Rozdział XVIII
***
Powitanie Nowego Roku w społeczności czarodziejów nigdy
nie było obchodzone zbyt hucznie. Nie dlatego, że magiczni obywatele nie lubili
się bawić, ale dlatego, że powodów do świętowania w trakcie roku było tak
wiele, że Sylwester nie wyróżniał się niczym szczególnym pośród licznych okazji
do balów, przyjęć i prywatek. Oczywiście nikt nie chciał tracić okazji do
zrobienia trochę hałasu i obejrzenia zachwycających pokazów sztucznych ogni
doktora Filibustera, choć w ostatnich latach imprezy były zdominowane przez
wyroby Weasleyów, do których produkty pirotechniczne Filibustera nawet się nie
umywały. Fajerwerki z linii Explosive Enterprises były wykupowane na długo
przed końcem roku i tylko ci co mieli pełne sakiewki złota oraz byli
wystarczająco przewidujący, mogli nimi cieszyć oko. Nic więc dziwnego, że
Dudley Dursley, widząc Kometę Kryształowego Zaklęcia, piszczał z zachwytu
rozglądając się ukradkiem za osiedlowymi kolegami, na których mógł teraz zrobić wrażenie. To była niepowtarzalna
okazja. On i jego dziewczyna – Marietta – nie mogli wyjść z podziwu widząc
upominki od Hermiony i Draco. Również Petunia Dursley, uraczona najlepszym
miodem pitnym dostępnym na rynku i zajadająca się bajecznymi słodyczami z
Miodowego Królestwa, co chwila gratulowała sobie organizacji przyjęcia dla
przyjaciół i znajomych swojego siostrzeńca. Sam Harry, wodził po zebranych
nadal lekko nieprzytomnym wzrokiem.
Miał poczucie, że budzi się z bardzo długiego snu i
nie zdaje sobie sprawy ze wszystkiego co działo się w czasie, gdy on spoczywał
w objęciach Morfeusza. Pamiętał jak tuż przed świętami Bożego Narodzenia,
ocknął się w łóżku. Przez chwilę chłonął odgłosy dochodzące zza jego
zamkniętych jeszcze powiek i ze zdziwieniem stwierdził, że są one jakby
odgłosami dawno minionej przeszłości. Słyszał skrzeczący lekko głos ciotki
Petuni i gburowaty ton Dudleya, wyraźnie z czegoś niezadowolonego. Uchylił
powoli powieki i natychmiast je zamknął. Ten sufit poznałby wszędzie; tkwiła na
nim ogromna plama atramentu zmieniającego kolor. Napłynęły do niego wspomnienia
awantury jaka na niego czekała, gdy tylko ciotka Petunia ją zobaczyła. Tylko
fakt, że nie dał się już wtedy zastraszać wymyślnymi karami, sprawił iż był w
stanie spokojnie znosić krzyki i groźby jakimi obdarzyła go siostra jego matki.
Myśląc z przerażeniem o tym co się dzieje, postanowił otworzyć oczy. Przed nim
ukazał się widok jego starego pokoju. W oknie, przez które wdzierał się teraz
blask popołudniowego słońca, nie było już kraty, którą wuj Vernon przymocował
gdy Harry był na drugim roku w Hogwarcie. Rozglądając się ostrożnie,
stwierdził, że w jego dawnym pokoju panuje harmider jakiego nie spodziewałby
się po pomieszczeniu w domu państwa Dursley. Na parapecie stała stara klatka
Hedwigi, z drzwiczkami wypadniętymi z zawiasów i zaschniętymi odchodami na
metalowym dnie. Pod oknem znalazł swoje miejsce otwarty kufer w którym walały się
najwidoczniej jego dawne, szkolne przybory, które zostawił udając się na
wyprawę w poszukiwaniu horkruksów. Jedyne co się nie zgadzało z jego
wspomnieniami, to fakt, że brakuje popsutych gadżetów jego kuzyna. To
ostatecznie przekonało go, że jego życie od czasu odpuszczenia Privet Drive nie
było tylko snem, a on sam nie tkwi u Dursleyów w czasie kolejnych wakacji. Ale co w takim razie tu robił? Wstał
ostrożnie z łóżka, rozglądając się za ukrytą kamerą. Tak, to musiał być jakiś
żart, wysmażony przez Dursleyów. Może go tu przetrzymują aby nie mógł wrócić do
czarodziejskiego świata? Rozejrzał się w poszukiwaniu różdżki i z przerażeniem
stwierdził, że nigdzie jej nie ma. Postanowił przejrzeć zawartość skrytki pod
obluzowaną deską podłogi oraz szkolnego kufra. Wyjął plik starych, pożółkłych
już listów, rozwinął je i zaczął czytać zagłębiając się w odmętach tego co
dawno minęło. Gdy tak siedział zatopiony we wspomnieniach, drzwi jego pokoju
otworzyły się delikatnie, a w nich stanął Dudley.
