Dziś przychodzę z rozdziałem Iluzjonistów. Garść szczegółów okraszona minimalną dawką tajemnicy, popchnie Was w kierunku rozwiązania zagadki Popieliska :) Zapraszam!
Rozdział V
***
Ziggy Viegra ocknął się i otworzył oczy. Jeszcze nie do końca rozbudzony
wyciągnął po omacku rękę w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Nie miał pojęcia,
która może być godzina, ale był pewien,
że jest zdecydowanie za wcześnie na jakiekolwiek rozmowy. Zmrużył oczy, bo
blask rozświetlonego wyświetlacza poraził jego wzrok. Uchylił delikatnie jedną powiekę
i dostrzegłszy kto się do niego dobija, wyciszył dźwięk. Nie po raz pierwszy
stwierdził, że wśród znanych mu osób nie ma przyjaciół, są tylko hieny czekające
na rozlew krwi. Tylko czemu, do diabła, miała być to jego krew? Zapalony wyświetlacz
sygnalizował, że sęp nadal próbuje się do niego dodzwonić. Nakrył głowę
poduszką i spróbował na powrót usnąć. Gdy prawie mu się to udało, w przedpokoju
rozległ się dźwięk automatycznej sekretarki. Zaciekawiony nadstawił uszu. Tylko
trzy osoby znały jego domowy numer: matka, która nie uznawała czegoś tak
oczywistego jak komórka i uwielbiała zarzucać mu, że nie odbiera jej połączeń;
Bolo, który dzwonił na numer domowy tylko wtedy gdy miał poważne kłopoty i jego
siostra, Anna. Kilka sekund oddzielających sygnał połączenia od monologu
rozmówcy, wydało się Ziggy’emu wiecznością. Jeszcze nim usłyszał głos,
wiedział, że to żadna z powyższych osób.
–– Viegra, do cholery, muszę porozmawiać z tobą o Popielisku… Chociaż
dzielą mnie od ciebie prawie dwa kilometry, to jestem pewien jak własnego
nazwiska, że jesteś teraz w domu i wyciszyłeś telefon w tej samej sekundzie, w
której rozpoznałeś mój numer. Dlatego dzwonię na domowy, który swoją drogą powinieneś
bardziej ukrywać jeżeli nie życzysz sobie telefonów przed szóstą rano. Wracając
do Popieliska…
Ziggy odłączył telefon i wrócił do sypialni. W środku cały się trząsł.
Pierwszy raz od dwóch tygodni miał wolny dzień. Nie rozumiał dlaczego musiał
się on zacząć o piątej trzydzieści. Za każdym razem gdy ten zarozumialec Zabini
próbował się z nim skontaktować, obiecywał sobie, że tym razem będzie nad sobą
panował. Jak na razie bez skutku.
Próbował odpędzić od siebie irytujący głos, który szeptał mu, że Zabini
mógł odkryć coś ważnego i powinien go chociaż wysłuchać. Dokonał w myślach
pobieżnego przeglądu spraw wymagających ukończenia i stłumił przeraźliwe
ziewnięcie. Nie, nie będzie angażował się w sprawę, która przysporzyła mu tyle upokorzenia.
Zabini tym razem będzie musiał odpuścić. Ale Ziggy czuł, że on się nie podda.
Był tak nieznośnie uparty. Pamiętał pierwsze spotkanie z nim , gdy okazało się,
że to on ma zająć się sprawą morderstwa w Popielisku. Nie pytany wyłapał
wszystkie pozornie nieistotne szczegóły, wykazując się inteligencją i wiedzą,
której Ziggy wyraźnie mu zazdrościł. Bez mrugnięcia okiem potwierdził alibi jednego
z podejrzanych –– fotografię, na której osoba stała przy wejściu do kościoła ––
wyjaśniając, że zdjęcie musiało zostać zrobione rano, a nie po południu jak
wskazywał nachalnie wytłuszczony datownik, jego zdaniem sfałszowany. Viegrze
dojście do takiej konkluzji zajęłoby kilka godzin, a stwierdzenie, że kościół z
całą pewnością jest gotycki –– co było przecież kluczowe –– kolejne kwadranse.
Z niemym podziwem obserwował, jak czarnoskóry mężczyzna zadaje pytania, na
które odpowiedzi bezlitośnie obnażały prawdę, jednak gdy Ziggy prawie mu
uwierzył we wszystkie wyjaśnienia, Zabini stwierdził, że to jeszcze o niczym nie
świadczy i zostawił go z mętlikiem w głowie. Bez mrugnięcia okiem wyłuszczył
szczegóły zadzierzgnięcia pętli na szyi ofiary, co najprawdopodobniej
wskazywało na pomoc osób trzecich w popełnieniu samobójstwa i nie chciał
odpuścić, gdy Viegra próbował mu wytłumaczyć, że wszystkie przedstawione dowody
są wystarczające, by sporządzić choć jeden akt oskarżenia.
***
Blaise Zabini z niechęcią odłożył słuchawkę telefonu. Ten idiota, Viegra,
tylko mu przeszkadzał. Postanowił na chwilę wrócić jeszcze do łóżka i spróbować
zebrać wszystko czego się dowiedział w jedną całość. W tym domu działo się
wiele. Za wiele jak na jego nos, a mieszkańcy Popieliska mieli wrogów nie tylko
wśród obcych. Zastanawiała go nienawiść tego pajaca, Viegry, ale nad tym nie
chciał zbyt wiele się rozwodzić. Zamknął oczy, ale jego mózg pracował na
najwyższych obrotach. Niestety jego myśli niepostrzeżenie powędrowały w niepożądanym
kierunku. Alex. Cóż to za dziwaczne imię przybrała Ginny. Zawsze była
indywidualistką, ale żeby się zmienić w takim stopniu?
