Witajcie po ogromnej przerwie.
Dziękuję tym co czekają i przepraszam. Nie jestem w stanie wygospodarować choć trochę czasu na pisanie. Udało mi się jednak, stworzyć pierwszy rozdział Iluzjonistów i już jutro go tutaj zobaczycie. Zapytacie pewnie, czemu nie dziś? Otóż dlatego, że musze przeczytać go jeszcze na chłodno, ponieważ ta historia będzie trochę zagmatwana i nie chciałabym się w niej pogubić :)
Ale żeby nie zostawić Was z niczym, zamieszczam małą zapowiedź na którą serdecznie Was zapraszam :)
(...) W ostatnim momencie zauważył zjazd w prawo. Kręcąc ostro kierownicą,
ledwo wyrobił się na zakręcie. Okolica od dobrych kilkunastu kilometrów,
zrobiła się jakby bardziej dzika. Światła przeciwmgielne ledwie dawały radę
oświetlać asfalt kilka metrów przed nim. Po obu stronach drogi rósł dosyć gęsty
las, co wcale nie podobało się Blaise’owi, któremu właśnie teraz auto zepsuło
się na wąskiej dwupasmówce dziesięć kilometrów przed celem podróży. Zimna mgła,
właściwa dla jesiennej pory roku, osnuła go natychmiastowo i zamknęła w
szczelnym kokonie mlecznobiałej mazi. Miał nieprzyjemne skojarzenie z dementorami,
które budziło w nim panikę. Przez dobre pół godziny, będąc, mimo wszystko, dobrej
myśli i wierząc niezachwianie w swoje umiejętności, krążył wokół samochodu,
próbując dostrzec coś, co świadczyłoby o tym, że pojazd jest uszkodzony. Mgła
muskała jego skórę swymi zimnymi mackami i wywoływała coraz wyraźniejszy
dreszcz przerażenia. Las, mimo że osnuty wełnianym kokonem, był pełen przytłumionych,
tajemniczych dźwięków. W pobliżu trzasnęły łamane gałązki, a suche liście zaszeptały
złowrogo, swoim szelestem przyprawiając Blaise’a o skręt żołądka, który właśnie
lokował się mu w gardle. Z radia dobiegło jego uszom „Ojcze nasz”, choć nie
przypominał sobie zmiany stacji radiowej, a w samochodzie dalej unosił się ten
przeklęty zapach kadzidła. Jego mózg usilnie starał się myśleć o wszystkim
innym, skupiając się na rzeczach przyjemnych – nie pomogło… Rozglądając się
ukradkiem, stukał coraz bardziej rozpaczliwie końcem różdżki w tablicę
rozdzielczą, jednak jedynym efektem jaki udało mu się osiągnąć, był zielonkawy
dym wydobywający się z rury wydechowej, który szybko rozpłynął się wśród narastających
oparów mgły. Pot zaczął perlić mu się na czole, a oddech niebezpiecznie
przyspieszył. W normalnej sytuacji wysłałaby swojego patronusa z prośbą o pomoc,
ale teraz nie miał pojęcia gdzie i do kogo miałby to zrobić. (...)
Oh! Będę czytać i coś mi mówi, że będzie ekstra... ^^
OdpowiedzUsuńMiło mi :)
UsuńOh! Będę czytać i coś mi mówi, że będzie ekstra... ^^
OdpowiedzUsuńZapowiada się super. :3
OdpowiedzUsuńNiezalogowana K.
Cieszę się :)
UsuńNie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńJuż jest :)
UsuńMmm początek jak z dobrego kryminału, aż poszłam i popcorn zrobiłam. Uwielbiam takie klimaty, zwłaszcza że u mnie teraz jest tak właśnie mgliście i mroczno, a ja siedzę zawinięta w koc.
OdpowiedzUsuń