– Harry? – zapytał wytrzeszczając oczy. – Stary, ale
mnie nastraszyłeś. Myślałam, że to jakiś skrzat czy ktoś – roześmiał się lekko
zażenowany. Harry przez chwilę nie mógł zrozumieć co się dzieje i o czym Wielki
De tak właściwie mówi. Gdy dotarł do niego sens słów, jego oczy zrobiły się
okrągłe ze zdziwienia i nim zdążył się zastanowić nad tym co chce powiedzieć,
wypalił:
– Skąd wiesz o skrzatach?
– No przecież jednego było dane mi poznać, a z tego co
pamiętam, to przyjaźniłeś się też z jakimś Kredkiem czy jakoś tak.
– Skąd TY wiesz o Zgredku? – zapytał ponownie Harry,
rozumiejąc jeszcze mniej niż na początku.
– Od Rona. Opowiadał mi jak… Zgredek? Tak? – widząc
jak Potter kiwa głową, kontynuował. – Jak Zgredek cieszył się ze starych
skarpetek ojca. Musiał być naprawdę zdesperowany.
– Zaraz, jak to od
Rona, przecież wy się nie znacie.
– Fakt, może nie przyjaźnimy się jak ty i on, ale
owszem, znamy i nawet lubimy. Harry, obawiam się, że masz dużo do nadrobienia.
I Harry nadrabiał. Nadrabiał swoją przeszłość otoczony
czułą opieką Dursleyów, których nigdy nie podejrzewał o takie pokłady zrozumienia
i z początku w ogóle im nie ufał. Ron odwiedzał go w każdej wolnej chwili,
siedząc potem do późna i opowiadając o wszystkim, o czym Harry nie pamiętał lub
pamiętać nie chciał. Tomas, którego Harry przypominał sobie jak przez mgłę,
starał mu się wyjaśniać co działo się z jego psychiką, jednocześnie
zapewniając, że Potter nie musi już nikogo ratować, nie jest też konieczne,
żeby wracał do swojej byłej pracy i zawodu Aurora. Może zacząć żyć na nowo, tak
jak sam tego chce, bez spełniania oczekiwań ze strony społeczeństwa. Harry’emu
ciężko było odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Powoli napływały do niego
wspomnienia; zdawał sobie sprawę z tego jak się czuł, jak bardzo chciał się
wycofać, przestać rozwiązywać zagadki, walczyć, zabijać. Cieszył się, że teraz
nikt go do tego nie zmusza, ale miał poczucie, że czegoś mu brakuje. Czegoś
ważnego.
Stał teraz patrząc lekko nieprzytomnym wzrokiem na
Hermionę i Draco, którzy odwiedzili go w noc sylwestrową. Salon Dursleyów
został przyozdobiony wiecznie trwałymi soplami lodu, bajecznymi świecidełkami i
gałązkami ostrokrzewu. W rogu pokoju stała prawdziwa jodła na której znalazły
się świąteczne ozdoby, których Harry nigdy wcześniej nie widział. Nad kominkiem
nadal wisiały, teraz już puste, świąteczne skarpety. Harry w tym roku, po raz
pierwszy dostał od Dursleyów prawdziwy prezent bożonarodzeniowy – szkatułkę
pełną zdjęć z jego dzieciństwa (zwykle robionych z ukrycia, bo nie miał do tej
pory o nich pojęcia) oraz elegancką koszulę. Ciotka Petunia zachowywała się tak,
jakby w ogóle nie przeszkadzał jej fakt nieobecności wuja Vernona i Harry
zaczął podejrzewać, że ktoś majstrował w jej pamięci. Wiedział, że wuj wyjechał
w daleką i długą delegację, mającą mu przynieść bajońskie sumy na koncie,
jednak zawsze wydawało mu się, że Petunia Dursley jest bardzo z mężem związana
i będzie tęsknić. Nie wyglądało na to, biorąc pod uwagę jej obecne zachowanie.
Świetnie się odnajdowała w rzeczywistości w której brak było Vernona, za to jej
dom, oprócz syna i jego dziewczyny, wypełniali po brzegi czarodzieje. Właśnie
prowadziła jakąś niezwykle interesującą rozmowę z Hermioną, gdy do salonu
wszedł Tomas. Harry zauważył to w ciągu ułamka sekundy; Draco natychmiast
oderwał wzrok od Rona który teraz opowiadał mu jakiś dowcip o goblinach i spojrzał
dziwnie rozradowanym wzrokiem na wchodzącego mężczyznę. Równocześnie Hermiona
spojrzała w stronę Draco i w jej oczach błysnęło coś, czego nigdy Harry w nich
nie widział. Wrażenie trwało mniej niż mrugnięcie powieką, ale dało powód do
zastanowienia. Tomas, zdający się nic nie zauważać, zbliżył się do Harry’ego,
który teraz czuł się bardziej zagubiony niż w ostatnich dniach.
– Jak się dziś czujesz? – zapytał z troską mężczyzna,
na co Draco zachłysnął się kremowym piwem, które właśnie wziął do ust. Harry
spojrzał zdezorientowany najpierw na Draco, a potem na Tomasa i nie chcąc być
niedyskretnym, postanowił nie komentować sceny jaka przed nim się rozegrała.
Być może jego zasnuty mgłą mózg, odbierał mylnie sygnały wysyłane przez innych
ludzi.
– Z każdym dniem coraz lepiej – zwrócił się do Tomasa.