Gdy po kilku przypadkowych spotkaniach w szkole zaprosił ją po raz
pierwszy na randkę, nie kryła zdziwienia. Była bystra i umiała to wykorzystać. Jeżeli
tego od niej wymagano, stawała się duszą towarzystwa i niepoprawną plotkarą.
Nigdy nie dawała odczuć, że uczepiła się kogoś w jakiś szczególny sposób. Ona
po prostu obserwowała każdego i wyciągała wnioski. Zawsze wiedziała, kto z kim
sypia lub kto niebawem dostanie kosza. Jeśli jakaś Krukonka pokłóciła się ze
swoim chłopakiem poprzedniego wieczoru, Ginny rano już wiedziała i czekała na nią
z pudełkiem czekoladowych żab i paczką chusteczek. W przypadku gdy
poszkodowanym wydawał się facet, proponowała kremowe piwo i intensywny trening
na miotle. Z każdym się przyjaźniła, nie szczędząc wysiłku, by podtrzymać nawet
najmniej istotne znajomości. Dostrzegała wszystko, od ludzkich słabości, po ich
mocne strony. W jednej chwili potrafiła ustalić jak czyjąś siłę zamienić w
porażkę i odwrotnie. Gdy z tobą rozmawiała, zmuszała do uważnego patrzenia na
nią choćby tylko po to, by zdać sobie sprawę, że zaplanowana linia obrony jest
do niczego. Zawsze go ciekawiło, czy Potter poznał ją od tej strony. Ginny była
osobą, którą się kocha lub nienawidzi, a Blaise nim się zorientował, zaczął
zaliczać się do pierwszej grupy.
Gdy się rozstali, starał się więc unikać jej jak ognia. Nie odbierał
sów, nie chodził w miejsca, gdzie mogła przebywać, a widząc ją z daleka,
przechodził na drugą stronę ulicy. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Jednak
teraz złośliwy los nie chciał pozwolić mu rzucić się w otchłań zapomnienia. Poranna
ciszę rozdarł przytłumiony poduszką dźwięk jego komórki. Zaciekawiony spojrzał na
wyświetlacz. Granger. Cholera.
Hermiona od wczoraj nie dawała mu spokoju, bombardując go dziesiątkami
sms’ów, twierdząc, że w zamian za nieznaczne milczenie, jest w stanie mu trochę
pomóc. Zabini wiedział, że wszystkim zależy na jak najszybszym zamknięciu
sprawy i pozbyciu się jego z ich codziennego życia, ale jeszcze nikt, z wyjątkiem
ciotki Muriel, nie zaproponował mu pomocy. Atmosfera w Popielisku była tak napięta, że
tylko głupi nie zorientowałyby się, że ten balon fałszu niebawem pęknie i wyleje
się z niego niezłe szambo. Blaise nie odkrył jeszcze wszystkiego, bo sprawa
morderstwa wpłynęła do jego podświadomości i rozsiadła się w niej na dobre,
stukając uporczywie niczym deszcz o metalowy parapet, ale nim wyjedzie miał
zamiar poznać całą prawdę, tak skrzętnie skrywaną przez mieszkańców domiszcza.
Przekręcił się na drugi bok, przeklinając w duchu Granger i jej upór.
Czego ona mogła się dowiedzieć? Przecież to on jest cenionym detektywem. Niechętnie
stwierdził, że nie jest w stanie na powrót usnąć. Przeklęte babsko. Usiadł na
łóżku i odrzucił w bok kołdrę. Położył ręce na głowę i rytmicznie zaczął
masować pulsującą skroń. Niechciane obrazy zaczęły przesuwać mu się przed
oczami: raport patologa, dane biometryczne, zdjęcie ciała ofiary, pojedyncze
odpowiedzi świadków. W tej sprawie było coś, co od początku go niepokoiło. Gabriela
Parker była martwa, ale jej życie nadal pozostawało tajemnicą. Wersja jaką
przedstawiali mieszkańcy Popieliska, nie pokrywała się z tym co mówili jej znajomi.
Sam fakt, że osób które z całą pewnością mogły się wypowiedzieć o Parker, było
niewiele, wydawał się dziwny. Jakaś średnio rozgarnięta koleżanka ze studiów,
którą spotkał pierwszego dnia w kawiarni; były chłopak; dwie starsze kobiety,
które regularnie odwiedzała by pomóc zrobić zakupy i to by było na tyle.
Strasznie mało jak na osobę dwudziestosiedmioletnią i całkiem atrakcyjną. Każda
z tych osób powiedziała o denatce coś, co nie pasowało do reszty zeznań, ale
mimo ogromu wysiłku, nikomu nie udało się połączyć tego w spójną całość. Obraz
jaki malował się przed oczami policji, był mglisty i urywany.
Blaise wstał, założył wczorajszy podkoszulek i usiadł przy laptopie,
który mimo nieznacznych zakłóceń działał całkiem dobrze jak na miejsce w którym
unosi się magia. Otworzył folder KRYPTOGRAFIA i odszukał kolejny oznaczony
numerem sprawy Parker. Kliknął w plik ze zdjęciami i zaczął je dokładnie
oglądać. Potem przejrzał zeznania wszystkich osób powiązanych w jakiś sposób ze
sprawą, oraz przeczytał raport patologa. Kolejny raz miał wrażenie, że czyta o
osobie mającej schizofrenię.
