczekiwaniu na aktualizacje. ;)

    Pozdrawiam ciepło
    Margot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mylisz kanonicznego Rona z tym wykreowanym w opowiadaniach FF. Zgodzę się z tym, że Ron nie zawsze jest idealny, ale jeżeli chodzi o jego lojalność w stosunku do przyjaciół, to nie mam żadnych wątpliwości. Jest raptusem, łatwo go wyprowadzić z równowagi, ma raczej zaniżone poczucie wartości i reaguje pod wpływem chwili, ale nie jest w niczym gorszy od chociażby Harry'ego, który również nie jest wzorem cnót. Co do Hermiony i Draco, cóż myślę, że są dorośli i dojrzali, więc szczeniackie zachowania im po prostu nie przystoją, choć nie wątpię, że takowe się pojawią. Malfoy mimo swoich uprzedzeń pamięta, kto pomógł mu pamięć odzyskać i jak go traktował w chwli gdy wszyscy inni odwrócili się do niego plecami. Byłby ostatnim kretynem gryząc rękę, która go karmi. Nie zapominaj o tym, że właściwie całkowicie jest zdany na pomoc Pottera i spółki. Zna swoje możliwości i pokornie podchodzi do życia. Myślę też, że nadal czuje się zagubiony w tym co się z nim samym dzieje ostatnimi czasy, trochę tego dużo, nawet jak na Malfoya. Poznając swoje wspomnienia bez wcześniejszych uprzedzeń, zobaczył siebie w trochę innym świetle, nie sądzę by to nie pozostawiło na nim śladu.
      Co do Lucjusza, mi też go szkoda, bo najgorszym co może spotkać dumnego człowieka, to fakt poczucia wdzięczności dla swojego wroga.
      Aktualnie piszę XI rozdział, choć powinnam opisywać pogrzeb z opowiadania Co nam się zdarzyło :P ale ze mną już tak jest, że plany sobie, a wena sobie.

      Usuń
    2. Z tym Ronem chyba się odrobinę nie rozumiemy. To znaczy, ja ogólnie za nim nie przepadam, już w sadze był najmniej lubianą i cenioną przez mnie osobą spośród głównych bohaterów. Ogólnie jednak doceniam go jako przyjaciela i nie twierdzę, że nie ma zalet. Ja tylko jakby uważam go za takie dość słabe ogniwo w ochronie wszystkich osób i wszystkich tajemnic. O to mi akurat w tym momencie chodziło. I to nawet nie kwestia złej woli i osobistych animozji, tylko jego osobowości, zbyt długiego języka czasami. To, w połączeniu z kilkoma łykami Ognistej, mogłoby okazać się problemem. I znów, nie twierdzę, że tak się stanie na pewno, to tylko takie moje gdybanie. Podzieliłam się po prostu swoimi odczuciami ;)Sorry, ja się na Ronaldzie wyżywam od turnieju trójmagicznego.

      A jeśli o Draco i Hermionę chodzi, to też nie do końca o to mi szło. Chyba niezbyt precyzyjnie wyraziłam swoje myśli... Ja sę po prostu zastanawiałam, czy rzeczywiście Hermiona całkowicie świadomie oszukała Harry'ego, przejrzała go i posłużyła się nim samym? To dość mocno ślizgońskie z jej strony ;) No i ciekawiło mnie, czy Draco rzeczywiście już całkowicie odzyskał pamięć. Ewentualne awantury miały raczej dotyczyć sytuacji, nie jego układów z Hermioną. Postaram się następnym razem ograniczyć swoje gdybania i skomentować jedynie rozdział. Tyle, że w sumie moje gdybania dotyczyły jego treści ;)
      Margot

      Usuń
    3. Chyba tak, bo przeczytałam Twój komentarz raz jeszcze i znowu odniosłam wrażenie, że miałaś na myśli Rona, który występuje w większości FF. U mnie nie jest on pretendentem do zostania alkoholikiem, choć już dwa razy pojawiła się syt.w której faktycznie pije, nie jest to jednak więcej niż przyjęte normy ;) ale dziękuję Ci za ten komentarz, bo natknął mnie do pewnej sceny, która mam nadzieję rozwieje pewnie nie tylko Twoje wątpliwości co do osobowości Rona w Śladach. Co do Hermiony i Draco myślę, że się zrozumiałyśmy dobrze, Ty wyraziłaś swoje zaciekawienie dlaczego (i czy na pewno) jest tak jak myślisz, ja odpowiedziałam na tyle na ile potrafię nie ubiegając faktów i myślę, że takie dywagacje są jak najbardziej na miejscu. To miłe, że Czytelnik rozpamiętuje poszczególne kwestie, bo przynajmniej dla mnie, jest to motor do działania i jeszcze większej staranności w przedstawianiu tego, co siedzi we mnie :)

      Usuń