– Myśli mi się dużo sprawniej i nie ukrywam, że dobrze jest mieć świadomość,
że, choć trochę późno, odnalazło się swoją rodzinę. Może stwierdzenie
„odnalazło” nie jest najszczęśliwsze w obecnej sytuacji, ale tak to odczuwam.
Ciotka i Dudley okazują mi dużo serca i widzę, że żałują tego co było. Petunia
dużo opowiada mi o mojej mamie. Wiesz, że dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak
mało wiem o swoich rodzicach? W przeszłości byłem tak bardzo zaabsorbowany
zbawianiem świata, że nie znalazłem czasu na rozmowę o nich z Syriuszem czy
Lupinem. A kto ich lepiej znał niż oni?
– Wiem, że Black był twoim ojcem chrzestnym, –
powiedział Tomas w roztargnieniu przyglądając się Hermionie, która śmiała się
perliście słysząc coś co opowiadała
właśnie Petunia Dursley – ale kim był Lupin?
– Remus był serdecznym przyjacielem mojego ojca. We
czterech tworzyli znanych w tamtych czasach huncwotów. Mój ojciec nazywany
Rogaczem, Syriusz jako Łapa, Remus–Lunatyk i Glizdogon, czyli Peter Pettigrew,
który ostatecznie zdradził moich rodziców i przyczynił się do ich śmierci.
– Przepraszam, nie chciałem wywoływać przykrych
wspomnień – Tomas wyglądał na wyraźnie zmieszanego.
– Nie szkodzi. To mi nawet pomaga jak o nich mówię.
Często rozmawiam z ciotką na ich temat. Ona jest ciekawa faktów jakie znam, a
ja tych o których wie ciotka. Wiesz, że moja mama ciągle do niej pisała? Nawet
po ślubie. Ciocia przyznawała się do co dziesiątego listu, resztę trzymała
głęboko zamkniętą, tak żeby wuj Vernon nie domyślił się prawdy. Czasami nawet
odpisywała. Mówi, że była wtedy raczej koszmarna, ale w tej korespondencji
musiało być coś, co mimo wszystko dawało nadzieję mojej mamie.
– Twoja ciocia wyraźnie się zmieniła. To chyba dobrze?
– Tak. Jej zmiana jest zaskakująca, ale tak myślę, że
ciotka zawsze taka była, tylko żal jaki rozdzielił obie siostry ją trochę
przerósł. Związek z wujem, też nie ułatwiał jej zadania i chęć zadowolenia go
oraz dostosowania do standardów jakie wyznawał Dursley, sprawiła, że ciotka zapomniała
kim jest naprawdę. Sama wspomina, że od zawsze była bardzo zazdrosna o moją
mamę. Wiesz, Lily umiała rzeczy, których Petunia, choć starsza, nie potrafiła.
Gdy moja mama dostała list z Hogwartu w którym wyjaśniła się jej odmienność,
ciotka czuła się poszkodowana. Moi dziadkowie nie pomagali zachwycając się
osiągnięciami młodszej córki, a o starszej całkowicie zapominając.
– Och, jakie to częste. Myślisz, że to usprawiedliwia
postępowanie twojego wujostwa?
– Och nie! Wcale – wykrzyknął Harry, ale zaraz obniżył
ton, bo nie chciał aby wszyscy przysłuchiwali się jego rozmowie z Tomasem. –
Jestem im wdzięczny, że mnie wychowali. Zawsze byłem, choć było mi tu źle. Gdy
skończyłem jedenaście lat, moje życie się bardzo zmieniło. Zresztą jak każdemu
dzieciakowi, który z jakichś względów nie wiedział, że jest czarodziejem.
Privet Drive jednak zawsze był stałym punktem mojego życia, nawet wtedy gdy
wpadałem tu tylko na kilka tygodni. Nie wiem czy ciotka zdawała sobie z tego
sprawę, choć Dumbledore oczywiście wyjaśnił jej o co z grubsza chodzi, że
pozwalając mi tu mieszkać, dawała mi czas na przygotowanie się do walki z
Voldemortem. Sama twierdzi, że ostatecznie zrozumiała to wtedy, gdy Dedalus
Diggle zostawił ich wiele kilometrów od domu i zapewnił, że przyjdzie czas,
kiedy będą mogli tu wrócić. Cały rok żyli w ukryciu, a ciotka musiała znosić
pomstowanie swojego męża, który nie rozumiał, iż niezależnie od tego, że są
moimi krewnymi, to i tak znaleźli by się w niebezpieczeństwie. To wtedy
zrozumiała, co musiała przeżywać jej siostra i do jakiego świata tak naprawdę
należała. Twierdzi, że oboje z Dudleyem byli mi wdzięczni za to, co zrobiłem;
że zadbałem również o ich bezpieczeństwo. To Dudley jako pierwszy, zaczął
interesować się moją przeszłością i z czasem odważył się do mnie odezwać. Teraz
się z tego cieszę, wiem, że jest mu łatwiej wiedząc, że spłacił wreszcie swój
dług wdzięczności.
– Dudley, choć może niezbyt błyskotliwy, ma chyba
dobre serce, tak przynajmniej wnioskuję z obserwacji jego i Marietty.