Przeklął pod nosem i zdecydował złamać swoje postanowienie. Wziął do ręki
telefon, obrócił go w dłoni kilkakrotnie, po czym napisał sms’a: „Kiedy i gdzie?”
W oczekiwaniu na sygnał zwrotnej wiadomości, stwierdził, że zamówi pizzę.
Recytując z pamięci ulubione składniki, usłyszał dźwięk odpowiedzi, która
przyszła prawie natychmiast. Czyżby Granger wiedziała, że on się złamie?
***
Dwie godziny później Zabini siedział w parku na ławce i przyglądał się
chłopcu rzucającemu patyk młodemu labradorowi. Dzieciak był tak zaaferowany
swoim czworonożnym przyjacielem, że nie zwrócił uwagi na rozwiązane sznurówki
swoich fioletowo-zielonych adidasów i właśnie wyrżnął orła na świeżo skoszonej
trawie, ku uciesze psa, który natychmiast zaczął chłopaka lizać po twarzy,
myśląc zapewne, że jego człowiek wymyślił nową zabawę. Blaise uśmiechnął się
nieznacznie i spojrzał na zegarek, dochodziła czternasta.
Przez chwilę żałował, że nie potrafi być już tak beztroski jak
obserwowane dziecko. Mało tego, nie potrafi cieszyć się pięknym, słonecznym
dniem, który nie spędza, ślęcząc nad kolejną nierozwiązaną sprawą. Siedział na
ławce, ledwie zauważając delikatnie dmuchający wiatr. Żwirową alejką
przechadzały się matki pchające wózki z dziećmi, leniwie spacerujący emeryci i
pojedyncze osoby w wieku zbliżonym do jego. Zaraz park zapełni się pewnie młodzieżą,
która będzie biec wracając ze szkoły. W oddali zobaczył kobietę w cienkim,
niebieskim kostiumie i na niebotycznie wysokich szpilkach. Szła szybkim acz
niepewnym krokiem, zerkając dyskretnie dookoła. W ręku ściskała niewielką
torebkę. Choć jej sylwetka wydała się Zabiniemu znajoma, to przeżył ogromny
szok, gdy obserwowaną kobietą okazała się Granger, która z westchnieniem ulgi
usiadła obok niego na ławce.
–– Nienawidzę wysokich obcasów –– warknęła, ściągając buty i prostując
ściśnięte wcześniej palce. Zrobiła to z takim wdziękiem, że każdy stojący obok,
uznałby, że robi najzwyklejszą rzecz na świecie. Zabini był bardzo ciekawy czy
zdecyduje się na powrotny marsz po drobnych kamyczkach bez obuwia. Choć starał się
na nią nie patrzeć, zauważył, że zrobiła coś z włosami –– były jakieś bardziej
poukładane. –– No więc jesteś ––
stwierdziła, patrząc na niego wyczekująco. –– Nie bądź dziecinny, Zabini.
Jeżeli wolisz, przejdziemy od razu do sedna. Dogadamy się?
–– Co masz konkretnie na myśli? –– Blaise starał się panować nad zaciekawieniem
jakie ogarnęło go w momencie kiedy postanowił pójść Granger na rękę. Emocje
jakie wzbudzała w nim ta sprawa, ciekawość tego co znalazła kobieta, plus
niespodziewany bonus nadwyrężyły jego nerwy. Hermiona popatrzyła na niego badawczo
i z torebki wyciągnęła mugolskiego pendrive’a.
–– Posłuchaj tych nagrań. Szczególnie ciekawie brzmi panna Mary i ten Jack.
Uważam, że coś tu śmierdzi i nie jesteś to ty, Zabini.
–– Co chcesz w
zamian? –– zapytał mężczyzna, ignorując kiepski żart rzucony w swoją stronę.
Kobieta spojrzała na niego ze szczerym zdziwieniem, jakby chciała powiedzieć „przecież wiesz”, ale w ostatniej chwili
się rozmyśliła.
–– Wymyśl coś ––
warknęła. –– A o świadków się nie bój, starałam się być dla nich delikatna.
Zabini roześmiał
się krótko, upominając w duchu.
–– Ty jesteś delikatna
jak armia bolszewicka i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Mogę ci zadać
osobiste pytanie? –– zerknął na nią, starając się sprawiać wrażenie
wyluzowanego.
–– Zależy jak
bardzo osobiste…
„Ostrożności
nigdy za wiele” –– pomyślał sarkastycznie Zabini i zastanowił się jak ubrać
swoje wątpliwości w słowa. Znał Granger na tyle, by wiedzieć, że nie mówi mu
całej prawdy.
–– W co się znowu wpakowałaś? –– bardziej stwierdził niż zapytał. Hermiona
wyraźnie się zmieszała, jednak starała się udać uprzejme zdziwienie. Zabini za
dobrze ją znał, by się na to nabrać.
–– Ja?
–– Yhm… ty.
–– Nie wiem o czym mówisz –– Hermiona była wyraźnie speszona. Może nie
przewidział takiego obroty sprawy? –– Muszę już iść –– odezwała się po chwili
niezręcznego milczenia –– nie chcę, by ktoś zobaczył nas razem. Rozumiesz, dla
dobra… ehm… nas obojga. Jak przesłuchasz materiały, daj znać –– powiedziała,
wstając i strzepując z kostiumu niewidzialne pyłki. Założyła niezdarnie buty i
szepnęła: –– Tylko skorzystaj może z telefonu.