– Masz rację, wydają się szczęśliwi. Niestety nie
można chyba tego powiedzieć o Malfoyach. Ty wiesz co się z nimi dzieje,
uczestniczysz w tym, prawda?
Tomas zmieszał się lekko, nie wiedząc ile może
powiedzieć. Widząc to Harry, powiedział:
– Nic nie mów, to widać. Mam tylko nadzieję, że
wszyscy wyjdziecie z tej relacji obronną ręką. Nie chcę żeby Hermiona
cierpiała, nie zasługuje na to. Choć mój mózg nie pracuje jeszcze tak jak
powinien, to widzę w jej wzroku coś, czego nie powinno tam być. Uważajcie na
nią, to może być niebezpieczne.
Tomas popatrzył uważnym wzrokiem na dwójkę jego
przyjaciół. Tak, też zauważył to o czym mówił Harry, wzrok Hermiony się zmienił
i wcale mu się to nie podobało.
***
Gdy w połowie stycznia śnieg rozpadał się na dobre, tworząc malownicze
zaspy, młodzi państwo Malfoy zostali zaproszeni na przyjęcie do Lucjusza i
Narcyzy. Rodzice Draco chcieli się pochwalić „swoimi dziećmi” jak się wyrażali
w kręgach znajomych i rozgonić plotki jakie ostatnio znowu zaczęły wypełzać z
ciemnych kątów pamięci ich przyjaciół. Draco na dobre odłożył kule więc nic nie
stało na przeszkodzie ku temu, by się trochę zabawić. Hermiona miała mieszane
uczucia, wiedząc, że wśród gości znowu znajdzie się również Tomas, który swoimi
zasługami skutecznie wkupił się w kręgi lokalnej socjety. Nie miała ochoty
udawać przed wszystkimi doskonałego humoru, ale gdy Draco zaczął się wyraźnie
wahać, zaczęła zdecydowanie nalegać wbrew własnym obawom.
– Musisz wreszcie wyjść do ludzi – przekonywała. – Kręcisz
się tylko w domu lub po zaśnieżonych ogrodach, widując jedynie nudne twarze
domowników, chyba że ktoś nas przypadkiem odwiedzi, ale odkąd Harry znalazł się
u Dursleyów, nawet Ron zagląda tu rzadko. Przyznaj, że potrzeba ci rozmowy z
osobami czującymi podobnie jak ty...
To chyba nie było szczęśliwe wyrażenie, pomyślała
Hermiona gryząc się w język. On jednak udał, że niczego nie zauważył, choć
całym sercem zgadzał się z tym co powiedziała. Odwiedzał ich tylko Ron i Tomas
co sprawiało, że Draco stawał się zamknięty w sobie i drażliwy.
– Jesteś za dobra dla mnie, kochanie – powiedział z
uśmiechem, choć widział jak Hermiona krzywi się na czułe określenie jej osoby.
Tak bardzo się zmieniła. W głowie ukształtował mu się pewien pomysł. – No więc
dobrze, pójdziemy. Bardziej jednak ze względu na ciebie niż na mnie. Tyle się
namęczyłaś tej zimy. Będziesz mogła wreszcie włożyć swoją najpiękniejszą suknię
i po raz pierwszy rodowe klejnoty. Mam też dla ciebie mały prezent, myślę, że
ci się spodoba – dodał, przekonany, że choć na chwilę poprawi jej humor. Jeżeli
Hermiona będzie w dobrym nastroju, to może i on będzie w stanie uporządkować
wreszcie myśli i emocje jakie wypełniają go w ostatnim czasie.
– Prezent? Ale z jakiej okazji? – Gryfonka zerkała na
niego nieufnie, jakby spodziewała się, że roześmieje jej się szyderczo w twarz.
Widział popłoch w jej oczach i bardzo go to zabolało, ale również zastanowiło.
Musiał coś robić nie tak, ale choć całą siłą woli, próbował sobie przypomnieć
cóż to mogło być, nie był w stanie zlokalizować powodu dla którego Hermiona
mogłaby czuć to, co czaiło się w jej wzroku.
– Och, bez okazji. Chociaż nie, za miesiąc mamy walentynki. Wiem, że nie uznajesz tego
święta, ale powiedzmy, że o tym zapomniałem i trochę się pospieszyłem z
prezentem. – Draco z łobuzerskim uśmiechem na ustach, machnął krótko różdżką i
na jego wyciągniętej dłoni zmaterializowała się hebanowa kasetka. Wiedział, że
wymówka jest szyta grubymi nićmi, ale nic innego nie przychodziło mu teraz do
głowy; urodziny miała we wrześniu, imieniny na koniec maja. Najbliżej była ich
rocznica ślubu, ale oczywiście pomyślał o tym za późno, żeby ugryźć się w
język. Jednak poskutkowało; zaintrygowana Hermiona podeszła bliżej, ale nim
zdążyła otworzyć usta w zachwycie, Draco zaczął prezentację:
– Clive Christian No.1, limitowana edycja. Wykonano
tylko dziesięć takich flaszeczek, z których do dzisiaj zakupione zostały trzy
sztuki. Pomyślałem, że chciałabyś mieć czwartą, na specjalne okazje.
Hermiona stała oniemiała. Wiedziała, że ten flakonik
zawierający pięćset mililitrów perfum wart jest jej sześcioletnich zarobków w
Ministerstwie; ludzie za takie kwoty kupują wymarzone domy. Oczywiście zdawała
sobie sprawę, że w tym przypadku o kosmicznie wysokiej cenie perfum przesądza
nie ich zapach, a ekskluzywny wygląd. Czytała w kolorowej prasie, że flakonik
który leżał teraz na wyciągnięcie jej ręki, wykonano z francuskiego kryształu
Baccarat, a dodający mu iście królewskiego splendoru pięciokaratowy diament
osadzony jest na „kołnierzyku” z osiemnastokaratowego złota. Samo to, że Draco
uznał za wartościowy jakiś mugolski wyrób, świadczył o jego ekskluzywnym
pochodzeniu. Nie mogła uwierzyć, że ten drogocenny pojemniczek spoczywający w
hebanowej kasetce wyściełanej aksamitem, zdobionej złotem i platyną, którą z
uśmiechem trzymał przed nią jej mąż, należy tylko do niej.
– Ja nie mogę tego przyjąć – wykrztusiła wyraźnie
zażenowana i onieśmielona.
– Ale oczywiście, że możesz. Zasługujesz na to i
wiele, wiele więcej – podszedł do niej i odkładając drogocenny prezent na stolik
od kawy, przyciągnął ją do siebie. – Chciałbym żebyś wiedziała, że jesteś
najlepszą rzeczą jaka mogła mnie spotkać. Winny ci jestem dozgonną wdzięczność
i oddanie. Chciałbym ci wynagrodzić te wszystkie łzy, jakie przeze mnie
wylałaś. Powiedz tylko co powinienem zrobić?
Hermiona przełknęła łzy wzruszenia, jakie napłynęły
jej do oczu. Och, ona wiedziała jaką nagrodę przyjęłaby z otwartymi ramionami,
jednak tego nie mogła od niego żądać. Dzielnie zniosła jego wzrok wpatrzony
badawczo w jej źrenice i żałowała, że w tak pięknym momencie nie mogła być
szczera.
– Mam wszystko czego potrzebuję. Naprawdę – dodała
widząc lekki cień przemykający po jego twarzy. – Dziękuję ci za prezent, nie
spodziewałam się.
– Cieszę się, że sprawiłem ci niespodziankę. Wiesz? Mam
wrażenie, że teraz wszystko się zmieni. To co robimy z tym przyjęciem? Masz
jakiś plan?
Tydzień później Hermiona czuła się dosłownie jak
królowa, gdy lekko wsparta na ramieniu Draco wchodziła do rezydencji teściów.
Kamerdyner głośno zaanonsował ich przybycie. Szli wolno, więc nie bardzo było
widać, że Draco pociąga nogą, ona zaś rozkoszowała się tym, że wszyscy na nią
patrzą. Delikatny zapach wanilii pomieszanej z jaśminową nutą przyprawioną
odrobiną limonki i białej brzoskwini odurzał jej zmysły na tyle skutecznie, że
wszystkie troski przestały się chwilowo liczyć.
Była piękna tego wieczoru, piękniejsza, niż zdawała
sobie z tego sprawę. Jej czekoladowe
oczy błyszczały szczęściem. Zawsze wspaniała cera Hermiony wydawała się
jeszcze delikatniejsza w zestawieniu z suknią, której czarny stan odcięty od
ciemnoniebieskiej spódnicy dyskretnymi srebrnymi ozdobami w formie paska,
idealnie komponował się z wysadzaną szafirami kolią.
Draco jeszcze się nie otrząsnął z wrażenia, jakiego
doznał, gdy ukazała mu się w domu, w Malfoy Manor. Najchętniej nie pokazywał by
jej światu, tylko cieszył się jej widokiem w samotności. Gdy zdał sobie sprawę
ze swoich myśli, z zawstydzeniem stwierdził, że pojawiły się w jego głowie nie
po raz pierwszy, tylko jego zaborczość widocznie nie została zauważona przez
Hermionę co pokrywał niezamierzoną irytacją. Postanowił nad tym popracować.
Młoda pani Malfoy miała wielkie powodzenie. Jej mąż,
oczywiście, nie tańczył, ale pozwalał, choć w duchu bardzo niechętnie, jej
bawić się ze wszystkimi kawalerami, którzy dwornie o to prosili. Po każdym
tańcu wracała do niego z coraz bardziej błyszczącymi oczyma i płonącymi
policzkami.
W czasie gdy Hermiona nadrabiała zaległości
towarzyskie, Draco rozmawiał ze swymi dawnymi przyjaciółmi. Kilku miało, podobnie
jak on, skłonności do mężczyzn. I teraz jeden z nich, w tym samym co Draco
wieku, odciągnął go na bok.
– No i jak, Malfoy? – zapytał poufale. – Znalazłeś
sobie może ostatnio jakiegoś nowego przyjaciela?
Draco wodził wzrokiem za Hermioną, która tańczyła
powolną, elegancką pawanę z Tomasem.
– Nie – odparł krótko, zazdrośnie przypatrując się
parze.