Blaise siedział, patrząc na oddalającą się szybko kobietę i dopiero gdy prawie zniknęła w skręcającej alejce, dotarło do niego co powiedziała. Na razie nie wiedział co ma o tym myśleć. Schował pendrive’a do kieszeni spodni i również wstał. Jego dzień nie był taki jakim go sobie zaplanował i nie chciał się jeszcze skończyć.
***
Szła szybkim krokiem, rozglądając się nerwowo na boki. Sprawa Parker
ustawicznie szarpała jej nerwy. Wczoraj, po przyjściu do pracy, dostała
tajemniczą wiadomość, zostawioną przez kogoś w recepcji jej firmy. Nikt nie
umiał powiedzieć kiedy i skąd się tam wzięła. Hermiona sprawdziła nawet zapis z
monitoringu, jednak nie znalazła nic, co by wskazywało na konkretną osobę.
Doręczyciel wiadomości musiał przyjść kilka dni wcześniej, bo nagrania z kamer kasowały się po trzech dobach, a pomimo tego, że przy wejściu kręciło się
naprawdę sporo osób, żadna z nich nie zostawiała pojedynczej koperty. Hermiona
nie chciała wzbudzać podejrzeń zbyt dużą dociekliwością, ale uważała, że jedną taką
wiadomość z powodzeniem można by wysłać pocztą i na pewno byłoby to mniej
rzucające się w oczy. Ale co jeśli właśnie o to chodziło, by nie mogła do
przesyłki dopasować konkretnego czasu i rejonu? Sama wiadomość zawierała dwa
wycinki starej, lokalnej gazety i kilka słów złożonych z wydartych liter. Nawet
się roześmiała widząc to po raz pierwszy, uważając, że ktoś naoglądał się zbyt
wielu mugolskich seriali. Jednak gdy przeczytała całość, nie było jej już do
śmiechu. Porozdzierana gazeta była w kilku miejscach zbyt wyblakła, jednak do
zrozumienia wystarczył kontekst reszty tekstu. Teraz zastanawiała się, czy
powinna Zabiniemu pokazać te wycinki, bała się jednak, że nim złoży dwa do
dwóch, ostatnie ślady zostaną zatarte. W przeciągu kilku ostatnich dni, miała
nieustanne wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Nie była osobą, która łatwo
panikuje, ale czuła się naprawdę niekomfortowo. Nie umiała określić dlaczego,
ale bardzo zależało jej na tym, by znaleźć zabójcę tej kobiety i pozbyć się
Zabiniego ze swojego życia, w które wszedł dzięki Muriel.
Postanowiła wstąpić jeszcze do biura. Przed spotkaniem z Zabinim wysłała
dwie kompleksowe analizy zamówień rozkapryszonych młodych panien i teoretycznie
powinna mieć spokój do końca tygodnia, ale coś podpowiadało jej, że powinna
jeszcze raz sprawdzić wszystkie dokumenty jakie zebrała. Nie wiedziała, co się
właściwie działo, ale czuła, że coś jest nie tak jak powinno. Weszła szybkim
krokiem do budynku i skierowała się od razu do windy, która ją wchłonęła razem
z kilkoma innymi pracownikami. Na drugim piętrze wsiadło starsze małżeństwo i kobieta
z dzieckiem. W windzie zrobiło się dosyć tłoczno i gdy do środka wszedł jeszcze
korpulentny facet z papierowym kubkiem wypełnionym kawą i dużym preclem w dłoni,
wszyscy jęknęli. Hermiona wiedziała, że jazda na dziesiąte piętro o piętnastej
trzydzieści jest nie najlepszym pomysłem, bo nim zdążą ruszyć, już są ściągani
na dół by zabrać kolejnego pasażera. Winda meandrowała we wnętrznościach budynku,
stopniowo wypluwając kolejne osoby do chwili, gdy pozostało w niej tylko dwoje
ludzi. Hermiona uporczywie wpatrywała się we wnętrze swojej torebki, w której
szukała bliżej nieokreślonej rzeczy. Wiele by dała by uniknąć spotkania z Ziggy’m
Viegrą, przygłupim policjantem, który dosiadł się chwilę temu i właśnie w tej
chwili postanowił gapić się na nią wyjątkowo ostentacyjnie. Nie miała ochoty
udawać uprzejmej w stosunku do człowieka, który podejrzewał ją o morderstwo.
— Przegapił pan swoje piętro — odezwała się, podkreślając wypowiedź naciśnięciem
guzika z symbolem piątego piętra. Twarz Viegry rozjaśniła się rozanielonym
uśmiechem, co było niezbyt optymistycznym sygnałem tego, jak bardzo czekał na
jej reakcję.
— Prawdę mówiąc, wybierałem się akurat do pani — opowiedział, naciskając
przycisk zamykający drzwi.
Jako że w pomieszczeniu nie było akurat nikogo poza nimi, Hermiona
pozwoliła sobie na wybuch.
— Na miłość boską, kiedy pan wreszcie zrozumie, że nikt z nas nie ma z
tym zabójstwem nic wspólnego?! Jest pan równie głupi, jak niski.