– Nie? – zdziwił się przyjaciel, przyglądając
obojętnie sosnowym gałązkom ułożonym w miedzianej wazie. – No tak, byłeś
przecież tak długo przykuty do łóżka. Odwiedź mnie w najbliższym czasie,
dobrze?
Draco poczuł lekki dreszcz obrzydzenia. Z premedytacją
udał, że źle zrozumiał zaproszenie.
– Dziękuję. Przyjedziemy bardzo chętnie.
Mężczyzna najmniejszym nawet grymasem nie dał poznać,
jakie to na nim zrobiło wrażenie.
Przyjęcie miało trwać długo w noc, lecz Hermiona nie
chciała zanadto męczyć Draco, wobec czego wyszli zaraz po tym jak Lucjusz,
wspierany przez Narcyzę i kamerdynera, kołysząc się niczym okręt podczas
sztormu, opuścił zebranych.
W samochodzie, którym podjechał Albert Draco milczał.
Hermiona natomiast śmiała się ożywiona i szczebiotała przez całą drogę. Mówiła
o balu, o pięknych strojach, o dekoracjach. Zachowywała się zupełnie inaczej
niż na co dzień.
Kiedy w domu pomagał jej zdjąć aksamitną pelerynę,
zapytał:
– Jak ci się dziś rozmawiało z Tomasem?
– Z kim?
– No proszę cię, a z kim tańczyłaś dziś bez przerwy?
– Czy ja tańczyłam z kimś szczególnie często? No może
faktycznie z Tomasem zatańczyłam dwa czy trzy kawałki więcej, ale to dlatego,
że jest naszym przyjacielem. Wiesz, on zachowywał się dziś z pewną przesadą,
ale w takich sytuacjach wszyscy po trosze tacy są.
– Tak – zgodził się Draco sucho.
Podano im jeszcze coś lekkiego do picia, lecz Draco
przez cały czas przyglądał jej się w roztargnieniu, jakby się nad czymś
zastanawiając. Wyglądał jakby chciał odgonić od siebie pewną natrętną muchę,
która uwzięła się zasiąść na jego arystokratycznym nosie.
Następnego dnia zachowywał się tak samo. I
następnego...
Piątego dnia wieczorem nagle wybuchnął:
– Czy ty nadal czujesz sympatię do niego? Do Tomasa?
Hermiona zaczęła szukać w pamięci czegoś, co mogłoby
dać początek takim przypuszczeniom.
– Tomas jest bardzo miły. Jak wszyscy nasi znajomi
zresztą.
Draco stał i stukał złamanym gęsim piórem w blat
stołu. Dopiero co było całe, pomyślała Hermiona. Co się z nim właściwie dzieje?
Przeniknął ją dreszcz lęku. Tomas? Nie, nie teraz! Tego by nie zniosła!
Przecież ostatnio było lepiej. Jej nadzieja pękła jak bańka mydlana. Natomiast to,
co Draco powiedział w następnej chwili, całkiem ją zmroziło.
– Słuchaj – rzekł powoli – czy ty nie czujesz się
tutaj samotna? Nie myślałaś o powrocie do pracy?
– Czy kiedykolwiek dałam coś takiego do zrozumienia? –
odparła spokojnie, lecz pytania męża sprawiło jej ból. Było oczywiste, że chce
się jej pozbyć.
– Nie, ale... Jesteś młodą, lecz dojrzałą kobietą.
Byłoby rzeczą naturalną, gdybyś...
Hermiona długo milczała. Czuła się martwa w środku,
ale nie chciała mu zanadto ułatwiać.
– Chcesz, żebym się wyprowadziła? Czy to o Tomasie
myślisz?
Draco wpatrywał się w nią uważnie.
– Czy co?
– Co to jest za odpowiedź w takiej sytuacji? Dobrze, wobec tego wprost:
chciałbyś mieć tutaj Tomasa zamiast mnie?
Draco wyglądał na ogromnie zaskoczonego.
– Na Merlina! Nie! – krzyknął i wyszedł z pokoju tak
szybko, jak mu na to pozwalała jego chora noga.
To dziwne zamyślenie jednak trwało. Dni mijały, a on
wciąż spoglądał na nią badawczo...
Omg, omg! XD taka niespodzianka na koniec dnia! Lecę czytać
OdpowiedzUsuń:D I jak? i jak? :)
UsuńCóż mogę powiedzieć, jak zawsze mistrzostwo! Kocham język, jakim operujesz.
UsuńCieszę się, że Harry wraca do zdrowia, bardzo na to liczyłam. Tak jak podejrzewałam - nie ma z nim Ginny, chyba nie bardzo interesuje się stanem swojego męża.
Zadowolenie sprawił mi też fakt bardziej heteroseksualnego zachowania Draco. Mimo to mógłby mieć więcej taktu i spostrzegawczości, jego słowa zabolały nie tak samo jak Hermione. Podobnie tak ona zinterpretowałam jego zachowanie.
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy :3 A w międzyczasie nadrobię zaległości w "Śladach" i tym nowym prologu.
Pozdrawiam ciepło,
Addie Della Robbia
ciemna-strona-dobra.blogspot.com
Jak ona*
UsuńCieszę się, że kolejny rozdział również się podoba. No cóż, pamiętajmy, że Draco to tylko facet :D co do Ginny, oni nie są małżeństwem z Harrym ;)
UsuńTo jeden z moich ulubionych rozdziałów! Harry wraca do siebie i jakże cieszę się, że jego kontakty z ciotką się poprawiają. Zawsze wyobrażałam sobie, że po wojnie rzeczywiście ocieplili swoją znajomość.
OdpowiedzUsuńCoś w relacji Hermiony i Draco zaczyna się dziać! I ta końcówka... Ach, jestem urzeczona! Jaka szkoda, że Hermiony tak opacznie zrozumiała Draco, ale oby sobie to wyjaśnili... jakże cieszę się, że on zaczyna coś czuć w kierunku do niej, a poczuł obrzydzenie gdy jeden z jego znajomych zaproponował mu seks!
Trzymam kciuki za Twoja wenę i ściskam mocno!
Jej, bardzo Ci dziękuję :) ja też lubię ten rozdział, bo choć moi bohaterowie mają zwykle ciężkie życie ze mną, to lubię gdy wychodzą powoli na prostą :D
Usuń"Pod oknem znalazł miejsce otwarty kufer w którym walały się najwidoczniej jego dawne, szkolne przybory, które zostawił udając się na wyprawę w poszukiwaniu horkruksów. " - początek zdania wydaje się takie, jakby tam czegoś brakowało.
OdpowiedzUsuńJeszcze gdzieś tam widziałam brak pauzy Chyba jak Hermiona i Draco rozmawiali o przyjęciu starszych Malfoyów.
Bardzo podobał mi się styl tej notki! Był taki nie wymuszony, szybko się czytało i przyjemnie. Pamiętam, że czytałam kiedyś chyba dwie pierwsze części Wierność jest nudna i pamiętam, że niektóre słowa dla mnie były nie potrzebne, przez co zdania były wymuszone.
Podobały mi się te przysłowia! Jak grubą nicią uszyte i jeszcze jedno chyba była :)
Muszę koniecznie w końcu kiedyś przeczytać resztę, bo czytałam to i nie wiem o co chodzi :<
Mam takie wrażenie, że na samej końcówce zachowali się trochę jak dzieci, ale to może dlatego bo rządziły nimi emocje - w sumie to Hermioną, nie Draco, ale jednak.
No nic, mam nadzieję, że Cie ucieszy mój komentarz!
+ podobał mi się bardzo wątek Harry'ego! < 3
O kochana, Ciebie się tu nie spodziewałam! <3 cieszy niezmiernie. Co do tego zdania na początku, noe mam pojęcia co mogłabym tam dodać, jakieś popozycje? :/ na pauzy zerknę, nie wykluczone, że jest więcej do poprawy, bo wczoraj było już dosyć późno, ale chciałam dodać nie czekając do dziś :P emocje, cóż mogę, oni oboje, choć bardziej Hermiona, zachowują się po trosze jak dzieci, ale to dlatego, że nie są siebie pewni. Musimy pamiętać na jakich zasadach jest ten związek i nie ma się co dziwić Hermionie, że jej serce nie gra z rozumem. Ona nie wie na czym stoi i sama nie do końca jest pewna co by chciała. Podkreślam raz jeszcze, Hermiona w tym opowiadaniu jest trochę zaściankowa, do kanonu dopiero dorasta, a Draco też przedstawia raczej łagodną wersję siebie co jest narzucone niejako przez oryginał. Cieszę się, że Harry Ci się podoba, jest w całości mój :D
UsuńJa bym usunęła miejsce, bo tam w ogóle nie pasuje : D Albo powiedz co to ma znaczyć? pod oknem znalazł puste miejsce, gdzie zawsze stał jego kufer, czy, że był tam otwarty kufer w którym walały się rzeczy, które zostawił, gdy polował na dusze Voldzia?:>
OdpowiedzUsuńNo ja właśnie nie wiem jak z tymi emocjami, bo ne czytałam wcześniejszych, ale to poprawię naprawdę, przydał by się telefon ...
Nie, to znaczy, że pod oknem stoi kufer. To tak jakbys mowila "znalazlam miejsce na kanapie", "obraz znalazł swoje miejsce na ścianie na której wcześniej wisiało lustro" itd. :) w emocjach było mi ciężko zachować Hermionę, szczególnie na początku, wszystko przez oryginał, któremu chciałam być wierna, a przecież Cecylia przy Hermionie wypada dosyć blado ze względu na swoje pochodzenie i czas w jakim dzieje się jej historia.
OdpowiedzUsuń"Pod oknem znalazł miejsce otwarty kufer w którym walały się najwidoczniej jego dawne, szkolne przybory, które zostawił udając się na wyprawę w poszukiwaniu horkruksów. " a to o to chodzi! więc, pomiędzy znalazł, a miejsce dałabym "swoje" : )
UsuńOki :) dopisze, faktycznie będzie bardziej czytelne :) Dziękuję :-*
Usuń:*
UsuńZaczęłam czytać całe opowiadanie po przeczytaniu tego rozdziału i jest on chyba najlepszym ze wszystkich.