Hermiona nie wierzyła, że naprawdę to powiedziała. Jej zmęczenie musiało
być większe niż przypuszczała. Ignorując rozbawiony chichot Viegry, wystrzeliła
z windy i przyspieszając jeszcze kroku, podążyła w kierunku drzwi swojego
biura. Tak bardzo przeklinała to miejsce, które kumulowało jej interes z
miejscowym posterunkiem policji. Otworzyła błyskawicznie drzwi, zamierzając
wśliznąć się do środka i zatrzasnąć je przed ciekawskim nosem Ziggy’ego, jednak
ten okazał się zbyt szybki. Zdążył wcisnąć się w ślad za nią, po czym opadł na
krzesło przed jej biurkiem. Hermiona westchnęła zirytowana i uniosła
ostrzegawczo brew. Nie dość, że spotkanie z Zabinim wytrąciło ją z wcześniej
wypracowanej równowagi, sprawy z Ronem zaczynały się komplikować, to jeszcze
ten pajac nie zamierzał odpuścić.
Viegra nie zwracając uwagi na jej groźne milczenie, zapytał:
— Może napijemy się kawusi?
Hermiona od wczoraj wlała w siebie taką ilość kofeiny, że na samą myśl o
kolejnej dawce jej żołądek zareagował bolesnym skurczem. Potrząsnęła nerwowo
głową, chcąc wykrztusić z siebie protest, ale głos ją zawiódł. Z zaskoczeniem
stwierdziła, że chyba ma migrenę.
— W takim razie herbaty — ucieszył
się Ziggy i podszedł do czajnika elektrycznego, który stał na bocznej szafce. Hermiona
była tak zaskoczona bezczelnością mężczyzny, że nawet nie zareagowała. Na
blacie przed nią pojawiły się dwie porcelanowe filiżanki, dobrany wzorem imbryk
oraz cukiernica i talerzyk z plastrami cytryny.
— Przepraszam za to najście. Ale nie możemy rozczarować ludzi, prawda?
Oczekują od nas powodu do plotek. Spytałem więc sam siebie: „dlaczego odmówić
im przedstawienia?” Napełnić pani filiżankę? — zapytał grzecznie. — Lubi pani
dość mocną herbatę, prawda? Ja również — dodał, nalewając odrobinę naparu na
dno naczynia w celu sprawdzenia koloru przed uzupełnieniem naczynia wrzątkiem.
Przez jedną niezwykłą chwilę Hermiona czuła się nawet wzruszona, zarówno
jego przeprosinami, jak i zaoferowaniem herbaty. Szczęśliwym zrządzeniem losu
niemal natychmiast odzyskała rozum i zmierzyła Viegrę nienawistnym wzrokiem. Wiedziała,
że nawiązywał do plotek na jej temat, jakie pojawiły się zaraz po tym, jak prasa
zaczęła rozwodzić się o tajemniczym morderstwie w Popielisku.
— Czego pan chce? — odezwała się szorstko, uprzytomniając sobie, że jej
dzień i tak jest napięty do ostateczności, bez wliczania trwającej pewnie z godzinę
beztroskiej paplaniny z Viegrą. W tym tempie z pewnością kolejny raz nie da
rady wyjść do domu przed północą, co da wynik pięciu wieczorów zmarnowanych na
pracę w tym tygodniu. — Jeśli chodzi panu o śledztwo, to proszę zabrać swój tyłek
z mojego krzesła i zniknąć.
— Odrobina cytryny i jedna płaska łyżeczka cukru? — zapytał drwiąco
ignorując jej zdenerwowanie. Ton jego głosu mówił wyraźnie, że doskonale
wiedział, jaką herbatę pija Hermiona. Tak dogłębna znajomość jej zwyczajów
utwierdziła ją w przekonaniu, że Viegra przygotował się do tej rozmowy. W sumie
nie powinno jej dziwić, że zasadę: bądź blisko z przyjaciółmi, a z wrogami
jeszcze bliżej, wyznaje nie tylko ona. Jednak wiedza o jej preferencjach
dotyczących herbaty była niechybną zapowiedzią nadciągającej katastrofy. Wyciągnęła
z torebki paczkę Vogów i walcząc z ochotą sięgnięcia po różdżkę, zapaliła jednego
ignorując zmarszczony nos Viegry.
— Nie, śledztwo nie jest tematem naszego dzisiejszego spotkania. Chodzi o sprawę…
raczej prywatnej natury.
Hermiona westchnęła i uniosła kąciki ust w niewinnym uśmieszku,
poprzedzającym długie i głębokie zaciągnięcie się dymem.
***
Zabini po spotkaniu w parku nie wrócił od razu do Popieliska. Mimo, że
miał zapewnioną tam prywatność, nie ufał wścibskiemu nosowi Muriel. Wszystko to
co działo się od wczoraj, wprawiło go w niezdrową ciekawość, z którą postanowił
walczyć. W drodze powrotnej wstąpił więc na wczesnego drinka, by poukładać
sobie wszystko w głowie. Z jednej strony nie mógł się doczekać odtworzenia
tego, co Granger mu przekazała, a z drugiej nie mógł zdecydować, czy na pewno
chce zaryzykować wszystko co do tej pory osiągnął. Wzruszył ramionami i oblizał
wysuszone usta. Z tylnej kieszeni materiałowych spodni powoli wyjął trochę zgniecioną
paczkę papierosów i przesunął się nieznacznie, by barman mógł przypalić jednego
z nich.
Siedział tak dobrą godzinę, ważąc wszystkie za i przeciw, aż wreszcie
postanowił odsłuchać materiały z pendrive’a. Przesiadł się w zaciszny kąt sali
i włączył laptop.
„–– Nie umiem tego wytłumaczyć.