OdpowiedzUsuńCała historia naprawdę jest świetna, nareszcie jakiś racjonalny powód tego małżeństwa. A porównania mnie powalają (Lucjusz jak fale podczas sztormu czy człowiek chwytający się ostatniej witki od miotły szukając ratunku - perełki).
Żałuję, że nie ma wszystkich Rozdziałów, ale na Szczęście często publikujesz, więc liczę na to, że długo nie będę musiała czekać :)
A teraz lecę czytać wcześniejsze opowiadania
Dziękuję Ci za komentarz. Cieszę się, że akurat podobają się najbardziej rozdziały zawierające moje wątki :) to bardzo budujące. Do końca zostało już niewiele, więc na pewno dasz radę wytrwać w oczekiwaniu :)
UsuńAch, zapomniałam dodać, że jednak przydałaby się tu beta, co kilka rozdziałów zdarza się błąd ortograficzny Czy gramatyczny, a ja jestem strasznie wyczulona, bo sama zawsze byłam świetna we wszelkich konkursach Ortograficznych. Za to przecinki wyglądały dobrze, ale w tej kwestii jestem przeciętna, więc się nie wypowiadam, na pewno nie rzucał się w oczy żaden błąd :)
OdpowiedzUsuńO becie myślę i się rozglądam ( a czasu i mobilizacji brak, by kogoś wybrać na stałe). Jeżeli widzisz gdzieś błąd, to będę wdzięczna za wytknięcie, bo raczej rzadko się one zdarzają i trudno mi je wychwycić. Przecinki są moją zmorą i wydaje mi się, że sporo jest do poprawy, więc cieszę się, że nie rzucają się jednak w oczy :)
UsuńI nie wiem jak inni, ale ja czasem miałam ochotę rzucić telefonem czytając u ciebie "czarodziei". Wiem, że to dopuszczalna forma, ale naprawdę lepiej brzmi "czarodziejów ".
OdpowiedzUsuńNo z tym właśnie kilka razy miałam problem i dopytywałam się jak lepiej pisać, ale uznano, że to bez znaczenia więc nie zwracam już tak bardzo na to uwagi :)
UsuńJa pewnie bym kombinowała z synonimami i przy odmianie przez ten akurat przypadek (dopełniacz to jest?) pisałabym pewnie "magów" zamiast "czarodziei" czy "czarodziejów". Wtedy nikogo by to nie raziło :D
OdpowiedzUsuńZawsze tak robię, gdy nie jestem pewna jakiegoś słowa.
No z tymi synonimami to gorzej, bo np. nie mogę użyć słowa "wiedźma", bo w kanonie to określenie jednak innej istoty niż czarodziej, więc obawiam się, że "mag" też może różnić się znaczeniem :) po prostu tam gdzie zobaczę te nieszczęsne "czarodziei", zmienię na "czarodziejów", które wydaje mi się bardziej naturalne i zacznę zwracać na to uwagę ;) choć wiadomo, nie dogodzi się każdemu i pewnie ktoś tą forme może uznać za dziwną :P
UsuńBardzo przyjemnie mi się czytało dzisiejszy rozdział, naprawdę :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Harry wraca do hm... normalności.
A jeszcze bardziej jestem zadowolona, że Draco chyba odkrywa swoją heteroseksualną stronę!
Ja nie odebrałam jego reakcji na Tomasa jak Hermiona. Bardziej pomyślałam o tym, że jest zazdrosny o nią. To chyba ta bardziej optymistyczna wersja;)
Oj, ale ten Tomas coraz bardziej mnie denerwuje...
Czyżby ta rywalizacja, o której wspominałaś w poście dyskusyjnym będzie jednak między nim a Malfoyem?:D
Czas pokaże, ja będę czekać:)
Życzę weny i ściskam ciepło!
Z.
[nic-nie-jest-proste-scorose.blogspot.com]
Jak ja się cieszę, że ten rozdział przypadł Wam do gustu :) jest mi tak ogromnie miło, że nie wiem jak mam to wyrazić! Nie mogę zdradzić nic dotyczącego fabuły, ale mam nadzieję zrehabilitować Tomasa w Waszych oczach, choć trochę :) Dziękuję i w wolnej chwili Cię nawiedzę :)
UsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, robi się coraz ciekawiej ;D Draco taki zazdrosny <3
OdpowiedzUsuńCieszę się i tradycyjnie mam nadzieję nie zawieść :)
UsuńZ racji, że ma być happy end, wydaje mi się, iż Draco zmienia orientację. Jestem ciekawa, jak Hermiona zareaguje na ostatnie słowa Dracona. Czemu Harry wyzdrowiał, chciałam, by umrzył 😊 Ale co z Ginny?
OdpowiedzUsuńO nie, chciałaś, żeby Harry umarł? O.o ja go tak bardzo lubię - mimo wszystko <3 co do reszty, musisz poczekać do następnego rozdziału ;) Dziękuję za komentarze, bardzo mnie radują :*
UsuńCzyżby nasz Pan Arystokrata był zazdrosny?! No nie wytrzymam! Draco, oby tak dalej. ^^ ♥♥♥
OdpowiedzUsuń