Widziałam ją już kilkakrotnie. Na początku myślałam, że mam jakieś
przywidzenia, jednak teraz jestem właściwie pewna. Pomyśli pani, że ześwirowałam
ze starości, ale to nieprawda, choć przyznaję, że był moment, że sama tak
myślałam, bo do tej pory nie wierzyłam w duchy. Gabrysia była taką miłą
dziewczyną. Cicha, spokojna, bardzo pomocna. Rozumiałyśmy się bez słów. Wie
pani, ja wyczekiwałam tych spotkań z nią. Robiła mi zakupy, pomagała ogarnąć
dom, który zaczął żyć własnym życiem. Z czasem zbliżyłyśmy się do siebie.
Niewiele mówiła, ale wyczuwałam, że ma jakieś problemy w domu. Wie pani, jej
mama zmarła jak Gabriela była jeszcze dzieckiem. Wychowywał ją ojciec, ale… nie
wiem, wydaje mi się, że im się nie układało. To bardzo zasadniczy człowiek.
Wiem, że nie był zadowolony z moich spotkań z Gabrysią. On ma zapędy
antysemickie, a jak pani się domyśla, jestem pochodzenia żydowskiego. Dla Gabi
nie miało to żadnego znaczenia, zresztą jak dla większości naszych sąsiadów,
ale stary Parker jest indywidualistą. Nie, nie jest groźny, to po prostu
dziwak. Odkąd pamiętam, chorobliwie strzegł Gabrieli. Nigdy nie pozwalał jej na
bywanie w towarzystwie, jak to mówiło się za moich czasów. Gabrysia wyrosła na
piękną dziewczynę, ale nigdy nie potrafiła podkreślić swojej urody. A może nie
chciała? Wiele razy mówiłam jej, żeby założyła na siebie inne ciuchy, by
pomalowała trochę usta, wie pani, żeby była bardziej kobieca. Wielokrotnie
zastanawiałam się, kiedy ostatni raz była u fryzjera, albo kiedy kupiła sobie
jakąś nową bluzkę. Nie znam okazji, przy których sięgała po szminkę lub
zmieniała kolczyki. Jestem przekonana, że jej biustonosze nie posiadały skrawka
koronki, a reszta jej bielizny otrzymałaby błogosławieństwo od mniszki z zakonu
karmelitanek. Jednak jakieś trzy lata temu Gabrysia się zmieniła. Nie umiem
powiedzieć, kiedy zdałam sobie z tego sprawę, ale czasami zachowywała się,
jakby była inną osobą. Była bardziej niecierpliwa, niedokładna i… odważna.
Oczywiście nadal było jej daleko do wyuzdania, które cechuje wasze pokolenie,
jednak zaobserwowałam ogromna zmianę. Tylko bardzo zastanawiał mnie fakt, że te
okresy swobody nachodziły i mijały bez wyraźnego powodu. Na początku myślałam,
że się zakochała. Wie pani jak to jest, człowiek wtedy traci rozsądek i ciężko
było wymagać od niej by nadal opiekowała się dwiema schorowanymi staruszkami,
jakimi byłam ja i Helenka, ale obie odrzuciłyśmy te domysły. Jednak jedna rzecz
niedługo przed jej śmiercią nas zaniepokoiła. Starsze panie, takie jak ja i
Helenka, też mamy swoje tajemnice. Kiedyś byłyśmy serdecznymi przyjaciółkami.
Pewnie pani teraz się zastanawia czemu ja to mówię, ale to ważne. Będzie już ze
trzydzieści lat, jak pokłóciłyśmy się o jakąś głupotę. Dosyć powiedzieć, że nie
znosiłyśmy się i żadna z nas pod groźbą pręgierza, nie przyznałaby się do tego,
że zna tą drugą. Więc Gabriela z pewnością nie wiedziała, że my się przyjaźniłyśmy,
a nawet jeżeli jej ojciec mógłby pamiętać o tym fakcie, to na pewno nie
domyślała się, że się pogodziłyśmy po tylu latach gniewu. W życiu każdego
człowieka przychodzi taki czas, że dawne nieporozumienia idą w zapomnienie i my
właśnie taki czas przeżywamy. Któregoś razu przy herbatce, rozmawiałyśmy o
zmiennym usposobieniu naszej Gabrysi i Helenka powiedziała coś, co mnie
zastanowiło. Otóż Gabriela podobno odwiedziła ją trzy dni wcześniej, po
południu. Wie pani, to nic dziwnego, bo my się z nią umawiamy o różnych porach,
tak jak jej pasuje, ale akurat wtedy to ja prosiłam o wizytę, bo zależało mi na
wyniesieniu słoików z przetworami do piwnicy.
–– Rozumiem. I co? Nie przyszła?–– rozległ
się głos Granger.
–– Właśnie, że przyszła i to jest dla mnie
zagadką. Oczywiście biorę pod uwagę, że Helenie pomyliły się dni, w naszym
wieku nie jest to nic niezwykłego, jednak od tej pory starałam się ciągnąc
przyjaciółkę za język i wie pani co? To nie była pojedyncza sytuacja!”
Zabini przesunął suwak odtwarzania na początek nagania i raz jeszcze
wysłuchał monologu Mery Blumenfeld. Zmarszczył czoło, nie rozumiejąc co
właściwie usłyszał. Starsza pani widzi ducha zamordowanej Gabrieli Parker. No
dobra, to było dosyć niesamowite, ale znowu nie takie niespotykane. Starsi
ludzie mają różne pomysły. Zaniepokoiły go trochę informacje o zbieżności wizyt
Parker u swoich podopiecznych, ale przecież nie było dowodu na to, że pani
Helenie faktycznie nie przestawiły się daty. Blaise też czasami gubił się,
rozmyślając o zeszłym tygodniu, a już dni minionego miesiąca na pewno by nie
rozróżnił. W folderze były jeszcze trzy nagrania opatrzone nazwiskami
pozostałych osób, jakie w jakiś sposób były łączone ze sprawą. Postanowił
odsłuchać plik oznaczony imieniem i nazwiskiem chłopaka zamordowanej
dziewczyny.
„ –– Nie wiem czy chce z panią
rozmawiać. Wszystko co wiem, powiedziałem już policji –– rozległ się
wystraszony głos młodego mężczyzny. Blaise znał go ze zdjęć załączonych do
sprawy.
–– Zadam ci tylko kilka
niezobowiązujących pytań. Mówiłeś, że z Gabrysią znaliście się od trzech lat i
od półtora roku chodziliście ze sobą. Jak się układały wasze relacje?
–– O co właściwie pani pyta?
–– Próbuję ustalić jaka była Gabriela,
kiedy spotykała się z panem.
–– Gabi była wspaniała, ale
strasznie dziwaczyła. Proszę źle mnie nie zrozumieć, bardzo ją kochałem, ale
czasami zachowywała się jak nienormalna. Pierwsze pół roku było bardzo
spokojne. Spotykaliśmy się w większości po zajęciach. Ona nigdy nie miała zbyt
dużo czasu, bo opiekowała się dwiema starszymi kobietami. Kilkakrotnie
sprzeczaliśmy się o to, ale w końcu pogodziłem się z tym, że muszę dzielić się
nią z jakimiś babami. Rzadko widywaliśmy się u niej w domu, bo zawsze wtedy
była jakaś spięta. Jej ojciec wielokrotnie serdecznie mnie zapraszał, ale Gabriela
po takiej wizycie zazwyczaj wymyślała jakieś powody dla których nie mogę jej
chwilowo odwiedzać.
–– Spaliście ze sobą? –– rozległ
się łagodny głos Hermiony.
–– Słucham?
–– To chyba nie jest skomplikowane
pytanie. Czy uprawialiście seks?
–– Nie –– głos chłopaka był
wyraźnie niepewny i Zabiniemu zapaliła się czerwona lampka. Jeżeli dobrze
pamiętał, to odpowiedź na to pytanie była w raporcie patologa, czemu Granger
drążyła temat? Nie czytała raportu? To bardzo wątpliwe.
–– Jesteś pewien? –– zapytała
kobieta rozluźnionym tonem.
–– Czy to jest ważne?
–– Ty mi to powiedz. Mogę cię
zapewnić z całą mocą, że zabójstwo Gabrieli nie było na tle seksualnym. Innymi
słowy nie została wcześniej wykorzystana w jakikolwiek sposób stanowiący
podtekst tego rodzaju spraw, więc nie masz co się obawiać, że twoja odpowiedź
będzie weryfikowana. Uznaj, że to moja ciekawość, chcę jak najlepiej poznać
twoją byłą dziewczynę –– głos Hermiony był hipnotyzujący i Blaise wiedział, że
chłopak musi mu ulec.
–– No dobra, zrobiliśmy to dwa czy
trzy razy. Ale Gabrysia nigdy nie chciała o tym mówić. Rozumie pani? Gdy
następnego dnia chciałem się zapytać jak jej było, to zawsze zbywała temat
jakąś głupia odpowiedzią, jakby nie wiedziała o czym mówię. Kompletnie tego nie
rozumiałem. Miała chwiejny charakter. Jednego dnia zapewniała, że z miłością chce
poczekać aż do ślubu, mówiła, że nie jest gotowa, a dwa dni później rozebrała
się przede mną i ujeżdżała tak, że brakowało mi tchu. Kompletna świruska.
–– Rozumiem. Czy Gabi lubiła
podróżować? –– Hermiona sprawiała wrażenie, że wie czego szuka w odpowiedziach
chłopaka.
–– Tak, nawet bardzo! Pamiętam jak
podczas jednego ze spacerów złamała nogę. Paskudna sprawa, trzy miesiące
chodziła w gipsie, ale nawet to nie powstrzymało ją przed wyjazdem do Berlina,
który zaplanowaliśmy pół roku wcześniej.”
Zabini wyłączył nagranie i postanowił natychmiast skorzystać z telefonu.
Niech szlag jasny trafi jego przypuszczenia, musiał dowiedzieć się co tu jest
grane. Kręcił się w kółko szukając zabójcy wśród mieszkańców Popieliska jak
sugerowały materiały zebrane przez Viegrę, a tymczasem powinien skupić się na
bliskich ofiary. Popełnił kardynalny błąd, na który mógł sobie pozwolić jakiś
początkujący gryzipiórek, a nie doświadczony detektyw. Postanowił zadzwonić do
swojego biura i poprosić o kilka bardziej szczegółowych danych. Po pół godzinie
wykręcił ostatni z zaplanowanych numerów i z niecierpliwością oczekiwał na
rozmowę.
–– Halo? Halo! Tak, dzień dobry. Rozmawiam z panią Mery Blumenfeld? Tu detektyw
Zabini. Czy moglibyśmy się spotkać? Halo? Halo! –– Blaise słuchał pulsującego
głośno sygnału, rozlegającego się z drugiej strony połączenia. Zatrzasnął ze
złością swój notes i stwierdził, że czas wrócić do Popieliska. Zachowanie osób
z którymi próbował się skontaktować, budziło w nim jeszcze większy niepokój. Żaden
ze świadków z którymi rozmawiała Hermiona, nie chciał się spotkać prywatnie. Trochę
zbyt wiele jak na zbieg okoliczności.
Zebrał swoje rzeczy i machając w podzięce barmanowi, ruszył złapać Granger
w pracy. Jeżeli go pamięć nie myliła, to Gabriela Parker, o której czytał w
raporcie patologa, nie nosiła na sobie śladów starych złamań i z pewnością
umarła będąc dziewicą.
Musiałam przeczytać dziś ponownie dostępną całość, bo, chcąc napisać jakikolwiek komentarz, trzeba pamiętać treść ;) A przyznaję, że ja już zdążyłam całkowicie ją utracić ze swojej głowy.
OdpowiedzUsuńPamiętałam jedynie, że obraziłam się na poprzednią część i nie zamierzałam napisać na jej temat nawet jednego słowa, ponieważ wrzuciłaś w tę opowieść romans Draco Malfoya z Weasleyówną!!! Proszę Cię, świat musi mieć przecież jakieś stałe!!! A jedną z nich jest fakt, że Draco Malfoy! czuje odrazę do wszystkiego co rude! Może się spokojnie zakumplować z Wiewiórem nawet, może lubić Ginevrę jako dziewczynę/żonę Blaise'a (tak, przeciwko tej fanfikowej parze nie mam absolutnie oporów), ale NIE MOŻE! pieprzyć Rudej, co to, to nie i już! Do tego jeszcze czuć zazdrość - Merlin się w mogile przewraca!!! Tak się wkurzyłam, że niemal straciłam całkowicie ochotę na dalszą lekturę.
Tyle, że sama intryga opowiadania jest interesująca i ogólnie bardzo dobrze się czyta całość (bez tego nieszczęsnego wątku, tfu, ble, fuj!). Dobra, tak czy owak wylałam w końcu żale odnośnie poprzedniego odcinka, to może słów kilka o aktualnym...
Bardzo ciekawie kreujesz postać Blaise'a, należy do moich ulubionych bohaterów tej opowieści. Ma sporo typowo ślizgońskich cech, nie jest! przyjacielem Malfoya (dość rzadko spotykany motyw, zatem tym bardziej interesujący), do tego jest inteligentny, jest facetem a nie niedojrzałym smarkaczem. W całej tej opowieści będącej morzem kłamstw, iluzji i swoistych intryg, Zabini jest w miarę czytelną, pełnowymiarową postacią i kimś, kto jest wykreowany z konsekwentną dbałością o szczegóły. To o nim, o ironio, wiemy jak dotychczas chyba najwięcej, to jego postać jest najbardziej wykrystalizowana.
Reszta, tonie w mroku niedopowiedzeń i zakłamania. Nawet Hermiona wydaje się dziwna i zdaje się sporo ukrywać, choć wciąż nie wiemy o niej zbyt wiele, bo na razie jest raczej tajemniczą kobietą. Niby prowadzi jakąś firmę, zatem skąd to śledztwo, skąd zeznania, które przekazała Blaise'owi? Jakie ma uprawnienia do takich działań? Może poza Blaise'm jedynie Luna wydaje się kolejną pełnokrwistą i dość realną postacią. Pozostali, póki co, to zlepek scen, strzępki rozmów i niewiele konkretów, które dałyby jakieś odpowiedzi. Trzeba przyznać, że ten nastrój tajemniczości budujesz naprawdę umiejętnie. Same rozbieżności dotyczące śmierci ofiary też wywołują coraz więcej pytań, nie dając na razie żadnych odpowiedzi. Trzeba zatem poczekać na jakieś konkrety...
Pozdrawiam.
Margot
Tam zaraz romans :P nie nadinterpretuj chęci wyładowania frustracji. Co do nienawiści...po pierwsze, ludzie się zmieniają - po drugie, to opowiadanie nie grzeszy spójnością z kanonem, ale o powodach będzie później ;) cieszę się, że Blaise przypadł Ci do gustu i że czekasz na rozwój sytuacji i postaci, mam nadzieję, że tego nie zmarnuję ;) Sama nie mogę się doczekać momentu w którym poznacie Granger taka jaką jest, ale wszystko w swoim czasie :D dziękuję, że wróciłaś :-*
UsuńWitam :) Po ponad roku nieobecności znów żyję i zawiadamiam o nowej notce na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńhttp://malfoy-w-gryffindorze.blogspot.com/2016/11/rozdzia-13-zaczyna-sie.html
Serdecznie zapraszam
Rejwen
Tyle się dzieje a im dalej opowiadanie Brnie tym więcej jest niewiadomych. Twój styl pisania jest cudowny, niebanalny a przy tym czyta się z lekkoscia. Tak jak u koleżanki wyżej romans Draco z Ginny wywołał u mnie niemały szok. Te 2 nagrane przez GrAngel rozmowy są ciekawe tylko zamiast cokolwiek wyjaśniac tylko komplikują sprawę :-/ nie mogę się doczekać następnego rozdzialu:-)
OdpowiedzUsuńA i musze wyrazić swoje ogromne oburzenie ze blog jest tak mało popularny!!!! Wrrrrr... takie pomysly, taki styl pisania, taki talent a zdecydowanie niedoceniony
OdpowiedzUsuńJa nadal czekam na kolejny rozdział! :-)
OdpowiedzUsuńKochana, dopiero zauważyłam Twoje komentarze. Aktualnie kończę rozdział Śladów, mam rozgrzebaną część Cns, wiec Iluzjoniści dopiero w nowym roku :)cieszę się, że czekasz i ci się podoba treść. W międzyczasie zapraszam na inne moje opowiadania :)
OdpowiedzUsuń